Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

opowieści magmi


Recommended Posts

Nasza budowa zapadła już w sen zimowy. Fundamenty opatulone folią i obsypane ziemią, pozaślepiane końcówki rur kanalizacyjnych, buda zamknięta na kłódkę.

Jeździmy co kilka dni sprawdzić, czy wszystko w porządku. Trochę na zapas, bo co niby mogłoby się stać na tym etapie? Ale od czego człowiek ma wyobraźnię - pozdzierana folia i zamoknięte ściany, zamrożone nocą... Złoczyńcy kradnący piasek albo co innego... (co na przykład? hmmm...) W każdym razie jeździmy.

 

Poza tym, ponieważ wyższy VAT wisi nad nami i wciąż nie wiadomo, kiedy spadnie, pilnie liczymy materiały budowlane na ściany, stropy i dach - bardzo prawdopodobne, że kupimy je w grudniu i zostawimy w depozycie w hurtowni do kwietnia.

Przy tym liczeniu materiałów nagle powstał nowy problem. Nasz Szef Ekipy wniósł postulat, żeby "przeliczyć ściany do modułu Porothermu". Chodzi o to żeby możliwie wszystkie odcinki ścian miały długość podzielną przez 12,5cm, żeby ograniczyć do minimum cięcie bloczków (moim zdaniem z lenistwa, zdaniem mojego męża z oszczędności i w trosce o mostki termiczne). Szef Ekipy proponuje poprzesuwać po kilka centymetrów otwory drzwiowe i okienne, a nawet zmienić nieznacznie długości ścian. Co do otworów w ścianach, nie ma sprawy, jeśli tylko nie wywróci mi do całej elewacji i wnętrza do góry nogami, niech przesuwają. Ale zmieniać długości ścian?!! Teraz, kiedy fundamenty już stoją?? Nie mógł o tym, do cholery, pomyśleć wcześniej? Już się pokłóciliśmy na ten temat z mężem, a temat dopiero się rozwija. Będzie gorąco...

 

Po ostatnich dyskusjach panelowych w gronie rodzinnym mamy też zamiar zakupić jakieś kafelki - z baaardzo dużym wyprzedzeniem wprawdzie, do kafelkowania nam naprawdę daleko. Ale chcemy załapać się na ulgę remontową, a trudno odliczyć na mieszkanie bloczki betonowe albo strop ceramiczny.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...
  • Odpowiedzi 104
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Ostatnio prowadzimy intensywne badania rynku. Oto wyniki:

 

Materiały na stan surowy

Kupujemy w najbliższych dniach Porotherm na wszystkie ściany oraz belki i pustaki stropowe. Co prawda tak jak wszyscy mamy nadzieję, że VAT wejdzie od maja, ale to co się da (czytaj: na ile nam starczy...) wolimy na wszelki wypadek kupić przed styczniem. Zwłaszcza, że od nowego roku ma wejść nowy - wyższy - cennik na Porotherm. Mam nadzieję, że hurtownia, w której materiały będą leżeć w depozycie do wiosny, nie splajtuje przez ten czas.

 

CO

Zostawiłam sprawy wszystkich instalacji mojemu mężowi. W związku z tym ostatnio zainteresował się piecami z zamkniętą komorą spalania oraz kondensacyjnymi. Zasięgnął opinii na ten temat, rozeznał ceny i zdaje się, że już mu przeszło.

 

Okna

Po pierwszych wycenach kompletu okien w wersji drewnianej musieliśmy się trzymać krzeseł, żeby z nich nie pospadać. Czekamy na wyceny w wersji PCV. Prawdopodobnie wyjdą na akceptowalnym dla nas (czyli zgodnym z założonym kosztorysem) poziomie, więc szykuje się poważny dylemat.

Albo okna w wersji przewidzianej w projekcie - w większości dwudzielne i ze szprosami - ale białe, w wersji PCV.

Albo drewniane, ale wtedy trzeba będzie zrezygnować ze szprosów i zmienić okna na pojedyńcze, a to ze względów zarówno finansowych jak i estetycznych - po wykonaniu serii rysunków (kilka wersji każdej elewacji...) widać wyraźnie, że okna dwudzielne, ale bez szprosów, wyglądają na naszym domu nieciekawie - gdzieś traci się jego charakter.

Wersja z oknami niedzielonymi jest oczywiście bardziej współczesna, ale wygląda nieźle. Tylko że ja tak lubię szprosy i oboje już się przywiązaliśmy do wizji wiejskiego domu z wiejskimi oknami...

 

Kafelki

Jak juz pisałam, ze względu na uciekającą ulgę remontową oraz rozbieżne wśród fachowców interpretacje przepisów postanowiliśmy kupić coś, co można będzie w tym roku odliczyć na remont mieszkania.

Zwiedziliśmy kilka dużych hurtowni kafelek, kilka sklepów i wszystkie markety budowlane w okolicy.

Wykrystalizowała nam się koncepcja i ostatecznie, jak to często bywa, wróciliśmy do gresu podłogowego, który rzucił nam się w oczy niemal na samym początku.

Mój mąż jest nim wprost zauroczony. Moje uczucia są nieco mieszane. Płytki w stylu postarzanym są dla mnie OK, ale te wyglądają jakby je odłupano, w ramach odzysku, z jakiegoś bardzo starego domu, przypuszczalnie na południu Francji albo Włoch. Wytarte. Przybrudzone. Obtłuczone. Z czarnymi wżerami. Moi rodzice jakoś niewiele mieli do powiedzenia, gdy im przywiozłam jedną płytkę w celu demonstracji. Po dłuższej ciszy dyplomatycznie orzekli, że trzeba by to zobaczyć na większej powierzchni... Hi hi. Kupimy je w tym tygodniu w ilości ok. 50m2 (tyle potrzebujemy do holu, wiatrołapu, kuchni i jadalni) i zwalimy im do garażu. Dobrze jest mieć rodzinę.

Przy okazji poszukiwań gresu mnie z kolei wpadły w oko - nie, to mało powiedziane, to była prawdziwa miłość od pierwszego wejrzenia - kafelki na ścianę do kuchni. Okazało się, że to jakaś końcówka serii, wzór już wycofany z produkcji. Nie poddaję się. Rozpoczynam dziś akcję poszukiwawczą na wielką skalę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kupiliśmy materiały na ściany i strop. Tym sposobem nasze fundusze na rok 2003 właściwie się skończyły.

W czwartek zamówiliśmy też ten wyszczerbiony gres na podłogi. Transport przyjechał w sobotę - ponieważ pan sprzedawca uprzedził nas, że będzie tego tona, nieco spłoszeni na wszelki wypadek ściągnęliśmy posiłki w postaci znajomych. Okazało się, że na zapas - tona kafelek do rozładowania to nic strasznego, paczki ciężkie ale za to niedużo. Mąż z kolegą rozładowali gres do garażu rodziców w ciągu piętnastu minut - a jaka przyjemna sobotnia impreza wokół tego rozładunku się zorganizowała...

