Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Kto jeszcze poznał BIAŁY SZKWAŁ?


DPS

Recommended Posts

Chciałbym zauważyć- myślę, że osoby pływające od wielu lat mnie poprą - że na Mazurach coraz mniej jest Żeglarzy :cry:

Nie pływam po Mazurach aż tak długo, bo jakieś może 14 lat, ale wracam tam coraz niechętniej :(

To co się tam dzieje ma już niewiele wspólnego z Żeglarstwem, teraz dominuje kasa, alkohol i chamstwo. Góry śmieci i zasrane laski przybrzeżne to codzienność. Pływający na wielkich płaskodennych krypach nie mają często pojęcia która burta jest prawa, a która lewa, a prawo drogi to czysta abstrakcja. Dojście do brzegu/keji czy odejście bez użycia silnika okazuje się niemożliwe :-? ... Nie wiem jak Ci ludzie zdobyli uprawnienia, ale widząc co się tam ostatnimi laty dzieje wcale sie nie dziwię, że ta sytuacja ma tak tragiczny finał - to po prostu brak umiejętności oraz, a może przede wszystkim - wyobraźni....

 

A nawiązując do miecza i wiatru bocznego, bez miecza większość mazurskich łupinek pójdzie bokiem, z mieczem - przy tak wysokich burtach dostanie ładnego przechyłu....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 205
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

ja zawsze pływałam na trzeźwo, zreszta odkąd pamiętam zawsze miałam pod opieką jakieś sieroty. No i na Mazurach nie przypominam sobie takiego luksusu, aby moja łajba miała silnik. Więc podchodzenie do keji w każdych warunkach miałam opanowane w małym paluszku.

Tysiące ludzi uprawia różne sporty i tysiące nie ma wyobraźni. Mogą to być narty, żagłówki, nurkowanie, jazda na rowerze górskim. Nie wiem, czy to da się nauczyć.

Nauczyć patrzec i widzieć, nie tylko patrzeć.

 

Na temat kapoków - nie pływałam w nich, ograniczają ruchy. Za to nieraz wpinałam się szelkami / na mazurach chyba tylko raz, reszta na morzu/. Dla dzieci, nie ma zmiłuj się - kapok obowiązkowy. Ja nie winie specjalnie tych rodziców 5-latka. Dla nich teraz to makabryczne cierpienie, nie potrzeba dodatkowej kary. Pewnie kazali dziecku schować się przed burzą w kokpicie :(

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

o ten dryf boczny nie będę się spierał, tyle że panowały specyficzne warunki i mogło być trochę inaczej niż zwykle

 

z tą malejącą ilością żęglarzy i rosnącym bydłem na jeziorach to masz rację

co do "infrastruktury" nabrzeżnej to katastrofa, ale to powinno regulować państwo, poprzez gminy, które czerpią korzyść z turystów

a tak, to słyszysz o jakiś "opłatach klimatycznych", bulisz drożej w każdym sklepie, płacisz za bindugę, cumowanie w porcie i g.. z tego masz (i to w polu lub lesie :D )

 

przed chwilą przeczytałem, że

Nie ostrzeżono o burzy, bo nie było łączności z radarem

i podejrzewam, że niefrasobliwosć, brak podstawowych umiejętności, będzie usprawiedliwiany brakiem łączności z radarem, oraz że WOPR i Policja nie pływała po jeziorach i nie zganiała do brzegów,

a to dlatego, że nikomu nie chciało się pomyśleć, rozejrzeć

to tak jakby kierowcy na drogach powinni być ostrzegani, że idzie burza, bo tego nie widać i tylko radar to zaobserwuje

po drugie - informacja i tak nie dotarła by do sterników jachtów bo jak?

ktoś ma radio? CB? istnieje kanał nasłuchowy? a jeżeli by istniał to czy ktośtego by słuchał?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dompodsosnami.

Dziecko było uwiązane na linie do masztu. Sama znam kilku żeglarzy z taką praktyką. Wtedy kapok raczej może jeszcze zaszkodzić. I w tym przypadku to właśnie sznurek przytrzymał pięciolatka pod wodą :-? :cry: Z kolei jak przy takim szkwale dziecko wpadnie w kapoku, to jak jak po nie wrócić? Trochę minie, ale może prędzej przeżyje.

