Agduś 05.03.2015 18:09 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Marca 2015 Nic mi się nie przypałętało. Pogoda piękna (od dzisiaj) i oby tak dalej!Na razie mm o ogrodzie takie bagno, że tylko łosie i króliki mogą po nim chodzić. No, psica chodzi, ale jak podłoga potem wygląda... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
DPS 05.03.2015 18:52 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Marca 2015 Moja plandeka chciała dzisiaj do tej imprezki chyba dołączyć, alem ją dorwała w ostatniej chwili! Uff. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Moose 05.03.2015 18:58 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Marca 2015 Gruby po dzisiejszym spacerze był uchlapany jak prosię... całe długaśne nożyska i podwozie było w błotnych kropeczkach... ja uchlapana jeno do kolan Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
braza 05.03.2015 20:57 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Marca 2015 A my qrna taka imoreze przepuscilysmy!!! Mojej jeszcze nie ma, niezle baluja! Zaczyna byc ladniej moze jutro gnide przegonie.... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Moose 05.03.2015 21:43 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Marca 2015 Ja ganiam Gruszkę regularnie pod warunkiem, iż nie leje deszcz ani nie sypie śnieg... Czasem ma mi to za złe... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
DPS 06.03.2015 05:35 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Marca 2015 Idzie ku lepszemu, w niedzielę to już ma być w ogóle pogodowy miód malina. Osia - niezły nomada by z Ciebie w sumie był, iść, ciągle iść w stronę słońca... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Moose 06.03.2015 08:32 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Marca 2015 Szkoda, ze tego ostatniego ciągle nie widać... Ale idziemy zaraz do lasu i będziemy wypatrywać... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
braza 06.03.2015 09:02 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Marca 2015 Zimno u mnie. Oby ten cud-miod-malina sie sprawdzily!!!! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Arctica 06.03.2015 09:28 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Marca 2015 Też słyszałam... o tych malinach... ale póki zimno to nie uwierzę Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Moose 06.03.2015 09:38 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Marca 2015 U mnie 1 stopień na plusie... szału ni ma... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 06.03.2015 18:22 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Marca 2015 W kominku napaliłam, bo mi zimno w psychikę było i to mimo słoneczka, które przebłyskiwało całkiem porządnie. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
DPS 06.03.2015 18:32 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Marca 2015 Jeszcze wciąż chłodno, ale czekam z nadzieją na niedzielę, ponoć u nas ma być nawet 13*C! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tola 06.03.2015 18:40 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Marca 2015 U nas ma być mniej zimno niż jest, ale ciepłem jeszcze tego nazwać nie będzie można. Powinnam się już przyzwyczaić, że ja zawsze na samym końcu...ale nie mogę i żal mam Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Moose 06.03.2015 19:19 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Marca 2015 Jutro ma być niby cieplej...obaczym Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
