Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

opowieści magmi


Recommended Posts

Kończymy właśnie tygodniową przerwę technologiczną na wiązanie stropu.

Jak zwykle jest to wykręt naszego sympatycznego Szefa Ekipy, który swoje moce przerobowe przerzucił do sąsiada w celu wykonania wylewek. Grzebiemy niecierpliwie kopytkami w ziemi, ale cóż robić - czekamy do poniedziałku. Przewidziany umową termin wykonania dachu mija ostatniego maja - myślę, że chłopaki się zmieszczą w czasie.

 

Tymczasem zakupiliśmy kafelki do dolnej łazienki (gładkie białe na ściany i żółte maziugowate na podłogę). Po zbadaniu rynku mebli łazienkowych chyba zdecydujemy się na te z Ikei - w naszym odczuciu mają najlepszy stosunek ceny do jakości (meble z Koła, które mi się podobają, mają ceny po prostu księżycowe).

Kabiny prysznicowe obecnie pilnie oglądamy, otwieramy i zamykamy. Mój mąż mówi stanowcze nie jakimkolwiek chyboczącym się drzwiom, więc połowa kabin odpada w przedbiegach.

Po krótkiej dyskusji w sprawie armatur ustaliliśmy, że kupimy coś w rodzaju Nobili albo Oras - naprawdę dobra armatura kosztuje dwa albo i trzy razy tyle co umywalka, a na takie ekstrawagancje nas w tej chwili nie stać. Jak już finansowo dojdziemy do siebie po budowie (za jakieś 10 lat?), to sobie kupimy te dziwadełka Grohe, które tak nam się podobają...

 

Poza zajęciami łazienkowymi prowadzimy jeszcze zajęcia ogrodowe. Zatrudniliśmy ogrodnika - kopacza (jak zwykle jest to pracownik przechodni którego dzielimy z kilkoma sąsiadami). Ogrodnik dokonał oprysku naszych bujnych chwastów i nawet udało mu się ominąć wszystkie moje krzaczki. Aczkolwiek sam przyznał, że derenie omijał mniej troskliwie, "bo to zaraza jest, zobaczy pani, będzie to pani za dwa lata sama wykopywać". Za jakiś miesiąc wjedzie koparka i rozplantuje wstępnie nasze hałdy humusu po całym ogrodzie, a ogrodnik-kopacz przygotuje teren pod trawnik.

Ja tymczasem przygotowuję sobie plan nasadzeń.

Podczytując dziennik Joasi Jasia i jeszcze kilka innych początkowo nabrałam ochoty na jakieś grządki jadalne (Joasia tak smakowicie opisuje przyszłe pożytki z takich grządek, że aż ślinka cieknie), ale przemyślawszy sprawę, zrezygnowałam. Co robiłabym z tonami agrestu, porzeczek albo wiśni? Moje dzieci piją głównie wodę, a z napojów owocowych ewentualnie soki - kompotu nie tykają. Przetwory? Kiedy miałabym to robić? I tak czasu ciągle brak, a wraz z domem i ogrodem zajęć jeszcze przybędzie... Więc może warzywa do codziennego użytku? To jeszcze by miało sens, warzyw zjadamy dużo, ale ogródek warzywny to masa pracy. Może kiedyś.

Na razie podjęłam decyzję (ku wielkiej uldze mojego męża), że ogród będzie bezproduktywny. Z tyłu piaskownica dla dzieci i jakieś huśtawki, i duży trawnik do grania w piłkę i w bamintona. Z przodu brukowany dziedziniec z oczkami zieleni i też trochę trawnika. Żywopłot nieformowany z kilku pięter różnych krzewów wokół całego ogrodu (liściastych głównie, bo takie lubię), a po ścianach domu kratownice na pnące róże, powojniki i inne pnącza. Kilka większych drzew (już są i rosną), a pod drzewami różaneczniki i hortensje. I już.

Z każdego spaceru teraz wracam z nowym łupem, bo jakoś zawsze skręcę w stronę najbliższego ogrodnictwa... Nasz balkon zastawiony doniczkami, jabłoń ozdobna (jedna jest już na działce, posadzona w rogu ogrodu), jaśminowiec, weigelia, berberys, wierzba pstra i druga, taka pokręcona. Teraz pora na kaliny.

Jak pomyślę, ile jeszcze muszę kupić tych krzaczków, i ile na nie wydać, to mi na przemian i wesoło, i słabo.

Tymczasem w zalążkowym ogrodzie na działce moja tawuła (wyhodowana z ogryzka z supermarketu i posadzona w marcu) ku mojemu rozczuleniu wypuściła pierwsze białe kwiatki. I porzeczka krwista - też z ogryzka i też zakwitła. Ale fajnie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 104
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Wreszcie mam jakieś zdjęcia. Po kolei zatem.

 

Początek sezonu budowlanego: kraina tysiąca jezior

Tegoroczny start, czyli wylewka na gruncie.

No i wreszcie mury pną się do góry: pierwsza warstwa bloczków.

Kwiecień: parter stoi, jak widać od frontu oraz od ogrodu.

W salonie wyrósł las stempli. A tu widok na górę: układanie stropu.

Mamy już schody: widok z dołu i widok z góry.

No i jesteśmy w teraźniejszości: widok na dziś.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Przez prawie dwa tygodnie trwała przerwa, bo nasza ekipa udała się w sobie tylko wiadomym kierunku wypełniać inne zobowiązania budowlane. Krew zalewała nas codziennie rano i wieczorem, ale jakoś przetrwaliśmy.

 

Dziś rano przywieźli nam więźbę. Jeszcze jej nie widziałam.

A pod moją nieobecność w naszych progach stawił się skruszony Szef Ekipy, żeby zabrać zakupione przez nas mazidła do więźby. (Mój mąż onegdaj postraszył go, że żonie ma się nie pokazywać na oczy - zdaje się, że skutecznie, bo Szef Ekipy miał być wczoraj, ale został uprzedzony, że stanie samotnie oko w oko z rozjuszoną inwestorką - i stchórzył.)

