Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

kiedy powiedzieć????????


wojtek l

Recommended Posts

U mnie w dalszej rodzinie była podobna sytuacja -też rak płuc. Żona i córki zdecydowały nic choremu nie mówić -lekarz dawał ok 3m-ce życia. I do końca w zasadzie nikt przy nim głośno o tej chorobie nie mówił -ale ON I TAK WIEDZIAŁ. Zmarł po 2 m-cach od diagnozy w domu (stracił przytomność w łazience)-nieuświadomiony przez rodzinę. Nie wiem czy to dobrze czy źle -wiem, że ja wolałabym NIE WIEDZIEĆ. Wolę odejść w błogiej nieświadomości a nie martwiąc się o rodzinę, i bojąc się śmierci (znam swój charakter i pewnie bym ryczała non stop i nikomu by to pożytku nie przyniosło). Z drugiej strony powinno się pozałatwiać wszelkie "przyziemne" sprawy -np testament... Wybór należy do Was -Wy znacie tatę najlepiej, znacie Go od lat -powinniście się domyślać czego by oczekiwał. Trzymaj się Wojtku -życzę Wam siły w tym trudnym czasie...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 58
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

w sierpniu odeszła moja Mama - rok temu Tata, dwa lata temu Teść chory na raka.

Nie mówić - sami wiedzą

i jak ktoś powiedział wcześniej - żyć i snuć plany realne i mniej realne

 

 

Ci, którzy są za opcją mówienia:

- Mamo, posadzę Twoje ulubione kwiaty w naszym ogrodzie, ale wiesz... nie zobaczysz ich.........................................................

 

naprawdę tak moglibyście powiedzieć?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z drugiej strony powinno się pozałatwiać wszelkie "przyziemne" sprawy -np testament...

 

Jest dużym błędem nie załatwianie tych spraw w czasach normalnego zdrowia.

W mojej rodzinie po nagłej śmierci Ojca, zdalismy sobie z tego sprawę dość szybko. Przeprowadzić sprawy spadkowe przez sąd było niemożliwością, wszyscy spadkobiercy na różnych kontynentach.

po paru latach traf sprawił, że zjechaliśmy się jednocześnie. wtedy błyskawiczna decyzja: pojechaliśmy do sądu, przedstawili sprawę, a ponieważ na orzeczenie była jednogłośna zgoda, sąd na jednym posiedzeniu załatwił sprawę.

Od tego czasu wszyscy dbamy o testamenty, chociaż nikt nie zabiera się umierać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nie mogłabym chyba powiedzieć prosto w oczy mojej mamie czy tacie że umiera..... :(

a w ogóle to tak sobie myślę, że to i tak widać w zachowaniu bliskich :roll: - po mnie na pewno byłoby widać.... wyłabym jak bóbr, nie potrafiłabym ukryć swoich emocji.... nie jestem przygotowana na odejście moich rodziców.... i pewnie nigdy nie będę... do takich sytuacji chyba w ogóle nie można się w żaden sposób przygotować :(

 

bardzo Ci, Wojtku współczuję

 

pozdrawiam, smoczyca

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo współczuję. Podobnie jak większość przedmówców nie znam odpowiedzi na zadane pytanie. Opiszę tylko krótko dwa znane mi z autopsji przypadki. Mama kolegi umierała kilka miesięcy, doskonale zdawała sobie sprawę ze swojego stanu. Jednak nigdy i przez nikogo nie została poinformowana wprost o wyroku. Kilka osób z najbliższej rodziny delikatnie sugerowano jej aby napisała testament. Bardzo się przed tym broniła. Nie zgodziła się na podpisanie jakiegokolwiek dokumentu. Uważała chyba, że w ten sposób wyda na siebie ostateczny wyrok. Po śmierci mamy życie kolegi zamieniło sie w kilkuletni koszmar. Sprawy spadkowe trwały wiele lat. Kosztowały wiele nerwów i ogromne pieniądze. Drugi przypadek, to pan 76 lat. Dowiaduje się się o białaczce. Lekarz informuje go wprost, że ma około 2-4 miesiące. Nie ma sensu podejmowanie jakichkolwiek działań, bo więcej zaszkodzą niż pomogą. Facet w kilka dni załatwia sprawy spadkowe, podatkowe itd, wzywa dzieci do siebie ( z Kanady i Meksyku ). Kładzie się do łóżka. W czasie ich wizyty umiera. Wszystko trawa 3 tygodnie. Nie wiem co lepsze, czy kilkumiesięczna walka o życie ( w ostatnich tygodniach kolega prawie nie spał ), czy załatwienie spraw i poddanie się. Każdy człowiek inaczej reaguje, nie ma uniwersalnej recepty.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niestety znam dobrze temat, a jednak zgadzam się z przedmówcami, że nie ma odpowiedzi jednoznacznej na Twoje pytanie. :(