Udało mi się również bez większego trudu odnaleźć owe kafelki ścienne do kuchni, mój mroczny przedmiot pożądania. Firma, całkiem popularna wśród forumowiczów z Mazowsza (Azulejera Alcorense), na południu Polski jest niemal nieobecna - jedyny sklep, który sprzedaje te płytki na Śląsku to ten gdzie je zobaczyłam (i gdzie ostatnia partia wzoru, który tak mi się spodobał, była przyklejona do wystawki). Zadzwoniłam do siedziby polskiego przedstawicielstwa, do Kozerek pod Grodziskiem Mazowieckim - gdzie mogę to jeszcze kupić? Może jakiś sklep w Krakowie? Nie ma. Wrocław i Dolny Śląsk? Nie ma. Ale za to poinformono mnie, że chociaż "mój" wzór kafelek jest już faktycznie "na wykończeniu" (wchodzą nowe wzory, stare są wycofywane), to mają u siebie trochę, a resztę mogą jeszcze sprowadzić z Hiszpanii - tylko musimy to sobie u nich odebrać. Tu można sobie obejrzeć te moje odnalezione skarby: seria Mallorca.

Ponieważ mój mąż jeździ do Warszawy z dużą częstotliwością, obiecał mi przywieźć pod choinkę kafelki z Grodziska.

W związku z tym w ciągu trzech kolejnych wieczorów projektowałam kuchnię. Rozrysowałam w kilku wersjach szafki, sprzęty kuchenne i kafelki na ścianach, podliczyłam ilości, wysłałam zamówienie i czekam...

Pewnie w tym momencie niektórzy kreślą sobie palcem kółeczka na czole. Przyznaję, że rozrysowywanie szafek kuchennych i kafelek na ścianie, która jeszcze nie istnieje, jest może pewnym dziwactwem. Ale lubię mieć wszystko zaplanowane i zorganizowane z pewnym wyprzedzeniem - życie i tak przynosi dość niespodzianek, zwłaszcza na budowie, a przynajmniej w odpowiednim momencie nie będziemy się miotać i na gwałt wymyślać, gdzie zlew, a gdzie lodówka, gdzie kontakt, a gdzie rurka z wodą. No i jakież to przyjemne zajęcie na zimowe wieczory, gdy do wiosny - i do następnych prac budowlanych - tak daleko!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ponieważ w końcu wywołałam film i zrobiłam odbitki, dziś zamiast tekstu parę zdjęć z jesiennego sezonu budowlanego:

ławy fundamentowe od frontu...

...i od strony przyszłego ogrodu

 

Teraz powinny nastąpić zdjęcia z murowania ścian fundamentowych i ich izolowania, ale gdy te ważkie wydarzenia miały miejsce, ani razu nie udało nam się przypomnieć sobie w porę o zabraniu ze sobą na budowę aparatu fotograficznego. W związku z tym następna odsłona to już

kanalizacja...

zasypywanie...

...z ofiarną pomocą Młodszego Dziecka...

...i gotowe fundamenty

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Święta coraz bliżej. Po cichutku marzy mi się, że następne już w domu... Choć bardziej prawdopodobne jest, że dopiero te za dwa lata.

Tu muszę się przyznać, że wizja przeprowadzki budzi we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony wiadomo, nie mogę się doczekać, a z drugiej... Nie, nie dręczą mnie obawy o dojazd, o adaptację członków rodziny do nowego miejsca ani o sprawy organizacyjne. Tylko troszkę mi żal. Sentymentalna jestem i tyle - i przywiazuję się do miejsc. Zwłaszcza tych dobrych miejsc, a na pewno takim jest - i pozostanie dla mnie na zawsze - nasze obecne, ciasne i zagracone, ale bardzo kochane mieszkanko.

Podłoga z desek sosnowych, na której nasz synek stawiał pierwsze kroki. Balkon, na którym z córką co roku na wiosnę sadzimy werbenę i lobelie. Kawki i wrony na śniegu za oknem, i za tym samym oknem stara jabłoń i dwie wiśnie, oszałamiające nas co roku powodzią różowych i białych kwiatów. Będę za nimi tęsknić...

A tymczasem, mimo przestoju zimowego, sprawy budowy powoli toczą się naprzód. Mój nieoceniony mąż przywiózł mi na Gwiazdkę, zgodnie z obietnicą, kafelki do kuchni. Zmęczony po całym dniu pracy i podróży uwalił się na kanapie i pobłażliwie przygladał się, jak układam kafelki na stole, a następnie wydaję okrzyki zachwytu, głaszczę je czule po dekorach i odstawiam wokół nich taniec radości (zakazany w Adwencie). Ach, mówię Wam, są śliczne! Spałabym z nimi w łóżeczku, gdyby nie były takie twarde, zimne i kanciaste.

Swoją koleją toczą się również sprawy okienne. Dostaliśmy wyceny od czterech producentów okien drewnianych (PCV jakoś wciąż spychamy na koniec kolejki). Wrażenia:

Sokółka - ceny przeciętne, okna też (tzn. w porządku, ale bez specjalnych zachwytów)

Igies&Igies - jak wyżej, trochę drożej

Quercus - ceny na tym samym poziomie co Sokółka, ale jakość - cudo! Estetycznie te okna biją wszystkie pozostałe na głowę.

Gebauer - ceny z księżyca (drożej od pozostałych o ok. 10% nawet po upuście), jakość OK, ale Quercus pozostaje poza konkurencją.

Chcemy sprawdzić jeszcze Stolbud Włoszczową, bo po podliczeniu samodzielnym wg cennika z Internetu wydają się najtańsi - ale to do weryfikacji, no i trzeba by te okna zobaczyć.

Chyba zdecydujemy się na koncepcję bez szprosów i z oknami pojedyńczymi, czyli chata wiejska unowocześniona. Układ okien przez to trochę odbiega od oryginalnego. Narysowałam już kilkanaście wersji wszystkich elewacji - zmiana jednej powoduje zmianę drugiej, bo musi pasować - pamiętacie może, że mam ciągoty do perfekcjonizmu - no i zamiast piec ciasteczka i pucować dom na swięta, rysuję, rysuję , rysuję... Jak się wykluje wersja ostateczna, dam Wam znać.

 

Wesołych Świąt!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks później...

Budowę przysypało grubą warstwą śniegu, a tymczasem swoją koleją toczą się sprawy, nazwijmy to, infrastruktury, o których wcześniej nie było czasu napisać (a teraz akurat jest). Sytuacja wygląda następująco.

 

Gaz

Gazownia przez dłuuugi czas na wszelkie wnioski o wydanie warunków przyłączenia odpowiadała odmownie, tłumacząc się nieopłacalnością inwestycji (do wybudowania jest ok.pół kilometra gazociągu oraz stacja redukcyjna) dla kilku tylko odbiorców. Na argumenty, że tych odbiorców przybywa z miesiąca na miesiąc, bo działki w naszym sąsiedztwie sprzedają się obecnie jak świeże bułeczki, była całkowicie nieczuła.