DPS 06.03.2015 20:21 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Marca 2015 U nas ma być mniej zimno niż jest, ale ciepłem jeszcze tego nazwać nie będzie można. Powinnam się już przyzwyczaić, że ja zawsze na samym końcu...ale nie mogę i żal mam Mogę to samo z podobnie wielkim żalem o zimie powiedzieć, zawsze tak bardzo żałuję... A na prognozie wychodzi nam na niedzielę 16*C, na poniedziałek nawet 18*C!!! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Moose 06.03.2015 20:44 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Marca 2015 Depsia, nie szczuj... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
DPS 06.03.2015 20:46 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Marca 2015 Ja nie szczuję, ja się ZDUMIEWAM!!! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
EZS 06.03.2015 21:35 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Marca 2015 Zimno w psychikę to fajne określenie. Mnie zimno nie jest, ale to dlatego, że mój mąż regularnie pali. I już tupie, żeby nowe drzewo zamówić. Fitness sobie szykuje. Zamiast na siłownię to do siekiery Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 06.03.2015 21:51 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Marca 2015 No bo ja mam bardzo dziwne podejście do temperatury w domu - czasem jest mi zimno czasem przy tej samej (przynajmniej termometr tak mówi) temperaturze jest mi ciepło. No to znaczy, że marznie mi psychika, a nie ja. U mnie ktoś pytał o Brazoczysko i z rozpędu u mnie wkleiłam, no to się poprawiam: Grunt pod nogami nieszczęsnych wielbicieli rusałkowych wdzięków cały czas powoli się wznosił. Człapali w milczeniu wpatrzeni tępo w plecy poprzedników. Czy dobrze zrobili uznając mnicha czy też pustelnika za swego wybawiciela? Zakapturzona postać poruszała się bardzo pewnie i dosyć szybko wśród chaszczy i zarośli, więc nie mieli czasu na zastanowienie, starając się nadążyć za nią. Większość z nich już dawno przekroczyła granicę swojej wytrzymałości fizycznej, szli poruszając nogami nie siłą mięśni, a siłą woli. Wreszcie ujrzeli przed sobą wejście do jakiejś chatki zbudowanej chyba z patyków i trzcin. Bez chwili wahania weszli do niej za przewodnikiem. Pustelnik gestem ręki wskazał proste drewniane ławy, wiązki sitowia i zydle. W milczeniu zajmowali miejsca. Gospodarz podszedł do paleniska znajdującego się w jednym z kątów szałasu i rozdmuchał ogień. Dorzucił kilka bierwion, które prawie natychmiast zajęły się ogniem. W chatce zrobiło się jasno i przytulnie. Pustelnik nalał wody do kociołka wiszącego nad ogniem, podszedł do ściany i zdjął kilka szarych woreczków wiszących na kołkach. Rozwiązywał je po kolei, brał szczyptę zawartości w palce, wąchał mrucząc coś pod nosem, odmierzał szczyptami lub garściami porcje i wrzucał je do kociołka. Wreszcie powąchał parująca już wodę i zadowolony z efektu usiadł na wolnym zydelku koło paleniska i odrzucił kaptur ukazując miłą, okrągłą, uśmiechniętą i zaskakująco młodą twarz. Mężczyźni przyglądali się jego poczynaniom w milczeniu. Nikt też nie odezwał się, gdy pustelnik, siedząc obok ognia, mierzył ich spokojnym, dobrotliwym spojrzeniem siwych oczu. Jeżeli któryś z nich spodziewał się ujrzeć wychudzoną ascetyczną twarz starca i surowe spojrzenie, musiał się zdziwić. Jednak oni już chyba nawet na zdziwienie nie mieli siły. W każdym bądź razie ich twarze były doskonale obojętne. Pustelnik przez chwilę spoglądał po nich oczekując chyba jakiejś reakcji, miny, słowa... Nie doczekał się, co najwyraźniej go zaniepokoiło. Wstał i jeszcze raz podszedł do płóciennych woreczków. Marszcząc brwi i popatrując na swoich gości zastanawiał się, przekładał woreczki, wreszcie zaczerpnął z kilku po dużej szczypcie, dorzucił do kociołka i usiadł z powrotem. Jedynymi odgłosami zakłócającymi ciszę było