Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Pamiętnik znaleziony w Moskwie


retrofood

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 1k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

81.

Było to oczywiście dla Olgi obraźliwe i wszyscy to czuli, więc informacja o tym pomyśle Artura przekazywana była tylko szeptem i to tak, aby dziewczyny nie zorientowały się o co chodzi. Tym niemniej, po paru minutach, wszyscy faceci przy stole orientowali się o co chodzi i z zainteresowaniem obserwowali dalszy ciąg wydarzeń. Oczywiście, my najbliżej siedzący, czyli ja i Zbyszek, mieliśmy pełny przegląd sytuacji. A wyglądało to mniej więcej tak, że kiedy większość wracała z tańców, to oczywiście, wypijaliśmy coś niecoś po kieliszku. Natomiast Artur zażyczył sobie wcześniej szklankę zamiast kieliszka i pił po pół szklanki. Po pierwszej rundzie głośno obwieścił, że Olga zaczyna się mu podobać. Po parunastu minutach była druga runda, Artur wypił i znów głośno, na całą salę obwieścił, że w wyborach miss będzie głosował na Olgę.

Na całe szczęście dziewczyny nie bardzo kumały co jest grane i co znaczą te odzywki, bo chyba mielibyśmy przechlapane.

I tak po paru jeszcze takich rundach, Artur doszedł do takiego stanu, że faktycznie zdołał tylko wykrztusić „Olga, jesteś piękna”, no i głowa opadła mu na stół pomiędzy półmiski. I wtedy faktycznie musieliśmy zaciągnąć go do taksówki przed wyjściem i odstawić do hotelu.

Cała ta historia rozegrała się w ciągu niecałej godziny. Artur narzucił takie tempo, że doszedł do końcowego etapu bardzo szybko. No a my, nazywa się, bawiliśmy się dalej.

Na początku kilka razy poszliśmy z Niną na parę tańców. Ale wracaliśmy, zresztą jak wszyscy, z parkietu, trochę dlatego, że kapela robiła sobie przerwy, a trochę dlatego, że chciałem obserwować co też wyjdzie z pomysłu Artura. Jednak to, że trzymaliśmy w tajemnicy przed dziewczynami treść całego numeru, trochę się odbiło na mnie. Nina chciała tańczyć, z mojej chęci siedzenia przy stole nic nie rozumiała, a ponieważ chętnych do tańców z nią nie brakowało, więc powoli, powoli, pojawiała się przy stole coraz rzadziej. W końcu zdałem sobie sprawę z tego, że Artura już dawno nie ma, a ja zaczynam przesiadywać przy stole coraz częściej i wtedy przypomniałem sobie o tym, co obiecali mi koledzy. A obiecali przecież, że mnie od Niny „uwolnią”. I pewnie dbali o to, aby zatrzymywać ja na parkiecie. Fakt, ja dotąd, zgodnie z umową, nic jej o tym nie mówiłem. Ale jakoś dziwnie, na razie jej nieobecność wprawdzie trochę dokuczała, ale nie martwiła. Pomyślałam, że albo zda egzamin, albo nie. I czekałem. Ale moje samopoczucie gasło z upływem każdych pięciu minut.

W końcu Nina wróciła z parkietu. Coś tam usiłowała do mnie mówić, ale nie bardzo jej słuchałem. Nie da się ukryć, że już byłem wściekły, bo trochę za dużo wypiłem a spalić tego nie było gdzie i jak, a ponadto samotne siedzenie sprzyja pogorszeniu nastroju. I chociaż niby próbowałem być uprzejmy to wychodziło to fatalnie.

Nina od razu otwarcie zapytała co jest grane. Nie bardzo rozumiała co się stało, bo ostatnio jak mnie widziała to byłem dość rozbawiony sytuacją z Arturem i nie zdawała sobie sprawy, że to rozbawienie było trochę na pokaz. Starałem się uspokoić, wreszcie byłem w stanie spokojnie ją zapytać, czy w końcu jesteśmy dzisiaj razem, czy nie. I wystartowałem z pretensjami, że troszczy się o wszystkich, tylko o mnie jakoś zapomniała, a na koniec opowiedziałem jej o obietnicach moich kolegów.

Na początku milczała, słuchając moich pretensji, ale kiedy zrozumiała dokładnie o co chodzi w tej opowieści o postanowieniu kolegów, wtedy wpadła we wściekłość. Ja jej jeszcze nie widziałem w takim stanie. Była mocno rozżalona tym, że ona starała się, aby oni dobrze się bawili, a oni obiecali jej taki numer. Do mnie zwróciła się krótko, jednym zdaniem, pytając, a właściwie stwierdzając, że chyba nie uwierzyłem w takie głupoty, że ona byłaby w stanie mnie porzucić dla jakiejś balowej przygody.

I właściwie to, że wcale nie próbowała się gęsto tłumaczyć i zaprzeczać, że nie ma zamiaru mnie zdradzać, najbardziej mnie przekonało i uspokoiło. Posadziłem ją sobie zaraz na kolanach, szybko wypiliśmy po dwa kieliszki, potem było parę minut całusów przy aplauzie wszystkich pozostałych na sali i w najlepszej zgodzie poszliśmy w tany. Tym razem we dwoje i już tylko we dwoje.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

82.

