Moose 22.03.2015 20:28 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Marca 2015 Zimno i wieje... mam nadzieję, że jutro się poprawi Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 22.03.2015 20:49 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Marca 2015 U nas jutro ma być lepiej. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Moose 22.03.2015 21:24 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Marca 2015 Agduś, ilustracje ja mam do Twych powieści... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
DPS 23.03.2015 05:54 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Marca 2015 U nas pogoda cały czas dopisuje, miało być wczoraj brzydko, ale... było pięknie! I teraz już też słońce świeci, a to oznacza, że... na grządki trza iść i nie ma to tamto! Zna ktoś sposoby na szybką regenerację zakwasów...? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wu 23.03.2015 07:28 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Marca 2015 namoczyć w gorącej wodzie i spłukać bardzo letnią, tak bardzo żeby radosny okrzyk wydać poważnie piszę Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
braza 23.03.2015 07:54 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Marca 2015 A ja mam wrażenie Depsiu, że z tymi zakwasami to jak z katarem ... Osia, toż to wypisz wymaluj bagno orzy Uroczysku Słońce świeci i jak na razie zimno jak diabli, byle do południa!!! Zakupiłam śliwowiśnię i nie mam pojęcia, gdzie ją posadzić... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Moose 23.03.2015 08:11 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Marca 2015 Przeczytałam "śliwowicę" ... Braza, mam takich fotek więcej Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
braza 23.03.2015 11:44 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Marca 2015 Z posadzeniem śliwowicy byłoby jeszcze gorzej! Gdy Agduś już w końcu całe "Uroczysko" napisze będziemy ilustrowac!!!! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
DPS 23.03.2015 13:54 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Marca 2015 U nas cieeeepło, przed południem byłam na grządkach i po południu też się pewnie wybiorę. Sołtys ulitował się nade mną i przejechał mi po chwastach pielnikiem. Bo nic nie rośnie, niczego nie widać jeszcze, ale PERZ... I załatwił go! Teraz trzeba go tylko za łeb z ziemi powyciągać! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 23.03.2015 18:26 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Marca 2015 Słoneczko wróciło, ale mogło by się zrobić wreszcie cieplej. W dzień jest fajnie, ale rano zimno, wieczorem zimno... Podoba mi się pomysł zilustrowania "Uroczyska". Czekam na jeszcze. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Moose 23.03.2015 18:55 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Marca 2015 Wrzucę u siebie, bo mnie Brazka pogoni... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 23.03.2015 18:55 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Marca 2015 Zdumieni stali przez chwilę dyskutując zawzięcie, jak tyle zdarzeń mogło się zmieścić w tak krótkim czasie. Nie zdążyli dojść do żadnych konstruktywnych wniosków (zresztą w ich stanie było to i tak chyba niemożliwe), gdy nad zamkiem rozbłysnęły pierwsze fajerwerki. Rozmach pokazu pirotechnicznego zaskoczył ich wszystkich. Bywalcy wielu imprez sylwestrowych we wszystkich stolicach europejskich z otwartymi ustami przyglądali się coraz to nowym niespotykanym efektom. Po pierwszej serii coraz to większych wielokolorowych kul przeplatanych