Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Pamiętnik znaleziony w Moskwie


retrofood

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 1k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

45.

Sen, niestety nie trwał długo. Obudził nas Mirek, który przyszedł, jak co rano, budzić wszystkich na śniadanie. Nina wskoczyła w jakieś moje ciuchy, ja też się ubrałem i zaczęliśmy obmyślać co tu teraz zrobić. O pójściu do pracy nie było mowy. Niny ubranie było niewiele suchsze niż wtedy, kiedy wieszaliśmy je na kaloryferze i obok niego. Upłynęło po prostu zbyt mało czasu, aby zdążyło wyschnąć. O utrzymaniu w tajemnicy całego zdarzenia też nie było co marzyć, bo po chwili już cała ekipa na śniadaniu u Mirka dyskutowała o naszej kąpieli. W końcu, po rozmowie z chłopakami, stanęło na tym, że powiedzą Manfredowi, że ja zachorowałem, a o Ninie nic nie wiedzą. Natomiast ja miałem później zadzwonić do Jana – później, bo oni mając bliżej na budowę, później wstawali – ale tak by zdążyć zanim wyjdzie do pracy i pogadać z nim, aby robił wszystko by sprawę naszej nieobecności załagodzić. Oczywiście, Jankowi należało wszystko opowiedzieć dokładnie, aby w razie czego nie dał plamy. I tak zrobiliśmy. Kiedy chłopaki wyszli już z hotelu zabierając ze sobą Olgę (Olga oczywiście dostała wszelkie wskazówki od Niny na temat tego co może powiedzieć, a czego nie wolno), zadzwoniłem do Janka, pogadaliśmy serdecznie i uzyskałem od niego obietnicę, że zrobi wszystko co możliwe, by jakoś się nam upiekło.

No i to było wszystko, co można było na tą chwilę zrobić. Zostaliśmy w pokoju sami. Zjedliśmy coś tam na śniadanie z tego, co podrzucił nam Mirek, abyśmy z głodu nie zginęli i poszliśmy do wolnego w końcu łóżka, aby kontynuować nocne zajęcia. Szło nam coraz lepiej, Nina nie przejawiała już żadnych wahań, przeciwnie, była aktywna ułatwiając mi i sugerując wszystko to, co sprawiało jej najwięcej przyjemności. W końcu byliśmy już tak wyczerpani że znów zasnęliśmy. Tym razem sen był dłuższy i obudziliśmy się dopiero po południu, a właściwie to obudził nas głód. Nina wstała, przeglądnęła ciuchy i doszła do wniosku, że chyba większość wyschła. Dobrze, że w bagażach miałem swoje turystyczne żelazko, więc po kilkunastu minutach z pomocą tegoż żelazka, doprowadziła to co wyschło do jakiego takiego ładu, a reszta powędrowała znów na kaloryfer. Jednak tego suchego było wystarczająco, aby się ubrała i byśmy poszli szukać jakiegoś obiadu.

Po obiedzie wróciliśmy do pokoju. Znów byliśmy znużeni i senni. Położyłem się więc w ubraniu na łóżku. Nina jednak mimo zmęczenia zajęła się resztą swojej garderoby i za niedługo wszystko było doprowadzone do porządku. Jednak wyraźnie dało się zauważyć, że jakoś nastrój się popsuł. Ona była jakaś zamyślona i podczas tych zabiegów z żelazkiem kilka razy nawet nie słyszała, że coś do niej mówię. Wprawdzie był wtedy włączony telewizor i prasując oglądała jakiś program, jednak wyraźnie coś ją zaczynało gnębić. Kiedy skończyła porządkowanie ubrania, usiadła w fotelu i dalej wpatrywała się w telewizor.

Nie wytrzymałem i w końcu wprost zapytałem co ją gnębi. Zmieszała się i zaprzeczyła. Przyszła także do mnie i usiadła na brzegu łóżka. Objąłem ją i delikatnie położyłem. Nie protestowała. Po chwili nasze ubrania znów leżały na podłodze, obok pościeli zresztą, bo pościel spadła wcześniej. Tym razem to ja „dyktowałem warunki” a Nina spokojnie i z wyczuciem poddawała się moim „zabiegom”.