narastające bulgotanie wody w kociołku i wesołe trzaskanie płonących polan, z rzadka odezwał się na bagnach jakiś nocny ptak, coś zaszeleściło w trzcinach. Po szałasie rozszedł się przyjemny zapach gorącego napoju. Już on sam wzbudził pewne ożywienie. Tępo wbite w przestrzeń spojrzenia zaczęły powoli błądzić po wnętrzu, zastygłe dotąd w bezruchu sylwetki zmieniały pozycję, ale wszyscy starannie unikali nawiązywania kontaktu wzrokowego z pustelnikiem i z sobą nawzajem. Pustelnik z zadowoleniem przyjął te objawy przebudzenia swych podopiecznych. Wstał, zamieszał patykiem w kociołku, wciągnął nosem zapach wywaru i uśmiechnął się lekko do siebie. Zdjął z kołka wbitego w ścianę duży, wydłubany z jednego kawałka drewna kubek i zaczerpnął nim napój wprost z kociołka. Podał parujący wywar pierwszemu z brzegu zmarzniętemu nieszczęśnikowi. Ten, pomny przedziwnych wydarzeń, które nastąpiły po wypiciu specyfiku uwarzonego przez wiedźmę, zawahał się wyraźnie. Wyciągnął jednak rękę i chwycił kubek grzejąc nim dłonie. Pij – odezwał się spokojny, miękki i ciepły głos pustelnika. – Pij spokojnie. To was rozgrzeje i doda sił – zwrócił się do wszystkich. Ten głos budził zaufanie, zapach napoju był orzeźwiający i lekki. Pierwszy wypił kilka łyków i podał kubek następnemu. Pustelnik dolewał, gdy ktoś wypijał ostatni łyk. Kubek kilka razy okrążył szałas zanim w kociołku pokazało się dno. Już w trakcie popijania widać było cudowne działanie ziół pustelnika. Najpierw przestali się trząść z zimna, potem wyraźnie się ożywili, zaczęli rozmawiać szeptem, później półgłosem. W końcu ktoś odważył się zwrócić do gospodarza. Zabłądziliśmy...yyy... wracając z ogniska... Czy jesteśmy daleko od zamku? Pokaże nam pan bezpieczną drogę? Wracając z ogniska? – Pustelnik wpatrywał się w niego spokojnie łagodnym, ale stanowczym wzrokiem. Starszy Specjalista zaprawiony w bojach, potrafiący kłamać każdemu w żywe oczy, wcisnąć każdą, najbardziej niekorzystną ofertę tak staremu wyjadaczowi jak i ubogiej wdowie czy biednej sierotce spłonął rumieńcem jak panna, spuścił wzrok i wyjąkał: Yyyyy... goniliśmy rusałki... – przyznał cicho. Pustelnik uśmiechnął się łagodnie. Odprowadzę was na skraj bagien i wskażę dalszą drogę. Łosianioły już odeszły, zresztą one też nie opuszczają bagien. Łosianioły??? – jęknął Victor, czując, że już nie ma siły się dziwić. Tak, przecież to one przyprowadziły was do mnie – pustelnik jakby nie rozumiał zdziwienia Victora. – Pokrzepiliście się, więc możemy iść – dodał podrywając się dziarsko z zydelka. A rusałki i te... topielice i węże? Ze mną jesteście bezpieczni – łagodny uśmiech nie schodził z warg pustelnika, a głos koił jak plaster na ranę. Jego spokój udzielał się najwyraźniej wszystkim. A może to działanie ziółek? W każdym bądź razie czuli wszechogarniające rozanielenie i błogość. Bez protestów podnosili się i kierowali w stronę wyjścia z szałasu. Teraz mieli siłę, by rozglądnąć się wokół siebie. Ujrzeli niewielką wyspę porośniętą krzakami wierzby. Pośrodku stał szałas pustelnika. W porównaniu z niezbyt obszernym wnętrzem, w którym siedzieli, z zewnątrz wydawał się wielki. Najwyraźniej „salon” nie był jedynym pomieszczeniem. Zauważyli, że ściany zbudowane są z wierzbowych gałązek. Podstawę tworzyła przemyślna, stabilna konstrukcja z grubszych prętów. Pomiędzy nimi umocowane były plecione z cieńszych witek panele. Kacper, który właśnie budował własny dom, odruchowo przyglądał się dokładniej każdemu budynkowi – ot, takie chwilowe zboczenie, że nie umiał przejść obok żadnego obojętnie. Zaintrygowało go to, że ściany są dosyć grube. Przyglądając się im uważnie stwierdził szybko, że w