Mazidła testowałam ofiarnie na balkonie, na drewnianych deszczułkach, w różnych konfiguracjach kolorystycznych podkładowo-wierzchnich. Ostateczna wersja to drewnochron teak jako baza (jedna wartswa) i lazur Xylodhone XP kolor złoty dąb (dwie warstwy). Zasmarujemy tym widoczne elementy więźby, podbitkę i oblicówkę. Na samą myśl o koszcie tej operacji włosy mi siwieją.

 

Szefowi Ekipy dużymi literami powiedzieliśmy, że nie chcemy żadnych ludowych wyciosów na końcach krokwi - jego cieśle to górale i z upodobaniem oraz z wielką wprawą takie rzeźbienia wykonują. Ale nam one nie pasują do przyjętej stylistyki, więc daliśmy zdecydowany odpór góralskim sugestiom, że nierzeźbione krokwie to jakieś takie nie bardzo są...

 

Jedziemy po południu sadzić kolejne krzaczki. Trochę muszę miejsca na balkonie odzyskać, bo prania nie mamy już gdzie suszyć, a poza tym na pewno lepiej im będzie w ziemi, ze słoneczkiem w górze, nawozem Osmocote pod korzonkami i mnóstwem przestrzeni nad i pod ziemią do rozrastania się.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Murłaty już leżą na swoim miejscu, a reszta więźby na razie na ziemi. Wreszcie coś się dzieje. Przywóz dachówki Szef Ekipy zarządził na przyszły tydzień, więc mam nadzieję że się chłopaki sprężą.

 

Tymczasem na froncie uzbrojeniowym trwa wymiana dokumentów między projektantem naszej współsąsiedzkiej kanalizacji i gazociągu a rozlicznymi urzędami.

Niestety, obie inwestycje leżą częściowo na terenie miasta, a częściowo na terenie gminy i wszystkie uzgodnienia musza być robione podwójnie. Zdawało mi się, że przy pozwoleniu na budowę domu jest dużo papierologii i biurokracji, ale to było NIC. Obecnie regularnie chodzę na pocztę i odbieram kolejne listy polecone z kolejnymi wnioskami, informacjami o wszczęciu postepowania, decyzjami, odwołaniami od decyzji itd. i coraz mniej rozumiem, o co w tym wszystkim chodzi...

Niestety, równocześnie coraz bardziej męczy nas przeczucie, że do jesieni ani z kanalizacją, ani z gazociągiem nie zdążymy. Trzeba będzie zrobić szambo, a co gorsza, oswoić się powtórnie z wizją butli z propanem - przynajmniej na pierwszy rok. Jakie to przykre.

 

Jeszcze w temacie moich ogrodowych zakupów. Niedawno, będąc w parku chorzowskim na plenerowym spotkaniu towarzyskim odkryłam, że właśnie odbywa się tam wystawa ogrodnicza.

Zostawiłam Męża z Młodszym Dzieckiem w towarzystwie znajomych, a sama ze Starszym udałam się na łowy. Nabyłam klon Flamingo oraz wierzbę płaczącą zaszczepioną - ku mojej radości - na baaardzo długim pniu. Z tego entuzjazmu jakoś zapomniałam, że przybyliśmy do parku samochodem osobowym i w pełnym składzie.

Gdy mój mąż zobaczył mnie z doniczką w czułych objęciach i dwumetrowym kijem zwieńczonym kłębowiskiem zielonych witek nad głową, kolana się pod nim ugięły (na co zapewne w pewnym stopniu wpłynęło tych kilka butelek piwa, które zaliczył w międzyczasie).

Nie powiem, do samochodu nie było łatwo wsiąść. Klon - kurdupel, ale ta wierzba!

Podróż... Ja za kierownicą - więc luzik. Mąż, lekko znieczulony piwem, filozoficznie zniósł donicę między kolanami i pień na ramieniu. Najgorzej miały dzieci (jak zawsze! - jak powiedziało z pretensją Starsze Dziecko) - jechały całkowicie zaplątane w zielonej dżungli. Młodsze Dziecko, mimo moich mrożących krew żyłach wrzasków protestu, przez całą drogę do domu pracowicie wyłamywało wszystkie gałązki, które niebacznie weszły mu pod paluszki. Ale dojechaliśmy.

Wierzba będzie przy tarasie. Czekam niecierpliwie, żeby ją tam zasadzić...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jednak do ukończenia stanu surowego zostało więcej, niż mi się w moim niepoprawnym optymizmie wydawało. Ściany szczytowe do dokończenia, kominy do obmurowania klinkierem, ściany wewnętrzne poddasza, ściana zamykająca schody na parterze... No i oczywiście cały dach.

Trochę tego jest. Myślę, że realnym terminem zakonczenia całości jest 10 czerwca - przed kolejnym dłuuugim weekendem (wybieramy się na te parę dni na Hel, dla ukojenia nerwów).

 

Więźba jest obecnie na ukończeniu - co dzień przybywa nowy element. Sobota - krokwie nad garażem. Poniedziałek - krokwie pod główny dach. Wtorek - płatwie. Środa - podwójne jętki, zwane kleszczami. Brak jeszcze słupów. Z dołu nie wygląda to wszystko nazbyt pancernie, ale gdy się wejdzie na poddasze i spojrzy z bliska, rozmiary i przekroje elementów zapierają dech.

Widać już dobrze kszałt dachu i nasz dom zaczyna wreszcie wyglądać .... jak dom, zwłaszcza że wczoraj przyjechał brakujący Porotherm 44 i murarze domurowują obecnie brakujące szczyty. W poniedziałek ma przyjechać klinkier na kominy, a potem już folia i dachówka... No i okna dachowe. I rynny.

 

Czekamy ciągle na wyceny tynków i ocieplenia dachu. Właściwie są to ostatnie kawałki, które brakują nam do ułożenia do końca naszych puzzli, bo mamy już podpisane umowy na instalację CO i wod-kan oraz na okna i drzwi zewnętrzne, z panem Ele-pstrykiem jesteśmy umówieni na czerwiec, instalacja alarmowa też jest już wyceniona, a ceny wykończeniówki niestety znamy...

