Bigbeat 29.05.2008 16:29 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 29 Maja 2008 to jak ma być? A co to? Bajka interaktywna? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
retrofood 29.05.2008 17:05 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 29 Maja 2008 to jak ma być? A co to? Bajka interaktywna? niektóre sugestie można by uwzględnić... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
retrofood 29.05.2008 21:39 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 29 Maja 2008 68.Po takim wyznaniu wyjście było tylko jedno. Musieliśmy się kochać. Robiliśmy to już nie tak gwałtownie jak uprzednio, już nie z taką zachłannością i już bez takiej niecierpliwości, jakby świat miał się za chwilę skończyć. Nieoczekiwanie, to wyznanie Niny wywołało miedzy nami jakąś więź o wiele głębszą, tak, że pieszcząc się na wszelkie możliwe sposoby, to dojście do rozkoszy smakowaliśmy jak najlepsze danie, jedzone powoli i w skupieniu, aby nie przegapić momentu tego najważniejszego smaku i tych najwyższych doznań. W końcu, pomimo poprzedniego zmęczenia i niemałej dawki alkoholu, Nina, przejmując inicjatywę i ujeżdżając mnie niczym najlepszy dżygit, szybko doprowadziła mnie i siebie do stanu absolutnego odlotu. Na dzisiaj mieliśmy dość wszystkiego i nawet nie wiem, kiedy zasnąłem.Obudził nas Artur. Była już pora wstawania do pracy, więc poranna toaleta i ubieranie nie zajęły nam dużo czasu. Potem poszliśmy do Mirka na śniadanko. Mirek, jak niemal zawsze, był w świetnym humorze, trochę przekomarzał się z Niną, ale czasu na dłuższe pogawędki nie było. Poza tym Mirek trochę był zajęty podawaniem śniadania, co też utrudniało swobodną wymianę myśli. Z hotelu wyszliśmy wszyscy razem, ale już w drodze do metra trochę zostaliśmy z Niną na uboczu żeby swobodnie porozmawiać o bieżącej sytuacji. Jasne było, że na budowie nie możemy być razem. A po pracy... Nina wreszcie pozbyła się jakichkolwiek zahamowań w stosunku do mnie i przestała być tajemnicza. Krótko i treściwie wyjaśniła, że ma dwójkę dzieci z pierwszego małżeństwa. I syn mieszka na stale z ojcem, który się drugi raz ożenił, bo ta jego obecna żona też ma syna w takim wieku. A córka, starsza zresztą i mająca już osiem lat, mieszka z nią i kiedy Nina chce mieć wieczór wolny, to albo wcześniej uprzedza, albo dzwoni do niej do domu i każe jej jechać do ojca. To jest niedaleko, zaledwie trzy przystanki autobusem, więc nie stanowi to większego problemu. Córka jest dość samodzielna, bo ją życie do tego zmusiło. Nie tylko potrafi sama przygotować sobie kanapki, ale też potrafi posprzątać i nawet umie już kilka potraw gotować. Więc sobie jakoś radzą. Zresztą stosunki pomiędzy Niną a tamtą parą cały czas są poprawne, nie stwarzają sobie nawzajem problemów i czasem Nina gości okresami całą trójkę dzieci, więc to jakoś bez zgrzytów funkcjonuje. A jej obecny mąż raczej do dzieci się nie wtrąca, bo go zresztą słuchać nie chcą.Dzisiaj jednak Nina chciała po pracy jechać do domu. Przyznała się, że wczoraj wieczór na wszelki wypadek, zadzwoniła do córki i chciała, aby pojechała do ojca, jednak ona nie chciała jechać i obiecała, że w domu będzie wszystko w porządku, ale ona zostanie. Nina nie chciała, aby zbyt często zdarzało się, że córka jest w domu, a ona nie wraca na noc. Poza tym obawiała się, że Sasza po prostu przepił pieniądze, które zostawiła i córka może mieć problemy nawet z kupnem jedzenia. Obiecała tylko, że jutro postara się, abyśmy wieczór spędzili razem.Droga szybko dzisiaj upływała i znajdowaliśmy się już tuż przed budową. Przez bramę przeszedłem już razem z chłopakami, bo Nina poszła do damskiej szatni. Byliśmy o czasie, więc bezczelnie patrzyliśmy w oświetlone okna biurowego kontenera, przez które Manfred i Willy spoglądali na wejście do budynku, obserwując kto wchodzi do obiektu.Poszedłem do swojego pokoju, szybko się przebrałem i porozkładałem narzędzia. Tu nie było nikogo, kto by czuwał, a mnie pozwolił się jeszcze z pięć minut zdrzemnąć. Szczerze powiedziawszy wczorajszy wieczór