każdym miejscu były dwa panele – zewnętrzny uszczelniony jakąś zaprawą jakby z błota i wewnętrzny, widoczny z domu. Pomiędzy nimi znajdowało się jakieś wypełnienie przypominające na pierwszy rzut oka wełnę mineralną, ale chyba jednak całkiem naturalne. Wyskubał ociupinkę koło framugi drzwi (pięknie rzeźbionej w drewnie). Po chwili zastanowienia uznał, że to mech i coś bardzo lekkiego. Jako że niedawno jego dziecię nieletnie rozwaliło wysuszoną pałkę wodną – ozdobę suchego bukietu – szybko rozpoznał ten materiał. W końcu sam wciągał wszędobylskie cholerstwo przez pół dnia w odkurzacz! Pustelnik zauważył jego zainteresowanie swą posiadłością. Sam budowałem! – rzekł nie bez dumy. – Nawet zimą jest ciepło, wystarczy napalić odrobinkę, tyle co do gotowania. Dzięki temu ociepleniu ściany mają współczynnik U 0,09! To mój wynalazek! Okna musiałem kupić, bo bez odpowiednich maszyn nie zrobiłbym tu odpowiednio ciepłych i szczelnych. Za to solary zrobiłem sam. I wentylację mechaniczną z reku i gwc. Prąd mam dzięki wiatrakowi, taki jeden znajomy wpada do mnie latem i razem wymyślamy cuda. W tym roku planujemy zrobić pc – te bagna dają ogromne możliwości! Podłogówkę już oczywiście mam. Pomysły ściągam z netu, z kumplem dyskutujemy na forumie. – Pustelnik najwyraźniej wsiadł na swojego konika, bo, dotychczas małomówny, teraz terkotał z prędkością karabinu maszynowego. Zmitygował się nagle, zauważywszy, że poza Kacprem, który słuchał go wyraźnie zafascynowany, nikt nie rozumie jego słów. Zdał sobie sprawę z tego, że wyszedł ze swej roli i wyglądał przez moment na zmieszanego. To o necie i forumie było zdecydowanie niepotrzebne! – Nie będę was zanudzał – płynnie wrócił do swego poprzedniego, łagodnego tonu. - Chodźmy już – dodał tak stanowczo, że Kacper, który miał zamiar zasypać go pytaniami, zamilkł z półotwartymi ustami. Wąska ścieżka prowadziła w stronę brzegu. Po chwili stanęli nad bagnem. Na samą myśl o opuszczeniu stałego lądu i pogrążeniu się w zimnym błocie poczuli nieodpartą chęć powrotu do ciepłego domostwa pustelnika. Po jego pełnej zapału przemowie nie mieli wątpliwości, że znaleźliby tam całkiem wygodny nocleg, a może nawet i ciepła kąpiel byłaby możliwa... Pustelnik nie zawahał się jednak i wkroczył na pierwszą kępę trawy. Przeskakując zgrabnie na następną i kolejną szybko oddalił się od brzegu, nie oglądając się na nich. Nie mieli innego wyjścia. Rzucając tęskne spojrzenia w stronę szałasu podążyli za przewodnikiem. Nie szło im to tak zgrabnie jak gospodarzowi, często nie trafiając w środek kępy wpadali po kolana w bagno, ale pokrzepieni naparem szybko wracali na właściwą drogę. Victor, odzyskawszy rezon, zaczął znów myśleć o ucieczce. Jeszcze przed godziną wolał powrót do demonicznej Klotyldy niż niewątpliwą śmierć czyhającą na niego w bagnisku. Teraz jednak, na samo wspomnienie tego, co wiedział i tego, co sobie wyobrażał, postanowił jeszcze raz spróbować. Zwolnił i pozwolił się wyprzedzić wszystkim. Nie miał zamiaru oddalać się tu – pośrodku bagna. Taki głupi nie był. Chciał poczekać aż znajdą się blisko brzegu i wtedy skręcić zdecydowanie w lewo. Miał wrażenie, że zamek jest gdzieś po prawej stronie. Zamyślony nie zauważył, że jego poprzednik oddalił się znacznie bardziej, niż by tego chciał w tej chwili. Kierując się cichymi głosami ludzi próbował ich dogonić, gdy nagle stracił równowagę i upadł pokiereszowaną twarzą w błoto. Już poprzednio zastanawiał się, kiedy ostatnio powtarzał szczepienie przeciwko tężcowi i uznał, że zażąda zastrzyku z anatoksyny, gdy tylko znajdzie się wśród normalnych ludzi. Zanim się podniósł i otarł oczy na tyle, by coś