Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Komentarze do Brazowego Uroczyska


braza

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 44k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • braza

    10541

  • Agduś

    4690

  • DPS

    3621

  • wu

    2676

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Idzie ku lepszemu, w niedzielę to już ma być w ogóle pogodowy miód malina.

Osia - niezły nomada by z Ciebie w sumie był, iść, ciągle iść w stronę słońca... :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U nas ma być mniej zimno niż jest, ale ciepłem jeszcze tego nazwać nie będzie można.

Powinnam się już przyzwyczaić, że ja zawsze na samym końcu...ale nie mogę i żal mam :( ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U nas ma być mniej zimno niż jest, ale ciepłem jeszcze tego nazwać nie będzie można.

Powinnam się już przyzwyczaić, że ja zawsze na samym końcu...ale nie mogę i żal mam :( ;)

 

Mogę to samo z podobnie wielkim żalem o zimie powiedzieć, zawsze tak bardzo żałuję... :( ;)

A na prognozie wychodzi nam na niedzielę 16*C, na poniedziałek nawet 18*C!!! :jawdrop:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zimno w psychikę to fajne określenie. Mnie zimno nie jest, ale to dlatego, że mój mąż regularnie pali. I już tupie, żeby nowe drzewo zamówić. Fitness sobie szykuje. Zamiast na siłownię to do siekiery :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No bo ja mam bardzo dziwne podejście do temperatury w domu - czasem jest mi zimno czasem przy tej samej (przynajmniej termometr tak mówi) temperaturze jest mi ciepło. No to znaczy, że marznie mi psychika, a nie ja.

 

U mnie ktoś pytał o Brazoczysko i z rozpędu u mnie wkleiłam, no to się poprawiam:

 

 

 

Grunt pod nogami nieszczęsnych wielbicieli rusałkowych wdzięków cały czas powoli się wznosił. Człapali w milczeniu wpatrzeni tępo w plecy poprzedników. Czy dobrze zrobili uznając mnicha czy też pustelnika za swego wybawiciela? Zakapturzona postać poruszała się bardzo pewnie i dosyć szybko wśród chaszczy i zarośli, więc nie mieli czasu na zastanowienie, starając się nadążyć za nią. Większość z nich już dawno przekroczyła granicę swojej wytrzymałości fizycznej, szli poruszając nogami nie siłą mięśni, a siłą woli. Wreszcie ujrzeli przed sobą wejście do jakiejś chatki zbudowanej chyba z patyków i trzcin. Bez chwili wahania weszli do niej za przewodnikiem. Pustelnik gestem ręki wskazał proste drewniane ławy, wiązki sitowia i zydle. W milczeniu zajmowali miejsca. Gospodarz podszedł do paleniska znajdującego się w jednym z kątów szałasu i rozdmuchał ogień. Dorzucił kilka bierwion, które prawie natychmiast zajęły się ogniem. W chatce zrobiło się jasno i przytulnie. Pustelnik nalał wody do kociołka wiszącego nad ogniem, podszedł do ściany i zdjął kilka szarych woreczków wiszących na kołkach. Rozwiązywał je po kolei, brał szczyptę zawartości w palce, wąchał mrucząc coś pod nosem, odmierzał szczyptami lub garściami porcje i wrzucał je do kociołka. Wreszcie powąchał parująca już wodę i zadowolony z efektu usiadł na wolnym zydelku koło paleniska i odrzucił kaptur ukazując miłą, okrągłą, uśmiechniętą i zaskakująco młodą twarz.

