Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Komentarze do Brazowego Uroczyska


braza

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 44k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • braza

    10541

  • Agduś

    4690

  • DPS

    3621

  • wu

    2676

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

UROCZYSKO VELCOME TO cz. IV

 

Dokładnie godzinę później w gabinecie Victora zadźwięczał srebrzystym głosem dzwoneczek, nacisnął zielony guziczek w blacie biurka i drzwi uchyliły się. Zobaczył Violettę.

- Panie prezesie... – zaczęła wystudiowanym nieśmiałym tonem.

- Tak, oczywiście, możesz już iść pakować się. Wszyscy wyszli?

- Tak, już chyba wszyscy. Pan Marzyk zostawił to... – podeszła i podała mu kartkę z kilkoma linijkami druku. – Do widzenia wieczorem – uśmiechnęła się wychodząc.

Victor pobieżnie rzucił okiem na kratkę. Wymówienie! „Aaaa, srał go pies... i tak nie było z niego pożytku!” Rzucił kartkę na stos papierów pod biurkiem. Nagle przypomniało mu się coś niepokojącego – wysokość umownej kary za nieobecność któregokolwiek pracownika na imprezie. „O kurde! Obciążę drania kosztami! A swoją drogą, to skąd ta cała Klotylda wiedziała tak dokładnie, ilu mamy pracowników??? I jakim cudem przyszła akurat dzisiaj, kiedy wszyscy są na miejscu??? Trzeba to wyjaśnić!” – pomyślał, ale na samo wspomnienie zabójczej urody Klotyldy odechciało mu się wyjaśniania czegokolwiek. Od spotkania z nią upłynęło jednak wystarczająco dużo czasu, żeby był w stanie znów logicznie rozumować. „Przecież Marzyk już nie jest naszym pracownikiem, więc nie mogą nas obciążyć karą za jego nieobecność. Najwyżej zapłacę za jego noclegi i wyżywienie, nie mam zamiaru się z nimi kopać o drobną sumę!” Ta myśl wyraźnie poprawiła mu humor. „No, czas się pakować.”

Podniósł słuchawkę.

- Pani Masza? – zawsze czuł dumę, że zwraca się do służby elegancko per „pani” – Proszę spakować moją walizkę.

- ...

- Wyjeżdżam dzisiaj, będę za chwilkę w domu. Proszę zapakować strój wieczorowy, marynarki, coś sportowego – ze dwa komplety i kilka koszulek na zmianę. Jadę na trzy dni. Reszta jak zwykle.

Włożył służbowego laptopa do czarnej teczki. Wzdrygnął się, patrząc na umowę z „Uroczyskiem”, ale musiał wziąć te papiery. Już się prawie przyzwyczaił do uczucia lodowatego zimna, jakie przejmowało go, gdy dotykał tych dokumentów. Zjechał windą do garażu. Jego miejsce parkingowe było, oczywiście, przy samych drzwiach windy. Wsiadł do czerwonego Jaguara i pomknął do domu. Słysząc niepokojące odgłosy dobiegające z tylnego siedzenia, na którym leżała teczka, włączy na full muzykę. „Who Wants To Live Forever...” – ryknęło radio, co wprawiło Victora we wspaniały nastrój.

 

Punktualnie o 19.45 jego czerwony bolid zajechał z piskiem opon na parking. Uwielbiał to robić! Wiedział, że to szczeniackie, ale nie mógł sobie odmówić przyjemności szpanowania samochodem. Zatrzymał się tuż przy budce strażnika, wyjął elegancką walizkę z siedzenia pasażera i rzucił parkingowemu kluczyki, żeby zaprowadził samochód na jego miejsce.

Obok stała grupka ludzi. Nie bez trudu rozpoznał w nich swoich pracowników. W sportowych, nieoficjalnych strojach wyglądali o wiele sympatyczniej. Niektórzy popatrywali na niego z ukosa, najwyraźniej mając mu za złe nagłą zmianę planów na najbliższe trzy dni. Inni, najwyraźniej pogodzili się z losem i rozmawiali wesoło półgłosem.

Nagle niezrozumiałe uczucie zadowolenia, które towarzyszyło mu od chwili opuszczenia biura, zniknęło jak zdmuchnięty płomyk świeczki.

„Z czego ja się cieszę? Z perspektywy spotkania z Klotyldą Kociołek? Gdzie ten autokar? Mam nadzieję, że będzie porządny, bo inaczej narobią mi wstydu przed pracownikami!”

