Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Komentarze do Brazowego Uroczyska


braza

Recommended Posts

Oj tak Gagatko Z A K R Ó T K O!!!!!! Mam jednak małą, delikatną poprawkę w kwestii formalnej do marynowanych siwków .... szeptem delikatnym powiem, że to ja je robiłam (po zebraniu przez Szanownego) ... Taka mała ... hmyyy ... dygresyjka ....;)

 

Morze w Perle jak zawsze piękne, zresztą, tam nawet wiatr jest piękny!!! A dla Ciebie wyrazy szacunku, za diabła bym nie wlazła o tej porze roku do wody!!!!!

 

Wierszyk cacany!!!! Arctica, a jak poznać, który osiołek jest ten najgłupszy ...????

 

Musze poszukac na alledrogo tego muru chińskiego, gnida ONkowa będzie miała zgryza :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 44k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • braza

    10541

  • Agduś

    4690

  • DPS

    3621

  • wu

    2676

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Proszę mi nie wmawiać, żem wielka, bo się odchudziłam http://www.bandyci.org/img/foch.gif

 

Na razie nic wielkiego - wklejam stare odcinki, bo nie wszyscy czytali, tu i ówdzie kosmetyczne wręcz poprawki wprowadzając.

Zachwyt osiołkami podzielam w pełni! I wcale nie są głupie - wręcz przeciwnie! Swojego czasu marzyo mi się kupienie osiołka na wyspie Pag i pokazanie mu normalnej polskiej łąki - takie z ziemią pod kopytkami i trawą, a nie rumowiska skalnego z ostami, dosyć nielicznymi. Strasznie jestem ciekawa, jak by sie zachował widząc taką obfitość pokarmu - czy zachowałby ośli spokój, czy oszalałby z zachwytu. Pewnie i tak trzeba by jakoś pilnować, coby nie padł z przejedzenia.

 

Morze ostatnio widziałam ze wszech stron - z góry (z wysokości pokładu promu), z jednego boku, z drugiego..., inne morze... No ale to było parę miesięcy temu...

 

A swoją drogą, to czemu Violetta kojarzy się z osiołkami???

Edytowane przez Agduś
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozłożył na stoliku dokumenty, uprzednio wytarłszy jego blat serwetką. Spojrzał na nagłówek.

- „Uroczysko” – odczytał – urocza nazwa. Co ja właściwie podpisałem??? – Świadomość, że pierwszy raz w życiu podpisał coś, czego wcześniej nie przestudiował dokładnie, wprawiła go znów w koszmarny nastrój – Jak to się stało? Hipnoza? Narkotyki? Taaak! Ten zapach! Ona na pewno odurzyła mnie jakimiś narkotykami! Muszę zapytać prawników, jak się z tego wyplątać! – ten pomysł sprawił, że wróciła mu normalna pewność siebie. – Najpierw jednak przeczytajmy, co ona mi wcisnęła.

Przez dłuższą chwilę studiował dokument, starając się zignorować uczucie dojmującego chłodu ogarniającego jego dłonie, ramiona, całe ciało. W pierwszych paragrafach nie znalazł żadnych niepokojących zapisów. Firma „Uroczysko” zajmowała się organizowaniem imprez integracyjnych dla firm. Zapewniała wiele atrakcji przygotowanych przez wybitnych psychologów i zainscenizowanych przez znanego reżysera Obsługa składała się z profesjonalistów: aktorów, specjalistów od efektów specjalnych itp. Firma zapewniała całodobową pomoc medyczną (uwaga, jaką poświęcono temu zagadnieniu wzbudziła w Victorze zaniepokojenie). Kolejne paragrafy opisywały luksusy czekające na uczestników imprezy w miejscu zakwaterowania, piękne, wygodne pokoje, przepyszne posiłki, profesjonalną i miłą obsługę.

Victor odprężył się i pociągnął solidny łyk piwka, gdy jego wzrok padł na rozdział poświęcony warunkom płatności. Nie, wynagrodzenie nie było wygórowane, jak na taki zakres i jakość usług. Natomiast kwota zabezpieczenia umowy sprawiła, że o mało nie udławił się piwem. Wpatrywał się w liczbę zapisaną pod paragrafem mówiącym o odszkodowaniu za odstąpienie od umowy i zera mieniły mu się w oczach. Usiłował zauważyć przecinek przed dwoma ostatnimi zerami, ale na pewno go tam nie było. Krztusząc się, poczuł, jak zalane łzami oczy wychodzą mu z orbit i zauważył, że barman zrywa się, by biec mu na pomoc. Pomachał uspokajająco ręką, powoli odzyskując oddech. Policzył zera jeszcze raz. Gdyby sprzedać całą firmę, budynek, wyposażenie biur poczynając od jego luksusowego biurka a na magnetycznym dozowniku spinaczy biurowych (ozdobionym kryształami Svarowskiego) kończąc, gdyby oddać w niewolę wszystkie sekretarki z Violettą na czele, to może udałoby się uzbierać połowę tej sumy!!!

- Pogięło ich???!!!

