Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Komentarze do Brazowego Uroczyska


braza

Recommended Posts

UROCZYSKO VELCOME TO cz. XVIII

 

Do roznamiętnionych pań zaczęło powoli docierać, że cos jest nie tak. Wóz podskakiwał na wybojach tak, że pocałunki, wymierzone w usta cudnych ratowników (lub instruktorów?) trafiały w ich uszy, szczęki, czoła. Zdarzyło się kilka bolesnych zderzeń głowami, z których panie zawsze wychodziły bardziej poszkodowane. Ewelina, szczęśliwa po wyeliminowaniu groźniejszej konkurentki, usiłowała właśnie namiętnie pocałować swoją zdobycz (przecież Kaśka się nie liczyła), kiedy wóz podskoczył szczególnie gwałtownie. Usta Eweliny trafiły nadspodziewanie celnie w nos Bazylego, przygotowany do abordażu język wsunął się gładko w dziurkę nosa, a lekko wystająca prawa trójka podrapała jego idealne nozdrze. Bazyli na moment stracił zawodową uprzejmość i chlasnął napastniczkę spojrzeniem swych orzechowych oczu jak biczem. Nieszczęsna spłoniła się niczym podlotek i przez moment zastanowiła, dlaczego tak niewygodnie się jedzie od pewnego czasu. Jeszcze gorzej powiodło się Klaudii, która też miała zamiar kuć żelazo póki gorące. Na skutek niefortunnej próby pocałunku straciła dolną prawą jedynkę, gdy na tym samym wyboju podskoczyła uderzając boleśnie swoimi zębami w zęby prawie swojego Adonisa. Oczywiście jego okazały się twardsze. Splunęła więc kawałkiem zęba i natychmiast ostrą krawędzią tego, co jej pozostało, przecięła sobie solidnie język, gdy wóz podskoczył kolejny raz.

- Proszę zwolnić!

- Czemu my tak pędzimy? – rozległy się coraz liczniejsze zaniepokojone głosy.

- Konie poniosły! – zorientowała się któraś z pań siedzących z przodu.

- Ojej! Nie ma woźnicy! – dodała inna afektowanym głosikiem.

- Co z nami będzie? – to pytanie zostało skierowane do sześciu przedstawicieli płci na pewno nie brzydkiej, choć bez cienia wątpienia męskiej.

- Spokojnie, kochane panie. Poradzimy sobie – zapewnił je piękny niski głos.

Zamarły z wrażenia, gdy pierwszy z nich wstał, nie trzymając się niczego przeszedł wyprostowany jak struna na kozioł, stanął na nim, rzucając omdlałym prawie kobietom przeciągłe spojrzenie, a następnie przeskoczył miękko na grzbiet idącego po prawej stronie konia. Przez moment siedział wyprostowany, potem pochylił się mocno, chwycił za lejce jak za wodze i lekko odchylając się do tyłu zaczął hamować bieg rozpędzonego rumaka. Prawy zwalniał, ale lewy wcale nie miał zamiaru ustąpić, szarpały więc dyszel, chrapały, rżały, biły zadami, połyskiwały białkami oczu aż wreszcie oba jednocześnie stanęły dęba. Panie wstrzymały oddechy, ale dzielny młodzieniec bez cienia strachu utrzymał się i w tej pozycji na grzbiecie konia, podczas gdy dwaj jego koledzy zeskoczyli z wozu i chwycili konie przy pyskach. Uspokajali roztrzęsione zwierzęta chrapiące wciąż niespokojnie. Szybko i sprawnie wyprzęgli je z wozu i... puścili wolno dając po klasie w zad. Burza oklasków, achów i ochów, która zerwała się po udanej akcji nagle zamarła.

- Co robicie? – zapytała Kaśka. – Jak wrócimy do zamku?

- Z nich już i tak nie byłoby dzisiaj żadnego pożytku. Wrócimy na piechotę. Noc taka piękna – rozmarzył się jeden z nich. – Konie wrócą do stajni, a po wóz ktoś jutro przyjedzie.

- To daleko?

- Nie, godzinka spaceru.

Podeszli do zbitych w gromadki pań. Ewelina i Kaśka chwyciły swojego przystojniaka po ręce. Ale czy rzeczywiście swojego? Byli tacy podobni do siebie...

- Bazyli?... – zagaiła Ewelina

- Nie, ja jestem Gwidon. Bazyli to ten tam – wskazał na pana obleganego przez Dorotę, Korę i Majkę. – Ale co to za różnica?

