Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

( Było o Byłej ) teraz opowiesc RETROFOOD'a


zielonooka

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 247
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

...

A ja do dzisiaj zachodzę w głowę, co miała oznaczać ta wizyta? Czy ONA chce, abym ją odwiedził? Czy może coś innego?

Podpowiedzcie.

 

cd.

Taaaaaak, im dłużej o tym myślę, tym bardziej jestem przekonany, że już wiedziała.

Ale na razie był wtorek i wybieraliśmy się na wieczorny bal.

Bale organizowane były w jadalni, która mieściła się w "piwnicznej" kondygnacji, czyli tam, gdzie byliśmy dobrze izolowani dźwiękowo od pokojów wczasowych. Zresztą kierownictwo od razu na wstępie zapowiedziało, że dla wszelkich uciech jadalnia jest otwarta nockę całą, więc miłośnicy zabaw mogą z niej korzystać do woli, natomiast na hallach i w pokojach żadne głośne imprezy tolerowane nie będą. Tym bardziej, że to był turnus z dziećmi. No i bardzo dobrze. Dzieciskom nic radosnego snu nie przerywalo, a opiekunowie (czyli my) mogli w tym czasie szaleć do białego rana.

Tym razem zabawa zaczęła się od razu. Nie było wczorajszego wyczekiwania nie wiadomo na co i po co. Kiedy przyszliśmy, oczywiście razem, to praktycznie było to tak, że kontynuowaliśmy wszystko od miejsca, gdzie wczoraj było zakończenie. Czyli śpiewy i zabawy wspólne.

Jednak przecież byłem znacznie trzeźwiejszy niż poprzedniego dnia. I dosłownie i w przenośni. Bo przecież po wczorajszyej burzy w głowie wywołanej spotkaniem z NIĄ, dzisiaj, popołudniowa rozmowa, przyniosła znaczne rozjaśnienie sytuacji. Ale chociaż podczas rozmowy byłem przekonany, ze wszystko rozumiem i że podzielam JEJ ocenę sytuacji, to z upływem czasu, jeszcze przed balem, mój optymizm słabł. I teraz, mimo sympatycznego powitania nas przez kierownictwo i uczestników (oj, daliśmy się zapamiętać!) byłem coraz bardziej zniesmaczony i zły. Bo dlaczego tak szybko ONA poruszyła ten temat? Dlaczego nie dała mi - nie wiem jak to nazwać - pomarzyć, pooczekiwać, czy coś w tym stylu? Przecież tak fajnie nam się spacerowało wczoraj! W końcu chyba mnie na tyle zna, żeby wiedzieć, że nic bez jej zgody nigdy bym nie zrobił.

Myśli kłębiły mi się w głowie od początku tego wieczora, a wypijany alkohol tylko je potęgował. I nie potrafiłem się ich pozbyć nawet wtedy, gdy brałem udział w jakichś występach artystycznych czy innych zabawach.

Byłem jednak na tyle trzeźwy, by JEJ na złość (tak sobie myślałem) rozejrzeć się bacznie wokoło. I cóż stwierdziłem? Ano to, że na każdego ojca przypadają tutaj trzy albo i cztery mamusie! I to w zdecydowanej większości młodziutkie! I zdałem sobie sprawę, że ja wczoraj nawet tego nie zauważyłem! I myślałem "a ONA nawet tego nie doceniła"!

A ONA bawiła się dobrze. Gdy zaczęly się tańce, to mimo totalnego deficytu facetów, coraz to inny prosił ją do tańca, więc ja, korzystając z okazji, również tańczyłem z innymi paniami. Z początku, po każdym tańcu zarówno ONA jak i ja wracaliśmy do naszego stołu. Ale z czasem ... tańce z innymi trwały coraz dłużej ... i dłużej..., w końcu zrozumiałem, że ja już nie korzystam z okazji że JEJ nie ma, tylko NIE CHCĘ wracać do stolika, gdzie teraz ONA dowcipkowała z innymi. Widzialem dokładnie, bo oczy jakoś same kierowały się w tamtą stronę.

Ale wróciłem kiedy ONA znowu tańczyla. Posiedziałem chwilę sam. Niezadługo ONA podeszła. Bez owijania w bawełnę od razu powiedziała, że jak mam ochotę bawić się bez niej, to nie ma nic przeciwko. Oniemiałem. Przecież to ONA ciągle zostawiała mnie samego i teraz jeszcze ma pretensje? Byłem jednak spokojny i spokojnie odparłem, że jak dotychczas, to nigdy pierwszy nie wstałem od stołu i nie poszedłem - JĄ zostawiając samą. Że dotychczas to było odwrotnie. To ONA szła tańczyć, a ja zostawalem sam. To co miałem robić? Wtedy nieoczekiwanie ONA niemal mi wykrzyczała: to wstań pierwszy od stołu i mnie poproś do tańca! I nie zostawiaj mnie dla jakichś facetów!