 

Mężczyźni przyglądali się jego poczynaniom w milczeniu. Nikt też nie odezwał się, gdy pustelnik, siedząc obok ognia, mierzył ich spokojnym, dobrotliwym spojrzeniem siwych oczu. Jeżeli któryś z nich spodziewał się ujrzeć wychudzoną ascetyczną twarz starca i surowe spojrzenie, musiał się zdziwić. Jednak oni już chyba nawet na zdziwienie nie mieli siły. W każdym bądź razie ich twarze były doskonale obojętne. Pustelnik przez chwilę spoglądał po nich oczekując chyba jakiejś reakcji, miny, słowa... Nie doczekał się, co najwyraźniej go zaniepokoiło. Wstał i jeszcze raz podszedł do płóciennych woreczków. Marszcząc brwi i popatrując na swoich gości zastanawiał się, przekładał woreczki, wreszcie zaczerpnął z kilku po dużej szczypcie, dorzucił do kociołka i usiadł z powrotem.

 

Jedynymi odgłosami zakłócającymi ciszę było narastające bulgotanie wody w kociołku i wesołe trzaskanie płonących polan, z rzadka odezwał się na bagnach jakiś nocny ptak, coś zaszeleściło w trzcinach. Po szałasie rozszedł się przyjemny zapach gorącego napoju. Już on sam wzbudził pewne ożywienie. Tępo wbite w przestrzeń spojrzenia zaczęły powoli błądzić po wnętrzu, zastygłe dotąd w bezruchu sylwetki zmieniały pozycję, ale wszyscy starannie unikali nawiązywania kontaktu wzrokowego z pustelnikiem i z sobą nawzajem.

 

Pustelnik z zadowoleniem przyjął te objawy przebudzenia swych podopiecznych. Wstał, zamieszał patykiem w kociołku, wciągnął nosem zapach wywaru i uśmiechnął się lekko do siebie. Zdjął z kołka wbitego w ścianę duży, wydłubany z jednego kawałka drewna kubek i zaczerpnął nim napój wprost z kociołka. Podał parujący wywar pierwszemu z brzegu zmarzniętemu nieszczęśnikowi. Ten, pomny przedziwnych wydarzeń, które nastąpiły po wypiciu specyfiku uwarzonego przez wiedźmę, zawahał się wyraźnie. Wyciągnął jednak rękę i chwycił kubek grzejąc nim dłonie.

 

 

 

 

 

  • Pij – odezwał się spokojny, miękki i ciepły głos pustelnika. – Pij spokojnie. To was rozgrzeje i doda sił – zwrócił się do wszystkich.

 

 

 

 

Ten głos budził zaufanie, zapach napoju był orzeźwiający i lekki. Pierwszy wypił kilka łyków i podał kubek następnemu. Pustelnik dolewał, gdy ktoś wypijał ostatni łyk. Kubek kilka razy okrążył szałas zanim w kociołku pokazało się dno. Już w trakcie popijania widać było cudowne działanie ziół pustelnika. Najpierw przestali się trząść z zimna, potem wyraźnie się ożywili, zaczęli rozmawiać szeptem, później półgłosem. W końcu ktoś odważył się zwrócić do gospodarza.

 

 

 

 

 

  • Zabłądziliśmy...yyy... wracając z ogniska... Czy jesteśmy daleko od zamku? Pokaże nam pan bezpieczną drogę?

  • Wracając z ogniska? – Pustelnik wpatrywał się w niego spokojnie łagodnym, ale stanowczym wzrokiem. Starszy Specjalista zaprawiony w bojach, potrafiący kłamać każdemu w żywe oczy, wcisnąć każdą, najbardziej niekorzystną ofertę tak staremu wyjadaczowi jak i ubogiej wdowie czy biednej sierotce spłonął rumieńcem jak panna, spuścił wzrok i wyjąkał:

  • Yyyyy... goniliśmy rusałki... – przyznał cicho. Pustelnik uśmiechnął się łagodnie.

  • Odprowadzę was na skraj bagien i wskażę dalszą drogę. Łosianioły już odeszły, zresztą one też nie opuszczają bagien.

  • Łosianioły??? – jęknął Victor, czując, że już nie ma siły się dziwić.

  • Tak, przecież to one przyprowadziły was do mnie – pustelnik jakby nie rozumiał zdziwienia Victora. – Pokrzepiliście się, więc możemy iść – dodał podrywając się dziarsko z zydelka.

  • A rusałki i te... topielice i węże?