różnobarwnymi kaskadami migoczących gwiazdeczek, pojawiły się niezwykłe kształty chińskich smoków. Każdy z nich był inny, każdy składał się z wielu idealnie zgranych w czasie wybuchów mniejszych i większych ładunków. Smoki pojawiały się na niebie nad wieżami zamku i spływały łagodnie wzdłuż jego murów powoli tracąc blask i kształty. Zanim jeden zniknął zupełnie, na niebie rozbłyskał następny – zupełnie inny. Były długie, powyginane w esy-floresy, były krępe o rozdziawionych paszczach, z których sterczały rozdwojone czerwone jęzory, były i ozdobione postrzępionymi grzebieniami. Niektóre pojawiały się zanim ich poprzednik zaczynał się rozpływać. Wyglądały, jakby atakowały się nawzajem, albo przeciwnie, jakby łączyła je nić przyjaźni. W oknie najwyższej wieży pokazała się nagle Biała Dama. Gięła się w jakimś dziwnym obłędnym tańcu, a smoki pląsały wokół niej. Opędzała się od nich, wyciągała białe ramiona, jakby błagając kogoś o pomoc, ale smoków było więcej – nie odstępowały jej ani na chwilę. Nagle Biała Dama wyrzuciła z okna sznur, również biały, zapewne związany z prześcieradeł. Zsunęła się po nim na kalenicę dachu i zaczęła po niej iść, powoli, jakby pogrążona w somnambulicznym śnie. Smoki oszalały na ten widok. Kręciły się wokół niej, zanim jeden zniknął, pojawiały się dwa nowe. Kanonada wystrzałów zagłuszała wszystko – nawet pełne zachwytu okrzyki publiczności. Biała Dama już prawie dochodziła do balkonu następnej wieżyczki, gdy wszyscy zauważyli masywną sylwetkę rycerza w czarnej zbroi pnącego się mozolnie po rynnie. Nie wiedzieli, o kogo bardziej się bać. Biała Dama szła powoli ale pewnie, Czarny Rycerz wydawał się silniejszy i przytomniejszy, ale rynna nie sprawiała wrażenia zbyt solidnej. Nagle Biała Dama zachwiała się, jeszcze przez moment wymachiwała szerokimi rękawami swego giezła i... runęła w dół ze strasznej wysokości. Urwane krzyki i wstrzymane oddechy. Zjawa staczała się po dachu coraz szybciej. Może złapie rzygacz rynny sterczący z dachu! Nie, minęła go i spadała już swobodnie w powietrzu. Stali skamieniali ze strachu, zupełnie bezsilni w obliczu tragedii, która rozgrywała się na ich oczach. Przez moment nikt nie patrzył na bohaterskiego Czarnego Rycerza. W chwili, gdy biała sylwetka minęła go w locie, niebezpiecznie odchylił się do tyłu. Wprawdzie nie puścił rynny, ale ta puściła się muru – czy to nadmiernie obciążone uchwyty były już przerdzewiałe ze starości, czy też leciwe cegły skruszyły się pod ciężarem potężnego rycerza i jego zbroi – nie wiadomo. Rynna jak na zwolnionym filmie, powoli ale nieubłaganie odchylała się do tyłu. Rycerz już wiedział, że nic nie może go uratować. Tymczasem nad zamkiem nie było już smoków. Pirotechnicy teraz zakryli całą budowlę kaskadami złocistych świateł. Przez tę migotliwą zasłonę obserwujący widzieli jak Biała Dama leci ku ziemi. Odnieśli jednak wrażenie, że nagle zwolniła. Już nie spadała jak kamień, teraz ześlizgiwała się delikatnie, powiewając szatą. Nie! Przecież to sama szata leci w powietrzu. Najwyraźniej musi to być jakiś lekki materiał, może jedwab? Zwija się, faluje, trzepocze... Czarny Rycerz nie miał tyle szczęścia. Wyginająca się powoli rynna osiągnęła punkt krytyczny, w którym mogła się już tylko złamać. Rycerz miał zacznie bliżej do ziemi, ale metaliczny łomot, z którym się z nią zetknął przebił się nawet przez huk wybuchów. Nie ulegało wątpliwości, że jego lądowanie nie było tak łagodne, jak delikatne spłynięcie jedwabnej szaty Białej Damy. Oboje zetknęli się z ziemią w tym samym