Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

dys: -leksja,-grafia-orotgrafia,-kalkulia, co będzie next?


Barbossa

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 263
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Co do l i k w i d o w a n i a wszystkiego co nie przynosi wymiernych i natychmiastowych zyskow i i ch zwolennikow. Otoz byl taki gosc nazywal sie Ronald Reagan. Potrzebowal pieniedzy na wiele rzeczy w tym na bron dla Mudzahedinow w Afganistanie. Pozamykal wiec w s z y s t k i e szpitale i przytulki psychiatryczne. Oszczednosc i korzysci byly wielkie ( tworcy Lotu nad kukulczym gniazdem mogli rowniez czuc sie usatysfakcjonowani) dopoty dopki ci ludzie umierali cicho na schodach nowojorskiego metra i nie tylko( w kazdym miescie widok bezdomnych chorych psychicznie byl na porzadku dziennym.). Ale nadszedl kryzys i klasa srednia stracila ubezpieczenia zdrowotne i ......nie miala za co leczyc swoich dzieci. Leczenie depresji np jest dlugie i kosztowne. Dodajcie do tego latwy dostep do broni i jest seria strzelanin w szkolach i na kampusach. I okazalo sie ze rodzice tych mlodych jak sie okazalo czesto chorych psychicznie ludzi nie mieli dokad pojsc czy zwrocic sie o pomoc ...osrodki zajmujace sie takimi przypadkami zostaly d a w n o zamkniete. Zaplacilo spoleczenstwo czyli my a zycie stracilo wielu niewinnych uczniow i studentow. I ich rodzice , rodzice ofiar rowniez w t e d y zaczelili domagac sie interwencji Panstwa. To tryle w temacie z a m y k a n i a .
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego polskie dzieci są wychowywane w przeświadczeniu że niepełnosprawni są gdzieś daleko?

 

Wychowywanie to obowiązek rodziców, nie szkoły. Szkoła może wspierać i pomagać :roll: pod warunkiem, ze rodzic sobie tego życzy.

Mam w bardzo bliskiej rodzinie osobę niepełnosprawną, leżącą, bez kontaktu z rzeczywistością. Moim dzieciom taki widok nie jest dziwny, obcy czy straszny.

Powtarzam raz jeszcze: to rodzice są odpowiedzialni za swoje dzieci, w każdym aspekcie ich życia.

A jeśli w rodzinie nie ma osoby na wózku, o innym kolorze skóry, niewidzącej czy niesłyszącej czy o innych deficytach? To gdzie dzieci mają się dowiedzieć o istnieniu niepełnosprawnych? To jest właśnie to co powinna zapewnić szkoła - kształcenie do życia w społeczeństwie które nie składa się wyłącznie z pięknych i idealnie zdrowych osobników.

 

Jak urodziłam pierwsze dziecko, chodząc z ciężkim wózkiem poznałam trochę „uroki” przemieszczania się z takim „pojazdem” Szczerze współczuję osobom na wózkach.

Przy drugim – zobaczyłam jak bardzo niesprawiedliwi i niezdolni do empatii bywają ci którzy mają szczęście i zdrowe dzieci.

 

Ta dyskusja pokazała jak bardzo nie akceptujemy innych. Nie ma troski o dzieci a niechęć do „cwaniaków” – bo cynicznie zakłada się że jak ktoś mówi o dys...to musi być cwaniak bo wystarczy przylać pasem albo sprężyć się w sobie i dys ... znikają.

 

Druga strona medalu jest taka, że wiele dysfunkcji niestety się bagatelizuje. Sama przeszłam przez gehennę półtorarocznej drogi przez mękę po „specjalistach” różnej maści. Niestety w Polsce diagnostyka czegokolwiek czego nie można sprawdzić badaniem krwi często polega na wmawianiu matkom że to one są winne bo powinny więcej wymagać od dzieci. Pozwala to na zamknięcie im buzi na jakiś czas – odczepią się i nie zawracają głowy zajętym „specjalistom”. Wiem że teraz znowu odezwą się moralizatorzy i święta inkwizycja przeciwko leniwym i „bezstresowym” dzieciom.

