Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Nie tylko dla kobiet-największe twoje szalenstwo


d5620s

Recommended Posts

Chdzi mi zwłaszcza o zakupowe szaleństwo.

 

Szaleństw podóżniczo-granicznych nie miałem, ale zakupowe... Owszem. Było to jakoś tak w okolicach roku 2000, gdy powoli, powoli zaczęła wchodzić do nas fotografia cyfrowa. W owym czasie standardem były zdjęcia w rozdzielczości 640*480 pikseli, a matryca 1.3 mln to był luksus. Nigdy nie miałem jakichkolwiek zapędów fotograficznych, więc nie wiem, czemu zdecydowałem się kupić sobie taki aparat.

 

A jak kupować, to z najwyższej ówczesnej półki (oczywiście tej "dla mas", a nie dla super-hiper-profesjonalistów). Był to kompakt CASIO QV 2000 z matrycą 2,1 mln pikseli za "jedyne" 4.800 plus karta pamięci 48-megowa za 1.200 zł (proszę się nieśmiać, takie wówczas były ceny !)

Razem 6.000 plus inne, drobniejsze dodatki.

 

Trzy lata później na Allegro można było taki aparat dostać za kilkadziesiąt złotych... Ale mimo to zakupu nie żałuję ! :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 71
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

lata temu udalo mi się w końcu dostać paszport i wybierałam sie do ciotki, ktora mieszkala kolo Lizbony. Bezpośrednich samolotow z Polski nie było, mozna było leciec do Madrytu, albo przez Pragę. Oczywiscie samolot z Pragi startował o świcie, więc trzeba było lecieć w przeddzień.

Udalo mi sie zarezerwować taki bilet, ale potwierdzony lot miałam z Pragi do Lizbony, a do Pragi nie.

Na Okęciu czekałam na cud, że ktoś sie nie glosi do odprawy. I tak bylo:)))

 

W tych czasach nie wolno było posiadac USD, legalnie mozna bylo wykupić w NBP 20 dolców, No i ja na te 2 miesiące poleciałam z tymi 20stoma bagsami w kieszeni.

 

Lotnisko w Pradze okazało sie wybitnie syfiaste, więc zdecydowalam się na hotel - zżarlo mi 12 USD

 

Po przylocie do Lizbony - ciotki nie ma. Ja nie mam do niej telefonu tylko adres. Znalazly sie dobre dusze, ktore miały mie podrzucić do Estorilu. Przy wyjsciu w hali pojawiła sie ciotka, /której zreszta wczesniej nigdy na oczy nie widzialam/

 

Podczas powrotu, w samolocie siedzieli kolo mnie polscy muzycy jazz'owi, ktorzy pomiedzy soba komentowali budowe wszelkich babek, mnie tez otaksowali /mysleli, że jestem hiszpanką/. Bylo to dośc zabawne. Przed lądowaniem kapitan podał dośc dlugi komunikat, ktorego nie zrozumieli, więc spokojnie przetlumaczyłam im na polski. :lol:

W ramach przeprosin zafundowali mi nocleg w pokoju 1-osobowym za kasę chyba Spatifu :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

o szaleństwach bez butelki dobrego wina (albo nawet dwóch)? no way...

na czeźwo, zapadałbym się pod ziemię.... :oops: :wink: 8)

z serii podózniczych "lajcików" - wakacje '94, Bordeaux, dworzec główny, na peronie kilka pociągów - wybieramy ten najładniejszy...nie mamy biletów, ale mamy...opracowany system :oops: dzieki któremu z Paryża dojechalismy nad Lazurowe Wybrzeże i stamtąd własnie do Boredaux...dodatkowo konduktor okazał sie rasistą , o bilety pytał tylko ciemnoskórych... a do mnie tylko miło sie uśmiechał :-?

po szybkości mijanych drzew szybko zorientowaliśmy się że jedziemy TGW :o - czyli wracamy do Paryża...w sumie dobrze sie stało bo ukradli nam aparat - więc mogliśmy zrobić jeszcze raz pamiątkowe zdjęcia...

to były czasy... :wink: :oops: :lol: oczywiście o jeździe na gapę dzieciom :sza! :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

moje największe szaleństwo :roll:

 

pare lat temu .....wkurzona na H. spakowałam w nocy małą walizkę- napisałam kartke ,że musze odpocząć i poszłam na dworzec .....wsiadłam w pierwszy nadjeżdżający pociąg - okazało sie ,że do Zakopanego .

Po 4 dniach córka domysliła sie ,że jestem w Zakopcu .