Ta dziura informacyjna bardzo mnie stresuje. Przed zaśnięciem nękają mnie myśli, że zapomniałam na amen o czymś niezwykle ważnym i bardzo kosztownym zarazem, co rozbije w puch cały kosztorys i nasz napięty plan finansowy.

 

Rodzina i znajomi dowcipkują sobie radośnie na temat naszej domniemane przeprowadzki w listopadzie - padły nawet sugestie, żebyśmy znaleźli sobie zawczasu jakiś zaciszny most...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i może z tym mostem to nie jest taki głupi pomysł.

 

Dzisiaj zadzwonił pan z naszej ulubionej hurtowni materiałów budowlanych, żeby nas z żalem powiadomić, że naszej dachówki, którą miał dostarczyć w przyszłym tygodniu... ach, jak mu przykro... nie ma...

Mój mąż, na co dzień zawodowo mający do czynienia z podobnymi sytuacjami (niestety...), zachował zimną krew i zażądał wyjaśnień.

Jak to, znaczy, nie ma? Skoro zamówiliśmy dachówkę ponad dwa miesiące temu, a miesiąc temu za nią zapłaciliśmy? Przecież właśnie kazali płacić całość, mimo naszego oporu, bo rzekomo hurtownia musiała kupić wtedy te materiały i dla nas trzymać! A teraz NIE MA ??!

Rozmowa trwała, zdaje się, dość długo, ale nic produktywnego z niej wyniknąć nie mogło, bo z próżnego i Salomon nie naleje. Do poniedziałku pan z hurtowni przysiągł szukać naszej dachówki we wszystkich dostępnych sobie źródłach zaopatrzenia, a jeśli jej nie dostanie, ma podobno dla nas jakąś awaryjną propozycję...

Tajemniczy Don Pedro się znalazł. Z góry znam tę jego propozycję: będzie nam chciał sprzedać dachówkę Rupp Ceramiki zamiast Robena. Ta hurtownia sprzedaje głównie Ruppa, Roben to dla nich marginalny rynek. Nie mamy nic przeciwko Ruppowi, a cena naszego dachu, po negocjacjach, wyszła niemal identyznie dla obu dachówek. Tyle tylko, że wybraliśmy Robena, bo bardziej nam się podobał i średnio mamy ochotę tę decyzję teraz zmieniać.

A poza tym, kto lubi, gdy się go robi w balona?

Wrrr.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zapoznaliśmy pana z hurtowni bardzo szczegółowo z naszymi poglądami na temat nieuczciwych, oszukujących i lawirujących dostawców. Pan przyjął nasze poglądy do wiadomości i zaproponował, tak jak przewidywaliśmy, dachówkę Rupp Ceramiki w cenie Robena. Raczej nie mamy wyboru, bo na dachówkę, którą zamawialiśmy, czekalibyśmy do drugiej połowy lipca...

 

Początek tygodnia był koszmarny. Mój mąż wyjechał na trzy dni. Nasi panowie budowlańcy snuli się po budowie w osłabiający sposób, ale trudno było ich nawet pogonić, bo każdą robotę, za którą się wzięli, rychło przerywał brak jakiegoś materiału. Tymczasem Szef Ekipy, odpowiedzialny za organizację dostaw, całkowicie zniknął z zasięgu - zarówno mojego, jak i jego własnych pracowników. W związku z tym przekonałam się osobiście, ile czasu można obecnie spędzić, tudzież ile kilometrów wyjeździć, żeby kupić 20 litrów drewnochronu w potrzebnym kolorze. Porothermu 25 brak w hurtowni. Porothermu 11 brak w ogóle na rynku. Siąść i płakać. Zaczynam rozumieć, dlaczego moim rodzicom budowa domu w realiach PRL-u zajęła 8 lat.

W samym środku psychicznej depresji (gdzieś około środy) dotarła do mnie przykra prawda, że moje kochane dzieci zgodnie i donośnie kaszlą. Gdy w końcu udałam się z nimi do lekarza, okazało się, że oboje mają zapalenie oskrzeli...

 

Na szczęście, pod koniec tygodnia horyzont zaczął się przejaśniać. Najpierw wrócił marnotrawny mąż. Zaraz po nim zmaterializował się na naszej budowie Szef Ekipy i poustawiał kolejność robót. Doczekaliśmy się nawet długo oczekiwanego kosztorysu na tynki i wylewki. I nawet nie zbił nas z nóg, choć do negocjacji kwalifikuje się zdecydowanie.

 

Nasz dom obrósł w międzyczasie podbitką - a właściwie nadbitką, bo jest nabijana od góry na krokwie, które z dołu będą widoczne. Na tarasie jest trochę zabawy, bo tam podbitka częściowo ma iść poziomo i udawać kawałek stropu, no i jakoś ładnie się to wszystko musi zejść.

Na tymże tarasie mamy obecnie małe kuriozum: dwa masywne drewniane słupy, które mają podpierać konstrukcję dachu, na razie na niej wiszą - kończą się około metra nad ziemią. Dolne części owych słupów mają być wymurowane z cegły, ale czekamy na cement bezsolny do zaprawy do klinkieru...

Z tego samego powodu na obmurowanie wciąż czekają nasze kominy z przygotowanymi już betonowymi "kołnierzami" pod klinkier. Cement ma być podobno w poniedziałek.

 

Dzisiaj przyjechała dachówka. Rupp Ceramika, wrr... Nie żeby aż tak mi się nie podobała, ale co o niej pomyślę, znowu ogarnia mnie złość.

Oraz rynny - grafitowe, ale za to dodano nam do nich w hurtowni brązowe kolanka i uchwyty. Chyba ktoś tam jest daltonistą.

 

Jutro narada taktyczna na budowie z udziałem Szefa Ekipy oraz pana Elektryka. Elektryk chciałby już wkroczyć na naszą budowę i rozsnuwać po ścianach swoje kabelki - chyba go wpuścimy za tydzień. Będzie tylko musiał uważać żeby któryś z dekarzy nie spuścił mu na głowę dachówki...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Wyjechaliśmy sobie na długi weekend do Jastarni, w celu odstresowania się. Poleżelismy brzuchami do góry, pogapiliśmy się na morze, popływaliśmy na desce (jeszcze mnie wszystko boli - braki kondycyjne wychodzą - niby człowiek w ciągłym ruchu jest, ale moja aktywnośc ruchowa polega w tej chwili głównie na wsiadaniu i wysiadaniu z samochodu...). Nawet w kinie byliśmy, a nie pamiętam już kiedy ostatnio nam się to zdarzyło! Dzieci się wybiegały, wywrzeszczały, wymoczyły... I jesteśmy z powrotem.

