Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Komentarze do Brazowego Uroczyska


braza

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 44k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • braza

    10541

  • Agduś

    4690

  • DPS

    3621

  • wu

    2676

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

No to nie napiszę :D

 

Dlaczego daję ... bo lubię jałowiec :D A smaczek jest taki fajniusi, z lekka przechodzą, byle za dużo nie wsypać. Ja na słój daję tak z 10 ziaren może. Czasami dodaję kminku, ale specjalnie dla Jamlesa zrobię bez!!!! :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Agduś napisała to u Tomka ... popłakałam się ze śmiechu!! Wklejam !!!

 

UROCZYSKO

ODCINEK SPECJALNY

 

Nitubaga po angielsku wymknęła się z zebrania jeszcze zanim Braza zaczęła obtańcowywać Anoleiz. Miała ochotę zaszyć się gdzieś w najciemniejszym kącie – szlaban na miotłę!!! Koszmar!!! A tak dobrze zaczynały jej wychodzić korkociągi... No i jeszcze szorowanie zbroi Czarnego Rycerza! Ten, wiecznie zajęty sprawami innych i przygotowywaniem znakomitych win do zamkowych piwnic, nigdy nie miał czasu zadbać o swój strój służbowy należycie. W efekcie zbroja, która i tak czasy swojej świetności miała dawno za sobą (Braza kupiła ją za grosze na allegro), skrzypiała i zacinała się, więżąc czasem właściciela w swym wnętrzu.

Snując te niewesołe rozmyślania, Nitubaga weszła do starych, nieużywanych już zabudowań gospodarczych. Braza zamierzała je wykorzystać, ale na razie nie miała pomysłów jak. Stanęła obok okna ukryta w ciemnej wnęce, by nikt jej nie zauważył z zewnątrz. Zastanowił ją nagły ruch i zamieszanie, które wybuchło na dziedzińcu, ale nie miał zamiaru pytać nikogo, o co chodzi. „Jeszcze zagoniliby mnie do jakiejś roboty...” – pomyślała niechętnie. Na wszelki wypadek postanowiła przejść do pomieszczenia w głębi budynku.

Weszła w ciemny, bo pozbawiony okien korytarz, gdy nagle zamarła w absolutnym bezruchu, marząc, by okazało się, że to, co słyszała, było tylko omamem. Gdy już zaczynała się dusić, usłyszała ponownie mrożący krew w żyłach dźwięk. Ze świstem zaczerpnęła powietrza. Przerażające metaliczne ni to charczenie ni warkot odpowiedziało jej jak echo. Dźwięk dochodził z pomieszczenia, do którego prowadził pozbawiony drzwi otwór w ścianie, jego źródło najwyraźniej nie poruszało się, co wcale nie znaczy, że nie miało zamiaru z zaskoczenia zaatakować. Nitubaga postanowiła być szalenie odważna i, wstrzymując odruchowo oddech, wysunęła głowę zza węgła. Żałowała przez moment, że nie jest ślimakiem – mogłaby wystawić tylko oko na szypułce.

W pomieszczeniu panował półmrok, ponieważ jedyne okno zasłaniały stare drewniane okiennice. Najwyraźniej kiedyś był to pokój dla pracowników. Nieźle ich traktował poprzedni właściciel Uroczyska, bo na szerszej ścianie widniał piękny ceglany kominek, obok stała ciężka ława zrobiona z przeciętego wzdłuż na pół pnia, a przy niej dwa krzesła o wysokich oparciach. Najwyraźniej ktoś często korzystał z tego pomieszczenia, bo na półce wiszącej naprzeciw kominka stały rzędem kielichy i omszałe butelki.