Dopiero deklaracja z naszej – tzn. przyszłych odbiorców gazu – strony, że gotowi jesteśmy własnym sumptem położyc ów brakujący odcinek sieci gazowej (a co! ma się ten gest!) posunął sprawy do przodu. Koszt gazociagu jest niestety porównywalny z kosztem wodociągu, który też swego czasu sami sobie zafundowaliśmy - o czym pisałam kilka miesięcy temu. Na szczęście, od tego czasu przybyło nam wielu sąsiadów i o ile wodociąg budowaliśmy w ósemkę, to do gazociągu jest obecnie dwudziestu kilku inwestorów. A zatem koszty rozłożą się zupełnie inaczej, i chwała Bogu za to. Projekt gazociągu jest już gotowy. Obecnie projektant - a zarazem jeden z inwetorów - jest w trakcie załatwiania pozwolenia na budowę - mamy nadzieję, że na wiosnę dojdzie do realizacji.

 

Prąd

Zakład energetyczny ma bardzo dużą bezwładność i kiedyś tam by nas na pewno przyłączył z własnej inicjatywy, ale kiedy, tego nie wie nikt.

Doradzono nam zatem, żeby sprawę przyspieszyć wykonując we własnym zakresie projekt przyłącza i występując o pozwolenie na budową przyłącza razem z pozwoleniem na budowę domu. Tak też zrobiliśmy, a koszt wykonania projektu został odliczony przez ZE od ogólnego kosztu przyłączenia przy podpisywaniu umowy. Potem mieliśmy tylko scedować pozwolenie, w zakresie dotyczącym budowy przyłącza, na ZE i w do końca listopada prąd miał być. Ale niestety nie ma. W międzyczasie zmieniły się przepisy i nie można obecnie scedować części pozwolenia, tylko całość. A całość obejmuje budowę domu i przyłącza razem.

Komentarz, który nam się nasunął gdy się o tym dowiedzieliśmy, nie nadaje się do przytoczenia na forum, więc nie przytoczę.

Wyjście z sytuacji, owszem, jest. Jakie - zgaduj-zgadula? Ależ tak, dobrze się domyślacie, musimy wykonać przyłącze we własnym zakresie... ZE o tyle okazał się łaskwszy od wodociągów i gazowni, że zróci nam za to pieniążki.

 

Kanalizacja

Tu sprawy wyglądają najgorzej. Kanał, szambo itd.– wszystkie związane z tematem słowa, również te mniej cenzuralne, które się nasuwają, można śmiało użyć do opisania sytuacji. Warunki techniczne do podłączenia są. Ale warunków politycznych nie ma, bo gmina (na terenie której znajduje się oczyszczalnia ścieków, tudzież nasza kolonia domków) nie może dojść do porozumienia z miastem, które jest właścielem rzeczonej oczyszczalni. Bez komentarza.

 

Telefon

Nastąpiło interesujące odwrócenie sytuyacji - ten element infrastuktury, który jeszcze niedawno, bo zaledwie dziesięć lat temu, był chyba najtrudniej osiągalny (o telefon żebrało się w telekomunikacji i czekało na niego latami), teraz jest osiągalny najłatwiej – firma wykonująca dla TP nowe odcinki sieci telefonicznej sama się nami zainteresowała, wszystko załatwia we własnym zakresie i zgłasza się tylko po nasze podpisy. Na koniec zgłosi się jeszcze po pieniążki, rzecz jasna, ale i tak telefon kosztuje najmniej ze wszytskich mediów - o jedno zero mniej od reszty...

 

Internet

A tu to już w ogóle nie ma problemów - sąsiad ma zamiar zostać tzw. providerem (prowajderem?)...

 

Reasumując, jest tak:

Wodę mamy, bo sobie zrobiliśmy na własny koszt.

Gaz będziemy mieli, jak sobie zrobimy na własny koszt.

Prąd będziemy mieli, jak sobie zrobimy (na szczęście już nie całkiem na nasz koszt), bo inaczej czekalibyśmy nie wiadomo jak długo.

Kanalizacji póki co nie będziemy mieli, bo nie.

Za to telefon i internet – teraz, zaraz i beż żadnego problemu.

Oto polska rzeczywistość budowlana A.D. 2004 ( u wrót Europy).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks później...

Ostatnio wyżywałam się na forum na temat uzbrojenia i po raz kolejny sprawdziła się dziwna a ponura prawda, że jak się porządne ponarzeka, powiesza psy na kim się da i najlepiej jeszcze zaklnie soczyście (co czyniliśmy bynajmniej nie raz wraz z moim miłym w zaciszu domowym), to pomaga. I wcale nie chodzi mi o to, że pomaga na umęczoną psychikę narzekacza, tylko o to, że naprawdę coś się zmienia.

Chyba będzie kanalizacja. Miasto z gminą doszło wreszcie do jakiegoś porozumienia i przedsiębiorstwo wod-kan obiecało udzielić swego łaskawego zezwolenia na przyłączenie naszego rosnącego w oczach osiedla do sieci. Oczywiście, oczywiście... nie muszę nawet dodawać, pod warunkiem, że "podciągniemy się" do głównej rury na własny koszt... Ale ponieważ odpadają wtedy szamba (które też kosztują), a eksploatacja jest o niebo tańsza, nie ma co narzekać. Kanalizacja ma być robiona jesienią, co nas akurat bardzo urządza.

Jest też szansa, że nasz gazociąg (którego jeszcze nie ma, a ma powstać w okolicach kwietnia) zostanie odkupiony od nas przez gazownię. Oby się udało.

No i na koniec, pojawił się nowy sąsiad, który chciałby mieć wodę. Z naszego wodociągu. Zwrot części kosztów mile widziany.

 

Jest wreszcie ostateczna wersja okien w naszym domu. Gdy już odżałowałam szprosy (do wizji których byłam bardzo przywiązana), ta nowa wersja zaczęła mi się naprawdę podobać - właściwie z dnia na dzień podoba mi się coraz bardziej.

Pozostał tylko problem wyboru materiału i producenta.

Nie mam nic przeciw oknom PCV. Zawsze bardzo podobały mi się okna białe, zwłaszcza w tradycyjnym zestawieniu z czerwoną dachówką i tynkiem w jakimś miłym ocieniu żółci lub zieleni. Ponieważ jednak człowiek jest istotą skomplikowaną, a człowiek płci żeńskiej jest istotą skomplikowaną do kwadratu, z bliżej nieokreślonych przyczyn nasz dom będzie w całkiem innych kolorach - i okna białe odpadają. Od środka też odpadają, bo skoro kupiliśmy już postarzany gres podłogowy i kafelki ścienne w zdecydowanie rustykalnym stylu, to białe plastikowe okna byłyby w tym towarzystwie zgrzytem. Pozostają okleiny.