  • Ze mną jesteście bezpieczni – łagodny uśmiech nie schodził z warg pustelnika, a głos koił jak plaster na ranę.

 

 

 

 

Jego spokój udzielał się najwyraźniej wszystkim. A może to działanie ziółek? W każdym bądź razie czuli wszechogarniające rozanielenie i błogość. Bez protestów podnosili się i kierowali w stronę wyjścia z szałasu. Teraz mieli siłę, by rozglądnąć się wokół siebie. Ujrzeli niewielką wyspę porośniętą krzakami wierzby. Pośrodku stał szałas pustelnika. W porównaniu z niezbyt obszernym wnętrzem, w którym siedzieli, z zewnątrz wydawał się wielki. Najwyraźniej „salon” nie był jedynym pomieszczeniem.

 

Zauważyli, że ściany zbudowane są z wierzbowych gałązek. Podstawę tworzyła przemyślna, stabilna konstrukcja z grubszych prętów. Pomiędzy nimi umocowane były plecione z cieńszych witek panele. Kacper, który właśnie budował własny dom, odruchowo przyglądał się dokładniej każdemu budynkowi – ot, takie chwilowe zboczenie, że nie umiał przejść obok żadnego obojętnie. Zaintrygowało go to, że ściany są dosyć grube. Przyglądając się im uważnie stwierdził szybko, że w każdym miejscu były dwa panele – zewnętrzny uszczelniony jakąś zaprawą jakby z błota i wewnętrzny, widoczny z domu. Pomiędzy nimi znajdowało się jakieś wypełnienie przypominające na pierwszy rzut oka wełnę mineralną, ale chyba jednak całkiem naturalne. Wyskubał ociupinkę koło framugi drzwi (pięknie rzeźbionej w drewnie). Po chwili zastanowienia uznał, że to mech i coś bardzo lekkiego. Jako że niedawno jego dziecię nieletnie rozwaliło wysuszoną pałkę wodną – ozdobę suchego bukietu – szybko rozpoznał ten materiał. W końcu sam wciągał wszędobylskie cholerstwo przez pół dnia w odkurzacz! Pustelnik zauważył jego zainteresowanie swą posiadłością.

 

 

 

 

 

  • Sam budowałem! – rzekł nie bez dumy. – Nawet zimą jest ciepło, wystarczy napalić odrobinkę, tyle co do gotowania. Dzięki temu ociepleniu ściany mają współczynnik U 0,09! To mój wynalazek! Okna musiałem kupić, bo bez odpowiednich maszyn nie zrobiłbym tu odpowiednio ciepłych i szczelnych. Za to solary zrobiłem sam. I wentylację mechaniczną z reku i gwc. Prąd mam dzięki wiatrakowi, taki jeden znajomy wpada do mnie latem i razem wymyślamy cuda. W tym roku planujemy zrobić pc – te bagna dają ogromne możliwości! Podłogówkę już oczywiście mam. Pomysły ściągam z netu, z kumplem dyskutujemy na forumie. – Pustelnik najwyraźniej wsiadł na swojego konika, bo, dotychczas małomówny, teraz terkotał z prędkością karabinu maszynowego. Zmitygował się nagle, zauważywszy, że poza Kacprem, który słuchał go wyraźnie zafascynowany, nikt nie rozumie jego słów. Zdał sobie sprawę z tego, że wyszedł ze swej roli i wyglądał przez moment na zmieszanego. To o necie i forumie było zdecydowanie niepotrzebne! – Nie będę was zanudzał – płynnie wrócił do swego poprzedniego, łagodnego tonu. - Chodźmy już – dodał tak stanowczo, że Kacper, który miał zamiar zasypać go pytaniami, zamilkł z półotwartymi ustami.

 

 

 

 

Wąska ścieżka prowadziła w stronę brzegu. Po chwili stanęli nad bagnem. Na samą myśl o opuszczeniu stałego lądu i pogrążeniu się w zimnym błocie poczuli nieodpartą chęć powrotu do ciepłego domostwa pustelnika. Po jego pełnej zapału przemowie nie mieli wątpliwości, że znaleźliby tam całkiem wygodny nocleg, a może nawet i ciepła kąpiel byłaby możliwa...