z Niną zdjął ze mnie całe napięcie, a teraz byłem senny, jak mało kiedy. I nie miałem kawy. Jedynym wyjściem było skorzystać z żelaznego zapasu i wypić ze dwie pięćdziesiątki. Tyle, że nie mogłem sobie przypomnieć, gdzie schowałem butelkę. Reszta wody mineralnej z wczorajszego dnia stała dumnie na stole tapeciarskim, a gorzały nigdzie nie było. W końcu, kiedy już zaczynałem się denerwować, a trochę adrenaliny organizm sam wyprodukował, znalazłem zgubę pod porzuconymi w kącie skrawkami tapety. Kiedy wypiłem, od razu poczułem się lepiej, jakby w żyły ktoś wlał mi jakiś dopalacz. Raźno też zabrałem się do pracy, bo tuż tuż należało oczekiwać porannej wizyty. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
andzik.78 30.05.2008 06:18 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 30 Maja 2008 Przez Ciebie główny bohater w nałóg wpadnie a może już wpadł? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
retrofood 30.05.2008 07:09 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 30 Maja 2008 kobity mu na to nie pozwolą... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
retrofood 30.05.2008 08:00 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 30 Maja 2008 69.Wizyta faktycznie nastąpiła niedługo. Willy wszedł, pooglądał ściany, przejechał ręką po tapecie i zaczął coś do mnie mówić. Nie zrozumiałem, ale przerwałem pracę i popatrzyłem na niego. Wtedy powtórzył swoje pytanie. Mówił wolno i spokojnie, aż zrozumiałem, że pyta o wczorajszy wieczór i o to do której godziny pracowałem. Powiedziałem, po polsku oczywiście, że byłem wczoraj tylko do kolacji, bo miałem pilne sprawy do załatwienia. I że zwalniałem się u Janka. Wtedy kiwnął tylko potakująco głową, chwilę milczał, a potem powiedział Ok. Po czym wyszedł. Willy wyglądał na trzeźwego, więc trzeba było dzisiaj uważać.Nieoczekiwanie, jeszcze grubo przed ósmą, do pokoju wsypali się moi znajomi kafelkarze. I co ciekawe, nie porozsiadali się w łazience, tylko zaczęli stamtąd wynosić sprzęty, worki kleju i roznosić po sąsiednich pokojach. Szybko wyjaśniło się, że ich szef wrócił już z Wiednia i po prostu ich imprezowanie się skończyło i zabierają się do pracy. A że dzisiaj trochę na oczy przejrzeli, poza tym chodzili trochę po piętrze, to znowu ich uwagę przykuła Nina. Znowu zaczęli głośno rozważać jak tu ją poderwać, aż w końcu któryś przypomniał sobie, że widział ją chyba ze mną przy stole na stołówce. Wtedy znowu zaczęły się pytania do mnie. Oczywiście, przyznałem się, że Ninę znam. Więc zaczęli pytać, czy jest fajna, czy rozumie coś po polsku i czy można ją poderwać. Odpowiadałem na poważnie, że owszem, miła z niej dziewczyna, że mężatka i ze poderwać zawsze można próbować. W duchu jednak chichotałem całym sobą, bo tym razem byłem pewien, że żaden podryw żadnemu z nich się nie uda. Chłopaki w końcu porozdzielali się na zespoły, większość poszła do innych łazienek a w tym pokoju zostało tylko dwóch. Wprawdzie ich mieszadła sprawiały chwilami sporo hałasu, ale było i wiele chwil ciszy, kiedy nasze głosy były doskonale słyszalne. I mimo tego, że tematy rozmów ciągle się zmieniały, to co jakiś czas wracał ten jeden, coraz to któryś przerywał pracę i pytał o coś związanego z Niną. Co jakiś czas też chodzili po korytarzach popatrzeć na nią z oddali. Nie wiedziałem wprawdzie, gdzie Nina teraz jest, ale pewnie była niedaleko, bo ich nieobecności długie nie były. Nie kryli się wcale z tym, że mają coraz większą ochotę na zawarcie z nią znajomości. Próbowałem trochę ostudzić ich zapędy, mówiąc, że przecież jest wielu takich w naszej firmie, którzy ją znają wcześniej, więc na pewno też czynią jakieś starania..., ale to ich nie zniechęcało. A co tam, mnie z kolei to nie przeszkadzało. Chłopaki dzisiaj coś nie pili, ani nie występowali z taką inicjatywą, więc aby utrzymać jaki taki poziom sił w organizmie musiałem co jakiś czas się wzmocnić. Skromne śniadanie u Mirka dawno zostało już przetrawione przez mój organizm i pomimo tego, że dzisiaj czas się specjalnie nie dłużył, to z