Jagna 04.08.2003 09:06 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 4 Sierpnia 2003 Zaczęłam pisać dziennik poza forum, bo nie wiem jak będzie wyglądała nasza budowa, ponieważ budujemy NA WARIATA. Nie mam odłożonej gotówki, mieszkania na sprzedaż ani chęci na kredyt. Za to mam męża, który mówi, że się uda. W związku z tym mój dziennik może ciągnąć się przez najbliższe lata z wpisami tak jak w dziennik budowy – co 2 lata, żeby pozwolenie nie wygasło...Ale już sporo nabazgroliłam, więc umieszczam to nieśmiało na forum. Trzymajcie kciuki. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jagna 04.08.2003 09:07 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 4 Sierpnia 2003 Decyzja o budowie domu przebiegła w dwóch etapach: najpierw było przebąkiwanie, a potem błysk. Przebąkiwanie polegało na rzucaniu luźnych uwag na temat braku balkonu, dużej ilości ludzi w najbliższym sąsiedztwie, na uroku pobliskiego parku, który ma ten minus, że nie jest nasz prywatny, a że się teraz tyle buduje?!.... I tak sobie bąkaliśmy. No dobra, ja więcej bąkałam, mąż czasami grzecznościowo potakiwał i nic nie bąkał. A potem był błysk. Stało się to na rodzinnym obiedzie, kiedy siostra mojego męża i mąż siostry mojego męża oświadczyli od niechcenia, że będą się budować. Że działkę już kupili i wybrali projekt. Oczywiście równie od niechcenia okazało się, że projekt mają „przypadkiem” przy sobie i z denerwującym ociąganiem pokazali. A tu kuchnia a tu sypialnia a tu taras (moje marzenie!!!) Wtedy był BŁYSK. Zjawisko to nastąpiło w oczach mojego małżonka. I już wiedziałam: my też będziemy się budować! No bo jak mój mąż mógłby znieść, że siostra...a on nie?! Rozumiem go, bo ja się nauczyłam skakać na główkę tylko dlatego, że koleżanka umiała. No i nie przeczę, że całkiem mi się ta wizja podoba. Budowania, nie skakania. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jagna 04.08.2003 09:08 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 4 Sierpnia 2003 Działki zaczęliśmy szukać na spokojnie. Jeździliśmy po najbliższej okolicy (mieszkamy poza W-wą) i pytaliśmy. Upatrzyliśmy sobie jedną. Śliczna, z laskiem sosnowym, blisko szosy, ale też blisko warsztatu samochodowego. No i kombinacja cyferek i zer w cenie...jakoś tak...nie pasowało nam. I wtedy mój mąż przypomniał sobie, że dużo w tym temacie wie Wójt, a on Wójta zna, bo się tu urodził. Znaczy – mąż się tu urodził, gdzie urodził się Wójt tego nie wiem, ale jak komuś będzie zależało na tej informacji to się dowiem. I faktycznie. Wójt wie i Wójt powie. A są piękne, niedrogie, w zacnym sąsiedztwie. Pan od działek przyjedzie i pokaże. I tak się stało. Pan został zwleczony z wyrka, bo chory, ale Wójt lubi mojego męża. No i zobaczyliśmy. Pole, droga, pola, las, pola i las. I ubita wąska droga. A dalej znowu pole. Znaliśmy trochę tę okolicę, ale nigdy nie patrzyliśmy na nią pod kątem NASZEJ okolicy. A dodam, że to był czerwiec, że pachniało, że było słonecznie, spytaliśmy o cenę i....zaliczkę mąż zapłacił już tam, na drodze, nieco zaskoczonemu i zakatarzonemu Panu od działek, zupełnie jakby za nami stała kolejka niecierpliwych chętnych. Bierzemy cztery działki po 800m, łącznie 3200 m. Nie bywam jeszcze wtedy na forum więc nikt nam nie powiedział, że trzeba się dowiedzieć o milion rzeczy przed kupnem, że wypadałoby wiedzieć przynajmniej gdzie sklep, gdzie szkoła! I tak oto kupiliśmy działkę.http://foto.onet.pl/upload/21/98/_299598_n.jpg Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jagna 04.08.2003 09:10 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 4 Sierpnia 2003 Jako właściciele włości zaczynamy kolejny etap: szukanie projektu. Po krótkich bezowocnych poszukiwaniach ustalamy, ze będzie projekt indywidualny. Został wymalowany najpierw na kartce w kratkę, gdzieś na kolanie, a potem w komputerze przeze mnie. Czyli jakieś kreski i kółeczka, bo więcej nie umiem. Dom parterowy, którego powierzchnia nie chce nijak wyjść poniżej 250m2 (( Najpierw pokazujemy wszystkim znajomym, czy chcą czy nie. Potem pokazujemy znajomemu architektowi. On, w przeciwieństwie do znajomych, bardzo się zainteresował, zaproponował kilka zmian i....powiedział na koniec o jego cenie. Kiedy usłyszałam kwotę o mało się nie udławiłam a potem przestałam rozmawiać z moim mężem i jego znajomym architektem. Na szczęście mąż woli mnie od pana architekta i postanawiamy gruntowniej poszukać projektu gotowego. Szukam od lata do wczesnej wiosny. Niemal bez przerw. Przeszukałam wszystkie możliwe pracownie. Upatrzyłam. Przekonuję męża. Po długich wahaniach mówi, że no dobra, ale ze zmianami. Jedziemy do Salonu Muratora i z pomocą Pani od projektów zaczynamy opracowywać wniosek o zmiany. Zajmuje nam to całą stronę. Kiedy już po 2 godzinach wreszcie zbieramy się do wyjścia, ja rzucam niewinną uwagę, że śmiesznie by było gdyby się okazało, że Pani od projektów widząc nasze zmiany pomyślała o czymś co już ma na swoich półkach z projektami. I jest śmiesznie. Pani pomyślała i na dodatek pokazała. Mój mąż spojrzał i wykrzyknął „To jest to! Tylko ten!” A ja już nie mam siły się kłócić. Omijałam ten projekt, bo był ZA DUŻY!!! I tak oto po moim blisko rocznym kopaniu, nieprzespanych nocach, rozterkach i uniesieniach, mój mąż wybiera w dwie minuty. Świetnie. Będzie D20a. To co mnie pociesza to piękny, wielki, zadaszony taras.....moje marzenie. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jagna 04.08.2003 09:11 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 4 Sierpnia 2003 I tak oto nadchodzi wiosna. Sezon budowlany. A my z dużym, za dużym domem w planach i nadzieją, że się uda. Jeszcze walczę, bo projekt nie jest zakupiony, że może coś mniejszego....Ale w czerwcu, na rocznicę ślubu dostaję prezent: projekt D20a na stole. Nasz. Gruby i dokładny. I już przepada. Zaczynam kochać ten dom jak nieplanowane dziecko, podrzutka wręcz: ostrożnie, ale nieodwołalnie i już bezkrytycznie. Bo to przecież NASZ dom.....Jak jest projekt, to czas na kolejny krok – pozwolenie na budowę. Nasza gmina kochana wyraźnie popiera budownictwo jednorodzinne. W krótkim czasie staję się rolnikiem i w kilka tygodni później dostajemy pozwolenie na budowę naszego siedliska. Ach, zapomniałam dodać, że Pan od działek zapomniał dodać, że nasze działki są zdrenowane. Drobiazg. Glina, woda i dużo drenów. Ale co tam. To przecież nasze. Kochamy naszą glinę, naszą wodę i nasze dreny. Prąd elektrownia obiecała za 4 miesiące. Możemy zaczynać. Nasz przyszły Kierownik budowy właśnie wyjeżdża na urlop. No cóż. Ma chłop prawo, w końcu wakacje. Nic to, poczekamy. Ale bynajmniej nie bezczynnie.... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jagna 04.08.2003 09:12 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 4 Sierpnia 2003 Dzień usuwania humusu. Lipcowy upał. Wszyscy obecni: dwóch panów z dwiema maszynami i cała nasza rodzina. W tym mój dwuletni syn z czerwoną taczką. Pan od humusu na widok taczki odetchnął z ulgą, że teraz robota ruszy, bo sprzęt jest. Lubię Pana od humusu. Sucho, gorąco. Pan wielką łychą zdziera warstwę ziemi a tam wyłania się błyszcząca od wilgoci, gładka jak lustro glina. Udajemy, że tego nie widzimy. Tylko pies nie udaje i co chwila kładzie się tam zachwycony, że chłodno.....Dziura w ziemi, obok góra humusu. Super miejsce do