Wczoraj do poduszki obłożyłam się więc cennikami okien PCV w okleinach drewnopodobnych i zrobiłam wyliczenie - wyszły taniej, nie da się ukryć. Okna drewniane ze Stolbudu Włoszczowa, które zapowiadały się tak obiecująco, okazały się być tanie, ale tylko z powierzchnią łączoną mikrowczepami. W wersji z warstwą zewnętrzną z litego drewna kosztują mniej więcej tyle co u innych producentów.

Sprawa jest więc jasna: albo PCV z obustronnym kolorem lub drewno na miniwczepy w podobnej, niższej cenie, albo okna z litego drewna w cenie sporo wyższej. Wąż w kieszeni syczy (taki jego obowiązek, bo budżet rzecz święta), ale pokusa jest wielka. Dajemy sobie tydzień na deczję, bo już czeka w kolejce instalacja CO.

Dni są coraz dłuższe i sezon budowlany zbliża się wielkimi krokami. Znowu zaczynam się robić niecierpliwa...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Okna będą jednak drewniane - ostatnia oferta z Quercusa okazała się być na akceptowalnym poziomie. Budżet na okna co prawda został lekko przekroczony - o cenę montażu - ale trudno, raz się żyje.

 

Rozglądamy się za teraz za więźbą. Na temat więźby w naszym projekcie przetoczyła się ożywiona dyskusja w wątku klementynkowym, więc napiszę tylko krótko, że zaniepokoiło nas zastosowanie w projekcie konstrukcji krokwiowo-jętkowej, wspartej jedynie na wieńcu, dla tak wielkiego dachu. Szukaliśmy informacji na ten temat, konsultowaliśmy się ze specjalistami - nasze obawy rosły, dla dachu o tak dużej rozpiętości (13 metrów) i jednocześne tak małym kącie nachylenia połaci (30 stopni) nie jest to rozwiązanie poprawne. Projekt przewiduje wprawdzie ogromne, grubaśne krokwie oraz podwójne jętki, mające zapewnić nośność konstrukcji, ale po przeliczeniu dachu niezależnie przez dwóch konstruktorów nadal wniosek był smutny - dach jest zaprojektowany nienajlepiej (mówiąc oględnie).

Na szczęście, przy tak prostym kształcie dachu, poprawki nie były skomplikowane - polegały na dołożeniu płatwi nad jętkami (czyli zmiana więźby na płatwiowo-kleszczową) oraz słupów podpierających płatwie, które szczęśliwie udało się ukryć w ścianach działowych poddasza. W rezultacie można było lekko odchudzić same krokwie.

Po tych wszystkich zmianach nasz Szef Ekipy przygotował nam zestawienie wszystkich elementów więźby, łącznie z doprojektowanymi płatwiami i słupami. Mój mąż przekazał je dwóm dostawcom do wyceny - czekamy.

 

Równocześnie rozmawiamy z pierwszą ekipą od CO. Mamy w planach ogrzewanie mieszane, wodne podłogowe w części domu, a w reszcie grzejnikowe. Trochę to komplikuje sprawy sterowania i automatyki, ale ponieważ jest to dość często teraz spotykane połączenie, myślę że są już dobre rozwiązania na rynku. I że cena nie zwali nas z nóg.

 

Jeszcze parę słów o motywacji do budowy. Ogólnie nam jej nie brakuje, ale ostatnio mamy dodatkowe bodźce. Mnie osobiście do szału doprowadza stan otoczenia naszego obecnego miejsca zamieszkania po stopnieniu śniegu - wszędzie śmieci, psie kupy, trudno dojść od drzwi domu do samochodu, żeby nie wdepnąć jakieś świństwo. Ot, środek miasta.

A mojego miłego męża ze stanu właściwej mu równowagi psychicznej wytrąciła seria kradzieży w naszym samochodzie, zaparkowanym nocą przy spokojnej skądinąd i sympatycznej uliczce. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy postradaliśmy tym sposobem kołpaki, reflektory przeciwmgielne oraz lusterko boczne, a w ramach bonusu zaliczyliśmy próbę włamania przez złodzieja-kretyna. Usiłował dostać się do środka przez PRZEDNIĄ SZYBĘ, którą oczywiście zniszczył, wyrwał uszczelkę, wgiął śrubokrętem blachę w kilku miejscach - i to by było na tyle osiągnięć, jeszcze się pokaleczył. Czekamy z utęsknieniem na garaż.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks później...

Widać, że wiosna idzie, bo na forum z dnia na dzień przybywają nowe dzienniki. Za pióro chwytają głównie kobiety - ciekawe, czy powodem jest przyrodzone podobno (jak twierdzą złośliwi) naszej płci gadulstwo ?...

Ha. Ja też mam ochotę sobie pogadać.

Przede wszystkim, denerwują mnie długofalowe prognozy pogody, które codziennie oglądam w Internecie. Śnieg i śnieg. Zimno i zimno. Chcielibyśmy zacząć sezon budowlany w marcu, ale nasza ekipa nie budowała kolei transsyberyjskiej i brak jej doświadczenia w warunkach polarnych.

Jakiś tydzień temu oglądaliśmy we czwórkę bajeczkę na dobranoc ze starych zasobów telewizji, o Misiu Uszatku urządzającym wraz z przyjaciółmi ślizgawkę na podwórku. Dwa dni później odwiedziliśmy naszą działkę i przeżyliśmy deja vu. Skromne zaczątki naszego domu stały się wyspą pośrodku jeziora skutego lodem. Zdaje się, że po nawiezieniu ziemi do ogrodu przez naszych sąsiadów (przy równoczesnym zdarciu humusu przez nas) nasza działka stała się najniżej położonym punktem w okolicy. Dobrze, że obsypaliśmy ściany fundamentowe piachem do samej góry i jezioro kończy się metr od nich.

Poślizgaliśmy się wszyscy na lodzie wzorem Misia Uszatka, ale mimo tych atrakcji postanowiliśmy także nawieźć w tym roku ziemi... O ile zdążymy, oczywiście.

 

Więźba zamówiona. Impregnowana zanurzeniowo, dostawcę zarekomendował nam nasz Szef Ekipy - po rozeznaniu cen okazało się, że są na bardzo wyrównanym poziomie, więc nie kombinowaliśmy więcej.

Dzisiaj targowaliśmy się u producenta okien i drzwi zewnętrznych. Jutro podpisujemy umowę. Dostawa i montaż dopiero w sierpniu, ale VAT nas pogania - chcemy teraz mieć fakturę. Zaliczka w wysokości 50% ceny do zapłacenia do końca kwietnia. Poprosiłam o przygotowanie próbek kilku kolorów lakieru - będę przykładać do cegieł, dachówek, rolet i czego się da, zanim ostatecznie wybierzemy...

Dostaliśmy pierwszą wycenę instalacji CO. Czekamy na następne. Napiszę o nich parę słów następnym razem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Dostaliśmy oferty na instalację CO i wod-kan.

Zdecydowalismy się na ogrzewanie mieszane - podłogówkę w kuchni, jadalni, holu i wszystkich łazienkach, natomiast w pokojach ogrzewanie grzejnikowe.

