retrofood 07.04.2008 00:06 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 7 Kwietnia 2008 50.Odłożyłem słuchawkę osłabiony. Znikąd nic pocieszającego. Wykąpałem się, ubrałem i postanowiłem pójść do baru. Działałem niemal jak automat. Słyszałem na korytarzu, że chłopaki jeszcze nie poszli, bo z pokojów dochodził gwar głośnych rozmów i śmiechu, ale nie szukałem towarzystwa. Wjechałem na dwudziesty czwarty etaż, wszedłem do środka i usiadłem na ostatnim stołku przy barze, tuż przy oknie. Barmanka bez pytania podała mi drinka. Wypiłem odruchowo niemal do końca, chociaż kostki lodu w szklaneczce pozostały prawie całkowicie nierozpuszczone. Poprosiłem o następny. Barmanka była lekko zdziwiona, ale podała następny bez słowa. Jednak moje zachowanie nie uszło uwadze Dimy. Ten na wszystko miał oko w tym barze. Po chwili usiadł na sąsiednim stołku i zapytał gdzie jest moje śliczne towarzystwo. Bez skrępowania powiedziałem, że mnie rzuciło. Dima roześmiał się. „I ty się przejmujesz?” – zapytał. Tego kwiatu jest pół światu. Chcesz, to ci tu zaraz przyprowadzę ze trzy takie, które nie dadzą ci się smucić. Nie reflektowałem. Powiedziałem tylko do Dimy, że nie jestem pewien, czy mogę się tutaj dzisiaj bezpiecznie urżnąć. Dima spoważniał. Zapytał co mi takiego zrobił, że go obrażam. Od razu przeprosiłem i rzuciłem się wyjaśniać, że nie chodzi mi o bezpieczeństwo tu i teraz, ale o to co będzie jutro i czy dzisiejsze picie nie spowoduje jutrzejszego autu na budowie a więc i mojego jutrzejszego bezpieczeństwa. Dima uwierzył bo nie miał innego wyjścia, że to moja niedoskonała znajomość rosyjskiego wprowadziła go w błąd. A ja miałem nauczkę, by głupio nie gadać w towarzystwie takich ludzi, bo mogą być strasznie drażliwi, a skutki paplania nieodwracalne.Posiedziałem jeszcze chwilę z Dimą, on sączył swojego jednego drinka, ja ich wypiłem nie wiem ile. Potem dołączyłem do chłopaków przy stolikach. Kilka lampek koniaku szybko dało mi radę i za dobrą radą obecnych poszedłem w końcu spać. Na dzisiaj miałem dość. Dość wszystkiego.Rano zacząłem powoli wracać do grupy. U Mirka na śniadaniu zdążyłem się zorientować, że sytuacja zmienia się dość szybko. Grzesiek przestał nocować w hotelu, chociaż jak na razie do pracy przyjeżdżał na czas i w niezłej w sumie formie. O szczegółach mówił niewiele, kwitując pytania krótkim: a o czym tu mówić, przecież sami wiecie. No faktycznie. Ważne, że się mu nie działa krzywda. Podobno tylko gorzej traktował swoją partnerkę przy tapetowaniu. Na budowie podobno potworzyło się kilka par i te zostały przy tapetowaniu pokoi. Także parę jeszcze „przyszłościowych” zostało razem. Natomiast te dziewczyny, które jakoś nie znalazły już swojej połowy i dwóch naszych chłopaków: Gienek i Robert, stworzyli na czele z Willym brygadę do tapetowania korytarzy. Na korytarze szła tapeta z włókna szklanego, ale była dość niewygodna, bo rolki miały szerokość dwóch metrów. I takimi pasami należało operować. Oczywiście, dużą trudność sprawiały wszelkie drzwiczki do różnych skrzynek i rozdzielni, a tych na korytarzu było całe mnóstwo, na jeden pas przypadało czasem nawet sześć. Do tego osprzęt elektryczny, wodny i wszelki inny, więc precyzyjne wycinanie z pasa tego wszystkiego zabierało sporo czasu. A jedna pomyłka powodowała, że pas szedł w odstawkę i wszystko należało zaczynać od początku. Chłopaki narzekali, że do tej pracy zostały same najgorsze dziewczyny, więc postęp robót jest niespecjalny, ale reszta im wytłumaczyła, że to nie ich zmartwienie.Na budowę wchodziłem sam. Wytłumaczyłem chłopakom, że zupełnie niepotrzebne jest demonstrowanie Willemu naszej solidarności, niech się chłopisko cieszy tym co jest, może się zmęczy. Ale rano na to się nie zanosiło. Willy wpadał do mojego pokoju i wprawdzie dzisiaj rano powiedział to swoje austriackie „morgen”, ale potem nic nie wskazywało na to, że potraktuje mnie bardziej ulgowo. Dzisiaj pracował ze swoją brygadą gdzieś dalej, tak, że odgłosy do mnie nie dochodziły, jednak nie przeszkadzało mu to w kilkunastokrotnych próbach złapania mnie na „nicnierobieniu”. Tyle, że jednak się przeliczył. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
jea 07.04.2008 00:52 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 7 Kwietnia 2008 dawaj dalej... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
retrofood 07.04.2008 05:14 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 7 Kwietnia 2008 dawaj dalej... zasapałem się, jus nie te ocy... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
retrofood 07.04.2008 09:14 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 7 Kwietnia 2008 51.Do mojego pokoju weszła dzisiaj ekipa fliziarzy, czy też jak mówią inni – glazurników, lub układaczy płytek. Było ich trzech. Wszyscy Polacy, tyle ze od wielu lat za granicą. Na początku w ogóle nie zwrócili na mnie uwagi, ja stałem na drabinie i coś tam kleiłem do ściany. Ale to było przy oknie, dość daleko od łazienki. Wtedy wpadł Willy. Przeszedł się po pokoju, popatrzył na mnie, na ściany i poszedł do wyjścia. Po drodze coś się do nich odezwał po niemiecku, a oni mu krótko odpowiedzieli. I Willy wyszedł. Wtedy zacząłem słuchać jak rozmawiają między sobą, no i okazało się, że rozmawiają po polsku. Zapytałem skąd są i od razu wyjaśniłem, że nie mogę tak sobie schodzić z drabiny, bo ten Kasztan (tak nazywaliśmy Austriaków) co wyszedł, to na mnie poluje, żeby mnie wyrzucić z budowy. Wtedy podeszli do mnie i krótko wysłuchali mojej historii. Potem powiedzieli parę zdań o sobie i już było fajnie. Miałem ochronę i obstawę. Chłopaki byli oliwiarze pierwszej marki, a ich szefostwo akuratnie wyjechało do Austrii, tak, że zostali bez nadzoru. I postanowili, że zamiast kłaść płytki to się zamelinują w łazience w moim pokoju i spokojnie spędzą najbliższe dni. A ja będę im służył do opowiedzenia co tam się dzieje w Polsce, bo oni przyjechali z Austrii, a wcześniej byli we Francji i w Niemczech tak, że jeden z nich już siódmy rok nie był w kraju, a dwóch pozostałych to już więcej niż lat dziesięć. No więc trochę nowości są spragnieni. I tak się zaczęło. Chwilami siedzieli sobie i pili w łazience sami, a ja spokojnie sobie tapetowałem. Potem jeden z nich wychodził na korytarz, stawał przed drzwiami za folią i głośno meldował, że korytarz czysty. Wtedy ja schodziłem z drabiny, szedłem do łazienki, wypijałem swoją dolę i opowiadałem chłopakom to co chcieli wiedzieć. Ale nie dłużej niż tak mniej więcej dziesięć minut. Potem wracałem do pracy a czujka schodziła z posterunku. Po jakimś czasie sytuacja się powtarzała, ale czasem mącił ją głos zza folii: „uwaga, ten ciul idzie!” Wtedy biegiem wskakiwałem na drabinę i kontynuowałem pracę, a Willy wchodził i udawał, że mnie sprawdza. Udawał, bo od razu pewnie się zorientował co jest grane. Kiedy jednak taka sytuacja powtórzyła się po raz trzeci, Willy w końcu nie wytrzymał i zaczął coś mówić do tego, którego zastał na korytarzu. Przecież domyślał się, że to czujka. Ale natrafił na radosny śmiech. Chłopaki też wiedzieli, że Willy jest za cienki, aby mógł im coś zrobić i kpili z jego ostrzeżeń. Na obiad szykowałem się trochę wstawiony i w nastroju