Ja uważam - może dla niektórych obytych żeglarzy zbyt radykalnie - że małych dzieci w ogóle nie powinno wsadzać się do żaglówek. Z tego powodu my nie pływaliśmy dobrych kilka lat, aż dzieci nauczyły się dobrze pływać. Zwyczajnie się bałam :o

 

Pamiętajcie też, że do tej pory na Mazurach nikt chyba nie miał 12B. W końcu na małych akwenach inaczej się pływa i rzadko kto w panice wieje, bo idzie chmura. Oczywistym jest zrzucanie żagli, spokojne cumowanie albo przejazd na silniku, choć znam takich co lubią wtedy pływać, bo wreszcie wieje :o

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Barbossa w sumie napisał w czym problem. Podejście, ważny papierek i kasa. Ciekawe na ilu kursach mówią, o zwyczaju, że się nie gwiżdże na pokładzie i dlaczego.

Pamiętam jak zdawałem egzamin na patent, musiałem dobrze umieć manewry bo egzaminator nikomu nie odpuszczał. Ale gość który mnie uczył, pokazał wszystko co mógł, nie uciekaliśmy jak wiało, tylko uczyliśmy się jak sobie radzić, żebyśmy wiedzieli jak się zachować na wodzie. Na kursie przeżyliśmy ostre szkwały łącznie z podchodzeniem do wywróconej Omegi. I jak widzę coś co mi "brzydko pachnie" to wolę zrefować żagle i spokojnie płynąć nawet jeśli inni się śmieją, no ale wiem, nie wolno okazać się tchórzem :roll: . No i jak ktoś wyżej napisał, kiedys nie było silników więc trzeba było się sporo napocić przy nauce manewrów a teraz ? Gaz do dechy przez pół jeziora to norma jak słabiej wieje.

 

Widziałem na jachcie znajomych skutki "sielanki" na pokładzie, stroje kąpielowe, boso, generalnie tzw hajlajf. Wypłynęli zza wyspy, przyszedł szkwalik (nawet nie szkwał) i laska która się opalała na dziobie (pewnie jeszcze spała) w sekundę była pod wodą. Oczywiście kapoki i koło ratunkowe tak upchnięte pod pokładem, że nic pod ręką nie było.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kilka lat temu czytałem,że na Morzu Śródziemnym znaleziono pełnomorski jacht bez załogi. Śledztwo wykazało, że załoga, pod wpływem C2H5OH postanowiła się wykąpać w ciepłym morzu. Tylko nikt nie pomyślał przed skokiem do wody, że trzeba spuścić drabinkę. Burta była zbyt wysoka....
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

wtedy dzeciaka wiążę się do koła ratunkowego, a nie do masztu bo to największa głupota, nikt nie będzie się pierdzielił z ratowaniem łajby przed grzybem, przynajmniej ja nie widziałem i sam bym raczej ratował siebie lub załogę, a nie jacht, który i tak nie utonie ( a zresztą - ubezpieczony jest)

a wtedy uwiązanie do masztu, lub nie daj Boże zamknięcie w kabinie kogokolwiek ( był przecież niedawno przypadek: babiia i dwoje dzieci) to skazanie na utonięcie

 

tu mi sie przypomina anegdota sąsiada, stewarda (doświadczonego) który powiedział tak: jeżeli samolot (taki co ma się rozbić) jakimś cudem wyląduje, to on będzie pierwszym przy wyjściu awaryjnym i wyskakując wrzeszczał: follow me, follow me!!!

jak uzasadnił? ano tak: lepiej być wyp.. z roboty za niewywiązanie się z obowiązków niż zginąć, bo i tak ofiara z życia nie przyniesie nic dobrego (osierociłby 3 dzieci i bezrobotną żonę, no i przede wszystkim sam by nie żył :D )

 

coś w tym jest

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mogłabym się podpisać pod wieloma uwagami Barbossy.

