Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Do nauki angielskiego - dzieci


Żelka

Recommended Posts

Dzis dostalam zamowione pomoce do pracy z moim synem. (takie tam proste rzeczy dla maluchow) Zamawialam na tej stronie

http://www.sklep.educarium.pl

Jak to zwykle dodali kilka reklam i jedna mi sie bardzo spodobala. Jest o Reading Mentor - nauka jezyka angielskiego dla dzieci...Mysle, ze dzieciom bardzo by sie podobalo cos takiego, bo to troche nauka przez zabawe. Moze byc to bardzo fajne, choc jest dosyc drogie... :roll:

Podaje tutaj informacje o tym, bo moze ktos szuka czegos podobnego dla swojego dziecka... wiadomo im wczesniej sie zaczyna tym lepiej...

Tutaj jest tez strona o tym

http://www.learningresources.com/p2p/searchResults.do?method=view&search=basic&keyword=Reading+mentor&sortby=best&asc=true&page=1

http://www.sklep.educarium.pl/educarium.php?section=1&kategoria=18&p=1

 

Moze komus sie przyda. :p

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zeljka, zerknęłam na ten pierwszy link, a ponieważ ja właśnie mam zamiar dzieci uczyć (tylko te nieszczęsną pracę muszę napisać), to mam mniej więcej pojęcie o tym, co da się z takimi dziećmi robić, a czego nie. Generalnie nie widziałam jak to działa, ale jak dla mnie nauka alfabetu w tym wieku to dla mnie akurat nie jest na pierwszym miejscu, chyba że dziecko ogólnie dość sprytne jest i przejawia zainteresowanie literkami, oraz ma sporo kontaktu z angielskim. Wydaje mi się, że to jest dla aglojęzycznych dzieci, a nie dla dzieci uczących się angielskiego (ale tak jak mówię, zerknęłam pobieżnie).

W ogóle to nie ma co przesadzać z tym i literkami w nauce angielskiego. Trzeba pamiętać, ze dziecko już trochę piszące i czytające po polsku niekoniecznie będzie radziło sobie z tym samym w angielskim (dlatego dobre podręczniki do nauki dzieci w pierwszej - drugiej klasie mają tak niewiele pisania, czytania). U tak małych dzieci najważniejsze jest osłuchanie się z językiem (nawet jak same niewiele mówią, to procentuje to w ten sposób, że jak będą się uczyć w starszym wieku, to dużo łatwiej im będzie wydobyć te wszystkie niuanse w wymowie, intonacji i takie tam. Nie ma co stawiać na dużą ilość słów, bo u małych dzieci trzeba powtarzać często słownictwo, bo inaczej wyleci z głowy, No i zapomnijcie o tłumaczeniach - nie proście swoje dzieci żeby przetłumaczyły wam coś, albo odegrały jakas scenkę. Ich sposób myślenia nie pozwala im na takie rzeczy :wink:

 

Dzieci najlepiej przyswajają słowka i zwroty poprzez gry, zabawy, słuchanie jak ktoś czyta książeczki, dobrze wtedy naśladują akcent, tylko muszą mieć dobry wzór do naśladowania :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U tak małych dzieci najważniejsze jest osłuchanie się z językiem

Dzieci najlepiej przyswajają słowka i zwroty poprzez gry, zabawy, słuchanie jak ktoś czyta książeczki, dobrze wtedy naśladują akcent, tylko muszą mieć dobry wzór do naśladowania :wink:

No wlasnie to tam wszystko jest.

Można się bawić, układać, czytać i słuchać...

A dla małych dzieci nie ma różnicy jaki to jest język. Przecież dzieci w Anglii tez uczą się tego języka.., nie rodzą się z ta wiedzą...wiec jeśli tamte maluchy mogą, to wszystkie mogą...

:p

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No nie rodzą się z tą wiedzą, ale przez te 4 lata to znają ten język dość dobrze :wink: Czytanie książeczki jest jednak trochę inne - bo nauczyciel wyjaśnia, pokazuje, powtarza po kilka razy upewniając się, że dziecko wie, o co chodzi.