- Panie Waldemarze – zwrócił się do strażnika – czy nie podjechał tu jeszcze żaden autokar?

- Właśnie podjeżdża, panie prezesie.

Victor z niepokojem rzucił okiem na podjazd. „Uffff!” - odetchnął z ulgą na widok pięknego autokaru lśniącego czystością olbrzymich, panoramicznych szyb. Jeszcze lepiej się poczuł, gdy zobaczył kierowcę. Był to sympatyczny facet średniego wzrostu, w średnim wieku, ubrany w garnitur („Nawet przyzwoity garnitur ma, nie to co inni kierowcy, ubierający się najwyraźniej na bazarze.”) i służbową niebieską koszulę oraz krawat z logo firmy „Uroczysko”. Gdy przekonał się, że poza kierowcą w autokarze nie ma nikogo (a przede wszystkim żadnej nieprzeciętnie wysokiej kobiety), poczuł, jak wraca mu dobry, no – prawie dobry – humor.

- Dobry wieczór państwu – kierowca zwrócił się do Victora i pracowników. Proszę podać mi bagaże, włożę je do bagażnika, a państwo zajmujcie miejsca w autokarze.

Victor kiwnął ręka na strażnika i parkingowego, który już zaparkował jego samochód i wrócił, żeby pomogli kierowcy, a sam wsiadł pierwszy do autokaru. Ukradkiem wyjął z podręcznej torby wodę mineralną i tabletkę aviomarinu. Spaliłby się ze wstydu, gdyby ktoś zauważył, że on – prezes firmy – musi zażywać aviomarin jak dziecko przed każdą podróżą autokarem. Połknął tabletkę ze złością, zdając sobie sprawę z tego, że za chwilę ogarnie go paskudna senność, a przez cały wieczór będzie przymulony i zmęczony. Lepsze jednak to, niż mdłości...

Zajął, oczywiście, miejsce w pierwszym rzędzie. Pracownicy zostawili puste miejsca także w drugim szeregu foteli. Kierowca wsiadł, jeszcze raz przywitał wszystkich przez głośniki i zapowiedział dwuipółgodzinną podróż. Autokar ruszył z parkingu i jechał ulicami miasta. Sądząc z odgłosów dobiegających z tyłu, większość pracowników firmy już w autokarze zaczęła się integrować. Powinien nasłuchiwać uważnie, o czym rozmawiają, kto z kim itp., ale poczuł już działanie aviomarinu. Zrezygnowany oparł głowę o zagłówek i zapadł w męczącą drzemkę pełną jakichś koszmarnych wizji. Zobaczył niezbyt rozległy, ale za to upstrzony niezliczoną ilością strzelistych wieżyczek różnej wysokości zamek górujący ze wzgórza nad równinną okolicą. Zamek pogrążony był w ciemnościach. Tylko w jednym oknie na wysokiej wieży paliło się jakieś żółte pełgające światełko. Wokół zamku też było ciemno, ale w świetle księżyca widział jakieś przemykające cienie, opary snujące się nad bagnem... Obudziło go donośne wycie wilka.

Victor otworzył oczy zlany potem. Znajdował się w ciepłym wnętrzu eleganckiego autokaru. Za sobą słyszał wesołe głosy pracowników biura. Nazbyt wesołe nawet, co świadczyło o tym, że do integrowania się przystąpili w typowo polski sposób. Autokar właśnie zjechał z głównej drogi, co wywnioskował ze zwolnienia tempa jazdy i nieustającego kołysania na licznych wybojach. Wywoływało to głośne wybuchy radości i okrzyki irytacji, gdy cenne napoje integrujące rozlewały się po podłodze autokaru.

- Cholera! Bydła narobią i będzie wstyd! – szepnął pod nosem Victor i pokonując obezwładniającą senność wstał ze swojego miejsca. Niełatwo było w kołyszącym się jak statek na sztormowym morzu autokarze przemieścić się z godnością do tyłu, gdzie impreza trwała w najlepsze. Spojrzał przy okazji na zegarek świecący na desce rozdzielczej – minęło zaledwie półtorej godziny jazdy, co wróżyło jeszcze godzinę tego tańca św Wita po wybojach.