Moja siostra miała 16 lat gdy zachorowała, nie można było tego przed nią ukryć, (dianozy) kiedy po dwóch latach choroba się wznowiła, było ciężko, czułam że ona umiera, ale jednocześnie nadzieja była tak silna, że nie zdobyłam się na rozmowę o śmierci, o którą ona prosiła, dziś tego bardzo żałuję... Ona wiedziała i starała się nam udowodnić, że jest pogodzona ze swoim losem.

Po 3 latach od śmierci siostry zachorowała babcia, ponieważ poprzedni scenariusz był dramatyczny, tym razem postanowiliśmy ukrywać diagnozę, nie mówić o raku, nowotworze itp. Był wrzód, guz ale niezłośliwy... Nic z tego, babcia szybko się domyśliła, a pamiętając swoją wnuczkę wiedziała, że "to już koniec" - mówiła to wprost.

W tym samym czasie co siostra, chorował też nasz wujek i on zupełnie inaczej przeszedł chorobę, absolutnie nie dopuszczał do siebie myśli o chorobie, nawet gdy umierał, potrafił mówić o przyszłości...

 

Mogę tylko napisać, że warto powiedzieć chorej osobie, coś na czym nam zależy, zdobyć się na szczerą rozmowę, taką, którą będzie się pamiętać na zawsze i ona pozostanie najwspanialszą pamiątką po ukochanej osobie...

My z siostrą pewnej nocy w klinice, wspominałyśmy dzieciństwo, na koniec podziękowała mi, i powiedziała, że ta rozmowa bardzo jej pomogła.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Współczuję ,sama przeżywałam to samo 4 lata temu.My mojemu ojcu nie powiedzieliśmy,ale On wiedział-poczytał wypisy ze szpitala.My udawaliśmy przed Nim ,że będzie wszystko ok,a On udawał przed nami to samo.Wiedząc,że nie ma ratunku staraliśmy się spędzać zTatą każdą wolną chwilę,nacieszyć się jeszcze Nim.Nigdy nie umiałabym powiedzieć komukolwiek,że to już jego koniec.To niewyobrażalne.Cieszcie się jeszcze Nim,zanim możecie .
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nie musisz mu mowic on juz wie tak samo jak moja babcia na luzku w szpitalu wiedziala ze nie dozyje ranka trzymajac mnie za reke no i tak nasze kochane pielegniarki podawaly tabletki na uspokojenie i nasenne . babcia opiekowala sie jeszcze swoim synem i wstawala mu robic w nocy herbate w szpitalu a to je bardzo denerwowalo bo sie musialy pofatygowac zeby ja przypiac do luzka no lae coz odeszla i teraz jest z reszta co odeszli
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dwa tygodnie temu zmarła moja Mama-także chorowała na nowotwór.

Nigdy nie mówiłam jej że stan jej jest bardzo zły-sama widziała że jest słaba,mogła się domyślać,że może przygotowac się na najgorsze.