Znowu zgłupiałem. No bo to nie były słowa po prostu koleżanki skierowane do kolegi. Ale na myślenie nie było czasu. Wstałem i tym razem nie dałem się wyprzedzić innym. Zatańczyliśmy. ONA wtuliła się we mnie, jakby wszystkim wkoło chciała pokazać, że na tym turnusie nikt inny dla nas poważnie nie istnieje. Że sami sobie wystarczamy i nikt nam nie jest potrzebny.

Otoczenie zrozumiało. Zaraz kierownictwo zaprosiło nas (razem) do swojego stolika, twierdząc, że to dlatego, że wyglądamy tak jakbyśmy mieli ochotę się gdzieś zapodziać, a przecież do końca imprezy jest jeszcze mnóstwo czasu, no a bez nas byłoby trochę smutnawo, więc chcą mieć nas na oku. :wink: Uspokoiliśmy kierownictwo, że nigdzie się nie wybieramy, a ONA udając, że przy stole jest troszkę ciasno, usiadła mi na kolanach, co skutecznie odstraszało moich konkurentów.

No i wtedy kłębiaste myśli poszły precz. Bawiłiliśmy się we dwoje. Nikt inny dla nas nie istniał. Każdy taniec kończyl się pocałunkami, najpierw zdawkowymi, a potem coraz gorętszymi... Było mi dobrze. Zapomniałem o popołudniowej rozmowie. Zapomniałem o tych wszystkich ograniczeniach o których ONA wspominała. Liczyło się tylko to, że znów jesteśmy razem, że to jest ONA, z którą ... kiedyś ... ale nic straconego ... to znowu może zaistnieć!!! A ONA tym razem jakoś nie protestowała. Czułem, że jest ze mną, że chce, że ...

Niestety, nic dobrego nie trwa wiecznie. Kierownictwo znów zaordynowało występy artystyczne. Nie można się dziwić, bo dużo kobitek nie miało z kim tańczyć i przecież się nudziły. A kierownictwo dbało o dobre samopoczucie uczestników. Ale my stracilismy okazję do "przypadkowego" przytulania się, do obejmowania... do...

Wszystko było fajnie, ale czar prysnął. do końca zabawy ONA była miła, wesoła, serdeczna, niby bawiliśmy się dobrze, jednak to już nie było to. W końcu poszliśmy na górę do siebie. Przed drzwiami naszych pokoi objęła mnie, pocałowała, podziękowała i powiedziała, że drzwi balkonowe są otwarte, ale... prosi, bym nie przychodził.

Nie było wyjścia. Nie poszedłem.

cdn.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie było wyjścia. Nie poszedłem.

cd.

 

W nocy śniła mi się ONA. Szczegółów oczywiście nie pamiętam, jednak sen miał wyraźne zabarwienie erotyczne. Gdzieś tam byliśmy razem, gdzieś tam obejmowaliśmy się, gdzieś tam zacząłem ją rozbierać, lecz nagle ONA, już trochę rozebrana zaczęła mnie mocno odpychać. Złapała ręką moje ramię, zaczęła mocno potrząsać i ... obudziłem się. ONA siedziała na moim łóżku i szarpiąc moim ramieniem przywracała mnie do rzeczywistości. Było widno, ONA była całkiem ubrana, a minę miała mało wesołą. Kiedy całkiem oprzytomniałem, powiedziała mi, że miała zrobić mi psikusa. Chciała zabrać moich chłopaków na śniadanie i na wycieczkę, a mnie samego zostawić śpiącego w pokoju. Ale nie spodobał się jej wygląd mojego młodszego syna. Wstałem, popatrzyłem i rzeczywiście. Młodszy miał temperaturę. Byłem uziemiony w ośrodku.

Po śniadaniu ONA ze swoimi dziećmi i moim starszym poszli na spacer, a ja z młodszym czekaliśmy na lekarza. Potem apteka, tabletki i ... po obiedzie sam już czułem się fatalnie. Na całe szczęście lekarz miał w ośrodku dyżur całodzienny, więc znów recepta, znów tabletki, no i klapa. Z wielkich planów nici. Zalecono leżenie w łóżku przez co najmniej dni trzy. Ale kto by tyle wytrzymał, gdy majowy deszcz przygonił wszystkich wczasowiczów do ośrodka, tak, że w hallu i na korytarzach rozbrzmiewał pełną mocą gwar starszych i młodszych. Football świetlicowy, który umieszczono niedaleko naszych drzwi wejściowych stał się nagle najbardziej pożądaną atrakcją turnusu i był wprost oblegany. Jak można leżeć spokojnie, gdy tuż za drzwiami „oplotkowywany” jest cały wczorajszy wieczór, a także snute są plany na przyszłe dni. ONA oczywiście tez wróciła i dowiedziawszy się o zaleceniach lekarskich usiłowała mnie zagonić do łóżka. Powiedziałem, że się zgadzam, ale tylko wtedy, gdy położymy się razem. Niestety, odparła na to, że ONA chora nie jest. A poza tym ktoś musi opiekować się dziećmi, bo trudno je było utrzymać w jednym miejscu.

