Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Komentarze do Brazowego Uroczyska


braza

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 44k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • braza

    10541

  • Agduś

    4690

  • DPS

    3621

  • wu

    2676

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Tymczasem wiedźmy (doświadczona wiedźma miała młodą pomocnicę w swoim szatańskim dziele), jak co dnia, chichocząc piskliwie strasznym głosem, szykowały wywary wieczorne. Do kotła wrzucały niewinne żabki, pajączki i jaszczurki, a koty, które miały szczęście umknąc w nocy przed suką baskerville'ów, za dnia na baczności przed wiedźmami mieć się musiały, bo wiedźmom ich oczy potrzebne były.

Wieczorem wiedźmy zwiedzionych przez rusałki i fauna gości Brazy poiły owym płynem ohydnym, powodującym zmianę nastroju, pobudzenie irracjonalnego kozaczego ducha polskiego i owoż goście, pogrążając się coraz głębiej w bagnach, chichotali radośnie, niepomni swego losu i oczekującego na nich gniewu małżonek.

 

to o mnie, to o mnie.....

 

 

:lol: :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

UROCZYSKO VELCOME TO cz. II

 

Ponieważ wciąż nie miał odwagi sięgnąć po dokument, który podpisał, zaś kolejne szklaneczki whisky raczej zaszkodziłyby mu niż pomogły, postanowił (ciekły azot już chyba przestał działać) wyjść na spóźniony lunch.

Powoli wstał, jakby niedowierzając własnym nogom, że będą w stanie go utrzymać w pozycji pionowej. Jednym szybkim ruchem ręki zgarnął do czarnej teczki ze skóry krokodyla plik dokumentów i folderów leżący wciąż przed nim, nie mając jednak odwagi obrzucić ich choćby pobieżnym spojrzeniem i ruszył powoli w stronę drzwi. Czuł, że ręka, którą przez ułamek sekundy dotykał dokumentów pali go i piecze, jakby znalazła się przez moment w komorze kriogenicznej.

Zaskoczonej Violettcie ukazał się dziwny widok – jej szef, wychodzący o nietypowej porze z biura ze swą sławetną czarną teczką, lekko zachwiał się na nogach, wsparł się ramieniem o futrynę lustrzanych drzwi, odbił od niej i, nie rzucając sekretarce choćby jednego spojrzenia, ruszył w stronę wyjścia. Do tej pory (a pracowała u niego już prawie rok) nie widziała, żeby pozwolił sobie na wstawienie się w godzinach pracy. Najbardziej niezwykły był jednak wyraz jego twarzy – otępienie, strach, zdumienie? – nie umiała tego ocenić.

-Panie prezesie! Spotkanie za 10 minut z...

-Szszsz... odwoł... bbbb...ę za śśś...dzinę.

Violetta pierwszy raz spotkała się z takim zachowaniem prezesa, lecz była dziewczyną nie tylko oszałamiająco piękną, ale, wbrew stereotypom, równie inteligentną. Nie zadając więc żadnych więcej pytań sięgnęła po słuchawkę.

-Pan prezes musiał wyjść w niezwykle pilnej sprawie służbowej. Spotkanie przesunął o... – tu zawahała się przez ułamek sekundy, oceniając stan prezesa – dwie godziny – dokończyła z uśmiechem, który bez wątpienia był wyraźnie słyszalny dla rozmówcy.

Tymczasem Viktor postanowił nie odwiedzać biurowej kantyny zwanej czule przez pracowników Lodówką ze względu na nowoczesny wystrój wnętrza (dzieło tego samego architekta wnętrz, co cały biurowiec), lecz wyjść do pobliskiego pubu. Wsiadł do windy. Zamiast normalnego widoku klatki ze stali i szkła weneckiego zobaczył przez moment omszałe kamienne mury ociekające wilgocią. Natychmiast zamknął oczy, ale to nie pomogło. Usłyszał niepokojące odgłosy, które dobiegały jakby z okolic jego lewego kolana. Ostrożnie otworzył jedno oko, ale zauważył tam tylko swoją własną czarną teczkę ze skóry krokodyla (prezent od mamusi). Teczka nie dość, że mroziła jego kolano, to wydawała z siebie ciche, nieludzkie (a czemu miałoby być ludzkie – zastanawiał się przez moment) wycie. Co ciekawe, wycie to brzmiało, jakby dobywało się z głębokiej studni. Winda zatrzymała się na parterze. Musiał otworzyć oczy. Tym razem zobaczył przed sobą drzwi ze szkła weneckiego rozsuwające się bezgłośnie. Teczka umilkła. „Mania prześladowcza, schizofrenia paranoidalna, psychoza maniakalno-depresyjna...” – tłukło mu się w głowie.

Na widok prezesa wysiadającego z windy strażnik siedzący w niedbałej pozycji przy wejściu zerwał się na równe nogi, z paniką zastanawiając się, czy szef zauważył gierkę komputerową, którą rzucił pod blat recepcji. Prezes wyglądał, jakby nie zauważał nikogo i niczego. Minął drzwi i skierował się w stronę pubu.

