Gagata 27.03.2012 09:04 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 27 Marca 2012 (edytowane) Cześć Gwoździku! ! Arctia, Łosia, Agduś - pogratuluję pannie i pomiziam oraz poskrobię!! Niech wie, że WARTO () być grzeczną.. No z tym zostawaniem w domu to moje doświadczenia też są różne (jak u Ciebie było/jest Łosia?). Mój pierwszy pies - wielowielorasowiec (jeszcze mieszkałam z rodzicami i bratem) niszczył, nie powiem... w ogóle nie był przez nas wychowywany, taka prawda, nikt sie tym specjalnie nie zajął, to bylo takie "małoświadome" posiadanie psa.. Ale z wiekiem mu przeszło. Drugi, już "na własnym" to był jamnik. Kto miał jamnika - wie, nie muszę specjalnie nic tłumaczyć.. Trzeci to Bazyś i z nim było tak- musiał zostawac w domu sam bardzo szybko bo my do pracy, Karcia do szkoły. No i powiem, że on nigdy specjalnie nie niszczył, tzn nie obrywał tapet, nie gryzł mebli, nie robił meksyku w chałupie, natomiast ukochał sobie PILOTY i WIKLINOWE PODKŁADKI. Znalazł pilota wszędzie i go metodycznie rozdrabniał, podkładki ściagał z coraz wyższych miejsc... Buty mogły stać i nic.. Kiedy poszlismy z takim szczątkowym pilotem po zamiennik do sklepu to pan, zobaczywszy go mówi (z szacunkiem w głosie jakby..czy co..) - chmmm, a to chyba jest duży piesek....? Teraz jest Bazyśka i ona ma to szczęście (??) że ja z nią siedzę na wychowawczym. Stosuję więc metodę "małych kroczków" i zostawiam pannę na coraz dłużej począwszy od 1 minuty itd.. Raz, uznawszy, że pora na co najmniej 15 (!!) minut polazłam do lasu, nie patrząc na zegarek i idąc szybko (prawie biegłam) poniewaz cały czas miałam w głowie myśl - CO ONA TAM ROBI?? MOŻE JUŻ WRACAĆ?? I wiedziałam, że im dalej polecę w las tym dłużej mnie nie będzie bo będę musiał tyle samo wrócić (choćby biegiem).. No - te pierwsze razy to jak widać trudne dla mnie nie dla niej..he he. Potem musiała parę razy posiedziec w domu ok 20 min, bo np przyjeżdżali goście i nie mogłam jej wziąć ze sobą i tak"samo wyszło" (tak najlepiej). Zawsze wracając starałam się przyczaic i podejrzec przez okno co robi. Za każdym razem - SPAŁA... No, zobaczymy... Arctica, czemu Twoje panny się nudzą skoro są dwie? Może potrzeba im TRZECIEJ...?? Albo - (Wielkiego) Trzeciego???? Edytowane 27 Marca 2012 przez Gagata Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
DPS 27.03.2012 09:42 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 27 Marca 2012 My nie mamy tego problemu, bo nie zostawiamy pieska w domu. Karuś czasem dorwie jakąś pustą doniczkę w stodole i sie z nią nosi potem, ale poza tym to nigdy jakiejś szkody nie zrobił. Doooobry piesek! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
braza 27.03.2012 17:24 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 27 Marca 2012 Moja ma prawie 11 lat ale zanim zostawię ją samą w domu: - chowam kosze na śmieci (w praktyce: wystawiam za taras) - sprawdzam i chowam wszystko co jest możliwe do zjedzenia i co może byc przez psukę uznane za możliwe do zjedzenia! Co do niektórych byście się zdziwili ... zwaliła nawet zakręcony na maksa słoik z mielonym mięskiem, rozbiła go oczywiście i spomiędzy smętnych resztek szkła wyciumkała mięsko. Nawet nie bardzo miała sumienie się wściekać, bo własną krwią to mięsko okupiła ... - zamykam drzwi do korytarza, bo z niego łątwo trafić do naszej sypialni ... To tak w skrócie, w praktyce dochodzą różne inne czynności do wykonania. Dlatego teraz, w czasie ładnej pogody bez najmniejszych wyrzutów zostawiam ją na dworze. Zimą, albo gdy leje nie, wolę ją zostawić w domu bo wiem, że murem będzie siedziałą pod furtką i czekała na nasz powrót bez względu na pogodę. A Bazysi gratuluję - Wam zresztą też, że w końcu zauważyliście, że Wasza córcia Wam rośnie Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Arctica 