Sytuacja nie sprzyjała ani rozmowom, ani innym działaniom. Wieczór jakoś udało się położyć dzieciska spać, ale nastrój spowodowany deszczem był taki, że dorosłe towarzystwo za niedługo dość zgodnie postanowiło odpocząć po dwóch nieprzespanych nocach i trochę zregenerować siły. Wszyscy rozeszli się po pokojach. Poszliśmy więc i my. Przed pożegnaniem ONA uprzedziła mnie, że ze względu na pogodę drzwi balkonowe będą zamknięte, ale tak, by przy silniejszym pchnięciu można je było otworzyć. I od razu zastrzegła, że to tylko na wypadek, gdybym miał w nocy jakieś problemy z synem. I tak poszliśmy spać.

Rano pogoda była nie lepsza. Ja już nie miałem temperatury, ale syn nie prezentował się zbyt dobrze. Musiał leżeć, no i się nudził. Zresztą cały okres do obiadu była kalką z wczorajszego popołudnia. Wszędzie gwar, biegające dzieci i snujące się dorosłe towarzystwo. Po południu nastąpiła poprawa pogody. Chmury gdzieś odeszły, wyszło słońce i zrobiło się znacznie cieplej. Poprawił się też nastrój w ośrodku i część uczestników wybierała się na wycieczki w góry. Ale w międzyczasie okazało się, że chorych dzieci jest kilkanaście. Ponieważ ich rodzice nie ruszali się z ośrodka, to zostawiłem młodszego pod opieką tych, którzy zostawali, a sam ze starszym oraz ONA ze swymi dziećmi wybraliśmy się na wycieczkę.

I znów wyprowadziliśmy dzieci daleko od gwaru tłumu, w urocze okoliczne lasy, jak na pierwszej wycieczce. Znów wróciliśmy w rozmowie do tematu naszych wzajemnych relacji. ONA jednak nie zmieniła zdania. Wróciła do tematu naszej rozmowy i powtórzyła to wszystko co wtedy. Powiedziała wprost, że ma ochotę na chwileczkę zapomnienia. I zdaje sobie sprawę, że ja też mam. I ni wiadomo kto większą. Ale jest świadoma, ze fakt taki, gdyby zaistniał, mógłby bardzo skomplikować nasze przyszłe życie. Dlatego nie może do niego dojść. Poza tym – stwierdziła – niedługo wszystkie nasze problemy się rozwiążą. Kiedy zapytałem o co chodzi – nie odpowiedziała wprost. Uśmiechnęła się tylko tajemniczo, pogłaskała mnie po policzku i kazała mi się nie martwić. Wszystko będzie dobrze – powiedziała. I zaraz pochwaliła się, że dostała z firmy oczekiwaną informację o awansie. Została z-cą głównego księgowego. Ucieszyłem się, jakbym to sam został awansowany. Pogratulowałem, no i w ten sposób rozmowa zboczyła z naszych osobistych spraw na sprawy zawodowe. Wróciliśmy do ośrodka.

 

cdn.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No wiesz co zielona?

Nie ma problemu z dziećmi odchodzącymi z domu, z psem którego sie ma 12 lata obok i się go straci, a problemem nierozwiązywalnym robi sie ex, przecież była?

I to taka która no niby już nic, ale jednak mnie wkurza?

chłe, chłe - twardym trza być nie miętkim - nie wiesz? Samemu sobie radzić w takich sytuacjach a nie podpytywać innych. A nuż sie trafi zawistnik co złej rady udzieli? No i co wtedy?

 

ps no i ta forma

pkt1

pkt2

pkt3

regulamin piszesz czy instrukcję obsługi?

:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prawde mowiac musialam sie mocno zastanowic o co ci chodzi - i przejrzec swoje wypowiedzi wstecz - sorry nie obraz sie ale kompletnie mi twoja osoba ani tym bardziej twoja histora nie zapadla w pamiec :):):)

Moja wypowiedz w tamtym watku byla spowodowana tym ze mialam takie a nie inne odczucia i takie a nie inne zdanie. Twoja teraz jest tylko "pseudozlosliwym" ,i nic nie wnoszacycm napisanym na sile postem typu "odbicie pileczki" :).

Wiec jako takie - naprawde nie robi wrazenia :)

Ale - poniewaz juz zaczelam pisac to z checia na niego odpowiem :)

 

Nie twierdze ze nie mam wad ale....na pewno mam za to lepszy refleks niz co poniektorzy , a i nie daje po sobie poznac ze czyjas wypowiedz (i ewentualna lekka krytyka :)) tak mnie ubodla i jątrzy na tyle ze nawet po dluzszym czasie nie moge o niej zapomniec i nie moge ie powstrzymac od zlosliwego (no, przynajmniej w swoim mniemaniu) :) skomentowania :)

rowniez serdecznie pozdrawiam :)

 

ps. na tym forum poruszalam kilka innych "problemow" duzo bardziej dajacych mozliwosc dowalenia sie do mnie niz akurat ten o bylej :) - to taka mala podpowiedz gdybys o dziwo nadal odczuwal dyskomfort z powodu mojej wypowiedzi w twoim watku :), nie podejrzewam co prawda zeby ci sie chcialo :D ale jakby co ... nie krepuj sie :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...