Kiedy ochłonęliśmy trochę, Nina spojrzała na mnie i zaczęła się śmiać. Wiedziałem, że jestem cały spocony, ale kiedy powiedziała, że wyglądam, jakbym sam rozładował przed chwilą dwa wagony, to sam się roześmiałem. Porównanie było dość trafne, bo zmęczony byłem tak okrutnie, że łydki drżały mi dobre kilkanaście minut. Wtedy też mogłem zwlec się z łóżka i pójść do łazienki wziąć prysznic.

Kiedy wróciłem z łazienki, za oknem było już ciemno, jednak pora była nadal popołudniowa. A do wieczora zostało jeszcze sporo czasu. Wieczory w Moskwie zaczynają się dość późno, nie wcześniej niż siódma – ósma, więc do powrotu chłopaków z pracy było jeszcze dość daleko. Ponieważ nie mieliśmy już ochoty na żadne figle, więc ubraliśmy się i postanowiliśmy odwiedzić jakiś bar. Należała nam się jakaś chwila odmiany, bo jak dotąd nic nie piliśmy! I nie dlatego, że nie było, bo kilka butelek było w pokoju, ale jakoś tak... wyszło.

Kiedy postanowienie zapadło, ubraliśmy się szybko i wyszliśmy na hotel. Spodobał nam się bar obok restauracji, więc opanowaliśmy jeden stolik i zajęliśmy się konsumpcją i rozmową. Początkowo, kiedy rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, jakoś to nawet szło. Jednak po kilku kieliszkach jakiejś nowej wódki, niezłej zresztą i po zjedzeniu sporej ilości różnych wiktuałów, rozmowa zeszła na naszą sytuację i nastrój znów się pogorszył. Nina była wyraźnie nie w sosie. Zaczęła przebąkiwać, że na pewno wyrzucą ją z budowy, chociaż były już przypadki, kiedy dziewczyny nie przychodziły nawet kilka dni i włos im z głowy nie spadł. W sumie, to jeśli chodzi o pracę, to ja o wiele bardziej bałem się o siebie. Wiedziałem, że tam jej nic nie grozi. Gorzej, że nie wiedziałem jaką Nina ma sytuację w domu. Kiedy próbowałem o to zapytać, zbyła mnie po prostu i nie chciała na ten temat nic mówić. I tu się bałem, że przysporzyłem jej problemów. Z takimi nastrojami nie było co dłużej tam siedzieć. Wróciliśmy do pokoju.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

46.

W pokoju nastrój się nie poprawił. Posiedzieliśmy chwilę, trochę milcząc, trochę usiłując rozmawiać, w końcu Nina powiedziała, że chce jechać już do domu. Próbowałem ją namawiać, aby jeszcze została, ale było to daremne. Nic nie mogłem zrobić. Ubraliśmy się i wyszliśmy z hotelu. Nie spiesząc się zbytnio poszliśmy piechotą do stacji metra. Nie było to blisko, ale Nina nie chciała ani taksówki, ani autobusu. Wyglądało, jakby się wcale nie spieszyła. I znów, jeśli rozmawialiśmy o czymś obojętnym, rozmowa układała się normalnie, jeśli tylko zahaczaliśmy o dzień dzisiejszy lub jutrzejszy, zły nastrój wracał. Ale jakoś tam w końcu dobrnęliśmy do metra i zeszliśmy na stację. Przyjechał pociąg, ale Nina nie chciała do niego wsiadać. Wtuliła się we mnie na peronie, ja ją objąłem i tak staliśmy milcząco. W końcu zapytałem, dlaczego tak stoimy, przecież ja jadę z nią dalej. Przynajmniej trochę chciałem ją odprowadzić. Wtedy gwałtownie zaprotestowała. Powiedziała, że jeśli ja wsiądę do pociągu, to ona wysiada. Absolutnie nie chciała, bym dalej z nią jechał. Wiedziałem, że jej nie przekonam. Nie było wyjścia. Kiedy przyjechał następny skład, Nina szybko pocałowała mnie w usta i wyrwawszy się z objęć pobiegła do wagonu. Zdążyła jeszcze wskoczyć do środka, zanim drzwi się zamknęły i pociąg ruszył. Widziałem jeszcze jak machała mi ręką przez okno i po chwili skład zniknął w tunelu. Zostałem na peronie sam.

Wróciłem do hotelu. Dochodziła godzina dziewiętnasta. Do powrotu chłopaków było jeszcze co najmniej około trzech godzin. Wtedy dopiero coś się nowego dowiem, a na razie nie było co robić. Posprzątałem trochę w pokoju i położyłem się spać.