 

Kominy już stoją. Bardzo porządnie zostały wymurowane. Mieliśmy pewne obawy co do zaprawy do klinkieru robionej na budowie - Szef Ekipy nas namówił, bo gotowa zaprawa jest droga. Zapewniał nas, że potrafią zrobić równie dobrą i znacznie taniej. I jesteśmy zadowoleni - żadnych zacieków na cegłach nie ma i kolor zaprawy jest taki jak chcieliśmy - a oszczędność duża...

Rynny założone, na dachu folia. Dzisiaj zaczynają rozkładać dachówkę.

 

A na parter wprowadził się Pan Elektryk i od razu zaczął nękać mnie kłopotliwymi pytaniami (na przykład: gdzie będzie telefon?). Niby wszystkie gniazdka mu rozrysowaliśmy, ale okazało się, że jednak o paru drobiazgach nam się zapomniało. W związku z tym jadę za chwilę na budowę, bo chłopaki już tam ściany kują...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na naszej budowie zrobiło się wesoło: dwaj chłopcy od Pana Elektryka przywieźli ze sobą radio i dla polepszenia atmosfery pracy puszczają bardzo głośno skoczną muzyczkę. Ale robota idzie im piorunem, a przy tym sami podpowiadają nam różne drobiazgi. Nie robią też problemów z dodatkowymi punktami wymyślanymi przez nas na poczekaniu albo z przesuwaniem już gotowych o pół metra...

 

Na górze dekarze kładą dachówkę.

Ile razy mijałam palety Rupp Ceramiki porozkładane na poddaszu, miałam ochotę je kopnąć. Wciąż na nowo brała mnie złość na tę niechcianą podmianę.

Ale gdy wczoraj zobaczyłam nasz dach, niemal już gotowy od strony ogrodu, w końcu mi przeszło. Wygląda pieknie. Kolor, kształt, faktura - bez zastrzeżeń (a moje wymagania co do wyglądu dachu były bardzo konkretne...). Pamiętając dyskusje na forum na temat jakości dachówek Ruppa, dopytywałam się u dekarzy, czy nie mają z nimi problemów. Ale nie narzekali, wręcz przeciwnie.

Przy okazji ustalania ostatecznego umiejscowienia okien dachowych okazało się, że coś tu źle wymierzyliśmy na etapie projektu. Przy takim ich położeniu, jakie było planowane, górna krawędź wychodziła całkowicie poza moim zasięgiem... Obniżyliśmy ile się dało - limituje nas wysokość ściany kolankowej nad tarasem - a i tak będę je otwierać na paluszkach... Trzeba było wziąć Fakro z klamką na dole. Nic to, będę się naciągać.

Natomiast zawrót głowy i lekkie przerażenie ogarnia mnie na samą myśl o oknie nad schodami. Wprawdzie mąż zadeklarował, że będzie je mył osobiście z drabiny ustawionej na spoczniku, ale i tak po dokładnym wymierzeniu wyszło, że musiałby się z tej drabiny nieźle wychylić, zeby je w ogóle otworzyć. Szybciutko wymieniliśmy okno na krótsze o 40 cm...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj Panowie Dekarze ostatecznie kończą dach - mam nadzieję.

Poziom niżej, na poddaszu, pojawili się wreszcie Panowie Murarze i stawiają ściany działowe.

A jeszcze niżej Pan Instalator rzeźbi w ścianach piony kanalizacyjne.

 

To się nazywa front robót.

 

Przez weekend mój mąż wytrzaskał półtorej rolki filmu na instalację elektryczną na parterze, bo od jutra Panowie Tynkarze będą ją już sukcesywnie zakrywać. W ostatniej chwili, ulegając sugestiom rodziny, postanowiliśmy dorobić jeszcze przewód do centralnego oświetlenia w pokoju dziennym - chociaż oboje preferujemy zdecydowanie oświetlenia punktowe i ta lampa pewnie używana będzie rzadko. No, ale czasem igłę trzeba znaleźć wieczorem na podłodze... Albo coś podobnego...

Zdecydowaliśmy się na tynk cementowo-wapienny bez gładzi gipsowych, z ostatnią warstwą filcowaną pod malowanie. Jakoś żadne z nas nie czuło wewnętrznej potrzeby posiadania idealnie gładkich ścian, w której to sytuacji wywalenie kolejnych 5 tysięcy zł na gładzie wydało nam się bezsensem. A poza tym, mnie osobiście zaczęły się ostatnio podobać farby strukturalne. Tylko jeszcze męża muszę do nich przekonać...

 

Z chwastami walczyłam w sobotę jak lew, ze Starszym Dzieckiem niczym wiernym giermkiem u boku. Gdyby były jakieś konkursy dla hodowców perzu, to myślę że miałabym szansę na naprawdę dobre miejsce. Chyba się poddam i poproszę o pomoc pana Round-Upa.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ośmiu chłopa pracuje aktualnie w pocie czoła na naszej budowie (trzej murarze, trzej dekarze i dwaj elektrycy). I wszyscy, jak jeden mąż, zamierają obecnie na mój widok bez ruchu z lekkim wytrzeszczem oczu i grymasem cierpienia na twarzy.

 

Osiągnęłam ten efekt po trzech kolejnych wizytach na budowie, w przeciągu niecałej doby.

 

Przy pierwszej wizycie podejrzanie krótka wydała mi się murowana w tym momencie przez Pana Murarza ściana naszej przyszłej łazienki. Okazało się, że Pan Murarz nie uwzgędnił jednej z ręcznie na plan naniesionych poprawek. Jako że znamy się nie od dziś - to on w kwietniu trzykrotnie montował i demontował rolokasety nad naszymi oknami na parterze - Pan Murarz nawet nie dyskutował, tylko z miejsca zaczął ścianę rozbierać. "Dobrze, że pani przyjechała teraz" - zauważył ponuro, fachowym kopnięciem odsuwając na bok ostatni bloczek. Fakt. Był dopiero przy trzeciej warstwie.