27.03.2012 18:27 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 27 Marca 2012 Arctica, czemu Twoje panny się nudzą skoro są dwie? Może potrzeba im TRZECIEJ...?? Albo - (Wielkiego) Trzeciego???? To nie wiesz, że dwoje dzieci więcej zeszkuduje niż jedno? Sama, Hana szczególnie to by spała... ale siostra ma zawsze jakieś ciekawe pomysły:rolleyes:. Na dworze to się nie nudzą, zawsze można się pobawić w berka... raz jeden ogon w przodzie raz drugi... w domu nie ma prostych do nabrania odpowiedniej prędkości:lol2: Chwilowo nie przewidujemy powiększenia psiego stada... musiała bym wysterylizować psuki bo następne co chcę to dog... pan dog... Ludwik będzie miał na imię... kiedyś... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
DPS 27.03.2012 18:31 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 27 Marca 2012 Oooo, dogi to ja kochać, ooooj, kochać... Chyba od czasów Pana Samochodzika mi zostało. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Arctica 27.03.2012 18:57 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 27 Marca 2012 A mi zostało od wagarów w technikum:)... Szwędałyśmy się z kumpelą po parku koło zoo wawskiego i podbiegł do nas źrebak! Płowy i wielki! i nie miał kopytek tylko łapy... właśnie wtedy się zakochałam w dogach. Mocno rozważałam dogi teraz przy kupnie CC, ale one tak krótko żyją... ciągle bym drżała o ten skręt:(ale kiedyś... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 27.03.2012 19:14 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 27 Marca 2012 Nasza św. pamięci Saba była demonem zniszczenia. Zaczęła od konsumowania butów jako szczenię nieletnie. Niestety zostawała w domu sama, bo dostaliśmy ją w ostatnich dniach wakacji. Wychodząc z domu zamykaliśmy drzwi do pokoi, a z przedpokoju zabieraliśmy wszystko, co mogła pogryźć. Spokój trwał póki nie nauczyliśmy (tak - osobiście ja i brat, uznawszy, że to będzie zabawne ) jej skakać na klamki. Jako że mieliśmy w domu zwoje liny asekuracyjnej (nie mam pojęcia, skąd, bo nikt się nie parał taternictwem), zaczęliśmy przed wyjściem wiązać klamki do rur i innych klamek, tworząc w przedpokoju misterną pajęczynę. Proces wychodzenia z domu należało zaczynać na pół godziny przed godziną właściwego wyjścia. Pajęczyna czasem zdawała egzamin, a czasem nie. Sunia przynajmniej się nie nudziła, usiłując ją pokonać. Czasem się udawało i wtedy żarła wyniesione z przedpokoju buty, spodnie (wygryzała je w kroku) i książki, zupełnie nie biorąc pod uwagę faktu, że były to czasy głębokiego kryzysu i jakiekolwiek buty, spodnie i książki (poza jedynie słusznymi) były rarytasem i towarem mocno deficytowym. Mama odgrażała się za każdym razem, że psa wyrzuci z domu na zbity pysk, więc my z bratem braliśmy na siebie, co się dało, wciskając kity, że to my zniszczyliśmy trzeci tom encyklopedii zdobytej na zapisy (do wygryzienia dziury w spodniach jednak nie mogliśmy się przyznać - nie uwierzyłaby). W końcu któregoś dnia Saba zdjęła z zawiasów zamknięte drzwi łazienki i przewróciła je trafiając w szybę drzwi mojego pokoju. Jak to zrobiła - nie wiem. Pewnie któryś kawałek pajęczyny posłużył za dźwignię. To wydarzenie sprawiło, że mój ojciec, który musiał tę szybę zdobyć i wstawić do drzwi, poszedł po rozum do głowy i zamienił klamki na gałki. Od tej chwili, jeżlei tylko nikt nie zapomniał pozamykać drzwi i pochować buty, panował względny spokój. Pomijając fakt, że Saba pozbawiona ulubionych rozrywek pod naszą nieobecność, zaczęła gryźć gdy tylko znalazła sie sama w pokoju (nawet otwartym i z możliwością przejścia do innego, w którym ktoś był). Kolejna runda tej zabawy zaczęła się, kiedy przeprowadziliśmy się do kamienicy. Drzwi każdego pokoju posiadały klucz, co rozwiązywało sprawę zamykania ich przed Sabą i ocaliło przepiękne