Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

KULINARIA


Recommended Posts

  • Odpowiedzi 5,1k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Znalazłem w necie. Sam nie zrobię bo do ciast nie mam zupełnie ręki - kiedyś zafascynowany prostotą Pavlovej zapragnąłem natychmiast ale to od razu i w tej chwili przyrządzić ów jakże łatwy konstrukcyjnie tort. Złociutka do dziś ( a minęły trzy lata) dźga mnie nim w oczy i każdemu kto chce jej słuchać opowiada z lubością o moim pohańbieniu. Wklejam jak leci bo zgubię:

 

TORT CZEKOLADOWY - coś a la wuzetka

 

Murzynek

1 kostka margaryny

1,5 szkl cukru

0,5 szkl. wody

3 łyżki stołowe kakao (czubate)

Wszystko włożyć do garnka, mieszając doprowadzić połączenia się składników (do zagotowania)

ostudzić - nie podjadać !

do wystudzonej masy dodać 2 szkl. maki, 4 żółtka i 2 łyżeczki proszku do pieczenia, zapach wanilinowy. Wszystko wymieszać mikserem.

Ubić pianę z białek (4), dodać do masy i delikatnie wymieszać.

Włożyć do formy i do gorącego piekarnika 180st.C. piec ok. 50 minut. NIE WYSUSZYĆ!

 

Jeśli podczas pieczenia zrobił się czubek to go lekko odciąć. całość przekroić długim nożem lub nitka na 3 blaty.

 

 

krem do tortu

 

Przy pomocy miksera utrzeć 1 małe masło roślinne i 1 szkl. cukru pudru. Do tej masy wkręcić powoli 1,5 szkl kefiru (np. duży kefir Danona) - KEFIR i MASŁO NIE MOGĄ BYĆ PROSTO Z LODÓWKI, bo się zważy*!!!!. Ubijać kilka minut aż masa będzie gładka. Wcisnąć troszkę soku z cytryny.

 

*Jak się jednak zważy, to miskę z masą wstawiamy na parę i ubijamy.

 

Poncz: Przegotowana ciepła woda, sok z cytryny, wódka. Do nasączenia wszystkich kolejno układanych warstw zużywam pewnie z 2 szklanek płynu. Generalnie zawsze mam wrażenie, że już sie zrobiło bagno z ciasta i to wrażenie świadczy o tym, że wlane jest dość albo za mało

 

Układamy spód tortu, poncz - dużo ponczu, wszystko pływa - potem powidła śliwkowe (by Łowicz), potem połowę kremu, potem następny blat, poncz, druga połowe kremu, ostatni blat, poncz i na koniec polewa czekoladowa

 

polewa czekoladowa

0.5 kostki masła

2 czubate łyżki kakao

3 łyzki stołowe mleka

1 niepełna szklanka cukru

Ugotowac mieszając

po LEKKIM ostudzeniu dodać 2 żółtka i wymieszać. Nie czekać za długo z wylewaniem na tort bo masa tężeje.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Będzie po Podlasku. Bo ja będę na chama promował swój region i niech mi ktoś zabroni. Upieczemy sobie blina – prawdziwego, podlaskiego, pachnąc ego nadbużańskim klimatem, ukraińskim śpiewem… Blina piecze się w kaflowym piecu nagrzanym do granic możliwości, wygarnąwszy z niego uprzednio żar i pozostawiwszy jedynie wysoką temperaturę i lekko wyczuwalny zapach palącego się tu wcześniej mocno wyschniętego liściastego drzewa. W takiej wersji blin jak wiemy jest prawie nierealizowalny. Oczywiście da się to zrobić ale w tym celu musimy nabyć dom na podlaskiej (ewentualnie innej) wsi, wyposażony odgórnie w ów piec co jako składnik blina jest wysoce kosztowne. Dlatego kompromisem będzie upieczenie blina w zwykłym piekarniku godząc się tym samym na lekko inny smak.

 

 

Dobre dwa kilogramy ziemniaków obieramy z łupin i ścieramy na tarce do tarcia ziemniaków (nie o drobnych oczkach tylko tej do tarcia jarzyn). Dodatkowo ścieramy też dwie solidne cebule. Do ziemniaczano cebulowej masy wbijamy trzy jajka, dodajemy łyżkę mąki, doprawiamy solą i czarnym, grubo mielonym pieprzem wedle uznania i gustu i to właściwie jest wersja podstawowa, która świetnie sprawdza się jako dodatek do grillowanych mięs.

