Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Wielki Podrzutek Jagny


Recommended Posts

Pamiętam jak czytałam dzienniki budujących, którzy po przeprowadzce niemal z dnia na dzień przestawali interesować się forum. Trochę mnie to wkurzało. Bo przecież tyle się można dowiedzieć o błędach o sukcesach i o doświadczeniach właśnie po tym jak się wszystko wypróbuje na własnej skórze. A teraz zaczynam rozumieć to zjawisko, bo sama przez to przechodzę. Dom już jest. Opadły budowlane emocje. Teraz człowiek się głównie delektuje…..i mieszka.

No, ale oczywiście jeszcze sporo pracy przed nami.

Drzwi wewnętrzne. Jakoś od samego początku ich brak absolutnie mi nie doskwierał. Sypialnie i tak są dostępne dla wszystkich domowników. Kibelki działają i bez drzwi a jak przyjdą goście, to chodzą do naszej łazienki, bo jest dyskretniej umiejscowiona przy naszej sypialni. Jakoś nikt nigdy nie narzekał…Grzeczni tacy. A mi to nie przeszkadza, bo lubię moją łazienkę i się mogę niechcący pochwalić… :-?

Jedyny odczuwalny mankament to taki, że jak ktoś ogląda telewizor w salonie a ktoś inny coś innego w sypialni, to się dialogi i muzyka wzajemnie mieszają, i dopiero delikatna uwaga „Przycisz swoje, do cholery!!!!!” poprawia sytuację. Tak więc, po ostatnim leciutkim odtajaniu finansowym, mogliśmy sobie pozwolić na zamówienie drzwi. Będą pod koniec lutego. Spoko. Żyliśmy bez drzwi dwa miesiące, pożyjemy i jeszcze jeden. Mało tego. Zaczynam się zastanawiać, czy się o te drzwi obijać nie będziemy, bo odwykliśmy od klamek zawiasów, progów itp….Ciężko będzie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 377
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Żaluzje. Decyzja zapadła już dawno, będą drewniane. Mają być w kolorze jak najbliższym koloru okien, mają mieć dosyć szerokie skrzydełka (5cm), żeby dużo światła wpadało przy ustawieniu poziomym. Tak niechcący się okazało, że nasz sąsiad współpracuje z kimś kto robi takie żaluzje. Bardzo dobre. Ale co można powiedzieć o kimś z kim się współpracuje…?

Ale jak już się słowo rzekło, to sąsiad wybrał się na pomiary. Z całą rodziną przyszedł, bo nam się dobrze z naszymi sąsiadami mieszka i często się wzajemnie odwiedzamy. Jak był Sylwester to u nas była impreza i u nich też. O północy oni strzelali petardami i my też. Potem wzięliśmy z mężem szampana, zostawiliśmy naszych rozbawionych gości i do sąsiadów przez śniegi doleźliśmy z życzeniami. Dziesięć minut później oni przyleźli do nas. I to nic, że parę godzin wcześniej, jeden z ich gości się zakopał na drodze, więc Mój Mąż w garniturze i pantoflach jechał traktorem go wyciągać. I to nic, że pan kierowca tak sobie podczepił linę do holowania, że traktor odjechał żwawo ciągnąc sam zderzak a reszta samochodu została. To nic. Bawiliśmy się wszyscy dobrze. Może tylko Pan od Zderzaka upił się na melancholijnie…Sąsiadów mamy fajnych. Miło usłyszeć przez telefon głos sąsiadki „A. jedzie do sklepu. Kupić coś?” Jakoś w mieście nikt mnie tak nie pytał…