 

Moje córki sa dwujęzyczne, a starsza jak miała ok. 4 lat, dostała taki... hmmmm komputerek - nie wiem jak to nazwać... komputerek to za dużo powiedziane , ale tam były takie zabawy, dobieranie kolorów, dźwięków, przedmiotów, wszystko fajnie, ale mimo, że jest rozwinięta ponad wiek (zaczęła czytać i pisać w wieku lat 5) i zna angielski , nie było jej łatwo i generalnie musiał jej ktoś asystować. Moja koleżanka (też uczy angielskiego) kupiła to później swojej córce (przywieźliśmy jej z Anglii) i mówiła, ze łatwo nie jest - bo dziewczynka praktycznie nic nie rozumiała, więc łatwo się zniechęcała. Dlatego ja sceptycznie jestem nastawiona do tych zabawek jako głównego elementu nauki języka. Poza tym pisząc o zabawach miałam na myśli takie zabawy gdzie dziecko używa nie tylko rąk, ale też innych części ciała wink: Czyli tańczy, chodzi, biega, pokazuje, naśladuje :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dla małych dzieci, które uczą się angielskiego, gorąco polecam - Pons Angielski śpiewająco - uczyłam z niego dzieciaki w przedszkolu, oraz "Four seasons in a year" - zacznijcie uczyć Wasze pociechy piosenek, wierszyków, tzw "fingerplays", niech się osłuchują z językiem. Broń Boże nie zaczynajcie od czytania, pisania i wkuwania gramatyki i zwrotów w języku obcym!!!

 

Służę pomocą, jeśli chodzi o strony z grami, zabawami i pomocami dla dzieciaków :) :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pozwolę się przyłączyć do tej dyskusji o nauce języków, gdyż mam nieco odmienne zdanie od waszego. Jestem anglistką z 11-letnim stażem pracy wśród licealistów. Otóż chodzi o to, że w wielu przypadkach jest tak, że dziecko, które "chodzi na angielski od urodzenia niemalże" wcale nie musi być lepsze z angielskiego od dziecka, które zaczęło tą naukę w szkole. Gdyby tak było, w życiu nie byłaby anglistką, gdyż ja zaczęłam się uczyć dopiero w liceum....Po drugie, na znajomość języka ma wpływ wiele innych czynników, takich jak: predyspozycje językowe, motywacja do nauki, ilość godzin poświęconych na naukę itp. Oczywiście, jeśli chodzi o dzieci, to łatwiej je zmotywować. Fajne jest też to, że dzieci uczęsczające na lekcje mają kontakt z innymi dziećmi i czegoś jednak się uczą. Tylko czy aby to wszystko zmierza w dobrym kierunku?? Czy rzeczywiście nasze dzieci muszą umieć wszytko wcześniej, więcej, bardziej?? Zamiast tak jak my w dzięcięcych latach, jeżdzić na rowerze, szaleć na dworze. Dodam, że przecież nikt tych lekcji czy materiałów do nauki nie daje za darmo, kosztują mnóstwo pieniędzy. Sama mam dwoje dzieci, syn 8 lat, uczy się w szkole angielskiego jako obowiązkowego przedmiotu, córka 4 lata, chodzi do przedszkola i jako jedna z nielicznych dzieci nie chodzi na angielski. Mam nadzieję, że nie uraziłąm nikogo,