Jakież było moje zaskoczenie i zdziwienie ,kiedy w drzwiach Kolorowej stanął H. z ogromnym bukietem róż . I wtedy dopiero zaczęło się szaleństwo :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

tego lata 2-go lipca bawiłem się komputerem tak na niby kupowałem bilet na samolot w tanich liniach lotniczych , ostatni krok czyli zapłata kartą przedpłaconną wklepuje te numery będąc przekonany ,ze konto puste i transakcja zostanie odrzucona a tu moje wielkie zdziwienie bilet został kupiony!!! okazało się ,ze kobitka w banku źle zaksięgowała wpłatę i zamiast na rachunek ROR pieniądze zasiliły właśnie ową kartę przedpłaconą. Tak stałem szię posiadaczem biletu na lot do Aten na 21 lipca . Uznałem to za znak i poleciałem tyle ,ze po przebukowaniun biletu na sierpień . I to chyba były najlepsze moje wakacje . Zwłaszcza wyspa Santorini ... ( w awatarze plaża czerwona z w/w wyspy)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

moje największe szaleństwo :roll:

 

pare lat temu .....wkurzona na H. spakowałam w nocy małą walizkę- napisałam kartke ,że musze odpocząć i poszłam na dworzec .....wsiadłam w pierwszy nadjeżdżający pociąg - okazało sie ,że do Zakopanego .

Po 4 dniach córka domysliła sie ,że jestem w Zakopcu .

Jakież było moje zaskoczenie i zdziwienie ,kiedy w drzwiach Kolorowej stanął H. z ogromnym bukietem róż . I wtedy dopiero zaczęło się szaleństwo :wink:

 

Czasem mam ochotę to zrobić. :roll:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

moje największe szaleństwo :roll:

 

pare lat temu .....wkurzona na H. spakowałam w nocy małą walizkę- napisałam kartke ,że musze odpocząć i poszłam na dworzec .....wsiadłam w pierwszy nadjeżdżający pociąg - okazało sie ,że do Zakopanego .

Po 4 dniach córka domysliła sie ,że jestem w Zakopcu .

Jakież było moje zaskoczenie i zdziwienie ,kiedy w drzwiach Kolorowej stanął H. z ogromnym bukietem róż . I wtedy dopiero zaczęło się szaleństwo :wink:

 

Czasem mam ochotę to zrobić. :roll:

 

jest nas więcej :roll:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

hmm...zakupowego szaleństwa nie pamiętam. Ale pamiętam jedno...w liceum poszłam razem ze znajomymi na most drogowy w Toruniu i skakaliśmy z niego na linie...do tej pory nie wiem jak nam się to udało, że nikt nas nie przyłapał. Moi rodzice, ktorzy dowiedzieli się o tym po fakcie myślałałam, że dostaną białej gorączki. Po wakacjach na lekcji niemieckiego mieliśmy opisać, co robiliśmy w ich trakcie. Nauczycielka nie uwierzyła dopóki nie pokazałam jej zdjęć. Stwierdziła, że jestem wariatką :wink:
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z serii zakupowe:

Będąc młodym małżeństwem, poszliśmy na wesele. W trakcie wyszliśmy pospacerować, po drugiej stronie ulicy budowali blok, tak sobie pomyślałam - może byśmy tu zamieszkali. Mąż, zrobił oczy i mówi - kochanie za co ?. W poniedziałek poszłam obejrzałam i zarezerwowałam. Tego samego dnia zaciągnęłam męża, coby zobaczył czy mu się podoba rozkład - westchnął i stwierdził, że mu się podoba. Na drugi dzień podpisałam umowę. Wtedy dopiero zaczęło się szaleństwo. Skąd weźmiemy tyle kasy. Wówczas to była kwota 300 000 000 -1995 rok - udało się :D :D :D

 

Zakupy samochodów w terminie od 2 dni do 3 godzin, to u nas już chyba taka świecka tradycja :wink: :wink: :wink: Tu podatki wchodzą w grę :-? , ale kompletnym szaleństwem był ostatni zakup: jest 30 listopada 2006, godzina 17-ta, dociera do mnie informacja, że powinnam dokonać jakiegoś zakupu najlepiej za ok. 70 000 i dobrze gdyby to był samochód (chodzi o jednorazową amortyzację) i koniecznie dzisiaj :o za 5 minut 18-ta wpadłam do komisu, ale tam nikt nie był zainteresowany sprzedażą nam niczego (zapewne z takimi wariatami jak my nie mieli wczesniej do czynienia). Wróciłam z mężem do biura, on przy jednym, ja przy drugim kompie, szukamy, ja wypieki, łzy w oczach, paczka rurek poszła z dymem - już prawie odpuściliśmy, niestety Fiskus się wzbogaci (choć to legale działanie - cicho). W końcu mąż coś znalazł, bo to nie takie proste kupić coś w miarę dobrego i jeszcze żeby na faturze lub umowie była prawdziwa kwota zakupu, a na dodatek w Warszawie, bo potrzeba już :( Mąż dzwoni, gość zgadza się na spotkanie, jest godz. 21.00. Oglądamy, w zasadzie zawsze chciałam takie auto, umawiamy się na następny dzień w banku o 9-tej. Na drugi dzień jedziemy, korki jak cholera (wszyscy się chyba zmówili i jadą do tego samego banku :wink: ). Dzwonię do Gościa od auta i mówię, że się spóźnimy, bo..., a on z tekstem: - a nie chce pani zobaczyć auta w świetle dnia, na to ja -yyyyyyyy zobaczę przed bankiem. I tak nabyłam bez sprawdzania moje autko - nie żałuję, sprawuje się super, a po przeglądzie w serwisie powiedzielii, że auto żyleta - miałam duuuuuużo szczęścia :D

 

O innych szaleństwach nie piszę, bo się wstydzę :oops: :oops: :oops: , chociaż nie dotyczą zakupów.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Joan, to byli bracia K? :o Niemożliwe :wink:

 

A nawiązując do postu Retrofooda.

