Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Komentarze do Brazowego Uroczyska


braza

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 44k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • braza

    10541

  • Agduś

    4690

  • DPS

    3621

  • wu

    2676

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Nie zagłosuję na Redakcję, wnerwiłam się :evil: Nawet zwykłe kliknięcie na emotikonka w czasie pisania posta natychmiast wyzwala reakcję w tym cholernym Pedigree i pojawia mi się to g...o na poście. Nie mogę pisac dalej, dopóki nie kliknę na krzyżyk!!! Wkurza mnie to i mam w nosie miejsce, jakie strona Muratora zajmie w tym konkursie, może być nawet ostatnie :evil: :evil:
też o tym pomyślałam :-?

W zeszłym roku tak jakoś sprawnie poszło, ale tym razem to cienko to widzę :roll:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie Pedigree nie lata, ale czasami cóś latało. Na redakcję nie zagłosuję, bo mnie tu dużo rzeczy wnerwia. Dzisiaj pracowicie usuwałam posty z poczty. POjedynczo, bo funkcja zaznacz - usuń nbie działa. A pocztę miałam zapchaną prawie w 100 %!

A w dodatku rok temu inż. św Mikołaj obiecał mi niespodziankę. I co? I dżówno! Niespodzianki nie dostałam, chociaż adres podałam!

 

Zrobienie tej szopki to naprawdę nic trudnego. Gdybym miała piec to bym mogła produkować. Jedną robiłam ja z Małgo, drugą Magda z niewielką pomocą Andrzeja. Małgo kleiła kuleczki i "marcheweczki", robiła placki i placuszki. Ja wyrównywalam to i owo i doklejałam (Małgo smarowała klajstrem wskazane miejsca). Ot i cała filozofia, chociaż efekt wygląda ciekawie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

VELCOME TO UROCZYSKO cz. XVII

 

Łatwiej było postanowić niż wykonać. Z racji osobliwego sposobu poruszania się w wymuszonym rozkroku, ciężko mu było trafiać nogami na widoczne w świetle księżyca kępy trawy. Najwyraźniej jednak osiągnął już niejaką wprawę, bo tyko dwa razy zapadł się po pas, zanim dotarł do gęstwy trzcin, z których wydobywały się niepokojące odgłosy. Zatrzymał się na moment, obejrzał w stronę widocznego w oddali lasu, westchnął i ruszył naprzód rozgarniając trawy. Przedzierał się w stronę najbliższych dźwięków. Początkowo spodziewał się, że przeszkodzi któremuś jurnemu pracownikowi biura w konsumowaniu zasłużonej nagrody za szaleńczy bieg przez las. Im bliżej był jednak, tym dziwniejsze dźwięki dobiegały jego uszu. Teraz brzmiało to tak, jakby człowiek walczył z kimś lub czymś, kotłując się w wodzie. Od czasu do czasu pojękiwał – z bólu, czy z rozkoszy? Victor to zwalniał, bojąc się, że zastanie sytuację krępującą dla obu stron, to przyspieszał, czując, że kolegę trzeba ratować. Wreszcie znalazł się tuż obok szeleszczących trzcin. Nie miał już wątpliwości, że za nimi rozgrywa się walka na śmierć i życie. Rzucił się jak pantera i złapał rękę wystającą z bagna. Poczuł, jak czyjeś palce zaciskają się kurczowo na jego dłoni. Ciągnął z całych sił, szukając oparcia w ruchomych kępach traw, ciągnął, jakby od tego zależało jego życie. Nagle dłoń, którą trzymał, zwiotczała. Nieszczęśnik poddał się, zapewne stracił przytomność lub nawet już nie żył. Victor szarpał nadal jak oszalały, chyba coś krzyczał, łzy rozpaczy płynęły mu po twarzy. Bezwładna śliska dłoń topielca wymykała się z jego dłoni, nie mógł jej utrzymać. Jeszcze tylko w przebłysku geniuszu sprawdził, czy nie znajdzie czegoś, po czym można by rozpoznać tożsamość denata – jakiegoś zegarka, obrączki, sygnetu... Niczego takiego nie znalazł. Patrzył, jak palce zanurzają się w topieli. Koniec. Nie udało mu się.