Z tego co widzę to mnóstwo dzieci ma dysfunkcje różne i nie zdiagnozowane. Z jednej strony oburzacie się przeciwko cwaniakom co załatwiają lewe papiery a ja oburzam się na nauczycielkę która widzi 16 papierów na dysleksję w jednej klasie i nie weryfikuje. Dlaczego? Dlaczego nikt z was nie widzi tej strony medalu?

I oburzam się na rodziców i pedagogów którzy walczą z dzieckiem a nie o dziecko – jak jest „niegrzeczne” to złe i zło trzeba wykorzenić. Jak się źle uczy, czyta pisze czy źle liczy to znaczy że leniwe i tyle. I nie wysyłają dziecka po fachową pomoc.

 

A takich dysfunkcji jest coraz więcej bo to cena jaką płacimy za cywilizację – niestety odbija się to a dzieciach. Konserwanty, szczepionki, atakowanie bodźcami (TV, hałas, etc.), zanieczyszczenie środowiska – dla niedojrzałych układów nerwowych niestety nie jest bez konsekwencji.

 

Bądźmy trochę bardziej przyjaźni dla innych.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A jeśli w rodzinie nie ma osoby na wózku, o innym kolorze skóry, niewidzącej czy niesłyszącej czy o innych deficytach? To gdzie dzieci mają się dowiedzieć o istnieniu niepełnosprawnych?

Zupełnie błędnie stawiasz to zagadnienie. Nie gdzie tylko od kogo.

 

Reszty wypowiedzi nie skomentuję. Z tej prostej przyczyny, że najnormalniej w świecie uogólniasz i jesteś po prostu niesprawiedliwa.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niby dlaczego BK jest niesprawiedliwa ? Uwazam, ze generalnie w Polsce brakuje zwyklej, normalnej zyczliwosci a co dopiero dla ludzi czy dzieci chorych, slabych, kalekich..... Nie ma pieniedzy ( choc niby sa dotacje z Unii) na przeksztalcenie szpitali w osrodki badawcze i uniwersyreckie, nie ma lekarzy ( bo sie im nie placi), specjalisci wyjezdzaja......Jak na lotnisku w Warszawie upadla mi walizka to facet metr osiemdziesiat z przyjemnoscia sie temu przygladal, w Nowym Jorku podeszla dziewczyna i pomogla mi stargac walize po schodach w metrze. Polacy nie maja zyczliwosci dla siebie, dla swiata, dla innych..... prywatyzacja ma byc lekiarstwem na wszystko. Zapewniam, ze tak nie bedzie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niby dlaczego BK jest niesprawiedliwa ?

Bo uogólnia niezauważając, że my jednak widzimy obie strony medalu a chcemy rozmawiać tu o tej mniej przyjemnej.

 

 

Wiesz jaka jest jeszcze jedna przypadłość Polaków. Często im się wydaje, że wszędzie na świecie jest lepiej niż w Polsce :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może zmienię trochę temat ...

 

Na początku dyskusji była interesująca kwestia:

 

A tak z innej beczki, jeśli już mówimy o ciężkiej pracy i prawdziwych dysfunkcjach. Słyszeliście może o metodzie redukowania dysfunkcji, która polega na ćwiczeniach gimnastycznych? Oglądałam kiedyś taki program dokumentalny o pewnym ośrodku w Wielkiej Brytanii. Badacze z tego ośrodka odkryli związek dysfunkcji z koordynacją. Eksperymentalnie, z dobrymi skutkami, leczyli grupę ludzi o dużym przekroju wiekowym i bardzo poważnych dysfunkcjach prostymi ćwiczeniami gimnastycznymi. Nawlekanie koralików na linkę, chodzenie z woreczkiem na głowie. Przekładanie zabawki pod kolanem w staniu na jednej nodze, utrzymywanie równowagi na chwiejnym podłożu i inne takie. Wyniki były niesamowite.

 

Tak, ja to stosuję u dziecka – od roku.

Nazywa się to integracja sensoryczna. Generalnie chodzi o to że niektórzy mają problem z przekazywaniem bodźców, z odczuwaniem bodźców.

