Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

( Było o Byłej ) teraz opowiesc RETROFOOD'a


zielonooka

Recommended Posts

Masz za duże mniemanie o sobie jeśli uważasz że mógłbym mieć jakikolwiek dyskomfort z powodu Twoich mało przemyślanych elaboracików.

Jasne że było złośliwie - taki był zamiar - bo to podobno najlepsza metoda na zastanowienie się nad swoim dla innych.

A co do refleksu, czujności czy jak to tam nazywasz - naprawdę nie wyobrażasz sobie że nie wszyscy są skazani na śledzenie na bieżąco tego co piszesz, serio?!

Olaboga.

Wiesz co? Ja nie chcę Cię urazić i nie staram się abyś mnie nie lubiła (choć to przewrotne znowu , bo wiem że tak jest), ale nikt nie lubi krytyki za swoje myśli i zachowania, prawda?

Twoje uwagi są czasem na poziomie rechoczącego króla, który myśli że zamorskie szkoły dały mu pewność oceny problemów ludu (czytaj plebsu lub ciemnogrodu w jego mniemaniu), nie wiedząc że Ci uśmiechając sie do niego szykują gilotynę na tyłach pałacu.

Nie zarzucaj nigdy nikomu czegoś - czego i Tobie nie można by było zarzucić.

To tyle i the end na jakikolwiek komentarz wysłany przez Ciebie do mnie.

Fajke pokoju można wypalić, ale to już kiedy indziej.

Pa,pa

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 247
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

eh ludziska, postów jedno i drugie ma na koncie niemało, a kłócą się jak żółtodzioby... Nie szkoda klawiatury?

 

mam nowa - musze ja troche wyrobic bo klawisze jakies takie niewyrobione :wink:

a co do klocenia wcale nie jestem pewna czy to tylko przypadlosc żółtodziobow :wink:

a tak naprawde - czy my sie klocimy - ot , takie prztyczki i szpileczki, daleko jeszcze do prawdziwej klotni :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziwi mnie jedno

Dołączyłaś w 2004, więc nie wierzę że nie mieliśmy okazji powiedzieć, doradzić sobie w tym czasie czegoś dobrego. I to mnie lekko wkurza, bo to głupie takie jest

 

bobiczku - ja nie mam zadnego problemu zeby zakopac topór wojenny (moze "topor" to za duze slowo :wink:) - o! mam! - siekierke wojenna - czy tam te fajke wypalic ( choc generalnie nie pale :)) - naprawde :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Pogratulowałem, no i w ten sposób rozmowa zboczyła z naszych osobistych spraw na sprawy zawodowe. Wróciliśmy do ośrodka.

cd.

 

Stan zdrowia mojego chłopczyka poprawiał się i był zadowalający. Nie było więc większych przeszkód, aby po kolacji i uśpieniu dzieci zająć się spędzaniem wieczoru w sposób przyjemniejszy niż opieka nad małolatami. Oczywiście, bliższym i dalszym znajomym wypaplałem zaraz, że ONA awansowała w pracy, jednak żadnych innych szczegółów nie zdradzałem. Po co. Wystarczyło, żeby wszyscy wiedzieli, że jest okazja do zabawy, no i żeby JEJ nie pozwolili na wcześniejsze pójście spać.

Moje zabiegi zdały egzamin. ONA nie miała wyjścia, zabawę zorganizowaliśmy ad hoc (nie tylko we dwoje, po prostu wszyscy razem), jednak życie dawno dowiodło, że takie imprezy są najfajniejsze. Bawiliśmy się znakomicie. I nie chodzi tylko o nas dwoje, śmiem stwierdzić, że to był jeden z dwóch najlepszych wieczorów turnusu. Jednak w odróżnieniu od wcześniejszych zabaw, ONA tym razem rzadko była ze mną. Jako "sprawczyni" imprezy była jej centralną postacią, więc nie mieliśmy okazji by chociaż dłuższą chwilę gdzieś się urwać lub razem potańczyć.

To wtedy na tym wieczorze ostatecznie przepadłem w oczach innych - samotnych uczestniczek turnusu. Nie mogły mi darować tego, że cały czas byłem wpatrzony w NIĄ. I nie dość, że nie oglądałem się za innymi damami (przypominam, że na każdego pana przypadało minimum trzy panie), to jeszcze byłem sprawcą całego zamieszania i tego, że do NIEJ ustawiała się kolejka samców do tańca, kiedy one samotnie siedziały (smętnie - jak się później okazało) przy stolikach, albo próbowaly tańczyć ze sobą. Przyszłość pokazała, że przeciw mnie wystąpiły nawet te, których partnerzy tylko na chwilę je zostawiali, aby z NIĄ zatańczyć. Tak po prostu symbolicznie.

Ale wtedy my bawiliśmy się doskonale.

Jednak nie uprzedzajmy faktów.

Po zabawie wróciliśmy do siebie. Znaczy ONA do siebie i ja też do siebie. Ale jakoś spać się nam nie chciało.

Z dziećmi wszystko było w porządku. Może to nas tak uspokajało? Oczywiście, przez całą zabawę, jak zresztą zawsze, chodziliśmy na zmianę sprawdzać czy dzieci śpią spokojnie (nie pamiętam czy pisałem, że zabawy były w piwnicy, a pokoje na górze). W końcu byliśmy rodzicami odpowiedzialnymi i to już doświadczonymi.

