Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Komentarze do Brazowego Uroczyska


braza

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 44k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • braza

    10541

  • Agduś

    4690

  • DPS

    3621

  • wu

    2676

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

No co Wy? :o

Śnieg jest super, potrzebny roslinom i drobnym zwierzętom - bez śniegu nie przetrwałyby nadchodzących trzaskających mrozów.

Dobrze, że się znalazłaś, Brazunia! :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja to nie zginęłam, jeno latorośl z lekka komputer okupowała, ale jakoś się dogadałyśmy :D

No cóż, niektórych tym zmartwię pewnie, ale nie tak łatwo jest się mnie pozbyć :wink:

 

Aha: Księżniczkę pozdrowiłam od wszystkich, a ona łaskawie szlachetną głową skinęła w podziękowaniu (dobrze, że kopyta do pocałowania nie podsunęła :wink: 8) )

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No co Wy? :o

Śnieg jest super, potrzebny roslinom i drobnym zwierzętom - bez śniegu nie przetrwałyby nadchodzących trzaskających mrozów.

Dobrze, że się znalazłaś, Brazunia! :D

co nie zmienia faktu, że nienawidzę zimy :evil: :x

W związku z tym, cieplutkie cześć mówię

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skoro nikogo nie ma, to ja po cichutku wkleję:

 

UROCZYSKO VELCOME TO cz. XX

 

Klaudia zaczynała marznąć mimo ciepłej kurtki ratownika. Co kilkanaście sekund spoglądała na zegarek, ale miała nieodparte wrażenie, że musiał się zepsuć, bo wskazówki poruszały się dziwnie powoli. Kiedy otulanie się kurtką przestało pomagać, wstała i po omacku powoli okrążyła kilka razy pieniek. Upewniwszy się, że nie ma wokół niego żadnych pułapek zaczęła truchtać, nasłuchując jednocześnie, czy nie nadchodzi jakaś odsiecz. Wolała się nie tłumaczyć z cudownego ozdrowienia rzekomo uszkodzonej nogi. Po kilkunastu okrążeniach urozmaiconych dorożkarskim „zabijaniem” ramionami poczuła, że jest jej trochę cieplej. Zatrzymała się więc i spojrzała na zegarek. Wskazówki pokonały dystans czterech minut. Przyłożyła zegarek do ucha, by po raz kolejny upewnić się, że chodzi.

Kolejne piętnaście minut spędziła to przysiadając na pieńku, to znów biegając wokół niego i cały czas nasłuchując niecierpliwie kroków upragnionego wybawcy. Zamiast tego wyczekiwanego dźwięku słyszała tylko jakieś niepokojące szelesty, pohukiwania, zduszone krzyki ptaków i bulgotanie pobliskiego bagna. Ze wszystkich sił starała się kontrolować swoją bogatą wyobraźnię, która lubiła płatać figle. By odwrócić jej uwagę od niepokojących odgłosów dobiegających z całkowitych ciemności, zaczęła podsuwać jej inne wizje. Pobudzona wyobraźnia rzuciła się na nie jak sęp i już po chwili roztaczała przed właścicielką koszmarne wizje roześmianych koleżanek siedzących na kolanach przystojniaków w zamkowej kawiarence. Co chwilę któryś zrywał się mówiąc, że musi iść po Klaudię, ale natychmiast padał z powrotem na krzesło przygnieciony kilkoma zgrabnymi ciałami. Rozchichotane, parskające perlistym śmiechem i wodzące maślanymi ślepiami za facetami, wiły się po ich kolanach, łasiły jak kotki, całowały w uszko i za uszkiem, szeptały coś nieprzyzwoitego, wsuwały łapy pod ubrania... Brrr! Koszmar! Odrzuciła tę wizję, starając się wrócić do snutych wcześniej planów pozbycia się rywalek. Teraz zobaczyła jak idą z ratownikami ciemną leśną drogą. Uśmiechnięte, szczebioczące słodko... Nie wiedzą, że tuż za nimi coś się czai, skrada, oblizuje gorącym jęzorem długi włochaty pysk. To coś jest sprytne, wie, że wielki mięśniak jest trudniejszą zdobyczą niż słaba białogłowa. Znienacka wypada z ciemności, wytrenowanym ruchem wbija długie zęby w kark ślicznej blondynki, bezbłędnie trafia w rdzeń kręgowy i uśmierca ją bezgłośnie. Pozostali idą dalej. Nie zauważają, że jest ich coraz mniej...