secesyjne klamki przed wymianą na plastikowe gałki. Problem polegał na tym, że do jednych drzwi klucza nie było - do drzwi kuchni. A kuchnia została połączona z salonem. Zresztą już sama w sobie była wystarczająco atrakcyjna dla suki. Najpierw pozamykaliśmy drzwi, naiwnie licząc na to, że sprawdziwszy jedne - zamknięte - nie będzie próbowała otworzyć innych. Spróbowała. Następnie usiłowaliśmy zabezpieczać wszystko w kuchni i zastawiać przejście do salonu. Saba była lepsza. W końcu ojciec wkręcił w futrynę drzwi kuchni od wewnątrz potężne śrubska, wygiął je pod kątem prostym i założył na nie sztabę. Sztabę zakładało się od środka, potem wychodziło z kuchni przez salon i zamykało drzwi na klucz. Niestety, sunia już się nauczyła, że te drzwi się otwierają, więc nie odpuszczała. Skakała tak wytrwale, że sztaba spadła. Ojciec wykonał więc ulepszenie i dorobił blokady, którymi zamykało się sztabę po założeniu jej od góry. Od tego momentu Saba już drzwi nie otwierała, ale nie chciała uwierzyć, że została pozbawiona tej możliwości definitywnie. Drapała drzwi pazurami z takim zapałem i wyszarpywała drzazgi zębami, że nieraz znajdowaliśmy ślady jej krwi na coraz cieńszych drzwiach. Na szczęście atakowała je przy samym brzegu, gdzie były najgrubsze - gdyby dorwała się do nich na środku, z pewnością przedrapałaby się na wylot. Walczyła tak z nimi prawie do końca życia. Dopiero, kiedy była już prawie sparaliżowana, odpuściła im. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Arctica 27.03.2012 19:27 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 27 Marca 2012 No to mam ANIOŁY!!! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Moose 27.03.2012 21:07 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 27 Marca 2012 C No z tym zostawaniem w domu to moje doświadczenia też są różne (jak u Ciebie było/jest Łosia?). Różnie... różne psy niszczyły różne rzeczy... Wyżeł z którym się wychowywałam jako nieletnie pacholę, namiętnie niszczył skórzane kozaki...upodobanie miał zwłaszcza w lewych... Jagdterier, niszczył wszystko i od początku swojej bytności u rodziców aż do śmierci z przyczyn naturalnych... jakby siem chto pytał... Wilk niszczył a właściwie pochłaniał wszelkie produkty żywnościowe... łącznie z tym, że jednorazowo zeżarł pół kilo smalcu i poprawił kostką masła... Kolejny wyżeł niszczył sporo... firanki, drzwi balkonowe,szafki... nie niszczył tylko wtedy jak wlazł do sypialni i spał na naszym wyrku... Poza tym, kiedy już był starszy wiedział kiedy do roboty ( 9-10 h) idę i nie niszczył... jak tylko do knajpy wieczorem wychodziliśmy 9 1,5-2 h) srał po całym korytarzu... w którym był zamykany. Obecne zwierzę, nie brudzi w domu i nie niszczy nic ( ale pod schodami na pięterko ma wyspawaną klateczkę zamykaną na skobelek, więc nie przeceniam gadziny) ... za to wyje jak zamykam idąc do pracy ( max 3-4 godziny) , bo pozostałe czynności pracownicze mogę w domu wykonywać... Uczciwie rzecz biorąc jednak jak zostaje w salonie luzem na noc to śpi snem sprawiedliwego na swoim posłanku, nic nie gryząc i na kanapę nie włażąc... Ot... sama nie wiem jak to wszystko zinterpretować... następne co chcę to dog... pan dog... Ludwik będzie miał na imię... kiedyś... Znaczy żółty z czarną kufą Ci się marzy... Oooo, dogi to ja kochać, ooooj, kochać... Chyba od czasów Pana Samochodzika mi zostało. Ja też kochać zwłaszcza jednego niejadka... A mi zostało od wagarów w technikum:)... Szwędałyśmy się z kumpelą po parku koło zoo wawskiego i podbiegł do nas źrebak! Płowy i wielki! i nie miał kopytek tylko łapy... właśnie wtedy się zakochałam w dogach. Mocno rozważałam dogi teraz przy kupnie CC, ale one tak krótko żyją... ciągle bym drżała o ten skręt:( ale kiedyś... Tego strachu, chyba nie da się pozbyć... No to mam ANIOŁY!!! Więc się ciesz i je rozpieszczaj... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
