Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Komentarze do Brazowego Uroczyska


braza

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 44k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • braza

    10541

  • Agduś

    4690

  • DPS

    3621

  • wu

    2676

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Ja też tu, nawet moge się poświęcić i każdy nowy odcinek będę dorzycać w wordzie a później wrzucac na nowej stronie, jeśli tylko ktoś wyrazi taką potrzebę!!

Siemanko wieczorne!

 

Gnida Tyrion był uprzejmy dzisiaj przeskoczyć płot i złapać nielubianego przez siebie koleżkę za nogawkę! Chyba jednak był mimo wszystko pokojowo nastawiony albo tak zaskoczony faktem, że przeskoczył, że uszkodzeń fizycznych nogawki oraz ciała rzeczonego koleżki nie zanotowano. Dodam tylko, z kronikarskiego obowiązku, że nie było nas w tym czasie w domu a gnida uprzejma była nie wiedzieć, jak wrócić tą samą drogą na posesję i czekała przed bramą .... No cóż, czas szukac siatki, coby gnidzie uniemożliwic kolejne próby:yes:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ojojoj...

To trzeba rzeczywiście szybko coś przedsięwziąć, bo wiadomo - to pies, różnie może być.

Lepiej nie ryzykować i nie narażać przechodzących, nawet ci nielubiani mają prawo do spokojnego korzystania z dróg publicznych.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A jaka to droga publiczna???? Toż to moja, leśna:D

 

Ale racja, muszę temu zaradzić, nie ma zmiłuj :bash:

 

Prababko, on już kiedyś przelazł przez płot, później dał sobie spokój na długi czas, bo i nie został pochwalony oj nie. No i dzisiaj sobie przypomniał, owczarkowa jego mać!!!!

 

 

TARcia poszło!!!!!

Edytowane przez braza
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

UROCZYSKO VELCOME TO

 

Victor siedział jak posąg wpatrując się nieruchomym wzrokiem w umowę leżącą na mahoniowym blacie biurka. Czuł niczym nieuzasadniony strach, bezsensowny, ale przejmujący do szpiku kości. Usiłował otrząsnąć się z tego wrażenia, jednak nawet podwójna whisky nie pomogła.

Jakieś 20 minut wcześniej wybierał się na lunch. Biuro już opustoszało. Właśnie wkładał marynarkę od Prady, gdy usłyszał za drzwiami jakieś podniesione głosy. Dizajnerskie lustrzane drzwi otworzyły się gwałtownie i progu ujrzał dwie kobiety. Pierwszą była jego własna sekretarka - Violetta - długonoga blondynka o sylwetce modelki. Była idealna - zgrabna, opalona, pięknie i z wyczuciem umalowana i... zupełnie nie w jego typie! No ale cóż - image firmy wymagał poświęceń. Violetta bezskutecznie usiłowała zatrzymać w drzwiach drugą kobietę - jej przeciwieństwo. Ten widok pozbawił Victora oddechu na dobrą chwilę. Kobieta była o głowę wyższa od Violetty (co samo w sobie było już wystarczającym usprawiedliwieniem zdumienia Victora), miała śnieżnobiałą cerę, czarne długie do pasa włosy, czarne oczy, brwi i nieprawdopodobnie długie rzęsy, karminowoczerwone usta i doskonale obojętną minę. Nie zważając na wysiłki Violetty wpłynęła (tak, jej sposobu poruszania się nie można było nazwać chodzeniem) do biura. Victor, pokonując obezwładniający bezruch, wykonał w stronę Violetty jakiś gest, który miał znaczyć "w porządku, możesz wyjść na lunch". Przy okazji strącił z biurka stos papierów i kryształowy przycisk do papierów z misternie wyrzeźbionym herbem jego rodu, który bezgłośnie spadł na puszystą srebrną wykładzinę. Kobieta podpłynęła do niego wyciągając białą dłoń o niesamowicie długich, polakierowanych na czarno paznokciach. Cała była ubrana na czarno, ale jej długa szata nie sprawiała wcale wrażenia żałobnej. Victor przez moment wahał się, co ma zrobić. Uścisnąć tę dłoń? Pocałować ją? W końcu zdecydował się na pocałunek, ale kobieta zaskoczyła go silnym, męskim uściskiem. Czując, jak jego ręka jest zgniatana jakby imadłem, osunął się na fotel, zapominając o konwenansach.

Jego gość, jakby nie zauważył tej niegrzeczności. Zjawiskowa piękność usiadła na fotelu naprzeciw biurka, rozejrzała się po pomieszczeniu, uśmiechnęła ironicznie, jakby komentując w ten sposób dokonania najmodniejszego projektanta wnętrz biurowych, którego dzieło kosztowało majątek (nie wspominając już o kosztach realizacji) i przystąpiła do rzeczy.

- Klotylda Kociołek. - Niski, mroczny głos wibrująco rozdarł ciszę.

Co??? Mózg Victora zachowywał się, jakby został polany ciekłym azotem. O co chodzi? Co to znaczy "Klotylda Kociołek"? Przedstawia się? Nie! To niemożliwe, żeby takie zjawisko nazywało się Klotylda Kociołek!