utęsknieniem czekałem na obiad. Wreszcie kafelkarze sobie już poszli, było bowiem piętnaście minut do przerwy. I powinni żałować, bo po kilku minutach, zasłona w wejściu zaszeleściła i do pokoju weszły... Nina z Olgą. Przy wejściu rzuciły krótkie: priviet’ i zaczęły spoglądać na ściany. Zszedłem z drabiny a Nina natychmiast do mnie podeszła, objęła za szyję i wpiła mi się w usta w długim i gorącym pocałunku. Ja jej nawet objąć porządnie nie mogłem, bo w rękach trzymałem narzędzia całe pomazane klejem. Wreszcie obydwojgu nam zaczęło brakować tchu i wreszcie Nina oderwała się ode mnie. A jaka duma biła z jej twarzy! Zapytałem, czy się nie boi, że Willy tu przyjdzie. Wtedy odezwała się Olga. Powiedziała, że Willy jest już pewnie na lotnisku, albo już odleciał do Austrii. O kurcze. To jednak była niespodzianka. Zapytałem skąd ta wieść. Odparły, że cała firma już wie, a potwierdził to Janek, który przyszedł do nich i powiedział, że od dziś obejmuje szefostwo nad obydwiema brygadami. A chłopaki z tamtej grupy wyczaili jeszcze rano, ze tuż po obchodzie budowy, Willy zszedł do kontenera, tam pozbierał swoje rzeczy i samochód zawiózł go do hotelu. A potem Manfred wezwał Janka i kazał mu objąć szefostwo brygad i oficjalnie powiedział, że Willy odlatuje do Austrii.Szybko opłukałem narzędzia i umyłem cokolwiek ręce. Teraz ja objąłem Ninę i powiedziałem jej, że lepszej wieści mi przynieść nie mogła. Znów zaczęliśmy się całować, aż zniecierpliwiona Olga przypomniała nam, że pora schodzić na obiad. Na wszelki wypadek ustaliliśmy, że dziewczyny pójdą przodem, a ja za nimi z tyłu kilka metrów, bo nie wiadomo, czy Willy nie podłożył nam jakiejś miny na pożegnanie. I tak poszliśmy. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Sloneczko 30.05.2008 08:42 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 30 Maja 2008 Retro, pomyśl o przedstawieniu tego pamiętnika jakiemuś scenarzyście filmowemu. To byłby hit! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
e-Mandzia 30.05.2008 09:56 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 30 Maja 2008 Retro, pomyśl o przedstawieniu tego pamiętnika jakiemuś scenarzyście filmowemu. To byłby hit! Ja już dziś stałabym w kolejce po bilet - hicior murowany, czy muratorowany - jak kto woli - w każdym razie dla mnie bomba. PS Stasiu, dziś to mam prawdziwą niespodziankę - rano przeczytałam jeden rozdział, teraz południe i już drugi !!! - bardzo dziękujem i proszem o jeszczem Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
retrofood 30.05.2008 15:48 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 30 Maja 2008 70.Za bramą mogliśmy już iść razem. Wzięliśmy się więc z Niną za ręce, bo to skutecznie ucinało wszelkie zaczepki innych facetów. Niewielu ich już wprawdzie szło, większość była pewnie na stołówce, ale zawsze to można było iść spokojniej.Na stołówce kolejka była jak zawsze. Ale w zachowaniu innych Rosjanek wystąpiła mała zmiana. Stały już niedaleko początku i kiedy zobaczyły Ninę ze mną, to wyraźnym gestem zrobiły nam miejsce i nas zapraszały. Mimo protestu kilku Jugosłowian, podeszliśmy tam i wtedy zaraz wpuściły nas między siebie. Na wszelki wypadek zapytałem, czy ja też mogę, ale wtedy ze śmiechem odparły, że mogę, mogę bo, jak to określiły: ty też jesteś przecież nasz!Masz ci los. Już mnie zaanektowały.Po obiedzie odwiedziliśmy babulkę w kiosku. Była cała w skowronkach, gdy zobaczyła nas trzymających się za ręce. Zrobiłem solidne zakupy, a babuli kupiłem czekoladę i pochwaliłem, że czuję się najlepiej obsługiwanym klientem w Rosji. Bardzo sympatyczna babula. I tak, trzymając się za ręce, wracaliśmy na budowę. Przed bramą jednak wróciliśmy do porządku w jakim wychodziliśmy, tzn. Nina z przodu, ja kilka metrów za nią. I tak dotarliśmy na nasze piętro. Nie zauważyłem wprawdzie, aby nam się ktoś przyglądał, ale strzeżonego Pan Bóg strzeże. Była jeszcze chwila czasu. Chciałem pójść do swojego pokoju i chwilę spokojnie poleżeć, ale Nina postanowiła pójść ze mną. Nie protestowałem. Nawet gdyby przyszedł