Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Komentarze do Brazowego Uroczyska


braza

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 44k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • braza

    10541

  • Agduś

    4690

  • DPS

    3621

  • wu

    2676

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

UROCZYSKO VELCOME TO cz. XVI

 

Peleton rozochoconych panów coraz bardziej się rozciągał. Obserwując ich można było zauważyć kilka metod prowadzenia pogoni. Pędzenie na oślep, byle szybciej, nie zważając na straty okazało się krótkowzroczną strategią – po kilku zderzeniach z pniami drzew chwilowi liderzy zaczynali zostawać z tyłu. Poza tym ich oblicza znacznie straciły na atrakcyjności, co mogło zaowocować niepowodzeniem nawet w razie złapania rusałki. Zbytnią ostrożność, polegającą na powolnym poruszaniu się z wyciągniętymi do przodu rękami zastosowało początkowo kilku panów, ale widząc, że zostali zdecydowanie w tyle, zaczęli przyspieszać. Pojawiło się też kilka pośpiesznie zawiązanych koalicji, których członkowie pomagali sobie nawzajem, ostrzegając się o przeszkodach i... wstyd przyznać... eliminując wspólnie przeciwników poprzez, w najłagodniejszej formie, podkładanie nóg, wpychanie na drzewa, czy nawet pozbawianie obuwia! Koalicje jednak szybko upadały, bowiem ich członkowie przy pierwszej okazji bez skrupułów eliminowali dotychczasowych sprzmierzeńców. Niektórzy nie mieli okazji popisania się jakimkolwiek pomysłem. Bieg za rusałkami bezlitośnie obnażył ich braki kondycyjne. Świat ujrzał najpierw wszystkie dotychczas starannie wciągane brzuszyska, gdy ich właściciele nie mieli już siły na dalsze ukrywanie swych sekretów. Biegli nadal postękując coraz głośniej, a wielkie walizy bezwstydnie wypychały sportowe kurtki nieprzystosowane do takich kształtów swych właścicieli. Wśród tych turlających się z sapaniem godnym lokomotyw plątał się całkiem zgrabnie wyglądający pan na oko w wieku około 35 lat. Spoglądali na niego nie bez satysfakcji zdziwieni, że ktoś o całkiem przyzwoitej sylwetce pozostał daleko w tyle wraz z nimi. W dodatku wyglądał najgorzej z nich – blady, z twarzą zlaną zimnym potem sprawiał wrażenie człowieka, który zaraz zemdleje. Wreszcie zatrzymał się przy jakimś drzewie, poczekał aż wszyscy go wyprzedzą, rozpiął kurtkę, polar i koszulę i... usłyszał niesamowity chichot. Rozejrzał się nerwowo, zasłaniając tors połami kurtki. Z ciemności wyszła sympatycznie wyglądająca, choć nieco blada i zielonkawa, postać chichocząc bez przerwy.

- Kkk..kk...kim jesteś? – wyjąkał, wciąż kurczowo ściskając poły ubrania.

- Verunia. Nimfa – przedstawiła się, wyciągając rękę i chichocząc. Zmieszany podał jej dłoń, przedstawiając się:

- Bartłomiej. Urzędnik.

- Co ty masz na sobie – obcesowo wskazała jego brzuch.

- Kkkkkkurtkę...

- POD kurtką – zanosiła się śmiechem.

- Pppolar...

- POD polarem! I nie mów mi, że koszulę!

- Noooo, bo mam koszulę.

- Pokaż! – niespodziewanie chwyciła za porozpinane odzienie i zaglądnęła pod spód.

Widok, który ujrzała, rozbawił ją tak, że przez dłuższą chwilę nie mogła zaczerpnąć oddechu. Bartłomiej, wiedząc, już, że jego największy sekret nie tyko został odkryty, ale i brutalnie wyśmiany, zrobił to, co miał zamiar zrobić wcześniej – zdjął z siebie całe odzienie i ukazał światu... gorset! Świat, poza nimfą, był mało zainteresowany tym widokiem. Gorączkowo rozsznurowywał narzędzie tortur, które przed chwilą doprowadziło go na skraj omdlenia. W pierwszej chwili miał zamiar zakopać go w ściółce, ale uznał, że to niepotrzebna strata czasu. Ubrał się i zostawiwszy zataczającą się ze śmiechu nimfę ruszył przed siebie. Przez moment przemknęła mu myśl, by zapomnieć o uciekających rusałkach i zająć się nimfą, ale jeden rzut oka na zwijająca się ze śmiechu nad jego gorsetem piękność przekonał go, że ma większe szanse na dogonienie którejś tancerki niż na uwiedzenie radosnej Veruni.

Już po chwili mijał pierwszego zdumionego kaszalota, który był pewien, że zostawił za sobą choć tego jednego konkurenta. Przyspieszył i donośne sapanie poinformowało go, że drugiego przeciwnika ma już też za sobą. Trzeci stał wsparty o drzewo wydobywając z siebie już nie sapanie, ale rzężenie konającego w ciężkich boleściach słonia.