Ale o czym to ja…a, o żaluzjach. No więc, jak pisałam sąsiad przyszedł po wymiary. Pogadaliśmy, kawkę wypiliśmy i poszli. Następnego dnia znowu przyszli po wymiary….Znowu zapomnieliśmy. Jak przyszli wczoraj to już na szczęście pomierzyli co trzeba i dobrze bo mi prawie kawy zabrakło. Tak więc pierwszy krok ku żaluzjom zrobiony. Bardzo na nie czekam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A tak poza tym to jeszcze trzeba zainstalować do końca rekuperator, obudować kominek i zrobić coś ze śmietnikiem. Rekuperator już jest umówiony. Obudowa kominka praktycznie też, tylko jest taki drobiazg, że nie wiemy jak ten kominek ma wyglądać. Mnie się podobają klasyczne, rustykalne. Mojego Męża ciągnie do takich bardziej nowoczesnych. Ale przecież robię co mogę, żeby „uprzytulnić” wnętrza. Kwiatami poobstawiałam, książki na półkach w salonie poustawiałam, wazoniki drewniane kupiłam a drewniana szafka na buty już ma zarezerwowane honorowe miejsce przy kanapie. Oczywiście nie będzie już w niej butów, buty będą w szafie zabudowanej w wiatrołapie jak się zrobi. Szafa się zrobi, wiatrołap już jest. No i tu by pasował klasyczny kominek. Kamień, cegła, te rzeczy. A co do książek w salonie, to Mój Mąż mówi, że mam je sobie zabrać do sypialni, bo mu się nie podobają, że każda jest innej wielkości, jedne stare, drugie nowe….Matko. Czy mam rozumieć, że wszyscy inni kupują sobie książki wedle rozmiaru, koloru i grubości? Treść jakoś mniej ważna? No bo fakt faktem, że pod linijkę się ich ustawić nijak nie da…

Czy rzeczywiście salon to nie miejsce na książki? :(

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Śmietnik. Na razie go nie mamy. Wywalamy worki ze śmieciami do prowizorycznego składziku, obok starego wychodka. Leżą sobie, bo nikt ich nie wywozi. Nie wywozi, bo my nie mamy śmietnika. A nie mamy, bo się o niego kłócimy. Mąż chce zbudować śmietnik od strony wewnętrznej drogi, żeby nie szpecił frontu. Ja chcę od głównej drogi, żeby śmieciarka nie miała problemów z dojazdem. I tak będzie miała, ale mniejsze. Coś trzeba postanowić. Teraz jest zimno i śmieci sobie skamieniały, ale na wiosnę pod wpływem rosnącej temperatury, obawiam się, że nasze worki ożyją i zaczną włóczyć się samopas po okolicy…
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No a tak poza tym to lubię mieć wolne. Wtedy cały dzień mam przegląd jak wygląda moja okolica o różnych porach dnia. Trudno mi się czasem na czymś skupić, bo na przykład idę zrobić obiad, ale zamieram na taki widok:

http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/327_348.ts1137319010531.jpg

Biorę się za mycie podłogi, ale jeszcze chwilkę się pogapię…

http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/326_348.ts1137319009312.jpg

W nocy wstaję i nie idę prosto do łóżka bo patrzę na bajkowy księżyc i gwiazdy jak z filmu…

A świt wita mnie taki:

http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/329_348.ts1137319012968.jpg

A to mnie niestety ominęło. Nie było mnie w domu, więc Mąż miał tę przyjemność…

http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/309_348.ts1137318988406.jpg

Może przyszły spytać gdzie pojechałam i kiedy wrócę?

Na tarasie dokarmiamy sikorki. Świetnie wiedzą gdzie wisi słonina. Wyrzucam też im chleb, ale mój pies wszystko zżera. Taka duża zimowa sikorka, co kocha zimę.

http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/258_348.ts1137318925203.jpg

