Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Komentarze do Brazowego Uroczyska


braza

Recommended Posts

No to masz, żeby Ci się lepiej szukało.

Przypominam, że to jutrzejsza porcja! Żeby później nie było...

 

UROCZYSKO VELCOME TO cz. VIII

 

Ogier opadł wreszcie na cztery nogi i ściągnięty silna ręką, z mięśniami spiętymi jak sprężyny najeżdżał po raz drugi na przeszkodę. Teraz skoczył z ogromnym zapasem.

- Świetnie! – krzyknął ktoś i dopiero w tym momencie Victor zauważył, że na padoku stoi też Braza.

Klotylda podjechała do niej. Ogier chrapał i niespokojnie przestępował z nogi na nogę, gdy Braza, zbyt cicho, by mógł to usłyszeć z tej odległości, udzielała jakiejś krótkiej rady Klotyldzie. Skręcili w lewo, w stronę lasu. Jeszcze zdążył zauważyć, że Klotylda rusza zebranym galopem wokół padoku. Jego zainteresowanie obserwowanym treningiem nie uszło uwagi instruktora.

- Pani Braza jest wspaniałą instruktorką. Nasze konie odnoszą sukcesy w zawodach na całym świecie. Specjalnością tego ośrodka jest WKKW, ale w skokach też nieźle nam idzie. Brazylia to nasza emerytka. Dała wiele wspaniałych źrebaków – między innymi Biesa - tego ogiera, którego pan obserwował z takim zainteresowaniem. Sama też startowała w zawodach i kilka jej pucharów widział pan w masztalerce. Pan rotmistrz niegdyś odnosił sukcesy w WKKW a teraz trenuje konie rajdowe.

- A ta... amazonka... to nie jest przypadkiem... pani Kociołek?

- A tak! Jest świetna! Tylko ona i pani Braza potrafią okiełznać Biesa. Stajenni boją się nawet go karmić i czyścić! Od kiedy zabił drugiego chłopca, zajmują się nim tylko te dwie panie. Przy nich zachowuje się spokojnie.

- Niesamowite – powiedział w zamysleniu Victor. „Poniekąd rozumiem Biesa. Przynajmniej, jeżeli chodzi o Klotyldę. Ale Braza sprawia calkiem przyjemne wrażenie. czyżby coś ukrywała?”

Ledwie skręcili w leśną ścieżkę, gdy wśród opadłych brązowych liści coś zaszeleściło. Victor odruchowo ściągnął wodze, spodziewając się, że Brazylia może uskoczyć nagle spłoszona szelestem. Jednak klacz w ogóle nie zareagowała.

- Proszę spojrzeć! – zawołał instruktor – tam, tam po lewej!

Victor rzucił okiem we wskazanym kierunku i zamarł. Po liściach ślizgało się długie, grube cielsko potężnego gada. Miał bez wątpienia kilka metrów długości (pięć metrów zdołał zauważyć, ale nie widział łba węża) i grubość kobiecej kibici.

- To KaMa. - przedstawił potwora instruktor. – Gdzieś jest jeszcze jej siostra Maya. Chyba zgłodniały i ruszyły na łowy. Od kiedy nie mamy zwykłych królików i pawi, szukają ofiar na bagnach. Pani Braza mówiła, że ludzi na pewno nie ruszą, ja jednak jestem ostrożny, gdy kończą trawić ostatnią ofiarę.

- Konie nie boją się ich wcale... – zdziwił się Victor.

- Tak. Pani Braza twierdzi, że one wiedzą, co wolno im jeść, ale ja, szczerze mówiąc, nie jestem pewien. Przecież króliki też były nasze... Może węże wtedy były jeszcze za młode, żeby zrozumieć...?

- A pawie?

- Pawie się darły... Dobrze, że ich nie ma.

Gadzina zniknęła wśród liści. Ruszyli kłusem. Victor powoli uspokajał się po tych dwóch spotkaniach. Zastanawiał się, kto go bardziej przestraszył – Klotylda czy KaMa.

Kłusowali leśnymi ścieżkami najwyraźniej przygotowanymi do tego, bo gałęzie były obcięte na odpowiedzniej wysokości. Wjechali na ogromną polanę i przeszli do stępa. Znajdowali się na niewiellkim wzniesieniu, z którego pięknie było widać zamek. Victor wciągnął powietrze rozglądając się z zachwytem.

