Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Komentarze do Brazowego Uroczyska


braza

Recommended Posts

Szefowa, grzybki w poniedziałek chyba pójdom, mam nadzieję, że pomogą na te nerwy, recepturę dołączę do nich na napar. :roll:

 

Królik - ja Ciebie rzucam, bo Ty mnie nie love. :-?

Sołtysa kochom, ze Sołtysem bede, Sołtysowi bedem słoiczki szykować. 8)

 

Wyspałam się, mietłe naszykowałam, niech mi tera które podskoczy! :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 44k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • braza

    10541

  • Agduś

    4690

  • DPS

    3621

  • wu

    2676

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Ty mnie tu Króliku nie bajeruj filowaniem, filutku jeden, tylko częściej się odzywaj!!! O!!!

 

Depsia, jak jeszcze receptura na napar będzie do tycg grzybków to ja już w ogóle ze szczęścia nie wyrobię!!! I tak cała w skowronkach jestem, że te paszteciki z grzybkami na święta jednak bendom :D

 

 

Dzień dobry wszystkim :D Dla pracujących bardzo ważny news: dzisiaj piątek :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Maluszku, no jasny gwint, ja juz Ciebie szukać chciałam!!!!!!! Ja rozumiem - jeden dzień ... dwa dni .... no, cztery ... ale tyle czasu :evil: Gdzie się szwendałaś????? Gwiazdy szykuj do występu, tylko czekac, kiedy wilki ruszą!!!!

Kawa jest, pij ile Ci się zmieści :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oj piję, już dzisiaj trzecią - straszliwie mi się chce spać :cry:

 

Gwiazdy są w pełnej gotowości bojowej :D czekają tylko na rozkaz wymarszu :lol:

 

Nawet nie zauważyłam, że mnie tyle nie było :( Ostatnio w robocie mam dużo pracy i później w domu już mi się do kompa nie chciało siadać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak mam za dużo do zrobienia i się miotam, żeby nadążyć, to później z przyjemnością chociaż na chwilkę siadam do komputera, żeby psychiczne odpocząć :D A gwiazdy niech czujne będą, Agduś może je do boju w każdej chwili posłac ... już blisko :D
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak mam za dużo do zrobienia i się miotam, żeby nadążyć, to później z przyjemnością chociaż na chwilkę siadam do komputera, żeby psychiczne odpocząć :D A gwiazdy niech czujne będą, Agduś może je do boju w każdej chwili posłac ... już blisko :D

brazunia - po 8 godzinach ślipienia w monitor po prostu w domu nie mam już siły, żeby siadać do kompa - strasznie mnie oczy bolą :( chyba jakieś przemęczenie materiału - oj starzeję się chyba :( :(

 

Zaczęłam już czytać Agdusiowy scenariusz :lol:

 

Agduś - dziewczyno, masz talent pisarski :D Rewelacyjnie się to czyta :D Zastanawiałaś się nad napisaniem książki - chętnie bym przeczytała :D :D :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na poczcie byłaś? :lol:

Ja Twoje dane mam, więc w przyszłym tygodniu grzybki wyślę. :D

 

Agduś - ja nie wiem, teraz dopiero Nitu zwróciła moją uwagę na tę młodszą i szczuplejszą kopię... I w ogóle, jakaś straszna wyszłam. :roll: Wredna i okrutna dla swoich też. :-?

Idę się oflagować.

I okopać.

I związki zawodowe założyć. :p

No sorki bardzo, ale jakby tak każdy miły i sympatyczny chciał być, to by się goście uroczyska nudzili! My tam wiemy, że Ty słodka i miła jesteś, wdzięczna i kochana, ale ktoś musi straszyć. Sama się do roli czarownicy zapisałaś!

Nitu zawaliła sprawę z grzybkami i o mało nie zepsula imprezy, bo goście za wczesnie oprzytomnieli. Występ trzeba było przez nią przerwać! Jako szefowa musiałaś ją opierniczyć!

A do wszystkich pytających - Victor to klient! Taż my tylko role obsługi ośrodka obsadzamy!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jestem i ja....... witanko...

 

 

a ja te związki zawodowe chętnie wesprę... już raz zawaliłam z grzybkami, więc szefowa się wściekła, więc teraz już będę grzeczna... :wink: to gdzie jakaś lista?