Ale odtajać można już w domu…

http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/246_348.ts1137318906921.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy mówiłam Mojemu Mężowi o żyłach wodnych, to się obśmiał, że wierzę w takie głupoty. Ok. nie będę się przecież o to kłócić. Jest wiele fajniejszych tematów do kłótni. Planujemy więc sypialnię kierując się wyłącznie naszą wygodą. Łóżko ma stać nie dosunięte z żadnej strony do ściany i ma być pełen dostęp do okna. Pan Elektryk wyprowadza ze ściany kable do kinkietów nad wezgłowiem łóżka, instaluje gniazdka do lampek nocnych itp. Cacy. Łóżko wjeżdża i możemy nocować. Pierwszej nocy nie wysypiam się. Oczywiście, przecież to nowe miejsce, nowe odgłosy (a właściwie brak odgłosów), nowe widoki za oknem (a właściwie brak widoków – tylko czarno) i ogólnie sprawa jest jasna. Mija kolejna noc. Też się nie wysypiam. No cóż, prawie nowe miejsce, prawie nowe odgłosy i prawie nowe widoki. Mijają dwa tygodnie. Jestem ciągle niewyspana. To, że dla mnie nigdy dosyć snu, to wiadomo nie od dzisiaj, ale ja właśnie nie mogę spać! Przewracam się z boku na bok, wstaję ze dwa razy w nocy i robię obchód domu, zapadam w krótkie drzemki…Budzę się wykończona. W końcu skarżę się Mężowi a on mi na to, że u niego to samo. Tyle, że on nie wstaje na obchód, bo mu się nie chce. Coś trzeba z tym zrobić. Układu domu nie zmienimy. Nie będziemy na razie wzywać speca od żył wodnych. Na razie przestawiamy łóżko. Pod okno. Tak jak nie miało stać, bo okno miało być w pełni dostępne. Śpimy oboje bardzo dobrze. Kolejne noce. Śpimy jak zabici, wstajemy wypoczęci. Dochodzi do tego, że teraz jak tylko spojrzę na łóżko to od razu ziewam. I niech mi ktoś powie, dlaczego tak jest? Przedtem łóżko stało w kierunkach głowa zachód – nogi wschód. Teraz stoi głowa południe – nogi północ. To coś znaczy?

Jedyny minus jest taki, że teraz tuż nad głowami mamy kratkę nawiewu z rekuperatora, co przy obecnych mrozach jest lekko odczuwalne. Zamykam więc kratkę. Dalej czuć powiew powietrza. To chyba z okna, bo my dalej nie mamy obsadzonych parapetów zewnętrznych :evil:

A, kłamałam. Jest jeszcze jeden minus. Teraz z bocznej ściany wystają kable na kinkiety a gniazdka na nocne lampki rozdziawiają się bez sensu. Nic to. Kable się obetnie, zaklei dziury i powiesi się tam jakiś obraz. Tak to wygląda.

http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/380_348.ts1137656265359.jpg

A tak stoi teraz łóżko.

http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/396_348.ts1137765537546.jpg

Narzuta jest stara, tymczasowa. Nowa czeka na drzwi wewnętrzne. Mały konkurs. Co ma jedno z drugim wspólnego? :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O moich sikorkach już pisałam. Teraz przedstawiam jedną z nich. W typowo sikorkowej sytuacji:

http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/385_348.ts1137656271234.jpg

Dwa dni temu zobaczyłam przed domem taki widok:

http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/392_348.ts1137656279593.jpg

Musiałam zamknąć w domu mojego psa, żeby ich nie obszczekiwał.

Ledwo pojechali i wypuściłam zwierza na zewnątrz, zobaczyłam takiego pieska na polu:

http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/389_348.ts1137656276046.jpg

http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/388_348.ts1137656274890.jpg

No to ja znowu wołam do domu mojego Bakcyla, żeby nie próbował zaprzyjaźniać się z lisem.

Ten mój pies, to się ze mną ma....A on tak lubi sobie na środku drogi posiedzieć...

http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/398_348.ts1137765540406.jpg

Na szczęście już niedługo będzie miał taką swobodę, bo mimo zimy zaczynamy kończyć ogrodzenie od strony sąsiadów:

http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/394_348.ts1137765534859.jpg

Dom sąsiadów posiada wbrew pozorom okna. Tylko, że nie od naszej strony. Widocznie nasz dom im się wybitnie nie podoba.... :(

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze przedwczoraj pisałam na forum, jak u mnie w domu jest ciepło. Już nie jest Temperatura w ciągu jednego dnia spadła z 21,5 do 18,5 stopni! Wiem, jest bardzo zimno i wieje silny wiatr. Wiem, mamy nieobsadzone parapety zewnętrzne i wieje z okien. Wiem, nie mamy drzwi wewnętrznych, więc chłodem daje od wiatrołapu i pomieszczenia gospodarczego. Ale to chyba jednak ma coś wspólnego z faktem, że tegoż właśnie dnia, czyli wczoraj Pan od Rekuperatora, zamontował wszystkie swoje urządzenia, odetkał zatkaną przez mojego męża rurę na strychu, odpalił na chwilę reku na swoim przedłużaczu, zrobił pomiary, po czym zabrał przedłużacz i pojechał.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja jestem sama. Męża nie ma. Wieczorem idę spać i czuję jak od kratki nie podłączonego jeszcze rekuperatora lekko wieje. Jest północ. Wstaję i robię przemeblowanie. Przestawiam łóżko na stare ustawienie. Oczywiście nie mogę spać! Rano wstaję i dzwonię ze skargą do Męża. Że w domu chłodno, że mało drewna do kominka, więc nie mogę nachajcować, że hej, że trzeba podłączyć rekuperator, bo może coś to da a ja nie wiem gdzie jest przedłużacz, że pompa nie daje chyba rady w tych warunkach i że mam nadzieję, że się dobrze bawi na nartach. Czyli typowa gadka okropnej żony :roll: Mąż mówi, że przedłużacz jest w garażu a zaraz przyjedzie nasz Pan Stasio (pan od wszystkiego) i podłączy rekuperator, przywiezie drewno do kominka i będzie dobrze.