znacznie bardziej bojowym niż wczoraj. Szczególnie wobec Rosjanek, które pewnie znowu zaczną kpić ze mnie na odległość. Postanowiłem nie siedzieć gdzieś przy ostatnim stoliku, tylko wcisnąć się tam, gdzie ich będzie najwięcej i podjąć z nimi dialog oko w oko. Ale niestety znów musiałem iść sam. Moi nowi kumple poszli znacznie wcześniej, ale ja nie chciałem ryzykować wpadki. Odczekałem do pierwszej i poszedłem. Dzisiaj niemal nie stałem w kolejce, bo chłopaki zaryzykowali awanturę i wpuścili mnie do swojej kolejki, tak, że obiad miałem razem z całą grupą. Dziewczyny już nie pyskowały, ale jednak nie odzywały się do mnie. Natomiast nie zauważyłem ani Janka ani Zbyszka a także dziewczyn, które z nimi pracowały; znaczy Tatiany od Zbyszka oraz Luby i Gali od Janka. Może wcześniej byli? Ale to było rzadkością. Zbyszek z Tatianą i Arturem wprawdzie przeważnie przychodzili później, ale starali się wkręcić zawsze w kolejkę, natomiast Janek przychodził wprawdzie później, ale Luba i Gala przeważnie były razem z całą grupą. Ale Artur siedział przy sąsiednim stole. Zapytałem go gdzie reszta. Powiedział, że nie wie i że zostali z Jankiem.Wszyscy zjawili się po kilku minutach. Ja już kończyłem obiad, ale chciałem pogadać z Jankiem, więc trochę się ociągałem z odejściem, licząc na jakiś sposobny moment. Jednak Zbyszek pewnie zauważył to, bo z resztą obiadu podszedł do mojego stolika i usiadł naprzeciwko. Powiedział, że na razie Janek mi nic nie powie, ale żebym wieczór wpadł do nich do hotelu, to porozmawiamy. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
retrofood 07.04.2008 17:35 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 7 Kwietnia 2008 52.Nie miałem na co dłużej czekać. Powlokłem się na budowę, oczywiście nie zapominając o zaopatrzeniu u babuli. Tym razem wziąłem podwójną porcję gorzałki, bo chłopaki spust mieli solidny, więc tak na wszelki wypadek. Babula oczywiście zapytała o Ninę, ale odpowiedziałem tylko, że się nie pojawiła i nie wdając się tym razem w dłuższą rozmowę poszedłem dalej.Chłopaki byli już w łazience. Oczywiście nic kompletnie dzisiaj nie zrobili. Siedzieli obok sprzętu, materiałów i narzędzi i tylko upychali puste butelki po różnych kątach pomieszczenia. Powitali mnie jak starego znajomego i natychmiast zmusili do wypicia jakiegoś wydumanego zaległego kieliszka wódki o wielkości rzeczywistej ponad połowę szklanki. Ale jakoś sobie poradziłem. Było jeszcze paręnaście minut do pierwszej więc chwilę z nimi porozmawiałem i tuż po pierwszej zabrałem się do pracy. Po kilkunastu minutach do pokoju wszedł... Manfred w towarzystwie jakiegoś mężczyzny, zdaje się, że z jakiejś innej firmy na budowie. Przywitał się normalnie, pooglądał zrobione już fragmenty ścian, coś tam pokazywał na ścianie swojemu towarzyszowi, coś mu tam przy tym mówił, ale na mnie specjalnie nie zwracali uwagi. Potem popatrzyli chwilę na łazienkę, gdzie podczas ich pobytu tylko lekko ściszono głosy i... wyszli. Znów minęło kilkanaście minut. Willy się nie pokazywał. Ale niezadługo folia w drzwiach się uchyliła i do pokoju wszedł... Robert. Przywitał się ze mną jakbyśmy się co najmniej tydzień nie widzieli i kazał schodzić z drabiny i szukać jakiejś butelki. Przyniósł mi pomyślne wieści. Otóż Willy w czasie obiadu się upił i pojechał do hotelu. Więc do wieczora dzisiaj go nie będzie. Do ich brygady na korytarz Manfred przysłał Janka, a Janka dziewczyny zostały tapetować same. Można było wypić. Na dziś przynajmniej miałem spokój. Poszliśmy też zaraz do łazienki, gdzie Robert zawarł znajomość z chłopakami od płytek, no