Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Nie tylko dla kobiet-największe twoje szalenstwo


d5620s

Recommended Posts

Będąc w pierwszej klasie LO pojechałem na szkolną wycieczkę do Włoch. Wycieczka kosztowała coś ok. 1,6 tyś. zł. Jakoś tam skobinowałem kieszonkowe w wysokości ok. 3tys. zł. Jadąc w docelowe miejsce zatrzymaliśmy się w Wenecji.

Teraz mała dygresja. W tym wieku młodzi ludzie mają różne odpały. Ja miałem ich kilka, z czego jeden polegał na zamiłowaniu do... figurek świń :o 8)

Wracam do głównego wątku. Podczas spaceru po Wenecji, nabyłem u jubilera na najdroższej ulicy w mieście kryształową figurkę świni (ok 3x3 cm) za 2,6 tys. zł :o ... i stałem się idolem wszystkich popaprańców w mojej szkole :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 71
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

KiZ i tak trzymać całe życie. Zazdroszczę. :D
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W studenckich latach jechałam pociągiem z domu na uczelnię. Na jednej ze stacji po drodze konduktor powiedział mi (na moje zapytanie), że spokojnie zdążę kupić na dworcu coś do picia w czasie postoju w tej miejscowości. Byłam przy schodach na peronie, gdy pociąg ruszył - razem z moim całym skromnym dobytkiem. :o Kilkanaście kilometrów przejechałam na zewnątrz, stojąc na schodkach do wagonu, trzymając się kurczowo poręczy, aż ktoś to zobaczył i sprowadzono konduktora. Boszszszsz, jak on krzyczał po wciągnięciu mnie do środka... :oops: :D

Popłakałam się :D :D :D :D :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moje największe szaleństwo ( i chyba mojego mężą również) to wyjazd do Kamerunu. Pojechaliśmy bez wizy. Tam uswiadomiliśmy sobie jak życie jest krótkie i ulotne. Kilka razy mijaliśmy uzbrojone bandy rabusi, męża ukąsiła płaszczka ale co to za cholera i jakie są szanse na przezycie dowiedzieliśmy się dopiero w Polsce. Wracając do Polski prawie całowaliśmy ojczystą ziemię.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Będąc w pierwszej klasie LO pojechałem na szkolną wycieczkę do Włoch. Wycieczka kosztowała coś ok. 1,6 tyś. zł. Jakoś tam skobinowałem kieszonkowe w wysokości ok. 3tys. zł. Jadąc w docelowe miejsce zatrzymaliśmy się w Wenecji.

Teraz mała dygresja. W tym wieku młodzi ludzie mają różne odpały. Ja miałem ich kilka, z czego jeden polegał na zamiłowaniu do... figurek świń :o 8)

Wracam do głównego wątku. Podczas spaceru po Wenecji, nabyłem u jubilera na najdroższej ulicy w mieście kryształową figurkę świni (ok 3x3 cm) za 2,6 tys. zł :o ... i stałem się idolem wszystkich popaprańców w mojej szkole :wink:

 

Pokaż chociaż tę figurkę. :D Masz ją jeszcze? :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Będąc w pierwszej klasie LO pojechałem na szkolną wycieczkę do Włoch. Wycieczka kosztowała coś ok. 1,6 tyś. zł. Jakoś tam skobinowałem kieszonkowe w wysokości ok. 3tys. zł. Jadąc w docelowe miejsce zatrzymaliśmy się w Wenecji.

Teraz mała dygresja. W tym wieku młodzi ludzie mają różne odpały. Ja miałem ich kilka, z czego jeden polegał na zamiłowaniu do... figurek świń :o 8)

Wracam do głównego wątku. Podczas spaceru po Wenecji, nabyłem u jubilera na najdroższej ulicy w mieście kryształową figurkę świni (ok 3x3 cm) za 2,6 tys. zł :o ... i stałem się idolem wszystkich popaprańców w mojej szkole :wink:

 

Należy Ci się tytuł Największego Szaleńca :D Pokaż tę figurkę, jeśli ją jeszcze masz!!!!!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szaleństwem były wyjazdy na narty do Szczyrku.

Pociąg pękał w szwach.

Parę razy zdarzyło mi się jechać w tej harmonijce między wagonami.

Miejsce w WC to był luksus.

Po przyjeździe pociągu do Bielska WSZYSCY z nartami i butami pędzili przez most na dworzec autobusowy.

Tam czekał JEDEN!!! autobus ,niekiedy podstawiali DWA,na CAŁY POCIĄG!!!!