- Pięknie tu!

- Tak, zawsze przyjeżdżam tu z gośćmi, bo ta panorama jest godna tego, by stać się ostatnim widokiem, jaki w życiu się zobaczy.

Gdy sens tych słów dotarł do Victora, poczuł się zaniepokojony. Zerknął na urodziwą twarz swego przewodnika. Nie zobaczył jednak żadnych złowieszczych błysków w jego oczach. Uznał, że to tylko takie poetyckie sformułowanie. Ruszyli znów kłusem przez polanę porośniętą wysoką, niekoszoną, pożółkłą już trawą w stronę ściany lasu. Nagle Brazylia zachrapała niespokojnie, poczuł, jak jej mięśnie się spięły, skrócił wodze i rozglądnął się wokół. Wśród rudożółtych traw najwyraźniej skradało się jakieś płowe zwierzę. Szło miękko, bezszelestnie, z kocią gracją stawiając łapę za łapą, prawie niewidoczne – tak doskonale zamaskowane kolorem sierści. Konie chrapały niespokojnie węsząc wokół. Gdyby nie powstrzymujące je wodze dawno runęłyby do ucieczki. Victor spojrzał na instruktora oczekując wyjasnień. Jednak ten rozglądał się równie zaniepokojony i milczał.

„Lew???!!! Skąd na tych bagniskach wziąłby się lew??? Bez sensu! A może uciekł im z klatki? Po tych szalonych babach można się wszystkiego spodziewać! Już ja im narobię koło pióra! Z torbami pójdą!!! Jeżeli ta bestia wcześniej mnie nie zje!” – Victor zaczynał się przyzwyczajać do tego, że od wczoraj spotykają go wydarzenia zupełnie niemożliwe, więc szybko pogodził się z myślą, że przyjdzie mu uciekać przed lwem. Jeszcze zdążył przypomnieć sobie słowa instruktora wypowiedziane na polanie. „Ostatni widok..." – "Cholera! Co robić??? Uciekać? Ruszy za mną i dopadnie. Instruktor chyba próbuje dojechac do lasu zanim bestia zaatakuje. Może lwy nie lubią lasów? Nie znam ich zwyczajów! Trzeba było ogądać Discovery zamiast Teletubisiów!”

Zwierzę przyspieszyło nagle, wykonało długi sprężysty sus i bezgłośnie znalazło się na drodze tuż za nimi. Teraz już żadna siła nie była w stanie utrzymać koni. Brazylia ruszyła z miejsca cwałem. Victor poczuł, jakby nagle obniżyła się i płynęła w powietrzu nie dotykając kopytami ziemi. Wpadli do lasu. Bestii najwyraźniej to nie przeszkadzało. Ta droga nie była szlakiem konnym. Nisko wiszące gałęzie smagały go po twarzy. Położył się na szyi klaczy, puścił wodze i trzymając się kurczowo grzywy myślał tylko o jednym – nie spaść! Gdzieś z oddali usłyszał okrzyk „Emi!” i przeciągły gwizd. Brazylia nadal gnała, ale po chwili zaczęła wyraźnie zwalniać. Victor poczuł zbliżającą się śmierć – klacz słabnie! Zaraz dopadnie ich lew! Może będzie wolał koninę od ludzkiego mięsa? Usiłował poganiać klacz okładając jej boki piętami. Palcat dawno zgubił. Jednak tylko strach mógł zmusić ją do szaleńczego cwału – wszelkie wysiłki Victora ignorowała. Po chwili przeszła do galopu. Victor skulił się oczekując ciosu w plecy pazurzastą lwią łapą. Nic takiego nie nastąpiło. Brazylia zwolniła jeszcze. Jechali teraz kłusem. Victor ściągnął wodze i zatrzymał klacz. Oddychała ciężko cała spocona. Rozglądnął się wokół szukając instruktora. Nie było nikogo. Ciszę przerywal tylko szelest liści opadających na ziemię i śpiew ptaków. Lwa nie było.