- Nnnoo... nie wiem. Chyba jednak jakaś jest... A czy wy jesteście braćmi?

- Nie, czemu pytasz?

- Trochę podobni jesteście... no... i te wasze... imiona...

- Eee, wydaje ci się. Mamy jednakowe ubrania. Pani Braza życzy sobie, żebyśmy w mundurach chodzili. Ma słabość do mundurowych – dodał szeptem, jakby zdradzał jakąś tajemnicę.

Ruszyli tą samą drogą, która nadjechali. Ciemny kształt wozu szybko zniknął za nimi. Ciężko było iść po nierównej, pełnej kolein drodze w całkowitych ciemnościach, toteż panie mocno przywarły do swych wybawicieli. Niestety – albo pań było za dużo, albo panów za mało. Teraz odczuwały to coraz dotkliwiej i coraz gorliwiej przemyśliwały, jak wyrównać tę dysproporcję. Ewelina i Kaśka były w najlepszej sytuacji. Klaudia miała dla siebie cały jeden bok swojego mężczyzny, ale u drugiego ramienia wisiały jeszcze Tereska i Paula. Nie przestawała myśleć nad tym, jak się ich pozbyć. Nagle krzyknęła głośno i mocniej wsparła się na męskim ramieniu. Zatrzymali się. Klaudia pojękiwała przy każdej próbie obciążenia prawej nogi.

- Co ci się stało? – zapytał z troską w głosie.

- Chyba zwichnęłam nogę na tych wybojach!

- No cóż, opóźniałabyś nasz marsz. Niestety, musisz tu zostać i poczekać na pomoc.

- Cooo??? Ja się boję zostać w ciemnościach! Zostań tu ze mną! – wykrzyknęła zaskoczona obrotem spraw i odmienną od spodziewanej reakcją ideału.

- Niestety. Muszę zaprowadzić te dwie piękne panie do zamku. Zostawię ci moją kurtkę. Za niecałe półtorej godziny ktoś po ciebie przyjedzie. Tylko nigdzie się nie ruszaj, bo Cię nie znajdziemy. A to wokoło bagna... Łatwo zabłądzić w ciemności. – zabrzmiało to groźnie.

Szybko zdjął kurtkę z ramion i okrył nią Klaudię posadziwszy ją uprzednio na jakimś pniaku. Tereska i Paula nie potrafiły ukryć radości, choć starały się okazać współczucie dla koleżanki. Żadna jednak nie zaproponowała, że z nią zostanie. „Wredne żmije!” – pomyślała, patrząc jak uwieszone na ramionach faceta odchodzą szybkim krokiem. Oczywiście mogłaby iść za nimi, bo noga wcale jej nie bolała. Cała ta historia ze skręceniem kostki była zainscenizowana z nadzieją, że muskularny ratownik popisze się męską siłą i weźmie ją na ręce. Srodze się zawiodła! Przeprowadziła błyskawiczna kalkulację – iść za nimi po cichu, czy zostać? Jeżeli pójdzie, nie osiągnie już niczego. Jeżeli zostanie, KTOŚ po nią przyjedzie, a ona będzie miała tego ktosia na wyłączność! Owinęła się dokładniej pożyczoną kurtką wciągając zapach jej właściciela. Postanowiła czekać wytrwale, wykorzystując czas na opracowanie dokładnej strategii zdobycia swego wybawiciela.

W gromadce z pozoru beztrosko wędrujących przez pogrążony w całkowitych ciemnościach las osób panowało dające się wyczuć napięcie. Panie, beztrosko szczebioczące do swych opiekunów, cały czas snuły coraz bardziej brutalne i krwiożercze plany względem koleżanek. Pomysły utopienia ich w bagnie były wręcz banalne w porównaniu z tym, co kotłowało się w ślicznych główkach bardziej kreatywnych rywalek. Julia, wprawiona w bojach weteranka działu kontaktów z klientami, starała się tak kierować rozmową, by pozostałe trzy wielbicielki JEJ faceta wyprowadzić z równowagi i ukazać w jak najgorszym świetle. Trzeba przyznać, że udawało jej się to doskonale. Koleżanki coraz bardziej plątały się w rozmowie bezskutecznie usiłując ukryć rosnąca chęć dokonania mordu na tej podstępnej żmii Julce.