 

Ja jednak proponuję dodać trzy łyżki kwaśnej śmietany ewentualnie szklankę zsiadłego mleka ewentualnie kefiru (nie do zastąpienia jogurtem naturalnym), nieco suszonego majeranku chociaż koper też będzie dobry. Możemy też pokroić w drobną kostkę boczek wędzony, usmażyć go na patelni (ale nie na twarde skwarki tylko delikatnie i z wyczuciem) i dodać do masy z tymże z boczkiem uzyskujemy kompletne danie – sycące i dość ciężkie.

 

Blachę smarujemy olejem, wlewamy masę i pieczemy dobre dwie godziny. Czekamy aż blin ostygnie. Najlepszy blin jest następnego dnia odsmażany. Jeżeli komuś się chce bawić w sosy, można do tego dorobić sos np. z kurek chociaż ja zawsze wybieram wersję: plastry usmażone na zwykłej patelni + szklanka zimnego mleka.

 

Dandi

ja wprowadziłam do takiego blina małą modyfikację . Dodaję do masy kartoflanej, nieco kaszy gryczanej. Zagotowuję ją tylko w osolonej wodzie i jak przestygnie mieszam z resztą.

Chyba nie można już tego nazwać blinem ale smakuje równie wybornie ( jest delikatniejszy) i następnego dnia po odgrzaniu też jest pyszny.

I tak właśnie przemycam kaszę moim latoroślom,której nie są wielbicielami.

 

Jeśli zaś chodzi o kapustę z grzybami to ja po dodaniu do niej wszystkich składników gotuję ją w garnku aż wchłonie w siebie wszystkie soki i olej i stanie się szklista.

 

p.s. Ja czytam i zrobię na święta taki pasztet :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Przepis na szarlotkę dla panów

 

1. Z lodówki weź 10 jajek - połóż na stole ocalałe 7, wytrzyj podłogę, następnym razem uważaj!

 

2. Weź sporą miskę i wbij jajka rozbijając je o brzeg naczynia.

 

3. Wytrzyj podłogę, następnym razem bardzie uważaj! W naczyniu mamy 5 żółtek.

 

4. Weź mikser i wstaw do niego skrzydełka i zacznij ubijać jajka.

 

5. Wstaw od nowa skrzydełka do miksera, tym razem do oporu. Zacznij ubijać.

 

6. Umyj twarz, ręce i plecy. W naczyniu pozostały 2 żółtka, a dokładnie tyle potrzeba na szarlotkę.

 

7. Oklej ściany i sufit kuchni gazetami, meble pokryj folią, będziemy dodawać mąkę.

 

8. Nasyp 20 dkg mąki do szklanki, pozostałe 80 dkg zbierz z powrotem do torebki.

 

9. Sprawdź czy ściany i sufit są oklejone szczelnie, przystąp do miksowania.

 

10. Weź szybciutko prysznic!

 

11. Weź 4 jabłka i ostry nóż.

 

12. Idź do apteki po jodynę, plaster i bandaże. Po powrocie zacznij obierać jabłka. Przemyj jodyną kciuk!

 

13. Potnij jabłka w kostkę pamiętając, że potrzebujemy 2 jabłek, więc nie wolno zjeść więcej niż połowę! Przemyj jodyną palec wskazujący i środkowy.

 

14. Jedyne pozostałe jabłko pocięte w kostkę wrzuć do naczynia z ciastem, pozbieraj z podłogi pozostałe kawałki i przemyj wodą.

 

15. Wymieszaj wszystkie składniki w naczyniu mikserem, umyj lodówkę bo jak zaschnie to nie domyjesz!

 

16. Przelej ciasto do foremki, wstaw do piekarnika.

 

17. Po godzinie, jeśli nie widać żadnych zmian włącz piekarnik.

 

18. Po przebudzeniu nie dzwoń po straż pożarną! Po prostu otwórz okno i piekarnik.

 

19. Po tych traumatycznych przeżyciach pozostaje tylko schłodzona żubrowka i sok jabłkowy;-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Piter – do łez :D

 

Dobra ale do rzeczy. Uprasza się te co deklarowały że będą piekły pasztet na święta o opowieść i wrażenia smakowe.