Kolejny metaliczny warkot zdwojony echem sprawił, że Nitubaga poczuła, jak cała jej istność kurczy się gwałtownie i ucieka w pięty. Stamtąd wypuściła na zwiady zmysł wzroku, który dostrzegł w samym kącie jeszcze jedno krzesło a na nim coś wielkiego i czarnego. Reszta istoty Nitubagi przez moment analizowała ten widok, na wszelki wypadek nie wychylając się z pięt. Wreszcie doszła do wniosku, że to może być tylko jedno – zardzewiała i powgniatana po nocnym wypadku zbroja Czarnego Rycerza wraz z zawartością, czyli samym Rycerzem. Wraz z westchnieniem ulgi, wszystkie zmysły, rozum i uczucia wróciły na właściwe miejsca. Ich właścicielka wzruszyła ramionami z rezygnacją – skoro i tak MUSI wyczyścić tę zbroję, to zrobi to teraz – może Braza da się udobruchać i cofnie szlaban na miotłę?

Podeszła powoli do Rycerza. Wzdrygnęła się odruchowo na dźwięk potężnego chrapnięcia dobywającego się ze zbroi, ale szybko uspokoiła się i wyciągnęła rękę, by potrząsnąć jego ramieniem. Poruszona zbroja zaskrzypiała cicho, ale nie wywarło to żadnego wrażenia na jej właścicielu. Potrząsnęła mocniej – z wnętrza dobiegł szmer, ale po chwili usłyszała kolejne znajome chrapnięcie. Spróbowała więc podnieść przyłbicę, jednak ta zacięła się najwyraźniej na dobre. Nitubaga rozejrzała się bezradnie po pomieszczeniu. Wreszcie zauważyła w kącie stos drewna do kominka. Podniosła miarowy konar i zapukała w zbroję. Czarny rycerz poruszył się, zasapał, westchnął ciężko, coś zamamrotał i... spał dalej. Po całym pomieszczeniu odbijały się echem dźwięki rodem z kuźni, gdy Nitubaga, pokrzykując dziarsko, starała się obudzić Rycerza. Wreszcie z ciemnego wnętrza dobiegł znany jej, trochę zniekształcony głos Czarnego Rycerza.

- Pospać człowiekowi nie dają! Kto tam?

- Nitubaga.

- Już nigdzie się nie można schować przed wami! Chciałem odespać to nocne szaleństwo.

- No sorki bardzo, ale czy ty nie powinieneś być teraz w jaskini?

- A która jest? Nic nie widzę przez tę przyłbicę!

- Już prawie południe. Goście dawno pojechali do Jaskini,

- Spokojnie – mój występ zaczyna się koło trzeciej po południu.

- Braza wściekła jak osa, porozstawiała nas po kątach... Masz szczęście, że cię nie było na odprawie! Przejechała się po wszystkich!

- Aaaa tam... Braza nie jest taka zła, jaką udaje...

- No nie wiem! Dała mi szlaban na miotłę i kazała twoją zbroję wypolerować!

- O! Nieźle sobie nagrabiłaś!

- Aaaa..., dałam ciała – to fakt. Ale żeby od razu zbroję!!! Przesada!

- Ja nie narzekam – przez przyłbicę słychać było uśmiech Rycerza, gdy wypowiadał te słowa. Tylko pomóż mi jakoś ją zdjąć. Nie wiem, czy po tym upadku całkiem się nie zacięła. A co z Białą Damą?

- Jak zwykle – zrzuciła giezło i została rozpłaszczona na dachu w tym swoim maskującym kombinezonie.

- Jak zwykle? To znaczy, że też jak zwykle o niej zapomnieliście i do rana trzymała się dachówek?

- No tak... Nic ci się nie stało? – zmieniła zgrabnie temat.

- Chyba nie, chociaż gnaty czuję...

- Idź do rusałek na masaż – poradziła postękując przy każdym słowie z wysiłku, bo właśnie usiłowała poodpinać zardzewiałe sprzączki z zesztywniałych skórzanych pasków. – Mogłaby ci ta Braza lepszą zbroję sprawić! Interes się kręci jak szalony, a ta skąpi na porządny sprzęt dla personelu.