Tym razem jednak nie załamał się. Poczuł wściekłość i niezwykły przypływ energii. Rzucił się na oślep przed siebie. Nie bacząc na trawy siekające jego wypielęgnowane oblicze gnał wgłąb bagien. Prawie nadepnął na dwóch siedzących na dużej suchej kępie mężczyzn. Przez moment gapili się na siebie w milczeniu. Victor poczuł ulgę widząc, że są w niezłej kondycji. Już miał zamiar paść im w ramiona, kiedy ze zdumieniem rozpoznał wyraz ich twarzy. Wpatrywali się w niego z taką nienawiścią, że zrobiło mu się od niej gorąco. Nie musieli niczego mówić. Wiedział przecież, że to wszystko jego wina! Wstali jednocześnie i wyciągnęli ręce stronę szefa. „Utopią mnie” – przemknęło mu przez myśl. I chyba miał rację, ale nie zdążył się o tym przekonać. Ze środka tej jakby małej wysepki wypełzł nagle wielki syczący kłąb. Szybko rozdzielił się na niezliczoną ilość wściekłych jadowitych gadzin, które zaatakowały z furią intruzów. Tamci dwaj byli bliżej. Victor uskoczył do tyłu, siadając z pluskiem na tyłku. Z przerażeniem oglądał, jak jego niedoszli zabójcy usiłują wydobywać węże, które powłaziły im do nogawek, rękawów i za kołnierze. Przeraźliwe krzyki świadczyły o tym, że zębiska gadzin wbiły się wielokrotnie w ich ciała. Teraz wili się w konwulsjach tocząc pianę z ust. Victor nie czekał dłużej, aż gady porzuca martwe ofiary i popełzną w jego kierunku. Biegł, widząc wciąż wybałuszone oczy pogryzionych.

Nagle stanął jak wmurowany wpatrując się w dziwną scenę. W bladej poświacie księżyca ujrzał swego zastępcę, który z dziwnym wyrazem twarzy wyciągał ręce do jakiegoś okropnego wymoczkowatego stworzenia płci żeńskiej. Stworzenie owo przywołało na swe bladozielone oblicze jakiś uśmiech, który zapewne miał być powabny. Vice najwyraźniej uważał, że tak jest, bo na jego twarzy rozlał się tępy zachwyt. Topielica wyciągała długie ramiona. Zbyt długie, jak na istotę ludzką. Chwyciła wreszcie mężczyznę za ręce i zaczęła ciągnąć. Początkowo chętnie się temu poddawał z niezmiennie mało inteligentną miną, ale w tym momencie jej twarz zmieniła się. Wypełzł na nią triumfalny, złośliwy uśmiech, oczy zabłysły okrucieństwem. Vice poczuł wreszcie, że jest wciągany w bagno. W tym samym momencie zrozumiał to Victor i rzucił się z odsieczą, by wyrwać kolegę z ramion bestii. Zawahała się przez moment, ale puściła niedoszłą ofiarę i uciekła. Victor chwycił tonącego i zaczął go wyciągać z błota. Nie było to łatwe, ale tym razem powiodło się. Ze wszystkich stron dobiegały szelesty i bulgotanie. Nie było szans, by zdążyć ich wszystkich uratować! Victor, pamiętając, że vice początkowo sam wyciągał ramiona do topielicy, krzyknął, by ostrzec innych.

- To topielice! Uciekajcie od nich!!!

Odezwało się kilka innych głosów. Okrzyki panicznego strachu i obrzydzenia mieszały się ze sobą. Victor ruszył w stronę najbliższego. Zobaczył, że analityk tkwi w błocie już prawie po szyję. Topielica nie musiała już nic więcej robić, bo bagno samo go wciągało głębiej, więc wyciągnęła ramiona w stronę Victora. Był zdumiony, gdy poczuł, jak silne są te sine długie witki! Objęły go i owinęły, jakby mogły się wydłużać. Topielica wypróbowała kilka powabnych min i uśmiechów, ale, widząc, że Victor nie da jej się uwieść, przystąpiła od razu do rzeczy. Choć wyrywał się ze wszystkich sił, ona była od niego silniejsza. Tkwił w błocie po pas, ale nie poddawał się. Zapomniał, że rzucając się i miotając tylko ułatwia jej zadanie i szybciej pogrąża się w topieli. Krzyczał cały czas. Nagle poczuł, że zimne ramiona puszczają go. Teraz osuwał się powoli coraz głębiej. Analitykowi nad wodę wystawała już tylko część twarzy, ale wciąż jeszcze mógł oddychać. „Już niedługo” – pomyślał Victor pesymistycznie.