Spotkaliśmy się na balkonie. Po paru dniach niepewnej pogody, tym razem noc byla piękna i ciepła. Postaliśmy blisko, blisko obok siebie, porozmawialiśmy i ... cóż pisać o tematach naszej rozmowy. Bujaliśmy w obłokach jak dopiero poznani ludzie. Mówiliśmy o spadających gwiazdach, o piosenkach, o marzeniach... i o wszystkim, co nie dotyczylo tego o czym rozmawialiśmy dotychczas. Nieoczekiwanie ONA w pewnej chwili poprosiła, abym poszedł spać. Nie mogłem się kłócić. Byłem posłuszny (jak zawsze). Na pożegnanie dostalem tylko muśniecie dłonią mojego policzka. I tak się rozstaliśmy.

 

Piątek przeszedł bez echa. Większość dorosłych była zmęczona, pomagaliśmy więc sobie wzajemnie w opiece nad dziećmi. Zresztą wśród dzieci też przecież zdążyly się wytworzyć pewne układy. Jedne bawiły się ze sobą chętniej, inne mniej, ale zawsze to było już dawno po przełamaniu tych pierwszych lodów. W każdym razie było tak, że dzieci tworzyły grupy, a przecież do opieki nad grupą potrzeba mniej osób, niż nad każdym oddzielnym dzieckiem. Więc jakoś wymieniając się w trakcie dnia, staraliśmy się odespać zaległości tak, aby odbyło się to bez szkody dla naszych pociech.

 

Wszyscy szykowali się do następnego dnia - do sobotniego wieczoru. W ciągu dnia delegacja pań - samotniczek odwiedziła kierownictwo ośrodka ze skargą, że są torpedowane przez innych uczestników (mężczyzn) turnusu; nie mają się z kim bawić, bo chłopy są ciągle zajęte i w związku z tym zażądały pozwolenia na zaproszenie na wieczorne imprezy męskich uczestników spoza ośrodka (na sąsiedniej z ośrodkiem budowie pracowal hufiec OHP 17- i 18-latkowie).

I wtedy się wydało!!! A wydało się to, że pomimo tego, że w planach turnusu był w sobotę wielki sobotni bal, to tego balu w ogóle nie bedzie! Traf chciał, że jedna z obsługujących nas kelnerek (pracownica ośrodka) postanowiła właśnie wyjść za mąż, a wesele ma się odbyć w naszym ośrodku, na naszej zabawowej jadalni. Oczywiście, kierownictwo doskonale o tym wcześniej wiedziało, ale ... nie przewidywało, że my tak dokładnie tą salę będziemy zajmować i ... będziemy chcieć zajmować.

Ale nie było wyjścia. Informacja wydostała się do ogółu przed wieczorem, ogól podyskutował i ... poszedł spać. No bo co mógl zrobić???

 

Nadeszła TA sobota.

W zasadzie nic z wczesnych godzin nie zapisało sie w mojej pamięci. Pewnie były to banalne wydarzenia typu śniadanie, jakaś przedpołudniowa wycieczka z dziećmi (zdrowie młodszego bylo w porządku), może coś innego... nie pamiętam... A może tych zdarzeń nie zapamiętałem, bo przyslonił je późniejszy szok???? Nie wiem.

Już wiedzieliśmy, że z sobotniego balu nici. Pomiędzy "ważnymi" uczestnikami turnusu, a do takich niewątpliwie się zaliczałem, szły dyskusje, co w takiej sytuacji robić. Wielkiej alternatywy nie bylo. Doszliśmy do wniosku, że trzeba się pogodzić z sytuacją. A tą naszą stratę pozwolimy kierownictwu odrobić w następnym tygodniu. Niech się stara. No i fajnie.

ONA niewiele uczestniczyła w tych rozmowach, chociaż wielu z nas ją zapraszało. Była jakaś ciągle zajęta: a to dziećmi, a to wymyślała inne powody... nie zwróciłem na to uwagi. Nie zwróciłem uwagi również na to, że podczas tych moich rozmów, kiedy byłem zajęty, to nie ONA opiekowała się moimi chłopakami, a właściwie to ONA chwilamii również powierzała swoje dzieci opiece innym, a sama gdzieś przepadała. Nic wtedy nie zauważałem.

W koncu nadszedł wieczór. Nie było wielkich planów, ale mielismy zamiar posiedzić wspólnie wszyscy razem na hallu na piętrze - akuratnie obok naszych z NIĄ pokoi. To było najlepsze miejsce na takie spotkania. Ja czułem się prawie jak gospodarz miejsca, dlatego nie siedziałem w swoim pokoju, a wcześniej zająłem miejsce w fotelach na hallu. Zarezerwowałem również obok siebie miejsce dla NIEJ. Ale JEJ nie było. Nie przejmowałem się zbytnio, przyzwyczajony już, że kobiety zawsze dłużej szykują się na imprezę.

Powoli towarzystwo zaczęło się schodzić. Zaczęły się pierwsze rozmowy, pierwsze kawały, pierwsze piosenki, jeszce cicho śpiewane... wtem zobaczylem, że ONA idzie po schodach z dołu w towarzystwie jakiegoś nieznajomego faceta. Jest ożywiona, wesoła i... trzyma go pod ramię!!! Pomyślałem, że to znowu jakieś żarty sobie robi i nie zwracałem na to większej uwagi. Jednak, kiedy weszli na piętro i podeszli do naszej grupy, ONA nieoczekiwanie powiedziała: przedstawiam wam mojego męża! I zwracając się do mnie dokończyła: poznajcie się, bo od jutra, to we dwóch będziecie chodzić na spacery z dziećmi. Ja jadę do domu, wracam do pracy.

 

KONIEC

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...