Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Komentarze do Brazowego Uroczyska


braza

Recommended Posts

Depsiu, ja wiem, że siedlisko rozwiązałoby mnóstwo kłopotów (pewnie, przysporzy i nowych, ale co tam :D ) i zdecydowana jestem na 1000% je kupić, chyba nawet już wiem, które chcę... mam wrażenie, że gdy teraz pojadę na oglądanie to nie wrócę z pustymi rękoma... :wink:

Ty,

Ty, to się lepiej nie odgrażaj,

Ty, to zrób :roll:

 

Dochtór, Ty masz dar przekonywania, wieeeesz.... :D Ale ja wiem, Ty już chcesz na te konie z Komturem i Bodziem, no nieeee :wink:

Bodzia mam po drodze, a i rówieśnika też w tej Wewarszawie, można zabrać

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 44k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • braza

    10541

  • Agduś

    4690

  • DPS

    3621

  • wu

    2676

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

No dooobra. Juz mężu zapodałam, że nie ma co na mnie dzisiaj czekać w łożnicy małżeńskiej... Siadam i piszę pokrzepiona pajdą chleba (człowiek się odzwyczaił od samodzielnego krojenia kromeczek...) z ogórkiem kiszniowym - wszystko domowej roboty (prawie, bo chlebek z mieszanki a ogórki kupione zamiast wyhodowanych własnoręcznie).
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak ja już nabędę drogą kupna to uroczysko ... tfuu ... siedlisko, to zlotu forumowy zrobię na pewno! Kto pierwszy,ten będzie miał lepsze miejsca do spania, zaznaczam :D

 

Depsia, no puściłam i do Agdusi też ... noż qurna, to jeszcze raz :roll:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a Wy z mężusiem to wybieracie się tego 16?????

 

Ja mówiłam, że 16-go przyjedziemy :roll: 16-go to Szanowny ma egzamin w Gdyni, z Gdyni do Was blisko, nie powiem, ale 17-go musimy być w domu!!! Jutro Szanowny Marnotrawny w nocy wraca, ustalimy coś na pewno!! A to jeszcze jest aktualne?? Nie mogę znaleźć :-?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

UROCZYSKO VELCOME TO cz. XXI

 

Marzenka i Jola dosyć długo już prezentowały się wokalnie. Były tak tym zaabsorbowane, że nie zauważyły pospiesznego oddalenia się zielonego potwora z bagien. Gdy pierwszej zaczynało brakować tchu, przerywała dla zaczerpnięcia powietrza i w tym momencie słyszała krzyk koleżanki. Ten przeraźliwy dźwięk motywował ją do dalszych wysiłków. Ponieważ przez dłuższy czas nie mogły się zgrać, by przerwy wypadły im jednocześnie, darły się aż do całkowitego ochrypnięcia. Wreszcie Jola zdała sobie sprawę, że dźwięk, który wydaje z siebie, nie jest już w stanie choćby spłoszyć ptaszka. Chwilę później dotarło to także do Marzenki, która nagle urwała swoją chrapliwą solówkę i patrzyła na koleżankę zdumionym wzrokiem. Dzięki temu, że umilkły, usłyszały ciężkie kroki i głośne sapanie czegoś, co najwyraźniej nadbiegało drogą. „Wilkołaki!” – to była jedyna myśl, która przyszła im jednocześnie do głów. Tym razem, dla odmiany, strach odebrał im głos. Zresztą i tak nie na wiele by się zdały jakiekolwiek próby odstraszenia bestii krzykiem. Spojrzały na siebie i jednocześnie ruszyły do ucieczki.

Klaudia, usłyszawszy tętent koleżanek, domyśliła się, że uciekają przed nią. Ruszyła więc za nimi wołając:

- Stójcie! To ja – Klaudia! Stójcie!