1) Wrażenia dotykowe - podwrażliwość

2) Wrażenia dotykowe - nadwrażliwość

3) Wrażenia dotykowe - „biały szum”

4) Układ przedsionkowy – równowaga (w skrócie) – wpływa na wszystkie zmysły, na sprawność manualną, na tzw. umiejętności szkolne, funkcjonowanie pewnych obszarów mózgu (to w strasznym skrócie ! )

5) Propriocepcja – chodzi o to że mózg odbiera informacje od kończyn i reszty ciała - tzw czucie głębokie – m.in. wpływa na koordynację ruchów, planowanie ruchów i konrolowanie tego co się chce zrobić

 

 

Ad 1

Nie czuje się bodźców tak wyraźnie jak inni. Moje dziecko Np. wybiegało w podkoszulce na mróz i się śmiało albo podnosiło się bez płaczu po upadku jakby nie czuło. My się cieszyliśmy że taki dzielny a on po prostu nie czuł. Walił głową w ścianę – prawdopodobnie intrygował go odgłos jak głowa uderza w ścianę – bo szukał bodźców słuchowych. Lubił ostre wyraziste obrazy, światła, dźwięki, muzykę. Przez podwrażliwość (ale też przez obniżone napięcie mięśniowe) nie chciał długo pisać ani rysować – spróbujcie narysować coś przez dwie grube rękawice. To jest właśnie to o czym piszesz

 

Ad. 2

Nadwrażliwość – większość populacji ma to przy okazji kaca to jest ten przejmujący ból głowy przy ogłuszającym łomocie łap pająka biegnącego po suficie – dzień po imprezie. Tak mają niektórzy cały czas – dźwięk boli, ostre światło powoduje że chce się wyć, etc. Wyobraźcie sobie życie na permanentnym kacu ... Niektóre dzieci tak żyją. Dlatego niektóre dzieci świrują w marketach – za dużo bodźców. Albo w klasie czy szkole. A na przerwach hałas jest nie do wytrzymania.

 

Ad. 3 O tym mało wiem ale chodzi o to że z zewnątrz nie docierają bodźce natomiast chory słyszy i widzi – nie ma kontaktu ze światem zewnętrznym, a Np. słyszy pracę swoich jelit czy płynącą w żyłach krew. Jet to dla niektórych bardzo bolesne.

 

Ad. 4 Dlatego dzieci z autyzmem czy deficytami pokrewnymi się kręcą – bo czują potrzebę dostymulowania układu przedsionkowego. Dlatego tak świetne są ćwiczenia w których dziecko (czy dorosły ...) kręci się ale musi przy każdym obrocie skupić wzrok na jednym punkcie - tak żeby to działało. Dlatego te ćwiczenia na równowagę, skakanie na jednej nodze, przekładanie woreczka pod kolanem czy chodzenie po murkach, stopniach, krawężnikach są takie dobre! I wskazane dla wszystkich dzieci.

 

Kombinacja dobrego funkcjonowania tych zmysłów ( czy obszarów) to warunek żeby dziecko (osoba dorosłą) nie miała dysfunkcji o których rozmawiamy. Zaburzenie któregokolwiek stwarza problemy. Często rodzice nie zdają sobie z tego sprawy. Jak dziecko marudzi to rzadko łączą to z samopoczuciem dziecka – no bo i kto ma im o tym powiedzieć? Dlatego jeśli dziecko ma problem z przeczytaniem czy napisaniem to może jest mylnie leczone na dysfunkcje (dysleksje, etc.) – bo może wystarczy popracować nad odczuwaniem zmysłów. Na pewno nie zaszkodzi.

U nas świetne efekty są po roku ćwiczeń z rehabilitantem ale też robimy tzw sekwencje stymulacyjne – krótkie ćwiczenia po 1-2 minut, w określonej kolejności żeby dostymulować zaburzone zmysły. Efekt jest piorunujący – po pól roku dziecko rysuje i zaczyna pisać literki! Nie boi się kredki i coraz lepiej funkcjonuje intelektualnie. Idzie jak burza i wiążę to w dużym stopniu z interwencją w sensoryczną integrację.

