Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Komentarze do Brazowego Uroczyska


braza

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 44k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • braza

    10541

  • Agduś

    4690

  • DPS

    3621

  • wu

    2676

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

UROCZYSKO VELCOME TO cz. IV

 

 

 

Panie, siedzące pod wiatą, ledwie zauważyły, że ich koledzy oddalają się od ogniska w niezwykłym pośpiechu. Przed chwilą znudzone, zdegustowane wyraźnym odmóżdżeniem, któremu ulegli panowie, rozczochrane, lekko zmarznięte kuliły się przy dającym nieco ciepła żarze dogasającego ogniska czekając niecierpliwie na wozy. Teraz uległy cudownej metamorfozie pod wpływem pięknego widoku. Wprawdzie ratownicy byli w pełni ubrani, ale żadna z nich nie mogła zapomnieć widoku ich doskonałych, muskularnych, opalonych ciał. Pośpiesznie uporządkowawszy fryzury i garderobę, rozwijały właśnie cały arsenał kobiecych sztuczek: powłóczyste spojrzenia spod rzęs, uśmiechy Gioccondy, wystudiowane ruchy dłoni odgarniających niewidzialne kosmyki włosów . Bez względu na wiek, doświadczenie czy też stan cywilny były jednak tak onieśmielone, że żadna się nie odezwała. Adonisi również milczeli. Stanęli ramię w ramię i szepcząc coś taksowali wzrokiem klientki Uroczyska. Jedynie Kasia zachowała resztki zdrowego rozsądku, co nie umknęło uwagi zjawiskowych panów. Jako najstarsza w tym gronie realnie oceniała swoje szanse. Zamiast więc wdzięczyć się i trzepotać rzęsami, spoglądała krytycznym wzrokiem na koleżanki, które najwyraźniej poszły w ślady tak pogardzanych jeszcze przed chwilą kolegów. Tylko ona, starając się z zawodowego przyzwyczajenia obliczyć ile pań będzie walczyło o względy każdego Apolla, zauważyła nieobecność Violetty i zaniepokojona zaczęła się rozglądać, próbując przebić wzrokiem ciemność.

Tymczasem obiekty uwielbienia wcale nie stały tylko po to, by dać się podziwiać. Ich szepty panie zinterpretowały, oczywiście, jako wymianę uwag na temat kobiecych wdzięków, więc włożyły jeszcze więcej energii w swoje działania. Jakże by się zdziwiły, gdyby usłyszały ich rozmowy!

- Są 23 baby, gdzie się podziała jedna? Niech się któryś dyskretnie ruszy i poszuka!

- Cholera! może ją stratowali?!

- Spoko, ta jedna pognała za rusałkami – Faun mi powiedział przed chwilą.

- Kurde! Klotylda nie meldowała, że jedna woli rusałki! Zawaliła wywiad!

- Spoko, jakoś sobie z nią poradzą. Faun pognał za nimi.

- To jeden z nas będzie miał mniej roboty.

- Eeee tam! Lepiej popatrz na tę starą. Z nią nie będzie lekko!

- Może też jest inna?

- Nie, inna nie jest, po prostu zakompleksiona. To ta, która całe popołudnie siedziała w bibliotece. Ledwie ją Adelajda namówiła na basen.

- Z takimi najtrudniej.

- Biorę ją na siebie, ale za to będę miał o jedną mniej.

- OK

- To do dzieła!

Cudowne istoty postąpiły pół kroku naprzód. Na rachitycznych ławeczkach zapanował nagle ruch – każda z pań usiłowała tak się przesunąć, żeby to właśnie koło niej zrobiło się miejsce. Te, które usiadły na pieńkach i jednoosobowych zydelkach, nerwowo zastanawiały się, w która stronę przesunąć, by znaleźć się w pobliżu obiektu uwielbienia. Ławeczki nie mogły tego wytrzymać. Pierwsza rozłożyła się na czynniki pierwsze dosyć szybko, kolejne poszły w ślad za nią. Kobiety podrywały się szybko z ziemi starając się wyglądać na rozbawione sytuacją. Doskonały instynkt podpowiadał im, że okazywanie braku poczucia humoru nie zwiększy ich szans w trudnej rywalizacji. Jak to się stało, że już po chwili każdy z mężczyzn stał w otoczeniu czterech pań, żadna z nich nie zauważyła. Nie było przepychanek, wybierania (może dlatego, że byli do siebie tak podobni), odliczania... Jakoś samo się tak stało. Tylko jedna grupka była mniej liczna. Kaśka, zamiast wtulić się w obiekt marzeń z okrzykiem „Tak mi zimno!”, chwyciła „swojego” ratownika za rękaw kurtki i zaczęła domagać się wszczęcia natychmiastowych poszukiwać Violetty.