1/ Przywiązywanie dziecka do masztu to, łagodnie mówiąc... nieroztropność. Z powodów przytoczonych przez przedmówcę. A do tego - dziecko nie ma żadnej swobody ruchów i w razie wywrotki lub zalania nie może podjąć żadnej próby wydostania się z opresji. W kapoku jest dużo bezpieczniejsze. Moi obowiązkowo pływali obaj w kapokach do 15. roku życia, pomimo niezłej umiejętności pływania.

2/ Bardzo razi mnie zachowanie ludzi, którzy pojęcia nie mają, co to jest etykieta jachtowa i etykieta w ogóle. Na szczęście w moich rejonach spotyka ich się jeszcze niewielu - chyba trochę łatwiej im pływać na jeziorach ze względu na surowe normy bezpieczeństwa na morzu (kurde, ostatnio znieśli papierologię, może teraz ich się namnożyć :evil: ).

3/ Też jestem ze starej dobrej szkoły żeglarstwa, patent sternika (wtedy jeszcze tzw. P.U. lub R.u.) mam od 28 ( :o - ależ jestem stara!) lat. Dz-ta i te rzeczy. Manewrówka w paluszku. Etykieta. Nawigacja. Meteorologia. Bosmanka. I wszystko inne. Wiele lat jestem instruktorem żeglarstwa, na obozach żeglarskich pełnię funkcję KWŻ-ta. NIE ROZUMIEM, jak dostają patenty ludzie, którzy nie widzą, co na nich idzie, jaka nawałnica. Zawsze jest te 30 min. czasu. Jak to się dzieje, że przytłaczająca większość ludzi uważa, że na jeziorach jest łatwiej - skoro jest dokładnie odwrotnie. Długa i najczęściej niezbyt stroma (choć wysoka) morska fala jest prostsza do przejścia aniżeli krótka i szarpiąca na jeziorze. 4 B na morzu - jacht zaczyna fajnie płynąć. 4 B na jeziorze - zaczyna się walka o przetrwanie. Kto tu ma łatwiej? Wiem, co mówię, uprawiam żeglarstwo morskie, a równocześnie pływam po Zalewie Szczecińskim (duuuuże jezioro, choć to wewnętrzne wody morskie). Na jeziorach pływają mieczówki, wygodne, szerokie, ale lekkie. U nas, na morzu - ciężkie i stabilne kilery, po co najmniej 500 kg balastu na końcu kila, nie licząc jego samego. I oto - mamy powszechne przekonanie, że "na jeziorku będzie łatwiej i spokojniej" i - oczywiście - alkohol na pokładzie. :evil: :evil: :evil: Nic bardziej mylnego. To na jeziorze trzeba szybciej reagować, sztuka żeglowania to omega. Ta łódka obnaża wszystkie niedostatki. Im mniejsza, tym trudniejsza łódka, Wiecie, o czym mówię.

4/ Cieszę się, że toczy się między nami ta rozmowa - może ktoś to przeczyta i kiedyś na wodzie sobie przypomni. I postąpi inaczej, mądrzej, niż do tej pory.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no to widzę Koleżanki mają "wypasione" papiery

ja to skromny żeglarz, ale może kumam trochę więcej :roll: , albo nauczyli mnie tego co TRZEBA wiedzieć będąc na wodzie

egzamin z teorii zdawałem 2 razy

pan (stary cap morski) koniecznie chciał usłyszeć ode mnie jak najwięcej o szkunerze - maszty (jakie i ile) i nazwy poszczególnych żagli :D

normalnie czad, ale za drugim razem zapytał o to samo, he he

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Coś takiego jak ostatnie wydarzenia na mazurach to naprawdę było coś. W tym roku przeżyłem coś podobnego jednak napewno nie o tej sile wiatru. Faktem jest że żagle mnieliśmy zrefowane ale ta ściana wody która się zbliżała... przyjęliśmy burzę dziobem, ale i tak musiałem bardzo walczyć o utrzymanie kierunku - łódka miała dużą powierzchnię boczną. Faktycznie jest tak że nic nie widać, łódka kumpla która płynęła przed nami (jakieś 10m) po prostu zniknęła. Deszcz zalewa oczy - widoczność na parę metrów. Płynęliśmy na silniku rozkręconym na maksa i chyba staliśmy w miejscu. Bałem się tylko żebyśmy nie wpadli na jakieś kamienie... Miałem pierta i to serio.