i trochę wypiliśmy. Ale my nie mogliśmy przesadzać i po kilkudziesięciu minutach Robert poszedł do siebie a ja znów na drabinę. Kurcze, strasznie się już zżyłem z tą drabiną. Już nie pamiętałem, że na początku strasznie bolały mnie stopy od wielogodzinnego stania na wąskich szczeblach. Nie pamiętałem jak ciągle łapałem się jedną ręką za szczyt bojąc się irracjonalnie ze spadnę i jak ciągle tej ręki mi brakowało. Oczywiście, aby przestawić drabinę w inne miejsce musiałem schodzić i ją przenosić. Teraz nawet nie bardzo zauważałem, że nie stoję na podłodze. Bez problemów, jakby mimochodem podchodziłem pod dowolnie wybrane miejsce, obracałem się, wychylałem, ba, podejrzewam, że mógłbym na niej spać i też bym nie spadł. Zacząłem powoli wierzyć w teorię ewolucji i w to, że człowiek zszedł kiedyś z drzew. Bo skoro po tak krótkim czasie tak się do tej niewielkiej, ale jednak wysokości, przyzwyczaiłem...Całe szczęście, że tak około piątej po południu w dostępnej części budowy skończyła się wódka, bo nie wiem czym i jak by się ten dzień skończył. Moje własne zapasy były wysuszone do ostatniej kropli, a płytkarze też już chyba obeszli wszystkich znajomych. Ale nikt nic nie mógł zrobić. Wódki nie było i już. Ja miałem jeszcze zajęcie, ale ich już nic tu nie trzymało. Pozbierali się i poszli. Zostałem sam. Po Robercie nikt tu już nie przychodził i podejrzewałem, że już nie przyjdzie. I bardzo dobrze. Chciałem trochę odetchnąć, bo w pewnej chwili towarzystwo łazienkowe zaczęło być strasznie meczące i gdyby dzisiaj groził mi Willy, to nie wiem czym by się to dla mnie skończyło. Zresztą do kolacji pozostało już niewiele minut, to taki spokojny przerywnik był mi bardzo potrzebny.Dzisiaj na kolację poszedłem ze wszystkimi, bo chłopaki zaglądnęli do mnie po drodze. Gdy zobaczyli łazienkę, a Robert im dopowiedział co się tu działo, to zaczęli się strasznie śmiać z tego jak to Willy ukarał mnie brakiem towarzystwa i samotnością.Po kolacji było cicho i spokojnie. Na budowie została tylko nasza firma w męskiej części, więc panował spokój, ład i porządek. Chłopaki wyczaili, że Manfred też już pojechał do siebie, więc nikt nam ciśnienia nie podnosił i krzywda nam się nie działa. Tym bardziej, że w drodze powrotnej na stołówkę zapasy zostały częściowo odnowione. Ja wyszedłem w końcu ze swojej samotni i poszedłem do Roberta i Gienka, którzy męczyli się we dwóch na korytarzu. Popróbowałem kłaść te dwumetrowe tapety. Łatwo nie było, ale po kilkunastu minutach załapałem jak się do nich ustawiać i nawet nieźle mi szło. Około wpół do dziewiątej Janek rzucił hasło do odwrotu. Szybko poskładaliśmy sprzęty i po paru minutach byliśmy już w drodze do hotelu. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Bigbeat 07.04.2008 21:10 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 7 Kwietnia 2008 No i? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 07.04.2008 22:22 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 7 Kwietnia 2008 No i? Daj odpocząć choremu. I tak dużo napisał. Chyba jednak zaszczyki pomogły. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