pozdrawiam, Kasia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pozwolę się przyłączyć do tej dyskusji o nauce języków, gdyż mam nieco odmienne zdanie od waszego. Jestem anglistką z 11-letnim stażem pracy wśród licealistów. Otóż chodzi o to, że w wielu przypadkach jest tak, że dziecko, które "chodzi na angielski od urodzenia niemalże" wcale nie musi być lepsze z angielskiego od dziecka, które zaczęło tą naukę w szkole. Gdyby tak było, w życiu nie byłaby anglistką, gdyż ja zaczęłam się uczyć dopiero w liceum....Po drugie, na znajomość języka ma wpływ wiele innych czynników, takich jak: predyspozycje językowe, motywacja do nauki, ilość godzin poświęconych na naukę itp. Oczywiście, jeśli chodzi o dzieci, to łatwiej je zmotywować. Fajne jest też to, że dzieci uczęsczające na lekcje mają kontakt z innymi dziećmi i czegoś jednak się uczą. Tylko czy aby to wszystko zmierza w dobrym kierunku?? Czy rzeczywiście nasze dzieci muszą umieć wszytko wcześniej, więcej, bardziej?? Zamiast tak jak my w dzięcięcych latach, jeżdzić na rowerze, szaleć na dworze. Dodam, że przecież nikt tych lekcji czy materiałów do nauki nie daje za darmo, kosztują mnóstwo pieniędzy. Sama mam dwoje dzieci, syn 8 lat, uczy się w szkole angielskiego jako obowiązkowego przedmiotu, córka 4 lata, chodzi do przedszkola i jako jedna z nielicznych dzieci nie chodzi na angielski. Mam nadzieję, że nie uraziłąm nikogo,

pozdrawiam, Kasia

 

Moim zdaniem nie ma ekonomicznych podstaw :wink: do uczenia małych dzieci, przynajmniej jeśli chodzi o naukę słownictwa i gramatyki - bo małych dzieci gramayki się nie uczy, a słownictwo jest mocno ograniczone. Czyli jeśli wydamy ileś tam PLN na naukę dziecka małego i, powiedzmy 12-letniego, to lepiej będzie mówił ten 12-latek - szybciej się uczy, można mu już wytłumaczyć zasady gramatyczne itd. Po co w takim razie uczyć dzieci? tak jak pisałam wcześniej - dziecku dużo łatwiej nauczyć się poprawnej wymowy, dziecko lepiej wychwytuje te niuanse w dźwiękach, łatwiej mu je powtórzyć i przede wszystkim nie ma oporów w eksperymentowaniu z mówieniem - starsze dzieci i dorośli się wstydzą, bo to brzmi idiotycznie, bo nie jest doskonale itd.

Poza tym jak już wspominałam, te osoby, które miały do czynienia z językiem obcym jako dzieci, później uczą się go łatwiej (piszę właśnie z tego pracę :wink: , więc korzystam z doświadczeń innych, a nie swoich).

 

Nie ma przymusu uczenia dzieci angielskiego, wydaje mi się, że te różnice nie są takie dramatyczne i oczywiście wyniki zależą od predyspozycji i innych czynników, także jeśłi kogoś nie stać na to, albo nie jest przekonany do tego, to naprawdę świat się nie zawali. Wydaje mi się, że błędne jest przede wszystkim nastawienie rodziców i nadmierne oczekiwania rodziców, o czym Kasiu piszesz. Bo nie chodzi o to, że nauka angielskiego męczy - dobrze zorganizowana jest przyjemnością dla dziecka, motywuje je i z reguły dobrze nastawia do nauki języka w przyszłości, ale problemem są rodzice (nie chcę generalizować, ale często tak jest), którzy chcą za wszelką cenę udowodnić światu jakie ich dziecko jest genialne :roll:

 

P.S. Kasiu, ja zaczęłam się uczyć jeszcze później - już po ukończeniu liceum :wink: ale żadnych problemów - u nas to rodzinne 8)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dla dzieci 3-6 letnich to nie nauka, to zabawa. A przynajmniej tak musimy dzieciom zorganizować czas, ażeby nie czuły, ze się "nauczane", tylko żeby było to dla nich zabawą i frajdą.

O to właśnie chodzi, by to było przyswajanie języka, a nie nauka :)

I uważam, ze nie potrzeba drogich pomocy naukowych - bardzo dużo z nich mam z internetu, a dzieci uczyłam (5 i 6latki) przez 2 lata.

 

Zgadzam się z kaśką, że nie każde dziecko będzie poliglotą, jest cały szereg indywidualnych czynników, które warunkują przyswajanie i uczenie się dzieci języków obcych :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam, ja też własnie z tego pisłam pracę: indywidualne różnice pośród uczniów uczących się języka obcego.