Nie czekając lecę do garażu i biorę przedłużacz. Klapa do wejścia na strych i składane schody były do tej pory omijane przeze mnie z daleka. Kiedyś pod kierunkiem Męża próbowałam to coś otworzyć, ale ledwo starczyło mi sił na otwarcie klapy, ciężkie drabino - schody prawie spadły mi na głowę a o wchodzeniu na górę nie było w ogóle mowy.

Teraz jestem jednak sama. Muszę działać. Jednym pociągnięciem otwieram klapę na strych, wprawnym ruchem rozkładam schody i z gracją wbiegam na górę z przedłużaczem w rękach. Podłączam rekuperator. Szumi, czyli działa. Piszę do Męża smsa, że wszystko już ok. i niech odwoła biednego Pana Stasia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mija dziesięć minut i ktoś trąbi przy bramie. Pana Stasia przywiozła żona. Jak tylko otwieram drzwi od domu, żona Pana Stasia odjeżdża. Pan Stasio stoi z reklamówką i pali papierosa. Otwieram mu bramę (jeszcze wtedy była miła), patrzę z powątpiewaniem na reklamówkę, bo przecież drewna tam nie ma i pytam, czy nie dzwonił do niego Mój Mąż, żeby mu podziękować, że już nie trzeba. Nie dzwonił.

- Podłączę pani ten rekuperator – mówi Pan Stasio uprzejmie.

- Już podłączyłam.

- No to pani drewna chociaż tyle co jest koło garażu, przyniosę do domu.

- Przyniosłam.

- No to w kominku rozpalę.

- Rozpaliłam.

Gapimy się na siebie. Żona Pana Stasia nie ma komórki, więc musimy czekać aż pojedzie do domu przyjąć księdza po kolędzie i wróci po męża. Zapraszam więc Pana Stasia na kawę. Skoro już jest, to wykorzystuję go jako niańkę do dziecka i mogę pójść…eee…dowlec się do sklepu i zrobić zakupy. Wracam zziajana i spocona. Kto mówił, że zimno jest?!! Pan Stasio mówi mi, że jak byłam w sklepie to widział jak jastrząb porwał jedną z naszych kuropatw. Do tej pory mi smutno….Gdybym tylko wiedziała, że nasze stadko by skorzystało, to postawiłabym im domek u nas na działce, żeby były bezpieczne. Czy ktoś to praktykował?