widzieć, koledzy zniknęli. Starał się iść w tym samym kierunku i dogonić ich, ale teraz częściej zapadał się w błoto. Zrezygnowany postanowił już w tym momencie lekko skręcić w lewo. Miał wrażenie, że już widzi ścianę lasu przed sobą. Nagle, usłyszał jakieś bulgotanie i sapanie. „Dogoniłem ich!” Pomyślał jednak z ulgą. Sapanie było coraz głośniejsze i coraz mniej ludzkie. Poczuł nieprzyjemny dreszcz na plecach. Wbił wzrok w ciemność, z której coś powinno nadejść. I nadeszło! Grunt pod nogami nieszczęsnych wielbicieli rusałkowych wdzięków cały czas powoli się wznosił. Człapali w milczeniu wpatrzeni tępo w plecy poprzedników. Czy dobrze zrobili uznając mnicha czy też pustelnika za swego wybawiciela? Zakapturzona postać poruszała się bardzo pewnie i dosyć szybko wśród chaszczy i zarośli, więc nie mieli czasu na zastanowienie, starając się nadążyć za nią. Większość z nich już dawno przekroczyła granicę swojej wytrzymałości fizycznej, szli poruszając nogami nie siłą mięśni, a siłą woli. Wreszcie ujrzeli przed sobą wejście do jakiejś chatki zbudowanej chyba z patyków i trzcin. Bez chwili wahania weszli do niej za przewodnikiem. Pustelnik gestem ręki wskazał proste drewniane ławy, wiązki sitowia i zydle. W milczeniu zajmowali miejsca. Gospodarz podszedł do paleniska znajdującego się w jednym z kątów szałasu i rozdmuchał ogień. Dorzucił kilka bierwion, które prawie natychmiast zajęły się ogniem. W chatce zrobiło się jasno i przytulnie. Pustelnik nalał wody do kociołka wiszącego nad ogniem, podszedł do ściany i zdjął kilka szarych woreczków wiszących na kołkach. Rozwiązywał je po kolei, brał szczyptę zawartości w palce, wąchał mrucząc coś pod nosem, odmierzał szczyptami lub garściami porcje i wrzucał je do kociołka. Wreszcie powąchał parująca już wodę i zadowolony z efektu usiadł na wolnym zydelku koło paleniska i odrzucił kaptur ukazując miłą, okrągłą, uśmiechniętą i zaskakująco młodą twarz. Mężczyźni przyglądali się jego poczynaniom w milczeniu. Nikt też nie odezwał się, gdy pustelnik, siedząc obok ognia, mierzył ich spokojnym, dobrotliwym spojrzeniem siwych oczu. Jeżeli któryś z nich spodziewał się ujrzeć wychudzoną ascetyczną twarz starca i surowe spojrzenie, musiał się zdziwić. Jednak oni już chyba nawet na zdziwienie nie mieli siły. W każdym bądź razie ich twarze były doskonale obojętne. Pustelnik przez chwilę spoglądał po nich oczekując chyba jakiejś reakcji, miny, słowa... Nie doczekał się, co najwyraźniej go zaniepokoiło. Wstał i jeszcze raz podszedł do płóciennych woreczków. Marszcząc brwi i popatrując na swoich gości zastanawiał się, przekładał woreczki, wreszcie zaczerpnął z kilku po dużej szczypcie, dorzucił do kociołka i usiadł z powrotem. Jedynymi odgłosami zakłócającymi ciszę było narastające bulgotanie wody w kociołku i wesołe trzaskanie płonących polan, z rzadka odezwał się na bagnach jakiś nocny ptak, coś zaszeleściło w trzcinach. Po szałasie rozszedł się przyjemny zapach gorącego napoju. Już on sam wzbudził pewne ożywienie. Tępo wbite w przestrzeń spojrzenia zaczęły powoli błądzić po wnętrzu, zastygłe dotąd w bezruchu sylwetki zmieniały pozycję, ale wszyscy starannie unikali nawiązywania kontaktu wzrokowego z pustelnikiem i z sobą nawzajem. Pustelnik z zadowoleniem przyjął te objawy przebudzenia swych podopiecznych. Wstał, zamieszał patykiem w kociołku, wciągnął nosem zapach wywaru i uśmiechnął się lekko do siebie. Zdjął z kołka wbitego w ścianę duży, wydłubany z jednego kawałka drewna kubek i zaczerpnął nim napój wprost z kociołka. Podał parujący wywar pierwszemu z brzegu zmarzniętemu nieszczęśnikowi. Ten, pomny przedziwnych wydarzeń, które nastąpiły po