 

Nitusia - zapisana jezdeś jako nr 2 - bo nr 1 to ja oczywiście. :D

Chyba jakąś premię Ci trzeba będzie wywalczyć za pilność. :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jestem i ja....... witanko...

 

 

a ja te związki zawodowe chętnie wesprę... już raz zawaliłam z grzybkami, więc szefowa się wściekła, więc teraz już będę grzeczna... :wink: to gdzie jakaś lista?

 

Nitusia - zapisana jezdeś jako nr 2 - bo nr 1 to ja oczywiście. :D

Chyba jakąś premię Ci trzeba będzie wywalczyć za pilność. :wink:

 

Agduś - no doooobra, jak wiecie, że ja chodząca dobroć i miłość jestem, to niech Wam będzie moja krzywda... Czego to człowiek dla sztuki i dla kawałka chleba nie zrobi... 8)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to macie jeszcze przed weekendową przerwą.

Musiałam na allegro sprawdzić ceny perkusji, bo nie miałam pojęcia, jaki to rząd wielkości. Mam nadzieję, że takie odszkodowanie usatysfakcjonuje Czarnego Perkusistę?

 

UROCZYSKO VELCOME TO cz. XIII

 

Perkusja ucichła tak samo niespodziewanie jak się odezwała. Znowu było słychać delikatny dźwięk dzwonków, do którego dołączyły fletnie Pana. Melodia była tym razem inna niż podczas tańca fauna, mniej dzika i gwałtowna. Dobiegała zewsząd, ale jeden instrument brzmiał głośniej, zbliżał się. Wreszcie zobaczyli znanego już fauna. Tym razem szedł spokojnie, grając na fletni, a za nim sunęły rusałki. Teraz mieli okazję dokładniej się im przyjrzeć, bo szły powoli, pląsając wdzięcznie w takt spokojnej melodii. Nie widziały ludzi skupione całkowicie na tańcu. Faun stanął z boku nie przerywając grania, a one weszły pomiędzy ognisko a stojące wokół niego ławy.

Chyba napój czarownicy sprawiał, że ten, kto się go napił, niczemu się nie dziwił, bo widok rusałek pląsających wokół ognia przyjęli ze względnym spokojem. Względnym, ponieważ panowie wprost nie mogli oderwać oczu od ich wdzięcznych postaci. Rusałki z pewnością nie były klonami. Każda odznaczała się wybitną urodą, ale były zupełnie różne. Tym, co je upodabniało do siebie były nad wyraz zgrabne sylwetki, długie włosy i zwiewne szaty.

Victor bezskutecznie walczył z ogarniającą go bezwładnością – efektem działania naparu wiedźmy. Musiał pilnować się, żeby opuchnięty i zdrętwiały język nie wysuwał mu się z ust, jakaś resztka świadomości podpowiadała mu, że z wywalonym na brodę wyglądałby wyjątkowo mało inteligentnie. Jednak chyba właśnie ból języka pozwalał mu zachować jakiś cień świadomości i nie poddać się całkowicie urokowi rusałek. Sądząc po spojrzeniach tępo utkwionych w postaciach skąpo odzianych rusałek, pozostali panowie już nie panowali nad swoimi myślami. Rozanielone miny, maślane oczy i odruchowe oblizywanie warg, z czego najwyraźniej nawet nie zdawali sobie sprawy, nie dodawały ich obliczom mądrości. Tymczasem ich koleżanki również przyglądały się rusałkom, ale uczucia, które w tym momencie nimi miotały były zupełnie innego rodzaju. Można by je podzielić na dwie grupy: „Phi!, jakbym się tak ubrała, to wyglądałabym wcale nie gorzej” i „co za paskudne wymoczkowate szkielety”. Tak się dziwnie składało, że przynależność do którejś z tych dwóch grup łatwo było przewidzieć - wystarczyło oszacować na oko współczynnik BMI każdej kobiety. Jednak bez względu na to, czy wynosił on poniżej czy powyżej 20, wszystkie panie jednomyślnie uważały, że ich koledzy wyglądają beznadziejnie głupio. Te, które spoglądały kiedykolwiek na któregoś z nich, widząc nie tylko kolegę z biura, ale i mężczyznę, szybko zmieniały zdanie.