Było już po dziesiątej, kiedy obudził mnie Artur. Zaraz zaczął opowiadać niestworzone rzeczy o sankcjach, które jakoby nas na budowie czekają, ale to było tak niestworzone, że zupełnie nierealne. Poszedłem do Mirka. Mirek zbyt wiele nie wiedział. Po prostu wszyscy przyjęli do wiadomości historię, którą chłopaki opowiedzieli i żadnych komentarzy nie było. Nikt się nami specjalnie dzisiaj nie zajmował. Postanowiłem zadzwonić do Janka. Tylko tu mogłem uzyskać bliższe informacje. Janek odpowiedział podobnie. Manfred przyjął do wiadomości moją chorobę, niczego nie komentował, natomiast Janek ostrzegł mnie przed Willy’m. Willy coś tam rozumiał pojedyncze polskie słowa, coś tam pogadał z chłopakami z Oktiabrskiej, do których prawdziwe powody naszej nieobecności oczywiście przeciekły, poza tym sprawdził, że Niny też nie ma. No a wyglądało na to, że Willy zwrócił też uwagę na Ninę. Po prostu mu się spodobała. Więc Janek nie wie jaka będzie jego reakcja, jeśli Willy dojdzie do wniosku, że ja jestem przyczyną nieobecności Niny. No, ale jutro Janek kazał mi normalnie przychodzić i od rana brać się do pracy.

Nie były to wiadomości zbyt optymistyczne, ale nie były całkiem złe. Poza tym, kiedy po rozmowie z Jankiem poszedłem do chłopaków, okazało się, że o nas już niemal zapomnieli. Jest świeży temat, którym towarzystwo się zajmuje. Dzisiaj w metrze, już w powrotnej drodze do hotelu, Grzesiek zaczął podrywać jakąś dziewczynę. A ponieważ wyglądało, że nie ma nic przeciwko temu, to zaczął z nią rozmawiać troszkę na boku. Po chwili przyszedł do chłopaków i powiedział, że nie wraca do hotelu, bo jest zaproszony do niej do domu i postanowił z zaproszenia skorzystać. Chłopaki zaczęli go przekonywać, że to może być jakaś pułapka i mogą go tam co najmniej pobić, a on odpowiedział, że zdaje sobie z tego sprawę, ale zdecydował się zaryzykować. Obiecał tylko, że przed jedenastą zadzwoni do hotelu i powie co z nim. Teraz wszyscy czekali u Mirka na telefon.

W końcu telefon zadzwonił. Dzwonił Grzesiek. Powiedział tylko, że wszystko w porządku, zostaje na noc, a rano normalnie przyjedzie na budowę, a teraz nie ma czasu na rozmowy, bo ma przyjemniejsze zajęcie. I odłożył słuchawkę.

Kiedy Mirek, który odbierał telefon, powtórzył to zebranym, to przez chwilę zapadła cisza, którą rozładował Artur głośnym pytaniem: ciekawe, czy do końca budowy ktoś w tym hotelu zostanie.

Śmieliśmy się długo z tego pytania. A ponieważ trochę czasu już tego wieczoru upłynęło, nikt nie rzucał hasła wyprawy do jakiegoś baru, to posiedzieliśmy trochę u Mirka, bo z uwagi na nieobecność Grześka było tu trochę więcej miejsca. Niewiele piliśmy i na koniec wieczoru byłem niemal zupełnie trzeźwy. Ale że wszystkiego jeszcze nie odespałem, więc zakończenie imprezy zbiegło się u mnie ze straszną ochotą na sen. Poszedłem do pokoju i spałem spokojnie do rana.

Mirek obudził mnie jak co dzień, ale mój stan nie był taki jak dotąd. Byłem niemal wyspany i trzeźwy. Wczoraj, wracając od metra, kupiłem na bazarze trochę jedzenia, więc zaniosłem to do Mirka, bo tam teraz wszyscy jadaliśmy śniadania. Przy śniadaniu trochę wróciły tematy związane z moją nieobecnością. Chłopaki mnie uspokajali, przytaczając przykłady Zenka, Andrzeja i innych, których nie było po kilka dni w pracy i nie mieli żadnych problemów po powrocie. Po prostu za dni nieobecności Manfred im nie zapłacił i to wszystko. Oni jednak nie wiedzieli tego co mówił mi Janek, dlatego całkiem mnie nie uspokoili. Ale cóż było robić. Trzeba było jechać i już. I w żadnym wypadku się nie spóźnić.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

47.