Nagle usłyszeli dziwne człapanie. Nie spodziewali się już niczego dobrego, więc zamarli w bezruchu. Wokół zapanowała cisza, jakby wszyscy nagle przestali walczyć. Potonęli? Czy może topielice przed czymś uciekły?

Jakiś wielki cień zasłonił światło księżyca. Victor odruchowo zamknął oczy. Coś wielkiego sapało nad nim. Powoli otworzył jedno oko i... zamarł, widząc nad sobą wielki pysk dziwnego zwierza. Szybko otworzył drugie oko, bo pierwszemu jakoś nie mógł uwierzyć. Nie pomogło. Nadal wisiał nad nim najdziwniejszy łeb, jaki kiedykolwiek widział. Jaki zwierz ma pysk, który wygląda, jakby go tu i ówdzie pogryzły osy? Ciemnobrązowe oczy patrzyły ze spokojem z góry na człowieka. Na tle księżyca wyraźnie widać było wielkie plaskate rogi.

- Oś! – krzyknął analityk lekko bulgocząc, bo usta już zanurzały mu się w wodzie.

- Co??? Jaka oś??? – Victor był pewien, że w obliczu śmierci analityk stracił zmysły.

- Oś, takie zwierzę! – bulgotał z przejęciem.

- I co z tego, że łoś? – Victor zrozumiał wreszcie, co tamten mówi, ale nie wiedział, skąd takie radosne podniecenie w jego głosie. – Głupie bydlę! Nie pomoże nam przecież!

Łoś spojrzał mu przeciągle w oczy i zaryczał, jakby z dezaprobatą w głosie. Spojrzał za siebie, pokazując Victorowi profil, chyba jeszcze śmieszniejszy niż en face.

- Pomogą! Moja prababcia mi opowiadała, że łosie pomagają ludziom na bagnach! Bełkotał z przejęciem analityk.

Łoś zwrócił łeb w jego stronę i... wyraźnie nim pokiwał! Victor kolejny raz poczuł, że nie uda mu się pozostać przy zdrowych zmysłach. Jeżeli w ogóle przy jakichś zmysłach pozostanie, bo obecna sytuacja nie rokuje najlepiej. Zza garbatego grzbietu łosia wyłonił się drugi śmieszny, jakby zniekształcony łeb. Przez chwilę coś do siebie parskały, sapały i porykiwały cicho, jakby prowadząc jakiś dialog. W końcu pierwszy łoś wskazał rogiem na analityka, którego już prawie nie było widać i parsknął zniecierpliwiony. Drugi ze stoickim spokojem poczłapał w jego stronę, wbił róg w błoto przed człowiekiem i szarpnął w górę. Victor zmartwiał. Spodziewał się ujrzeć przebite na wylot zwłoki swojego pracownika zwisające smętnie z poroża łosia, ale nie! Ku swojemu zaskoczeniu ujrzał, jak człowiek czule obejmując szyję bagiennego brzydala pokrywa jego dziwny łeb pocałunkami. Spojrzał na „swojego” łosia. Stał nieruchomo gapiąc się na głowę Victora ledwie wystającą ponad powierzchnią wody. Już, już miał zamiar warknąć na niego „No co tak stoisz? Bierz się do roboty!”, kiedy w ostatniej chwili się opamiętał.

- Przepraszam – szepnął.

Łoś poczuł się najwyraźniej usatysfakcjonowany, bo parsknął, jakby z akceptacją, mrugnął jednym okiem i wbił róg w błoto tuż przed Victorem. Ten zamarł w oczekiwaniu silnego ciosu. Ze zdumieniem poczuł, że jest łagodnie wyciągany z błota. Już po chwili stał, obejmując prawym ramieniem szyję swego wybawiciela. Opanował się jednak nie poszedł w ślady kolegi. Poklepał tylko łosia po szyi jak konia i w myślach mu serdecznie podziękował. Łosie powoli ruszyły. Ludzie skądś wiedzieli, że powinni się teraz ich trzymać. Victor po chwili usłyszał dobiegające z obu stron człapanie wielu szerokich kopyt, które z mlaskaniem i chlupotem pokonywały bagno. Każdy z łosi wlókł przyczepionego kurczowo mężczyznę – niedoszłą ofiarę topielicy i jeszcze bardziej niedoszłego zdobywcę pięknej rusałki. Rozglądali się nieprzytomnym wzrokiem, próbując rozpoznawać w ubłoconych, przestraszonych i zmaltretowanych twarzach znajomych z pracy. Było ich dziwnie mało!