DPS 28.03.2012 06:41 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Marca 2012 Duże pieski są w ogóle fajne. Tylko, że szybko odchodzą... Osia - patrząc na zestaw Twoich piesków (poza ON), to pachnie mi myślistwem. U nas był seter szkocki, spaniel, welsh terier (kilka), teraz jest gończy polski. U nas! U mojego Taty, znaczy się. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Arctica 28.03.2012 07:10 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Marca 2012 Znaczy żółty z czarną kufą Ci się marzy... Ja też kochać zwłaszcza jednego niejadka... Tego strachu, chyba nie da się pozbyć... Więc się ciesz i je rozpieszczaj... Najbardziej to błękitny... później żółty, ale gładko żółty bez pręg... później czarny... i na pewno nie arlekin. Ale błękitne są ciut mniejsze, a jak już mi się chłop zgodzi na doga to chcę największego na świecie!!! o nie! Największy ma 107 w kłębie, a ja nawet kucykowe plany to mam tak do metra... no śmiesznie by było. To, że Ciorny jest niejadek to chyba lepiej ze względu na ten skręt, nie? A moje aniołki rozpieszczam, oj rozpieszczam:yes: Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
braza 28.03.2012 08:21 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Marca 2012 Oj, błękitny to i mi się marzy. Mocarcik był prawie błękitny ... stalowy z ciemnymi pręgami. Teraz jednak rozglądamy się za ONkiem, Katunia coraz starsza, musi mieć czas i siły na odchowanie gówniarza:) Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gagata 28.03.2012 10:15 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Marca 2012 Ojojoj - pięękne historie! Przypomniało mi się, że i mysmy (przy pierwszym wielorasiaku - Bimbku) klamki na gałki zamieniali A nasz jamnior zeżarł kostkę masła (ukradł sąsiadom na polu namiotowym - po co trzymali na zewnątrz??) Historia Saby Agdusiowej przebija wszystko, juz nie chce mi się nawet pisać (i myśleć, brrrr..) na ten temat . A Ludwig - pikne imię dla doga ! Nasza Bazylia jest Bazylią bo, wiadomo - był Bazylek.. No więc MUSIAŁA być Bazylia, bezdyskusyjnie. Ale z psami to tak jest, że z czasem, jak się razem pożyje, to widac jak mają mieć na imię. No i Bazyska ma na drugię - Klara Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
braza 28.03.2012 10:46 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Marca 2012 A ja myślałam, że Hajduczek ...?? Masło to chyba ulubiona potrawa psów, nasza też parę kostek nam już wrąbałą - no cóż, nie docenienie przeciwnika tak się kończy, jej pomysłowość w znajdowaniu nas przerosła Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gagata 28.03.2012 10:54 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Marca 2012 Nieee - Hajduczek to NICK. "Uczciwie rzecz biorąc jednak jak zostaje w salonie luzem na noc to śpi snem sprawiedliwego na swoim posłanku, nic nie gryząc i na kanapę nie włażąc..." Skąd to wiesz, Łosia?? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
braza 28.03.2012 10:56 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Marca 2012 Aaaaa, czyżby "forumowa zaraza" i ją dopadła ??? Cholera, głodna jestem, czy wiesz może, na co mam ochotę ...?? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 28.03.2012 11:16 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Marca 2012 Saba naumiała się także otwierać lodówkę. Żarłoczna była nieprawdopodobnie. Kiedy coś komuś spadało na ziemię, musiał wykazać się dużym refleksem, bo Saba startowała natychmiast i na wszelki wypadek połykała to coś zanim dotknęło ziemi. Nie traciła czasu na sprawdzanie, czy jest to jadalne, czy nie. Z ciekawszych rzeczy zapamiętałam dwuzłotówkę, której nie próbowaliśmy później szukać, i niezliczone drobne artykułu biurowe. Namiętnie