Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Potrzebuje pomocy (długie, smutne i poważne)


Recommended Posts

Tedii - widzisz , jak ja "pochowam" to mysle ze bede w stanie "otrzepac sie " i po jakims okresie oczywistej załoby "pchac wozek dalej"

Jak by to banalnie nie brzmialo - czas jest lekarstwem i po pewnym okresie (dla jednych krotszym dla drugich dluzszym) nie odbieramy juz calej sytuacji tak intensywnie jak na poczatku. Wydaje mi sie ze najgorzej jest teraz. I troche po omacku szukam jakiegos sposobu zeby sobie z tym poradzic. (Nie mam az takich ambicji zeby pomoc i przyjaciolce - skoro sama ze soba ledwo i ledwo co udzwigam ale jakby dalo rade troszke i jej ulzyc - bylo by super)

 

ullerowa i marzycielka - nie beczcie kobitki , ja staram sie jakos "odwrocic kota ogonem" i spronbowac docenic w tym momencie wlasna sytuacje - zdrowa mloda kobita z" problemami" ktore w tej sytuacji sa totalnym glupstwem i pikusiem.

Inna rzecz ze naprawde mam czasem lekkie ataki paniki - a to mama zadzwoni i powie ze sie gorzej czuje, a to facet ma zawroty glowy i mu "gorzej" a mnie w tym momencie az brzuch zaczyna bolec z nerwów. :-? i mysli galopuja...

eh...

 

sel i baba_b - dzieki za dobre slowo. Baba_b. - drobne prezenty staram sie robic - niestety ksiazka odpada (zbyt zle jest) perfumy... hm, nie wiem - normalnie bardzo by sie z nich ucieszyla a teraz tak sie zastanawiam jak to odbierze - moze zle?

Ale pare dni temu przynioslam jej plyte z utworami ktore bardzo lubi - ucieszyla sie :), wiem ze slucha.

Gdyby chciala pogadac - jestem do dyspozycji - nawet bym tego chciala "oczyscilo" by to atmosfere - ale... czekam na sygnal.

Ona chyba nie chce takiej rozmowy bo to by oznaczalo "poddalam sie","pogodzilam" itp.

Co do rodziny - mysle ze maja , dziecko jest malutkie (ok. roczne) - nie wiem jak takie maluchy odczuwaja taka sytuacje bo sie na dzieciach nie znam ale ma opieke obu babc, maz tez ma i swoich rodzicow i swoich przyjaciol - nimi jak gdyby nie chce sie zajmowac bo juz wogole bym zwariowala.

 

Dzis wieczorem musze wracac na min. tydzien do pracy.

Moj wczorajszy post byl spowodowany min. tym ze musialam Olkę o tym poinformować. Zle to przyjela i w ogole.

No ale nie moge zostac - gdyby to byla jeszcze rodzina cos by sie moze dalo utargowac , ale i tak bym zawalila mase rzeczy w pracy.

Tlumacze sie i wiem ze to logiczne argumenty ale i tak czuje sie paskudne.

 

:(

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 79
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

tak trochę obok tematu - skoro dziecko ma około roku, to znaczy, że rok temu i wcześniej dziewczyna była objęta regularną opieką lekarską - w sensie - robiła badania krwi, moczu, miała kilkakrotnie usg itp. No rzadko biegamy do lekarza z taką częstotliwością, jak w ciąży. Przerażające jest to, że wtedy nikt nie zauważył niczego alarmującego (być może jeszcze nic się nie działo), a po roku jest już za późno na to, aby ją uratować :o
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

tak trochę obok tematu - skoro dziecko ma około roku, to znaczy, że rok temu i wcześniej dziewczyna była objęta regularną opieką lekarską - w sensie - robiła badania krwi, moczu, miała kilkakrotnie usg itp. No rzadko biegamy do lekarza z taką częstotliwością, jak w ciąży. Przerażające jest to, że wtedy nikt nie zauważył niczego alarmującego (być może jeszcze nic się nie działo), a po roku jest już za późno na to, aby ją uratować :o

 

wolalabym jednak w temacie

bo zaraz tu sie zrobi dyskusja o opiece zdrowotnej

a nie o to mi chodzi i naprawde nie mnie (ani tym bj. nikomu innemu) sie wypowiadac czy akurat lekarze zawinili. organizm ludzki to nie robocik kazdy taki sam - i chcialabym akurat ten temat zdecydowanie uciąć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja wiem jedno : każda minuta spędzona z człowiekiem, który umiera jest drogocenna.