Kolejny szok, choć już mniejszy, przeżył, gdy przeczytał, ile kosztuje NIEOBECNOŚĆ choćby jednego pracownika na imprezie. Tak się dziwnie składało, że właśnie w tym dniu wszyscy byli na miejscu. Nikt nie wziął zwolnienia, nikt nie wyjechał służbowo...

Nerwowa lektura całej umowy nie pozwoliła mu znaleźć niczego, co mogłoby się stać podstawą do jej unieważnienia.

- Muszę pokazać to prawnikom – pomyślał, wiedząc jednak, że tego nie zrobi. – Zabiliby mnie śmiechem. Za plecami, oczywiście!

Ostatni punkt umowy utwierdził go w przekonaniu, że wraz z wszystkimi pracownikami biura pojedzie na tę imprezę. Brzmiał on następująco:

„Wszelkie zmiany w umowie mogą być negocjowane WYŁĄCZNIE przez prezesa firmy Pana Victora de Rżyński z Panią Klotyldą Kociołek.”

Na co, jak na co, ale na spotkanie z demonicznej urody panią Klotyldą nie miał najmniejszej ochoty.

 

Skończywszy lunch Victor wrócił do biura, akurat, by odbyć wcześniej umówione i przełożone na później spotkanie. Wbrew swoim zwyczajom krótko omówił wyniki pracy jednego z oddziałów, nie opierniczył jego szefa i zakończył po piętnastu zaledwie minutach. Rozmówca uciekł czym prędzej, jakby obawiał się, że Victor za chwilę powie „żartowałem” i, jak zwykle, w sposób wyrafinowanie kulturalny zjedzie go jak burą sukę.

Tymczasem Victor wyjął z pojękującej znów teczki lodowato zimny dokument i przez srebrny intercom (oczywiście zdobiony kryształami Svarowskiego) wezwał Violettę. Jeszcze nie skończył mówić, a już stała w drzwiach, z plikiem papieru firmowego na srebrnej (a jakże) podkładce gotowa notować.

- Księgowy do mnie natychmiast zebranie wszystkich pracowników za 10 minut w sali konferencyjnej. – Słowa prezesa brzmiały, jakby przez srebrną rurę wypowiadał je automat, ale nie to sprawiło, że Violetta zamykając lustrzane drzwi po raz kolejny tego dnia czuła zdumienie i niepokój. W biurze było zimno, pachniało wilgocią i stęchlizną, coś wydawało przedziwne dźwięki rodem z horrorów klasy B, a Victor jakby tego nie zauważał.

Dziwna atmosfera udzieliła się już chyba wszystkim pracownikom. Księgowy, zażywny jegomość w średnim wieku, pojawił się w sekretariacie tak szybko, jakby dwa długie korytarze przebiegł cwałem. Tak też wyglądał, gdy Violetta zaanonsowała go Victorowi. Nerwowo przełknął ślinę, otarł pot z nader wysokiego czoła i wszedł do gabinetu szefa. Nie, żeby się bał – skądże! – po prostu od dziecka niepewnie czuł się w towarzystwie... nazwijmy rzecz po imieniu – wariatów.

Wbrew jego obawom spotkanie było bardzo krótkie. Victor dał mu karteczkę z numerem konta i kwotą i kazał natychmiast dokonać przelewu. Księgowy odetchnął z wyraźną ulgą i wyszedł z gabinetu rozcierając ręce.

– Zimno tu – powiedział do Violetty, a ta skinęła tylko głową.

Pięć minut później cały personel biurowy siedział w sali konferencyjnej. Panowała dziwna cisza, nikt nie snuł przypuszczeń, co mogło być powodem tego niespodziewanego zebrania.

Victor wszedł na salę dziwnie miękkim, niepewnym krokiem. Biorąc pod uwagę jej wystrój (srebrzysto-lustrzany, oczywiście), nigdy nie była ciepła i przytulna, ale po przybyciu prezesa wszyscy zaczęli zapinać marynarki i rozcierać ręce. Dyskretnie węszyli, usiłując odnaleźć źródło stęchłego zapaszku.

- Dzisiaj o 20.00 wyjeżdżamy na imprezę integracyjną – zaczął Victor bez zbędnych wstępów. – Jeżeli ktoś z was pomyślał w tej chwili o jakiejś wymówce, niech przed wyjściem z pracy złoży wymówienie. Usprawiedliwieniem nieobecności może być akt zgonu. Spotykamy się o 19.45. na parkingu. Proszę zapakować rzeczy potrzebne na trzy dni, ubrania wieczorowe i sportowe. Za godzinę możecie wyjść do domów, żeby się spakować. Jakieś pytania?

Odpowiedziała mu absolutna cisza.

Taka sama cisza panowała w biurze przez następną godzinę. Żadnych szeptów, śmieszków, pytań...

Victor w swoim gabinecie odetchnął z ulgą. Pojadą na tę imprezę, która przecież wcale nie jest taka droga, zintegrują się - to jest na pewno potrzebne pracownikom, wrócą, umowy nikt na oczy nie zobaczy...

 

Dokładnie godzinę później w gabinecie Victora zadźwięczał srebrzystym głosem dzwoneczek, nacisnął zielony guziczek w blacie biurka i drzwi uchyliły się. Zobaczył Violettę.