Klotylda spokojnie odczekała chwilę potrzebną Victorowi na zrozumienie tego, co się wokół niego dzieje. Jej twarz wciąż nie zdradzała żadnych uczuć.

- Aaaa... eeee... Victor de Rżyński - przedstawił się w końcu chrapliwym, jakby nieswoim głosem. Coś jakby cień półuśmiechu przez ułamek sekundy pojawił się na jej ustach. Oczy pozostały nieruchome.

- Pracownicy pańskiej firmy są niezintegrowani. Zorganizujemy panu imprezę integracyjną, jakiej nikt inny nie może zaproponować. Proszę podpisać umowę. - Jej niesamowity głos przywoływał na myśl jakieś średniowieczne zamczysko, lochy, brzęk łańcuchów i zawodzenie ducha czarnej (a jakże by inaczej) damy.

- Ale ja... nie myślałem...

- WIEMY, że pan nie myślał. MY myślimy za naszych klientów. Proszę podpisać.

- Ale kiedy?, gdzie? , co? Ja nie wiem... - Victor nie zauważył nawet insynuacji, jakoby nie myślał...

- Proszę podpisać! - to już nie była prośba!

Victor wiedział, że podpisze tę umowę. Jeszcze usiłował zadać jakieś pytanie, poprosić o możliwość przeczytania umowy, ale wystarczyło spojrzenie czarnych oczu rzucone spod tych niezwykłych rzęs, by zrezygnował z oporu. Nawet nie wiedział, kiedy wziął z jej ręki złote pióro. Bezwiednie złożył swój podpis we wskazanym czarnym paznokciem miejscu i opadł bezsilnie na fotel.

- Dziękuję. Ręczę, że będzie pan zadowolony z naszych usług. Pańscy pracownicy również. Proszę przeczytać umowę i nasz folder. Do widzenia.

- Do widzenia - szepnął bezgłośnie, a może tylko wydawało mu się, że wydobył z siebie szept. Nawet nie próbował wstać, gdy wypływała z biura. W powietrzu unosił się jej niepokojący zapach - jakby zimnego powietrza znad bagien, jakichś kwiatów i ziół i... strachu.

 

Po godzinie, mniej więcej, na tyle odzyskał siły, że mógł nalać sobie whisky i spojrzeć na umowę. W nagłówku znalazł nazwę ośrodka organizującego imprezę: "UROCZYSKO" - przeczytał. Pracownicy wracali z lunchu. Nie wiedzieli jeszcze, że będą się integrować w "Uroczysku"...

Ponieważ wciąż nie miał odwagi sięgnąć po dokument, który podpisał, zaś kolejne szklaneczki whisky raczej zaszkodziłyby mu niż pomogły, postanowił (ciekły azot już chyba przestał działać) wyjść na spóźniony lunch.

Powoli wstał, jakby niedowierzając własnym nogom, że będą w stanie go utrzymać w pozycji pionowej. Jednym szybkim ruchem ręki zgarnął do czarnej teczki ze skóry krokodyla plik dokumentów i folderów leżący wciąż przed nim, nie mając jednak odwagi obrzucić ich choćby pobieżnym spojrzeniem i ruszył powoli w stronę drzwi. Czuł, że ręka, którą przez ułamek sekundy dotykał dokumentów jest dziwnie odrętwiała i pozbawiona czucia.

Zaskoczonej Violettcie ukazał się dziwny widok – jej szef, wychodzący o nietypowej porze z biura ze swą sławetną czarną teczką, lekko zachwiał się na nogach, wsparł ramieniem o futrynę lustrzanych drzwi, odbił od niej i, nie rzucając sekretarce choćby jednego spojrzenia, ruszył w stronę wyjścia. Do tej pory (a pracowała u niego już prawie rok) nie widziała, żeby pozwolił sobie na wstawienie się w godzinach pracy. Najbardziej niezwykły był jednak wyraz jego twarzy – otępienie, strach, zdumienie? – nie umiała tego ocenić.

- Panie prezesie! Spotkanie za 10 minut z...

- Szszsz... odwoł... bbbb...ę za śśś...dzinę.

Violetta pierwszy raz spotkała się z takim zachowaniem prezesa, lecz była dziewczyną nie tylko oszałamiająco piękną, ale, wbrew stereotypom, równie inteligentną. Nie zadając więc żadnych więcej pytań sięgnęła po słuchawkę.

- Pan prezes musiał wyjść w niezwykle pilnej sprawie służbowej. Spotkanie przesunął o... – tu zawahała się przez ułamek sekundy, oceniając stan prezesa – dwie godziny – dokończyła z uśmiechem, który bez wątpienia był wyraźnie słyszalny dla rozmówcy.