Posiadająca wybujałą wyobraźnię i dobrą znajomość filmów grozy Jola snuła wizje, w których strachliwą, ale niestety śliczną jak z obrazka, Marzenkę porywa porośnięty wodorostami potwór z bagien. Tak zajęło ją cyzelowanie w myślach każdego szczegółu wyglądu tej bestii, że prawie zamilkła.

Nagle zza chmur na chwilę przedarła się słaba poświata księżyca. Romantyczni rycerze jakby się zaniepokoili. Jednemu nawet wyrwało się szpetne przekleństwo, które zaskoczyło jego wielbicielki. Na szczęście szybko wytłumaczyły sobie, że przecież tak męski osobnik musi czasem zakląć. Tylko dlaczego akurat w tym momencie? Księżyc znów schował się za chmury, co wywołało jęk zawodu pań, które miały już dosyć potykania się i wpadania w kałuże. Przez dłuższą chwilę wędrowali znów w całkowitych ciemnościach, ale wszyscy spoglądali w niebo. Panie z nadzieją, panowie z niepokojem. Kolejny przebłysk księżycowego światła wywołał podobną reakcję jak poprzedni. Z ust Gwidona wyrwały się dziwne słowa:

- Cholera, zapowiadali pochmurną noc!

- Przecież to chyba dobrze, że będzie trochę jaśniej? – zaszczebiotała słodko Ewelina.

- Dobrze? Chyba zobaczycie, czy to dobrze – zapowiedział tajemniczo Gwidon, a jego słowa zabrzmiały jak ponura przepowiednia.

Księżyc zdążył się znów schować za chmury, ale Kasi wydawało się, że wywarł jakiś dziwny wpływ na Gwidona, którzy przez moment zmienił się na twarzy.

Teraz było już wyraźnie widać, że ławica chmur się kończy i za chwilę będą mogły wreszcie wygodniej iść omijając widoczne kałuże i nierówności drogi. Panowie stali się jakoś dziwnie spięci, odsuwali zniecierpliwieni oplatające ich ramiona kobiet, na ich coraz radośniejsze słowa odpowiadali burknięciami. Wreszcie pełna twarz srebrnego globu ukazała się w całej okazałości zza chmur.

Kasia poczuła, że z Gwidonem dzieje się coś dziwnego. Najpierw wstrząsnęły nim jakieś drgawki, skulił się, jakby z bólu, potem wyprostował, wydając nieludzki skowyt. Zaniepokojona spojrzała w jego twarz i zmartwiała.

Przystojne jeszcze przed chwilą oblicze Gwidona szybko pokrywało się gęstą sierścią, obie szczęki wyciągały się do przodu, nos zmieniał miejsce pobytu, kształt i kolor. Jednak najbardziej przerażające były zęby. Urosły najszybciej i w pierwszej chwili nie mieściły się w przykrótkim jeszcze pysku wystając groteskowo zza półludzkich półpsich warg. Kaśka czuła, że powinna uciekać, póki zajęty bolesną najwyraźniej przemianą Gwidon nie jest w stanie jej gonić. Jednak nie potrafiła oderwać wzroku od jego deformującej się sylwetki. Zafascynowała ją niezwykłość tej sceny, więc stała jak wmurowana, gdy poczuła nagłe szarpnięcie za ramię. W pierwszym momencie straciła z przerażenia oddech, dotarło do niej w ułamku sekundy, że przecież inni mogli przejść przemianę szybciej i zapewne któryś z kolegów Gwidona właśnie wbija jej kły w ramię. Na szczęście nie były to kły, a jedynie tipsy Eweliny, która w obliczu niebezpieczeństwa zapomniała o rywalizacji (zresztą nie było już o kogo walczyć) i pociągnęła zafascynowaną niezwykłym widokiem koleżankę w stronę lasu. Dzięki księżycowemu światłu biegło im się znacznie wygodniej. Niestety – nie wiedziały, dokąd uciekać, jak szybko wilkołaki zaczną je gonić i jaką strategię zastosują. Na opracowanie strategii ucieczki już raczej nie było czasu. Od strony drogi dobiegało przeraźliwe wycie i skowyty, przeplatane charczeniem i warczeniem. Pędziły na oślep, starając się trzymać razem. Początkowo wpadły w las, ale niskie i gęste w tym miejscu chojaczki wręcz uniemożliwiały bieg, więc wróciły na drogę, zamierzając z niej uciec, gdy tylko pojawi się po lewej stronie wyższy las. Pamiętały, że po prawej jest bagno, więc nie miały zamiaru tam skręcać.