To ostatnie się udało. Przyszliśmy przed siódmą, tak, że ani Manfred ani Willy nie stali w oknie jak „cerbery” i nie pokazywali nam zegarków. Nasz pokój wyglądał tak, jak zostawiliśmy go przedwczoraj.. Niny jeszcze nie było, ale to normalne. Dziewczyny zawsze przychodziły ok. dwadzieścia minut później. Przebrałem się szybko i porozstawiałem sprzęty, a potem zabrałem się do tapetowania. Jednocześnie cały czas nasłuchiwałem wszystkiego jak zając śpiący pod miedzą, ale wszędzie panował spokój. W końcu usłyszałem, że niektóre dziewczyny już przyszły. Jednocześnie ktoś powiedział, że idzie Manfred. Spokojnie więc stałem na drabinie przy ścianie i kleiłem pasek tapety. Otwór na drzwi wejściowe był zasłonięty folią, aby ciepło z grzejnika zbyt szybko nie ulatywało na zewnątrz, więc niezbyt dokładnie wiedziałem, co się dzieje na korytarzu i w innych pokojach. Za chwilę folia się podniosła i do pokoju weszli Manfred z Jankiem. Manfred powiedział swoje „morgen” mające być przywitaniem i zaczął ręką sprawdzać gładkość ścian. Potem z różnych stron i pod różnymi kątami padania światła przez krótką chwilę przyglądał się położonym tapetom. Wziął nawet sobie mój reflektor z podłogi, aby dokładnie oświetlić interesujące go miejsca. I milczał cały czas, aż w końcu przemówił. Janek, który spokojnie stał z boku, zaraz to przetłumaczył. Manfred zapytał, a właściwie stwierdził, że jakieś to wczoraj dolegliwości u mnie wystąpiły. Jednak w tym stwierdzeniu na końcu była jakaś pytająca nuta, więc potwierdziłem. Odpowiedziałem, że bolało mnie gardło i miałem temperaturę. Janek tez to przetłumaczył. Wtedy Manfred zapytał, czy już nie mam tych dolegliwości i czy dobrze się czuję. Odpowiedziałem, że wszystko w porządku. Skierował się wtedy w stronę drzwi i powiedział na pożegnanie, że dobrze by było, aby tych dolegliwości było mniej, bo firma ma zaległości w pracach i zatrzymuje front robót innym firmom. I to wszystko w najbliższym czasie musimy nadrobić. I wyszedł, a Janek za nim.

Pomyślałem, że najgorsze minęło, ale jakże się myliłem. Spokoju miałem jeszcze z kwadrans, może trochę więcej, może trochę mniej... Kilkanaście minut po wyjściu Manfreda folia w drzwiach znów się odchyliła, a do pokoju wpadł Willy. Od samego wejścia coś gwałtownie i głośno zaczął mówić po niemiecku. Słowa były wyraźnie skierowane do mnie, ale Willy mówił tak szybko, że nie łapałem najmniejszego ich sensu. Byłem już dość uspokojony postawą Manfreda, więc przywołałem na twarz wyraz największego niewiniątka na budowie i spokojnie na niego patrzyłem. Pewnie zauważył, że nic nie pojmuję z jego przemowy, albo moja twarz tak go zirytowała, że jeszcze bardziej podniósł głos i zwiększył szybkość przemowy. Patrząc na niego rozłożyłem bezradnie ręce w geście który miał świadczyć o tym, że nic a nic nie pojmuję i spokojnie stałem na drabinie. Willy nagle przerwał, jakby sobie coś przypomniał i niemal wybiegł z pokoju. Jego nieobecność nie trwała długo, bo po chwili wparował znowu, ale tym razem za nim do pokoju wsunął się Janek. Willy znów zaczął terkotać, ale tym razem Janek tłumaczył na polski. Już po pierwszych słowach zdałem sobie sprawę, że dobrze nie będzie. Janek zaś cicho mówił dalej: ... „ponieważ ostatnio stwierdzono, że masz zdecydowanie destrukcyjny wpływ na resztę członków załogi, od dzisiaj będziesz pracował sam w pewnej odległości od pozostałej grupy i otrzymujesz zakaz kontaktowania się z innymi pracownikami podczas pracy na budowie. Jakiekolwiek spóźnienie lub jakiekolwiek inne naruszenie tych lub innych zasad spowoduje natychmiastowe zwolnienie cię z pracy i odesłanie do kraju na koszt własny. Kontrola przestrzegania zarówno zasad jak i jakości wykonywanej pracy wobec ciebie będzie prowadzona w sposób szczególnie dokładny i ze zwiększoną częstotliwością. A teraz proszę iść za mną...”