Tego nie da się opisać ,to trzeba przeżyć!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Świetne są te Wasze opowiadania.

 

Moim szaleństwem było jak z nad morza, jako 22 latka, wracałam stopem do domu. Musiałam ich zatrzymywać kilka, bo nikt tak daleko nie jechał. Wszyscy byli bardzo mili... Posłuchajcie

 

Jeden to nawet sam się zatrzymał, choć nie machałam na niego tylko sobie szłam z torbą. Był taki sympatyczny, że nawet stanął i zakupił dla mnie bułkę i czekoladę a z bagażnika wyciągnął rybkę co bym ją skonsumowała (przewoził ryby). Jak mi się z nim fajnie gadało. Do momentu kiedy zapytał kiedy muszę być w domu. Ja odpowiedziałam, że dzisiaj. On na to: a co by się stało jak nie dzisiaj? Chwila namysłu.... koncentracji......cisza

Jemu się głupio zrobiło i zaczął łagodzić sytuację słowami: no wiesz możesz nie zdążyć na dzisiaj, długa droga przed tobą więć pomyślałem, że możesz się przespać w ciężarówce, bo mam łóżko....

 

Proszę się zatrzymać!!!!!!!

 

Zjechał na stację benzynową i się zatrzymał.

 

Miałam szczęście. Dodam, że ten powrót stopem był nie planowany i do tego b. durny.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś podczas praktyki studenckiej we Wrocławiu natchnęło mnie na poznawanie kultury żydowskiej: obejrzałam "Sztukmistrza z Lublina", poszłam na koncert kantorów żydowskich, no i zwiedziłam 2 cmentarze żydowskie.

Jeden - zabytkowy - oglądałyśmy z koleżanką w ulewnym deszczu z przewodnikiem w rękach. Drugi - do tej pory (w każdym razie - do tamtej) czynny pojechałyśmy obejrzeć któregoś popołudnia. Zdziwiło nas, że brama była zamknięta, ale obok jakaś dziura w płocie, pod nią wykopany rów, co tam - przeszłyśmy. Oglądamy sobie macewy, zadowolone, że cicho, spokój, ptaszki śpiewają, drzewa rosną.

Na przeciw wychodzi nam 2 młodych ludzi z parasolami w dłoniach. Gdy podchodzą bliżej okazuje się, ze to nie parasole, tylko noże :roll: Tłumaczą, ze występują "niejako z trzeciej ręki ochrony tego cmentarza" i pytają, co tu robimy. My na to radośnie: zwiedzamy. Oni zaczynają opowiadać różne straszne histori o satanistach, złodziejach i antysemitach nawiedzających ten cmentarz. Pokazują napisy, zniszczone groby (dlaczego ich wcześniej nie zauważyłyśmy?).

Opowiadają, że jakiś czas temu zabito tu człowieka. Przy tym pokazują co ciekawsze miejsca, zwracają uwagę na różne symbole - widać, że znają ten cmentarz. Pokazują kaplicę (spokojnie mogli nas w niej zabić).

Kiedy przestają nam się trząść kolana ze strachu, żegnamy się, dziękujemy i w tym momencie jeden z nich zaprasza nas na kolację.

Ja, że dziękujemy, ale spieszymy się do akademika, już późno itp. itd. Moja koleżanka, że właściwie jak to głupio odmawiać, więc przyjmujemy zaproszenie :-?

O dziwo wszystko, co mówili okazuje się prawdą. Jeden z nich mieszka w pobliżu, obecna w domu siostra żony, opiekuje się dzieckiem. Kiedy opowiadają jej jak radośnie zwiedzałyśmy cmentarz - jej reakcja świadczy, że rzeczywiście zachowałyśmy się dość nierozważnie. :roll: Na kolację przygotowano mi vege jedzenie, nie zostałyśmy zabite, zgwałcone, ani nawet okradzione. Odprowadzono nas na przystanek tramwajowy. :o Koleżanka z pokoju w akademiku obraziła się, ze nie powiedziałam jej kiedy wrócę, a wróciłam baaardzo późno informując uprzednio, że wybieram się na cmentarz :roll:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jednym z wielu, wielu moich szaleństw było to, że kiedyś postanowiłem pooglądać sobie Moskwę nocą. Niestety, w nocy nie jeździ transport miejski, a taksówki jakoś nie pchały się pod rękę.