 

W dzisiejszym odcinku nauczymy się co zrobić jak nie ma w domu żony dłużej niż dzień. W celu nie posiadania żony dłużej niż dzień należy wyżej wzmiankowaną oddelegować do mamusi i święty spokój. Moja siedzi tam od Bóg wie kiedy już chyba ze dwa lata czy tam od poniedziałku. W każdym razie trochę mi jej brak i okazuje się, że ja, perfekcyjny pan domu, który umie nastawić pralkę (gówno prawda), posprzątać na błysk a jak gotuję to klękajcie narody, ja pszęjawas to tak naprawdę guzik wiem o prowadzeniu domu. Wczoraj przyjechała nowa pralka. No wypasiona cium malyna wszystko świeci i błyszczy, ma ledowe cośtam i jeszcze takie inne co je koniecznie Złociutka chciała a ja nie wiem do czego służy. No to ja zrobię pranie. Ambitnie, czarne. To Bóg nade mną czuwał, że włożyłem do pralki tylko swój dres co go kiedyś kupiłem na siatkówkę, kilkanaście par skarpetek, jedne jeansy (robocze) i jakieś tam bokserki, bonusowo parę koszulek – obowiązkowo czarnych, innych zresztą nie noszę. W każdej kieszeni jeansów i dresu znajdowała się tona chusteczek higienicznych co dało efekt niepowtarzalnego batiku na czarnych ubraniach. Skarpetki do wywalenia…

 

No ale ja nie o tym. Żony niet więc co ja się będę produkował tylko dla siebie. Kulinarnie stałem się nagle zupełnie niewybredny: śniadanie jajecznica albo nic, obiad kanapka, kolacja nic albo kanapka. Nawet herbaty nie chce mi się robić. Dziś wypiłem kawę co poczytuję sobie za świadectwo mojej niesłychanej pracowitości. No ale w lodówce odkryłem przed chwilą cos o czym chwilowo zapomniałem a co miało się stać moim popisowym wyrobem quasi wędliniarskim w święta. Słoninę… Wiem, wiem, dziękuję za oklaski. Już mówię co należy z delikwentką zrobić oczywiście przy założeniu, że uda się jaką kupić bo szyny naładowane wodą i syfem – prosz bardzo – skolko ugodo ale weź Ty Panie kup słoniny przyzwoitej – ni ma mowy. Nabywamy słoninę nie za grubą bo menda ma opory z zabraniem soli ale też nie grubości naleśnika. Nacieramy ją z całych sił grubo mieloną solą. Tu promyk słońca: z solą nie da się przesadzić. Czego słonina nie weźmie to się samo osypie ale ona tę sól pobiera tak wolno, że nie ma strachu – walimy bez opamiętania. W słoninę trzeba tez uczciwie wetrzeć łeb czosnku i dużo startego majeranku. Kto nie lubi majeranku może sobie odpuścić. Tak przygotowaną słoninę więzimy w jakimś plastikowym pudełku (oryginalnie w beczce drewnianej ale komu trzeba beczkę słoniny…) i odstawiamy w chłodne miejsce na pierdylion dni, tygodni. Aż sobie o niej przypomnimy. W tym momencie i tak sól nie wejdzie do środka więc nie zawracamy sobie nią głowy tylko czerpiemy i czerpiemy z jej dobroci kiedy nam się rzewnie podoba bądź w czasach kryzysu powodowanego nieobecnością małżonki tak jak ja dziś.

 

Odnalazłszy słoninę na dnie lodówki, pokroiłem ją w grube plastry i wio na patelnię chcąc się przekonać co z tego wyniknie. Prawdę mówiąc sądziłem, że cała się stopi dając smalec ale nie. Słonina rzeczywiście oddała mnóstwo tłuszczu ale same plastry (grubo pokrojone) pięknie się zezłociły (trzeba przewracać bo same z siebie się nie obrócą skubane). Dorzuciłem pół cebulki w piórka – dla zapachu i pozwoliłem jej jeszcze się trochę popluskać we własnym tłuszczu po czym przygotowawszy dwie uczciwe pajdy chleba, ułożyłem na nich gorące plastry słoninki, na to kilka kleksów musztardy (jakiejś ostrej) i… panowie… kto nie próbował niech spróbuje. Piszę Panowie bo żadna baba w życiu świństwa do ust nie weźmie widząc już oczami wyobraźni rozrastającą się fizys. Naprawdę warto a już w dobie kryzysu nie ma niczego lepszego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...