Wyszliśmy na korytarz i przeszliśmy kawałek do tzw. pokoju dla niepełnosprawnych. Było to pomieszczenie niemal dwa razy większe od standardowego pokoju, z mnóstwem załamań, filarków i dodatkowych „półścianek” i podobnymi utrudnieniami dla tapetującego. Do tego to pomieszczenia Willy kazał mi poprzenosić wszystkie sprzęty i narzędzia, oraz materiały. Kiedy zameldowałem, że przeniosłem, polecił zabierać się do pracy. I wyszedł.

Byłem wściekły, ale co mogłem zrobić? Od najbliższych sąsiadów dzieliło mnie teraz cztery puste pokoje, w dodatku już wykończone, więc ta odległość będzie się teraz tylko zwiększać. W dodatku muszę na drzwiach powiesić folię, która będzie doskonale uniemożliwiać mi przenikanie jakiejkolwiek informacji z korytarza. Nie ma mowy o żadnych postojach, czy przerwach, bo każdy będzie mógł z korytarza niespodziewanie zajrzeć do pokoju. Poza tym cały czas nurtowała mnie myśl, że nadal nie zauważyłem, ani nie usłyszałem Niny. Było to niepokojące, jednak cały czas analizowałem sytuację. To przenoszenie sprzętu trochę trwało. Chłopaki mogli się temu przyglądać, więc i ja jeszcze chwilami miałem jaki taki z nimi kontakt. Ale Niny nikt nie widział.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

48.

Kiedy poustawiałem wszystkie sprzęty i przykleiłem folię na drzwiach, to klamka zapadła. Byłem odcięty od wszystkich i wszyscy ode mnie. Wszelkie przygotowania do pracy zostały zakończone i nie ma już żadnego pretekstu, by nie zabrać się do pracy. Tyle, że jak zacznę, to do obiadu nosa stąd nie wysunę. Byłem zdruzgotany. Ale innego wyjścia nie widziałem. Zacząłem kleić. I dobrze zrobiłem, bo po niecałych dziesięciu minutach do pokoju wpadł Willy. Zobaczył mnie na drabinie z tapetę przy ścianie i wyszedł. Ale po kilku minutach zajrzał znowu. I znów mnie zastał przy pracy. Głupek, nie wiedział, że w tej sytuacji siedzenie dla mnie byłoby bardziej męczące niż praca. I nie o siedzeniu myślę w tej chwili.

Willy zajrzał jeszcze gdzieś tak po kwadransie. Już nie zwracałem na niego uwagi. Udawałem, że go w ogóle nie widzę. A on milczał, ale sprawdzał jak technicznie wyprowadzam zakończenia winkli zewnętrznych i wewnętrznych na jednej z półścianek. Chyba było dobrze, bo nic nie mówił i poszedł. I znowu minęło kilkadziesiąt minut, kiedy folia w drzwiach zaszeleściła i się odsunęła, a do pokoju weszła... Olga. Powiedziała tylko szybko, że Willy poszedł na chwilę z budynku do biura, ale zaraz przyjdzie, bo zebrał grupę kilku dziewczyn i dwóch chłopaków i mają zacząć tapetować korytarze. Więc ona ma tylko kilka minut. A przyszła, bo Nina kazała jej powiedzieć, że ... więcej na budowę nie przyjdzie i żeby mnie pożegnać od niej, bo nigdy więcej się nie zobaczymy. Na chwilę zamarłem. Myślałem, że mnie szlag trafi. Po chwili jednak zasypałem Olgę gradem pytań, czy widziała się z Niną, czy Nina ma telefon, jaki ma numer... Olga odpowiadała, że nie, nie widziała się, ale Nina dzwoniła, skąd – ona nie wie, bo Nina telefonu nie ma... i podobne bajki. Było na kilometr czuć, że łże jak pies, ale coraz bardziej zdawałem sobie sprawę, że ta kobita bez wiedzy i zgody Niny nie powie ani słowa więcej i nic z niej nie wyduszę. I chociaż powtarzała, że gdy będzie coś wiedzieć to przyjdzie mi powie, nie wierzyłem jej ani trochę. Zapytałem tylko, czy wie jakie tu zasady Willy wprowadził wobec mnie. Wiedziała. Willy te zasady ogłosił wszystkim. Zrobił ze mnie jakiegoś trędowatego na całą firmę.