Rusałki pląsały, jakby nie zdając sobie sprawy z burzliwych uczuć, które targały obezwładnionymi postaciami zwisającymi malowniczo z ławek. Ba! Jakby w ogóle nie widziały nikogo. Ich delikatne bose stópki wydawały się nie dotykać ziemi, wzniesione w górę ramiona falując jak wodorosty wzbudzały wzruszenie swą kruchością, smukłe dłonie kreśliły w powietrzu tajemnicze kształty, wiotkie kibicie wyginały się wdzięcznie w tańcu opalona skóra emanowała dziwnym blaskiem, jakby była posypana drobinkami złota. Długie, rozwiane włosy muskały delikatnie niektórych mężczyzn pogłębiając hipnotyczny trans, w którym się znaleźli. Melodia grana przez fauna i ukrytych z lesie muzyków zaczęła się zmieniać. Już nie była tak delikatna i niewinna, stawała się powoli, prawie niezauważalnie zmysłowa i porywająca. Rusałki zmieniały też sposób tańczenia. Teraz zaczęły dostrzegać swoją publiczność, tańczyły dla niej. Muśnięcia włosów przestały być przypadkowe, uduchowiony wyraz ich twarzyczek zmieniał się w uśmiechy, zrazu niewinne, potem coraz bardziej zmysłowe. Głębokie spojrzenia w oczy panów, delikatne dotknięcia smukłych zimnych dłoni, gesty mówiąca „idź za mną”, opadające na ziemię fragmenty zwiewnych szat – wszystko to sprawiało, że w miejsce cielęcego zachwytu pojawiło się rosnące pożądanie. Teraz każdy czuł się zdobywcą, każdy widział, że piękna rusałka marzy właśnie o nim, do niego się uśmiecha, jego uwodzi i zaprasza do... fantazja pobudzona tajemniczym napojem podsuwała im wizje tak wspaniałe, że sami byli zaskoczeni bogactwem własnej wyobraźni erotycznej. Każdy był pewien, że to on zdobędzie jedną z tych cudnych istot, straciwszy na tę chwilę zdolność liczenia i zdrowy rozsądek, który powinien im podpowiedzieć, że na jedną rusałkę przypadało ich pięciu. Prężyli muskuły, wdzięczyli się do nimf, posyłali im uśmiechy, budząc coraz większą pogardę koleżanek z pracy, które obserwowały ich z rosnącym obrzydzeniem. Prawie równocześnie, jakby się umówiły, wstały z ławek i stanęły razem, zastanawiając się, co dalej robić. Wspólna impreza przy ognisku najwyraźniej się zakończyła. Nie miały najmniejszej ochoty patrzyć, jak te chude lafiryndy ogłupiają facetów, którzy całkiem stracili już kontakt z rzeczywistością. Stać w ciemnościach też nie miały ochoty.

- Może sprawdźmy, czy te wiedźmy jeszcze są pod wiatą? Tam przynajmniej jest ognisko i coś do siedzenia – zaproponowała Kaśka z księgowości.

- A kto sprawdzi, czy już ich tam nie ma? – zapytała Marzenka. Strach brzmiący w jej głosie pozwalał przypuszczać, że to ona dysponuje tą ogromną pojemnością płuc, którą niedawno mieli okazję podziwiać.

- Ja mogę sprawdzić – Julia wzruszyła ramionami. Lata pracy w dziale kontaktów z klientami wyrobiły w niej straceńczą odwagę i niebywałą wprost odporność psychiczną. – Tylko niech któraś zawoła Violettę. Tak się zagapiła na te wymoczkowate zołzy, że nie zauważyła naszego odejścia.

Okazało się, że pod wiatą nie ma nikogo. Violetta, jakby ociągając się, dołączyła do koleżanek. Miejsca dla dwudziestu czterech pań było mało, ale ustawiły kilka pieńków, rozdmuchały ognisko, dołożyły do niego deskę wyrwaną ze ściany wiaty i usiadły w ponurym milczeniu.

- A ja miałam tego Henryka za mądrego faceta! – zaczęła Kaśka.

- Eeee, oni wszyscy jednacy...

- No ale on ma żonę, tę samą od 28 lat! I dzieci dwójkę mają... – zamyśliła się Ola. Nikt jej nie odpowiedział. Jakoś nie miały ochoty na plotki o kolegach.