:(

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak już pisałam, zostałam sama. Mąż mnie opuścił. Nie, nie ma tak dobrze, nie na zawsze. Wziął starszego syna i pojechali na narty, bo lubią sporty zimowe. Ja też. Odśnieżyłam schody przed domem. Byłam w sklepie na piechotę. Wywinęłam orła na oblodzonym podjeździe. Jednym słowem korzystam z uroków tej wyjątkowej pory roku bez stania w kolejkach, bez tłoku i bez podróżowania. Właśnie przed chwilą ćwiczyłam bicepsy, tricepsy, uda, pośladki, dwugłowe czegoś tam i jeszcze kilka innych rzeczy. Walka z przesuwną bramą wjazdową. Napędu nie ma, bo jakoś nie było to najważniejsze. Dzisiaj była otwierana i zamykana kilka razy bo sąsiad próbował odpalić nasz traktor. Bez skutku. Traktor ma ferie. Więc trzeba było zamknąć na wieczór bramę. Bez skutku. Brama też ma ferie. Jako, ze ja też mam ferie, więc na razie nic mnie nie martwi. Idę i zamykam, bo jest niedomknięta. Ani rusz. Zapieram się. Gdzie tam. Niewzruszona. Odsuwam więc trochę, żeby ją wziąć z zaskoczenia. Aaaa, w tę stronę proszę bardzo – ruszamy się. Przez chwilę udaję, że wcale nie mam zamiaru nic jej robić po czym nagle, bez ostrzeżenia rzucam się, żeby dosunąć chociaż ten kawałek, który była uprzejma się odsunąć. I co? Oczywiście NIC. Niemal słyszę jak mówi do mnie: „Myślisz, że się dam? Trzeba-było-nie-odsuwać!” Biorę łopatę i z furią odgarniam śnieg i lód gdzie się da. Przy bramie, oczywiście, nie po całej okolicy. Dopadam francę i…udaje się dosunąć 3cm. Pcham z całej siły, ciągnę, ślizgam się, chwilami wiszę w poziomie trzymając się lodowatego, metalowego uchwytu. Mimo rękawiczek grabieją mi łapy. Po dziesięciu minutach wracam do domu. Bilans: bolący, zamarznięty prawy kciuk i dosunięta brama. Prawie. Nie dała się, jędza domknąć. Trudno. Pogadamy jutro. Lubię mieszkać na wsi.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Mąż wrócił. Woda jest. Brama działa. Dobranoc.

Żartowałam. Z tym „dobranoc” żartowałam, reszta to prawda. Chociaż w zasadzie jak tak wszystko działa to i nudnawo się zrobiło…;) Aż do dzisiaj, bo dzisiaj nasz kochany Sąsiad zamontował nam żaluzje!

Miały być drewniane. Byliśmy pewni. Poprosiliśmy o wycenę i próbki. Próbki przyszły razem z Sąsiadką, która wpadła na babskie ploty a że mam mądrą Sąsiadkę, więc przyniosła próbki drewnianych i aluminiowych drewnopodobnych. Od razu spodobały mi się bardzo te drewnopodobne. Z kilku powodów. Wyglądały prawie niemal naprawdę jak drewniane, były cieniutkie, więc przepuszczałyby dużo światła i było wiadomo, że będą tańsze. Ale szybko przestałam się cieszyć, że takie fajne, bo zaraz się zdenerwowałam, że znowu będę musiała walczyć z Moim Mężem, bo on się przecież uprze przy drewnianych. Chcąc mieć to jak najszybciej za sobą, jak tylko Mąż wraca z wyjazdu, natychmiast podtykam mu pod nos wszystkie próbki. Mój Mąż patrzy…patrzy i mówi „Wiesz…nie wiem, czy mi się bardziej nie podobają te aluminiowe…” No wiecie co? I zero kłótni, przekonywań, nerwów i satysfakcji, że się znowu osiągnęło swoje?! Przez chwilę zamierzam dla sportu ponaciskać na drewniane, ale boję się, że jeszcze go przekonam, więc sobie odpuszczam. Przecież nie będzie trzeba długo czekać na kolejny powód do darcia szat, nie? Następnego dnia dzwoni sąsiad z wyceną. Mój Mąż wysłuchuje spokojnie z uśmiechem. W pewnym momencie widzę, że uśmiech zamarza mu na twarzy. Już wiem, że właśnie usłyszał cenę drewnianych. Po krótkiej chwili znowu radość powraca na jego oblicze. To pewnie cena aluminiowych. „Bierzemy aluminiowe” mówi Mój Mąż. Wszystko się zgadza. Żaluzje aluminiowe okazują się być niemal połowę tańsze od drewnianych. No i nam się podobają. Czegóż chcieć więcej?