 

Przy drugiej wizycie z przykrością zauważyłam, że choć w łazience Panowie Dekarze zamontowali zgodnie z planem okno dachowe GGU, przeznaczone do pomieszczeń mokrych, to w pralni umieścili zwykłe okno sosnowe. Co oznaczało, że drugie zakupione przez nas okno GGU pozostało im do zamontowania w naszej sypialni, w której widocznie dopatrzyli się pomieszczenia o podwyższonej wilgotności. No nie powiem, może się zdarzyć, że się ten poziom podniesie, ale raczej chwilowo. Panowie byli naprawdę smutni, gdy dowiedzieli się że mają zdemontować okno które właśnie skończyli montować - jest z tym trochę zabawy, rzeczywiście.

 

Przy trzeciej wizycie przyszła kolej na Panów Elektryków. Nagryzmolili sobie na karteczce gdzie co mają dołożyć, co przesunąć i o czym zapomnieli. Weseli z nich chłopcy, ale nawet im udało mi się popsuć humory...

 

W miarę jak nasi wykonawcy lubią mnie coraz mniej, nasz dom coraz bardziej przypomina dom. Dach jest gotowy (zdjęcia wkrótce). Poddasze zostało rozparcelowane na pokoje i dopiero po tej operacji widać, jakie jest wielkie - cztery sypialnie (w tym jedna z WC i garderobą), pralnia i łazienka - i nie ma wśród nich żadnej małej klitki...

Dzieci wreszcie mogą zwiedzać "swoje pokoje". Pełny zachwyt. Starsze Dziecko już się wirtualnie mebluje...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobijamy wreszcie, z trzytygodniowym opóźnieniem, do zakończenia stanu surowego. Ponieważ jednak w międzyczasie udało nam się uporać z połową instalacji elektrycznej i pionami wodnymi i kanalizacyjnymi, myślę że nie ma co narzekać.

 

Na poddaszu przybyła nam garderoba i wucecik przy sypialni, który to kompleks sypialno-sanitarno-magazynowy bardzo się podoba i nam, i innym wizytatorom naszej budowy.

Wczoraj Panowie Murarze domurowywali ostatnie ścianki "pseudokolankowe", ocinające nieużytkową część poddasza od użytkowej (nasz dach opiera się bezpośrednio na wieńcu i schodzi się przy ścianach bocznych ze stropem). W tych odciętych "kieszeniach" poddasza strop jest już ocieplony styropianem, tak jak i same ścianki.

 

Pożegnalismy się już z Panami Murarzami, bo pozostały do wymurowania schowek pod schodami stawia od rana wszechstronnie utalentowany Pan Staszek (główny cieśla-główny dekarz-doskonały murarz takoż).

Kilka brakujących fragmentów ścian, które mają być wymurowane z cegły klinkierowej, stanie dopiero po tynkowaniu i wylewkach.

 

Panowie Elektrycy też dzisiaj kończą pierwszy etap (czyli parter) - dzisiaj rano wypuszczali jeszcze kabelki do oświetlenia na tarasie i na ganku, po czym zabrali się za kopania przepustu od skrzynki elektryczniej do garażu. W poniedziałek na parterze powitamy, mam nadzieję (z kilkudniowym poślizgiem), Panów Tynkarzy... A Panowie Elektrycy przeniosą się piętro wyżej.

 

Po ostatnim tłoku na budowie, teraz wydaje się niemal opustoszała.

Wszyscy wyciągnęli do nas zgodnie łapki po pieniążki, więc i my w konsekwencji musimy wyciągnąć nasze - do banku.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Instalacja elektryczna skończona. Dom opleciony kabelkami od podłogi po dach - no, może trochę przesadzam... Ale jest tego sporo.

A naszych Panów Tynkarzy ani widu, ani słychu. Pojechali na sianokosy i ponoć lada dzień mają wrócic - ale póki co, nie ma ich. Siedzimy jak na szpilkach i molestujemy telefonicznie Szefa Ekipy. On sam zrobił się już nerwowy, bo umowę z nami podpisał na konkretny termin i odsetki karne mu wiszą nad głową... Chyba w poniedziałek się wreszcie pojawią? Ile można siano kosić?

 

W przyszły czwartek jesteśmy umówieni na obmiar okien - a raczej dziur na okna. Muszę jeszcze rozeznać sprawę rolet - prowadnice montuje się, jak podają źródła internetowe, razem z oknami - ale co to znaczy razem? Przed? Po? Skręcić to wszystko do kupy i zamontować jednocześnie? Nie mam pojęcia. Chłopcy-roletowcy też chyba powinni sobie pomierzyć nasze dziury, trzeba będzie się z nimi umówić.

 

Jutro deponujemy dzieci u dziadków i spróbujemy zakupić wyposażenie dolnej łazienki, to znaczy kabinę prysznicową, kibelek i stelaż do niego. Oraz, jeśli się uda, baterie. Umywalkę już mamy - ikeowską, zakupioną razem z szafką.

 

O zdjęcia dachu jestem nagabywana z kilku stron (pozdrawiam nagabywaczy serdecznie) - będą lada moment, muszę tylko znaleźć chwilkę na zeskanowanie i umieszczenie w sieci.

Co do dachu, to z powodu przymusowej podmiany dachówki powstał jeszcze jeden problem.

Pan Sprzedawca w hurtowni zobowiązał się swego czasu, że różnicę w koszcie dachówki bierze na siebie (Rupp jest trochę droższy od Robena). Problem w tym, że dachówki obu producentów różnią się rozmiarami. Ilość dachówek, potrzebna na nasz dach, w obu wersjach została przez tegoż Pana Sprzedawcę wyliczona na podstawie projektu - i tę wyliczoną ilość nam dostarczono.