 

Pustelnik nie zawahał się jednak i wkroczył na pierwszą kępę trawy. Przeskakując zgrabnie na następną i kolejną szybko oddalił się od brzegu, nie oglądając się na nich. Nie mieli innego wyjścia. Rzucając tęskne spojrzenia w stronę szałasu podążyli za przewodnikiem. Nie szło im to tak zgrabnie jak gospodarzowi, często nie trafiając w środek kępy wpadali po kolana w bagno, ale pokrzepieni naparem szybko wracali na właściwą drogę.

 

Victor, odzyskawszy rezon, zaczął znów myśleć o ucieczce. Jeszcze przed godziną wolał powrót do demonicznej Klotyldy niż niewątpliwą śmierć czyhającą na niego w bagnisku. Teraz jednak, na samo wspomnienie tego, co wiedział i tego, co sobie wyobrażał, postanowił jeszcze raz spróbować. Zwolnił i pozwolił się wyprzedzić wszystkim. Nie miał zamiaru oddalać się tu – pośrodku bagna. Taki głupi nie był. Chciał poczekać aż znajdą się blisko brzegu i wtedy skręcić zdecydowanie w lewo. Miał wrażenie, że zamek jest gdzieś po prawej stronie. Zamyślony nie zauważył, że jego poprzednik oddalił się znacznie bardziej, niż by tego chciał w tej chwili. Kierując się cichymi głosami ludzi próbował ich dogonić, gdy nagle stracił równowagę i upadł pokiereszowaną twarzą w błoto. Już poprzednio zastanawiał się, kiedy ostatnio powtarzał szczepienie przeciwko tężcowi i uznał, że zażąda zastrzyku z anatoksyny, gdy tylko znajdzie się wśród normalnych ludzi. Zanim się podniósł i otarł oczy na tyle, by coś widzieć, koledzy zniknęli. Starał się iść w tym samym kierunku i dogonić ich, ale teraz częściej zapadał się w błoto. Zrezygnowany postanowił już w tym momencie lekko skręcić w lewo. Miał wrażenie, że już widzi ścianę lasu przed sobą. Nagle, usłyszał jakieś bulgotanie i sapanie. „Dogoniłem ich!” Pomyślał jednak z ulgą. Sapanie było coraz głośniejsze i coraz mniej ludzkie. Poczuł nieprzyjemny dreszcz na plecach. Wbił wzrok w ciemność, z której coś powinno nadejść. I nadeszło!

 

 

 

 

 

Grunt pod nogami nieszczęsnych wielbicieli rusałkowych wdzięków cały czas powoli się wznosił. Człapali w milczeniu wpatrzeni tępo w plecy poprzedników. Czy dobrze zrobili uznając mnicha czy też pustelnika za swego wybawiciela? Zakapturzona postać poruszała się bardzo pewnie i dosyć szybko wśród chaszczy i zarośli, więc nie mieli czasu na zastanowienie, starając się nadążyć za nią. Większość z nich już dawno przekroczyła granicę swojej wytrzymałości fizycznej, szli poruszając nogami nie siłą mięśni, a siłą woli. Wreszcie ujrzeli przed sobą wejście do jakiejś chatki zbudowanej chyba z patyków i trzcin. Bez chwili wahania weszli do niej za przewodnikiem. Pustelnik gestem ręki wskazał proste drewniane ławy, wiązki sitowia i zydle. W milczeniu zajmowali miejsca. Gospodarz podszedł do paleniska znajdującego się w jednym z kątów szałasu i rozdmuchał ogień. Dorzucił kilka bierwion, które prawie natychmiast zajęły się ogniem. W chatce zrobiło się jasno i przytulnie. Pustelnik nalał wody do kociołka wiszącego nad ogniem, podszedł do ściany i zdjął kilka szarych woreczków wiszących na kołkach. Rozwiązywał je po kolei, brał szczyptę zawartości w palce, wąchał mrucząc coś pod nosem, odmierzał szczyptami lub garściami porcje i wrzucał je do kociołka. Wreszcie powąchał parująca już wodę i zadowolony z efektu usiadł na wolnym zydelku koło paleniska i odrzucił kaptur ukazując miłą, okrągłą, uśmiechniętą i zaskakująco młodą twarz.

