Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Komentarze do Brazowego Uroczyska


braza

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 44k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • braza

    10541

  • Agduś

    4690

  • DPS

    3621

  • wu

    2676

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

dobry wieczór

Agduś normalnie bossssssska jesteś w pracy na pocieszenie zakradłam się zerknąć czy cosik wkleiłaś jest nowy więc czytam z wypiekami na twarzy i z nagła mój kolega zza biurka podskoczył wystraszony bo ja niby na pracy skupiona zawyłam radośnie po rzeczytaniu jak to Victor w koparkę sie zamienił :lol: przyglądał mi się z obawą najwyraźniej zastanawiał się czy po kaftanik jaki nie lecieć :lol: :lol: :lol:

Było mu dać poczytać. A już na pewno dzisiejszy odcinek, w którym, na razie tylko przez momencik, się pojawisz.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ty Nefercia nie mów, że się koni boisz :roll: A ten włochacz jest boski!!! Ja na własne oczyska widziałam takiego jednego, co to wielkości psa mojego był ... no poważnie. Nie pamiętam nazwy tej rasy.

 

:D

 

Te wielkości psa to falabella, ale one nie są takie włochate, jak ten na zdjęciu (zresztą nie gniady tylko kasztan z konopiatą grzywą). Powinnaś takie mieć - za kosiarki do trawy by robily i radości dzieckom dostarczały. Ja też chcę takiego mieć!!!

Shiry są piękne! Będziesz miała taki zaprzęg? Tylko zamiast wozu - kareta. Wszystkie wesela w okolicy byłyby Twoje!

Te na zdjęciu są skarogniade a w Uroczysku były kare.

Zastanawiałam się, czy Cię nie wyposażyć w konie fryzyjskie - też są piękne, ale te szczoty shirów wygrały!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

UROCZYSKO VELCOME TO cz. XII

 

Ciemność przyszła teraz do nich. Dwa kroki za ich plecami nie można było zobaczyć własnej dłoni.

Nagle z lasu dobiegły ich dziwne dźwięki. Zrazu ciche, powoli narastały, jakby ich źródło zbliżało się do nich. Początkowo nierozpoznawalne, zaczęły układać się w piękną nikomu nieznaną melodię. Była jednocześnie łagodna i przejmująca. Wibrowała hipnotyzująco, wprawiając słuchaczy w dziwny stan. Dobiegała jednocześnie ze wszystkich stron, z ciemności otaczającej wygasłe ognisko. Wypełniała powietrze wokół, wciskała się do głów rugując z nich wszystkie myśli. Grajkowie okrążyli ich i zatrzymali się tam, gdzie nie sięgała poświata żaru.

Nagle zza ich pleców wyskoczyła jakaś postać. Okrągła sympatycznie uśmiechnięta twarz okolona kręconymi włosami, fletnia Pana w prawej dłoni i beczułka wina czule przytulona lewą, goły mocno owłosiony tors – to wszystko było dziwne, ale w porównaniu z czarownicą nie wywarłoby żadnego wrażenia, gdyby nie reszta – grajek od pasa w dół był kozłem, a na głowie, spomiędzy włosów wystawały małe różki! Pląsał zabawnie, zgrabnie przebierając raciczkami w rytm muzyki dobiegającej wciąż zza drzew. Czy to nastrój tego wieczoru, czy też tajemniczy napój wiedźmy sprawiły, że po pierwszej chwili lekkiego zaskoczenia wszyscy pogodzili się z widokiem tańczącego wesołego fauna, nie wiadomo. Ledwie widzieli jego sylwetkę w mroku. Chyba faun też uznał, że trzeba lepiej oświetlić miejsce jego tanecznych popisów. Wydobył z fletni przeciągły, wibrujący dźwięk. Na ten znak z lasu wychynęły nimfy. Przecudne zwiewne istoty odziane w długie, przejrzyste szaty podbiegały zewsząd do ogniska i na żar rzucały gałązki. Ruszały się tak szybko, że nie można było ich policzyć. W mgnieniu oka ogień rozpalił się i oświetlił tę scenę. Oprócz suchego drewna najwyraźniej trafiły do niego jakieś aromatyczne zioła, bo znad ognia uniosły się kłęby jasnego dymu, a wokół rozsnuł się piękny, oszałamiający zapach. Tymczasem mistrz ceremonii pokazał ludziom gestem, by chwycili puste już kubki po naparze czarownicy i zaczął nalewać każdemu po kolei krwistoczerwonego wina. Nie przestawał przy tym tańczyć, ale nie uronił ani kropli cennego napoju. Choć beczułka wydawała się niewielka, nie zabrakło boskiego nektaru dla nikogo. W końcu faun podniósł ją w górę, wszyscy za jego przykładem wznieśli kielichy i spełnili jakiś niewypowiedziany toast. Wino było pyszne. Nikt z nich nigdy w życiu nie pił nawet podobnego! Wiedzieli też, że pierwszy i ostatni raz czują tak doskonały smak i już zawsze będą za nim tęsknili. Inne wina stracą dla nich smak. Ale na razie nie martwili się tym wcale.