Ale dachówki zabrakło. No i powstało pytanie: kto ma pokryć koszt dodatkowych 200 sztuk? W depozycie zapłacony był Roben (mniejsza ilość, bo pojedyncza dachówka większa), dostalismy Ruppa, kto wie, może tego Robena też by zabrakło?

Po wysłuchania wykładu mojego męża na temat pożądanego trybu załatwiania reklamacji oraz metod wskrzeszania zarżniętych relacji z klientem, Pan Sprzedawca uniósł się honorem i wziął koszty na siebie. W związku z czym czuję się obowiązku oczyścić go z zarzutów i stwierdzić, że wprawdzie zawalili z dostawą, ale naprawdę zrobili co mogli, żeby nam szkody moralne wynagrodzić.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W kwestii zakupów łazienkowych pełny sukces - udało nam się dzisiaj załatwić całość. Kabina z brodzikiem Ravak, stelaż pod klopik Grohe, sam klopik Cersanit Edera, armatura Kludi (po okazyjnej cenie). Całość niestety znacznie odciążyła nam kieszenie...

 

Na budowie Szef Ekipy postanowił nie marnować czasu w oczekiwaniu na tynkarzy i zarządził układanie izolacji podłogi na gruncie z papy termozgrzewalnej. Raczej nie ma obaw, żeby się uszkodziła przy tynkowaniu, bo gruba jest jak skóra nosorożca. Co do samych tynków, to napięcie rośnie: zaczną w poniedziałek, czy nie?

 

Tymczasem trochę zdjęć.

Na pierwszy ogień nasza więźba i kominy (systemowe, nad dachem obmurowane klinkierem) .

Dalej widać układanie dachówki na garażu, a następnie na dachu głównym.

Chcę jeszcze pokazać parę detali:

jeden z dwóch słupów tarasowych

nasz przyszły taras

podbitka nad wejściem do domu.

I gotowy dach:

od ogrodu

od ogrodu z innego boczku

od frontu

 

Przyjmuję wszystkie uwagi, i te z zachwytami (podtrzymują na duchu...) i te krytyczne (zawsze można coś poprawić...).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sianokosy szczęśliwie zakończone i nasze poddasze od poniedziałku zdążyło się już otynkować.

 

Tak jak wcześniej pisałam, zrezygnowaliśmy z gładzi gipsowych na rzecz tynków cementowo-wapiennych wykończonych "na gotowo" za pomocą bardzo drobnego piasku. Jakiś czas temu byliśmy z wizytą u znajomych - mieszkanie po generalnym remoncie, ale na gładzie zabrakło - i stwierdziliśmy oboje, że takie chropowate ściany mają swój urok. A do tego są tańsze. I decyzja była właściwie podjęta, bez zbędnych dylematów.

A wczoraj spacerowałam sobie po naszych świeżo otynkowanych sypialniach. Przez ostatnich kilka lat mieszkaliśmy w ścianach gładkich, gipsowanych. I nagle, przyglądając się przyjemnej strukturze piasku na ścianie, oraz dobrze widocznym (mimo bardzo starannego wykonanie) łukom pozostałym po zacieraniu tynku pacą, poczułam się tak, jakbym wróciła po latach do domu mojego dzieciństwa.

Tak się zastanawiam, czy to nie pragnienie takiego powrotu do przeszłości było podświadomym powodem naszej rezygnacji z idealnie gładkich ścian?

 

Wynikł problem ze schodami.

Nasi murarze, zgodnie z projektem, wykonali schody z tzw. duszą, czyli 15-centymentrowym odstępem pomiędzy górnym i dolnym biegiem. A ponieważ postanowilismy pod schodami zrobić schowek (nigdy dosyć schowków w domu), problem pojawił się wraz ze ścianą pomiedzy biegami. Gdyby nie było duszy, ściana weszłaby pod górny bieg. Ale teraz trzeba ją było jakoś zakończyć. Na jakiej wysokości? W jaki sposób?

Po rozważeniu kilku możliwości wybraliśmy bardzo niemodne rozwiązanie: murowaną balustradę. Trochę mieliśmy obawy, czy schody nie wyjdą przez to zbyt ciężkie i masywne. Rzeczywiście takie wyszły, ale - wberw naszym obawom - zaskakująco dobrze to wygląda. Chociaż zupełnie nie "trendy", w dobie lekkich, ażurowych konstrukcji.

 

Teraz musimy wybrać cegłę klinkierową na ścianę między kuchnią i pokojem oraz na obudowę kominka i komina w kuchni. Miał być klinkier gładki, ale jest problem - gładkie cegły są gładkie tylko z jednej strony, a ściana będzie widoczna z obu... Więc przyglądamy się obecnie cegłom ręcznie formowanym, takim nierównym i sypiącym się w rękach . Przynajmniej z obu stron sypią się tak samo.

 

Coś dziwnego się dzieje, od kiedy zajęliśmy się sprawami wykończenia. Z każdą naszą decyzją, podejmowaną przecież zawsze z racjonalnych powodów, jakoś zupełnie bez świadomej intencji i mimo naszej woli, nasz dom stylistycznie skręca w stronę przeszłości.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nowe wieści z frontu uzbrojenia.

Ostatni raz pisałam na ten temat w nastroju całkowitego zwątpienia, a tu okazuje się, że niesłusznie, niesłusznie! Wprawdzie korespondecja pomiedzy wszystkimi zainteresowanymi stronami zajęła prawie pół roku i można ją już liczyć na kilogramy, a nie na sztuki, ale sukces jest coraz bliżej! W ciągu miesiąca powinniśmny dostać pozwolenie na budowę i gazociągu, i kanalizacji.

Kanalizację musimy położyć własnym, niemałym zresztą, kosztem. Zbiórka trwa, oby nikt się nie wyłamał.

Natomiast sprawa gazu jeszcze się waży, ale coraz bliżej do szczęśliwego zakończenia.