Willy, to ja byłem na swoim miejscu i nic mi nie mógł zrobić. Weszliśmy więc do pokoju prowadząc swobodną rozmowę o tapetowaniu. Wyjaśniałem właśnie Ninie niuanse tapetowania słupów, poprzecznych belek i ich skrzyżowań, kiedy z łazienki... wyszli moi znajomi kafelkarze. Nie wiedziałem, że tam odpoczywają po obiedzie i właściwie zapomniałem o nich. Kiedy zobaczyli osobę, z którą rozmawiam i zorientowali się, że to Nina, zaczęli wołać abym ich przedstawił. Usiłując zachować powagę, powiedziałem Ninie po polsku, ale tłumacząc na rosyjski, że to są moi znajomi Polacy, kafelkarze, którzy już kilka dni pracują razem ze mną w pokoju i bardzo chcą ją poznać, bo im się bardzo podoba i chcieli ją poderwać. Nie bardzo rozumiała słowo „poderwać”, a ja z kolei nie bardzo wiedziałem jak to przetłumaczyć. W końcu powiedziałem, że chcą, aby została dziewczyną któregoś z nich. Nina zauważyła, że z trudnością zachowuję powagę i zrozumiała, że pewnie o nas nic nie wiedzą. Jednak nie podjęła gry, po prostu objęła mnie za szyję i pocałowała, po czym powiedziała, że nikogo więcej jej nie trzeba i ja jej w zupełności wystarczę. Temat był zakończony. Ninę w tej chwili o wiele bardziej interesowały szczegóły tapetowania niż gra słowna z kolejnymi nowymi facetami.Chwilę jeszcze rozmawialiśmy, a potem wyciskaliśmy się, wycałowali i Nina poszła dołączyć do reszty ekipy, a ja musiałem zabierać się do kontynuowania dzieła. Chłopaki przyszli jeszcze raz z pretensjami, że im nic nie mówiłem, że Nina jest zajęta. Broniłem się, przypominając, że ich uprzedzałem, ale słuchać wtedy nie chcieli. Trochę zgaszeni zajęli się swoją robotą, a szło im dzisiaj całkiem nieźle. Sami twierdzili, że do końca dnia wykonają trzydniową normę. To, co dotąd zrobili prezentowało się nieźle i musze przyznać, że chciałbym mieć tak położone w domu płytki.Dzisiaj byłem trochę odważniejszy niż dotąd i co jakiś czas wychodziłem na korytarz usłyszeć, co się dzieje. Niewiele mogłem zobaczyć, bo cała ekipa pracowała w drugim skrzydle, ale takie chwile pozwalały mi mieć ułudę wolności. Wreszcie wpadłem na pomysł, że przecież mogę przynieść sobie wiaderko wody, co pozwoli mi wyjść nawet na zewnątrz. Szybko złapałem wiaderko, powiedziałem chłopakom, że jakby kto pytał to poszedłem po wodę i już mnie nie było. A przecież jedyne zejście na dół było właśnie w tamtym skrzydle. Reszta była zablokowana i pozamykana.Powoli szedłem korytarzem, bo dochodziło tu niewiele światła. Dopiero, gdy łuk się kończył, robiło się coraz jaśniej i słychać było coraz większy gwar pracujących. Potem już były pokoje, a których światło przebijało się przez folię i jasno oświetlony korytarz, gdzie sześcioosobowy zespół kładł tapetę na jego ściany.Nina stała na drabinie i dociskała tapetę rolką, a na dole Olga wykańczała dolną część pasa. Drugi zespół po drugiej stronie stanowili Grzesiek z Gienkiem, a do pomocy, czyli do pokrywania ścian klejem były Lena i Luda.Przywitałem się ze wszystkimi, przystanąłem na chwilę, ale po chwili rozmowy zorientowałem się, że nikogo z szefostwa na obchodzie nie było, więc może się pojawić w każdej chwili. A znajdowałem się niedaleko klatki schodowej, to mnie mogli łatwo z dołu zauważyć. Poszedłem więc po tą wodę obiecując, ze zatrzymam się po jej przyniesieniu, aby trochę odpocząć, bo przecież to trochę waży, więc mam prawo się zmęczyć.Nikogo nie spotkałem, ani w drodze na dół, ani potem, już niosąc wodę. Kiedy wyszedłem na nasze piętro, Grzesiek, który mnie pierwszy zauważył, powiedział, że był Janek i mnie szukał. Jest teraz gdzieś w pokojach i koniecznie się chce ze mną widzieć. Postawiłem wiaderko tam gdzie stałem i przeszedłem się po korytarzu spoglądając po foliach, zamontowanych w miejsce drzwi. Wreszcie zza kolejnej, wydało mi się, że słyszę głos Janka. Więc tam wszedłem. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