- Ja nawet lubię tę starą zbroję – łagodził Rycerz – ale czasem wolałbym ja widzieć w kącie pokoju jako ozdobę.

- Jak to otworzyć? – Nitubaga siłowała się z przyłbicą.

- Pod ławą leży łyżka do opon. Spróbuj podważyć.

Po dłuższej chwili wspólnych wysiłków urozmaiconych postękiwaniem, zgrzytem metalu, skrzypieniem zardzewiałych zawiasów i na wpół cenzuralnymi okrzykami Nitubagi przyłbica drgnęła i powoli, dostojnie odsunęła się ukazując oblicze Czarnego Rycerza. Na moment zaprzestali dalszych wysiłków. Rycerz sięgnął wciąż opancerzoną dłonią po kielich stojący na ławie. Pociągnął łyk i wyraźnie zadowolony oparł się plecami o ścianę.

- Ale miałem sen! – zaczął. – Najpierw śniło mi się, że w całej Polsce... nie, za granicą chyba też, pojedyncze osoby zaczynały znienacka śpiewać gromkimi głosami. Każdy osobno, ale o tej samej godzinie. Nie wiedziałem, o co im chodzi. Inni też nie wiedzieli, bo dziwnie patrzyli na tych śpiewających. Właściwie to nie wiem, czy to można było nazwać śpiewem. Chociaż nie – niektórym nieźle wychodziło, zwłaszcza takiej jednej, która szanty śpiewała. Za to inni wyli okrutnie, ale wcale się nie przejmowali tym, że ludzie na nich patrzą i stukają się w głowy.

- No to niezły odjazd...

- Co ty! To dopiero początek! Najlepsze było później!

- Opowiadaj – Nitubaga rozsiadła się wygodniej, opierając nogi na zbroi Rycerza.

- Potem była jakaś jakby scena pod wielkim modrzewiem. Siedziałem na bujanym fotelu i oglądałem występy zajadając różne przysmaki, które mi bez przerwy donoszono. Skądś wiedziałem, że najpierw będzie kankan. Na scenę wyszły kobiety w... – tu zaczął tak chichotać, że przez dłuższą chwilę nie mógł wydobyć słowa.

- No mów!!!

- Były ubrane... – znów zaniósł się chichotem – w wielkie... – płakał ze śmiechu.

- Nie rycz tak, bo ci ta zbroja do reszty zardzewieje – niecierpliwiła się Nitubaga.

- PANTALONY – wyryczał ocierając załzawione oczy. – Męskie pantalony... z rozporkiem... i w takie długie damskie... z koronką na nogawkach – kontynuował przerywanym głosem. – To były takie ryczące czterdziestki, w pierwszym rzędzie co druga falowała górą, a co druga wywijała długaśnymi nogami, w drugim rzędzie były rude (co trzecia farbowana) a między nimi kilka w błogosławionym stanie. Żebyś ty widziała, jak one wywijały tego kankana! Jedna nawet miała dziecko przy piersi!

- I z tym dzieckiem...? – teraz płakali ze śmiechu już oboje.

- Tak, ono... wisiało przyssane cały czas! A na koniec trzy wykonały szpagaty i jedna z nich... – znów na moment stracił głos kwicząc radośnie – się... przyssała!

- Jak to „przyssała”?

- No przyssała się do desek... szpagatem... i... nie mogła... nie mogła...

- Czego nie mogła? Przestań rżeć, bo nic nie rozumiem – niecierpliwość pomogła jej na moment odzyskać oddech i zadać pytanie.

- Nie mogła WSTAĆ! Była przyssana i chcieli ją przesunąć na krawędź, żeby się odessała, ale się nie dało, więc wezwali.... o rrrany... nie mogę.... wezwali HYDRAULIKA! I on ją jakoś odessał od tych desek – skończył wreszcie.