Muzyka, która zwolniła i przycichła na czas delektowania się winem, znów stała się żywsza, a faun zaczął krążyć wokół ogniskowego kręgu. Rusałki zniknęły w lesie, pewnie gotowe na każde skinienie swego mistrza wrócić z zapasem drewna do ogniska. Niezwykłe dźwięki pulsowały w uszach, wypełniały głowy i wyganiały z nich wszelkie myśli. Muzyka brzmiała coraz głośniej, faun tańczył szybciej i szybciej, chwytając za ręce i wyciągając na środek kręgu zaczarowanych ludzi. Odurzeni napojem czarownicy, winem, dźwiękiem i pachnącym dymem z ogniska ruszyli za faunem przyłączając się do bachanaliów w narkotycznym amoku. Długowłose kobiety rozpuściły włosy i rozmiatały nimi liście, mężczyźni pozdejmowali kurtki, swetry i koszule nie czując jesiennego chłodu, krzyczeli coś, próbowali śpiewać, machali wzniesionymi rękami, niektórzy kręcili się w miejscu jak derwisze, inni biegali wokół zawodząc jękliwymi głosami w dzikim transie błyskając dziko białkami oczu. W delirycznym szalonym tańcu tworzyły się pary, kółeczka i węże złożone z kilku osób trzymających się przez moment za dłonie, by po chwili puścić się w opętany bieg z rękami wyrzuconymi w górę.