retrofood 02.06.2008 07:39 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 2 Czerwca 2008 71.Dobrze trafiłem. W pokoju był Janek, a poza tym Zbyszek, Artur i Tatiana. Opowiadali sobie coś wesołego, bo nagle wszyscy się roześmieli. Przywitałem się z nimi. Janek stwierdził, że dobrze, że przyszedłem, bo jemu się nie chce tam do mnie przez te ciemności chodzić. Zapytał, czy wiem, że Willy wyjechał. Potwierdziłem. Wtedy Janek zapytał, ile mi zostało do zakończenia pokoju. Odparłem, że jakby mi zależało, to mogę dzisiaj skończyć. Wiec Janek stwierdził, że jak zakończę, to muszę dołączyć na chwilę do brygady korytarzowej, bo ma małe opóźnienie. A potem wymyślimy coś innego. Ma nadzieję, że jeszcze ten okres samotności w pokoju jakoś przetrzymam, bo Niny mi nie da, jest tu bardziej potrzebna. A wierci mu dziurę w brzuchu od rana, że chce ze mną razem tapetować. To będziecie – powiedział - ale na ścianie, tylko skończ ten pokój. Cóż było mówić. Odparłem tylko „robi się” i poszedłem. Nina była dość daleko i na drabinie, więc przesłałem jej tylko ręką całusa, zabrałem swoje wiaderko i poszedłem do siebie.Właściwie, to większego dopingu nie było mi trzeba. Ostro zabrałem się do wykańczania wszelkich niedoróbek, które pozostawiałem sobie „na później”. Nawet wtedy, gdy zmęczenie zaczęło dawać się we znaki, wypiłem paręnaście gramów dla dopingu i nawet nie robiłem przerw na papierosa, tylko cały czas pracowałem. Nikt tu nie przychodził i nikt nie przeszkadzał, a czas szybko leciał do przodu. Wreszcie przed szóstą wpadła na chwilę Nina i powiedziała, że idą już na kolację. Poskładałem więc co nieco sprzęty, aby na wierzchu nikogo nie kusiły i poszliśmy razem. Nie rozdzielaliśmy się, bo właściwie o tej godzinie, to na budowie już nikogo nie było i ryzyko było niewielkie. I mieliśmy racje, bo po drodze nie spotkaliśmy nikogo. Nina poszła do szatni, a ja sam dobiegłem do stołówki jako jeden z ostatnich. Przynajmniej było już po szczycie i kolejki nie było. Po mnie przyszły dziewczyny, a Nina wraz z nimi. Jedliśmy spokojnie kolację, rozmawiając o wszystkim i niczym, przysłuchując się gwarowi rozmów na stołówce, w których najważniejszym tematem były przygotowania do sobotniego balu. My z Niną, zajęci sobą, niewiele na ten temat dotąd rozmawialiśmy. I wtedy nagle, tknięty jakąś myślą, która przyszła mi do głowy nie wiadomo skąd, zapytałem Niny czy czasami nie planuje przyjścia na bal ze swoim mężem. Taka możliwość przecież była, bo Manfred wszystkim dał wolną rękę w wyborze balowych partnerów i partnerek. Nina zaczęła się śmiać, a Olga, która nam towarzyszyła przy stoliku roześmiała się razem z nią. Zapytałem o powód takiej radości. Nina mi odpowiedziała, że w Rosji jest taki zwyczaj i przysłowie, że z własnym samowarem w gości się nie chodzi. Trochę mi ulżyło, bo jakoś chyba bardzo głupio bym wyglądał w takiej sytuacji i pewnie nie bardzo umiałbym się zachować, pomijając to, że nie miałbym co robić na takiej imprezie. A tak serio mówiąc do dzisiaj nie wiem dlaczego wtedy o tym pomyślałem. Ale teraz przynajmniej byłem uspokojony.Po kolacji musieliśmy się pożegnać. Nina koniecznie chciała i musiała jechać do domu, a ja bez ociągania się wracałem na budowę. Oczywiście, opowiedziałem jej wcześniej o rozmowie z Janem. Była zadowolona i widziałem, że Janek znów u niej załapał sporo punktów. Zresztą, jak zauważyłem, Janek był lubiany przez wszystkie dziewczyny, bo nawet Lubę, z którą coś kręcił, na budowie mocno nie faworyzował, a wobec innych zawsze zachowywał się z grzecznością i zupełnie nie nadużywał swojej pozycji. Dlatego słuchały go we wszystkim, bez żadnego sprzeciwu robiąc to, co im zlecał. Przed budową pożegnaliśmy się z Niną, obcałowując się demonstracyjnie przed bramą i obiecując, że jutro będziemy już cały dzień razem. Nina poszła do metra, a ja wróciłem do tapetowania na budowę. I pomimo rozleniwienia dość obfitą kolacją, do wpół do dziewiątej w zasadzie zakończyłem robotę. Teraz tylko należało dowiedzieć się co robić ze sprzętem, bo większość tego na korytarzu nie była potrzebna. Poszedłem więc szukać Janka, by się dowiedzieć co tam dalej planuje. Długo nie szukałem, Janek był na korytarzu i kiedy zameldowałem