A wyglądają tak:

 

http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/415_348.ts1139016033930.jpg

 

http://jajagna.photosite.com/~photos/tn/413_348.ts1139015865117.jpg

Zdjęcia robiłam przed chwilą, więc trudno o dzienne światło. Jutro pstryknę jeszcze jakąś fotkę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks później...
Hej... Pamiętacie mnie? Mnie tu wolno pisać, bo to mój dziennik. http://manu.dogomania.pl/emot/jaja.gif Być może ktoś tam sobie raz czy dwa zadał pytanie, czy ta Jagna to jeszcze żyje w ogóle. Żyję. A nie było mnie bo mi się rodzina powiększała ostatnio. Nie, nie rodziłam trzeciego dziecka przez kilka tygodni. To byłby rekordowy poród…. Chodzi o psa. Kiedy zaczynaliśmy budowę to ja już wtedy wiedziałam, że jak się tylko wprowadzimy to weźmiemy psa ze schroniska. Wydawało mi się, że mówiłam o tych planach Mojemu Mężowi, ale on jakoś chyba zapomniał, bo nic nie wiedział. I na dodatek nie bardzo chciał. Sprawa była jednak na tyle dla mnie ważna, że przecież nie mogłam odpuścić tylko dlatego, że mu moje marzenia jakoś szybko z głowy ulatują… I tak przekonywałam, prosiłam, tłumaczyłam, żądałam….i nic. W końcu straciłam cierpliwość i postawiłam na myślenie pozytywne. Jeszcze nigdy mnie nie zawiodło. Moje myślenie pozytywne polegało na tym, że kompletnie pogrążyłam się w stronach internetowych przeróżnych schronisk, oglądałam, zadawałam pytania (naszą Gafinkę też pomęczyłam…http://manu.dogomania.pl/emot/Daje_kwiaty.gif ) starając się ignorować uwagi Mojego Męża, że coś tam…”Nie ma mowy”….czy tam….”Nie zgadzam się”….nie pamiętam….Nie ważne. Próbowałam też takich sztuczek, że zostawiałam na monitorze zdjęcie jakiejś schroniskowej bidy a potem wołałam Męża, żeby przyszedł, bo coś mu muszę powiedzieć, albo pokazać. Niestety szybko zorientował się o co chodzi, zrobił się czujny i kiedy go wołałam siedząc w okolicy komputera, on mnie wypytywał czego chcę nawet nie ruszając się z miejsca.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I tak to trwało i trwało. On się nie zgadzał (to znaczy zgadzał, ale dopiero latem, kiedy zagospodarujemy działkę i nie będzie kolejny pies nosił błota) a ja dalej robiłam wywiady w schroniskach w poszukiwaniu odpowiedniej kandydatki. Nie będę tu opisywać całego procesu przemian, których dokonałam w Moim Mężu, grunt, że w końcu ustąpił. Ale pod warunkiem, że pies będzie wyłącznie na dworzu. Cóż było robić? Oczywiście ochoczo się zgodziłam, myśląc w duchu „Po moim trupie!”. Uczestniczyłam w robieniu kojca, ustawiania budy, sama prosiłam o przywiezienie słomy itp. Ślicznie. No i tydzień temu, we środę pojechaliśmy po psa. Sunię. Ma trzy – cztery lata i pochodzi ze schroniska w Wieluniu.

Tak wyglądała w schronisku:

http://www.schronisko.wielun.pl/adopcje/Jagna/Jagna_6.jpg

 

A tak wygląda teraz:

 

http://img149.imageshack.us/img149/9770/obraz3666ij.jpg

http://img149.imageshack.us/img149/8900/obraz3704cd.jpg

 

Konkurs: ile nocy Tula (tak ją nazwałam) przespała w swojej budzie? http://manu.dogomania.pl/emot/niegrzeczny.gif

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tulcia jest wspaniała, bardzo grzeczna, nie sprawia ŻADNYCH problemów! Jest nauczona czystości, w domu głównie śpi, je i merda ogonem. Wyraźnie w jej poprzednim życiu była u kogoś w domu, ale na nic jej nie pozwalali ani nie poświęcali jej uwagi. Nic nie umiała. Nawet „siad” :( Teraz już pięknie siada i daje łapę…Na dworzu się bawi, biega i jest normalnym psem, ale kiedy robi się ciemno tak się pilnuje, że idąc uderzam co chwila łydką w jej nos…

Bakcyl przyjął nową koleżankę bardzo ciepło, ale nie narzuca się jej. Czasem wygląda tak, jakby się jej krępował….Kochane psisko.

 

Acha, mamy drzwi wewnętrzne. Bardzo ładne. A wiecie jakie Tula ma długie rzęsy?!