Victor wprawdzie zdołał niepostrzeżenie wylać większość napoju czarownicy pod ławę, ale też uległ wpływowi muzyki i narkotycznego dymu. Biegał teraz wraz z innymi wokół ognia w rytm cichego dudnienia, które przyłączyło się do muzyki płynącej z fletów. Dźwięk bębnów wywołał wrażenie, że pomieszały się tu dwie konwencje – to już nie tylko szaleńczy taniec na cześć greckiego bożka – Pana, ale i jakiś plemienny obrzęd rodem z serca dzikiej Afryki. W jego głowie przez chwilę tłukła się dręcząca myśl, że miał coś zrobić, coś bardzo ważnego, coś, od czego zależało całe jego dalsze życie... jednak muzyka wygrała. Wiedział, że jego czaszka była zupełnie pusta. Nie mógł myśleć, kierował się już tylko odczuciami jak jakiś prymitywny pierwotniak. Poczuł, że musi wejść do środka swej pustej głowy, bo znajdzie się wtedy we wnętrzu potężnego gotyckiego kościoła wypełnionego jedynie feerią niezwykłych dźwięków. Ten pomysł wydał mu się niezwykle pociągający i po chwili już krążył wysoko pod sufitem w nawie głównej unosząc się w powietrzu podtrzymywany przez muzykę, leciał leżąc na nutach, czuł się lekki i szczęśliwy. Podziwiał barwne gotyckie witraże prześwietlone silnym słońcem. Rozkoszował się tym lotem, prężył i przeciągał w powietrzu. Trwało to jednak zdecydowanie za krótko. Coś zaczęło mu przeszkadzać. Przyjemność zakłócało narastające dudnienie bębnów. Początkowo starał się je ignorować, ale teraz, zamiast miarowego wybijania rytmu słyszał skomplikowaną solówkę nadzwyczaj biegłego w swej sztuce perkusisty. Zupełnie nie pasowało to do rozświetlonego słońcem wnętrza katedry. Natężenie dźwięku rosło, stawało się nieznośne, powodowało ból. Zatkał uszy, ale to nie pomogło, szukał drogi ucieczki, próbował podlecieć do wielkich drewnianych drzwi, ale dźwięki odpychały go od nich. Zaczął się męczyć, wykonywał ruchy, jakby chciał pływać w powietrzu, ale było zbyt rzadkie. Czuł, że głosy fletni i łomot perkusji, na której musiał grać chyba sam szatan, zaraz rozsadzą jego głowę. I rzeczywiście – wyjątkowo głośne uderzenie w talerze, które wpadły w niekończącą się wibrację spowodowało, że przepiękne witraże, o wiele piękniejsze od tych, które podziwiał w Notre Dam de Paris, nagle rozsypały się. Obserwował, jak drobiny kolorowego szkła w zwolnionym tempie osypują się na ziemię. Słyszał cichutkie, delikatne dzwonienie, gdy opadały na kamienną posadzkę. Podmuch powietrza wyciągnął go za okno. Zapanowała cisza. Tak nagła, że aż straszna i bolesna.

Leżał na wilgotnej, zimnej ziemi. Cisza dzwoniła mu w uszach. Ognisko wciąż się paliło, choć płomień był mniejszy niż w chwili rozpoczęcia tańca. Wokół, na ziemi i ławach leżeli, siedzieli, klęczeli wciąż oszołomieni ludzie. Faun chodził pomiędzy nimi powoli, przyglądał się z zagadkowym uśmiechem, jakby mówiąc – „To jeszcze nie koniec dzisiejszego wieczoru. Odpocznijcie chwilkę...” Zaglądał im w oczy, jakby coś sprawdzał. Niektórych dotykał kręcąc jakby niedowierzaniem głową. W końcu odszedł znikając wśród drzew gdzieś w pobliżu wiaty czarownicy, w której wciąż płonęło niewielkie ognisko. Po chwili z wiaty wyszła wiedźma dźwigając swój kocioł. Z przeciwnej strony nadbiegła ciągnąc za sobą miotłę jej młodsza i szczuplejsza kopia.

- Spóźniłaś się – warknęła stara

- Córka pani Brazy wróciła – zaszczebiotała młoda, chwytając kocioł za jedno ucho.

- I co? Zabawiałaś się, zamiast mi pomóc! A ja tu dźwigam sama kocioł, do ognia podkładam..., gdyby nie rusałki, nie dałabym rady! Jak się pani Braza dowie...

- No przepraszam Cię – przymilała się do swojej szefowej. – Już pomagam!

- Rychło w czas – zrzędziła – już się raz napili, ale faun twierdzi, że za wcześnie wracają. To ty zbierałaś grzybki? – zapytała szybko, jakby nagle coś jej przyszło do głowy.

- Nooo..., miałam zbierać, ale.... coś mi wypadło...

- Nitubago!!! – stara aż zatrzymała się wlepiając wściekłe oczy w twarz pomocnicy – przecież TOBIE kazałam ich nazbierać! Pewnie polazłaś na ploty, leniu przebrzydły! A grzybki zbierały rusałki! Tylko, że one się na ty NIE ZNAJĄ!!!