 

ale zdjęcia jakie widziałem z mazur... na taką siłę nie ma mocnych. Nie da się walczyć z takim żywiołem tangiem czy sportiną a ile jest się w centrum burzy.

 

Myślę też że głównymi powodami różnych zdarzeń na mazurach są:

- niepływanie w kamizelkach - bo przecież wiocha, nie?

- kamizelki są najczęściej upchane gdzieś za torbami

- żle zbuchtowane liny

- myślenie że to przecież tylko mazury

 

PS

często mówią że żeglarze piją... jasne że piją ale czy wszyscy i jakim stopniu. My zawsze sączymy sobie piwko, ale nigdy nie doprowadzamy do sytuacji w której człowiekowi w głowie szumi. Z tego co wiem 99% ludzi robi podobnie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dompodsosnami , sternika robiłas w Trzebieży? 8)

 

nie mogę sobie przypomnieć, gdzie my na omegach, DZ-cie, czy orionie mielismy koło ratunkowe :roll: Oczywiście oprócz dni, kiedy byla nauka podchodzenia do czlowieka za burtą :wink:

W Świnoujściu. Ta sama szkoła. 8) Manewry ćwiczyliśmy czasami na morzu (czytaj redzie). Koło było zawsze, bo absolutnie najważniejszą zasadą, jakiej nas uczono, było:

- Czym się charakteryzuje dobry manewr?

- Dobry manewr charakteryzuje się tym, że jest BEZPIECZNY.

Dzisiaj uczę tego swoich chłopaków i kursantów. Zawsze bawi mnie, jak są zaskoczeni kursanci, kiedy wchodzimy na łódkę, zaczynają się zabierać do zwalniania cum, a ja im mówię, że odejdziemy od kei, ale... jak powiedzą mi 3 sposoby na zrobienie tego bez silnika. 8) Dojście do człowieka za burtą też na kilka sposobów. I muszą prosić o sprawdzenie inercji jachtu na egzaminie - nie wyobrażam sobie "celowania" w człowieka nieznanym jachtem. :o

Majka - fajnie spotkać kogoś swego. :wink: :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dompodsosnami , sternika robiłas w Trzebieży? 8)

 

nie mogę sobie przypomnieć, gdzie my na omegach, DZ-cie, czy orionie mielismy koło ratunkowe :roll: Oczywiście oprócz dni, kiedy byla nauka podchodzenia do czlowieka za burtą :wink:

W Świnoujściu. Ta sama szkoła. 8) Manewry ćwiczyliśmy czasami na morzu (czytaj redzie). Koło było zawsze, bo absolutnie najważniejszą zasadą, jakiej nas uczono, było:

- Czym się charakteryzuje dobry manewr?

- Dobry manewr charakteryzuje się tym, że jest BEZPIECZNY.

Dzisiaj uczę tego swoich chłopaków i kursantów. Zawsze bawi mnie, jak są zaskoczeni kursanci, kiedy wchodzimy na łódkę, zaczynają się zabierać do zwalniania cum, a ja im mówię, że odejdziemy od kei, ale... jak powiedzą mi 3 sposoby na zrobienie tego bez silnika. 8) Dojście do człowieka za burtą też na kilka sposobów. I muszą prosić o sprawdzenie inercji jachtu na egzaminie - nie wyobrażam sobie "celowania" w człowieka nieznanym jachtem. :o

Majka - fajnie spotkać kogoś swego. :wink: :D

 

Dobry manewr to także prawidłowe komendy, np: "oddaj się na cumie rufowej"

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mój syn swoje żeglarskie szkolenie rozpoczął wcześnie, bo na początku szkoły podstawowej. Pływali na Optymistach po zalewie Zegrzyńskim. W sezonie musiałem go 2 razy tygodniowo - w soboty i niedziele wozić na całodzienne pływanie + 2 tygodnie obozu latem. Zimą, szkolenie teoretyczne i zajęcia kondycyjne. Kiedy wyrósł z "szuflady" bakcyl żeglowania nie wygasł w nim.