- Spokojnie, nie martw się o koleżankę, moja śliczna – odpowiedział zmysłowym głosem, patrząc jej głęboko w oczy – właśnie wraca do zamku z naszym kolegą. Spotkaliśmy ją idąc, gdy usiłowała zbierać patyki na ognisko. Powiedziała, że woli wracać piechotą z nim, niż czekać tu na wóz.

- To na pewno była ona? Skąd pan... skąd wiesz?

- A któżby to mógł być? Przecież widziałem ją na basenie. A swoją drogą ciekawe, że tylko TY zauważyłaś nieobecność koleżanki... Jesteś... niezwykła – dodał namiętnym szeptem, zbliżając usta do jej ucha.

Kaśkę, wbrew jej chęciom, ogarnęło jakieś niezwykłe drżenie. Za to Ewelina i Bożena, uwieszone u ramion obiektu westchnień, poczuły się lekko zaniepokojone. W pierwszej chwili każda z nich czuła, że wygrała los na loterii. No, może pół losu. Nie dość, że miały tego cudownego faceta we trójkę, to jeszcze jedną z rywalek była stara (pewnie ma ze czterdzieści lat!), nieśmiała i jakby nieobecna myślami Kaśka z księgowości, z którą tylko o książkach i nudnych filmach można było porozmawiać. Tymczasem Bóg piękności najwyraźniej właśnie na Kaśkę zwrócił uwagę i coś jej szepcze namiętnie do ucha!

Zza zasłony ciemności wyłoniły się te przepiękne, kare konie ciągnące wóz.

- Drogie panie – przemówił miękkim, zmysłowym głosem jeden z ideałów męskiego piękna – Panowie oddalili się za naszymi koleżankami w głąb lasu na piechotę, ale wam proponujemy wygodniejszą podróż wozem. Zapraszamy – wykonał szeroki gest dłonią, co nie było łatwe, zważywszy, że u każdego ramienia wisiały mu dwie kobiety.

Wsiadanie trwało dosyć długo, gdyż żadna z pań nie chciała ani na moment puścić zdobytego z trudem kawałka swojego obiektu adoracji. Jednak, głółwnie dzięki dyskretnej pomocy panów, którzy wykazali się niebywałą siłą fizyczną, delikatnością i zmysłem organizacyjnym, wreszcie się to udało.

- Czy wracamy prosto do zamku, czy życzą sobie panie odbyć przejażdżkę do starej wieży? – zapytał woźnica. – Księżyc właśnie zaczyna wyglądać zza chmur. Może być pięknie – kusił.

Niepotrzebnie – żadna z obecnych nie miała zamiaru skracać czasu przebywania pod czułą opieką swego Adonisa. Chichotały, wiercąc się na ławach i wtulając w rozkosznie umięśnione męskie ramiona pod pretekstem konieczności ogrzania się w nich. Wsuwały zziębnięte dłonie pod ich kurtki, obejmowały cudownie twarde męskie ciała, wyczuwając pod palcami silne mięśnie. Głęboko wciągały powietrze wdychając zachwycający zapach niewątpliwie bardzo drogiej wody toaletowej zmieszany z delikatną wonią samców, którzy odbyli szybki spacer przez las.

Pomysł woźnicy został przyjęty przez aklamację. Nawet Kaśka, zaintrygowana sytuacją, nie protestowała. Siedziała blisko swego „przydziałowego” ratownika objęta jego prawym ramieniem i słuchała czułych słów inteligentnie przeplatanych cytatami z literatury. Jak on to zrobił, że Ewelina, która na sekundę nie puściła jego rękawa, znalazła się obok Bożenki, międląc rękaw jej płaszczyka? Jedynie poszkodowana zastanawiała się nad tym, przeżywając gorycz porażki.