- Ciekawe, ile jeszcze będziemy czekały na wozy – zainteresowała się Karolina

- Posłuchajcie, ktoś się zbliża! Może to wozy?

- Nie, to ludzkie kroki, niestety.

Gdy sześć postaci wyłoniło się z mroku, okazało się, iż to ostatnie słowo jest nieaktualne. Żadna z nich, patrząc na postawnych mężczyzn, którzy nadeszli, nie powiedziałaby, że to „niestety” nie wozy. Poczucie przyjacielskiej więzi, solidarność jajników w obliczu beznadziejnego zachowania kolegów z pracy, łączące jeszcze przed sekundą panie, ulotniły się natychmiast jak sen jaki złoty. Teraz już nie były koleżankami. Nerwowo poprawiały fryzury zniszczone podczas szaleńczego tańca, przywdziały najpiękniejsze uśmiechy, zaczęły rzucać doskonale wytrenowane powłóczyste spojrzenia... Trzepot ich długich (bez wyjątku – od czego są kosmetyczki) rzęs było prawie słychać.

Tymczasem przy większym ognisku napięcie osiągnęło apogeum. Rusałki w tańcu zgubiły prawie całą garderobę. Okazało się, że ich stroje są złożone z większych i mniejszych kawałków przejrzystej materii dosyć słabo ze sobą połączonych. W szalonym tańcu coraz to opadały z wdziękiem na ziemię. Już cały krąg był usłany pastelowymi szmatkami, po których tańczyły bosonogie piękności prezentując w całej okazałości swe niewątpliwe wdzięki. Ich skóra mieniła się w słabnącym świetle ogniska jakby była ze złota. Teraz podniecenie nie mogło już rosnąć – mogło jedynie wybuchnąć. Faun bezbłędnie wyczuł ten moment. Na jego znak pulsujące, dzikie dźwięki na moment stały się tak głośne, że prawie powodujące ból. I tak już prawie nieprzytomni mężczyźni, całkiem stracili orientację, co się dzieje z nimi i wokół nich. Poderwali się na równe nogi i nieprzytomnym wzrokiem wodzili za rusałkami, wyciągając w ich stronę ręce. W tym momencie wszystko ucichło. Zdezorientowani zamarli w bezruchu. Rusałki cichutko płynęły w stronę lasu... już zaraz znikną wśród drzew...

Nie wiadomo, który ruszył pierwszy, ale prawie wszyscy wykazali się znakomitym refleksem. Rzucili się na oślep. Przez ogień! Po trupach! Rozpychając się i przewracając. Nie było już kolegów, nie było przyjaźni, nie było przełożonych i podwładnych! Byli tylko silniejsi i słabsi, szybsi i wolniejsi. Wszelkie konwenanse zniknęły, pozłota ogłady i dobrego wychowania opadła ukazując ich prawdziwą samczą naturę. Naga prawda!

Kierownik działu zleceń, popchnięty przez kogoś wpadł do ogniska. Zerwał się i płonąc jak pochodnia z przeraźliwym wrzaskiem rzucił się w głąb lasu. Każdy z jego kolegów, będąc w normalnym stanie ruszyłby mu na ratunek. Każdy, rozumiejąc, że zamiast biec, co tylko rozniecało płomień, powinien rzucić się w wilgotne liście, podciąłby mu nogi i ugasił palące się ubranie. Niestety, w tym momencie organami, które kierowały ich postępowaniem z całą pewnością nie były mózgi. Kierownik działu zleceń padł wreszcie, przez chwilkę jeszcze krzyczał, aż umilkł, dogasając w ciszy. Victor zauważył to kątem oka, ale nie mógł opanować pierwotnego instynktu. „Zdobyć ją!” – ta jedna jedyna myśl mieściła się teraz w jego głowie. Nie myśląc o tym, jak głupio wygląda z opuchniętym językiem, który wciąż nie chciał się zmieścić w ustach, ruszył za innymi.