Przez moment wydawało mu się, ze widzi coś dziwnego – zza krzaków po prawej stronie wyskoczyła kobieta. Z pewnością nie rusałka, ponieważ była kompletnie ubrana. Jej twarz wydała mu się znajoma, ale nie zdążył sobie przypomnieć, skąd ją zna, gdy kobieta stęknęła głucho wpadając w objęcia fauna. Najwyraźniej nie miała ochoty na tak bliski kontakt z dziwną istotą, ponieważ zaczęła się wyrywać piszcząc i drapiąc go po twarzy. Przez ułamek sekundy w mózgu Bartłomieja pojawił się cień myśli, że powinien pomóc znanej sobie kobiecie uwolnić się z włochatych ramion fauna, ale jednak w dalszym ciągu inny organ miał prymat nad mózgiem i to on zadecydował, że Bartłomiej ruszył ciężkim kłusem w stronę, z której dobiegały odgłosy pogoni.

Rusałki stosowały chyba jakieś czary. Każdy z goniących, bez względu na zajmowaną pozycję, co jakiś czas widział przed sobą ponętne ciało, które było tuż, tuż – na wyciągniecie ręki. Zarówno dychawiczni palacze o twarzach koloru popiołu, którzy pędzili sapiąc jak Darth Vader w przedostatnich scenach Powrotu Jedi i wyciskając ostatnie możliwości ze swych zaklajstrowanych smołą płuc, jak i atletyczni bywalcy siłowni o nadmuchanych mięśniach z waty, zataczający się tuż przed nimi oraz poruszający się sprężystymi susami wielbiciele joggingu i innych form prawdziwego ruchu – wszyscy mieli wrażenie, że zaraz, za moment, za dwa kroki, chwycą w ramiona obiekt uwielbienia. Co stanie się później? Nad tym żaden nie był w stanie się zastanowić.

Rusałki z podziwu godną kondycją przebiegały z końca peletonu na początek i z powrotem, by żaden z panów nie stracił zapału do gonitwy. Zwalniały, widząc wątpiących i mknęły jak łanie, tuż przed najbardziej wysportowanymi, nie dając się żadnemu choćby dotknąć.

Panowie dosyć szybko stracili kontakt ze sobą. Wcale zresztą go nie pragnęli, więc, gdy przekonywali się, że złociste ciało obiektu uwielbienia jest wciąż przed nimi, a wokół nie ma żadnego rywala, czuli się już prawie zwycięzcami tego dziwnego maratonu. Zapatrzeni w migające w oddali, pojawiające się w świetle księżyca, który coraz częściej oświetlał las na moment, i niknące w ciemności nagie rusałki nie zauważali, że ziemia pod ich nogami staje się coraz bardziej mokra i grząska. Drzewa rosły coraz rzadziej, więc, mimo rosnącego zmęczenia, pogoń nabrała tempa. Rusałki skakały teraz wdzięcznie z jednej suchej kępy na drugą. Widać było, że mają w tym dużą wprawę. Natomiast panowie zaczęli zapadać się w błoto. Przed sobą zobaczyli ścianę gęstych wysokich traw. Nie zawahali się ani przez chwilę. Choć rusałki zniknęły w trzcinach, przedzierali się dalej, nie zważając na ostre trawska tnące im twarze i dłonie niczym noże.

Rusałki tymczasem zawróciły, bo doprowadzić maruderów we właściwe miejsce. Gdy już ostatni zanurzyli się w trzcinach, uśmiechnięte i rozgrzane biegiem zebrały się, podeszły do jednego z wykrotów i wydobyły spod niego niewielkie torby koloru khaki. Chichotały radośnie wspominając dzisiejszą zabawę, szeptem obliczały ilość spalonych dzięki niej kalorii wyjmując z toreb ubrania i krótkofalówki.

Panowie wytrwale, choć coraz wolniej, parli naprzód, wciąż licząc na dopadnięcie cudnego zjawiska. Dawno nie widzieli złocistych zgrabnych ciał, ale wierzyli, że są tuż przed nimi. Trzciny szeleściły cicho na wietrze, poruszone bagno bulgotało, od czasu do czasu odzywał się spłoszony ptak, zarechotała żaba... Słyszeli obok siebie, za sobą, z przodu kroki rywali, czasem ich sapanie, urywane okrzyki, gdy któryś zapadał się głębiej w wodę i błoto. Rusałek nie było. Gdy wiara w sukces zaczynała słabnąć, poczuli nagle dotknięcia przeraźliwie zimnych wilgotnych dłoni. Rozległy się pojedyncze, krótkie okrzyki strachu. Opuściwszy wzrok dostrzegali wśród traw blade twarze pięknych młodych kobiet. Wszystkie były dziwnie smutne. Miały długie, proste włosy przylegające gładko do czaszek i opadające po obu stronach twarzy, wielkie wodniścieniebieskie oczy, lekko zielonkawą cerę i smutne uśmiechy na wąskich, prawie białych wargach. Ich odzież wyglądała równie smętnie – mokra, oblepiająca wychudzone blade ciała, szara od błota.