Gazownia zadeklarowała chęć wybudowania gazociągu własnym sumptem (po scedowaniu na nią przez nasz komitet pozwolenia budowę), pod warunkiem wszakże, że 28 inwestorów podpisze umowy odbioru gazu. Tymczasem ilość domów na naszym osiedlu, stojących już na ziemi, a nie tylko w marzeniach swoich właścicieli, nie przekracza połowy tej liczby. Mieliśmy więc poważne obawy, czy się uda zebrać tylu chętnych, bo podpisanie cyrografu z gazownią zobowiązuje do rozpoczęcia odbioru gazu w ciągu dwóch lat. Ale okazało się, że optymistów nie brakuje - jeszcze tylko kilka deklaracji i będzie komplet.

Realizacja obu inwestycji planowana jest na wrzesień. I wtedy szambo, do widzenia! Zbiorniku na propan, żegnaj! Oby się udało...

 

Sąsiedzi, którzy już mieszkają, chcieli się zameldować.

Uliczka nie miała do tej pory nazwy i trzeba było wystąpić z wnioskiem o jej nadanie. Wystąpiliśmy. A gmina na to, że prywatnym drogom nazw się nie nadaje, albo oddamy drogę gminie na własność, albo będziemy mieć uliczkę bez nazwy i adresy przy równoległej ulicy gminnej. Co za głupota! Czy naprawdę są takie przepisy, ktoś może wie?

My akurat nie mamy nic przeciwko przekazaniu drogi gminie (niech ją utrzymuje), ale sąsiedzi nie chcą. I będziemy chyba musieli tłumaczyć wszystkim, począwszy od listonosza a skończywszy na znajomych, że wprawdzie adres przy takiej ulicy, ale dom przy całkiem innej...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj ostatni dzień tynkowania. Właściwie został do skończenia tylko garaż.

Na poddaszu ściany zrobiły się już białe, parter na razie w kolorze cementu, ale też schnie intensywnie. Nasi tynkarze twierdzą, że przy szalejących po naszym domu przeciagach, spowodowanych brakiem okien, zarówno tynki, jak i wylewki wyschną na wiór, zanim się obejrzymy . Byłoby miło, ale...

Ostatnio zbieramy najprzeróżniejsze opinie na temat czasu schnięcia wylewek do stanu gotowości pod drewnianą podłogę. Na forum najczęsciej słychać, że około 3 miesięcy, albo że centymetr wylewki na tydzień, co wychodzi z grubsza na to samo. Natomiast firma handlująca parkietami znokautowała nas informacją, że centymentr wylewki schnie nie tydzień, ale miesiąc i że kładzenie parkietu wcześniej niż po połowie roku to wyrzucanie pieniędzy w błoto.

W związku z czym mamy teraz dylemat: kupować parkiet i liczyć, że wylewka wyschnie dostatecznie do listopada, czy też położyć na pół roku jakąś najtańszą z najtańszych wykładzinę i poczekać z drewnem do wiosny? Szkoda byłoby, żeby parkiet się zniszczył, a z drugiej strony nawet najtańsza wykładzina to dodatkowy koszt, w dodatku z góry spisany na straty...

 

Tak czy owak, trzeba wylewki zrobić jak najszybciej. Nasz harmonogram zakładał wykonanie ich w lipcu i bardzo nam zależy, żeby się to udało, o czym przypominamy nieustannie wszystkim naszym wykonawcom.

 

Bez zbędnych przestojów zatem dzisiaj pojawił się na naszej budowie Pan Instalator od wod-kan i CO, wraz ze swoimi pracownikami. Ledwo świt blady wstał, rozdzwonił się telefon. Gdzie ostatecznie ma być grzejnik w łazience? Czy aby na pewno chcemy upchnąć obok siebie na jednej ścianie umywalkę, bidet i WC, bo będzie trochę ciasno? Czy WC będzie na stelażu? A umywalka też?

 

Ufff! W ciągu pół godziny podjęłam więcej decyzji niż Napoleon przed bitwą pod Austerlitz. Nie było łatwo, bo uporczywe dociekania Pana Instalatra dotyczyły naszej głównej łazienki zlokalizaowanej na poddaszu, której urządzenie z przyczyn czasowo-finansowych odłożylismy do przyszłego roku (jeśli dobrze pójdzie), kontentując się na razie mniejszą łazienką na parterze.

Improwizując zatem co nieco, zdecydowałam:

a) zrezygnować z bidetu na rzecz baterii bidetta, tudzież większej umywalki i możliwości umieszczenia szafki obok,

b) umieścić grzejnik drabinkowy pomiędzy przyszłym prysznicem a przyszłą wanną,

c) zawiesić przyszłe WC na stelażu,

d) a przyszłą umywalkę zamontować na przyszłej szafce.

Chyba będzie dobrze?...

 

Jutro obmiary dziur pod okna i rolety. Wyjaśniła się sprawa kolejności montażu: Roletowcy przywiozą Okniarzom prowadnice, które ci z kolei przykręcą do okien i zamontują całość za jednym zamachem. Obie firmy, lokalni potentaci, znają się doskonale, więc zapewniono nas, że z koordynacją działań nie będzie żadnych problemów.

 

Przez ostatni tydzień zmuszeni byliśmy skoncentrować się na sprawach wyboru bramy garażowej, drzwi przeciwpożarowych oraz dodatkowych, gospodarczych drzwi zewnętrznych w garażu. Co za nuda! Na samo przypomnienie nachodzi mnie atak ziewania, ale już prawie przez to przebrnęliśmy. Bramę (brązową, uchylną ocieplaną Normstahla) i drzwi zewnętrzne (brązowe, stalowe z przetłoczeniami) zamawiamy jutro...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Całą ostatnią sobotę wykorzystaliśmy na popychanie spraw budowlanych. Zamówiliśmy bramę garażową - montaż w ten piątek. Kupiliśmy zewnętrzne drzwi gospodarcze - Szef Ekipy ma je przywieźć i zamontować, ciekawe tylko kiedy. Z Panem Okniarzem uzgodniliśmy szczegóły dotyczące okien. Z Panem Roletowcem - szczegóły dotyczące rolet (czekamy na wycenę prowadnic, mechanizmu i płaszczy). Zakupiliśmy stelaż poddtynkowy do drugiej łazienki i drewnochron na płot.