Pierwsza straciła oddech Renata. Zawisła na kurtce Kaśki rozpaczliwie wbijając w nią paznokcie i rzężąc okropnie. Kaśka, choć trenowała jogging, długo biec z takim hamulcem nie mogła. Zwalniała więc z każdym krokiem, aż wreszcie przeszła do marszu. Po chwili już kilka koleżankę, ciasno splecionych ramionami, jakby zapomniały o nienawiści, którą ziały do siebie zaledwie kilka minut temu, szło szybkim krokiem.

Wilkołaki nie nadbiegały.

- Gdzie one są?

- Pewnie się czają gdzieś w tym młodniku! – panikowała Marzenka rozglądając się trwożnie dokoła.

- Nie słychać ich.

- Idziemy dalej drogą, czy się chowamy?

- Może one mają węch jak wilki? Jeżeli tak, to nic nam nie da włóczenie się po lesie...

Szły nadal utrzymując niezłe tempo. Ciszę przerywały tylko odgłosy ich kroków. Większość z nich powoli odzyskiwała zdolność myślenia. Usiłowały jakoś uporządkować wydarzenia tej nocy, ale nijak się to nie udawało. No bo jak uporządkować widok fauna, czarownic, rusałek i przemianę cud-facetów w wilkołaki? Nie da się!

Jola szła wsparta o ramię Marzenki, którą jeszcze niedawno w wyobraźni rzucała z radością na pastwę potwora z bagien. Na samą myśl o tym czuła, że wyrzuty sumienia nie dadzą jej zasnąć. Jeżeli w ogóle będzie okazja, żeby zasnąć tej nocy... Oczyma wyobraźni znów widziała monstrum pożerające Marzenkę poczynając od stóp (wyobraźnia zdecydowanie preferowała tę kolejność ze względu na możliwość obserwowania miny pożeranej i napawania się jej krzykami). Nagle stanęła jak wmurowana. Krzyk przerażenia zamarł jej w gardle. Nie wiedziała, czy go wydać, czy też zachować dla siebie. Oto stal przed nią potwór z bagien! Dokładnie taki, jakiego przed chwilą sobie wyobraziła w każdym szczególe! Był wzrostu bardzo wysokiego człowieka i z grubsza podobnych kształtów. Jego obmierzłe cielsko pokrywała szarozielona skóra, cała w jakichś bąblach i strzępach. Z wielkiego łysego łba zwisały pęki wodorostów. Bezczelnie wlepiał w Jolę okropne, wybałuszone ślepia. Miał szeroką jak żaba tępo rozdziawioną gębę, z której zwisały niteczki śliny albo jakiegoś śluzu. Na środku obrzydliwego pyska sterczało coś, co zapewne było jego nosem – ogromny bezkształtny kulfon z wielkimi dziurami połyskującymi wewnątrz czerwienią.

Przez dłuższą chwilę Jola trwała w bezruchu i ciszy pewna, że pokarało ją za te wredne wizje, które snuła po drodze. Zorientowała się jednak, że i Marzenka stoi jak żona Lota, wydając z siebie zrazu prawie bezgłośny, powoli narastający pisk. Gdy głos Marzenki przybrał tony słyszalne dla ludzkiego ucha, Jola dołączyła do niej bez dalszego namysłu. Ich połączone siły dały dźwięk, którego te lasy jeszcze nie słyszały i pewnie nieprędko usłyszą. Resztki liści posypały się z drzew. Obudzone ptactwo zerwało się przerażone do lotu na oślep, zderzając się skrzydełkami w powietrzu. Zajęcy w okolicy ponoć nie widziano aż do późnej wiosny. Sarny wróciły nieco wcześniej...

Najdziwniejsza była reakcja potwora – zamiast rzucić się na zmartwiałe niewiasty, ryknął przeraźliwie i... pogalopował ciężko z powrotem wgłąb bagien.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 44k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • braza

    10541

  • Agduś

    4690

  • DPS

    3621

  • wu

    2676

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Kurczę, ekstra!

Tylko dlaczego ja nie zeżarłam ich, tylko dałam tyły? :o

I teraz nogi mnie bolą od tego ganiania po bagnach. :roll:

Chyba jakiś fitness z wilkołakami mnie potrzebny, one zdaje się w dobrej formie są, to mnie podszkolą. 8) :D

 

Dzień dobry! :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Komputer ma się już dobrze! Ale ... wiecie jak źle wpływa brak dostępu do Sieci??? Okna w domu umyłam - horror!!!