Przez dłuższą chwilę zgodnie porykiwali śmiechem. Co któreś przestało na moment, to na widok miny drugiego zaczynało od nowa. Nitubaga już nie siedziała na krześle – leżała na podłodze wijąc się ze śmiechu jak nadepnięta żmija. Rycerza tylko zbroja utrzymywała w pozycji pionowej.

- O rrrany! Popuściałam! – oznajmiła wyjąc z radości Nitubaga.

- Ale to nie koniec! – oznajmił Rycerz.

Nitubaga wróciła na krzesło, by słuchać dalszej części opowieści.

- Potem miało być Jezioro Łabędzie – z trudem powstrzymał śmiech. – Tym razem występowali panowie. Nie wiem, dlaczego zaczęło się od przebierania na scenie. Wciągali te baletowe rajstopki i przechwalali się, który wypuści z nich łabędzia. Dokuczali sobie nawzajem, że ci inni mają najwyżej wróble. Nie wiedziałem, o co chodzi, ale oni... zaczęli sobie wpychać... w... – w tym momencie już nie wytrzymał i znów zaczął płakać ze śmiechu. Nitubaga, która nie wiedziała, o co chodzi, niecierpliwie czekała na kontynuację. – no wiesz gdzie... wpychali tam skarpetki! Pierwszy miał zwykłe zwinięte w kulkę, drugi wyciągnął podkolanówki, zwinął i włożył, kolejni mieli coraz większe... atrapy... aż wreszcie jeden wyjął taką... maskę... no wiesz, jak w fabrykach mają, tam, gdzie się pyli... i włożył tę maskę... A te od kankana wiwatowały każdemu! A ta zassana... no nie mogę... – ryknął śmiechem – ona... klaskała...

- Jak klaskała???

- Nie „jak”, „czym” klaskała! Tym, czym się zassała!!! I sęk wypluła, bo wyciągnęła go z deski, jak się zassała! I gwizdała! Też tym!

Nitubaga najwyraźniej dysponowała dobrze rozwiniętą wyobraźnią, bo opowieść Rycerza widziała jakby oglądała film. Znów znalazła się na podłodze płacząc ze śmiechu. Gdyby ktoś z zewnątrz ich teraz usłyszał, niechybnie wezwałby pogotowie (gdyby w ogóle skojarzył te odgłosy z istotami ludzkimi) – kwiczeli, dusili się ze śmiechu, porykiwali, wyli, piali z trudem wciągając powietrze, wykrzykiwali jakieś na wpół artykułowane wyrazy, które wywoływały wzmożoną kaskadę nieludzkich dźwięków. Wreszcie Nitubaga wyjąkała słabnącym głosem:

- Będę miała zakwasy! Jutro z łóżka nie wstanę! Kurde! Następnym razem uprzedź, to założę pampersa.

- Może ci się to samo przyśni!

- Nieeee!!! Udusiłabym się ze śmiechu.

Powoli uspokajali się. Jeszcze od czasu do czasu którymś wstrząsał paroksyzm śmiechu, ale były one coraz cichsze, coraz rzadsze...

- Która godzina? – zapytał niespokojnie Rycerz, jakby sobie o czymś przypomniał.

- O kurde! Już pierwsza! Dawaj tę zbroję, bo do jaskini nie zdążysz!

- To zdejmuj ją ze mnie. A ja sobie skoczę do Anoleiz. Zgłodniałem jak wilk. Żebyś ty widziała, jakie tam przysmaki były pod tym modrzewiem... – rozmarzył się.

Chwilę później Nitubaga siedziała nad czarną zbroją z szmatką w ręce i chichotała od czasu do czasu przypominając sobie co piękniejsze fragmenty snu Rycerza. Tymczasem w korytarzu słychać było jego cichnące kroki i wyśpiewywane pełnym głosem słowa:

- Nadobną córę miał król Ćwiek imieniem Lizelota, a cnoty to jej bardziej strzegł niż skarbów swych i złota!...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...