Nie! To zdecydowanie nie był dobry pomysł! Klaudia nagle usłyszała za krzakiem właśnie taki sam cichutki odgłos skradania i sapania, jaki przed chwilą wygenerowała jej wyobraźnia! Poczuła, że oblewa ją zimny pot. Przerażona rozglądała się, usiłując przebić wzrokiem ciemności. Z której strony zaatakuje? Wbije zęby w kark! Miotała się nerwowo zupełnie już nie panując nad swoją wyobraźnią, która uśmierciła w międzyczasie prawie wszystkie koleżanki Klaudii i właśnie zabierała się za facetów, by jakoś wyjaśnić ich nieobecność przy boku swej nieszczęsnej właścicielki.

- Spokój! Tylko spokój może mnie uratować! – powiedziała sama do siebie, usiłując zagłuszyć zdradziecką wyobraźnię. – Szybko muszę sobie wyobrazić cos innego! Coś miłego!

Siadła na pieńku, odruchowo zasłaniając kark rękami. „Jestem na plaży. Słońce świeci... Nie, nic z tego. Za zimno tu. Jestem na nartach. Tak! Piękny stok, wspaniałe widoki, ludzie, tłumy kolorowo ubranych ludzi...” Bijące jak oszalałe serce powoli się uspokajało.

W międzyczasie księżyc, który początkowo nieśmiało wychylał się zza chmur, zaświecił swoją pełną gębą na niebie, dzięki czemu teraz całkiem wyraźnie widziała drogę. Spojrzawszy kolejny raz na zegarek podjęła męską decyzję – nie ma na co czekać. „Te wredne harpie pewnie siedzą z Nimi w kawiarence i uniemożliwiają wyprawę ratunkową!”

Podjąwszy postanowienie ruszyła od razu szybkim marszem. W co bardziej błotnistych miejscach zauważała ślady licznej grupy ludzi. Nie bez satysfakcji odnotowała w kilku kałużach odciski innych niż stopy części ciała. Po chwili zdrętwiałe z zimna mięśnie rozgrzały się, więc przyspieszyła jeszcze. Z pewnością poruszała się znacznie szybciej niż całe splątane ze sobą towarzystwo, więc może miała szanse przybyć do zamku niewiele później niż oni. Szelest liści pod stopami i przyspieszony oddech zagłuszały wiele nocnych odgłosów lasu, światło księżyca rozjaśniło las, więc Klaudii szło się całkiem dobrze. Po prawej stronie widziała cały czas bagno, więc domyśliła się, że jest na tej samej drodze, którą poprzedniego dnia przyjechali do zamku. Już się nie dziwiła, że autokar jechał tak powoli i trząsł się na wybojach. „Niby taki wspaniały ośrodek, a porządnej drogi nie mogli sobie zrobić” – pomyślała ze zdziwieniem.

Droga przed nią zakręcała ostro omijając jakąś bagnistą zatoczkę. Wypadając zza zakrętu szybkim krokiem w ostatniej chwili zauważyła jakieś dziwne ciemne rzeczy. Z rozpędu przeszła jeszcze kilka kroków zanim stanęła jak wmurowana patrząc na poruszające się konwulsyjnymi ruchami tłumoki. W jednej chwili cała stała się śmiertelnym przerażeniem. Tak ogromnym, że na nic więcej nie było już w niej miejsca. Wszystkie funkcje życiowe na moment ustały, myśli ulotniły się jak kamfora. Wprawdzie była w stanie obserwować to, co widziała, informacje docierały do mózgu, ale tam już chyba nie były przetwarzane, bo jedynym, co się kotłowało pomiędzy skulonymi i znieruchomiałymi ze strachu szarymi komórkami był niewyartykułowany okrzyk „qrwa!!!!!”.