 

Mężczyźni przyglądali się jego poczynaniom w milczeniu. Nikt też nie odezwał się, gdy pustelnik, siedząc obok ognia, mierzył ich spokojnym, dobrotliwym spojrzeniem siwych oczu. Jeżeli któryś z nich spodziewał się ujrzeć wychudzoną ascetyczną twarz starca i surowe spojrzenie, musiał się zdziwić. Jednak oni już chyba nawet na zdziwienie nie mieli siły. W każdym bądź razie ich twarze były doskonale obojętne. Pustelnik przez chwilę spoglądał po nich oczekując chyba jakiejś reakcji, miny, słowa... Nie doczekał się, co najwyraźniej go zaniepokoiło. Wstał i jeszcze raz podszedł do płóciennych woreczków. Marszcząc brwi i popatrując na swoich gości zastanawiał się, przekładał woreczki, wreszcie zaczerpnął z kilku po dużej szczypcie, dorzucił do kociołka i usiadł z powrotem.

 

Jedynymi odgłosami zakłócającymi ciszę było narastające bulgotanie wody w kociołku i wesołe trzaskanie płonących polan, z rzadka odezwał się na bagnach jakiś nocny ptak, coś zaszeleściło w trzcinach. Po szałasie rozszedł się przyjemny zapach gorącego napoju. Już on sam wzbudził pewne ożywienie. Tępo wbite w przestrzeń spojrzenia zaczęły powoli błądzić po wnętrzu, zastygłe dotąd w bezruchu sylwetki zmieniały pozycję, ale wszyscy starannie unikali nawiązywania kontaktu wzrokowego z pustelnikiem i z sobą nawzajem.

 

Pustelnik z zadowoleniem przyjął te objawy przebudzenia swych podopiecznych. Wstał, zamieszał patykiem w kociołku, wciągnął nosem zapach wywaru i uśmiechnął się lekko do siebie. Zdjął z kołka wbitego w ścianę duży, wydłubany z jednego kawałka drewna kubek i zaczerpnął nim napój wprost z kociołka. Podał parujący wywar pierwszemu z brzegu zmarzniętemu nieszczęśnikowi. Ten, pomny przedziwnych wydarzeń, które nastąpiły po wypiciu specyfiku uwarzonego przez wiedźmę, zawahał się wyraźnie. Wyciągnął jednak rękę i chwycił kubek grzejąc nim dłonie.

 

 

 

 

 

  • Pij – odezwał się spokojny, miękki i ciepły głos pustelnika. – Pij spokojnie. To was rozgrzeje i doda sił – zwrócił się do wszystkich.

 

 

 

 

Ten głos budził zaufanie, zapach napoju był orzeźwiający i lekki. Pierwszy wypił kilka łyków i podał kubek następnemu. Pustelnik dolewał, gdy ktoś wypijał ostatni łyk. Kubek kilka razy okrążył szałas zanim w kociołku pokazało się dno. Już w trakcie popijania widać było cudowne działanie ziół pustelnika. Najpierw przestali się trząść z zimna, potem wyraźnie się ożywili, zaczęli rozmawiać szeptem, później półgłosem. W końcu ktoś odważył się zwrócić do gospodarza.

 

 

 

 

 

  • Zabłądziliśmy...yyy... wracając z ogniska... Czy jesteśmy daleko od zamku? Pokaże nam pan bezpieczną drogę?