Zatrzymałem więc (o 3.00 w nocy) przejeżdżającą karetkę pogotowia, opłaciłem i tak leżąc na noszach(!) - bo wolnych miejsc siedzących nie bylo, oglądałem widoki nocnej Moskwy. Doktór z pielęgniarzem pomagali mi wybierać co ciekawsze miejsca, podpowiadali co jeszcze warto obejrzeć.

Jeździli my se tak do wpół do szóstej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Znalazło by się parę :wink:

Ale jedno mi przychodzi do głowy, dosyć swieże - sprzed ok 3 lat..

Zanim wybudowalismy sie na "naszej wiosce" spędzalismy tam mnóstwo czasu na działce rekreacyjnej rodziców - do naszych ulubionych rozrywek należało ujeżdzanie poczciwej MZ-ty po leśnych i polnych drogach. Jedna z takich dróg prowawdziła do innej wioski w której mieszka moja druga babcia z rodzinką - wiec wycieczki motorem w odwiedziny nie należały do rzadkosci - oczywiście bez kasków, papierów i innych takich (kto by sobie głowe zawracał :roll: :wink: ). Jendak cała "trasa" nie wiodła polna drogą, tylko jakieś 2 km przed celem trzeba było wjechac na normalną, po prawdzie dość rzadko uczęszczaną, ale asfaltówę.

No więc jednego razu postanowiliśmy z meżem (wtedy jeszcze chłopakiem) i moja siostrą wybrać się do rodzinki, z tym, ze w jedna stronę upakowalismy sie we trójkę na MZ-cie a w drugą my-dziewczyny miałyśmy wrócić rowerami pożyczonymi od babci - a tak dla urozmaicenia.

Fajna była ta wyprawa, wydurnialismy sie po drodze, psrtykalismy zdjecia podczas jazdy, zeby objąć wszystkich pasażerów :wink: i ogólnie humory nam bardzo dopisywały.

Przed powrotem dopompowalismy rowery, zeby się dobrze jechało, pozegnalismy się i ruszylismy w drogę...za pierwszym zakrętem znudziła nam się normalna i wolna jazda rowerami, więc wymysliliśmy(do dziś nie wiem kto wpadł na ten genialny pomysł), ze połączymy siły, czyli połapaliśmy się za te rowery i motor - siostra z brzegu trzymała za "moja" kierownicę a ja trzymałam za rękę Daniela na motorze...aleee szybko się jechałoooo..normalnie smiechu było co niemiara, ale długo to nie potrwało bo "moto-rowerowa" kompozycja zaczeła się chwiać i wirować i nikt nie mógł juz nad nia zapanować, Daniel puscił nas i odjechał a my z ta duzą jak na rowery predkością zaplatałysmy się nawzajem i zaliczyłyśmy wielkiego szliiiifa na asfalcie :-? Siostra jakoś na tych rowerach sie zatrzymała...a ja zaryłam nosem i ustami :roll: Zaraz było pełno krwi, ubranie podarte, kolana i rece zdarte, w nosie dziura a usta.. :o jak u Murzyna - straasznie spuchły !! Zamotali mi jakaś szmatę na głowie,zeby zatamowac krew, siora została z tymi zwichrowanymi rowerami na ulicy a my motorem pomknelismy przez te lasy i wyboje (myslałam, ze tam juz umrę :roll: ) na działkę a potem autem do szpitala na szycie.

Dziś wspominam to ze smiechem, ale jak sobie pomyslę, ze człowiek to stary a głupi i coby się mogło stać...ciarki przechodzą normalnie :roll:

 

Najlepsze są zdjecia z tej feralnej wyprawy - na początku sielanka, usmiechy na twarzach i wogóle wszystko super a na ostatnim zdjecie - Ja... jak powstaniec :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

z serii - co by się mogło stać gdyby...

jako 17- sto latka...wyślizgiwanie się ukradkiem z pokoju kolejno: parapet, rynna, daszek na klatce (I piętro- więc niewysoko :wink: ) ...na ognisko nad jeziorem...a jak jezioro - to kąpiel...z jednego końca na drugi...na golasa...w blasku gwiazd...nieważne że umięjetności wystarczające na przepłyniecie może dwu basenów pseudo-żabką...a jezioro całe w zastawionych sieciach... :o :o...a nad ranem znowu - daszek, rynna, parapet, pokój...taka kochana córeczka tatusia... :wink: :o

:o :o :wink:

moja córka w pokoju ma okna połaciowe - będzie trudniej... :wink: :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jednym z wielu, wielu moich szaleństw było to, że kiedyś postanowiłem pooglądać sobie Moskwę nocą. Niestety, w nocy nie jeździ transport miejski, a taksówki jakoś nie pchały się pod rękę.