retrofood 08.04.2008 00:54 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Kwietnia 2008 53.Droga dzisiaj szła nam jakoś wyjątkowo sprawnie i szybko, tak, że już około dziesiątej byłem wykapany, przebrany i gotowy do wyjazdu do Zbyszka. Ale samemu nie bardzo mi się chciało jechać, więc namówiłem Artura i pojechaliśmy we dwóch. Ochroniarze na Oktiabrskiej chyba już nas pamiętali, bo bez problemów wpuścili nas do środka. A w apartamencie u Janka i Zbyszka trwała w najlepsze impreza mieszana. I to z kim? Ano z naszymi dziewczynami. Była Tatiana, Luba i Gala. Nie bardzo potrafiłem jeszcze powiedzieć w którą z dwóch celuje Janek, bo Zbyszek najwyraźniej zainteresowany był Tatianą. Grupa była już po lekkim alkoholu, ale dziewczyny wyraźnie się mnie krępowały. Nie zwracałem na to uwagi, wtrącając się w ich rozmowy zarówno z gospodarzami jak i pomiędzy sobą. Wykorzystywałem po prostu trochę lepszą znajomość rosyjskiego niż mieli np. Zbyszek i Artur, co pozwalało mi na ciut szybsze reagowanie na temat rozmowy. Zachowywałem się wobec nich przyzwoicie, starałem się jakoś pokazać, że jestem normalnym facetem, a nie jakimś nie wiadomo jakim wyobrażeniem, które powstało w ich głowach po historii z Nina. I powoli, powoli, ich nieufność zaczęła topnieć. Rozmowy zaczęły się układać swobodniej, na pewno wypity jeszcze alkohol trochę nas rozluźniał, ale przecież nigdy nie może być tak dobrze, aby się zaraz nie popsuło. Otóż cały czas miałem na uwadze, że przyszedłem tu porozmawiać z Jankiem, a tu nie było jak. I nagle, tuż po dwunastej, zorientowałem się że pomiędzy Zbyszkiem a Tatianą iskrzy. Zajęty rozmową z Lubą i Galą, oraz Pilnując Janka, nie zauważyłem co się stało. A tu okazuje się że i Zbyszek i Tatiana siedzą naburmuszeni i nie biorą udziału w rozmowie. Artur też nic nie zauważył, bo akuratnie poszedł do łazienki. W końcu Janek wziął sprawy w swoje ręce i niemal na siłę wepchnął Zbyszka i Tatianę do apartamentowej sypialni, polecając, aby spokojnie wyjaśnili sobie nieporozumienie i nie psuli imprezy. Po chwili jednak okazało się, że Luba i Gala chcą już jechać do siebie. Janek wtedy zaoferował się, że odprowadzi je do metra. Impreza wyraźnie niespodziewanie się kończyła, Artur też zaczął się zabierać, a ja nadal nic nie wiedziałem. Nie było co robić. Też zacząłem się ubierać. Po chwili jednak Janek zdołał mi powiedzieć, że wszystkie informacje ma Zbyszek i abym został i spokojnie poczekał. Więc czekałem. Tymczasem okazało się, że czapki Luby i Gali pozostały w sypialni. Byli tam Zbyszek i Tatiana więc one krępowały się wejść. Ja nie widziałem problemu. Na wszelki wypadek nie świeciłem tam światła, bo odblask ulicy był wystarczający i wszedłem. Po czym zabrałem czapki ze stolika, odwróciłem się i... to co zobaczyłem wystarczyło abym natychmiast wyszedł. Były to białe pośladki Zbyszka pomiędzy sterczącymi kolanami Tatiany.Janek chyba coś po mnie zauważył, bo przyglądał mi się jakoś tak dziwnie, w końcu cicho rzucił w moją stronę: ja wiedziałem, że tam nie wolno wchodzić. Ale cóż, dobrze, że chociaż przyniosłeś czapki. I powtórzył, abym siedział tu i czekał aż Zbyszek wyjdzie. Bo on chyba szybko nie wróci. Po chwili dziewczyny dokończyły się ubierać i cała czwórka z Arkiem wyszła. Pozostałem w pokoju sam. Aby nie stwarzać wrażenia, ze w pokoju nikogo nie ma, włączyłem telewizor i spokojnie siedząc popijałem drinka. Po kilkunastu minutach z sypialni wyszedł Zbyszek. Wyszedł sam. W milczeniu usiadł obok mnie, a po chwili powiedział: zasłużyłeś na to, żeby ci wpieprzyć. I po następnej chwili dodał: wszedłeś w najmniej odpowiednim momencie i teraz mogą być problemy. I ty będziesz temu winien. A ja miałem dla ciebie takie dobre wiadomości. Aż nie wiem teraz, czy ci coś powiem.Nic nie odpowiadałem, bo cóż było mówić. Wreszcie nalałem Zbyszkowi kieliszek, stuknąłem się moim kieliszkiem i powiedziałem, że przecież doskonale wie, że gdybym domyślał się czegoś, to bym nie wchodził, a winny jest Janek, bo sam nie wszedł, tylko mnie podpuścił. Więc proponuję wypić na zgodę i zapomnieć o sprawie. Zbyszek, niezbyt zadowolony i kręcący głową, podniósł wreszcie kieliszek i wypiliśmy. Więc nalałem jeszcze po jednym. Zaproponowałem, aby wypił i zaczął wreszcie mówić. Po chwili zastanowienia Zbyszek podniósł kieliszek i wypiliśmy. Po chwili zaczął mówić. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Bigbeat 08.04.2008 06:19 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Kwietnia 2008 No i ? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