Dlaczego chcemy mieć podłogówkę? Może dlatego, że teraz mamy strrrrasznie zimną podłogę, a bardzo lubimy chodzić boso (nie mówiąc już o naszych dzieciach). A także dlatego, że w łazienkach ciepła podłoga to sama przyjemność (a do tego szybko schnie...). W kuchni z kolei dlatego, że nie ma gdzie dać grzejników (ściany zabudowane szafkami). Ogólnie, podłogówka ma być wszędzie tam, gdzie będzie gres na podłodze (poza kotłownią i pralnią). Wodna - bo moi rodzice zrobili u siebie elektryczną i po pierwszym sezonie przestali jej używać - koszty eksploatacji ich przeraziły.

A dlaczego w pokojach grzejniki? Z kilku powodów. Po pierwsze, chcemy mieć drewniane podłogi. Po drugie, pokoje sypialne na poddaszu nie będą zbyt duże, a będzie w nich sporo mebli - w takim wypadku podłogówka mogłaby "nie wyrabiać" (mała powierzchnia grzejna).

No i jeszcze dlatego, że mamy w projekcie kominek z DGP. Podłogówka ma dużą bezwładność i obawialiśmy się, że gdybyśmy zrobili ją wszędzie, to po odpaleniu kominka w pokoju dziennym oraz w pokojach, do których doprowadzimy gorące powietrze, robiłoby się zbyt ciepło. Natomiast grzejniki przestają grzać praktycznie natychmiast, gdy głowice termostatyczne je wyłączą, a potem - po wygaśnięciu kominka - równie szybko się nagrzewają.

 

Jedyny problem, który nas martwił, to sterowanie automatyczne takim systemem - jak to zrobić, żeby podłogówka działała sobie, a grzejniki sobie?

Na szczęście, okazuje się, że ta część ludzkości, która para się instalacjami centralnego ogrzewania, już dawno rozwiązała nasz problem.

Wszyscy instalatorzy, od których dostaliśmy oferty, zaproponowali praktycznie taki sam system: sterowanie pogodowe podłogówką, plus pokojowy czujnik temperatury sterujący obiegiem w grzejnikach, umiesczony w najbardziej newralgicznym punkcie (czyli w najzimniejszym pokoju), plus głowice termostatyczne na pozostałych grzejnikach.

Na tym, jednakże, zgodność oferentów się kończy, a zaczynają się nasze problemy.

Jakiej mocy piec? (24 kW czy wystarczy 20kW)

Jakiej pojemności zasobnik CWU? (120l czy 160l)

Czy potrzebne jest sprzęgło hydrauliczne, czy nie? (2 X TAK, 1 X NIE)

Czy robic dodatkowo sterowanie obiegami podłogówki dla poszczególnych pomieszczeń?

Z jakiego materiału instalacja CO? (miedź miękka, miedź twarda, polietylen)

Z jakiego materiału podłogówka? (2 X polietylen sieciowany, 1 X Alu-pex)

 

AAAAAAA! Na co się zdecydować????

Za każdym rozwiązaniem padają oczywiście argumenty, każdy wytyka (i, zapewne, wyolbrzymia) ewentualne problemy związane z konkurencyjną opcją... Jak zwykle, jak zwykle. Mój mąż analizuje wszystko szczegółowo, studiuje schematy, wypytuje, porównuje. Natomiast ja przyznaję się bez bicia, że z ulgą przyjęłam jego zaangażowanie, stanowczo odmówiłam zapoznania się szczegółowo z zasadą działania sprzęgła hydraulicznego i zostawiłam go samego na polu walki. Co za dużo, to niezdrowo.

 

Ciekawe, że mimo tych różnic w kwestiach technicznych, rozrzut cenowy nie jest zbyt wielki. Bardzo pociesza nas, że wszystkie oferty mieszczą sie z pewnym luzem w kosztorysie, który założyliśmy dla instalacji CO (po przekopaniu forum i wypytaniu znajomych inwestorów).

Wkraczamy obecnie w fazę negocjacji, na koniec zaklepiemy wykonawcę na czerwiec i staniemy przed dylematem: kupować piec i grzejniki przed majem, czy nie? Instalowane będą, w odróżnieniu od tych wszystkich rurek, dopiero gdzieś na koniec roku (jak dobrze pójdzie). A co z gwarancją?

Ale 15% różnicy... Ech.

 

Dachówkę muszę wybrać ostatecznie w tym tygodniu. Dwie stoją w sypialni, patrzę na nie rano i wieczorem i im dłużej patrzę, tym bardziej nie mogę się zdecydować. Chyba rzucę w końcu kapciem. W którą trafię, ta na dach.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dachówka zamówiona - kapeć trafił w antracytową Robena.

Razem z nią rynny (Wavin), folia dachowa (Gullfiber) i okna połaciowe (Velux).

Okna były najpilniejsze, bo drożeją od poniedziałku. Musimy za nie w związku z tym zapłacić teraz (za resztę w połowie kwietnia). Ostatnie pracowicie przez nas uścibolone przez zimę pieniążki na to pójdą, a potem - nie ma rady: "Uprzejmie prosimy o wypłacenie drugiej transzy kredytu..."

Tegoroczna zima dała wszystkim w kość, ale przy okazji dostarczyła nam nieco materiału do przemyśleń odnośnie dachu (jednak muszą być płotki śniegowe przynjamniej nad wejściem do domu), kominka (trzeba kupować drewno na wiosnę i z pewnym zapasem, bo uzupełnianie tego zapasu w środku zimy jest samobójstwem finansowym) oraz wentylacji (tu temat trochę rozwinę).

 

Na forum przetaczają się raz po raz dyskusje na temat wentylacji, czy mechaniczna z odzyskiem ciepła, czy grawitacyjna, a jeśli ta ostatnia, to jak rozwiązana. W rozmowach z różnymi znajomymi i członkami rodziny najbardziej popularny okazuje się być pogląd, że nawieniki to fanaberia, rozszczelnianie czy mikrowentylacja nie ma większego sensu, a najlepszą drogą zapewniena sobie świeżej atmosfery w domu/mieszkaniu jest porządne wietrzenie raz czy dwa razu dziennie - poprzez tradycyjne otwarcie okien.

Niestety, mamy smutne doświadczenia przeczące tej teorii. Trzy lata temu, remontując mieszkanie, wymieniliśmy okna. Nowe (PCV, ale to bez większego znaczenia) były oczywiście absolutnie szczelne. Wietrzyliśmy i zamykaliśmy, zgodnie z zaleceniami rodziny, i już po pierwszym zimowym miesiącu wychodowaliśmy sobie na wszystkich nadprożach, a także w kilku narożnikach ścian dorodną pleśń, z którą bohatersko - i na szczęście z powodzeniem - walczyliśmy przez wiosnę i lato.