Osoby z dys – jak mi się wydaje – mogą mieć problem ze współdziałaniem tych obszarów, dlatego te wszystkie ćwiczenia mogą być bardzo skuteczne. Dlatego tak ważne jest chodzenie z dziećmi na plac zabaw, huśtanie, karuzela, chodzenie po murkach, gra w klasy, skakanie na skakance, równoważnia, skakanie w ogóle (czucie głębokie!), rzucanie do celu, najlepiej z huśtawki (żeby pracowała równowaga i akomodacja naraz ), skakanie do basenu z kulkami etc. Świetne są wszystkie figloraje, małpie gaje w centrach handlowych! Są to doskonałe centra rehabilitacyjne :) Bardzo polecam i dedykuję wszystkim rodzicom :)

 

To wszystko bardzo niefachowo napisałam :oops: ale bardzo polecam poczytać Np. tutaj

http://integracjasensoryczna.com.pl/index.php5?mod=pages&id=1

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z jednej strony oburzacie się przeciwko cwaniakom co załatwiają lewe papiery a ja oburzam się na nauczycielkę która widzi 16 papierów na dysleksję w jednej klasie i nie weryfikuje. Dlaczego?

Nauczycielka doskonale wie, które dziecko ma dysleksję naprawdę, a które ma załatwione papiery. Niestety, rodzic, który umiał załatwić papiery, umie też zadbać o "prawa" swojego rzekomo dyslektycznego dziecka. To właśnie ten rodzic krzyczy najgłośniej, co wolno, a czego nie wolno pani robić. Natomiast nauczycielka nie może weryfikować tych papierów. Jest na nich pieczątka poradni i podpis uprawnionego psychologa. Jak "zwykła" nauczycielka może podważać kompetencje takiej osoby?

Nie powiem, że nie brali mnie diabli, kiedy musiałam dawać fory dziecku cwaniaków, którzy wiedzieli jak załatwić papiery. Z drugiej strony te fory na egaminach nie są znów tak wielkie, żeby leniwy nieuk z papierami mógł zdać śpiewająco. Często te dzieci wychodziły z egzaminów nawet wcześniej niż ci z "nieuprzywilejowanej" sali, nie wykorzystując dłuższego czasu na pisanie, a braku umiejętności czy wiedzy nie rekompensowały punkty uzyskane dzięki innemu ocenianiu błędów. Jeżeli ktoś naprawdę ma dysleksję - te przywileje są dla niego ważne, jeżeli nie, nie pomagają zdać aż tak bardzo.

Na egzaminie gimnazjalnym punkty za błędy ortograficzne tracą też dyslektycy. Jednak w ich wypadku tych punktów jest mniej (o jeden) i inna jest kwalifikacja błędów ortograficznych. Np.: w przypadku dyslektyka "krul", "przczoła", "chamak", "rzaba" to błędy graficzne (nie powodują obniżenia ilości punktów), ale już "dżewo", "ruw", "rorzek" to błędy ortograficzne, których wprawdzie wolno mu zrobić więcej, ale po przekroczeniu limitu też traci za nie punkty.

I chociaż brali mnie czasem diabli także wtedy, gdy poprawiałam pracę egzaminacyjną oznaczoną jako "dys", a widziałam, że jej autor dyslektyka to może i widział, ale nie ma z nim nic wspólnego, to brali mnie też, gdy widziałam świetnie napisaną pod każdym względem pracę ucznia, który ewidentnie był dyslektykiem, ale nie miał zaznaczonego tego magicznego pola "dysleksja". Brzydko myślałam, zabierając takiemu dziecku punkty za błędy, o jego nauczycielach i rodzicach. Może zabraknie mu punktu, żeby dostać się do dobrego LO przez czyjeś zaniedbanie? Może zamiast informatykiem, księgowym, trenerem, inżynierem, zostanie kimś zupełnie innym?