pochłaniała sznurki, które później mozolnie wydalała. Z lodówki kradła, co się dało. Pewnego razu, tuż przed świętami, lodówka była pełna dóbr wszelakich ciężko zdobytych na kartki, wystanych w kilometrowych kolejkach przez mamę z moją pomocą wykonawczą. Mama pojechała do Krakowa, a my zostaliśmy w domu, coby pilnować jakichś wykonawców przy remoncie mieszkania w kamienicy. Sztaba nie posiadała jeszcze wówczas zabezpieczenia od góry, a może jeszcze nawet jej nie było - nie pamiętam. W każdym bądź razie pewnego wieczoru zdjęłam ozdobne poduszki z tapczanu, coby sobie pościelić. Jakież było moje zdumienie, kiedy pod jedną z nich odkryłam kurczaka bez skrzydełka. Bez wątpienia winowajczynią była Saba, która dziwnie powarkiwała na mnie, kiedy zbliżałam się do własnego łóżka. Kurczaka opłukałam i wsadziłam do lodówki, ale nasunęło mi się natychmiast pytanie - czego ta cholera się nażarła tak, że już nie mogła zmieścić kurczaka i zakopała go sobie na później??!!! Przecież kiedy mama zorientuje się, że pies zeżarł MIĘSO (przypominam - towar deficytowy i kartkowy, okupiony godzinami stania w kolejkach), to wywali Sabę na zbity pysk!!! Po naradzie wojennej ojciec otrzymał zadanie - zdobyć jakiekolwiek mięso w ilościach zaspokajających jednorazowo możliwości Saby. Bez kartek, oczywiście. No ale mój ojciec nie takie rzeczy potrafił zrobić. Tymczasem my z bratem wynieśliśmy całe mięso z zamrażalnika do znajomych - szczęśliwych posiadaczy zamrażarki, u których były już nasze świąteczne zapasy. Po kilku dniach podrzuciliśmy tam również zdobycz ojca. Kurczak został upieczony i zjedzony. Bez skrzydełka.Mama po powrocie otworzyła lodówkę i pochwaliła nas za inicjatywę wyniesienia mięsa do zamrażarki znajomych, a następnie stwierdziła: "o, widzę, że usmażyłaś cykliniarzom tę białą kiełbasę, jak cię prosiłam". I tak się okazało, że Saba pochłonęła bliżej nieokreśloną ilość białej kiełbasy, pozbawiając cykliniarzy posiłku regeneracyjnego, i przy okazji ratując mi tyłek, bo oczywiście nie pamiętałam, że mam im zrobić obiad, więc dostało by mi się, gdyby kiełbasa tkwiła w lodówce.Mama nie zauważyła później, że od znajomych przynieśliśmy mięso, którego ona nie kupowała. I tak cała historia skończyła się szczęśliwie.A mama w końcu przestała nas straszyć wyrzuceniem Saby, w co i tak nie wierzyliśmy już od pewnego czasu. Dlatego też nie zestresowaliśmy się zbytnio, kidey psuka porwała z blatu cztery zapanierowane kotlety schabowe - niedzielny obiad rodzinny. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
braza 28.03.2012 11:43 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Marca 2012 Faktycznie, Saba bije wszystkich! Nasza poprzednia, Cherie, takowoż zeżarła nam obiad w postaci przyprawionych po diable 4 kotletów z karkówki, bardzo słusznych rozmiarów! Potworne ilości wody wtedy wypiła, ciekawe dlaczego??? Mam to szczęście, że ani Cherie, ani Katma lodówki nie otworzą, kicia jeszcze na szczęście też na ten pomysł nie wpadła! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
DPS 28.03.2012 13:39 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Marca 2012 Nie wiem, jak to się działo, ale nasze psy NIGDY nam takich numerów nie robiły! Może dlatego, że to były psy szkolone porządnie przez mojego ojca...? Tak czy siak, nie znam takich problemów, naprawdę. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gagata 28.03.2012 18:03 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Marca 2012 Agduś - przestań, bo słabnę.. Ja nie wiem czy ja Bazyśkę jeszcze samą w domu zostawię.. Może zostawię, ale jak ja to przeżyję mając przed oczami wyczyny Saby:bash:?????? Jak ona wyglądała ta Sabcia? Ja też nigdy TAK DRAMATYCZNYCH doświadczeń (odpukać!!!) nie miałam... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.