  • Wracając z ogniska? – Pustelnik wpatrywał się w niego spokojnie łagodnym, ale stanowczym wzrokiem. Starszy Specjalista zaprawiony w bojach, potrafiący kłamać każdemu w żywe oczy, wcisnąć każdą, najbardziej niekorzystną ofertę tak staremu wyjadaczowi jak i ubogiej wdowie czy biednej sierotce spłonął rumieńcem jak panna, spuścił wzrok i wyjąkał:

  • Yyyyy... goniliśmy rusałki... – przyznał cicho. Pustelnik uśmiechnął się łagodnie.

  • Odprowadzę was na skraj bagien i wskażę dalszą drogę. Łosianioły już odeszły, zresztą one też nie opuszczają bagien.

  • Łosianioły??? – jęknął Victor, czując, że już nie ma siły się dziwić.

  • Tak, przecież to one przyprowadziły was do mnie – pustelnik jakby nie rozumiał zdziwienia Victora. – Pokrzepiliście się, więc możemy iść – dodał podrywając się dziarsko z zydelka.

  • A rusałki i te... topielice i węże?

  • Ze mną jesteście bezpieczni – łagodny uśmiech nie schodził z warg pustelnika, a głos koił jak plaster na ranę.

 

 

 

 

Jego spokój udzielał się najwyraźniej wszystkim. A może to działanie ziółek? W każdym bądź razie czuli wszechogarniające rozanielenie i błogość. Bez protestów podnosili się i kierowali w stronę wyjścia z szałasu. Teraz mieli siłę, by rozglądnąć się wokół siebie. Ujrzeli niewielką wyspę porośniętą krzakami wierzby. Pośrodku stał szałas pustelnika. W porównaniu z niezbyt obszernym wnętrzem, w którym siedzieli, z zewnątrz wydawał się wielki. Najwyraźniej „salon” nie był jedynym pomieszczeniem.

 

Zauważyli, że ściany zbudowane są z wierzbowych gałązek. Podstawę tworzyła przemyślna, stabilna konstrukcja z grubszych prętów. Pomiędzy nimi umocowane były plecione z cieńszych witek panele. Kacper, który właśnie budował własny dom, odruchowo przyglądał się dokładniej każdemu budynkowi – ot, takie chwilowe zboczenie, że nie umiał przejść obok żadnego obojętnie. Zaintrygowało go to, że ściany są dosyć grube. Przyglądając się im uważnie stwierdził szybko, że w każdym miejscu były dwa panele – zewnętrzny uszczelniony jakąś zaprawą jakby z błota i wewnętrzny, widoczny z domu. Pomiędzy nimi znajdowało się jakieś wypełnienie przypominające na pierwszy rzut oka wełnę mineralną, ale chyba jednak całkiem naturalne. Wyskubał ociupinkę koło framugi drzwi (pięknie rzeźbionej w drewnie). Po chwili zastanowienia uznał, że to mech i coś bardzo lekkiego. Jako że niedawno jego dziecię nieletnie rozwaliło wysuszoną pałkę wodną – ozdobę suchego bukietu – szybko rozpoznał ten materiał. W końcu sam wciągał wszędobylskie cholerstwo przez pół dnia w odkurzacz! Pustelnik zauważył jego zainteresowanie swą posiadłością.

 

 

 

 

 

  • Sam budowałem! – rzekł nie bez dumy. – Nawet zimą jest ciepło, wystarczy napalić odrobinkę, tyle co do gotowania. Dzięki temu ociepleniu ściany mają współczynnik U 0,09! To mój wynalazek! Okna musiałem kupić, bo bez odpowiednich maszyn nie zrobiłbym tu odpowiednio ciepłych i szczelnych. Za to solary zrobiłem sam. I wentylację mechaniczną z reku i gwc. Prąd mam dzięki wiatrakowi, taki jeden znajomy wpada do mnie latem i razem wymyślamy cuda. W tym roku planujemy zrobić pc – te bagna dają ogromne możliwości! Podłogówkę już oczywiście mam. Pomysły ściągam z netu, z kumplem dyskutujemy na forumie. – Pustelnik najwyraźniej wsiadł na swojego konika, bo, dotychczas małomówny, teraz terkotał z prędkością karabinu maszynowego. Zmitygował się nagle, zauważywszy, że poza Kacprem, który słuchał go wyraźnie zafascynowany, nikt nie rozumie jego słów. Zdał sobie sprawę z tego, że wyszedł ze swej roli i wyglądał przez moment na zmieszanego. To o necie i forumie było zdecydowanie niepotrzebne! – Nie będę was zanudzał – płynnie wrócił do swego poprzedniego, łagodnego tonu. - Chodźmy już – dodał tak stanowczo, że Kacper, który miał zamiar zasypać go pytaniami, zamilkł z półotwartymi ustami.