retrofood 08.04.2008 20:16 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Kwietnia 2008 54.Nie jest do końca jasne dlaczego Willy tak się wkurzył. Czy Nina mu się tak podobała, czy są inne powody. Oczywiście rzeczywista przyczyna waszej nieobecności wtedy jest i Manfredowi i Willemu dokładnie znana. Takich spraw, jeśli tylko wie o nich ktoś trzeci tu się w tajemnicy nie utrzyma. Willy rozumie pojedyncze polskie słowa i słuchając rozmów pomiędzy Polakami potrafi sobie resztę dośpiewać. W każdym razie sytuacja była niby zabawna, opowiadana była ze śmiechem, więc Willy uznał, że ty po prostu wykorzystałeś Ninę, ośmieszyłeś ją i wystawiłeś do wiatru. Podobnie zresztą myślą niektóre dziewczyny. Dlatego jest na ciebie wkurzony i faktycznie postanowił na ciebie zapolować. I musisz się naprawdę nie dać złapać, bo Manfred teraz dał mu już wolną rękę. Natomiast zupełnie nie dotyczy to Niny. Nina może w każdej chwili wrócić i powiem ci tylko, że ... od jutra wraca na budowę. Ten Ruski szef dziewczyn gdzieś ja w końcu dopadł i namówił do powrotu. Tyle, że ty masz absolutny zakaz kontaktu z Niną na terenie budowy. I tu cię Janek chciał uprzedzić. Twój kontakt z Niną na terenie budowy oznacza naruszenie zakazu ustanowionego przez Willego. Janka pozycja w firmie i u Manfreda rośnie, ale na razie to jeszcze nie może pozwolić sobie zadzierać z Willym, więc nie może też ci otwarcie sprzyjać. Chociaż to chyba Janek podrzucił Manfredowi myśl, że jesteś dobry w jakości tapetowania i szkoda byłoby się ciebie pozbywać. Jedyne co może zrobić to czasem przekazać informacje a o resztę musisz na razie starać się sam. A i z informacjami nie jest tak różowo, bo Willy domyśla się, że łączą nas jakieś znajomości i przy Janku za dużo nie mówi. Dlatego na budowie Janek niechętnie wchodzi z nami w jakieś dłuższe pogawędki i zachowuje dystans, aby tego nie potwierdzać.Tak mniej więcej przebiegała mowa Zbyszka. Siedziałem jak zamarły. Z jednej strony cieszyłem się, że zobaczę Ninę, z drugiej strony nie byłem pewien jej reakcji. Ba, cóż tu używać słowa „pewien”. O pewności to i mowy być nie może. No chyba, że o pewności negatywnej. Skoro przez te dni nie chciała mnie widzieć, to co będzie teraz?Teraz Zbyszek przejął inicjatywę w napełnianiu kieliszków. Wypiliśmy po dwa szybkie i zacząłem się ubierać. Należało wracać do hotelu. W międzyczasie do pokoju weszła Tatiana. O dziwo, nie była wcale na mnie zła. Zapytała, czy wiem, że Nina wraca na budowę. Odpowiedziałem, że Zbyszek właśnie mi powiedział. No i wszystko będzie dobrze, spokojnie zaczęła mnie uspokajać. Zobaczysz, że wszystkie problemy za kilka tygodni rozejdą się po kościach. Dziwne, nie spodziewałem się poparcia z tej strony, ale było to miłe wiedzieć, że przynajmniej tu nikt na mnie warczał nie będzie.Pożegnałem się z nimi i pojechałem do hotelu. Artur już spał. Ja niestety, jeszcze nie mogłem. I tak bym nie zasnął. Rozebrałem się więc tylko z kurtki i poszedłem do baru. Ale tu było pusto. Większość z nas – inicjatorów imprez, zaczęła działać oddzielnie. Grzesiek pewnie nadal nie wracał do hotelu, Mirek