Zatrzymałem więc (o 3.00 w nocy) przejeżdżającą karetkę pogotowia, opłaciłem i tak leżąc na noszach(!) - bo wolnych miejsc siedzących nie bylo, oglądałem widoki nocnej Moskwy. Doktór z pielęgniarzem pomagali mi wybierać co ciekawsze miejsca, podpowiadali co jeszcze warto obejrzeć.

Jeździli my se tak do wpół do szóstej.

 

Miałem podobnie tyle, że z imprezki (też w Moskwie) wracaliśmy ... polewaczką. Piękne uczucie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

retrofood napisał:

Sama???

wypady robiliśmy paczką...ale płynęłam z 1 koleżanką - reszta siedziała przy ognisku - założyłysmy się że dopłyniemy do końca jeziora i z powrotem...

teraz jak jesteśmy nad tym jeziorem coraz bardzie mnie yto przeraża - uśmiecham się sama do siebie...i pukam w czółko - bo teraz jako rodzic patrzę na to nieco inaczej (mam przed oczami całe scenariusze: te sieci :o , zwykły skurcz, zachłyśnięcie wodą, wypadek samochodowy, policja pukajaca do drzwi mojego taty itepe itede) bosze....bosze co te hormony potrafią zrobić z człowiekiem...:wink: 8) :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...
Jako 17latka na praktykach w szkole umawiałyśmy sie na wypad wakacyny 3 koleżanki :roll: .Jakaś jędza z poza naszej paczki(Gośka)powiedziała "po co te dyskusje i tak nigdzie niepojedziecie :o ).Nazłość umówiłysmy się :p Żadna niezałatwiła namiotu :o -ale co było robić ?Goska śmiałaby sie z nas cały rok :evil: .Myslałyśmy ,ze namiot wypożyczymy nad morzem -o naiwności ,nieudało się :-? .Ponudziłyśmy się w Gdańsku,potem wybrałyśmy się nad otwarte morze do Karwi 8) ,byłyśmy zmęczone jak szłyśmy z tymi plecakami, nigdzie nie było noclegów :o nawet w stodole 8) ani u księdza :roll: .Zobaczyłyśmy szope na polu-czołgałysmy się do niej szarówką -bo za widoku to obciach :wink: -a szopa zajeta przez prawdziwe KROWY :o .Pozostał stóg siana :p ,ale na polu był gospodarz .Grzeczne głupie dziewczynki poszłyśmy go zapytać o zgode na nocleg :o zezwolił a pijany był jak bela :o .Z Beatą całą noc czuwałyśmy ,czy czasmi nieprzyjdzie do nas :oops: Nieprzylazł on ALE jakas para zakochana -napalona na "naszą "kupke "siana :p Była z 2-3 w nocy on podchodzą a kumpela im mówi dobrywieczór i zajęte :o poszli jak zmyci.My wróciłyśmy zaraz nastepnego dnia wróciłyśmy do domu :oops: Aha tego otwartego morza niewidziałyśmy :oops: .Awszystko to dzieki Gosi :wink:
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zeszłoroczne wakacje. Wybraliśmy się rodzinką na spływ pontonami rzeką Cetiną. Ponieważ ponton był 8-osobowy dla towarzystwa dostaliśmy rodzinkę Rosjan. Podziwiamy kanion rzeki, wpływamy do małej zatoczki. Skiper mówi nam, że tu możemy skakać do rzeki (skała jakieś 4-5 m, głębina obok tej skały tez 5 m), kąpać się. No i oczywiście cała rodzinka rosjan rządkiem na skałę( 6- ciolatka, 11 latka oraz jej rodzice). Pada pytanie kto u nas: mąż " nie, mam kolano po opercji", córka13 lat "nie, woda zimna"( była nie zimna, tylko lodowata), synek 7 lat- odpada.Musiałam honor rodzinki podtrzymać,ja z potwornym lękiem wysokości. Wstałam, sama chyba nie wiedząc oc czynię. Nogi jak z waty i zaczęłam się wspinać na tę cholerną skałę. Stoję, no i co dalej skoczę? Mąż na dole zaczął we mnie wątpić( bo straszna ze mnie panikara), jeszcze chwila ... i skoczyłam do 5 ciometrowej otchłani wodnej. Na początku nie czułam zimna wody, dopiero gdy wypływałam na powierzchnię poczułam zimno :o Sama do dziś nie mogę uwierzyć że się odważyłam. Podobało mi się, ale mąż z wrażenia nie zrobił zdjęcia. :lol:
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...