Wreszcie Olga tłumacząc się strachem przed Willym uciekła z pokoju. Znowu zostałem sam, tym razem z jeszcze gorszymi wieściami i z gorszym samopoczuciem. Już nie mogłem skoncentrować się na spokojnym tapetowaniu. Za chwilę popełniłem błąd widoczny gołym okiem. Obciąłem po prostu kawałek nie z tego pasa co należało i ciecie zrobiło się widoczne na odległość, bo zakładka poszła nie w tą stronę. Szybko zdjąłem cały pas i powiesiłem do suszenia. Gdyby Willy to zobaczył na ścianie, miałby wreszcie wymarzony pretekst do pozbycia się mnie z budowy. Myśli ciągle kłębiły mi się w głowie, ale jednak starałem się uważać na to co robię, tym bardziej, że za niedługo na korytarzu rozległy się głosy i po chwili, zachowując najwyższą ostrożność, podglądnąłem, że to Willy ustawia grupę do tapetowania korytarza i demonstruje jak należy kłaść tapetę. Szczegółów nie zobaczyłem, bo nie chciałem nadmiernie ryzykować.

I tak w nerwach, jakoś dotrwałem do obiadu. Willy zaglądał do mnie regularnie dwa razy w ciągu każdej godziny, chociaż te dwa razy było i co pól godziny, a było także dwa razy w odstępie trzech minut. Jednak na razie nie dałem się na niczym złapać. Ale nawet na obiad nie wolno mi było ryzykować zejścia pięć minut wcześniej, tak jak robiła to cała reszta budowy. Gdy więc dowlokłem się na stołówkę, to większość grupy już odbierała talerze, a ja miałem do tego miejsca odstanie całej kolejki od drzwi wejściowych. Koszmar. Co najmniej piętnaście minut stracone. Dobrze, że przynajmniej byłem jako tako wyspany.

No i okazało się, że przyjaciół poznaje się w biedzie. A wieści na budowie rozchodzą się błyskawicznie. Dziewczyny przez całą salę prawie natychmiast złośliwie pytały mnie gdzie mam Ninę. Małpiszony jedne, zazdrośnice. Wyraźnie chciały mi podokuczać. Nie wiem dlaczego, ja im nie dokuczałem. Natomiast większość chłopaków przyszła do stolika, chociaż wcześniej zjedli i siedziała ze mną opowiadając co wiedzą w sprawie i w innych sprawach. Próbowali mnie także uspokajać, że do czasu jak Willemu przejdzie, to wymyślą jakiś system informacji, abyśmy się mogli jakoś kontaktować i na takich dywagacjach przerwa obiadowa niemal nam minęła. A po obiedzie nic się nie zmieniło. Willy zaglądał do mnie z równą nieregularnością jak i przed południem, więc nawet nie zdecydowałem się na jakiegoś głębszego, chociaż nerwy wyraźnie domagały się czegoś na uspokojenie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

49.