I nie chodzi mi o to, że to jest złe, że dzieci się uczą, tylko z moich wieloletnich obserwacji wyciągnęłam wnioski w/w. Odbierając kiedyś dziecko z przedszkola weszłam na taką pokazową lekcję. Dzieci były skoncetrowane max 10 min. Była to grupa 5 latków. 6 latki może wytrzymałyby 20 minut. I właśnie tu powstaje moja wątpliwość. Skoro udowodniono, że dzieci mogą się skoncentrować max 15 min, to po co lekcje po 45? Mówię to o małych dzieciach. To raz, dwa, NIESTETY w większości przypadków to ambicja rodziców zmusza ich do prowadzania dzieci na te lekcje...

Jeszcze jedna obserwacja, ale to już moja własna, nie poparta żadnymi naukowymi badaniami: dzieci uczące się od wczesnych lat języka obcego po pójsciu do szkoły najnormalniej w świecie się nudzą, gdyż one to już wszytko wiedzą!! A dzieci nudzące się na leckji nie wróża niczego dobrego...

Znam to z doświadczenia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam, ja też własnie z tego pisłam pracę: indywidualne różnice pośród uczniów uczących się języka obcego.

I nie chodzi mi o to, że to jest złe, że dzieci się uczą, tylko z moich wieloletnich obserwacji wyciągnęłam wnioski w/w. Odbierając kiedyś dziecko z przedszkola weszłam na taką pokazową lekcję. Dzieci były skoncetrowane max 10 min. Była to grupa 5 latków. 6 latki może wytrzymałyby 20 minut. I właśnie tu powstaje moja wątpliwość. Skoro udowodniono, że dzieci mogą się skoncentrować max 15 min, to po co lekcje po 45? Mówię to o małych dzieciach. To raz, dwa, NIESTETY w większości przypadków to ambicja rodziców zmusza ich do prowadzania dzieci na te lekcje...

Jeszcze jedna obserwacja, ale to już moja własna, nie poparta żadnymi naukowymi badaniami: dzieci uczące się od wczesnych lat języka obcego po pójsciu do szkoły najnormalniej w świecie się nudzą, gdyż one to już wszytko wiedzą!! A dzieci nudzące się na leckji nie wróża niczego dobrego...

Znam to z doświadczenia

 

Zgadzam sie całkowicie, ze nonsensem są zajecia 45-minutowe, na których dzieci zaczynają sie nudzić i są rozproszone po niecałej ich połowie. Do pracy mgr prowadziłam badania polegające na przeprowadzaniu takich "lekcji" j.angielskiego - moje zajęcia trwały max 15 minut, 4 razy w tygodniu, nie było pisania, czytania, tylko malowanie, udawanie zwierzaków, mnóstwo gier i zabaw. I chyba dobrze mi to szło, skoro zarówno dyrektorka, jak i rodzice, a przede wszystkim maluchy były bardzo zadowolone i zostałam w tym przedszkolu :)

 

A dzieciaki i tak nudzą się w klasach 1-3, bo już w przedszkolu uczą się czytać, pisać i liczyć... :roll: :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A dzieciaki i tak nudzą się w klasach 1-3, bo już w przedszkolu uczą się czytać, pisać i liczyć... :roll: :)

 

Z resztą się zgadzam, z tym niekoniecznie. Mój syn chodzi teraz do pierwszej klasy. NIDGY nie przyszedł ze szkoły niezadowolony i znudzony. Jest zachwycony szkołą, może dlatego, że w zerówce panie "nie szalały z materiałem" , nie stawiały ocen, ani nie zadawały prac domowych. Po prostu realizowały program klasy 0. Ale są też takie zerówki, gdzie dzieci mają prace domowe, dostają regularnie oceny i rodzice mają wywiadówki tak często jak w szkole. Ja rozumiem, że nauczyciele robią awanse i głównie po to to robią, ale czy to nie jest przesada????? NIe zabierajmy dzieciom dzieciństwa. One naprawdę zdążą się jeszcze pouczyć...