A popołudniu przeprowadzilismy akcję "chwasty won". Na tyłach naszego domu leżą usypane wielkie góry humusu, zarośnięte łopianem, ostami, nawłocią i jeżynami. Na wiosnę całe to zielsko zostało spryskane herbicydem, ale ponieważ rozplantowanie przesunęło się nam w czasie, nowe pokolenie chwastów wyrosło jeszcze bujniej na szczątkach swoich poprzedników.

Podczas gdy mąż, zaopatrzony w fachową maskę i bukłak z rozpylaczem, szerzył zniszczenie na nizinach, my z teściem ruszyliśmy do boju w teren górzysty. Skoncentrowaliśmy swoje wysiłki na nawłoci, która wyrosła nam najliczniej, a przy tym, mimo imponujących rozmiarów nadziemnych, ukorzenia się płytko i dość łatwo ją wyrwać. Po pierwszej godzinie pot zalewał nam oczy. Po drugiej rozbolał mnie kręgosłup. A po trzeciej nasze hałdy były ogołocone, a nawłoć pokonana leżała w stertach na sąsiednim ugorze. Zaczym mąż mógł dokonać chlubnego dzieła, spryskując resztę Round-upem.

W niedzielę nie mogłam rączki podnieść...

 

Tymczasem po podłodze naszego domu rozpełzły się węże. Niebieskie i czerwone, no i te szare grubasy. Instalacja wod-kan gotowa, dzisiaj i jutro Panowie Instalatorzy układają rurki do grzejników. Na deser zostanie podłogówka. Ciekawe czy zdążą do końca tygodnia?

 

Ruszyliśmy też sprawę ogrzewania kominkowego. Nasz Szef Ekipy osobiście, tymi ręcami, wykuł w stosownych miejscach dziury i rozprowadził nam srebrzyste przewody izolowane od kominka do pokoi na poddaszu.

Kominka oczywiście jeszcze ma. Wkład stoi sobie w magazynie u Pana Kominkarza, który ostatnio z zadumą napomknął, że to już ostatni z kwietniowego szaleństwa przed-vatowego, który mu pozostał na składzie...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kierownik Budowy zwizytował nasz dom na okoliczność instalacji i tynków i wyraził nam swoje pozytywne zaskoczenie jakością tych ostatnich.

Nam, amatorom bez żadnego doświadczenia, oczywiście też się nasze tynki podobają - choćby dlatego, że są NASZE.

Ale opinia profesjonalisty to co innego, a ponieważ wcześniej tynki podziwiali już moi Rodzice (a oboje również fachowe posiadają oko) oraz nasz Pan Główny Instalator (który po różnych budowach nieustannie się włóczy), najwidoczniej Panowie Tynkarze rzeczywiście zasługują na ową entuzjastyczną reklamę, którą im Szef Ekipy robi.

Natomiast - co uczciwie odnotować należy, również w celu przypomnienia, że róży bez kolców jednak nie ma - bajzel wokół siebie czynią wprost nieziemski (w czym biją na głowę wszystkich innych fachowców bywałych na naszej budowie do tej pory), a język ich plugawy jest nad podziw...

 

Obecnie Panowie Tynkarze przedzierzgnęli się w Panów Wylewkarzy - wylewki w toku.

Właściwie nie mam pojęcia, dlaczego to się nazywa "wylewki". To nie są żadne wylewki, tylko wysypki.

Nasze podłogi są już wysypane i zatarte mniej więcej w połowie, tzn. wszędzie tam gdzie podłogówka nie sięga. Z podłogówką Panowie Instalatorzy się do soboty nie wyrobili, będą ją układać jutro.

I tak jesteśmy pełni podziwu dla zgodnej współpracy czterech Panów Instalatorów i trzech Panów Tynkarzy-Wylewkarzy, którzy niemal potykając się o siebie nawzajem, misternie przeplatają kolejne warstwy naszej podłogi w jedną całość.

 

Przy okazji instalacji wod-kan i CO po raz kolejny okazało się, że nawet przy bardzo dokładnym planowaniu, ustalaniu spraw z dużym wyprzedzeniem i spisywaniu umów na piśmie, improwizacji na budowie nie da się uniknąć.

Nasz Pan Instalator zaklina się na wszystkie świętości, że o grzałkach elektrycznyc przy grzejnikach drabinkowych nie było mowy. Zapomniał też całkowicie o istnieniu pralni w naszym domu, a do jednej łazienki zamówił za długi grzejnik, co zmusiło jego pracowików do postawienia szarych komórek w tryb pracy awaryjnej na dobre pół godziny.

 

Jutro próba ciśnieniowa. Trzymajcie w kciuki...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wylewki zakończone przed terminem.

Osiągnęliśmy tym samym kolejny etap, na którym właściwie nie ma co ukraść na budowie (wszystkie instalacje zakryte, gołe ściany i podłogi), i znowu na chwilę odetchnęliśmy z ulgą.

W połowie sierpnia wybieramy się na zasłużone wakacje - jeszcze nie mam pojęcia gdzie, nie ma czasu o tym pomyśleć. Dajemy pięć tygodni naszym tynkom i wylewkom (zwłaszcza wylewkom!) na radosne i nieskrępowane schnięcie w letnich przeciągach, a na 1 września zamówiliśmy montaż okien. To już własciwie za miesiąc, nie do wiary!

 

Od jutra nasza ekipa przenosi się na zewnątrz. Zamówiona koparka ma rozwieźć nasze góry humusu po całym przyszłym ogrodzie, a ponadto do zrobienia jest zbiornik na deszczówkę, instalacja odgromowa oraz ogrodzenie. Bez frontowego, bo to zostawiamy na bliżej nieokreśloną świetlaną przyszłość, w której nasze finanse wyjdą z budowlanej zapaści.

 

Mamy już pierwsze zamknięte pomieszczenie.

Zamontowano nam w garażu bramę uchylną oraz dwoje drzwi - zewnętrzne gospodarcze oraz przeciwpożarowe miedzy garażem i kotłownią. Dostaliśmy w związku z tym pierwszy, całkiem pokaźny pęk kluczy.

Co za ulga! Mamy gdzie spać od listopada, most już niepotrzebny...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...