Z tapetowaniem jakoś dawałem sobie radę, taki błąd jak rano już mi się nie przytrafił. Jednak spokój nie wracał. Zresztą nie wiem, czy jest ktoś, kto nie poczułby takich dwóch ciosów, jakie dzisiaj zaliczyłem. Pies dmuchał Willego. Wcześniej lub później mu przejdzie. To nie on w końcu był tutaj szefem, tylko Manfred. A Manfred dał mi wyraźnie do zrozumienia, że na razie nie marzy o tym aby się mnie pozbyć. Ale tego, co zrobiła Nina jakoś nie mogłem do końca pojąć. Dlaczego???? Przecież, gdyby miała teraz problemy rodzinne, pewnie by jasno kazała powiedzieć tak Oldze. Nie byłoby sensu tego kryć. Wtedy wszelkie postępowanie staje się bardziej zrozumiałe i do strawienia. Fakt, że nie znałem tak naprawdę jej rodzinnej sytuacji i nie do końca mogłem być pewien moich przemyśleń nie ułatwiał sprawy. Podczas przerwy obiadowej starałem się jeszcze coś wyrwać z Olgi, ale nic nowego mi nie powiedziała. Więc co to wszystko znaczy? Nina wstydziła się, że otoczenie dowie się, że spaliśmy ze sobą? Jakoś mi to zupełnie do niej nie pasowało. Jak dotąd zupełnie nie przejmowała się opinią otoczenia, a poza tym pokazała parę razy, że nieźle potrafi sobie poradzić z tymi, którzy coś niepochlebnego kierują w jej adres. To nie mogło być to. Poza tym ja wiedziałem, że na tej pracy bardzo jej w sumie zależało, a żądanie od szefostwa, aby przyjęło także Olgę wynikało raczej z pewności siebie i ze znajomości swojej pozycji w firmie. To ona przecież była konsultantką swojego szefa, ona wiele razy wcześniej wyceniała prace firmy, bo ten szef kompletnie nie znał się na budowlance i w wielu sprawach na niej polegał. A tu teraz Olga twierdzi, że Nina do tej firmy już nigdy nie przyjdzie... A w czym jej zawiniła firma?

Same pytania, żadnej odpowiedzi. Od czasu do czasu szelest folii w drzwiach i Willy zaglądający na kontrolę... To już zaczęło być nawet idiotyczne... w ciągu jednego dnia...

Jakoś dotrwałem do kolacji. Nie bardzo nawet chciało mi się jeść, ani nie tęskniłem za widokiem ludzi. Powlokłem się samotnie przez oświetlone ulice do stołówki pchany bardziej rozsądkiem niż chęciami, czy też głodem. Dziewczyn już nie było, przynajmniej z tej strony miałem na dzisiaj spokój. Powoli zjadłem kolację, a w drodze powrotnej zajrzałem do kiosku. Trzeba było zrobić zapasy, chociaż dzisiaj jeszcze nic nie piłem. Nie wiadomo co mnie tu w najbliższym czasie czeka. Babulka od razu zauważyła, że jestem sam, bez damskiego towarzystwa. Zapytała co się stało, a ja jej odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że towarzystwo mnie rzuciło. Babulka omal nie wyszła z kiosku, aby mnie pocieszyć. Tyle ciepłych słów pod swoim adresem, to ja nie słyszałem od dzieciństwa. Na koniec stwierdziła, że tak mnie lubi, że jak tylko będę miał ochotę, to na niedzielę zaprosi mnie do siebie, a w domu ma dwie wnuczki, które chętnie pomogą mi poznać Moskwę i wszystkie jej miejsca warte obejrzenia. Podziękowałem jej serdecznie, bo rozczuliła mnie niemal do łez i czym prędzej uciekłem na budowę, aby całkowicie nie rozkleić się w swojej krzywdzie.

Teraz już było trochę znośniej, bo Willy nie przychodził, pewnie pojechał do hotelu, ale ponieważ nie mogłem być pewny, że nie wróci, to robiłem powoli swoje. I tak do dziewiątej.

W końcu nadszedł kres tego dnia. Przebrałem się i ruszyłem do hotelu. Chłopaków nawet nie było widać na ulicy. Poszli wcześniej co najmniej dziesięć minut. A mnie się nigdzie nie spieszyło.

W hotelu od razu rzuciłem się do telefonu. Zadzwoniłem do Janka z pytaniem o co chodzi Willemu. Czy podpadliśmy u niego oboje, czy też tylko ja. Janek twierdził, że w sumie to nie wie o co konkretnie chodzi, bo Willy mówił coś na ten temat z Manfredem, ale przy nim zamilkli i nie kontynuowali tematu. Jednak z dalszej rozmowy o planach wywnioskował, że gniew Willego dotyczy tylko mojej osoby, natomiast nieobecność Niny bardzo go zaskoczyła. O tej nieobecności poinformował ich rano szef tej rosyjskiej firmy. Twierdził, że to decyzja Niny. On usilnie namawia ją do powrotu, ale ona nie chce się zgodzić. I ponoć Willy powiedział, że ma ją namawiać nadal i on chce ją widzieć na budowie. Natomiast dla mnie Janek miał tylko jedną radę, abym czekał na jakieś wieści, bo na razie nie było okazji coś się dowiedzieć. Obiecał od razu przekazać nowości jak tylko się pojawią.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...