momencie. I w tej chwili ucichły wybuchy. Ostatnie złociste iskry, leszcząc się migotliwie, spływały ku ziemi, gasły w połowie drogi, zanikły... Wybuch entuzjazmu publiczności zgromadzonej przed zamkiem był dla gości „Uroczyska” zupełnym zaskoczeniem. Spodziewali się paniki, wołań o pomoc, wzywania lekarzy, pogotowia, firm pogrzebowych. Zamiast tego usłyszeli gromkie brawa i okrzyki zachwytu, wołania o bis i pełne zachwytu piski. Gdy zobaczyli, jak ktoś podnosi jedwabne giezło z ziemi, jak Czarny Rycerz z pomocą kilku osób nie bez trudu wydobywa się z pokaźnego wgłębienia w trawniku, zrozumieli wreszcie, że byli widzami jakiegoś dziwnego spektaklu. Rycerz, nieco sztywnym krokiem udał się w stronę pasiastych pawilonów ogrodowych, a pirotechnicy na bis wystrzelili w powietrze jeszcze jednego smoka , kolorowe kule, pióropusze i kaskady. Wreszcie mogli zaczerpnąć powietrza. Spojrzeli po sobie i ruszyli w stronę zamku. Nie wiedzieli, czy powinni po cichutku wejść do swoich pokoi, czy też mogą przyłączyć się do zabawy. Ich wątpliwości szybko rozwiała sama Andromeda Amanda Sybilla von Braza, która na widok ich ubłoconych, rozczochranych i poobijanych postaci wpadła w taki zachwyt, jakby zobaczyła najbardziej oczekiwanych gości swego, prywatnego przecież, przyjęcia. Podbiegła do nich, ciągnąc za rękę prześliczną dziewczynę. Zaczęła przedstawiać im swoją córkę – zdobywczynię wszystkich możliwych trofeów na zakończonych dzień wcześniej mistrzostwach świata w dyscyplinach jeździeckich. Skromne dziewczę spłonęło rumieńcem wysłuchując, nie po raz pierwszy przecież tego wieczoru, niewątpliwie zasłużonych pochwał, którymi obficie obsypała ją dumna matka, a następnie nieco zaskoczeni i zmieszani goście. Braza wreszcie ochłonęła na tyle, by móc zauważyć pożałowania godny wygląd swych gości. Nie wyszła jednak ze swojej roli doskonałej gospodyni i, jakby nie dostrzegając tego, że nie pasują do wykwintnego otoczenia, zaprosiła ich do pięknie nakrytych i obficie zastawionych stołów ustawionych pod pasiastymi namiotami. Zajmując wolne miejsca czuli się nieco skrępowani swymi nazbyt swobodnymi, jak na taką okazję, strojami, ale szybko zauważyli, że nikt nie zwraca na to uwagi. Victor nie zdziwił się specjalnie, widząc obok siebie Czarnego Rycerza, który lekko pojękując przy każdym gwałtowniejszym ruchu, obficie raczył się z wielkiego srebrnego kielicha, napełnianego natychmiast przez śliczne kelnerki. Biedny rycerz wciąż walczył z niesforną przyłbicą, która opadając w najmniej oczekiwanych chwilach stłukła już dwa kryształowe kufle. W końcu zacięła się chyba na dobre, bo rycerz siłował się z nią przez dłuższą chwilę, ale wreszcie westchnął z rezygnacją i opadł bezwładnie na oparcie krzesła zmożony wypadkiem lub pochłoniętą w pośpiechu zawartością kilku kufli i kielichów. Nie mogąc nawiązać kontaktu z najbliższym sąsiadem przy stole, Victor zaczął obserwować swoich kolegów i koleżanki, którzy z ulgą zasiedli na wolnych miejscach i usiłując jakoś zamaskować swą nieprzyzwoitą żarłoczność, spożywali późną kolację. Już miał zamiar pójść w ich ślady i oddać się obżarstwu oraz opilstwu pogrążając się w błogiej radości, że jest bezpieczny, gdy nagle zaświtała mu w głowie myśl, która odebrała nie tylko apetyt, ale i całą nowoodkrytą radość życia. Przed oczami stanęły mu jak żywe makabryczne obrazy: na wpół zwęglone zwłoki przy ognisku, wykrzywione w przedśmiertnym spazmie palce topielców, oczy tonącego kolegi... Victor zbladł jak ściana, poczuł, jak pusty żołądek skręca mu się w