- Nie... ja byłam u Anbudki... Uczyła mnie akrobacji... Ja przepraszam... więcej nie będę... Jutro zaraz z rana pójdę na bagno i nazbieram ci zapas grzybków...

- No tak! Akrobacje! – ostatni wyraz wysyczała z taką doza pogardy, że młoda skuliła się w sobie – Kto widział, żeby porządna czarownica zabawiała się takimi rzeczami? Dawniej były zwykłe miotły i wystarczało. A teraz co? Powymyślali jakieś nowe wynalazki, jakieś wyścigówki, akrobacyjne, slalomowe... I po co to komu? Anbudka już trzy razy się połamała oblatując te cuda. I kto jej kości nastawiał? Stara głupia Depsia, która nie potrafi beczki w powietrzu zrobić i lata od 99 lat na tej samej miotle! – zrzędziła.

- Ale ja tak wcale nie myślę! Jesteś bardzo mądra... – przymilała się młoda.

- Ty mi tu głowy nie zawracaj. Lepiej patrz, co się z nimi dzieje! To przez ciebie i te psie grzybki! Dobrze, że od razu wydały mi się podejrzane i na wszelki wypadek uwarzyłam jeszcze pełny kociołek, używając moich ze starych zapasów! Lepiej mi pomóż ich napoić!

Czarownice przez chwilę przyglądały się ludziom, którzy najwyraźniej zaczynali odzyskiwać świadomość. „Czy to było naprawdę?” „Czy inni przeżyli to samo, co ja?” – Zdawały się pytać ich półprzytomne spojrzenia. Rozglądali się, powoli wstawali, porządkowali garderobę i fryzury. Panowie wędrowali w poszukiwaniu swoich ubrań, panie usiłowały wyskubać z włosów zeschłe liście i patyczki.

Victor znalazł wreszcie swoją kurtkę. W kieszeni znalazł zapalniczkę. Przez moment zastanawiał się, skąd ją ma. W przebłysku świadomości przypomniał sobie, co miał zrobić. Zaczął szukać po kieszeniach noża, ale najwyraźniej utracił go ponownie. Jakaś iskierka sumienia podsunęła mu myśl, by zabrać ze sobą innych, ale przyjrzawszy się im uważnie uznał, że jeszcze nie ochłonęli. No tak, przecież oni wypili całe porcje napoju czarownicy! Ruszył w kierunku ukrytej w krzakach pochodni. Już znalazł właściwe miejsce, już wyciągnął rękę..., gdy usłyszał szelest dobiegający zza krzaka. Zamarł w bezruchu. Tak jak poprzednio ze wszystkich stron jednocześnie rozległ się cichy dźwięk. Tym razem przypominał dzwonki... Dźwięk był... srebrny.

Victor zaskoczyło to, co poczuł – nagle zapragnął znaleźć się pomiędzy ludźmi. O ucieczce musiał na razie zapomnieć – znów byli otoczeni. Wrócił do ogniskowego kręgu i zrezygnowany usiadł ze zwieszoną głową na twardej ławie wśród wciąż półprzytomnych podwładnych. Ze strachem patrzył na ich błędne miny. Byli zupełnie bezbronni. „Jestem za nich odpowiedzialny. Tylko ja zachowałem przytomność. To ja ich tu zabrałem. Muszę im pomóc...” – niespodziewany przypływ dobroci i wyrzutów sumienia zaskoczył go tak, że przez moment był gotów wcielić te myśli w czyn. Tylko jak? Ta trzeźwa myśl przywołała go do rzeczywistości. „Wszystkich nie uratuję. Muszę uciec i wysłać im pomoc. Przecież nie jestem Chuckiem Norrisem!”