Dawno w nim nie był. Jakiś rok temu, jeszcze zanim został prezesem, zanim filia została przekształcona w samodzielną placówkę, kiedy miał w pracy kolegów...

O tej porze pub był pusty. Zajął miejsce w samym kącie, zamówił hamburgera („Jak dawno nie jadłem czegoś tak prymitywnie dobrego! – pomyślał i otrząsnął się z obrzydzeniem na samą myśl i służbowych kolacyjkach z suchsi, kawiorem i owocami morza.) oraz piwo. Widok posiłku podział na niego uspokajająco. Po drugim kęsie hamburgera nawet poczuł, że jego szare komórki są w stanie podjąć pracę. Jednak sięgając ręką do teczki po dokumenty, miał wrażenie, jakby zanurzył ją w otchłań grobowca. Kolejny kęs i był w stanie wytłumaczyć sobie, że to tylko sugestia. Jednak wytarł dłoń chusteczką, bo nie mógł pozbyć się wrażenia, że jest oblepiona pleśnią i pajęczynami.

 

Rozłożył na stoliku dokumenty, uprzednio wytarłszy jego blat serwetką. Spojrzał na nagłówek.

-„Uroczysko” - odczytał – urocza nazwa. Co ja właściwie podpisałem??? – Świadomość, że pierwszy raz w życiu podpisał coś, czego wcześniej nie przestudiował dokładnie, wprawiła go znów w koszmarny nastrój – Jak to się stało? Hipnoza? Narkotyki? Taaak! Ten zapach! Ona na pewno odurzyła mnie jakimiś narkotykami! Muszę zapytać prawników, jak się z tego wyplątać! – ten pomysł sprawił, że wróciła mu normalna pewność siebie. – Najpierw jednak przeczytajmy, co ona mi wcisnęła.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tymczasem wiedźmy (doświadczona wiedźma miała młodą pomocnicę w swoim szatańskim dziele), jak co dnia, chichocząc piskliwie strasznym głosem, szykowały wywary wieczorne. Do kotła wrzucały niewinne żabki, pajączki i jaszczurki, a koty, które miały szczęście umknąc w nocy przed suką baskerville'ów, za dnia na baczności przed wiedźmami mieć się musiały, bo wiedźmom ich oczy potrzebne były.

Wieczorem wiedźmy zwiedzionych przez rusałki i fauna gości Brazy poiły owym płynem ohydnym, powodującym zmianę nastroju, pobudzenie irracjonalnego kozaczego ducha polskiego i owoż goście, pogrążając się coraz głębiej w bagnach, chichotali radośnie, niepomni swego losu i oczekującego na nich gniewu małżonek.

znaczy sie tez biore udzial ? :o :roll:

 

nie dolewajcie zadnego wywaru, bo sie utopie :o :evil: :roll:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

UROCZYSKO VELCOME TO cz.III

 

Przez dłuższą chwilę studiował dokument, starając się zignorować uczucie dojmującego chłodu ogarniającego jego dłonie, ramiona, całe ciało. W pierwszych paragrafach nie znalazł żadnych niepokojących zapisów. Firma „Uroczysko” zajmowała się organizowaniem imprez integracyjnych dla firm. Zapewniała wiele atrakcji przygotowanych przez wybitnych psychologów i zainscenizowanych przez znanego reżysera Obsługa składała się z profesjonalistów: aktorów, specjalistów od efektów specjalnych itp. Firma zapewniała całodobową pomoc medyczną (uwaga, jaką poświęcono temu zagadnieniu wzbudziła w Victorze zaniepokojenie). Kolejne paragrafy opisywały luksusy czekające na uczestników imprezy w miejscu zakwaterowania, piękne, wygodne pokoje, przepyszne posiłki, profesjonalną i miłą obsługę.

Victor odprężył się i pociągnął solidny łyk piwka, gdy jego wzrok padł na rozdział poświęcony warunkom płatności. Nie, wynagrodzenie nie było wygórowane, jak na taki zakres i jakość usług. Natomiast kwota zabezpieczenia umowy sprawiła, że o mało nie udławił się piwem. Wpatrywał się w liczbę zapisaną pod paragrafem mówiącym o odszkodowaniu za odstąpienie od umowy i zera mieniły mu się w oczach. Usiłował zauważyć przecinek przed dwoma ostatnimi zerami, ale na pewno go tam nie było. Krztusząc się, poczuł, jak zalane łzami oczy wychodzą mu z orbit i zauważył, że barman zrywa się, by biec mu na pomoc. Pomachał uspokajająco ręką, wydając odgłosy jak zażynany kogut i powoli odzyskując oddech. Policzył zera jeszcze raz. Gdyby sprzedać całą firmę, budynek, wyposażenie biur poczynając od jego luksusowego biurka a na magnetycznym dozowniku spinaczy biurowych (ozdobionym kryształami Svarowskiego) kończąc, gdyby oddać w niewolę wszystkie sekretarki z Violettą na czele, to może udałoby się uzbierać połowę tej sumy!!!

- Pogięło ich???!!!