...eee drzwi. Pan, który je robił ma problem z terminowością. Miały być pod koniec lutego. I były. Zadzwonił, że będą w poniedziałek. Ale nie były. Pan zadzwonił, że będzie w sobotę, czyli dwa dni PRZED poniedziałkiem. Miał być o 10:00. Przyjechał o 08:45.... Na ogół jesteśmy przyzwyczajeni do działań w drugą stronę http://manu.dogomania.pl/emot/Czeka.gif

A po kąpieli Tulinka zrobiła się taka mięciutka i błyszcząca. Uwielbia spać podwoziem do góry i najchętniej przytulona do mnie...http://manu.dogomania.pl/emot/przytul.gif

A, zapomniałam. Tu są drzwi. Wszystkie mamy takie same:

http://img206.imageshack.us/img206/2353/dscf26649df.jpg

Drzwi są proste, zdjęcie trochę krzywe. A Tuleńka też ma troszkę krzywe przednie łapki.....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Wiem, wiem, nie pisałam dawno i tak naprawdę dalej nie piszę, tylko przekopiuję mój post z wątku o pompach. A przekopiuję tutaj, bo wiem, że niektórzy czytają mój dziennik głównie po to, żeby się dowiedzieć czegoś na temat pompy ciepła i świetnie to rozumiem, bo pamiętam jak sama szukałam takich wiadomości. A więc tak...niestety....:

No dobra, to teraz ja. Ostrzegam - nie będzie różowo..... :(

Ponieważ rachunek nadal nie przyszedł, dokonaliśmy paru odczytów z licznika sami. Pierwszy po jednej dobie bardzo mocno nas zmroził. Suma, jaka nam wyszła do zapłacenia miesięcznie była...hmmm dość przerażająca - 1200zł ! Zaczęliśmy gorączkowo kombinować i pierwsze co zrobiliśmy to odłączyliśmy grzejnik elektryczny (na całą ścianę! - od razu mówię - to pomysł mojego męża ) w garażu (musieliśmy tam grzać, bo w garażu stoi hydrofor i baliśmy się, że rury zamarzną.... )

Po wyłączeniu grzejnika dokonaliśmy kolejnych odczytów i wyszło, że w ciągu kolejnej doby zużyliśmy 64 kWh. I teraz może ja źle liczę, ale wychodzi mi, że przy takim zużyciu na dobę, to w miesiącu daje 1920 kWh i to razy 0,42 gr daje 806 zł miesięcznie.... Też nie najlepiej, ale już nieco lepiej. Nie wiem oczywiście ile z tego zużyła pompa, ale zanim zaczniemy popadać w panikę trzeba powiedzieć kilka rzeczy:

U nas na prąd jest WSZYSTKO. Kuchenka, podgrzewanie ciepłej wody (druga pompa), hydrofor do wody ze studni, oczyszczalnia ścieków (pompka do bezdrenażówki), rekuperator + reszta, czyli telewizory, komputer, zmywarka, pralka itp. Mamy wiele nieszczelności - brak progu w pom. gosp. czyli duża szpara przytkana kocem, nieobsadzone parapety zewnętrzne, więc trochę wieje pod oknami. Pompa chodzi więc praktycznie 24/dobę i ogrzewa 190m2 do 22st C.

Myślę, że można założyć, że nasza pompa zużywa w tym układzie prądu za ok... 500zł (?) miesięcznie. Biorąc pod uwagę, że jest to pierwszy sezon, że pompa nie ma szans się wyłączać to...hmmm jest...eee....nieco mniej tragicznie niż to wygląda. Jak dom zostanie już zupełnie wykończony, zrobi się szczelny a my obniżymy temperaturę zadaną chociaż o jeden stopień, to już będzie o wiele lepiej....

Ale i tak różnica między tym co pisze Markus-gdynia a ja jest kolosalna! Nasz dom jest większy o prawie 60m - ok. ale pompa jest ta sama i u Markusa te 350zł na dwa miesiące....Nic nie rozumiem...Markus, a kominkiem się dogrzewasz?

Pocieszcie mnie, proszę.... http://manu.dogomania.pl/emot/wisielec.gif

 

P.S. Pan A. z Climakomfort przejął się naszymi obliczeniami, dzwonił do nas dwa razy od naszego telefonu z pytaniem "Co się dzieje?" i tłumaczył nam też to wszystko o czym pisałam. Powiedział też, że przyjadą i upewnią się, że wszystko jest jak należy. Tak więc serwis Climakomfortu będę chwalić niezmiennie... 8)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks później...