mu o zakończeniu, od razu chciał to obejrzeć, więc zawróciłem i poszliśmy. Janek pooglądał, zaakceptował koniec roboty, ale planów jeszcze nie miał, pewnie trzeba będzie tapetować po prostu następny pokój, więc tylko pochowałem co wrażliwsze narzędzia i zostawiłem resztę tu gdzie była. A potem już tylko się ubrałem i poszedłem popatrzeć co i gdzie będę robił jutro.Do hotelu wracaliśmy całą gromadą. Mało co się odzywałem do chłopaków, cały zasłuchany w to co mówią, bo zajęty własnymi sprawami i nie mając z nimi kontaktu w dzień , nie bardzo już wiedziałem co się dzieje z resztą towarzystwa. A okazało się, że Staszek gdzieś poderwał jakąś zmysłową blondynkę, której mu większość zazdrościła, a Staszek już był nią znudzony, albo przynajmniej tak udawał. Miała na imię Natasza, była podobno bardzo ładna, że tylko Nina mogła się z nią równać. Tyle, że jak Staszek twierdził, to modliszka. Ma takie potrzeby łóżkowe, ze on na budowę przychodzi na drżących nogach, bo nie wypuszcza go z łóżka dopóki on całkiem nie opadnie z sił. Dzisiaj podobno ma być u nas w barze, bo chłopaki szykowali się na imprezę do baru. Ano zobaczymy... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
e-Mandzia 02.06.2008 10:11 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 2 Czerwca 2008 No cóż można powiedzieć , tylko jedno: POPROSZĘ O AUTOGRAF Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Bigbeat 04.06.2008 22:47 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 4 Czerwca 2008 Retro, nie śpij! Pisz!!! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
futrzak 61 05.06.2008 20:50 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Czerwca 2008 Retro - wieszczu !!! Szacunek !!! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
2112wojtek 05.06.2008 20:58 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Czerwca 2008 Dajcie Mu spokój , niech myśli zbierze, świeżym powietrzem odetchnie.To nie fabryka , tu się tworzy. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Bigbeat 05.06.2008 21:59 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Czerwca 2008 Dobra, dobra. Nie ma lekko.Jak się coś zaczęło, wypadałoby też koń.... kontynuować.Ludzie czekają, kobiety tęsknią, dzieci płaczą...Bez serca ten retro. Taki zimny drań. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
retrofood 05.06.2008 23:36 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Czerwca 2008 72.Niby toaleta i przebranie się nie zajęły mi dużo czasu, ale gdy zjawiłem się w końcu w nocnym barze, to całe towarzystwo bawiło się już w najlepsze. Była też Natasza. Staszek zaraz mi ją przedstawił i teraz mogłem na własne oczy obejrzeć sobie to zjawisko. Natasza rzeczywiście mogła się podobać. Szczupła, średniego wzrostu blondynka z krótkimi, lekko kręconymi włosami, o niebieskich oczach, czarowała wszystkich zebranych. Mirek oczywiście dokuczał jej jak zwykł to robić zawsze dziewczynom, ale Natasza dawała sobie radę. Od razu było widać, że to nie jest szara myszka i Staszek będzie w opałach. Byłem dzisiaj wolny, więc wzorem większości, zająłem się najpierw piciem drinków. Tutaj w końcu było jedno z niewielu znanych nam miejsc w Moskwie, gdzie nie żałowano lodu do szklaneczek i przyjemnie było zaczynać tak od czegoś zimnego. Po paru też drinkach stałem się jakby bardziej rozmowniejszy i przyłączyłem się do Mirka w jego potyczkach z Nataszą. Wprawdzie były to tylko krótkie okresy między tańcami, no ale mieliśmy zajęcia chociaż tyle. Mnie się tańczyć nie bardzo chciało, zresztą do Nataszy ciągle była kolejka chętnych, więc się tam nie wpychałem. I tak siedzieliśmy zajęci popijaniem, rozmawiając o sobotnim balu i o naszym codziennym życiu. No i dopóki siedzieliśmy, to wszystko było w miarę dobrze. Kiedy jednak od baru poszedł sygnał, ze już nam nie chcą nic sprzedawać, bo bar zamykają, spróbowałem wstać i... okazało się, że nie bardzo mogę. Ci, co tańczyli, mieli trochę lepszą sytuację, ale my, co siedzieliśmy... Nie wiem jak bym wrócił do pokoju bez pomocy. I nawet nie pamiętam kto