Zdjęć jednak nie odzyskałam - lecę zaraz na serwery, może co nieco zgrałam...

 

 

P.S. Nie mogę wklejać emotikonek - czy ktoś powie dlaczego??

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jestem wk@#$#$%#$^a na maksa!!!! :evil: :evil: :evil:

Normalnie przez klawisze mi nie przejdzie to, co pomyślałam i powiedziałam o pewnej osobie!!!!

Wyobraźcie sobie, że siostra uznała za swoją misję uświadomienie dzieciom z 1 klasy, że Mikołaj nie istnieje!!!!

W klasie, w której pewnie okolo 100 % dzieci wierzyło jeszcze do dzisiaj!!!!

Co byście zrobili?

Ja się wybieram do siostry i postaram się spokojnie powiedzieć, co o tym myślę, ale, jeżeli się zacznie stawiać, to nie ręczę za siebie!!!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Braza - emotikonek nie możesz pewnie wklejać z powodu wyłączenia obsługi Java i JavaScript.

 

Agduś - rozumiem Cię doskonale. To (*^%#$ babsko zabrało Twojemu dziecku jedną z najpiękniejszych części dzieciństwa. :evil:

I pewnie będzie Ci mówiła, że przecież ważna jest prawda i że dziecko powinno ją znać.

Odpowiedź brzmi: Tak. ALE W SWOIM CZASIE!!!!! :evil: :evil: :evil:

Wtedy, kiedy będzie na to gotowa!!!!! :evil: :evil: :evil:

TO, CO ZROBIŁA TA BABA, TO ZWYKŁE BARBARZYŃSTWO. :evil: :evil: :evil:

Obawiam się, że wypisałabym dziecko z religii, ja to szybka jestem w takich sprawach. :evil:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Braza - emotikonek nie możesz pewnie wklejać z powodu wyłączenia obsługi Java i JavaScript.

 

Agduś - rozumiem Cię doskonale. To (*^%#$ babsko zabrało Twojemu dziecku jedną z najpiękniejszych części dzieciństwa. :evil:

I pewnie będzie Ci mówiła, że przecież ważna jest prawda i że dziecko powinno ją znać.

Odpowiedź brzmi: Tak. ALE W SWOIM CZASIE!!!!! :evil: :evil: :evil:

Wtedy, kiedy będzie na to gotowa!!!!! :evil: :evil: :evil:

TO, CO ZROBIŁA TA BABA, TO ZWYKŁE BARBARZYŃSTWO. :evil: :evil: :evil:

Obawiam się, że wypisałabym dziecko z religii, ja to szybka jestem w takich sprawach. :evil:

Kiedy Magda zapytała, czy siostra powiedziała prawdę, odruchowo odpowiedziałam, że nie. Nie wiem, czym się to skończy, komu Magda uwierzy, ale na pewno pójdzie do siostry zapytać o to jeszcze raz. Ja muszę ją uprzedzić i zażądać od siostry odpowiedzi po mojej myśli. Jeżeli się nie zgodzi, to będę zwalniała Magdę z religii do końca roku kalendarzowego. Może po świętach do tego tematu już nie wróci.

Zapytam też, w jakim wieku jej zdaniem dziecko należy uświadamiać, bo jeżeli już w przedszkolu, to zastrzegę sobie, żeby Małgo nie chodziła w przedszkolu na religię, gdyby prowadzić ją miała ta siostra.

Weronika miała w szkole z inną siostrą i tamta nie miała takich debilnych pomysłów. Ta sama uczyła Magdę w przedszkolu, więc nie było problemów. Oczywiście nikt się mnie nie pytał, czy życzę sobie, żeby moje dziecko chodziło na religię w przedszkolu. Nikt mnie nie poinformował, że od tego a tego roku dzieci mają religię (Magda zaczęła w starszakach). Po prostu od Magdy się dowiedzialam o tym, że była u nich siostra.

Rozmawiałam z koleżanką, której córka chodzi z Magdą do klasy. Też była wściekła. Kilka godzin temu, pakując prezenty dla dzieci z klasy, rozmawiałyśmy, jak to fajnie, że nasze dzieci wierzą w Mikołaja!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...