Wiecie, że przyszła wiosna?!

Wiecie?.....Eeeee, szkoda, myślałam, że będę odkrywcza... :(

Do niedawna było bialuteńko, czyściusieńko i ohydnie, bo zimno. To pewnie też wszyscy wiedzą :roll:

Naszą drogą dało się jeździć do pracy, bo rano było wszystko zamarznięte, ale powrót bywał bardziej ryzykowny i widywało się sąsiada, który mieszka jeszcze kawałek dalej, jak przejeżdża taranem przez błota a mijając naszą działkę miał czas tylko machnąć ręką w biegu i gnał dalej, bo każdy przystanek mógł się przedłużyć o dodatkowe pół godziny....

Błoto stało się częścią naszego życia. Im cieplej tym gorzej. Woda stoi i ma się dobrze, rzeźbimy coraz głębsze koleiny robiąc miejsce na kolejną, morderczą dziurę, która wsysa nasze koła, podwozia i zderzaki. Jakby ta wiosna tak się dłużej nie zdecydowała przygrzać słoneczkiem, to mógłby kiedyś zostać wessany cały samochód razem z pasażerami.... :-?

Najgorzej jest przy naszej bramie. Wybieram się do "miasta", bardzo czujnie wyjeżdżam i natychmiast się zatrzymuję. Nie było to moją intencją, więc kombinuję w przód i w tył aż w końcu udaje mi się wydostać. Dzwonię do Mojego Męża i oświadczam, że COŚ trzeba Z TYM zrobić, bo tu się NIE DA jeździć! A on na to, że przesadzam, że przecież wyschnie i nie jest tak źle. Nie dyskutuję bo mam ważniejsze sprawy, w końcu jadę do miasta a tam są skleeeepy i fajne rzeeeeeczy....

Po południu Mój Mąż wybiera się gdzieśtam po cośtam. Po kilku godzinach wpada do domu i oznajmia "Jutro będą zasypywać tę cholerną drogę!"

Nawet nie muszę wyglądać przez okno. Już wiem. Zakopał się.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I faktycznie następnego dnia sprzątam sobie (albo coś tam robię innego, ale to dobrze brzmi, więc niech tak zostanie) a tu wchodzi Mój Mąż, Sąsiad z Kopytem i….wysoka, długowłosa, platynowa blondynka odziana w obcisłe dżinsy, różową koszulkę, luźną chustę i takie…eee…widocznie jeszcze modne…kozaczki w szpic na wysokiej, cienkiej szpilce (kobity wiedzą o co chodzi). Od razu przychodzi mi do głowy, że to jest kochanka Sąsiada z Kopytem, bo on czasowo gdzieś w Rosji pracuje a tam sytuacja ciężka i takie panie chętnie się z Polakiem do Polski wybiorą….Oczyma wyobraźni widzę już jak Sąsiadka z Kopytem rycząc się pakuje albo właśnie leci do nas z siekierą, w celu ubicia swojego męża albo jego kochanki albo obojga….Ale wtedy Mój Mąż przedstawia Różową Szpilkę: „To jest pani, co nam będzie drogę robiła!” Nie wiem jaką wtedy miałam minę. Ale pewnie dziwną, bo Różowa wyciągnęła do mnie czerwone tipsy, zachichotała, przedstawiła się z nazwiska (oczywiście mogłaby się nazywać Liza Minelli albo George Bush albo Zenobiusz Serdelek – i tak nie słuchałam) i wyjaśniła jak debilowi (czyli mi), że przecież nie osobiście, bo ma pracowników… Poważnie?!!! Jaka szkoda! A ja myślałam, że ona będzie pazurami grabić, szpilkami ubijać a żwir sypać z torebki… :roll:

Pół godziny później przyjechały jakieś wielkie samochody, które po drodze w najbardziej newralgicznych punktach wysypywały czarny żwir (to się jakoś tam nazywa, ale nie pamiętam). Potem panowie to rozgrabiali, ubijali nogami i było dobrze. Uspokojona mogłam iść tego wieczoru spać nie bojąc się o dojazd do pracy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...