wypiciu specyfiku uwarzonego przez wiedźmę, zawahał się wyraźnie. Wyciągnął jednak rękę i chwycił kubek grzejąc nim dłonie. Pij – odezwał się spokojny, miękki i ciepły głos pustelnika. – Pij spokojnie. To was rozgrzeje i doda sił – zwrócił się do wszystkich. Ten głos budził zaufanie, zapach napoju był orzeźwiający i lekki. Pierwszy wypił kilka łyków i podał kubek następnemu. Pustelnik dolewał, gdy ktoś wypijał ostatni łyk. Kubek kilka razy okrążył szałas zanim w kociołku pokazało się dno. Już w trakcie popijania widać było cudowne działanie ziół pustelnika. Najpierw przestali się trząść z zimna, potem wyraźnie się ożywili, zaczęli rozmawiać szeptem, później półgłosem. W końcu ktoś odważył się zwrócić do gospodarza. Zabłądziliśmy...yyy... wracając z ogniska... Czy jesteśmy daleko od zamku? Pokaże nam pan bezpieczną drogę? Wracając z ogniska? – Pustelnik wpatrywał się w niego spokojnie łagodnym, ale stanowczym wzrokiem. Starszy Specjalista zaprawiony w bojach, potrafiący kłamać każdemu w żywe oczy, wcisnąć każdą, najbardziej niekorzystną ofertę tak staremu wyjadaczowi jak i ubogiej wdowie czy biednej sierotce spłonął rumieńcem jak panna, spuścił wzrok i wyjąkał: Yyyyy... goniliśmy rusałki... – przyznał cicho. Pustelnik uśmiechnął się łagodnie. Odprowadzę was na skraj bagien i wskażę dalszą drogę. Łosianioły już odeszły, zresztą one też nie opuszczają bagien. Łosianioły??? – jęknął Victor, czując, że już nie ma siły się dziwić. Tak, przecież to one przyprowadziły was do mnie – pustelnik jakby nie rozumiał zdziwienia Victora. – Pokrzepiliście się, więc możemy iść – dodał podrywając się dziarsko z zydelka. A rusałki i te... topielice i węże? Ze mną jesteście bezpieczni – łagodny uśmiech nie schodził z warg pustelnika, a głos koił jak plaster na ranę. Jego spokój udzielał się najwyraźniej wszystkim. A może to działanie ziółek? W każdym bądź razie czuli wszechogarniające rozanielenie i błogość. Bez protestów podnosili się i kierowali w stronę wyjścia z szałasu. Teraz mieli siłę, by rozglądnąć się wokół siebie. Ujrzeli niewielką wyspę porośniętą krzakami wierzby. Pośrodku stał szałas pustelnika. W porównaniu z niezbyt obszernym wnętrzem, w którym siedzieli, z zewnątrz wydawał się wielki. Najwyraźniej „salon” nie był jedynym pomieszczeniem. Zauważyli, że ściany zbudowane są z wierzbowych gałązek. Podstawę tworzyła przemyślna, stabilna konstrukcja z grubszych prętów. Pomiędzy nimi umocowane były plecione z cieńszych witek panele. Kacper, który właśnie budował własny dom, odruchowo przyglądał się dokładniej każdemu budynkowi – ot, takie chwilowe zboczenie, że nie umiał przejść obok żadnego obojętnie. Zaintrygowało go to, że ściany są dosyć grube. Przyglądając się im uważnie stwierdził szybko, że w każdym miejscu były dwa panele – zewnętrzny uszczelniony jakąś zaprawą jakby z błota i wewnętrzny, widoczny z domu. Pomiędzy nimi znajdowało się jakieś wypełnienie przypominające na pierwszy rzut oka wełnę mineralną, ale chyba jednak całkiem naturalne. Wyskubał ociupinkę koło framugi drzwi (pięknie rzeźbionej w drewnie). Po chwili zastanowienia uznał, że to mech i coś bardzo lekkiego. Jako że niedawno jego dziecię nieletnie rozwaliło wysuszoną pałkę wodną – ozdobę suchego bukietu – szybko rozpoznał ten materiał. W końcu sam wciągał wszędobylskie cholerstwo przez pół dnia w odkurzacz! Pustelnik zauważył jego zainteresowanie swą posiadłością. Sam budowałem! – rzekł nie bez dumy. – Nawet zimą jest ciepło, wystarczy napalić odrobinkę, tyle co do gotowania. Dzięki temu ociepleniu ściany mają współczynnik U 0,09! To mój wynalazek! Okna musiałem kupić, bo bez odpowiednich maszyn nie