 

 

 

 

Wąska ścieżka prowadziła w stronę brzegu. Po chwili stanęli nad bagnem. Na samą myśl o opuszczeniu stałego lądu i pogrążeniu się w zimnym błocie poczuli nieodpartą chęć powrotu do ciepłego domostwa pustelnika. Po jego pełnej zapału przemowie nie mieli wątpliwości, że znaleźliby tam całkiem wygodny nocleg, a może nawet i ciepła kąpiel byłaby możliwa...

 

Pustelnik nie zawahał się jednak i wkroczył na pierwszą kępę trawy. Przeskakując zgrabnie na następną i kolejną szybko oddalił się od brzegu, nie oglądając się na nich. Nie mieli innego wyjścia. Rzucając tęskne spojrzenia w stronę szałasu podążyli za przewodnikiem. Nie szło im to tak zgrabnie jak gospodarzowi, często nie trafiając w środek kępy wpadali po kolana w bagno, ale pokrzepieni naparem szybko wracali na właściwą drogę.

 

Victor, odzyskawszy rezon, zaczął znów myśleć o ucieczce. Jeszcze przed godziną wolał powrót do demonicznej Klotyldy niż niewątpliwą śmierć czyhającą na niego w bagnisku. Teraz jednak, na samo wspomnienie tego, co wiedział i tego, co sobie wyobrażał, postanowił jeszcze raz spróbować. Zwolnił i pozwolił się wyprzedzić wszystkim. Nie miał zamiaru oddalać się tu – pośrodku bagna. Taki głupi nie był. Chciał poczekać aż znajdą się blisko brzegu i wtedy skręcić zdecydowanie w lewo. Miał wrażenie, że zamek jest gdzieś po prawej stronie. Zamyślony nie zauważył, że jego poprzednik oddalił się znacznie bardziej, niż by tego chciał w tej chwili. Kierując się cichymi głosami ludzi próbował ich dogonić, gdy nagle stracił równowagę i upadł pokiereszowaną twarzą w błoto. Już poprzednio zastanawiał się, kiedy ostatnio powtarzał szczepienie przeciwko tężcowi i uznał, że zażąda zastrzyku z anatoksyny, gdy tylko znajdzie się wśród normalnych ludzi. Zanim się podniósł i otarł oczy na tyle, by coś widzieć, koledzy zniknęli. Starał się iść w tym samym kierunku i dogonić ich, ale teraz częściej zapadał się w błoto. Zrezygnowany postanowił już w tym momencie lekko skręcić w lewo. Miał wrażenie, że już widzi ścianę lasu przed sobą. Nagle, usłyszał jakieś bulgotanie i sapanie. „Dogoniłem ich!” Pomyślał jednak z ulgą. Sapanie było coraz głośniejsze i coraz mniej ludzkie. Poczuł nieprzyjemny dreszcz na plecach. Wbił wzrok w ciemność, z której coś powinno nadejść. I nadeszło!

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy u Ciebie czy u mnie co za roznica, grunt ze jest!!!

 

Agdus ... Jaj to jest z tym zimnem w psychice bo moze i ja to mam jeno jeszcze niezdiagnozowane!

 

Jesli jutro albo w niedziele bedzie 14 stooni to wpadajcie na kawe!!!!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...