Jak wrócić do zamku? Podobno faceci mają świetną orientację w terenie, ale lata spędzone w mieście chyba skutecznie ją zabijają. W każdym bądź razie u Victora zabiły. Nie miał bladego pojęcia, w którą stronę jechać. Postanowił zrobić jedyną w tej sytuacji rozsądną rzecz – oddać inicjatywę Brazylii. Klacz oddychała już spokojniej, ale była całkiem mokra i spieniona. Wiedział, że nie powinna stać, ruszył więc kłusem na luźnej wodzy. Brazylia wybrała jakiś kierunek i szła całkiem pewnie, co przekonało go, że zachował się rozsądnie. Jak daleko mogli odjechać od zamku? Nie miał pojęcia. Kłusowali wśród drzew, potem klacz przeszła do stępa. Nie poganiał jej – w końcu, skoro jest całkiem zależny od niej, nie może się jej sprzeciwiać.

„No! tego jeszcze nie było, żeby pan prezes poddał się całkiem woli głupiego bydlęcia” – pomyślał. Brazylia, jakby zrozumiała jego myśli, nagle zarżała i wykonała łagodny bryk. Nieprzygotowany Victor o mało się z nią nie rozstał. Na samą myśl o konsekwencjach upadku zblał. „Przepraszam. Nie jesteś głupie bydlę.” – pomysłał klepiąc klacz po szyi. Zarżała cicho, jakby wybaczając mu nietakt. „Cholera – rozmawiam z koniem! Zupełnie mi odbija”. Klacz znów zarżała. Zabrzmiało to jak śmiech.

Po półgodzinnej jeździe zobaczył wreszcie zamek. Wjechał na dziedziniec. Przed stajnią zauważył instruktora. Był łudząco podobny do jego przewodnika.

- Czy to pan był ze mną w lesie?

- Nie. To nie ja.

- A czy tamten instruktor wrócił?

- Myślę, że pana szuka, jeżeli się zgubiliście.

- Coś nas goniło. Konie się spłoszyły. – jakoś słowo „lew” nie chciało mu przejść przez usta.

- Aaa... To Emi. Nasza lwica. Ona lubi się tak pobawić czasem. Nie zrobila panu krzywdy?

- Nie. Jak widać, ale czy tamtemu instruktorowi...

- Eeee... - pokręcił główą - na pewno nie. Ona łagodna jest i lubi ludzi. Tylko tak groźnie wygląda.

„Oni trzymają lwicą, która bawi się w ganianego z końmi! Oszaleję! Co tu jest grane?! I dlaczego ci ludzie są tak podobni do siebie???!!!”

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 44k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • braza

    10541

  • Agduś

    4690

  • DPS

    3621

  • wu

    2676

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Noooo, tera mi na ambicję wjeżdżasz, co bym kurs instruktorski zrobiła :-? A jeszcze szukać mam miejsca, gdzie gnać będzie można bez zastanawiania się, na czyje pole wjedziesz :-? No pieknie, pięknie ... w co ja się qurna wpakowałam :o :-?

 

Kontynuuj, niech stracę... :-? :wink: :D

 

Bies ..... :roll:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podoba mi się, jak cudownie odkrywasz umiejętność czytania w ludzkich myślach przez Brazylkę :D

 

Poprawki :o Kobieto, ja za pierwszym czytaniem to lecę, byle szybciej połknąć to co napisałaś :D Nie wiem, co byś musiała zmienić, żebym to zauważyła :oops:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mr.Jar, Panie na Gwoździkowej, jesteś Wielki!!! Ale Większa jest Twoja Szanowna Połowica!!!! Ukłony ogromne ślę w Waszym kierunku!!!!!! Za kibicowanie narazie nie dziękuję, odwdzięczę się jak już włości będą - podwyżką dla bębniarza, i to bardzo "niezwykłego" Bębniarza :D :D

 

Piąteczko, mam tylko nadzieję, że ta presja społeczna mnie nie przygniecie... :roll: :wink: :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Taż dopiero doope z koja podniosłam :-? :D Czekaj, 22 km na piechotę nie przelezę za szybko, musze sobie jakiś transport znaleźć, a do tego potrzebna mi drobna i pewnie mało istotna wiadomość ... gdzie to jest :wink:

To dzwoń!!!

Nie wkleje następnego odcinka, dopóki nie zobaczę wyczerpującej relacji co najmniej z rozmowy telefonicznej na temat tego siedliska. Do tego musi być termin spotkania na miejscu!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...