Rozglądał się, usiłując wzrokiem przebić ciemność poza kręgiem światła padającego z ogniska. Co cię tam czai tym razem? Dzwonienie nie ustawało. Nagle dwie ciemniejsze plamy ruszyły się w ich kierunku. Serce podeszło mu do gardła. „Który to już raz od wczoraj? Ja ich pozwę za utratę zdrowia!” – zdążył pomyśleć, zanim udało mu się rozpoznać kształty dwóch wiedźm z kociołkiem. „Oooo nie! Nie napoją mnie tym, choćbym miał się z nimi bić!!!” – postanowił twardo. Wstał, zastanawiając się, czy uciekać, licząc na to iż jakoś w ciemnościach przebije się przez otaczające ich „niewiadomoco”, czy też zastosować kilka ciosów karate broniąc się przed starymi kobietami.

Na widok stojącego prosto i najwyraźniej zupełnie przytomnego Victora starsza wiedźma skinęła ręką w stronę lasu. Znów wyskoczyły z niego rusałki i wrzuciły kolejną porcję gałęzi do ognia. Jednocześnie znienacka odezwał się głos perkusji. Tym razem dźwięk nie narastał – od pierwszej chwili był tak silny i gwałtowny, że uniemożliwiał zebranie myśli. Z niespodziewaną szybkością pomocnica czarownicy skoczyła jak ryś i unieruchomiła Victora. Starsza, beż żadnych ceregieli podeszła, wpakowała mu brudną łapę w usta i chwyciła do za język. Teraz nie mógł zacisnąć zębów, więc nabrała kubkiem prosto z kotła gorącego napoju i zaczęła mu go wlewać do gardła. Dławiąc się połykał parzący gardło napar. Z wywalonym na wierzch językiem usiłował bulgotać coś o naruszeniu prawa, ale to nie wywarło na jego oprawczyniach żadnego wrażenia. Napoiwszy go wystarczającą jej zdaniem ilością mikstury stara puściła język i z wyraźnym obrzydzeniem wytarła rękę w spódnicę. Victor opadł pokonany. Jeszcze mógł obserwować, jak jego pracownicy bezwolnie poddają się wiedźmom i piją podany napój.

- Ten pierwszy to musiał nie wypić poprzedniej porcji. Napar był słaby, ale nie aż tak – dyszała stara. Teraz ich przypilnujemy!

I rzeczywiście – patrzyła na każdego po kolei, sprawdzając czy wypił do dna.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

P.S. Znowu Maksia na ratunek będę chyba wołać, ten człowiek mnie znielubi niedługo :-? Correla musiałam wywalic no i mam :(

 

coś tam namotała koleżanko???

i bez znielubiania mnie tutaj :D :D

pozdrawiam

m.

 

Maksiu, nie wiem jak to się stało, ale Opatrzność czuwa nade mną!!!! Jestem normalnie pod wrażeniem swojego szczęścia... Narazie działa!!! Jakby co to ... no wiesz .... :oops:

 

Jeszcze raz GRATULUJĘ i trzymam kciuki za Mamę!!!!!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jednym słowem dałeś Agdusi do zrozumienia, coby szeroko i kwieciście opisała Twoją Szanowną Osobę :D

Nie wiem, co Agduś na to :roll:

 

...myślę, że byłoby to ciekawe uczucie zobaczyć siebie oczami (piórem raczej) osoby, która nigdy cie nie widziała i nie zamieniła słowa fejs tu fejs. Piszę "ciekawe", bo bez względu na porównania z realem, Agduś inaczej niż ciekawie pisać nie umie.

Jak to w popularnym zwrocie "i chciałabym i boję się" - bo zawsze można zostać perkusistą - baranem .... i co gorsza inni zapamiętają tylko ten drugi człon :D

Bez ryzyka nie ma zabawy :D

PS. Cholerka, miałem sobie odpuścić te postowanie u Ciebie, a tu co ....

Poprawię się.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ha, no to najprawdziwszą wiedźmą zostałam - z nazwy i z charakteru. :lol:

Jednakże czuję się bardzo doceniona tak szczegółowym i artystycznym opisem mojej skromnej osoby. :D

Muszę jakies łachmany sobie skołować. :o

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...