Rok temu - na odległość - umierałam z moją przyjaciółką - najbliższą, najkochańszą. Moje dzieci jak były małe mówiły do niej "mamo".

Ona tam ja tu.

Zabroniła mi przyjeżdżać.

Codziennie godzinami gadałyśmy przez telefon.

Potem coraz krócej. Morfina odbierała jej świadomość. Usypiała, nie wiedziała gdzie jest.

Każda minuta jest drogocenna.

 

W końcu zdecydowałam, że wbrew jej woli pojadę do Irlandii, do szpitala.

Nie zdążyłam. Nogdy sobie tego nie wybaczę.

 

Pielęgnuj każdy moment, każdy dotyk, każda chwilę kiedy Twoja przyjaciółka jest z Tobą, gdy Cię widzi, gdy wie, że jesteś.

Nie wiem czy piszę jasno, nie wiem czy pomogę, ale nie widzę innego rozwiązania.

Przytulam Cię mocno.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mi pozostaje także przyłączyć się do wyrazów współczucia a jednocześnie stwierdzić że robisz piękną rzecz, a Twoja przyjaciółka ma szczęście, że ma kogoś takiego jak Ty ....

 

Wierszyk z neta .... jakże prawdziwy ...

 

Przyjaciela mam

 

Co pociesza mnie

 

Gdy o Jego ramię

 

Oprę się

 

W Nim nadzieję mam

 

Uleciał strach

 

On najbliżej jest

 

Zawsze troszczy się…

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nawet zlapalam sie na tym ze czasmi mysle ze bylo by lepiej zeby juz umarla...

każdy człowiek ma wolę życia... ale jeśli ta wola gaśnie w takim przypadku nie powinno się na siłę jej podtrzymywać... po prostu odprowadzić w "stronę Światła"... przygotować... czasem nawet pomóc "tam" iść... (tak jestem zwolennikiem pomocy) i mam nadzieję że jak przyjdzie mój czas znajdzie się ktoś kto mi pomorze... i będzie to już zgodne z prawem...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

... bo śmierć to część naszego życia.

Myśl o tym jako o przejściu, nie jako o końcu ...

... wierzę, że to jeszcze nie koniec i że będzie jeszcze nam dane spotkać się z ukochanymi ludźmi (obojętnie w jakiej formie),

... wierzę również w to, iż jest im po tym "przejściu" lepiej (nie cierpią i nikt im już nie może wyrządzić żadnej krzywdy)

... sam nie wiem co lepsze (dla nas którzy tu pozostają) ? ... czy, długie odchodzenie z "iskierką nadziei", że może "nie jeszcze" ? ... czy może, nagle bez pożegnania ?

... już półtora miesiąca nie ma mojej jedynej Córeczki, ... nie wiem jak z tym żyć, ... staram się jakoś poskładać swoje rozbite życie, ... jak do tej pory z mizernym skutkiem ... (wiem jednak, że muszę się z tym jakoś uporać),

... najbliższym Twojej Przyjaciółki bardzo współczuję ... szczególnie Jej Rodzicom

 

pozdrawiam serdecznie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak jak Nefer - umierałam na odległość ze swoją przyjaciółką. Umierała dwa lata. Od momentu, kiedy padła diagnoza. Nie pozwoliła nigdy na spotkanie po diagnozie. Dwa lata walczyła sądownie o odebranie praw rodzicielskich ojcu swojej córeczki, mężowi, który porzucił je, kiedy dziecko miało pół roczku. W marcu wyrok się uprawomocnił, a w kwietniu zmarła. Do końca było w Niej mnóstwo buntu i niezgody na to, co Ją spotkało. I od początku wiedziała, jak to będzie, bo tak umierał Jej Ojciec. W rozmowach telefonicznych szłam za tym, co Ona mówiła - rozmawiałyśmy o zwykłych sprawach, tak, jakby nic się nie działo. Raz tylko nawiązała do swojej choroby. Powiedziała: "Wiesz, ja już nie wyzdrowieję. Mama będzie musiała sobie poradzić z wychowaniem Oli". Mogłam tylko zapewnić Ją, że wierzę w to, iż Jej Mama sobie poradzi i zapewni Oleńce przyszłość...