 

Cały czas powtarzałam,że będzie dobrze,ćwiczyłysmy oddychanie-takie specjalne, mówiłam jej,że wierzę,że wyjdzie z tego.Chyba póxniej uwierzyła,bo była dużo silniejsza,miała apetyt,lepsze samopoczucie.Zabierając mamę ze szpitala do domu- lekarze dawali jej kilka dni-mówili że chce do domu-bo chce tam umrzeć.

 

Opiekowałam się nią sama (była osobą leżącą)jeszcze przez 2,5 miesiąca. Jestem pewna,że gdybym jej powiedziała że nie ma już dla niej ratunku ,to byłoby tak,jak mówili lekarze. A skoro wiedziała,że ja wierzę- to musiała jakoś złapać się tej nadziei i żyć.

 

Co dziwniejsze-nie miała nawet bóli(myśle że to po tym oddychaniu),więc to pewnie też jakoś jej pomagało,bo gdyby miała silne bóle-a tak jest chyba we wszystkich przypadkach(nie spotakałam się żeby chory nie miał bóli),to by znaczyło-że już niedługo....

 

Tak prawdę mówiąć,ja sama w końcu uwierzyłam że wyjdzie z tego , a kiedy zmarła to nie mogłam uwierzyć - wydawało mi się to niemożliwe.Sądziłam że w najgorszym wypadku będzie ze mną co najmniej do Wigilii- a w najlepszym- wyzdrowieje.

 

Na pewno są chorzy,którzy chcą wiedzieć jaki jest faktycznie ich stan, ale wiem z doświadczenia-spotykałam się wieloma chorymi i ich rodzinami na oddziale onkologicznym i paliatywnym,że taka wiadomoś może złamać nawet najbardziej silną osobę i wzmocnić tą,która wydaje się nam słaba.

 

A niestety trudno zgadnąć do którch zaliczyć bliską nam osobę.Dobrze nam mówić,kiedy jesteśmy ZDROWI,że chcemy wiedzieć czy umrzemy. Z perspektywy osoby chorej wygląda to zupełnie inaczej-wali się cały świat.

 

Poza tym uważam że osoba chora i tak po pewnym czasie to już wie.I nie jest tak że nie zdąży pozałatwiać spraw,ta choroba nie rozwija się aż tak szybko-to nie jest kwestia dni,tylko znacznie dłużej.

 

Ja wiem,że zrobiłam dobrze nie informując mamy o jej stanie zdrowia. Dzięki temu żyła znacznie dłużej,mogłysmy pobyć razem,porozmawiać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja też dodam swoje, moja mama zmarla na raka płuc po miesiącu od rozpoznania- od razu wiadomo było ,że nie ma szans. do tej pory była w stu procentach zdrowa kobietą- 51 letnią, w pelni pracująca zawodowo, wykształconą,

w tej sytuacji nikt nie miał odwagi ani siły poinformować ją o jej chorobie, dobrze bo miała choć nadzieję na wyzdrowienie i znalazła siły aby walczyć, ale ja wiem ,że wiedziała. Dowiedziała się z półsłówek personelu , naszych zabeczanych oczu, wyrazu twarzy taty który zycie by za nią oddał. zmarła w mękach, równo 15 lat temu. tato zmarł 2 lata temu- też z nienacka dla nas bo po 3 dniach od wystapienia zawału, czekał na smierć bo chciał być z mamą i ją zobaczyć. Mama nigdy nie zapytała na co choruje choć mogła tego ode mnie wymagać bo jestem lekarzem. Nie wiem czy powiedziałabym jej prawdę ale prawda jest taka jesli chodzi o lekarzy ,że oni trochę znają pacjenta i nie zawsze mówią prawdę bo pacjent o nią nie prosi on czeka na cud. Rzadko jest pacjent świadomy chęci wiedzy na swój temat, rzadko prosi o prawdę a nie mozna być bezdusznym człowieczkiem i karmić każdego równo czarną prawdą o tym ,że jest zero szans. Rzadko sa pacjenci tacy jak Nefer Świadomi chęci poznania prawdy- gratuluję odwagi.