zabawy. Już mi się podoba, bo widać, że coś się zaczęło. Kilka dni później pod naszą nieobecność przyjeżdża geodeta. Wyobrażam sobie, że cały wykop jest pełen palików i sznureczków. Jakież jest moje zaskoczenie, kiedy okazuje się, ze z ziemi wystaje tylko kilka czerwonych słupków. Jeden nie wystaje, bo mąż się troszkę pomylił przy wstępnym wytyczaniu pod humus i kawałek jest nieusunięty. Co tam, jestem gotowa pazurami ściągać, byle do przodu. Staram się nie myśleć o sznureczkach i palikach. Mąż mnie uspokaja, że to dopiero przy ławicach. Ławicach?! A co ryby mają z tym wspólnego?? Chyba zaczynam świrować. Fajna ta budowa. Za parę dni wraca Kierownik Budowy. Ale się ucieszy, że tak dobrze nam idzie bez niego..... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jagna 04.08.2003 09:12 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 4 Sierpnia 2003 Ciekawe jak będzie wyglądało budowanie domu za 100 lat. Bo w tej chwili to jednak bez potu się nie obejdzie. Szczególnie jak się kopie glinę w środku lata. Trzech chłopa macha łopatami już od kilku dni. Ale robota się posuwa. Wyłania się jeden dren. Ładny. Czerwony. Trzeba go tylko skrócić, bo na szczęście to jest jego początek. Ufff. Więcej drenów nie znaleziono. Przeżywamy chwilę niepokoju, bo dostaliśmy pozwolenie 3 tygodnie temu a nasi sąsiedzi w dalszym ciągu nie dostali informacji o naszym pozwoleniu i nie mają wspaniałej okazji, żeby nas oprotestować a przez to przesuwa się termin uprawomocnienia. Mąż ponaglany przeze mnie jedzie do gminy. Okazuje się, że mogliśmy tak długo czekać, bo nikt nie miał zamiaru nic im wysyłać! Odległość budowy od miedzy jest na tyle duża, że ich zgoda nie ma tu znaczenia. Tak więc pozwolenie już się dawno uprawomocniło. Cieszę się, że moje dziury w ziemi są zupełnie zgodne z prawem. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jagna 04.08.2003 09:13 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 4 Sierpnia 2003 Wieczorem przyjeżdża pan Murarz od ekipy, która ma murować fundamenty. Ekipa ma opinię porządnej i fachowej. To ta sama co budowała dom siostrze męża. Widzieliśmy budowę: czysto, równiutko, dokładnie i szybko. Pan Murarz na wstępie porządnie i fachowo torpeduje nasze pomysły na wyłożenie wykopu folią i wylaniu chudziaka. Ma na ten temat swoje zdanie: tego się nie rooobi. Zaczynam się denerwować i mam ochotę strzelić pana Murarza między oczy, ale od razu pocieszam się w myślach, że najważniejszy jest Kierownik Budowy i jak on też wymówi te cztery słowa „tego się nie robi”, to strzelę obu za jednym zamachem. Pozytywne jest to, że pan Murarz na dźwięk nazwiska naszego Kierownika in spe przewraca wymownie oczami i jęczy. Utwierdzamy się w tym momencie, że będzie właśnie TEN. Jest konflikt. Jest dobrze. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jagna 04.08.2003 09:14 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 4 Sierpnia 2003 Drżę przed spotkaniem z Kierownikiem Budowy jak przed pierwszą randką. Powie o folii, że do bani, czy nie powie...? Kierownik Budowy przyjeżdża na działkę. Mąż z dumą pokazuje równiutkie rowy. Prawie znikają za górą gliny przy wykopach a ja na dodatek taszczę mojego dwulatka, który chce koniecznie iść w zupełnie inną stronę niż ja. Bo mnie ciągnie do Kierownika. To nie namiętność, to chęć usłyszenia co powie. Zza góry gliny dobiegają mnie spokojne słowa (bo to bardzo spokojny człowiek jest), że folia...czemu nie, rzadko się tak robi, ale tutaj....lepiej dać. Ufff....mogę już biegać za moim dzieckiem. Biegać? Lecę jak na skrzydłach! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jagna 05.08.2003 08:41 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Sierpnia 2003 Jak na razie budowa wiele nas nie kosztuje, jako że z racji urodzenia na miejscu (to znaczy urodził się normalnie, w szpitalu, nie na budowie) mąż zna wszystkich a wszyscy znają męża i chyba go lubią, bo traktują nas trochę łagodniej. Ale obawiamy się, że ten cudowny stan nie potrwa wiecznie. Za samą stal zapłacimy prawie 1000 zł, nie mówiąc o betonie. Do tej pory wydaliśmy: 300 zł za mapki, 500 zł za zdjęcie humusu (pracowali przez 6 godzin), 400zł za wytyczenie, robocizna – trudno powiedzieć, bo chłopaki nie ustalili stawki, tylko dostają po troszku + coś na jedzenie i papierosy i są zadowoleni, bo pracy w okolicy nie uświadczysz. No i największy do tej pory wydatek to działka. 800 m2. kosztowało „zawrotne” 4100 zł, i dlatego wzięliśmy od razu cztery działki obok siebie. Czyli wyszło 16.400 za 3200m2. Za śliczne, czerwone dreny na szczęście nie musieliśmy dopłacać Nasz Kierownik Budowy ustala swoją cenę na 1000zł za całość nadzoru. Nie targujemy się. Lubimy naszego Kierownika. Na razie. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jagna 05.08.2003 08:43 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Sierpnia 2003 Mojego męża często nie ma w domu. Nie lubię jak go nie ma. Z jednym wyjątkiem: jak jedzie na działkę, ewentualnie w sprawie budowy....Wtedy lubię jak nie ma go długo. Im dłużej go nie ma tym bardziej wydaje mi się, że jak wróci, to powie: „Chodź, coś ci pokażę”, pojedziemy na działkę a tam już będzie gotowy dom! Wiem, że to głupie, ale za każdym razem mam takie samo wrażenie.W czasie ostatniej takiej wyprawy zamawia stal na zbrojenie. Trochę tego wyszło, bo nasze ławy ze względu na glebę przyjazną inaczej są poszerzone do jednego metra. Przy małym domku takie ławy stworzyłyby praktycznie monolityczną płytę, ale przy moim Wielkim Podrzutku wystaje jeszcze kilka wysp między rowami. Pod koniec przyszłego tygodnia ma być beton. W między czasie chłopaki będą kręcić zbrojenie. Moje obawy, czy sobie niedoświadczeni ludzie z tym poradzą mąż kwituje niewinnie: „Nawet TY byś sobie z tym poradziła”. Hmm...to chyba rzeczywiście musi być proste... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jagna 05.08.2003 08:44 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Sierpnia 2003 Wieczorem jedziemy na działkę i ze zdumieniem zauważam, że niektóre grudki gliny....podskakują! Przyglądamy się bliżej. To małe żabki! Dużo małych żabek. Tu zaprzeczam swojej kobiecości, ponieważ nie brzydzę się stworzeń żadnego pochodzenia. Włazimy wszyscy do rowów i ratujemy żabki, to znaczy łapiemy i wypuszczamy na trawę. I tak prawie co wieczór. Przy kolejnej akcji okazuje się, że one wcale nie chcą być ratowane, ponieważ robią w tył zwrot i wskakują z powrotem Ktoś tu jest głupi: albo my, albo one. Jedno jest pewne – przed zalaniem ław należy wyciągnąć wszystkie co do jednej! Jak ja mogłabym żyć wiedząc, że pod domem mam maleńkie kościotrupki?! Oczyma wyobraźni widzę jak w nocy straszą nas malutkie, podskakujące duszki....Nie, to niemożliwe! Cóż za okropna śmierć w stylu mafijnym: zostać zalanym betonem a żadna z żabek nie wygląda na don Padre. No, może poza jedną: grubą i obrażoną. Ta – może.....Na szczęście mój mąż też ma dobre serce i obiecuje, że dopilnuje aby każde stworzonko zostało odstawione na bezpieczną odległość. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jagna 06.08.2003 08:24 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Sierpnia 2003 Wieczór. Siedzę w domu, mąż na działce. Pewnie, myślę sobie, już więźbę kładą....A tu telefon i krótka informacja: „Dom jest źle wytyczony!” Pytam inteligentnie „Jak to?!” Na to dostaję odpowiedź: „Po prostu – jest źle wytyczony!” I już wszystko jasne. Dom jest źle wytyczony! Mam wizję zasypywania rowów (moje żaby!) i kopania w zupełnie innym miejscu. Nawet po babsku zaczynam się cieszyć, że może będzie faajniej?....Idiotka. Mąż przyjeżdża i dowiaduję się, że nie będzie zasypywania. Geodeta wytyczał budynek i kilka razy pytany odpowiadał cierpliwie i niezmiennie, że wytyczenie jest po zewnętrznych ścianach fundamentu. Owszem, tylko, że okazało się, że fundamentu + tynk + 12cm docieplenia! Czyli tak jakby po zewnętrznych ścianach! A my planujemy docieplenie fundamentu z wewnątrz....Mąż jedzie do geodety i robi wymówki. Są skuteczne. Geodeta przyznaje, że zrobił błąd. Nie dopytał się, nie poinformował....wyjmuje pieniądze i oddaje! Szok. Żal mi geodety Pocieszamy się, że dzięki nam zarobił na wytyczaniu jeszcze trzech domów, bo od nas dostali namiary na niego. Tamci jeszcze nie zaczęli kopać, więc błędu się uniknie. Rozmawiamy z Murarzem. Ten w swoim stylu próbuje nas przekonać, że nic takiego, że to nie ma znaczenia.... Kierownik przez telefon jest innego zdania. W tej chwili ja tu piszę a na budowie wszyscy zainteresowani: mąż, panowie Kopacze, Murarz i Kierownik. Ciekawa jestem czy teraz się biją. Sercem jestem za Kierownikiem, ale niestety, Murarz ze względów oczywistych – ma przewagę fizyczną. Chyba zaraz tam pojadę bronić mojego Kierownika.... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jagna 06.08.2003 10:47 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Sierpnia 2003 Mąż wraca z wiadomościami z frontu. Nie bili się. Wręcz przeciwnie. Bardzo zgodnie ustalają drobne zmiany w wytyczeniu już samej ściany fundamentowej (będzie z bloczków). Na dodatek Kierownik chwali Murarza za doliczenie dodatkowych pręcików przy zbrojeniu, których nie było w projekcie.....Co się dzieje! Gdzie mój konflikt?! Muszę szybko coś wymyśleć, żeby się za bardzo nie skumplowali. Rozważam rozpuszczenie plotki, że Murarz brzydko mówi o Kierowniku. Nic to. Poczekam. Mam dziwne wrażenie, że Murarz sam się "podłoży" prędzej czy później.... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jagna 25.08.2003 09:08 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 25 Sierpnia 2003 Jest sucho. Żaby się wyprowadziły. Znalazłam jedną, ale chyba nie żyje bo jest płaska, sucha i nie ma głowy. Okropnie powoli wszystko idzie. Ale idzie. I wcale nie jest nudno na budowie! Ale to za sprawą pracowników. W tej chwili na budowie zamieszkało na stałe dwóch chłopaków. Wyglądają jak jeden, bo to bliźniacy jednojajowi. Trochę krępujące jest pytanie o drugiego, nie wiedząc, z którym się rozmawia......Oni ułatwiają nam zadanie nazywając swojego bliźniaka „Brat”. „Brat powiedział...”, „Brat zrobił.....” itd. Z ulgą korzystamy, pytając o brata, per Brat. Bracia są bardzo zadowoleni z fuchy. Traktują tę przygodę jako wakacje z możliwością zarobku. Mieszkają w dużym, wygodnym namiocie, mają zapewnione jedzenie, picie, papierosy i kąpiele w rzece. Są zachwyceni i mówią, że tam zostają na stałe. Kopali rowy w czterech. Bardzo ich to bawiło. Potem rozsypywali piasek w wykopie. Super zabawa. Ubijanie piachu – przezabawne. Teraz kręcą zbrojenie i sami skręcają się przy tym ze śmiechu. Bo tacy są. Któregoś dnia odwozimy całą ekipę (czterech) do domu, po zmianę ubrań. Jadą stłoczeni jak śledzie i co chwila wybuchają śmiechem. Zaczynam się orientować, że wystarczy, że jeden z nich wyda z siebie jedną sylabę – reszta się cieszy! Udziela nam się i po chwili śmieją się już wszyscy. I nikt nie wie z czego. Mam nadzieję, że dom nabierze od nich tej pozytywnej energii..... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jagna 25.08.2003 09:09 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 25 Sierpnia 2003 Żab już nie ma, ale chłopcy odkrywają, że ktoś inny zamieszkał w wykopie: jest jamka a w jamce siedzi sobie malutka myszka. Co robią Bracia? W nakrętce od butelki stawiają obok jamki wodę i listki na obiad Przed położeniem folii wspólnie z moim mężem uroczyście eksmitują myszkę na bezpieczną odległość w pole. http://foto.onet.pl/upload/41/77/_398957_n.jpg Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jagna 25.08.2003 09:10 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 25 Sierpnia 2003 Wreszcie nadchodzi Ten Dzień. Mąż z samego rana jedzie na działkę. Ja po kilku godzinach dzwonię i pytam czy zdążę przed końcem. Mąż mówi, że spokojnie, jeszcze ze dwie godziny to potrwa. Wsiadam w samochód i pędzę. Na wąskiej drodze tarasuje mnie grucha! Niecierpliwie się, ale szybko mi mija, kiedy kierowca betoniary daje mi kierunkowskazem znak, że mogę go wyprzedzić. Wyprzedzam, dziękuję, on odmruguje i jest bardzo sielankowo. Myślę sobie: „Ale miły Pan od Gruchy!” i wtedy olśnienie: To jest MÓJ Pan od MOJEJ Gruchy!!!! Jedzie do nas! Faktycznie po jakimś czasie pan dojeżdża na działkę, mówimy sobie „dzień dobry” jak starzy znajomi A tam w rowach już leży folia, zbrojenie ułożone i część wykopów już zalana. Wygląda to zupełnie inaczej niż sobie wyobrażałam. Masa kamyczków, ten beton taki jakiś....brzydki Panowie cierpliwie tłumaczą, że potem będzie wyglądało inaczej. Potem nie wygląda inaczej, ale to inna sprawa. Jestem pod wrażeniem pompy. Majestatycznie wyciągnięta w górę niczym szyja żyrafy. Samo lanie betonu przypomina już drugi koniec żyrafiego tułowia i to w dość wstydliwym momencie...ale i tak jestem pod wrażeniem. Zresztą nie wiem....jak wyglądają odchody żyrafy...? Wie ktoś? Tak wyglądało zalewanie (żyrafy nie widać) : http://foto.onet.pl/upload/29/8/_300721_n.jpg Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jagna 25.08.2003 09:17 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 25 Sierpnia 2003 No dobra, ceny – 1m3 betonu: 132zł. Transport – 100zł grucha. Pompa 300zł. Ale, jak pisałam, przez to, że mąż urodził się na miejscu a konkretnie w tym samym szpitalu co Pan od Betonu, potem chodzili do jednej szkoły a na dodatek betonu wyszło baaaardzo dużo (7 gruch!) nie płacimy za transport, ani za pompę. Pan od Betonu chyba lubi mojego męża. Lubię Pana od Betonu. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jagna 25.08.2003 09:18 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 25 Sierpnia 2003 Dopełniam rytuału: zgodnie ze zwyczajem wrzucam drobne do betonu. Nie wiem ile, wrzuciłam ile miałam. Jestem gotowa wrzucić tam komórkę, albo moje ukochane dżinsy, albo telewizor, albo jednego z Braci byle by się szczęśliwie mieszkało! Na szczęście okazuje się, że drobne wystarczą.Po chwili przyjeżdża z wizytą Pan od Ziemi. Wyzdrowiał już dawno, ale nie dziwne, bo miał na to ponad rok. Patrzy, patrzy, drapie się w głowę. Pyta: „Jaką szerokość mają te ławy?” „Metr!” odpowiadamy chórem z dumą. Pan od Ziemi patrzy na nas jak na dwa okazy kundla gibona z kaczką domową. Patrzy jeszcze raz na nasz wykop i krzyczy na cały głos: „Czy wyście powariowali?! Przecież takich fundamentów to k...., nawet Pałac Kultury nie ma!!!” Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jagna 25.08.2003 11:35 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 25 Sierpnia 2003 Zeskanowałam kilka zdjęć. Jeśli ktoś chce, może je obejrzeć klikając na domek w stopce Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.