Jednak do przerażonych dziewczyn chyba już nic nie było w stanie dotrzeć. Na szczęście pozostałe koleżanki nie zdążyły odejść zbyt daleko. Szły coraz wolniej zmęczone przeżyciami tego przydługiego wieczoru, gdy usłyszały zbliżający się tupot i dziwne sapanie. „Wilkołaki!” – wykazały się zaskakującą jednomyślnością nie tylko w odgadywaniu źródła dźwięku, ale i w reakcji na nie. Bez chwili wahania poderwały się do galopu. I tak sobie pędziły rzężąc ostatkiem sił przez las w zadziwiającej konfiguracji – najpierw duża grupa pań, za nimi dwie, a na końcu jeszcze jedna. Pewnie jakiś przypadkowy obserwator zdziwiłby się, dlaczego goniących jest zdecydowanie mniej niż uciekających, dlaczego wszystkie wyglądają dziwnie podobnie z wytrzeszczonymi ze strachu oczami, zmęczone, brudne i rozczochrane. W panice, gnane owczym pędem, opuściły drogę, gdy zrobiła to biegnąca na czele stawki Basia. Ponieważ goniące wiedziały, kogo gonią, a uciekające nie wiedziały, przed kim uciekają, kluczyły po lesie jak po sznurku tropem Basi. Zapewne gnałyby tak do śmierci z wyczerpania, gdyby czołówka nie wpadła nagle na coś bardzo dziwnego stojącego na wąskiej ścieżce prowadzącej pomiędzy krzakami dokładnie w cieniu grubego pnia. Najpierw Basia fiknęła imponującego kozła, a biegnąca z nią ramię w ramię Dorotka wywinęła w powietrzu piękne salto zanim w bolesny sposób przekonała się o sile grawitacji. Kolejne panie wpadały na stos gramolących się niezdarnie ciał. Gdy Marzenka i Jola, sapiąc jak lokomotywy, dotarły ciężkim kłusem do koleżanek, te właśnie zaczynały się rozplątywać. Ponieważ to, co przerażonej dwójce wydawało się szaleńczym cwałem w rzeczywistości przypominało poranny trucht pacjenta kliniki geriatrycznej, zdołały wyhamować zanim dołączyły do stosu koleżanek.

- Co się stało? – wycharczała Jola.

Ania, która już zdążyła skompletować swoje kończyny, odpowiedziała rozglądając Wilkołaki nas gonią! Zaraz tu będą. A my.. leżymy!

To ostatnie zdanie było mocno nieścisłe, bowiem przedziwnie splątany kłąb z pewnością nie leżał – wyglądał, jakby prowadził swoje odrębne życie, scaliwszy kilkanaście organizmów ludzkich w jedną, nieludzko wyglądającą całość. Coraz to wypluwał ze swych pulsujących trzewi kolejną samodzielnie egzystującą istotę ludzką, sam malejąc powoli.

Sapanie nadbiegającej Klaudii, której już nikt nie spodziewał się ujrzeć żywej, przestraszyło tylko Anię. Nikt inny go nie usłyszał. Ania krzyknęła krótko i padła zemdlona, co później sama oceniał jako działanie kompletnie bezsensowne. Klaudia zatrzymała się jak wryta na widok kłębowiska ludzkich ciał. Natychmiast skojarzyło się jej z widokiem nieudanych wilkołaków. Na szczęście zachowała resztki zdolności oceny sytuacji i po chwili rozpoznała składniki ciemnej masy turlającej się po ziemi. No, może nie wszystkie składniki, bo najwyraźniej na ziemi leżało coś bardzo dziwnego.

Dziewczyny, które odzyskały już szczątkową możliwość myślenia, wpatrywały się w to niewątpliwie żywe stworzenie nie wiedząc, czy powinny uciekać, czy też dla odmiany nie.

Ono zachowywało stoicki spokój przyglądając się im wszystkim jednocześnie. Coś im przypominało... program przyrodniczy?, wycieczkę do zoo? Jednocześnie coś było mocno nie w porządku. Chyba gabaryty...

- Zimno mi – dziwny syczący glos odezwał się w okolicach ich kolan. – Przed chwilą było lepiej – zasyczało ponownie, a stwór najwyraźniej poruszał w tym momencie paszczą.

Dziwnie łatwo pogodziły się z faktem, że patrzą na monstrualnych rozmiarów jaskrawozielonego jaszczura podobnego do kameleona, który w dodatku gada, może nie „ludzkim głosem”, ale na pewno ludzkim językiem. W tej sytuacji skarga na niską temperaturę i dziwna nieruchawość sympatycznie wyglądającego gada były całkiem zrozumiałe - wszak to stworzenie zmiennocieplne.

Właściwie to nawet nie zaniemówiły ze zdziwienia, tylko najzwyczajniej w świecie nie wiedziały, co mogą powiedzieć jaszczurowi. Pierwsza odezwała się Dorotka:

- Dobry wieczór. Przepraszam, jeżeli zrobiłam panu krzywdę, wpadając na pana.

Gad wyglądał na zadowolonego z tytułowania go per „pan”. Wyraźnie uśmiechnął się, zwracając jedno oko na Dorotkę.

- Dobry wieczór. Czemu zawdzięczam to niespodziewane spotkanie z tak pięknymi paniami nocą w lesie? – tym razem syczał z wyraźnym amerykańskim akcentem.

Dziewczyny spojrzały po sobie, zastanawiając się, po czym w tych zszarganych istotach gad rozpoznał „piękne panie”. Uznały szybko, że jest on po prostu szarmancki i uprzedzająco grzeczny.

- Usiłujemy dotrzeć do zamku. Zabłądziłyśmy w lesie, coś nas przestraszyło...