- Panie prezesie... – zaczęła wystudiowanym nieśmiałym tonem.

- Tak, oczywiście, możesz już iść pakować się. Wszyscy wyszli?

- Tak, już chyba wszyscy. Pan Marzyk zostawił to... – podeszła i podała mu kartkę z kilkoma linijkami druku. – Do widzenia wieczorem – uśmiechnęła się wychodząc.

Victor pobieżnie rzucił okiem na kratkę. Wymówienie! „Aaaa, srał go pies... i tak nie było z niego pożytku!” Rzucił kartkę na stos papierów pod biurkiem. Nagle przypomniało mu się coś niepokojącego – wysokość umownej kary za nieobecność któregokolwiek pracownika na imprezie. „O kurde! Obciążę drania kosztami! A swoją drogą, to skąd ta cała Klotylda wiedziała tak dokładnie, ilu mamy pracowników??? I jakim cudem przyszła akurat dzisiaj, kiedy wszyscy są na miejscu??? Trzeba to wyjaśnić!” – pomyślał, ale na samo wspomnienie zabójczej urody Klotyldy odechciało mu się wyjaśniania czegokolwiek. Od spotkania z nią upłynęło jednak wystarczająco dużo czasu, żeby był w stanie znów logicznie rozumować. „Przecież Marzyk już nie jest naszym pracownikiem, więc nie mogą nas obciążyć karą za jego nieobecność. Najwyżej zapłacę za jego noclegi i wyżywienie, nie mam zamiaru się z nimi kopać o drobną sumę!” Ta myśl wyraźnie poprawiła mu humor. „No, czas się pakować.”

Podniósł słuchawkę.

- Pani Masza? – zawsze czuł dumę, że zwraca się do służby elegancko per „pani” – Proszę spakować moją walizkę.

- ...

- Wyjeżdżam dzisiaj, będę za chwilkę w domu. Proszę zapakować strój wieczorowy, marynarki, coś sportowego – ze dwa komplety i kilka koszulek na zmianę. Jadę na trzy dni. Reszta jak zwykle.

Włożył służbowego laptopa do czarnej teczki. Wzdrygnął się, patrząc na umowę z „Uroczyskiem”, ale musiał wziąć te papiery. Już się prawie przyzwyczaił do uczucia lodowatego zimna, jakie przejmowało go, gdy dotykał niezwykłych dokumentów. Zjechał windą do garażu. Jego miejsce parkingowe było, oczywiście, przy samych drzwiach windy. Wsiadł do czerwonego Jaguara i pomknął do domu. Słysząc niepokojące odgłosy dobiegające z tylnego siedzenia, na którym leżała teczka, włączy na full muzykę. Who Wants To Live Forever...” – ryknęło radio, co wprawiło Victora we wspaniały nastrój, gdyż uznał te słowa za dobrą wróżbę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pewnie, że przylezą!!! Jako i ja przylazłam... wcześniej tego nie znałam:)

 

 

A Violettą była spotkana ostatnio przeze mła oślica, która na swe imię przybiegła do mła z padoku, przewiskała kieszenie i uwaga!!!

 

Przytuliła się!!!

 

Jakby umiała mówić to powiedziała by: "tu za uszkiem poproszę"

 

No i jak tu nie zachorować na osioła???:(

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

albo coś takiego

 

http://naukawpolsce.pap.pl/Data/Thumbs/_plugins/information/63936/MzAweDIyNQ,zebra1.jpg

 

 

ale to zwierzę ze wszech miar dziwne jest - od siwej klaczy, ale czemu ono białe. Konie siwieją z czasem, rodzą się najczęściej gniade, kare, myszate ale, żeby tak młody osobnik był całkiem biały :jawdrop:

 

 

 

Aha, bo to już dorosły zwierz

Edytowane przez Gosiek33
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oooo, jakie fajne zwierzaczki!!! Ten zebrul ma maśc jak tygrys, ciekawe czy i charakterek tez ...?? Bo muł obronny bardzo mi się spodobał, puma musiała się nieźle zdziwić :)

 

Obudziłam się kole 7.3-, wypiłam kawę i .... poszłam spać. Kolejne podejście do rozpoczęcia dnia w granicach południa - udane:D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wusia, symptomy sa znane chyba wszystkim, którzy urządzali, remontowali, odnawiali (niepotrzebne skreślić) jakiekolwiek pomieszczenie w domu! A do tego w pewnych dziedzinach przejawiam absolutną ignorancję żeby nie powiedzieć głupotę więc ... sama rozumiesz ...

 

No właśni Arni, też się wyspałam i to jest najważniejsze i tak trzymać:yes:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyspanemu lepiej się myśli:)Braza,spokojnie:)Pooglądaj łazienki-zobaczysz czego chcesz:)A potem:ilekroć wchodziłam kiedyś do niebieskiej kuchni,myślałam sobie-w życiu:)Zapraszam teraz do mnie:)dwukrotnie malowałam już na niebiesko:)Czy mi się podoba,nie,ale mam:)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...