Dlatego chyba lepiej, żeby przywileje dostali nawet ci, którym się nie należą niż, żeby pozbawiono ich wszystkich. Nie sądzę, żeby ktoś, kto bez takiej protezy nie potrafi zdać sprawdzianu po podstawówce czy egzaminu gimnazjalnego lub matury, potem ukończył studia z wybitnymi wynikami.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Polacy to maja taka przypadlosc, ze od dwudziestu pieciu lat glosuja nogami. Rzucili sie tu wszyscy na dyslektykow jak rekiny, ze niby zanizaja cos tam a rodzice zalatwiaja cos tam. Moze nalezaloby powalczyc raczej o to zeby nie likwidowac szkol z a w o d o w y c h i t e c h n i k o w. Moze trzeba sie odzywac gdy majstruja w oswiacie. Chcialam sie zapytac co daly dzieciom gimnazja ?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy teraz wolno na egzaminach korzystać ze słownika ortograficznego? Ja zdałem maturę tylko dlatego, że wolno było jeden raz podejść do stolika ze słownikiem. Jestem dysortografikiem i nawet teraz nie rozróżniam wyrazów: też/terz/tesz, jurz/już/jusz. Pisząc (wtedy) starałem się nie używać wyrazów których pisowni nie byłem pewny. Teraz mam słownik w komputerze, komórce, dlatego problem zniknął. Fakt, pisać trzeba poprawnie, ale po co przy dzisiejszej technice marnować czas na niemożliwe (nauka ortografii przez dysortografika)? czy nie lepiej więcej poświęcić uwagi rozwijaniu jego zdolności w innej dziedzinie?

 

ps. w w/w tekście: używać napisałem: "urzywać", komórce napisałem: "komurce", ale mój kochany komputer poprawił mnie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ortografia to tylko pewna umowa spoleczna tak naprawde hm, jakby to powiedziec, nikomu do niczego niepotrzebna jakkolwiek ludzie sa szalenie do niej przywiazani. :D :D Oblewac kogos z tego na maturze to bzdura. :D :D :D Ale wroce do tematu - uwazam, ze likwidowanie szkolnictwa zawodowego i technicznego to duzy blad. Jest taka mlodziez ktora niekoniecznie chce konczyc studia, ale chcialaby miec dobry zawod w reku poparty dobra szkola. I komu to przeszkadzalao ? Podobno jest teraz bardzo trudno dostac sie do jakiejkolwiek szkoly zawodowej bo zostaly pollikwidowane. No a technika to chyba wszystkie zlikwidowali. . Bez sensu a ile kasy pochlaniaja te wszystkie z m i a n y na lepsze w oswiacie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podobno jest teraz bardzo trudno dostac sie do jakiejkolwiek szkoly zawodowej bo zostaly pollikwidowane. No a technika to chyba wszystkie zlikwidowali.

Powiem bez ogródek. Opowiadasz bzdury. Zarówno szkoły zawodowe jak i technika mają się dobrze. Tylko w każdym technikum powstały klasy "ogólniakopodobne" bo na to jest popyt.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na egzaminie gimnazjalnym punkty za błędy ortograficzne tracą też dyslektycy. Jednak w ich wypadku tych punktów jest mniej (o jeden) i inna jest kwalifikacja błędów ortograficznych. Np.: w przypadku dyslektyka "krul", "przczoła", "chamak", "rzaba" to błędy graficzne (nie powodują obniżenia ilości punktów), ale już "dżewo", "ruw", "rorzek" to błędy ortograficzne, których wprawdzie wolno mu zrobić więcej, ale po przekroczeniu limitu też traci za nie punkty.

Kompletnie tego nie rozumiem. Na czym polega różnica między "przczołą" a "dżewem"? Dla mnie jedno i drugie to błędy ortograficzne.

 

I chociaż brali mnie czasem diabli także wtedy, gdy poprawiałam pracę egzaminacyjną oznaczoną jako "dys", a widziałam, że jej autor dyslektyka to może i widział, ale nie ma z nim nic wspólnego, to brali mnie też, gdy widziałam świetnie napisaną pod każdym względem pracę ucznia, który ewidentnie był dyslektykiem, ale nie miał zaznaczonego tego magicznego pola "dysleksja". Brzydko myślałam, zabierając takiemu dziecku punkty za błędy, o jego nauczycielach i rodzicach. Może zabraknie mu punktu, żeby dostać się do dobrego LO przez czyjeś zaniedbanie? Może zamiast informatykiem, księgowym, trenerem, inżynierem, zostanie kimś zupełnie innym?

 

A tu juz chyba jest poważna rola dla nauczyciela. Jeśli wie, że dziecko jest prawdziwym dys- to niech to uświadomi rodzicom, którzy może nie wierzą w takie historie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...