i Staszek stali się stałymi bywalcami „Hanoi”, a co się tam działo już specjalnie nikogo nie interesowało, ja byłem lekko uziemiony psychicznie, Artur związał się bardziej z „Oktiabrską”, Andrzej znalazł kogoś na mieście, ale nie chciał się przyznać jak i kogo, albo po prostu bujał, a Gienek i reszta jakoś była mniej inicjatywna, a może potrzebowali więcej odpoczynku? Siadłem więc samotnie na barowym stołku. Barmanka podała drinka. Zapytałem, dlaczego takie pustki. Roześmiała się. Bo nas przestajecie lubić – odpowiedziała. Nie przychodzicie, nie śpiewacie, to i spokojnie się robi. Wypiłem jeszcze jednego, zapłaciłem i zabrałem się do pokoju. Może uda mi się zasnąć? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
19501719500414 08.04.2008 20:43 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Kwietnia 2008 dobranoc Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
retrofood 09.04.2008 12:59 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Kwietnia 2008 55.Jakoś się chyba udało, bo nie pamiętam bym długo przewracał się na tapczanie. Ale wraz z pobudką wczorajsza rozmowa ze Zbyszkiem znów stanęła mi przed oczami. Tym bardziej, że Mirek pytał jak tam było wieczór na Oktiabrskiej. Nie chciałem nic mówić i wykorzystując pretekst, że to ja ciągle jestem pozbawiony wiadomości, bo się z nimi rzadko widuję, skierowałem rozmowę na ich zdobycze i ... udało się. Zaczęli opowiadać o swoich przygodach. Staszek niezbyt zaakceptował swoją partnerkę od tapetowania, zresztą on był z tych, którzy żadnej nie przepuszczają. Zainteresował się więc bardziej jakąś młodą ekspedientką ze sklepu obok „Hanoi”, która miała na imię Natasza i to z nią spędzał teraz imprezy w „Hanoi”. A Mirek nadal kokietował swoją Galę od tapet (ale to była inna Gala, nie ta co była u Janka), ale jednocześnie Natasza obiecała mu ściągnąć do „Hanoi” swoją koleżankę, więc niecierpliwie czekał na wieczór. W ogóle, ta Gala, z którą Mirek tapetował była Tatarką. Uroczą, o rumianych policzkach, strasznie energiczną dziewczyną o trochę azjatyckiej urodzie. Trochę z nią wcześniej miałem okazję rozmawiać, bo spotykaliśmy się kiedy schodziliśmy do firmowego magazynu po nowe rolki tapety, albo po klej. Była to zdrowa, inteligentna dziewczyna. No i dzisiaj Mirek powiedział mi, że go przestrzegła, że gdyby w razie tak postąpił z nią jak ja z Niną, to zarżnęła by go osobiście nożem. Nie rozumiałem. Mirek twierdził, że też nie zrozumiał i że w ogóle dopiero wczoraj po obiedzie zorientował się, że coś większość tych dziewczyn jest wrogo do mnie nastawiona. Obiecał po prostu zapytać o co im chodzi i jak one widzą tą sytuację, bo robiło się nieciekawie. Wtedy i ja nie wytrzymałem i powiedziałem, że prawdopodobnie Nina będzie dzisiaj w pracy, więc wiele się wyjaśni.I tak jakoś podekscytowani szybko zakończyliśmy śniadanie i ruszyliśmy na budowę. Na zewnątrz było coraz chłodniej. Dzisiaj był regularny przymrozek. Tym bardziej nikt się nie ociągał i niemal biegiem dotarliśmy do metra. Na budowie byliśmy o czasie. Dla mnie to było ogromnie istotne, już wyrzuciłem z pamięci wczorajszy dar losu po obiedzie i szykowałem się psychicznie na pierwsze odwiedziny Willego.W „moim” pokoju nie było jeszcze nikogo. Szybko ubrałem kombinezon i przygotowywałem się do pracy. Jednocześnie beznadziejnie nasłuchiwałem, czy gdzieś na korytarzu nie usłyszę dźwięcznego głosu Niny. Nie miałem na to szans, wejście na piętro było na drugim końcu „podkowy” jaką stanowił korytarz, a ja miałem ten swój nieszczęsny pokój na początku drugiego końca. Dzieliła nas nie tylko odległość, ale