Przetańczyliśmy parę tańców i wróciliśmy za stół. Dotąd, zajęty różnymi zagrywkami, bardziej piłem niż coś jadłem i w końcu należało się trochę wzmocnić. Bo na stołach nie brakowało niczego. Ani kawioru, ani szampana, ani mięs, ani ryb, ani owoców. Stawałem się ostatnio miłośnikiem kawioru, bo był tu tani, a z masełkiem i odrobiną cytryny smakował wybornie. Więc zjedliśmy co nieco, nikt nam już nie przeszkadzał, a i my raczej nikim się nie zajmowaliśmy. Potem to wszystko utrwaliliśmy paroma kieliszkami i poszliśmy znów na parkiet. I wtedy mieliśmy możliwość obserwowania z bliska tego, czego dotąd w życiu nikt z nas nie widział. Ale od początku.

Byliśmy tu w restauracji dość częstymi gośćmi więc i wiedzieliśmy co i jak tu się dzieje. Większość gości zwykle stanowili Azjaci, którzy niewiele jedli, niewiele pili, potrafili przy jednym drinku przesiedzieć cały wieczór. No i tańczyli raczej rzadko. Trochę tańczyli inni Europejczycy, ale nas - Polaków nikt przebić nie mógł. To dopiero wtedy, gdy my ruszaliśmy na parkiet, kapela zwykle energiczniej zaczynała grać bo miała dla kogo.

A w dzisiejszy wieczór było nas jeszcze więcej. No i większość już była na parkiecie, bo przecież przyszliśmy tu się bawić. No i siedzącym przy stoliku blisko kapeli Gruzinom tak się spodobało obserwowanie naszych tańców, że postanowili zachęcić kapelę do grania bez przerwy. Jak tylko grany utwór zbliżał się do końca, jeden z siedzących przy tym stole (a było ich czterech) sięgał do nesesera stojącego u nich pod stołem i wyjmował paczkę rubli, taką z banku, w której było 100 sztuk banknotów. No i z tych rubli zrywał banderolę i ten plik banknotów wyrzucał wysoko w powietrze tak, że powoli spadały na parkiet niczym iskry z fajerwerków. Na początku były to dziesięciorublówki, a potem zaczęły się dwudziestki piątki.

Oczywiście, była to kasa dla orkiestry, która nie przerywając grania zaczynała następny utwór, a tańczący pozostawali na parkiecie.

To było coś niesamowitego. Ta zabawa trwała ponad dwie godziny. Czyli ponad dwie godziny co chwilę na parkiet spadały banknoty. Wreszcie nie było już nigdzie widać ani jednej klepki, a my tańczyliśmy na stercie szeleszczących papierów. Było trudniej utrzymać równowagę, bo wszystko „jeździło” pod nogami, ale jakoś dawaliśmy sobie radę.

Oczywiście, trochę tańczących się wyłamało i zeszło z parkietu, trochę odpoczęło w trakcie i wróciło do tańca, jednak nasza grupa trzymała się dzielnie i wymieniając się trochę partnerkami tańczyliśmy bez przerwy.

W końcu kapela miała naprawdę dość i powiedzieli Gruzinom, że za żadne pieniądze dłużej grać nie mogą, bo im palce drętwieją i nastąpił koniec zabawy. Zeszliśmy wtedy z tych rubli i stanęliśmy przy parkiecie pomiędzy stolikami, przypatrując się co będzie dalej. No i zaraz kelnerzy przynieśli kartonowe pudła oraz miotły i duże szufle i pozbierali tymi szuflami te banknoty do pudeł. I odtąd aż do końca balu te pudła stały z kapelą na podium. A my staraliśmy się oszacować ile tej kasy tam mogło być. Wychodziło nam, że były to 5 – 8 letnie zarobki rosyjskiego pracownika. A my po takiej kasie deptaliśmy w takt muzyki.

Wróciliśmy za stół. Wszyscy byli pod wrażeniem tego co się działo. Byli wśród nas światowcy, którzy niejeden kraj odwiedzili i zjeździli, ale przyznawaliśmy zgodnie, że czegoś podobnego nikt w życiu nie widział i że takie coś to możliwe jest chyba tylko w Rosji. No, a że tańce pozwoliły nam szybko spalić wypity dotychczas alkohol i spożyte kalorie, więc nie żałowaliśmy sobie podczas dyskusji ani jadła ani trunków. Wreszcie ktoś zaintonował naszą znaną pioseneczkę „Pytała się pani pewnego doktora...” i na całą restaurację popłynęła wiązanka najlepszych polskich utworów, na czele z „Szła dzieweczka... ” no i z „Góralem...” co to mu nie było żal. Nasze Rosjanki też próbowały zaśpiewać coś swojego, ale nie dopuszczaliśmy ich do głosu. W końcu wykorzystały przerwę i coś zaczęły śpiewać, ale nie trwało to długo, bo kapela odpoczęła i znowu zagrała. Ich sprzętu przekrzyczeć się nie dało, więc musieliśmy zamilknąć i albo jeszcze posiedzieć, albo iść tańczyć. My z Niną wybraliśmy to drugie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...