Drugi sezon zimowy zatem powitaliśmy już nieco mądrzejsi i zaczęliśmy okresowo rozszczelniać okna. Odkryliśmy też wtedy, klasyczną metodą świeczki, że gdy okna są zamknięte, w kominach wentylacyjnych odwraca się ciąg i wdmuchują nam do środka zimne powietrze z zewnątrz. Co wyjaśniło nam natychmiast sprawę naszej nieustannie lodowatej łazienki. Znowu podchodowaliśmy pleśń, mniej wszakże okazałą niż w pierwszym sezonie.

Pozbywszy się jej znowu wiosną, w desperacji postanowiliśmy spróbować ostatniej możliwości i kończąca się właśnie zima zastała nas z definitywnie i na stałe rozszczelnionymi oknami. Co pozwoliło nam wreszcie pożegnać się ostatecznie z pleśnią, nawróciło nasze kominy wentylacyjne na jedynie słuszny kierunek na zewnątrz i nieco poprawiło sytuację w łazience.

No i teraz już WIEMY, że do prawidłowo działającej wentylacji grawitacyjnej potrzebny jest STAŁY dopływ powietrza z zewnątrz.

Niestety, rozszczelnianie ma swoje wady. Po pierwsze, nie da się go regulować. Po drugie, powietrze dostaje się do środka prawie całym obwodem okna i niemiło od niego ciągnie, gdy stanie się lub siądzie w pobliżu. Po trzecie, rozszczelnienie następuje w pozycji pośredniej między otwarciem a uchyłem i z czasem okucia nam się nieco... hmm, jak to powiedzieć - rozklekotały i trudno trafić w prawidłowe położenie (trochę to przypomina wbijanie biegów w starym maluchu).

No i tu wracam do naszych baranów, czyli budowanego właśnie nowego domu. Po tych przykrych doświadczeniach zamierzamy zamontować nawiewniki na parterze. Na poddaszu zdecydowaliśmy się na mikrowentylacją przez Veluxy - są przez to trochę droższe, ale działa to bardzo dobrze (przetestowane w rodzinie). Mam nadzieję, że to rozwiązanie zda egzamin.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Dzisiaj wreszcie rozpoczęliśmy sezon budowlany.

Z samego rana znienacka zadzwonił nasz Szef Ekipy ze zwięzłą informacją, że jest ze swoimi ludźmi na naszej budowie i oczekują przyjazdu gruszki z betonem i pompy. W zeszłym roku, jak może pamiętacie, zakończyliśmy roboty na ubiciu piachu pod wylewkę zerową, ale samo wylewanie zostawiliśmy na wiosnę.

Nie była to taka zupełna niespodziewanka, bo od jakiegoś tygodnia (to znaczy od kiedy po krótkim ale intensywnym ataku upałów spłynęły wreszcie z naszej budowy ostatnie śniegi) trwały ożywione dyskusje telefoniczne na temat terminu rozpoczęcia robót. Wszyscy nas pytają, kiedy zaczynamy? Ano, jak tylko nasza działka przestanie wyglądać jak jezioro z wyspą na środku.

Na razie niestety się na to nie zanosi. W zeszłym tygodniu, gdzieś około piątku, popełniłam ten błąd że chciałam wejść na nasze fundamenty. Ku własnemu całkowitemu osłupieniu zapadłam się - pół metr od domu, tam gdzie fundamenty są obsypane ziemią - PO KOLANA w błoto. Przez chwilę bałam się, czy z tego błota wylezę, a w każdym razie czy w obu butach - ale udało się. Przespacerowałam się dumnie po naszych włościach (kuchnia, jadalnia, pokój...), spodnie po kolana w szarej mazi, buty z zewnątrz trudno rozpoznać, a w środku jakoś ślisko, po czym z rezygnacją weszłam z powrotem w błoto (znowu po kolana) i wróciłam do domu. Przy następnej wizycie zorganizowaliśmy sobie kładkę z desek...

 

Na razie warunki są więc trudne.

Wylewkę dało się zrobić, bo droga jest utwardzona grubym tłuczniem i pompa z gruchą mogły dojechać.

Gorzej z murowaniem - gdzie postawić palety z bloczkami? W tym chlupocie? Chyba w środku domu, na tym betonie świeżo wylanym... Tak czy inaczej teraz przerwa na kilka dni, żeby betonik dobrze związał.

 

W zeszłym tygodniu rozpoczęliśmy działalność ogrodniczą - no, może to określenie nieco na wyrost... W każdym razie posadziliśmy z dziesięć różnych krzaków na tyłach działki. Ciekawe, czy się przyjmą, bo wyglądały jak ogryzki. Ale moja siostra mówi, że spoko, zawsze tak wyglądają (te z supermarketów), a przyjmują się bez problemu. Zobaczymy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nasze mury zaczęły się piąć do góry.

Dokładnie od wczoraj, od godziny 14.30, kiedy to dowieziono na budowę bloczki z hurtowni. Poprzedniego dnia nasi panowie murarze ułożyli na ścianach fundamentowych szeroki pas papy termozgrzewalnej. Wylewka na gruncie jest zrobiona dokładnie na tym samym poziomie, więc później, przy izolacji podłogi, będzie można połączyć ją w całość z izolacją ścian bez żadnych załamań. Dwie pierwsze warstwy bloczków murarze kładą z Porothermu 38 - wraz z kawałkiem ściany fundamentowej będzie to cokół, oklejony w przyszłości płytkami klinkierowymi. Od trzeciej warstwy zaczną kłaść Pth 44.

Mogłabym tam siedzieć non-stop i patrzeć, jak układają bloczek po bloczku. Serce we mnie śpiewa na ten widok, słowo daję. Zarys drzwi tarasowych wyłonił się z niebytu od razu przy pierwszej warstwie , a okna pojawią się przy piątej - już nie mogę się doczekać tego widoku. Główny Murarz twierdzi, ze uporają się ze ścianami parteru do świąt wielkanocnych. Zobaczymy.

 

Nowe wiadomości z frontu uzbrojenia:

Wczoraj również nastąpiło z dawna wyczekiwane wydarzenie - firma spokrewniona z Zakładem Energetycznym wykonała nam wreszcie skrzynkę i przyłącze do prądu. Rozliczą się bezpośrednio z ZE, więc dla nas to już chyba pożegnanie z prądową epopeją.

A w wątku gazowym nagły zwrot akcji - wieczorem zadzwonił Sąsiad z niespodziewaną informacją, że budowa naszego multi-sąsiedzkiego gazociągu może nie dojść do skutku, bo gazownia nagle zmieniła zdanie i pragnie położyć ów gazociąg własnoręcznie, za własne gazowe pieniążki, kasując nas jedynie za opłatę przyłączeniową. No, to by było coś! Ale nie mówmy hop. Niepokoi nas taka wizja, że my tu zaniechamy działań własnych, a gazownia się rozmyśli (albo odsunie inwestycję w bliżej nieokreśloną przyszłość) i do jesieni gazu nie będzie. To by było bardzo przykre, bo z wizją butli z propanem już jakiś czas temu pożegnalismy się bez żalu...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Panowie murarze murują, aż furczy. Ściany zewnętrzne parteru powinny stać w całości (ale bez nadproży, o czym za chwilę) najdalej do jutra. Wydawałoby się, że na tym prostym etapie nie powinno być żadnych problemów, ale gdzie tam! Problemy muszą być, bo inwestor by się rozleniwił.