Violetta rozejrzała się wokół siebie. Wszyscy byli tak pochłonięci myślami o swoich możliwych podbojach erotycznych, że nikt nie zwracał na nią uwagi. Dała więc upust uczuciom skrywanym wcześniej tak głęboko, że nawet napój czarownic nie zdołał jej zmusić do zdradzenia ich przed innymi. Zawsze była dumna ze swego opanowania. Upewniwszy się, że żadna z jej zaaferowanych obecnością pięknych nieznajomych koleżanka tego nie zauważy, rzuciła się za niknącymi wśród drzew kolegami. Ona pragnęła tego samego, co oni – rusałki!

Gnali pomiędzy drzewami nie bacząc na gałęzie drapiące ich twarze, potykali się, przewracali, wstawali i utytłani w błocie biegli dalej. Victor nie był najszybszy. Wlókł się w ogonie stawki. Ze zdumieniem zauważył, że wyprzedziła go jego własna sekretarka. Wydało mu się, że słyszy głosy pogoni gdzieś z lewej strony, więc skręcił ostro i runął na ziemię po raz kolejny tego dnia. W dodatku padając wywołał tyleż niespodziewane co niesamowite efekty dźwiękowe. Sądząc po następujących po sobie głuchych łomotach i brzękach musiał w pełnym pędzie wpakować się wprost w perkusję. Leżał bezwładnie jak worek. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów miał ochotę po prostu się rozpłakać. Czuł się okropnie! Był potłuczony, zaplątany w perkusję, z trudem łykał powietrze, bo coś boleśnie ugodziło go z splot słoneczny i w dodatku potwornie bolał go nos! Przez dłuższą chwilę nawet nie drgnął. Całe jego jestestwo protestowało przeciwko podejmowaniu jakiejkolwiek aktywności zarówno fizycznej jak i umysłowej. Ktoś powinien teraz wezwać pogotowie! Marzył jedynie o oddaniu swego zmasakrowanego ciała w ręce specjalistów, którzy fachowo ocenią szkody i jakoś je naprawią. Jednak nie zanosiło się wcale na to, że jego marzenie się spełni. Odgłosy pogoni oddaliły się. Było cicho. Prawie cicho, bo zdał sobie sprawę, że słyszy jakieś sapanie nad sobą. „To jakieś dzikie zwierzę. Niech mnie zje i wreszcie się to skończy!” – pomyślał, ale i to życzenie się nie spełniło. Nie widząc innego wyjścia, otworzy oczy. Jak mógł się spodziewać, przed sobą zobaczył glebę. Nawet czuł jej zapach mimo wściekłego bólu nosa. Powoli wysunął rękę w jego stronę. Bał się tego, co może poczuć, gdy go dotknie. Rzeczywistość wcale nie okazała się przyjemniejsza niż oczekiwania – z prawej dziurki jego nosa sterczał jakiś patyk, po którym spływała ciepła, lepka krew. Rozżalił się nad sobą i po jego policzkach popłynęły łzy. Zaczął powoli się zbierać z ziemi, próbując ustalić położenie wszystkich kończyn. Padając, wyciągnął ręce przed siebie, więc z nimi nie było problemu, gorzej z nogami, które dokładnie zaplątały się w jakieś pogięte rurki. Lewa tkwiła w ogromnym bębnie i wyjmując ją zdjął sobie but. Wciąż chlipiąc wydobył go z wnętrzności instrumentu i założył na nogę. Patyk nadal sterczał z nosa i koniecznie trzeba było się tym zająć. Na samą myśl o wyciąganiu go, zrobiło mu się słabo. Walcząc z mdłościami usiłował macając oblicze rękami ocenić straty. Wytarł rękawem język, który w międzyczasie zmniejszył rozmiary i dał się zmieścić w jamie ustnej. Dotknął nosa i jęknął żałośnie. Płacz spowodował, że jedyna drożna dziurka nosa zatkała się uniemożliwiając normalne oddychanie. Otworzył więc usta, łapiąc powietrze jak ryba na piasku. W tym momencie, jakby jeszcze było mało, głośniejsze sapnięcie przypomniało mu o nieznanym towarzyszu. Podniósł wzrok. Gdyby jeszcze miał siłę z pewnością w tym momencie wrzasnąłby przeraźliwie i rzucił się do ucieczki. Jednak w tym momencie nie miał sił, więc patrzył w czającą się nad nim postać jak ofiara węża. Stojący nad nim człowiek (?) był niewątpliwie tym wirtuozem perkusji, którego gra zniszczyła kolorowe witraże w jego głowie. Świadczyła o tym pałeczka dzierżona w dłoni. „Powinien chyba mieć dwie pałeczki. Czemu nie ma drugiej – zastanawiał się przez moment. – Co mnie obchodzą jego pałeczki? Mam to w nosie!” – zreflektował się po chwili. I rzeczywiście – miał to, a dokładniej tę pałeczkę, w nosie! Załkał żałośnie kolejny raz, wyobrażając sobie, że jej właściciel zaraz postara się odzyskać swoją własność. I na pewno nie zrobi tego wystarczająco delikatnie. Jednak perkusista nie drgnął nawet, wciąż sapiąc i wpatrując się w Victora. „Grał jak szatan” – przypomniało się nieszczęśnikowi określenie, które przyszło mu na myśl, gdy słuchał nawiedzonej solówki. Z niepokojem zaczął przyglądać się ciemnej postaci, szukając rogów, kopyt i ogona zakończonego strzałką. Z lekką ulgą zauważył, że żadnego z tych artefaktów nie widać. Perkusista był wysokim mężczyzną odzianym w czarne skórzane spodnie i takąż kurtkę. Zamiast najczęściej widywanych w takim stroju napów miał zwykłe gwoździe umieszczone jak naboje w męskim gruzińskim stroju ludowym. Włosy, oczywiście, długie i czarne, trochę poplątane zasłaniały część groźnego oblicza. Równie czarna była jego trójkątna wypielęgnowana bródka. Z ogorzałej, pokrytej modnym trzydniowym zarostem twarzy lśniły ciemne oczy. Spojrzenia nie można było uznać za przyjazne nawet przy ogromnej dozie dobrej woli.