 

Najłatwiej oceniać lekarzy wszystkich jednakowo, nie znając ich pracy ani specyfiki opieki osób z nowotworem, ich stanu psychicznego, woli walki- czasami tego nie wie sam pacjent a cóż dopiero rodzina czy lekarz.

najwiekszy problem czasami stwarza rodzina która karmi sie nadzieją mimo ,że pacjent domaga sie prawdy wprost ale czeka aż ona mu to powie, a rodzina zapiera sie rekami i nogami przed powiedzeniem w łagodny sposób ,że jest np guz i nic z nim nie mozna już zrobić. rodzina musi ocenić czy może tak zrobić w stosunku do chorego , czy na pewno ukrywając prawdę robi dobrze, tego nie wie nikt niestety. Bardzo trudny temat ale nie uogólniajmy.

Zawsze prawda to nie zawsze dobro pacjenta

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja bym za nic nie powiedział. Tata prawdopodobnie się domyśla a jeśli nie to tym lepiej, lepiej nie odbierać mu nadzieji. Przed taką wiadomościa człowiek nie jest w stanie się obronić, pojawi się tylko niewyobrażalny strach. Sądze że cała psychika siada to właśnie pogarsza sprawę. Trzeba przy nim po prostu być.

 

Moja mama zmarła na raka płuc, przy mnie pierwszej nocy po wyjściu ze szpitala. Wypisali ją bo wiedzieli co jest grane i lepiej chyba jest umierać w domu niż w szpitalu. Mama się cieszyła że wraca i że ja wypisali bo to oznacza że zdrowieje. Inna sprawa to stan świadomości chorego. Mama brała już morfinę dużo spała i świadoma była chwilami a prawdziwej choroby się tylko domyślała.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks później...

Powiedzieć - nie powiedzieć, to nie jest takie proste...

Jutro idę na pogrzeb mojego wujka, który zmarł na raka. Leżał w hospicjum, byłam praktycznie jedyną osobą, któta się nim opiekowała, był samotny, miał tylko syna 11 letniego. Był dla mnie bardziej jak brat niż wujek. Wiedziałam że jest źle, lekarze mówili wprost jest przerzut z płuca na wątrobę, nie potrwa to długo. Nie powiedziałam mu tego,że zostało niewiele czasu, wiedział tylko że ma przerzut na wątrobę. Nie wierzyłam lekarzom, że to koniec, on czuł się bardzo dobrze, nie brał w hospicjum żadnych leków, miał apetyt, chodził...Wierzył, że może będzie dobrze, a ja razem z nim, aż do 28 listopada, kiedy jego stan pogorszył się tak, że nie był w stanie powiedzieć slowa i musiałam kupić pampersy...:( Tego dnia zmarł o 20.15, a ja o 19 trzymałam go jeszcze za rękę, ale już wtedy nie było z nim kontaktu. Każdy chory, który ma raka zdaje sobie sprawę co to jest za choroba, i nie trzeba mówić mu wprost, umrzesz za 5 dni, bo tak naprawdę nikt nie wie ile to może potrwać...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jedynym możliwym lekarstwem jest właśnie morfina. Porozmawiaj z lekarzem, niech przepisze. Trzeba być jednak przygotowanym na to, że po morfinie Tata będzie miał mniejszy kontakt z Wami.

Bardzo Wam współczuję, znam to także. Będę się za Was modlić - żebyście mieli siłę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niedawno umarła na raka wspaniała osoba. Kiedy dowiedziała się, że jest chora lekarze nie dawali jej więcej niż pół roku życia. Walczyła z chorobą 8 lat. Przegrała? Nie żyje, więc przegrała, ale w ciągu tych 8 lat zrobiła tak dużo. Nie zrobiłaby pewnie tego, gdyby nie wiedziała, że niedługo umrze. NIe walczyłaby tak, gdyby nie znała swojej choroby. Jednak to była młoda osoba, miała siłę walczyć i ogromną wolę życia.

Ona uważała, że należy mówić. Zawsze.

Jeżeli chcecie poczytać, to poszukajcie tu: http://miria.blog.onet.pl/

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...