Zasłuchana w piękne słowa amanta Kaśka powoli zapominała o swych przemyśleniach, którym oddawała się jeszcze przed chwilą, Już jej nie interesowało, jak to się stało, że nie tylko wolne siksy, ale i stateczne szczęśliwe mężatki zachowywały się, jakby ktoś wyczyścił ich pamięć ze wspomnień dotyczących wspaniałych chłopaków, kochających mężów, ślicznych dzieciaczków, domków na przedmieściach z labradorami na wycieraczce.

W powietrzu świsnął bat i konie ruszyły gwałtownie. Zachowywały się zupełnie inaczej niż wtedy, gdy wiozły ich na ognisko. Zrównoważone, posłuszne najdelikatniejszym drgnieniom lejców, teraz stały się nagle ognistymi rumakami. Chrapały niespokojnie, potrząsały głowami i długimi grzywami, rwały naprzód z widocznym trudem utrzymywane w ryzach. Szły pięknym zebranym kłusem, wysoko wyrzucając nogi. W słabym świetle księżyca było widać ich imponujące białe szczotki na pęcinach, lśniące grzbiety i wygięte w pałąk szyje. Woźnica prawie wisiał na lejcach.

Zachowanie koni nie wzbudziło niepokoju pięknych pań. Nie zauważyłyby niczego nawet, gdyby konie nagle oderwały się od ziemi i pociągnęły wóz nad koronami drzew. Jedyne myśli, jakie miały w tym momencie dostęp do ich głów dotyczyły cudnych młodzieńców i sposobów zdobycia ich względów.

Ewelina szybko wpadła na pomysł, jak przekuć swoją pierwszą porażkę w sukces i władowała się bez skrupułów na kolana uwielbianego mężczyzny. Bożenkę zatchnęło ze złości, ale, oczywiście, nie dała tego po sobie poznać. Mózg Eweliny pracował jak najdoskonalszy superkomputer w agencji kosmicznej, przetwarzając dane i tworząc symulacje przebiegu oraz efektów różnych działań, które mogłaby podjąć. Uwzględniając, że przy tym ani na moment nie przerywała błyskotliwej konwersacji mającej na celu pogrążenie rywalki, można było tylko podziwiać moc obliczeniową jej zwojów mózgowych. Ewelina była naturalną blondynką, więc jej działania zadawały kłam obiegowym opiniom na temat inteligencji pań obdarzonych tym pięknym kolorem włosów.

Konie rwały teraz wyciągniętym kłusem. Gdyby którakolwiek z kobiet mogła teraz oderwać wzrok od cudnej męskiej twarzy, z pewnością zauważyłaby piękno harmonijnego ruchu tych zwierząt. Coraz szybciej jadące wozy podskakiwały na wybojach. Dzięki temu można było się jeszcze mocniej wczepić, wkleić, wpasować, prawie wrosnąć w męskich opiekunów, co panie skwapliwie wykorzystywały. Panowie wykazywali się nadzwyczajnymi przymiotami ducha i ciała. W tych niesprzyjających warunkach, skrępowani niezliczoną ilością kobiecych (wcale nie tak słabych) kończyn, byli opiekuńczy, szarmanccy i prowadzili z czterema jednocześnie wielbicielkami błyskotliwe konwersacje tak, by żadna nie czuła się niedopieszczona.

Ewelina natomiast wpadła na iście szatański plan. Najpierw zsunęła się z kolan swojej zdobyczy, tłumacząc, że pewnie mu teraz niewygodnie. Oczywiście, kokieteryjnie wspomniała coś o swoim zbyt wielkim ciężarze (doskonale wiedziała, że jest idealnie szczupła – inaczej nie odważyłaby się na takie słowa), prowokując komplement na temat swojej sylwetki. Zsunęła się tak sprytnie, że wylądowała między Bożenką a... No właśnie! Jak on ma na imię? Od początku zwracał się do nich po imieniu, więc nie przedstawiali się sobie.

- Nie dosłyszałam twojego imienia – szepnęła mu na ucho.

- Bazyli – odparł głośno.