i załamania, więc usłyszenie czegokolwiek stamtąd było zupełnie niemożliwe. Poza tym, dziewczyny nie przychodziły tak wcześnie, bo najpierw szły do baraku zewnętrznego, który stanowił ich szatnię i tam się przebierały. Ale nie byłem w stanie się opanować i nasłuchiwałem cały czas. Dobrze, że nie przerywałem wtedy pracy, bo było już dwadzieścia po siódmej, kiedy usłyszałem „morgen” i bez odwracania się wiedziałem, że to głos Willego. Odpowiedziałem grzecznie „morgen” i kontynuowałem swoje. Kątem oka widziałem, jak Willy ogląda moje wczorajsze postępy na ścianie i wtedy wpadł mi do głowy pomysł, że przecież ja tu potrzebuję zaopatrzenia. Kończyła mi się tapeta, kończył mi się klej. Przecież muszę to skądś wziąć, a było zwyczajem, że klucze od magazynu, ma ktoś z naszej ekipy. Więc w poszukiwaniu kluczy będę musiał nawiązać jakiś kontakt, a on to uzna za złamanie reguł ... i co? Błyskawicznie postanowiłem działać. Nie siliłem się na wielkie przemowy, tylko zszedłem szybko z drabiny i pokazałem mu resztkę rolki tapety i puste wiaderko po kleju. Zrozumiał bez słów. Podniósł tylko dłonie i powiedział: o key, po czym wyszedł z pokoju. Wiedziałem, że w czasie do obiadu dzisiaj wyjdę z pokoju. I to dwa razy. Bo poza materiałami będę musiał przynieść tutaj jeszcze wiaderko wody do rozpuszczenia kleju. Dobra nasza. Mogłem teraz zastanawiać się jak to sensownie wykorzystać. Zabrałem się do pracy, ale ciągle nasłuchiwałem. Moje uszy były pewnie wydłużone jak u zająca, ale żadne zrozumiałe dźwięki do mnie nie dochodziły. I tak było niemal do ósmej, kiedy to stojąc na drabinie usłyszałem cichy szelest folii w drzwiach wejściowych. Odwróciłem się i ... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 09.04.2008 15:39 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Kwietnia 2008 Ciebie Stachu to nożem zarżnąć za przerywanie w najciekawszym momencie. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
andzik.78 09.04.2008 18:00 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Kwietnia 2008 Ciebie Stachu to nożem zarżnąć za przerywanie w najciekawszym momencie. popieram tylko kto będzie pisał jak retro poćwiartujemy.. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 09.04.2008 19:58 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Kwietnia 2008 Ciebie Stachu to nożem zarżnąć za przerywanie w najciekawszym momencie. popieram tylko kto będzie pisał jak retro poćwiartujemy.. Masz rację, wie co robi. Cwana gapa Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Bigbeat 11.04.2008 14:35 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 11 Kwietnia 2008 No i? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
e-Mandzia 11.04.2008 14:39 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 11 Kwietnia 2008 Nina, Nina ? powiedz, że Nina, powiedz Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 11.04.2008 20:42 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 11 Kwietnia 2008 I tak było niemal do ósmej, kiedy to stojąc na drabinie usłyszałem cichy szelest folii w drzwiach wejściowych. Odwróciłem się i ... do pokoju wsunął się Willi. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
matka dyrektorka 11.04.2008 21:26 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 11 Kwietnia 2008 "morgen "powiedział Willi trzepocząc zalotnie rzęsami Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 11.04.2008 21:48 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 11 Kwietnia 2008 "morgen "powiedział Willi trzepocząc zalotnie rzęsami Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.