śrubkę, wielka jak globus kula stoi w gardle. Zerwał się z krzesła i uciekł w krzaki, czując, że chyba zaraz zwymiotuje. Nie miał zamiaru odchodzić daleko. Jeszcze nie. Musiał się zastanowić, co dalej robić. Jak spojrzeć w oczy pracownikom, gdy tamci zauważą brak niektórych kolegów. Na razie wydawali się nieświadomi tragicznych skutków wieczornej imprezy przy ognisku. Może dlatego, że zajęli wolne miejsca przy wielu stołach, więc nie mogli się policzyć. Victor też nie był w stanie oszacować strat. Poczucie winy, jak potężny kamień przygniatało go, uniemożliwiając zaczerpnięcie powietrza. Prawie się dusił, gdy wpadł w krzaki i runął na trawę, jakby mu coś podcięło nogi. Mimo wstrząsających nim spazmatycznych skurczów żołądka, nie zwymiotował. Leżał tak jakiś czas wsłuchując się w łomot własnego serca. Powoli się uspokajał, ale natrętne obrazy wracały, nie pozwalając pozbierać myśli. Wreszcie był w stanie usiąść. I wtedy zauważył to, o co się potknął. Na trawie między krzakami leżało coś wielkiego i bezkształtnego. Dopiero po dłuższej chwili udało mu się zidentyfikować dziwny tołub. Bez wątpienia było to rozdęte cielsko ogromnego węża. O ile się orientował, musiał to być dusiciel. Zapewne któraś z dwóch gadzin, pupilek właścicielki „Uroczyska”. Najwyraźniej niedawno spożyła obfity posiłek, bo leżała nadęta jak Zeppelin. Podążając wzrokiem ku końcowi węża ujrzał koszmarny widok. Z otwartej paszczy sterczał łeb strusia. Jego okrągłe, martwe oczy (większe od mózgu – natychmiast przypomniało się Victorowi) wydawały się patrzyć wprost na niego. W tym momencie Victor spokojnie zwymiotował na trawę. Ulżyło mu. Otarł usta i dziwnie spokojny zaczął się zastanawiać, czy wąż strawi resztę strusia, zanim wciągnie jego łeb, czy zdoła go przełknąć, gdy zrobi się cieplej. A swoją drogą, to czemu głupia gadzina zaczęła połykać ptaka pod włos? Przecież te pióra... – powstrzymał się od dalszych rozważań na ten temat czując, jak żołądek niebezpiecznie podjeżdża mu do gardła. Śmierć kolegów była faktem. Nie dało się też zaprzeczyć, że to on jej zawinił. Przez swoją głupią uległość wobec demonicznej Klotyldy naraził całą ekipę na nieprzewidywalne niebezpieczeństwa. Bez wątpienia teraz powinien odkupić winy salwując się brawurową ucieczką przez bagna i sprowadzając pomoc. Jednak jeszcze zanim ta myśl przybrała bardziej realny kształt, zrozumiał, że teraz nie da rady uciekać. Po prostu za żadne skarby nie jest w stanie pozbierać się fizycznie i psychicznie na tyle, by podjąć jakikolwiek wysiłek. Zrezygnowany spojrzał przez krzaki na trwająca w najlepsze imprezę. Nagle za sobą usłyszał jakiś szelest. Nauczony doświadczeniem dnia dzisiejszego natychmiast znieruchomiał i prawie przestał oddychać. Kątem oka dostrzegł nadchodzącą z lewej strony panią Brazę. Podeszła do ławeczki stojącej pod pięknym okazem buka fontannowego i usiadła. Usłyszał trzask zapalniczki, zobaczył płomyk oświetlający jej tajemniczą twarz i poczuł zapach papierosowego dymu. To coś szeleszczące w krzakach za nim zbliżyło się do Brazy. Nie okazała lęku. Siedziała spokojnie, czekając aż się usadowi koło niej. Ze zdumieniem poznał wielką zieloną gadzinę. Braza patrzyła na nią zniesmaczona. Paul, zdejmij wreszcie ten strój! Wyglądasz w nim groteskowo! Jak one mogły się nie poznać? – pokręciła głową zdumiona. Były tak przerażone, że gdybym nawet udawał ET, też by się nie zdziwiły. Niesmaczne – Braza zrobiła arystokratycznie zdegustowaną minę i zaciągnęła się głęboko. – Zdejmuj to, bo nie mogę na ciebie patrzyć. Pewnie