- Ja... przepraszam... Nie chciałem panu zniszczyć... tego pięknego sprzętu... Ja oczywiście pokryję wszystkie straty... Niechcący rzecz jasna... Te rusałki... Wie pan... Biegliśmy... To głupie, wiem... Z naddatkiem zapłacę ... I straty moralne... Pan wyceni, oczywiście... Mogę już wypisać czek... Tylko wrócę do zamku... Wrócimy...– Plątał się coraz bardziej widząc, że jego słowa nie wywarły żadnego wrażenia na perkusiście.

W dodatku chyba mózg pod wpływem bólu zaczynał jakoś działać. Pierwsza w miarę trzymająca się kupy myśl nie należała do najmilszych. Doszedł mianowicie do wniosku, że perkusista musi należeć do zespołu grającego Black Metal albo coś pokrewnego. A to oznacza – rozumował – że albo jest satanistą, albo na takowego pozuje. Victor zapragnął gorąco, by ta druga ewentualność okazała się prawdziwą. Myśl, że właściciel kupy złomu, która niedawno była lśniącą perkusją, mógłby przygrywać kapeli ludowej lub zespole dziecięcym typu Arka Noego jakoś mu nie zaświtała. Postanowił, że jakby co, to będzie udawał wyznawcę szatana.

- Pięć tysięcy – odezwał się wreszcie perkusista. Jego głos nie zabrzmiał, jak się tego spodziewał nieszczęsny Victor, jakby wydobywał się z grobowca. Był to całkiem przyjemny, niski głos, ale całkowicie beznamiętny, jakby wyprany z uczuć. – Jutro! – dodał. Okręcił się na pięcie i odszedł wciąż dzierżąc osieroconą pałeczkę.

Victor, zaskoczony tym, że żyje, przez chwilę nie mógł uwierzyć własnemu szczęściu. Powoli uspokajał się i mógł w miarę realnie ocenić sytuację. Nie była różowa. Pałeczka nadal tkwiła w jego prawym otworze nosowym. Oddychając przez usta czuł smak spływającej z nosa krwi. Zebrał się w sobie i zaczął delikatnie wyciągać ciało obce. Poczuł przeszywający ból. Gdyby nie było tak ciemno na pewno zobaczyłby mroczki przed oczami. Już miał kolejny raz rozżalić się nad sobą, gdy wreszcie zrozumiał, że to nic mu nie da. Pociągnął jeszcze raz. Natężenie bólu osiągnęło pewien poziom i nie rosło. Pałeczka powoli wysuwała się, a Victor dokładnie czuł jak przegroda nosowa wraca na swoje miejsce. Szarpnął szybciej, by nie przedłużać tej męki i uwolniony od pałeczki zwymiotował.