Na widok zbliżającego się szefa rozmowy ucichły. Victorowi, choć lekko nieprzytomnemu, zrobiło się głupio. Zamiast więc przystąpić do opieprzania podwładnych, jak to zamierzał – wyciągnął rękę po kieliszek. Natychmiast ktoś nalał mu alkoholu, więc wychylił toast za udaną imprezę integracyjną. Czuł, że powinien teraz zacząć jakąś rozmowę, opowiedzieć, co ich czeka w „Uroczysku”, ale przecież sam nie wiedział... Posiedział więc chwilkę czując, że rozmowa się nie klei i pod pretekstem udania się na rekonesans poziom niżej opuścił towarzystwo. Choć wcale nie odczuwał gwałtownej potrzeby, musiał zejść do autokarowej toalety. Nawet nie próbował z niej skorzystać – przy takim kołysaniu szanse trafienia do celu były bliskie zeru. W dodatku poniewczasie uświadomił sobie, że łączenie aviomarinu z alkoholem to nie najlepszy pomysł. Z trudem wrócił na miejsce, szczęśliwy, że swój mocno niepewny chód może zrzucić na kołysanie autokaru i zwalił się na fotel jak worek ziemniaków.

Wizje, które wywołały połączone siły leku i koniaku (podłej marki zresztą), sprawiły, że pół godziny później znów obudził się zlany zimnym potem. Zamek był ten sam, co w poprzednim śnie, ale latały wokół niego wiedźmy, upiory i nietoperze, goniły go po jakichś chaszczach, wykrotach i bagnach wilki zamieniające się w wilkołaki, wabiły swym śpiewem piękne rusałki, które pod dotknięciem jego ręki stawały się gnijącymi trupami, zimne ręce chwytały za kostki nóg... Kiedy udało mu się wreszcie otworzyć oczy i kolejny raz stwierdzić, że to tyko koszmary, miał cichą nadzieję, że nie krzyczał ani nie jęczał na tyle głośno, by ktoś mógł go usłyszeć. Sen, choć męczący, sprawił, że czuł się już trochę lepiej. Spojrzał na zegarek, wskazówki już nie rozmazywały mu się przed oczami. Zorientował się, że powinni dojeżdżać na miejsce. Z tyłu autokaru panowała cisza. Pracownicy zmęczeni integrowaniem się zapadli w drzemkę. Wyglądnął przez okno. Autokar nadal kołysał się na wybojach. Jechali przez las, po jednej stronie był wysoki, gęsty, po drugiej znacznie rzadszy, gdzieniegdzie połyskiwały w świetle księżyca jakby kałuże, nad którymi unosiły się jakieś mgły. Księżyc był w pełni, więc widział całkiem wyraźnie na wpół uschnięte drzewa z rozcapierzonymi gałęziami.

Nagle silnik zakrztusił się raz i drugi i zgasł. Kierowca spróbował zapalić, ale odgłosy, które dobiegły jego uszu nie brzmiały zbyt optymistycznie.

- Cholera! – usłyszał Victor – Zabrakło paliwa! Byłem pewien, że dojedziemy, ale te korki w mieście...

Pasażerowie na tylnych siedzeniach zaczęli się niespokojnie ruszać.

- Dojechaliśmy już? Wysiadamy? Co tak ciemno? Gdzie jesteśmy? To jakiś las! Gdzie ten ośrodek? Co jest? Panie kierowco! Gdzie jesteśmy? Co się dzieje?

- Szanowni państwo – głos kierowcy odezwał się z głośników – jest mi niezmiernie przykro, ale zabrakło paliwa. Znajdujemy się niecały kilometr od „Uroczyska”. Możecie państwo poczekać w autokarze aż dotrę do ośrodka i wrócę tu z paliwem, ale w autokarze zrobi się niedługo zimno. Możecie tez wziąć najpotrzebniejsze rzeczy i iść na piechotę. Resztę bagaży dostaniecie najpóźniej za godzinę.

- Czy nie może pan wezwać pomocy prze komórkę?

- Niestety, tu nie ma zasięgu.

Ta informacja spowodowała, że wszyscy sięgnęli po swoje komórki i wyciągając wysoko ręce oraz biegając po całym autokarze usiłowali złapać zasięg. Kierowca miał rację – żadna sieć nie miała zasięgu w tym miejscu.

Oczy wszystkich skierowały się na Victora. Mimo później pory i zimna miał ogromną ochotę przespacerować się. Czuł, że nocny chłód pozwoli mu oprzytomnieć po działaniu aviomarinu zaprawionego koniakiem.