zrobiłeś ten numer z ogrzewaniem cię własnymi ciałami. Taaak – rozmarzył się jaszczur. Już nie syczał mówiąc, a doskonale udawany francuski akcent zniknął ustępując dla odmiany amerykańskiemu. – Zastanawiam się, co by tu zrobić, żeby ta łuska nie izolowała mnie tak dobrze... Przestań już! Wracaj do zamku. Zapraszam cię na imprezę, ale nie przesadzaj! Jutro masz być od samego rana w doskonałej formie! Śniadanie musi ich zachwycić! Dziewczyny trochę przegięły dzisiaj z tym fitnesem, pustelnik ledwie uratował sytuację, a i tak Franck ma kupę roboty. Te biurwy też nieźle poniosło! Same wyeliminowały dwie koleżanki! Nie wiem, co ta Depsia dzisiaj do wywaru dodała! No i jeszcze ten nieszczęsny księżyc! Niespodziewanie wyszedł i poświecił na ratowników. Uparli się, żeby ich wreszcie posłać na nocną zmianę zamiast instruktorów, bo mają dosyć siedzenia wiecznie na basenie. No i wyszło, jak wyszło. W sumie żal mi ich. Franck zawalił produkując tę partię, a oni cierpią... Brrr – otrząsnęła się, jakby poczuła zimny powiew – bycie wilkołakiem to ciężka sprawa, a nieudanym wilkołakiem... całkiem przechlapane! Właściwie nie dziwię się, że twój widok nie zrobił na nich wrażenia po tych przeżyciach. Braza obrzuciła jeszcze raz spojrzeniem jaszczura, który wykonywał jakąś dziwną gimnastykę, usiłując się pozbyć swojej skóry. Podniosła się z ławki i ruszyła w stronę namiotów. Jaszczur ze skórą przerzuconą przez ramię człapał za nią, nie bez trudu usiłując wyprostować zdrętwiałe plecy. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Moose 23.03.2015 20:04 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Marca 2015 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Moose 23.03.2015 20:05 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Marca 2015 A i zamek mam świeżutki Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
DPS 24.03.2015 07:12 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 24 Marca 2015 Tylko gdzie zobaczyć jakiś piękny buk fontannowy??? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Moose 24.03.2015 10:46 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 24 Marca 2015 Idę szukać... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
braza 24.03.2015 15:40 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 24 Marca 2015 Nooooo atmosfera sie zagęszcza!!! Agduś kontynuuj!!! Osica jeśli sądzisz, że ja Ciebie pogonię za zdjęcia do powieści to ...wybracz...goopia jesteś niesłychanie!!!!!! Ciepło!! Nabyłam drugie drzewko sliwy wiśniowej, a co!!!! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Moose 24.03.2015 18:11 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 24 Marca 2015 To, że nie grzeszę yntelygencjo to żadne odkrycie... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 24.03.2015 18:32 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 24 Marca 2015 Depsia, przepiękny buk fontannowy widziałam w tym parku, co to po niemieckiej stronie jest z pałacem, a po polskiej jeździ się bryczką z Twoim znajomym. Przepiękny okaz zaiste tam widziałam. Czerwony. Co do zdjeć i przeganiania, to właśnie tak myślałam, żel się nie chciałam odzywać za Gospodynię wewątka. U nas też ciepło, ale tylko w dzień - nocami wciąż przymrozki. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
DPS 24.03.2015 21:15 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 24 Marca 2015 A wiesz, że faktycznie, może i w Mużakowskim parku jest...W maju pewnie się wybierzemy, to obwącham! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.