Trzymaj się, dziewczyno, nie będzie lekko. Będzie boleśnie i trudno. A potem... Potem możesz zostać lepszym człowiekiem, bo wiesz już, co to cierpienie i będziesz dobrze rozumiała innych cierpiących. Pozdrawiam. I wielkiej siły ducha życzę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

zielonooka

słowa w gardle stają

ale jeśli masz na to jakiś wpływ to zabierzcie ją z tej szpitalnej umieralni

nasi odchodzący ukochani nie chcą na m tego powiedzieć....i robią to dla nas

a oni...nie powinni odchodzić zrozpaczeni i samotni

 

jest inaczej, pozostaje tylko poradzić sobie z tym q.skim poczuciem bezsilności...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

zielonooka

słowa w gardle stają

ale jeśli masz na to jakiś wpływ to zabierzcie ją z tej szpitalnej umieralni

nasi odchodzący ukochani nie chcą na m tego powiedzieć....i robią to dla nas

a oni...nie powinni odchodzić zrozpaczeni i samotni

 

jest inaczej, pozostaje tylko poradzić sobie z tym q.skim poczuciem bezsilności...

A jeśli to nie jest typowa szpitalna umieralnia? Tylko profesjonalne hospicjum? W domu czasem taki człowiek musi leżeć parę godzin sam bo akurat żadnego domownika nie ma... albo smętne i zapłakane oczy domowników... lepsza opieka jest w hospicjum... nie wspominam już o opiece medycznej...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zielonooka - z perfum ucieszy się każda kobieta ;) Jak nie może czytać - może kup jej taką książkę do słuchania - są na dvd. Ja byłam w szpitalu tylko przy okazji porodu, ale to co pamietam to potęęężna nuuda. Wiem, że to inna sytuacja i inna jest jej kondycja, ale niech ma coś do roboty.

Przyniosłabym tez zdjęcia męża, dziecka, niech sobie na nich patrzy :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zielonooka - z perfum ucieszy się każda kobieta ;) Jak nie może czytać - może kup jej taką książkę do słuchania - są na dvd. Ja byłam w szpitalu tylko przy okazji porodu, ale to co pamietam to potęęężna nuuda. Wiem, że to inna sytuacja i inna jest jej kondycja, ale niech ma coś do roboty.

Przyniosłabym tez zdjęcia męża, dziecka, niech sobie na nich patrzy :)

Moja ciocia na kilka tyg przed śmiercią nie mogła wąchać żadnych silniejszych woni, nawet odwiedzających prosiła o nieużywanie perfum.

Podobnie, jak poczuła zapach ze szpitalnej kuchni, od razu miała mdłości.

Telewizor, radio, książka, gazeta.....zapomnij, wszystko Ją męczyło i denerwowało. Chciała ciszy i spokoju, nawet dotyk kiepsko znosiła, w grę wchodziło tylko potrzymanie za rękę i najbardziej konieczne czynności pielęgnacyjne.

Pielęgniarki mówiły, że to normalna reakcja u tak chorej osoby.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zielonooka - z perfum ucieszy się każda kobieta ;) Jak nie może czytać - może kup jej taką książkę do słuchania - są na dvd. Ja byłam w szpitalu tylko przy okazji porodu, ale to co pamietam to potęęężna nuuda. Wiem, że to inna sytuacja i inna jest jej kondycja, ale niech ma coś do roboty.