„Bazyli???!!!” Cóż to za imię? – zastanawiała się przez moment. - Chyba rodzice go nie kochali! – skonstatowała. – Nieważne! Jest cudny nawet jako Bazyli!

Teraz, siedząc pomiędzy nim a Bożenką, powoli odsuwała biodra jak najdalej, spychając koleżankę i jednocześnie kładąc się niemal na jego kolanach. Zanim Bożenka oburzona postępowaniem Eweliny i zaskoczona dziwnym imieniem cudu zorientowała się, co jej grozi, na kolejnym wyboju spadła z wozu na ziemię. Ewelina, przewidując donośny krzyk zepchniętej, wybuchnęła nagle perlistym śmiechem, który zaskoczył Bazylego, zajętego konwersacją z Kaśką.

Poczynania Eweliny pilnie śledziła Klaudia, siedząca naprzeciwko niej. Ponieważ znajdowała się w identycznej sytuacji – pomiędzy swym wybrańcem a Olgą – postanowiła powtórzyć ten doskonały manewr. Już po chwili radosny śmiech Klaudii zagłuszył krótki krzyk Olgi.

„Pewnie straciła przytomność. Chyba uderzyła o krawędź wozu spadając.” – zauważyła Klaudia. Jakoś to spostrzeżenie nie wywarło na niej większego wrażenia.

Nagle konie, być może spłoszone urywanym krzykiem Olgi, poderwały się do szaleńczego galopu. Droga nawet w dzień nie nadawała się do takich wyczynów, teraz, nocą tylko chwilami oświetlana przez księżyc, tym bardziej!

Konie gnały na oślep. Zadarły głowy do góry, z ich półotwartych pysków na drogę kapały płaty piany, rozszerzone chrapy połyskiwały wewnątrz krwistą czerwienią, w oczach widać było szaleństwo. Spod kopyt sypały się iskry, gdy podkowa trafiała na kamień. Woźnica nie ustawał w wysiłkach, by zatrzymać rozpędzone bestie z piekła rodem. Wstał i zawisł całym ciężarem ciała na lejcach. Nagle, jakby tknięty przeczuciem, wiedząc, że nie uda mu się ich zatrzymać, wybrał stosowny moment, gdy obok drogi nie było drzew tylko krzaki i rzucił się w nie zeskakując z wozu. Zostawił roznamiętnione towarzystwo na pastwę losu i szatańskich rumaków. Wylazł z krzaków trochę sponiewierany, otrzepał się i przez chwilę spoglądał w stronę oddalającego się wozu. Tętent kopyt, chrapanie koni, skrzypienie drewnianego wozu i dudnienie kół cichły szybko w oddali. Rozejrzał się, wyjął zza pazuchy krótkofalówkę i powiedział do niej:

- U mnie wszystko zgodnie z planem. Odszukajcie tę lesbę na bagnach zanim ją koledzy zobaczą, bo może narobić kłopotów. Wracam

Podszedł do wysokiego krzaka o charakterystycznym butelkowatym kształcie i wyjął zza niego motorower.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odzyskałam wolność, więc mogłam się pobawić w pisanie...

Kurde, jak bym sie nie przymierzała do tego, to te baby z biura jakieś mało sympatyczne mi wychodzą...

 

Nie przejmuj się, baby z biura tak mają :wink: Obsługa Uroczyska ma być miła i sympatyczna, klienci nie musza :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odzyskałam wolność, więc mogłam się pobawić w pisanie...

Kurde, jak bym sie nie przymierzała do tego, to te baby z biura jakieś mało sympatyczne mi wychodzą...

 

Nie przejmuj się, baby z biura tak mają :wink: Obsługa Uroczyska ma być miła i sympatyczna, klienci nie musza :wink:

 

 

nuuuuuuu Braza toś se umoczyła :evil:

dzień dobry

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czytałam, czytałam ... tyle że Ty Wuśka obsługa Uroczyska jesteś, grzecznie przypominam, to co się bzdyczysz :wink: :D

 

Księżniczka czuje się świetnie, a to najważniejsze! Pojechałam skontrolowac, bo ta pogoda .... ale jest okey, wygląda na to, że jej wcale nie przeszkadza :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...