 

Po kolei zatem.

 

Pierwszy niepokój zasiały w moim sercu nasze drzwi tarasowe (te od frontu, bo są jeszcze te od ogrodu właściwego).

Jakoś dziwnie wąskie mi się wydały. I oto w środku nocy z czwartku na piątek, nie mogąc i tak spać z powodu niespodziewanej bezsenności mojego dwuletniego synka (u którego w tym czasie rozwijało się właśnie ostre zapalenie gardła, w następstwie którego jedzie obecnie na antybiotykach), doznałam oświecenia: oto podałam naszemu Szefowi Ekipy nieprawidłową szerokość owych nieszczęsnych drzwi! Dlaczego? Nie mam pojęcia. Zaćmienie umysłu.

W każdym razie, w piątek z samego rana z wielkim pośpiechem udałam się na budowę i poprosiłam panów murarzy, żeby naprawili mój błąd, o ile jeszcze się da. Jeszcze się dało, bo panowie byli na etapie piątej warstwy i uprzejmie urąbali kawałej ściany na moją prośbę.

 

Drugi cień niepokoju padł na nasze błogie dusze za sprawą mojego Ojca, który, wypytując o postępy na budowie, zapytał znienacka, czy murarze zostawiają strzępia na konstrukcyjne ściany wewnętrzne.

Nie zostawiali - wkładali na tę okoliczność kotwy w ścianę. Tata zaczął kręcić nosem: powinny być strzępia, lepiej usztywniają konstrukcję...

Lekko spanikowana, uruchomiłam więc pogotowie ratunkowe na forum (kotwy są OK) oraz naszego Kierownika Budowy, który pojechał pooglądać działalność panów murarzy (kotwy są OK po raz drugi).

 

Kolejne perturbacje wywołała kwestia RKS-ów (dla niewtajemniczonych - są to styropianowe skrzynki podtynkowe na rolety zewnętrzne, montowane na etapie murowania ścian i wykonywania nadproży).

Szef Ekipy zamówił je u naszego stałego dostawcy. Ale wydało mi się, że skrzynki które wybrał są za niskie dla największych rolet tarasowych (25cm, a powinno być 30cm - właśnie jakiś tydzień temu robiłam wywiad w temacie rolet, stąd wiedziałam). Na to Szef Ekipy odpowiedział, że jemu się wydaje że jest OK, ale na wszelki wypadek odwoła to zamówienie i żebym sama pojechała do składu budowlanego i wybrała co trzeba.

Pojechałam w piątek. Pan w hurtowni, zazwyczaj bardzo miły i uprzejmy, spojrzał na mnie spode łba i przyznał się, że gdy po półgodzinnym wprowadzaniu naszego zamówienia otrzymał telefon, że ma je odwołać, potargał w złości specyfikację na kawałki (zdaje się, że ma ostatnio urwanie głowy z zamówieniami). Trochę się speszyłam. Niemniej, okazało się że miałam rację - skrzynki powinny być wyższe. Uzgodniliśmy więc zamówienie, pan się w końcu trochę rozchmurzył, a ja opuściłam hurtownię zadowolona. Do czasu.

W sobotę rano zadzwonił Szef Ekipy, że te skrzynki wysokie na 30 cm utrudnią im układanie wieńca, bo pustaki mają 25cm i leipiej byłoby, żeby RKS-y też były na 25cm... Oczywiście te przy drzwiach tarasowych muszą zostać 30cm, ale na tych ścianach akurat nie opierają się belki stropowe, więc nie ma probelu. Ale pozostałe - może by tak zmienić zamówienie? Drżącym głosem odparłam: niech zmienia, ale sam. Ja się boję...

 

No i na koniec - odkryliśmy błąd, który popełniliśmy przy zamurowywaniu rury mającej doprowadzać powietrze do kominka. Kolejne zaćmienie umysłowe. Rura została umieszczone w wylewce na gruncie i wszystko byłoby OK, gdyby znajdowała się w innym miejscu ściany zewnętrznej - jej wylot znajdował by się wtedy tuż nad poziomem gruntu. Ale ona wychodzi z domu na TARASIE. I teraz mamy trzy możliwości właściwie:

1. Obniżyć taras do poziomu gruntu - można by, ale schodziłoby się na niego po dwóch schodkach z domu - błeee...

2. Albo przeciągnąć ją pod całą powierzchnią tarasu i wypuścić na wolność na jego obrzeżu, ale wtedy wylot będzie poza obrysem dachu i obawiamy się, że w zimie może znaleźć się pod śniegiem - niedobrze.

3. Albo zaślepić ową rurę i potraktować ją jako nieistniejącą (zostawiając ją w wylewce w charakterze pomnika naszej głupoty) i wmurować nową nad poziomem podłogi...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zapomniałam ostatnio napisać, że w międzyczasie podpisaliśmy umowę na instalację CO i wod-kan (w czerwcu). Zdecydowaliśmy się na wykonawcę, który kilka lat temu robił nam instalację w mieszkaniu, a potem w domu moich rodziców i - z rozpędu - jeszcze u kilku ich sąsiadów. Będzie piec jednofunkcyjny Vaillanta z zasobnikiem (zasobnik Termetu, bo o połowę tańszy, a - jak doszliśmy wspólnie z panem isntalatorem do wniosku - takie to proste urządzenie, że metka na obudowie nie ma znaczenia). Podłogówka Kan-Therm. Rurki CO do grzejników - ostatecznie polietylen. Piec Vaillanta rzutem na taśmę zamówiliśmy w ostatnim tygodniu przed podwyżką cen...

Teraz przyszła kolej na instalację elektryczną. Dzisiaj spotkaliśmy się z pierwszym kandydatem na naszego nadwornego elektryka.

Przed majem chyba kupimy jeszcze parę rzeczy - wełnę na ocieplenie dachu i może płyty G-K - i zostawimy znowu w depozycie w hurtowni, bo sprawdza nam się na razie to rozwiązanie.

W niedzielę po wizycie w Castoramie jesteśmy też bogatsi o drewniane przęsła do płotu, który chcemy postawić z jednego boku, od strony dzikich pól, które dzikimi polami prawdopodobnie zostaną jeszcze przez długi czas (z pozostałych stron mamy - albo mamy mieć - sąsiadów). Ponieważ płot mają wykonać wspólnie mój mąż i mój tata, obecnie trwają ożywione dyskusje nad projektem technicznym owego ogrodzenia. Myślę, że ja też wezmę udział w produkcji płotu- lubię malować...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Przed Wielkanocą nasi panowie murarze postawili ściany konstrukcyjne parteru i część działowych - zgodnie z obietnicą. Wczoraj domurowywali resztę ścian działowych i tym sposobem wyłonił się z niebytu kształt pomieszczeń na parterze.