- Ja idę. Oczywiście, jeżeli wolicie zostać – zostańcie w autokarze – starał się, żeby zabrzmiało to przyjaźnie i nieautorytatywnie. Chyba mu się udało, bo kilka osób postanowiło zostać. Jednak, gdy okazało się, że zostają same kobiety, ta grupka zaczęła się wykruszać.

- Jolka, zostań, co się będziesz tłukła po nocy... Basia, a ty zostajesz? Ja idę! Nieee, zostańcie...

W końcu okazało się, że idą wszyscy. Powoli ubierali się w ciepłe swetry, wyciągali najpotrzebniejsze rzeczy z bagażnika. Tymczasem kierowca wskazał Victorowi drogę.

- Tędy państwo pójdziecie. Ta droga jest prosta, nie ma żadnych rozgałęzień. Na pewno traficie. Ja już pójdę, bo zanim państwo się spakujecie, będę w połowie drogi. Autokaru nie trzeba zamykać – tu nikt nie przychodzi.

Wreszcie ruszyli. Na przedzie, oczywiście, Victor. Za nim cała grupa. Nikt nie chciał iść na końcu.

Księżyc oświetlał drogę i las. Teraz już było wyraźnie widać, że po prawej stronie mają bagnisko, a po lewej stary las pełen wykrotów. Victor poczuł dreszcz, gdy któreś miejsce przypomniało mu jako żywo widok z jego koszmarów sennych „taki sam korzeń i to drzewo z dziuplą, tylko wilkołaka brakuje” – pomyślał wzdrygając się.

Początkowo droga była prosta, ale dziwnie szybko zniknęły za nimi światła autokaru („akumulator się rozładuje” – pomyślało kilkoro z nich, ale nikt nie miał ochoty wracać, żeby zgasić światła i samotnie gonić grupę). Posuwali się niezbyt szybko, wpadając co chwilę w koleiny, dziury i kałuże. Dosyć szybko większość doszła do wniosku, że trzeba było zostać w autokarze, nawet kilka osób głośno wypowiedziało tę myśl, ale nikt nie zaproponował powrotu. Przecież kierowca obiecał, że to niedaleko. Buty już i tak są przemoczone, alkohol się skończył, więc lepiej iść przed siebie. W każdej chwili spodziewali się spotkać wracającego po ich bagaże jakimś samochodem kierowcę. Droga dłużyła się. Każdemu już zdążyła przemknąć przez głowę myśl, że zabłądzili, ale droga, choć kręta nigdzie się nie rozgałęziała, a księżyc dobrze ją oświetlał.

Nagle któraś z kobiet pisnęła:

- Światło! Tam, na bagnach! – Wszyscy spojrzeli we wskazane miejsce licząc na ujrzenie świateł w oknach ośrodka. Jednak wskazane światełko było za małe i wyraźnie się przemieszczało. Nasłuchiwali odgłosów jakiegoś silnika, ale, poza pohukiwaniem nocnego ptaszyska i bulgotaniem bagna, panowała cisza. Poczuli się nieprzyjemnie. Wspomnienia sennych koszmarów nachalnie nasuwały się Victorowi, który bezskutecznie usiłował odpędzać te wizje.

Światełko zniknęło. Ruszyli znów przed siebie. Kolejny pisk rozdarł ciszę:

- Coś mnie dotknęło!!!!

Męski rechot, który wybuchnął w tym momencie nie pozostawiał żadnych wątpliwości.

- Głupi kawał! – warknął Victor i panie mogły być spokojne, że nikt go nie powtórzy. Tym bardziej więc zaskoczył wszystkich kolejny wrzask

- Tam! Tam się coś rusza!!! – Rzeczywiście, powierzchnia bagiennej kałuży była wyraźnie wzburzona, coś bulgotało.

- To metan – wyjaśnił ktoś trzeźwo, ale jego głos nie brzmiał zbyt pewnie.

- Coś za nami idzie!

- Tam! Zaświeciło oczami! To wilk!

- Gdzie ten ośrodek?? – w glosach brzmiała już wyraźna panika, gdy zza zakrętu wyłoniła się wreszcie brama ośrodka z gotyckimi literami „Uroczysko”.

Westchnienie ulgi wydarło się ze wszystkich piersi. Prawie wszystkich. Victor stal jak wmurowany. Ten ośrodek... wyglądał jak zamczysko z jego snów!!! Tylko dziwne pełgające światła widać było we wszystkich oknach...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...