Pojechałem na Litwę, już wolną. Byłem w Sołecznikach, rzut kamieniem od Białorusi. Rodzina u której byłem zakupy robiła w sąsiedniej wsi, po drugiej stronie granicy. Dużo taniej. Zaproponowali mi jazdę na Białoruś. bez wahania się zgodziłem. Podjeżdżamy na granicę. Litewska kontrola przepuszcza bez problemu, a parę metrów dalej białoruska żąda 100 $ za wpuszczenie. Trochę drogo, jak na godzinną wyprawę :D

Janek z którym jechałem zawraca ku uciesze zarówno białoruskich jak i litewskich służb granicznych. 50 m dalej skręcamy w las i wąską przesieką przekraczamy granicę Republiki ? Białorusi. Napiłem się na rynku kwasu chlebowego, obejrzałem pozłacany pomnik Lenina, kupiliśmy chleb, (masło było na kartki) i wracamy przez zieloną granicę. Już, już mieliśmy przejechać przez wytyczony pas, gdy nagle z krzaków wyłania się białoruski milicjant i nas zatrzymuje. Rozmowa z Jankiem odbywa się po polsku. Zarówno Janek, jak i milicjant są Polakami. " Gdzie był? W Woronowie. A po szto? Matka tam mieszka. A kupował co? Tylko chleb. Wasz lepszy. Pokaż co masz w bagazniku. W porządku, jedźcie." Moją osobą nie raczył się na szczęście zainteresować. :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kilka lat temu pojechałam z moim chłopakiem (teraz mężem) do mojej siostry do Niemiec.Mieszka w Krefeldzie. Wyjazd ten był z rodzaju spontanicznych. Dzis rozmowa jutro wyjazd. Tak tez było i tym razem. Na granicy w świecku zapomnielismy zatankować i po zatankowaniu za granicą okazało się,że połowa pieniędzy przeznaczonych na wyjazd poszła na benzynę. W Krefeldzie pomylilismy zjazdy i w rezultacie znaleźliśmy się w Holandii. Udało się wrócić ale do siostry nie mogliśmy trafić bo to miasto nie jest małe i ma kilkanaście dzielnic,które mogłyby być samodzielnymi miastami. Na dodatek moja komórka szwankowała i tylko jedna kreskę bateria pokazywała.. Po kilku godz sms-owania szwagier wyjechał do nas a właściwie to przyszedł bo bylismy kilka przecznic od ich domu....kilka godzin w samochodzie siedzieliśmy i modliliśmy sie, żeby trafili do nas..Dodam ,ze znam trochę angielski ale ci Niemcy których o drogę pytałam ni w ząb angielskiego.

Dzis kiedy mamy dzieci nawet wyjazd do teściów to prawdziwa wyprawa..

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czy to można zaliczyć do szleństwa, powiedziałabym raczej głupoty, ale... Mając lat chyba ze czternaście bawiłam się w berka z moimi kuzynami. Niby nic szalonego, ale robiliśmy to ganiając się z jednego pokoju do drugiego przechodząc przez okno a potem przez balkon na dziesiątym piętrze bloku :roll:

Miałam też podobnie jak Ew-ka :wink: Kilka lat temu będąc w Chorwacji tak się wkurzyłam na mężusia, że w środku nocy spakowałam walizkę, wsiadłam do samochodu i postanowiłam wrócić sama do Polski. Po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów byłam zmuszona zatankować i wtedy sobie uświadomiłam, że... dobrodusznie zostawiłam mężowi paszport i karty kredytowe :lol:(goopia baba :roll: ) Byłam zmuszona nocować w samochodzie, na drugi dzień rano zwiedziłam sobie miasteczko i po południu łaskawie pozwoliłam sobie pomóc :wink: Reszta urlopu była już udana 8) :wink:

Było jeszcze parę szaleństw ale... :oops: :oops: :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A jeszcze z serii "na wysokości", to będąc coś tak chyba osiemnastolatką, pozwoliłam się wziąć koledze na ręce...i tak mnie trzymał na tych rękach...za balkonem ...na szóstym piętrze :roll: Pozowaliśmy wtedy do zdjęcia :wink:

Najśmieszniejsze jest, to, że ja teraz mam straszny lęk wysokości :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...