Tymczasem Viktor postanowił nie odwiedzać biurowej kantyny zwanej czule przez pracowników Lodówką ze względu na nowoczesny wystrój wnętrza (dzieło tego samego architekta wnętrz, co cały biurowiec), lecz wyjść do pobliskiego pubu. Wsiadł do windy. Zamiast normalnego widoku klatki ze stali i szkła weneckiego zobaczył przez moment omszałe kamienne mury ociekające wilgocią. Natychmiast zamknął oczy, ale to nie pomogło. Usłyszał niepokojące odgłosy, które dobiegały jakby z okolic jego lewego kolana. Ostrożnie otworzył jedno oko, ale zauważył tam tylko swoją własną czarną teczkę ze skóry krokodyla (prezent od mamusi). Teczka nie dość, że mroziła jego kolano, to wydawała z siebie ciche, nieludzkie (a czemu miałoby być ludzkie – zastanawiał się przez moment) wycie. Co ciekawe, wycie to brzmiało, jakby dobywało się z głębokiej studni. Winda zatrzymała się na parterze. Musiał otworzyć oczy. Tym razem zobaczył przed sobą drzwi ze szkła weneckiego rozsuwające się bezgłośnie. Teczka umilkła. „Mania prześladowcza, schizofrenia paranoidalna, psychoza maniakalno-depresyjna...” – tłukło mu się w głowie.

Na widok prezesa wysiadającego z windy strażnik siedzący w niedbałej pozycji przy wejściu zerwał się na równe nogi, z paniką zastanawiając się, czy szef zauważył konsolę nintendo, którą rzucił pod blat recepcji. Prezes wyglądał, jakby nie zauważał nikogo i niczego. Minął drzwi i skierował się w stronę pubu.

Dawno w nim nie był. Jakiś rok temu, jeszcze zanim został prezesem, zanim filia została przekształcona w samodzielną placówkę, kiedy miał w pracy kolegów...

O tej porze pub był pusty. Zajął miejsce w samym kącie, zamówił hamburgera (Jak dawno nie jadłem czegoś tak prymitywnie dobrego! – pomyślał i otrząsnął się z obrzydzeniem na samą myśl i służbowych kolacyjkach z suchsi, kawiorem i owocami morza.) oraz piwo. Widok posiłku podział na niego uspokajająco. Po drugim kęsie hamburgera nawet poczuł, że jego szare komórki są w stanie podjąć pracę. Jednak sięgając ręką do teczki po dokumenty, miał wrażenie, jakby zanurzył ją w otchłań grobowca. Kolejny kęs i już był w stanie wytłumaczyć sobie, że to tylko sugestia. Jednak wytarł dłoń chusteczką, bo nie mógł pozbyć się wrażenia, że jest oblepiona pleśnią i pajęczynami.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O WIELKA AGDUŚ!!!!!!!!!!!!!!(lepsza jestem od Wusi, a co)!!!!!!

 

 

 

P.S. Czy mur chiński da się przetransportować do mnie za jakieś normalne pieniądze??? I dlaczego do cholery forum zmienia mi za każdym razem język na angielski?????

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Brazuniu - dziękujemy!!!

Brazula i Szanowny spisali się jako Gospodarze (jak zwykle..) a ostatnie marynowane siwki/gąski właśnie wyjadam .... :yes::yes: Pycha!!

Gąski świeżo przez Szanownego zebrane (widziałam jak zbiera - może sama się odważę jeśli napotkam....dotąd zbierałam tylko te z gąbką a gąski rewelacja są..) w lesie Barowczyskowym, były rownież we wspomnianych powyżej łazankach stad ich niepowtarzalny smak! :cool::cool:

 

Bylismy także w Perle i pogoda była REWELACJA. Czyste błękitne niebo i słońce. Nie wymarzyłabym lepszej, więc nie powstrzymałam się przed wlezieniem (odrobinę) do tej słonej wody....i tak uważam, że prawie mors jestem, bo nie zauważyłam nikogo takiego (tak głupiego?) jak JA!:cool:

 

morzemale.jpg

 

Brazoczysko to normalnie pięknieje w oczach i te tarasy !!! Tylko wiosny doczekać trzeba...... A w salonie, na kanapce, przy kominku to mogłabym siedziec dowolnie długo byleby mi piwko donosili i jakoweś zakąski (nie wspomnę o smażonych zmieniaczkach z boczusiem - specjalnosci domu..).

 

Z A K R Ó T K O.

 

To wszystko.

 

 

A pamiętacie taki wierszyk?:

(Arcti - miej na względzie..)

 

"Raz oślisko,

najgłupsze z wszystkich oślisk,

wpadło w poślizg.

O - ślisko!

Wrzasnęło oślisko.

I to wszystko."

 

:popcorn:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O WIELKA AGDUŚ!!!!!!!!!!!!!!(lepsza jestem od Wusi, a co)!!!!!!

 

 

 

P.S. Czy mur chiński da się przetransportować do mnie za jakieś normalne pieniądze??? I dlaczego do cholery forum zmienia mi za każdym razem język na angielski?????

 

 

ostatnio słyszałam (grupa mozarta po powrocie z Chin), że dla turystów i mur budują - można trafić i na taki tydzień temu wybudowany :lol2:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...