Chodzimy sobie teraz dookoła przy każdej (codziennej...) wizycie i przyglądamy się naszemu domowi. Jak będzie wyglądał od ogrodu? A od frontu? A z boku? Jaki będzie widok od drzwi? A z okna kuchennego? A z tarasu? Bardzo przyjemne zajęcie. Co prawda, o ile widoki z okien raczej się nie zmienią, to wygląd samego domu - i owszem. Ale co to szkodzi. Pooglądać przecież można.

Wystosowaliśmy ogłoszenie o sprzedaży mieszkania i zaczynam się stresować, czy - w razie gdyby do tej sprzedaży doszło w tym roku - zdążymy ze wszystkim, żeby wprowadzić się do domu w listopadzie albo grudniu? Plany są, żeby do tego czasu wykończyć na gotowo parter, a poddasze robić już mieszkając, w przyszłym roku. Liczę na paluszkach, liczę i liczę jeszcze raz i ciagle mi wychodzi, że czasu jest na styk. A to jest zawsze ryzykowne...

Najbardziej mnie martwi odległość czasowa, która z konieczności oddziela robienie wylewek od kładzenia podłóg - opinia powszechna jest, że trzy miesiące to minimum. Więc, żeby się wprowadzić w terminie, trzeba położyć podłogi na początku listopada, a to oznacza, że wylewki w lipcu najdalej, a to oznacza, że do tego czasu instalacja CO, a przed nią - czyli w czerwcu - instalacja elektryczna i tynki... A dach ma być na koniec maja. Tylko bez poślizgów, panowie!

W hurtowniach podobno ceny galopują - nie odczuwamy tego za bardzo, bo zdecydowaną większość materiałów kupiliśmy w zimie po cenach zimowych i z zimowymi rabatami (które i tak w tym roku, ze względu na sytuację, były niższe niż zazwyczaj). Tylko stal nam dała popalić, tak jak wszystkim, ale na to już nie ma rady...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W ostatnich dniach mamy taką karuzelę okołobudowlaną (i nie tylko), że koniec każdego dnia zastaje mnie z obłędem w oku, bełkotem w ustach i niemocą we wszystkich członkach.

Montaż rolokaset przez naszą ekipę przyprawił mnie o kilkudniowy nerwowy tik w oku - chyba chłopcy robili to pierwszy raz w życiu i prawidłowo udało im się zamontować te nieszczęsne RKS-y dopiero za trzecim podejściem. Przy murowaniu komina wlot do pionu dymowego zrobili nie z tej strony co trzeba - też poprawka. Na mój widok wzdragają się już nerwowo i nie zdziwiłabym się wcale, gdybym zobaczyła jak któryś spluwa przez lewe ramię.

Ale postępy w budowie są. Aktualnie układają belki i pustaki stropowe - w połowie domu już wyrósł las stempli, jutro pewnie wyrośnie w pokoju dziennym. Zaczynam nerwowo wyczekiwać wylewania stropu - to chyba jeden z bardziej stresujących momentów w trakcie budowy. Jak mówi mój Ojciec, przy stropie zawsze jest pewne ryzyko...

Jutro kupujemy wkład kominkowy - ostatecznie zrezygnowaliśmy z Hajduka i będzie Tarnawa z obłą szybą. Rozprowadzenie ciepełka zrobimy sami, bo pan kominkarz po zapoznaniu się z naszą koncepcją DGP stwierdził że jest OK, a do tego tak prosta do wykonania, że szkoda naszych pieniędzy na jego fachową pomoc (zacny człek) - my zrobimy, a on sprawdzi i zatwierdzi.

Udałam się dzisiaj do składu budowlanego w celu rozeznania kwestii klinkieru na kominy, a tu bęc - pan powiedział, że klinkier jest obecnie towarem reglametowanym. Niedługo wprowadzą na niego kartki, a na razie pan prowadzi zapisy - aktualnie na drugą połowę maja. Wyszłam stamtąd podtrzymując aż do samochodu opadniętą szczękę. Czymś jednak te kominy będziemy musieli obmurować, więc jutro czeka nas rajd po innych hurtowniach.

W wyniku ogłoszenia w zeszłym tygodniu chęci sprzedaży naszego lokum, nie służy ono obecnie do mieszkania, tylko do pokazywania. Coś tej Unii Europejskiej jednak będziemy chyba zawdzięczać (poza wyższym VAT-em) - rynek mieszkaniowy przypomina obecnie mrowisko po wetknięciu w nie kija. Ceny wyraźnie poszły w górę i oglądający niemal mijają się w drzwiach...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Strop wylany.

Uff. Wszystko poszło gładko.

 

Schody też wylane przy tej okazji. A propos schodów - w piątek dobre czterdzieści minut spędziłam w towarzystwie naszego Szefa Ekipy i najbystrzejszego z naszych Panów Murarzy (to jest komplement, a nie ironia - oni wszyscy są myślący) na obliczaniu wysokości stopni. Oczywiście nie są to aż tak skomplikowane wyliczenia, ale Szef Ekipy jakoś tego dnia zaciął się intelektualnie - może to piątkowe zmęczenie? I liczył źle. Grubość ostatniej stopnicy z uporem doliczał podwójnie, co w pocie czoła wspólnymi siłami usiłowaliśmy mu wyperswadować (Pan Murarz i ja). W końcu, wykonawszy serię rysunków poglądowych, zostawiłam ich we dwóch na placu boju - musiałam wrócić do pracy. Mam nadzieję, że schody są OK...

 

Jak już napisałam wczoraj, mieszkania własciwie udało się nam już pozbyć. Ech, łza się w oku kręci... Ale nie mamy zbyt dużo czasu na sentymenty, bo w związku z pisemną obietnicą wyprowadzki do końca listopada, tempo naszego budowania się podkręca - nie, żebyśmy się nudzili do tej pory...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Weszłam dzisiaj sobie po schodach na poddasze - to znaczy przyszłe poddasze, bo na razie podniebie (nie mylić z podniebieniem). Ładnie tam, przestronnie i widoczki na okoliczne pola i gaje bardzo urocze.

Schody wyszły wygodne - nie za strome, stopnie odpowiednio głębokie, w połowie spocznik - powinno się dobrze chodzić.

 

Wczoraj jeden z naszych murarzy na widok mojego samochodu rzucił się w krzaki - nim zrobiłam zakręt w naszą osiedlową tak zwaną uliczkę i dojechałam do naszej działki, na stropie tkwiła już wiecha. Oni są naprawdę szybcy...

Więc strop został uczczony i oblany, a dziś chłopcy zabrali się z ferworem do dalszej roboty. Oblepili cokół styropianem i klejem na siatce (na to w przyszłości nakleimy płytki klinkierowe), zrobili fundament pod wejście do domu i zabrali się za murowanie ścian szczytowych...

Dom rośnie po prostu w oczach. A klinkier na kominy dalej nie kupiony - z braku czasu. Najwyższa pora się tym zająć...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...