- Och, jakże mi przykro, że w naszym pięknym „Uroczysku” spotkała panie tak przykra przygoda! Cóż śmiało przestraszyć naszych drogich gości?

- Wilkołaki! – wyrwało się Ani.

- Ach, nie trzeba się ich bać! Że też nikt nie uprzedził drogich pań o tej pożałowania godnej pomyłce naszego – pożal się Boże – naukowca-samouka! Wilkołaki są zupełnie niegroźne. Zapewniam urocze panie, że te kreatury do świtu pozostaną w tym samym miejscu, w którym niewinne oczy pan były narażone na tak przykry widok. Sssserdecznie przepraszam za to niedopatrzenie, choć nie jest ono moją winą! Z pewnością prognozy zapowiadały na dzisiaj bezksiężycową noc. Inaczej nigdy nie doszło by do tej sytuacji. – Gad giąłby się zapewne w ukłonach, ale każdy ruch, jak i mówienie, przychodziły mu z największym trudem.

Wianuszek pań otaczających sympatycznego gada zastygł w bezruchu i milczeniu. Starały się nie uronić ani jednego powolnie wypowiadanego słowa. Więcej wysiłku wymagały próby zrozumienia tego, co właśnie usłyszały – zabójczo przystojni instruktorzy zmieniający się w wilkołaki jako produkty naukowca-samouka pogardzanego najwyraźniej przez zieloną gadzinę!? Błąd w prognozie pogody przyczyną ich nocnego koszmaru??!!

- Przepraszam najmocniej, – cicho zasyczał jaszczur – ale chyba zaraz opuszczę miłe towarzystwo pań. Bardzo mi przykro z tego powodu...

Patrzyły na niego zaskoczone. Nie wyglądał, jakby miał ochotę oddalić się nagle i niespodziewanie, zostawiając je w środku lasu. Jaszczur jednak wyjaśnił:

- Jest dla mnie, jak zapewne panie się orientują, zbyt zimno. Zaraz zapadnę w letarg, co uniemożliwi mi kontynuowanie tej, jakże miłej, konwersacji.

Zrozumiały nagle, że jaszczur jest ich jedynym ratunkiem. Jeżeli zapadnie w letarg, nikt nie wskaże im drogi do zamku!

- Czy możemy jakoś.. eee... panu pomóc? – Bożence najwyraźniej z trudem przeszła przez gardło forma „pan” w stosunku do gadziny, jakkolwiek miła i uprzejma by nie była.

- Nie śmiem prosić o taką przysługę... – zaczął nieśmiało

- Ależ prosimy bardzo, nalegamy wręcz!

- Trzeba mnie ogrzać – jaszczur wysyczał to nieśmiało, spoglądając w ziemię, jakby nie śmiał popatrzyć im w oczy.

Nie musiał powtarzać tego dwa razy! Rozgrzane biegiem zrzucały kurtki i swetry otulając nimi miniaturowego smoka. ten jednak pokręcił głową.

- Śmiem paniom przypomnieć, ze jestem zimnokrwisty. To nic nie da, bo ja sam się nie rozgrzeję nawet pod tymi wszystkimi ubraniami, które panie z takim wzruszającym poświeceniem mi oddajecie. – zaszeleścił cichutko, wciąż skromnie wbijając wzrok w ziemię.

Zrozumiały w lot! Muszą rozgrzać go ciepłem własnych ciał. Błyskawicznie rozwinęły gada z ubrań i przez moment przyglądały się mu. Pierwsza do działania przystąpiła Halinka. Rozpięła kurtkę, sweter i bluzeczkę a następnie klęknęła i przytuliła się nagą skórą do boku jaszczura. Poczuła na brzuchu jego szorstkie, zimne łuski i wzdrygnęła się, ale nie cofnęła. Po chwili całe ciało domniemanego wybawiciela od łba aż do ogona otulone było ciepłymi okładami. Gad miał niezwykle rozanielony wyraz pyska, co ze zdumieniem zauważyły te panie, dla których nie wystarczyło już miejsca. Nawet przez moment zastanawiały się, czy to tylko z powodu podnoszenia się temperatury ciała...

Bożenka czuła, jak zimny bok zielonego stwora staje się nieco cieplejszy. Wydawało jej się jednak, że biedak zaczyna drżeć z zimna. Po chwili usłyszała jednak cichy dźwięk i zrozumiała, że zwierzak... mruczy jak zadowolony wielki kocur. Dziwne podejrzenie przemknęło jej przez myśl, ale dotyk szorstkiej skóry upewnił ja, że przecież ma do czynienia ze zwykłą, choć nieco wyrośniętą i gadającą jaszczurką. A jaszczurka nie powinna mieć takich myśli...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...