zrobiłbym tu odpowiednio ciepłych i szczelnych. Za to solary zrobiłem sam. I wentylację mechaniczną z reku i gwc. Prąd mam dzięki wiatrakowi, taki jeden znajomy wpada do mnie latem i razem wymyślamy cuda. W tym roku planujemy zrobić pc – te bagna dają ogromne możliwości! Podłogówkę już oczywiście mam. Pomysły ściągam z netu, z kumplem dyskutujemy na forumie. – Pustelnik najwyraźniej wsiadł na swojego konika, bo, dotychczas małomówny, teraz terkotał z prędkością karabinu maszynowego. Zmitygował się nagle, zauważywszy, że poza Kacprem, który słuchał go wyraźnie zafascynowany, nikt nie rozumie jego słów. Zdał sobie sprawę z tego, że wyszedł ze swej roli i wyglądał przez moment na zmieszanego. To o necie i forumie było zdecydowanie niepotrzebne! – Nie będę was zanudzał – płynnie wrócił do swego poprzedniego, łagodnego tonu. - Chodźmy już – dodał tak stanowczo, że Kacper, który miał zamiar zasypać go pytaniami, zamilkł z półotwartymi ustami. Wąska ścieżka prowadziła w stronę brzegu. Po chwili stanęli nad bagnem. Na samą myśl o opuszczeniu stałego lądu i pogrążeniu się w zimnym błocie poczuli nieodpartą chęć powrotu do ciepłego domostwa pustelnika. Po jego pełnej zapału przemowie nie mieli wątpliwości, że znaleźliby tam całkiem wygodny nocleg, a może nawet i ciepła kąpiel byłaby możliwa... Pustelnik nie zawahał się jednak i wkroczył na pierwszą kępę trawy. Przeskakując zgrabnie na następną i kolejną szybko oddalił się od brzegu, nie oglądając się na nich. Nie mieli innego wyjścia. Rzucając tęskne spojrzenia w stronę szałasu podążyli za przewodnikiem. Nie szło im to tak zgrabnie jak gospodarzowi, często nie trafiając w środek kępy wpadali po kolana w bagno, ale pokrzepieni naparem szybko wracali na właściwą drogę. Victor, odzyskawszy rezon, zaczął znów myśleć o ucieczce. Jeszcze przed godziną wolał powrót do demonicznej Klotyldy niż niewątpliwą śmierć czyhającą na niego w bagnisku. Teraz jednak, na samo wspomnienie tego, co wiedział i tego, co sobie wyobrażał, postanowił jeszcze raz spróbować. Zwolnił i pozwolił się wyprzedzić wszystkim. Nie miał zamiaru oddalać się tu – pośrodku bagna. Taki głupi nie był. Chciał poczekać aż znajdą się blisko brzegu i wtedy skręcić zdecydowanie w lewo. Miał wrażenie, że zamek jest gdzieś po prawej stronie. Zamyślony nie zauważył, że jego poprzednik oddalił się znacznie bardziej, niż by tego chciał w tej chwili. Kierując się cichymi głosami ludzi próbował ich dogonić, gdy nagle stracił równowagę i upadł pokiereszowaną twarzą w błoto. Już poprzednio zastanawiał się, kiedy ostatnio powtarzał szczepienie przeciwko tężcowi i uznał, że zażąda zastrzyku z anatoksyny, gdy tylko znajdzie się wśród normalnych ludzi. Zanim się podniósł i otarł oczy na tyle, by coś widzieć, koledzy zniknęli. Starał się iść w tym samym kierunku i dogonić ich, ale teraz częściej zapadał się w błoto. Zrezygnowany postanowił już w tym momencie lekko skręcić w lewo. Miał wrażenie, że już widzi ścianę lasu przed sobą. Nagle, usłyszał jakieś bulgotanie i sapanie. „Dogoniłem ich!” Pomyślał jednak z ulgą. Sapanie było coraz głośniejsze i coraz mniej ludzkie. Poczuł nieprzyjemny dreszcz na plecach. Wbił wzrok w ciemność, z której coś powinno nadejść. I nadeszło! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
braza 06.03.2015 23:03 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Marca 2015 Czy u Ciebie czy u mnie co za roznica, grunt ze jest!!! Agdus ... Jaj to jest z tym zimnem w psychice bo moze i ja to mam jeno jeszcze niezdiagnozowane! Jesli jutro albo w niedziele bedzie 14 stooni to wpadajcie na kawe!!!! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.