to był tym pomocnikiem.I znów pobudka po śnie krótkim jak mgnienie oka. Zresztą, jakie mgnienie. Oczy mi się w ogóle nie chciały otwierać. Ubrałem się jak automat i nawet u Mirka śniadania nie zjadłem, bo organizm protestował. Bałem się, że mogę nie wytrzymać w metrze. Wypiłem tylko jedną tabletkę „alka-prim”, których cztery opakowania przywiozłem tutaj z Polski (a zostało mi już tylko dwa i te trzymałem na najgorsze chwile) i pojechaliśmy. Ale dzisiaj takich chorych było więcej. Postanowiliśmy więc wpaść na stołówkę i zabrać z sobą coś do jedzenia, bo gdy się jeść zechce, a nic nie będzie, to siły opadają z człowieka błyskawicznie. Dzięki temu mogłem iść z zamkniętymi oczami i dosypiać po drodze. Szedłem na słuch za innymi.Na budowie przebrałem się i dołączyłem do grupy. Każdy z nas starał się jeszcze zdrzemnąć chociaż minutę, chociaż dwie i to w dowolnej pozycji, tak, że po chwili chrapanie dochodziło z wielu stron. Ale i ja po chwili już nic nie słyszałem. Obudził mnie Zbyszek z brygady malarzy, szarpiąc niemiłosiernie i krzycząc, że szefostwo idzie, a nas słychać nawet poza budową.Zebraliśmy się w garść, aby wyglądać choć przez chwilę jako tako i czekaliśmy. Po chwili zaczęły przychodzić dziewczyny. Rozchodziły się po pokojach, przychodziły następne, ale nie było ani Niny ani Olgi. Jeszcze nic nie przeczuwałem, nawet nie myślałem zbytnio o Ninie, zajęty przede wszystkim walką o ustanie w pionowej pozycji, kiedy zobaczyłem Olgę. Szła sama. I dopiero kiedy się zbliżyła, zdałem sobie sprawę, że minę ma nietęgą. Olga przywitała się ze wszystkimi, podeszła do mnie i powiedziała cicho, że Nina dzisiaj nie przyjdzie. Musiałem zmienić się na twarzy i Olga coś zauważyła, bo ze strachem szybko dodała, żebym się uspokoił, po prostu córka Niny źle się czuła i ona musi iść z nią do lekarza. Jeśli to nie będzie nic nadzwyczajnego, to przyjdzie po obiedzie, a jeśli nie, no to będzie jutro. I że na pewno będzie.Zdawałem sobie sprawę, że to tylko słowa, słowa, ale nie było wyjścia. Musiałem uwierzyć i już. Nawet się trochę uspokoiłem.Po chwili przyszedł Manfred z Jankiem. Manfred poszedł do sąsiedniego pokoju, a do nas, stojących na korytarzu podszedł Janek. Popatrzył na nas, pokiwał głową i rzucił cicho, że wyglądamy jak kupka nieszczęścia. Już wiedział, że Niny na razie nie ma, więc dołączył mnie do Gienka, dał nam Olgę do pomocy i mieliśmy kleić dalej ścianę korytarza. Zabraliśmy się zatem do organizowania pracy. Należało przynieść wodę, rozrobić klej, przynieść tapety... Szefostwo po obchodzie sobie poszło, a my jak muchy w smole coś tam usiłowaliśmy działać. Gienka, mimo że był chyba w gorszym stanie niż ja, humor nie opuszczał. Podśpiewywał sobie tylko co chwilę uż bolsze nikagda co było fragmencikiem z rosyjskiej piosenki, wczoraj słuchanej w barze i w sumie to on więcej nawet robił niż ja. Dopiero po chwili zorientowałem się, że jesteśmy blisko pokoju Mirka i Gienek znowu tam poszedł. Już wiedziałem po co. Też tam poszedłem. Solidna dawka gorzały, którą wlał mi Mirek nie bardzo chciała przejść przez gardło, ale jak już przeszła, to po chwili poczułem, że rodzę się na nowo. Gala, poproszona przez Mirka, wyszła na czaty na korytarz, a Mirek dał nam nawet coś przekąsić i polał raz jeszcze. Po kilku minutach uż bolsze nikagda śpiewaliśmy z Gienkiem na korytarzu w duecie. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 06.06.2008 00:52 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Czerwca 2008 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