Jak długo trwał ten milczący marsz cieni? Trudno ocenić. Wreszcie poczuli, że łosie wchodzą pod górę. Mieli pod nogami twardszy grunt. Łosie zatrzymały się, a ludzie jakoś sami wiedzieli, że powinni je teraz puścić. Wielkie zwierzaki odeszły. Z daleka wydawało się, że nad ich łbami coś świeci. Aureole? Święte łosie? Łosie-anioły? Anioły w postaci łosi? Victor oczyma wyobraźni zobaczył obrazek, który wisiał nad jego łóżeczkiem, gdy był u babci – przecudnej urody anielica przeprowadzała przez dziurawą kładkę nad wzburzonym górskim potokiem dwoje ubogich dziatek... Doznał olśnienia! W jego wspomnieniach anielica nagle zaczęła mieć twarz łosia.

- Śłosie! Śłanioły! Łosionioły! Aniołosie! – bełkotał w uniesieniu wskazując ręką znikające w oddali łosie z aureolkami.

Nikt nie skomentował jego zachowania. Stali z tępymi minami wpatrując się w ciemność. Dokąd iść? Szef ich na pewno nie poprowadzi, bo najwyraźniej zwariował!

Nikt nie zauważył zbliżającego się człowieka w mnisich szatach, dopóki nie znalazł się między nimi. A może on w ogóle nie nadszedł, tylko się pojawił? Nic nie było ich w stanie zaskoczyć. Mnich spoglądał na nich przez dłuższą chwilę spod kaptura nic nie mówiąc. Wreszcie wskazał gestem dłoni, żeby szli za nim. Człapiąc i powłócząc nogami wlekli się za dziwnym przewodnikiem, bo nie mieli innego pomysłu, co robić. Nawet nie zastanawiali się, czy to nie kolejny tej nocy podstęp. Ciągnęli jak stado baranów za przewodnikiem. Ostatni szedł Victor.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pobudka niezła, ale o tej porze to już do stajni jechałam :D

 

Wiecie. jeszcze trochę o tym cholernym pisku z Pedigree: tego posta pisze z IE i nic qurna nie lata!!! W Operze pomimo mądrych rad Ponurego i wyłączenia kilku elementów nadal mam krzyżyk radośnie podążający za mna po stronach i przeszkadzający bardzo skutecznie w pisaniu. Nic nie rozumiem, ale ciesze się, że zostawiłam sobie Internet Explorer, bo w takich chwilach warto się przełączyć!!! Chyba jeszcze FireFpxa sobie ściągnę, a co!!!!

 

A teraz nie przeszkadzać!! Siadam wygodnie i czytam :D

 

 

Aaaaa ... no i witam wszystkich :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja teraz własnie bardzo bym chciała dowiedzieć się, co będzie dalej na Uroczysku działo.

Bardzo mnie interesuje, jak Klotylda i Braza sie z tego wywiną - jak już spotkają się z Victorem. A może nie spotkają się - z powodu słusznych skądinąd obaw o swoją całość cielesną? :lol:

Dzień dobry! :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja przyszłam powiedzieć, że Brazie walnął system (porządki w kompie takie zrobiła :lol: ) i nie wiadomo, kiedy jej naprawią, więc może jej chwilę nie być. :(

Miejmy nadzieję, że panowie w serwisie szybko sobie z tym poradzą. :roll:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dręczyć nie potrza, sama się udręczyłam :-?

 

Na chwile wpadam powiedzieć, że ostro walczę o odzyskanie utraconych zdjęć, ale rano pewnie oddam maszynę do serwisu. Jakby co, to dzwońcie :D

 

 

Właśnie przegrywam najważniejsze rzeczy na płyty i idzie to jak krew z nosa. :-?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...