Przyniosłabym tez zdjęcia męża, dziecka, niech sobie na nich patrzy :)

Moja ciocia na kilka tyg przed śmiercią nie mogła wąchać żadnych silniejszych woni, nawet odwiedzających prosiła o nieużywanie perfum.

Podobnie, jak poczuła zapach ze szpitalnej kuchni, od razu miała mdłości.

Telewizor, radio, książka, gazeta.....zapomnij, wszystko Ją męczyło i denerwowało. Chciała ciszy i spokoju, nawet dotyk kiepsko znosiła, w grę wchodziło tylko potrzymanie za rękę i najbardziej konieczne czynności pielęgnacyjne.

Pielęgniarki mówiły, że to normalna reakcja u tak chorej osoby.

 

OK, skoro plote głupoty - już nie będę :oops: , na szczęście kompletny amator jestem w takich kwestiach, ale z dobrymi chęciami :oops: :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że każdy z nas jest amatorem w tych kwestiach.

Ja piszę tylko na przkładzie jednej osoby, a pewnie niektórzy reagują inaczej.

Każdy pomysł się liczy i dobre chęci też.

Ciocia była zapaloną ogrodniczką, więc kupowaliśmy Jej kwiaty, ale nie takie wiązanki ze wstążką, ale naturalne, wiosenne, tulipany, żonkile........

Bardzo się z nich cieszyła i lubiła na nie patrzeć, mówiła, że to taki kawałek życia i koloru w tych smutnych murach.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przed i po wizycie jestem potwornie rozbita psychicznie. To moze wstrętne co napisze ale najchetniej bym tam po prostu nie chodzila. Z drugiej strony - wiem ze jakbym nie poszla to bym sie czula jeszcze gorzej.

Troche trudno byc przy kims i starac sie mu jakkolwiek pomoc (swoja obecnoscia, rozmowa) majac dola, depreche i mysli typu "ja sie tu dusze" i marzac tylko o tym zeby cholera jak najszybciej wyjsc - na powietrze do zdrowych ludzi ... i zapomniec.... :(

 

Zielonooka, a myslałaś może o jakichs farmaceutykach dla siebie? Cos delikatnego, żeby nie zakłucało funkcjonowania, ale troche wyciszyło?

Teraz jest duzo nowoczesnych, bezpiecznych leków. Wiadomo, że to tylko doraźne, ale może warto? Oczywiście konsultacja lekarze jest konieczna, żeby określic czy w tym wypadku ma to sens.

 

Zwłaszcza, że koleżanka może zauważyć cos nie tak, zdenerwowanie w Twoim zachowaniu, może ją to krępować czy niepokoić.

 

Mój kolega miał problemy w pracy - straszny stres, ciągłe nerwy, kłopoty ze snem. Jak juz był bardzo wyczerpany poszedł do lekarza, dostał tygodniowa kurację. Wyciszył sie, inaczej spojrzał na problemy i bardzo sie potem cieszył, że sie na to zdecydował. To podaję jako przykład, że czasem warto sięgnąc po taką pomoc.

 

Pozdrawiam

zielony_listek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

zielona - współczuję :-(

 

Nie potrafię sobie z tym radzić. Nie mówiłem nikomu, ale kiedyś wracałem od babci, umierała na raka, jechałem samochodem, chyba chciałem od tego wszystkiego uciec, pędziłem, złapała mnie policja z wideoradarem, miałem ponad 50 km/h przekroczenia prędkości, nie chciałem nawet oglądać filmu, powiedzieli 500 zł i ileś tam punktów, nic nie powiedziałem, nic nie tłumaczyłem, przyjąłem...

 

Nie wiem czy to już ten wiek, czy więcej tego, nie wiem. Mam teraz koleżankę z pracy, na równorzędnym stanowisku była. Rak płuc, przeżuty, wątroba. Lekarze nie dają szans. Ech. I koleżanka koleżanki. W moim wieku. 4 dzieci. Bez męża. Tu jeszcze jest cień nadziei choć też są przeżuty. I jej ojciec. Jednocześnie. Tylko różne raki. I bardziej zaawansowany. Naprawdę nie wiem co wtedy robić ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
This topic is now closed to further replies.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...