Kolejny szok, choć już mniejszy, przeżył, gdy przeczytał, ile kosztuje NIEOBECNOŚĆ choćby jednego pracownika na imprezie. Tak się dziwnie składało, że właśnie w tym dniu wszyscy byli na miejscu. Nikt nie wziął zwolnienia, nikt nie wyjechał służbowo...

Nerwowa lektura całej umowy nie pozwoliła mu znaleźć niczego, co mogłoby się stać podstawą do jej unieważnienia.

- Muszę pokazać to prawnikom – pomyślał, wiedząc jednak, że tego nie zrobi. – Zabiliby mnie śmiechem. Za plecami, oczywiście!

Ostatni punkt umowy utwierdził go w przekonaniu, że wraz z wszystkimi pracownikami biura pojedzie na tę imprezę. Brzmiał on następująco:

„Wszelkie zmiany w umowie mogą być negocjowane WYŁĄCZNIE przez prezesa firmy Pana Victora de Rżyński z Panią Klotyldą Kociołek.”

Na co, jak na co, ale na spotkanie z demonicznej urody panią Klotyldą nie miał najmniejszej ochoty.

 

Skończywszy lunch Victor wrócił do biura, akurat, by odbyć wcześniej umówione spotkanie. Wbrew swoim zwyczajom krótko omówił wyniki pracy jednego z oddziałów, nie opierniczył jego szefa i zakończył spotkanie po 15 minutach. Rozmówca uciekł czym prędzej, jakby obawiał się, że Victor za chwilę odzyska rozum i wezwie z powrotem.

Tymczasem Victor wyjął z pojękującej znów teczki lodowatozimny dokument i przez srebrny intercom (oczywiście zdobiony kryształami Svarowskiego) wezwał Violettę. Jeszcze nie skończył mówić, a już stała w drzwiach, z plikiem papieru firmowego na srebrnej (a jakże) podkładce gotowa notować.

- Księgowy do mnie natychmiast zebranie wszystkich pracowników za 10 minut w sali konferencyjnej. – Słowa prezesa brzmiały, jakby przez srebrną rurę wypowiadał je automat, ale nie to sprawiło, że Violetta zamykając lustrzane drzwi po raz kolejny tego dnia czuła zdumienie i niepokój. W biurze było zimno, pachniało wilgocią i stęchlizną, a Victor jakby tego nie zauważał.

Dziwna atmosfera udzieliła się już chyba wszystkim pracownikom. Księgowy, zażywny jegomość w średnim wieku, pojawił się w sekretariacie tak szybko, jakby dwa długie korytarze przebiegł cwałem. Tak też wyglądał, gdy Violettę zaanonsowała go Victorowi. Nerwowo przełknął ślinę i wszedł do gabinetu szefa. Nie, żeby się bał – skądże! – po prostu od dziecka niepewnie czul się w towarzystwie... nazwijmy rzecz po imieniu – wariatów.

Wbrew jego obawom spotkanie było bardzo krótkie. Victor dał mu karteczkę z numerem konta i kwotą i kazał natychmiast dokonać przelewu. Księgowy odetchnął i wyszedł z gabinetu rozcierając ręce.

– Zimno tu – powiedział do Violetty, a ta skinęła tylko głową.

Pięć minut później cały personel biurowy siedział w sali konferencyjnej. Panowała dziwna cisza, nikt nie snuł przypuszczeń, co mogło być powodem tego niespodziewanego zebrania.

Victor wszedł na salę. Biorąc pod uwagę jej wystrój (srebrzysto-lustrzany, a jakże), nigdy nie była ciepła i przytulna, ale po wejściu prezesa wszyscy zaczęli zapinać marynarki i rozcierać ręce. Dyskretnie węszyli, usiłując odnaleźć źródło stęchłego zapaszku.

- Dzisiaj o 20.00 wyjeżdżamy na imprezę integracyjną – zaczął Victor bez zbędnych wstępów. – Jeżeli ktoś z was pomyślał o jakiejś wymówce, niech przed wyjściem z pracy złoży wymówienie. Usprawiedliwieniem nieobecności może być akt zgonu. Spotykamy się o 19.45. na parkingu. Proszę zapakować rzeczy potrzebne na trzy dni, ubrania wieczorowe i sportowe. Za godzinę możecie wyjść do domów, żeby się spakować. Jakieś pytania?

Odpowiedziała mu absolutna cisza.

Taka sama cisza panowała w biurze przez następną godzinę. Żadnych szeptów, śmieszków, pytań...

 

Victor w swoim gabinecie odetchnął z ulgą. Pojada na tę imprezę, która przecież wcale nie jest taka droga, zintegrują się - to jest na pewno potrzebne pracownikom, wrócą, umowy nikt na oczy nie zobaczy...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Agduś nie bądź taka nie dręcz ludziów co było dalej :o czytanie Uroczyska to najprzyjemniejsza chwila dla mnie dzisiejszego dnia :D pociągając pyszne winko przeczytałam 3 odcinek i ciut mi lepiej może sie nie upiję nawet zwłaszcza jakbym 4 odcinek przeczytała :wink:
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...