Nadal skamieniała i niezdolna do żadnego ruchu chyba jednak powoli odzyskiwała jakieś funkcje życiowe, bo zdołała zauważyć, że przerażające cosie najwyraźniej nie są w stanie jej zaatakować. Ta informacja jakimś cudem dotarła do ostatniej w miarę przytomnej komórki nerwowej i została przez nią przekazana innym. Po chwili, nadal przerażone, zdołały jednak jakoś się pozbierać i mózg Klaudii był zdolny do podjęcia najprostszych czynności. Spróbowała więc zrozumieć to, co widziała. Na drodze i wokół niej leżały jakieś dziwne istoty. Najłatwiej było określić wygląd ich pysków. Bez wątpienia tak właśnie wyglądał pysk tworu jej wyobraźni, który wykańczał po kolei wredne rozpustnice, czyli jej do niedawna najlepsze biurowe koleżanki. Niby były to pyski wilków, ale nie tych z filmów przyrodniczych. O nie!, Tamte wyglądały wręcz dobrodusznie i sympatycznie, nawet, gdy właśnie rozrywały brzuchy upolowanych jeleni. Te natomiast były rodem z najstraszniejszych horrorów! W czarnych wąskich pyskach o wyjątkowo krwiożerczym wyrazie było coś niesamowitego, strasznego, ale Klaudia długo nie mogła zrozumieć, co właściwie nadawało im taki wygląd. Tym bardziej, że jej wzrok przyciągały inne części ciał tych... stworów. Szyja była jeszcze typowo wilcza, ale już torsy nie. Stanowczo zbyt szerokie i muskularne nawet jak na tak olbrzymie basiory, wydawały jej się też nieco łysawe, bo spod sierści przebłyskiwała jasna skóra. Jednak najbardziej fascynował Klaudię widok ich łap. Nie była to jednak fascynacja urodą kończyn tych nieszczęsnych stworzeń. Tym, co przyciągało wzrok, była ich karykaturalność, brzydota budząca wstręt i odrazę. Właściwie każda z tych łap była nieco inna. Pokryte sierścią i prawie łyse. Krótkie i grube albo nieproporcjonalnie długie. Powykręcane jakby dopadła je jakaś straszna choroba reumatyczna. Zakończone czarnymi psimi pazurami lub niemal ludzkimi palcami. Niektóre miały jednocześnie i psie pazury i te nibyludzkie, ale owłosione, palce. W dodatku na niektórych palcach były wypielęgnowane paznokcie, a na innych psie pazury. Co gorsza, żadne z tych nieszczęsnych, kalekich stworzeń nie miało kompletu jednakowych kończyn! To wyjaśniało sprawę ich konwulsyjnych ruchów. Po prostu nie były w stanie unieść się na tak powykręcanych łapach o różnych długościach. Obserwując ich ruchy odniosła wrażenie, że one w ogóle nie panują nad poszczególnymi częściami ciała, które wykazywały daleko idącą autonomię i brak najmniejszej chęci współdziałania. Nawet ogony zachowywały się jakby żyły własnym życiem.