Obóz żeglarski na Kalu i Jasio wrócił ze zdanym egzaminem na żeglarza, ale bez dyplomu. Był zbyt młody. Musiał poczekać na wydanie dokumentu 6 tygodni. Kiedy go otrzymał pojechaliśmy na Mazury i wsiedliśmy na łódkę. Jasio w roli kapitana :) Szczęka mi opadła. :o On na lądzie, można powiedzieć, troszkę "rozkojarzony" po wejściu na pokład zmienił się całkowicie. Warunki były dość trudne, silny "mordewind" przy wyjściu z Wilkas. Precyzyjne komendy, na czas i nie był wcale speszony, że komenderuje tatusiem. :D Serce rosło. Kiedy wróciliśmy po całym dniu żeglowania, kupiłem 2 bezalkoholowe piwa i pojechaliśmy do "Zęzy". Patent trzeba było oblać, a przecież dziecku alkoholu nie mogłem dać.

Jestem przekonany, że na wodzie zawsze zachowa się odpowiedzialnie.

I o to mi chodziło.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

i

Majka - fajnie spotkać kogoś swego. :wink: :D

 

fajny był ten kurs, jeszcze w czasach dziwnych. Na 50 osób zdało 13ście.

 

zdaje się, że w podobnym czasie sie szkolilysmy

 

:wink:

 

Wygląda na to, że tak. :D He, fajnie było. U nas zdawalność wyniosła około 50%. Ja też musiałam czekać na patent kilka tygodni - nie miałam 18 lat. Ale zaraz po jego otrzymaniu wypłynęliśmy na Zalew. A do Trzebieży teraz wożę syna na rejsy po Bałtyku i Morzu Północnym - pływa na "Kapitanie Głowackim". Ośrodek właściwie w ogóle się od tamtych czasów nie zmienił. Bardzo lubię tam jeździć. Mam tam przyjaciół. :D 8) Bywasz tam czasem?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no to widzę Koleżanki mają "wypasione" papiery

ja to skromny żeglarz, ale może kumam trochę więcej :roll: , albo nauczyli mnie tego co TRZEBA wiedzieć będąc na wodzie

..............

Moje mało "wypasione" papiery leżą sobie gdzieś na dnie jeziora Wulpińskiego :lol: .

Mimo to pływam w kazdej wolnej chwili od wiosny do jesieni, już bez papierów.

Barbossa zgadzam sie co do nauki tego co TRZEBA wiedzieć.

Nigdy nie zapomne kilku pierwszych lekcji od człowieka który potrafił przekazać

swoje umiejetności i wiedze.

A pływać nauczyć sie można tylko pływając, pływając, pływając. :wink:

Dwa tygodnie w roku to za mało.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no to widzę Koleżanki mają "wypasione" papiery

ja to skromny żeglarz, ale może kumam trochę więcej :roll: , albo nauczyli mnie tego co TRZEBA wiedzieć będąc na wodzie

 

A Kolega to kuma trochę więcej od nas, czy od tego żeglarza, hę? :roll:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam

Przykre to, co się stało.

Mnie nie udało się jakoś załapać na żeglowanie, choć chciałem. Raz robiłem "za balast" poganiany zupełnie niezrozumiałym bełkotem od lewej do prawej burty....

Z anomalii na jeziorze, to bardzo zapamiętałem mój wyjazd nad jezioro (do pracy, a nocowałem w hotelu dla żeglarzy).

CAŁY TYDZIEŃ powierzchnia jeziora przypominała SZYBĘ.

Jak daleko, daleko, płynęła jakaś kaczka, to po kilku minutach przy brzegu maszty żaglówek ze dwa razy odchylały się od pionu o kilka centymetrów.

Dookoła banda bardzo ponurych ludzi siedzących na tarasie w piękną pogodę i z "kamienną gębą" patrzących w tę szybę....

I tak dzień po dniu..... Cały tydzień.....

A rano, przy śniadaniu, to nawet nie ryzykowałem powiedzenia "dzień dobry" - bo i tak warczeli...

Jeszcze bym w łeb dostał....

Wszyscy tacy sami.... a tylko tam udało mi się nocleg złapać...

Żeglarz to ponurak, jak nie dmucha...

A Wy piszecie, że jak dmucha to bywa, że robi głupstwa...

Adam M.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...