Otarł usta, wysmarkał potężnego krwawego gluta i powoli wstał trzymając się drzewa. Zaczął iść w stronę ogniska. Przynajmniej tak mu się zdawało. Z każdym krokiem czuł, jak wracają mu siły. Dojdzie do ogniska, weźmie pochodnię i znajdzie drogę do cywilizacji... Zapalniczkę ma – sprawdził. Poda tę całą Brazę i jej powalone towarzystwo do sądu. Z torbami ich puści, gdy zażąda odszkodowania! Straty moralne oceni wysoko!

Myśl o zemście dodała mu sił. Już nie opierał się o drzewa. Szedł powoli z rękami wyciągniętymi przez siebie jak ślepiec. Był ślepcem w tych ciemnościach.

„Ale rusałki były niezłe...”

Wlokąc się powoli dostrzegł wśród drzew coś jasnego. Księżyc na chwilę wyłonił się zza chmur. „Czyżby? – nie dowierzał własnemu szczęściu – czyżby jedna z rusałek odłączyła się i schowała za krzakiem?” Przypomniał sobie książki Karola May’a i zaczął się skradać jak Indianin. Zaszedł ją od tyłu. Rozpierała go duma! Ma ją tylko dla siebie! Zdobył! Był pewien, że skrada się doskonale cicho, gdy nagle usłyszał jej głos.

- Cześć! Dasz mi kurtkę? Zimno mi trochę.

Zamurowało go na dobrą chwilę! Jak to? To one mówią? Jak ludzie? Są zwykłymi kobietami?

- Cześć – bełkotliwie wyjąkał przez nos, walcząc z nieposłusznym wciąż językiem, by wyartykułować coś zrozumiałego. – Proszę – podał jej swoją nieco podniszczoną kurtkę.

- Dzięki. Też znudziło ci się to bieganie po lesie?

- Taaak – odparł niepewnym głosem. – Victor de Rżyński – przedstawił się przytomniejąc nagle.

- Wusia – odwdzięczyła się tym samym. – Widzę, że masz dosyć! – krytycznym wzrokiem zmierzyła jego pokancerowaną twarz. – Nieźle się urządziłeś.

- Wpadłem na perkusję.

- Słyszałam. Gwoździk pewnie był wściekły, co?

- Chyba tak.

- Nooo!, wyobrażam sobie.

Na chwilkę zapadła cisza.

- Co teraz zrobisz?

- Nie mam pojęcia. Chyba pójdę za nimi – Victor postanowił nie zdradzać swoich prawdziwych planów nawet uroczej rusałce, która odarta z nimbu tajemniczości wcale nie straciła na urodzie. Mówiąc, skinął głową w kierunku domniemanej ucieczki jej koleżanek i zaraz tego pożałował. Nos odezwał się pulsującym bólem. Victor postanowił na razie nie wykonywać żadnych więcej gwałtownych ruchów głową.

- Nie radzę. Ale rób, co chcesz.

- A nie mogłabyś mi pokazać, z której strony jest zamek?

- Nie powinnam, ale niech ci będzie. I tak nędznie wyglądasz.Tylko nie mów, że to ja! – wskazała ręką kierunek.

- A ty co zrobisz?

- Poczekam. Przyjadą tu po mnie. Mam nadajnik (pokazała maleńkie urządzenie wiszące na łańcuszku owiniętym wokół kostki nogi). – Ale ciebie nie zabiorą. Nie licz na to.

- Kim jesteś? Pracujesz tu?

- Nie – zaśmiała się perliście. – Kumpele mnie namówiły. Anjamenka i Małgoś jeżdżą tu dwa razy w roku na wczasy fitness z atrakcjami. Namówiły mnie. Zabawa rzeczywiście przednia i efekty są, ale ja nie mam jeszcze takiej kondycji jak one. I w ogóle dzisiaj mam lenia.

Z dali dobiegł jakby dźwięk silnika.

- O, jadą już! Zmykaj lepiej – poradziła mu.

Victor uznał, że to dobra rada i ruszył we wskazanym kierunku, licząc, że natknie się na miejsce ogniska. Blade światło księżyca chwilami przedzierało się przez chmury, więc szło mu się znacznie lepiej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...