Klaudia wciąż stała jak wryta, ale teraz bardziej zafascynowana brzydotą niż przerażona. Zdążyła się już zorientować, że mimo groźnie wyglądających paszcz pełnych przydługich zębów, stworzenia nie są niebezpieczne dopóki sama się nie zbliży w zasięg ich szczęk. A tego nie miała zamiaru robić. Odzyskawszy władzę w nogach, cofnęła się nawet kilka kroków i stała nie odrywając wzroku od wynaturzonych potworów. Skoro mogła już myśleć, jej szare komórki, jakby chcąc się zrehabilitować za poprzednią kompromitację, pracowały jak niezgorszy komputer. Półkule przerzucały się tysiącami pomysłów na sekundę. Dzięki temu dosyć szybko doszła do jakże prawdopodobnego wniosku, że to, co widzi jest efektem niedokończonej przemiany człowieka w wilka, czyli nieudanym wilkołakiem. Wniosek ten zadowolił ją na tyle, że postanowiła udać się w dalsza drogę do zamku. Aparatu nie miała, zasięgu wciąż nie było (sprawdziła), więc wzywanie pomocy lub prasy (niezła kasę można by za to dostać!) nie wchodziło w grę. Powoli zaczynała marznąć... Obeszła półwilkołaki szerokim łukiem, starając się nie zważać na ich kłapiące w jej stronę paszcze i zatrzymała się po drugiej stronie, żeby jeszcze raz rzucić okiem na fascynujące pokraki. I w tym momencie zauważyła coś, co sprawiło, że jeszcze raz zamarła. Zrozumiała, co ją tak fascynuje w wyglądzie ich pysków – miały ludzkie oczy! Co gorsza, były to jednakowe oczy – piękne, męskie, doskonale jej znane! Oczy, w które zaglądała z takim zachwytem przez cały wieczór! Oczy, dla których była gotowa zabić najlepsza przyjaciółkę! Jeszcze raz ogarnęła spojrzeniem całe postacie – obrzydliwe, karykaturalne, powykręcane i... zwymiotowała.

Otarła usta i już nie patrząc za siebie ruszyła truchtem w stronę zamku. Nigdy nie lubiła joggingu, więc dosyć szybko musiała zwolnić i przejść do szybkiego marszu. Teraz starała się spokojnie zastanowić, co mogło się wydarzyć na drodze. Dosyć szybko skojarzyła przemianę cudfacetów w wilkołaki ze światłem księżyca. Musiało się to więc stać niedługo po ich rozstaniu. „Mam nadzieję, że nic nie zrobili dziewczynom!” – pomyślała, ale szybko się uspokoiła. Wokół miejsca, w którym znalazła potworki nie było żadnych śladów walki, krwi, żadnych podartych ubrań. Zresztą dziewczyn było więcej, więc przynajmniej część z nich mogłaby uciec lub próbować walczyć z mało mobilnymi kreaturami. „Pewnie uciekły, gdy tylko zaczęli się zmieniać.” I w tym właśnie momencie usłyszała nagle dobiegający gdzieś z przodu krzyk. Był to wrzask, którego nie dane jej było zapomnieć do końca życia. Wrzask-gigant. Wrzask, w obliczu którego trąby jerychońskie spłonęłyby rumieńcem wstydu i zmieniły się w odpustowe blaszane trąbki. Koło Klaudii przemknęło kilka zajęcy i saren uciekających najwyraźniej od źródła tego przeraźliwego dźwięku. W ostatniej chwili uskoczyła przed ogromnym jeleniem przy okazji prawie wpadając na rodzinkę dzików. Jedynie szybki refleks uratował ją przed przejażdżką na grzbiecie ogromnego odyńca. Ten jednak był tak oszalały ze strachu, że nawet nie zwrócił na nią uwagi.

Nie ulegało wątpliwości, że krzyczały jej koleżanki. Co im się stało? Biec na pomoc, czy wręcz przeciwnie – uciekać w przeciwnym kierunku, biorąc przykład ze zwierząt? One mają instynkt – wiedzą, co robią! „Ale to tylko zwierzęta! Ja jestem człowiekiem!”

- Dosyć bycia świnią! - Klaudia poczuła się w tym momencie bohaterką. Nie namyślając się długo chwyciła jakąś grubą gałąź i ruszyła galopem z odsieczą.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...