Zaskoczeni nie wiedzieli, jak zareagować. Tajemnicze nieznajome były strasznie nachalne! Obłapiały ich swymi zimnymi dłońmi, sięgały pod ubrania. Ich wilgotny dotyk na nagiej skórze wcale nie był przyjemny, chociaż topielice pozwalały sobie na wiele, bezwstydnie wtykając ręce tu i ówdzie. Niektórzy w pierwszej chwili odczuli jakąś perwersyjną przyjemność płynącą z bliskiego obcowania z dziwnymi istotami, inni od pierwszej chwili bali się panicznie.

Bartłomiej starał się uwolnić z mokrych objęć. Wił się jak nadepnięta żmija, ale co wyciągnął dziwnie długą i giętką kończynę topielicy z jednego rękawa i zaczynał walczyć z drugą, to pierwsza już poradziwszy sobie z paskiem u spodni wsuwała się... zupełnie gdzie indziej! Miotał się w rosnącej panice. To już nie były dłonie, lecz węże – długie, zimne i nieskończenie giętkie. Czuł, jak owijają go tysiące gadzin, wdzierają się wszędzie, wiją się pod ubraniem, wciągają coraz głębiej w wodę...

Victor zbliżał się do suchego lądu. Wprawdzie po pierwszym kroku wpadł w bagno, ale z nadludzkim wysiłkiem wciągnął się na kolejną kępę trawy, zobaczył następną i jeszcze jedną... Już widział pierwsze drzewa rosnące w podmokłym lesie. Doczołgał się do leżącego w wodzie pnia, stanął na nim, zamierzając dojść po tej kładce do suchego miejsca. Nie przewidział jednego – pień, który od dawna leżał w tym miejscu, zdążył już obrosnąć glonami, wątrobowcami i mchem. Był więc śliski. Victor nie zdążył zrobić trzech kroków, gdy nogi ześlizgnęły mu się po mchu. W dodatku tak nieszczęśliwie, że z impetem usiadł okrakiem na pniaku. Gdy po dłuższej chwili odzyskał oddech, świadomość i szczątkową zdolność formułowania myśli, stwierdził coś, co najbardziej zaskoczyło jego samego: „q..., należało mi się!” I to był przełom!

Minęło jeszcze trochę czasu, nim do odzyskanych wcześniej zdolności dołączyła zdolność wykonywania skoordynowanych ruchów. Nim to nastąpiło, usłyszał dobiegające od strony bagna męskie glosy. Zaskoczyło go to, że wyrażały tak skrajnie różne uczucia – od rozkoszy, poprzez strach, obrzydzenie, po paniczny strach. Cokolwiek by się tam nie działo, jego pracowników nie czekało na bagnach nic dobrego. Nawet, jeżeli niektórzy zdołali dopaść rusałki, o czym świadczyłyby niektóre dźwięki, to inni już wiedzą, że są w niebezpieczeństwie. Spojrzał przed siebie – jeszcze pięć metrów i będzie w lesie. Bezpieczny. No, w każdym bądź razie nie będzie groziło mu natychmiastowe utonięcie w bagnie. Ale tam są ludzie! Jego ludzie, których on wplątał w to bagno (dosłownie i w przenośni). Poczuł brzemię odpowiedzialności i ugiął się pod nim. Szybko jednak zauważył, że to tylko konar, który przesunął się, gdy siadając na pniu przeważył go. Odrzucił martwą gałąź, wciągnął powietrze do płuc i znów poczuł się odważny.

„Zrobię to, co zrobić powinien mężczyzna” – pomyślał patetycznie i szybko odsunął od siebie mniej przyjemna myśl, czy aby jeszcze jest mężczyzną. Odwrócił się i ruszył, w lekkim rozkroku, z powrotem. Na ratunek KOLEGOM.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dzień dobry... :)

 

się przyszłam przywitać.... i powiedzieć, że ja prawko zdałam dopiero za trzecim razem - a po egzaminie mój egzaminator powiedział, że on nie ma pojęcia dlaczego oblałam pierwsze dwa razy - tak super było. A ja po prostu miałam takiego pietra, że po kilku godzinach czekania - opadłam z sił i było wsio jedno :) i chyba to pomogło... :o

 

 

fajnie, że Victor taki męski się okazał....

 

 

a gorsetu się nie spodziewałam... :lol: :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nooo ... niezupełnie...jak jeździsz konno to żeby nie wiem co, tylu idiotów naraz na swojej drodze nie spotkasz!

 

:lol: :lol: :lol: :lol: :lol: :lol: Ale sie poplulam przez Ciebie. :lol: :lol: :lol: :lol:

 

Ło matko ... prosze: :D :wink:

http://www.costa.pl/pl/opakowania/tork/opakowania/tork/cosmetics.jpeg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...