Jeśli teraz mają zajęte co drugie popołudnie ( bo basen, angielski, rytmika..)

to co będzie w liceum :o

Pozdrawiam, Kasia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O ile mi wiadomo, lekcje w przedszkolach trwają nie dłużej niż 20 min.

W zerówce akurat moja córka się nudzi, bo już czyta i pisze, liczy, itp. Wczoraj tatuś przywiózł jej maszynę do pisania, którą dostała ze 2 lata temu, i teraz pisze krótkie opowiadanka :lol: (ortografia - boki zrywać 8 , ale najważniejsze, ze dobrze się przy tym bawi i nikt nie namawiał jej do tego, to jej własna inicjatywa). Do czytania i nauki literek też jej nikt nie gonił, tylko przychodziła i prosiła, żeby jej coś napisać, czy powiedzieć jaka to litera.

Na brak czasu i nadmiar zajęć nie narzeka, dużo gania po dworze, jeździ na rolkach, rowerze (ostatnio kupiliśmy jej tez deskorolkę). Tylko sprzątać pokoju kurcze nie chce :roll: :lol:

 

A co do zajęć z języka obcego w pierwszych latach szkoły - wydaje mi się, że za poważnie się do tego podchodzi. Bo w tym wieku dzieci również powinny uczyć się przez zabawę, i to, że dziecko trochę jest osłuchane z językiem nie powinno mieć większego wpływu - bo śpiewać będzie tak samo chętnie, i bawić się też. Tylko problem, żeby to dobrze zorganizować, jak wiadomo poziom anglistów dla najmłodszych jest żenujący (w polskich szkołach) i generalnie jest jakieś takie nastawienie czy opinia, że ten kto uczy maluchy, a nie młodzież, czy dorosłych, to jest gorszej kategorii :-?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witaj dominikams,

Ale się dyskusja wywiązała :wink:

Zgadzam się, z tym, że niektórym wydaje sie,że do nauczania dzieci (obojętnie czego) wystarczy pierwszy lepszy ktoś z ulicy, nawet niekoniecznie nauczyciel, bo jak wszem wiadomo :" te książkowe, uczone to najgorsze, panie" :wink: Wcale to nie jest lekki kawałek chleba, wiem bo musiałam odbyć praktyki na każdym szczeblu edukacji. Jest naprawdę koszmar z nauczycilemi j.obcych w podstawówkach i nawet o dziwo, dyrektorzy tychże szkół przymykają na to oko, angażując do pracy ludzi po jakichś kursach, lub panią ze świetlicy "bo umi angielski" :wink: :o

I dlatego ja z pełna premetydacją wybrałam szkołę średnią i podziwiam ludzi uczących w podstawówkach.

 

Jeśłi chodzi o dodatkowe zajęcia dla dzieci, to ciągle mam mieszanie uczucia.

Fajnie, jeśli dziecko tak jak twoja córka jest chętna i sama angażuje się w dodatkowe prace. Są jednak dzieci żywcem przymuszane do dodatkowych zajęć, a to już jest paranoja. Każde dziecko rozwija się w innym tempie, ja byłam załamana widząc jak mój syn będąc jeszcze w zerówce płakał na widok książki,bo mama nauczycielka chciała, zeby synuś uczył się w ferie czytać, bo strasznie cięzko szło mu to czytanie. Z pisaniem też nie było dobrze, miał nonszalancki stosunek do nauki :wink:

I klasa zapowiadała się koszmarnie... Teraz po pół roku nauki, syn nadrobił wszytko to co inne dzieci umiały już w zerówce i jest w czołówce klasy z wynikami, jednym słowem "same A".

 

Pamiętam jak mój znajomy, właściel sporej firmy, pocieszał nas, gdy nasz synek miał naukę w pewnym miejscu...Powiedził wtedy: jak przyjmuję człowieka do pracy, to nie interesujemnie jak wcześnie zaczął pisać, czytać czy mówić po angielsku. Mnie interesuje, co on umie TU I TERAZ. Czasy dziedziństwa nie łapią się do CV.

 

Pozdrawiam cieplutko, Kasia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...