retrofood 06.06.2008 07:36 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Czerwca 2008 73.Teraz klejenie szło nam o wiele raźniej. Zaczęliśmy nawet powoli rywalizować ze sobą, kto szybciej przyklei jeden pas. Ale kiedy przyniosłem coś ze swoich żelaznych zapasów i wzmocniliśmy się jeszcze bardziej, zaczął się prawdziwy wyścig. Ktoś wcześniej wspomniał słowa Willego, który ponoć chwalił się, że położył 38 pasów przez 4 godziny. To nie było proste. Tapeta była z włókna szklanego i miała szerokość jednego metra. Była więc niewygodna w układaniu, nóż się szybko tepił, a poza tym na ścianie praktycznie nie było miejsca, aby któryś pas był wolny od wycinania drzwiczek na wszelkie możliwe rozdzielnice i schowki, a były i takie miejsca, gdzie na pas przypadało cztery i więcej sztuk tych drzwiczek. Poza tym korytarz był niższy niż pokoje, bo pod sufitem było miejsce na wszelkiego typu instalacje, klimatyzację, wentylację, więc na drabinie siedziało się niewygodnie, a krótszych drabin nie było. Ale co tam. Wprowadzeni już prawie w stan euforii rozpoczęliśmy z Gienkiem wyścig na całego. Robota paliła nam się w rękach, noże tylko błyskały, a biedna Olga nie nadążała nawet z naniesieniem kleju na ściany i musiała pomagać jej Lena z drugiego zespołu. I tak od dziewiątej do jedenastej pięćdziesiąt położyłem na ścianę 43 pasy tapety, a Gienek 39. I nie było usterek, bo obaj sporadycznie sprawdzaliśmy sobie nawzajem jakość roboty. Tapeta była położona prawidłowo! Byliśmy lepsi od Willego, co widziało mnóstwo osób, bo w międzyczasie zeszło się prawie całe piętro i nas dopingowało. Zabawę mieli przednią. A my? My byliśmy obydwaj spoceni jak myszy, jakby ktoś nam sprawił prysznic, a cały alkohol praktycznie z nas wyparował, bo na uzupełnianie jego poziomu w organizmie w trakcie wyścigu po prostu nie było czasu. Ale teraz musieliśmy cos wypić, bo chyba nogi odmówiłyby nam posłuszeństwa w trakcie drogi na stołówkę. No i chociaż wszyscy szli na obiad, my musieliśmy czekać na wyschnięcie, aż wyjście na zewnątrz przestanie grozić przeziębieniem. Poszliśmy więc w kilkanaście minut później niż reszta grupy.Niny na stołówce nie było, ale jakoś nie złościło mnie to tak bardzo. Pewnie to zmęczenie dawało się powoli we znaki i po prostu obojętniałem na bodźce. Zjadłem spokojnie obiad, odwiedziłem znajomy kiosk dla uzupełnienia zapasów i powlokłem się na budowę. A tu niespodzianka. Nina była już na miejscu, gotowa do pracy i ze zdziwieniem patrzyła jak bardzo oddaliliśmy się od miejsca, gdzie wczoraj zakończyli dzień oraz słuchała jak Olga opowiada jej o naszym przedobiednim wyścigu. Kiedy mnie zobaczyła, podeszła i przywitała się tak czule, że wzbudziło to powszechny aplauz wśród patrzących, a mnie wbiło w dumę. Zaczęła tłumaczyć gdzie była rano i opowiadać o wizycie u lekarza. Okazało się, że Swietłana, bo tak ma na imię córka, ma zwykłe przeziębienie i musi leżeć w domu, więc Nina wpadła potem jeszcze do szkoły, aby ją usprawiedliwić i uwolniona od obaw bez zwłoki zameldowała się na budowie.Teraz musieliśmy przemeblować trochę składy zespołów, bo po pierwsze chciałem być razem z Niną, a po drugie, należało wzmocnić drugi zespół, bo nie zrobił dotąd nawet połowy tego co my i bardzo został z tyłu, co było technicznie niewygodne. Dlatego Gienek poszedł do nich, a my we trójkę z Olgą kontynuowaliśmy tą ścianę, którą kleiłem rano. Ale wyścigów już nie było. Pracowaliśmy spokojnie tak, że do kolacji położyliśmy nie więcej jak po dwadzieścia pasów, co i tak było niezłym wynikiem.Nieoczekiwanie jednak, już w trakcie pracy, Nina powiedziała, że jej mąż chce mnie zobaczyć. Z początku wydawało mi się, że nie zrozumiałem. Mówiła przecież wcześniej, że on na razie nic nie wie. Ale Nina wyjaśniła, że tak, nie wiedział do wczoraj. W nocy, kiedy ona spała, wstał i szukał pewnie jakichś pieniędzy, żeby wyjść do najbliższego nocnego kiosku po jakąś butelkę i w kieszeni jej płaszcza znalazł ostatnią przepustkę do hotelu. Wtedy zaczął ją budzić i pytać co to takiego, gdzie ona była. A Nina w półśnie odparła: Sławek, przecież byłam z tobą! I tak dowiedział się o moim istnieniu. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
e-Mandzia 06.06.2008 09:33 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Czerwca 2008 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Bigbeat 06.06.2008 09:52 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Czerwca 2008 Oj, chyba gostek się władował...Coś ta Nina mi nie leży... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.