Aniutka i Roofi 18.09.2008 05:42 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Września 2008 Ja tu węszę jakiś podstęp.... albo Sasza jest jakiś ... "nie tego". Tak spokojnie przyszedł popytać??? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
retrofood 18.09.2008 06:53 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Września 2008 91.Nina stawiła lekki opór, jakby nie do końca zdecydowana pójść ze mną. Ale rzuciłem tylko krótko, że zaraz zamykają stołówkę i jej opór zelżał. Pobiegła równo ze mną. Powiedziała tylko, że chciała Saszy jeszcze powiedzieć, żeby jechał do domu, ale jej przerwałem, mówiąc, że to nie dziecko i drogę sam znajdzie.Na stołówce było tylko kilka osób, które pospiesznie kończyły kolację. My zabraliśmy swoje porcje z lady i usiedliśmy przy stoliku. Powiedziałem Ninie, że własciwie to nie rozumiem sensu naszego spotkania, ani nie widzę celu, jaki Sasza chciał osiągnąć. Nina odparła, że też nie rozumie, ale to jego sprawa, męczył ją długo o to spotkanie, więc zorganizowała je dla świętego spokoju, a więcej nie ma zamiaru ani o tym myśleć, ani się przejmować.Przyznałem jej rację. Nie było sensu dalej tego rozpamiętywać.Szybko zakończyliśmy kolację na stołówce, większość wiktuałów zabierając ze sobą na wynos i pobiegliśmy do metra. Mieliśmy i tak prawie pół godziny straty czasu. W hotelu czekała nas niespodzianka. Mirek pożyczył gdzieś gitarę i niecierpliwie czekał na nas w pokoju. I kiedy tylko ujrzał nas wchodzących, zażądał od Niny dotrzymania obietnicy, którą kiedyś mu dała. A obiecała zaśpiewać kiedy załatwi gitarę. Nina, nawet się nie rozbierając z płaszcza, wzięła gitarę w ręce, przeciągnęła kilka razy palcami po strunach, wsłuchując się w wydobywane dźwięki. Wreszcie skinęła głową i powiedziała, że tylko trochę ją dostroi i może być. Popatrzyła na zegarek i powiedziała do Mirka, że nie wcześniej niż za godzinę przyjdziemy do niego. Mirek zaakceptował porę i po chwili wyszedł sdo siebie. A my czekaliśmy, aż Artur wyjdzie z łazienki, bo właśnie kończył kapiel.Kiedy Artur zwolnił łazienkę, poszła do niej Nina. Artur natomiast ubrał się i rzucił do mnie krótko, że chyba nie wróci na noc, bo jedzie na Oktiabrską, po czym wyszedł. Mieliśmy więc wolny pokój dla siebie. Nie czekając więc dłużej, rozebrałem się i dołączyłem do Niny w łazience. Wycierała się własnie po kapieli. Była cieplutka i pachnąca. Szybko wskoczyłem do wanny i zacząłem się myć. Nina trochę pomogła mi z myciem pleców, ja zaś szybko uporałem się z resztą. Po kilku minutach też byłem czysty i ciepły. Teraz już szybciutko znaleźliśmy się w łóżku. To już nie były takie niecierpliwe akty, jak na początku. Smakowaliśmy siebie powoli, jakby delektując się przysmakiem, pieszcząc się delikatnie i spokojnie. Dopiero przed finiszem cały ten spokój runął dosłownie w gruzy. Nina nagle odwróciła mnie na plecy i dosiadła niczym amazonka swojego wierzchowca. I zaczęła się jazda! Początkowo była to cicha jazda, ale po krótkiej chwili Nina jęczała i krzyczała na głos. Dziwne, ale podniecało mnie to coraz bardziej, więc nic nie robiłem, żeby przestała, wręcz przeciwnie. Nie trwało to jednak zbyt długo. Nagle jej głos się załamał, ciałem wstrząsnęły dreszcze, po czym zwiotczała i cicha, chociaż jeszcze drżąca położyła się na moim torsie.Leżelismy tak dłuższą chwilę. Było nam dobrze i żadne nie chciało tego psuć. Wreszcie Nina oderwała się ode mnie i poszła do łazienki. Po chwili wróciła. Była oczywiście nagusieńka. Stanęła przed tapczanem i przeciągnęła się leniwie aż jej piersi rozedrgały się jak na sprężynach. Znów miałem na nią ochotę. Szybko złapałem ją za rękę i pociągnąłem na tapczan. Udawała, ze się broni, ale jej opór został szybko zdławiony. Położyłem ją w poprzek tapczanu, a sam zsunąłem się na dywanik...Tym razem trwało to pewnie jeszcze krócej niż pierwszy raz. Jeszcze klęcząc na dywaniku położyłem głowę na jej brzuchu. Nina gładziła mnie ręką po głowie, bawiąc się moimi włosami. Nagle popatrzyła na mnie i powiedziała, że się tego nie spodziewała. Zapytałem czego? No tego, że tak szybko będziesz mógł znowu, odpowiedziała ze śmiechem. I dodała: muszę na ciebie uważać, bo chyba jakiś sułtan gdzieś na boku spłodził twojego przodka. Muszę sprawdzić czy nie masz skłonności do organizowania haremu! A gdy stwierdzę, że masz, to oberwę ci wszystko i wrócisz do Polski gładziutki w tym miejscu jak pupa niemowlęcia - dodała. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Aniutka i Roofi 18.09.2008 08:43 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Września 2008 łał!!! Jeszcze, Jeszcze Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
retrofood 19.09.2008 06:33 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 19 Września 2008 92.Wreszcie ubrani i uporządkowani poszliśmy do Mirka. Było już tam kilka osób zajętych luźną rozmową. Mirek krzątał się, stawiając na stół coraz to nowe wiktuały, ale przez chwilę poglądał na nas i uśmiechał się dziwnie. Nie wiedziałem o co mu chodzi, aż wreszcie sam nie wytrzymał i zapytał Niny czy zawsze tak głośno krzyczy. Nina bez skrępowania potwierdziła, że tak. Tylko głową pokręcił, głośno analizując jak głośno musiało być u nas w pokoju, skoro on słyszał krzyki pomimo zamkniętych drzwi u nas i u niego, oraz jednak pewnej odległości jego pokoju od naszego. Ale nie trwało to długo, bo wreszcie wyjął skądś gitarę i przekazał ją Ninie. Wszyscy zamilkli spoglądając na nią. Nina przeciągnęła palcami po strunach, popróbowała dźwięku, coś tam poprawiła, podstroiła i... odłożyła gitarę na bok. Zdziwiony Mirek aż zapomniał języka w gębie, tylko patrzył na nią, zdziwiony. Nina roześmiała się i rozejrzała po wszystkich wokoło i zapytała, czy uważają, że na sucho to dobrze się śpiewa. Mirek w lot postanowił naprawić błąd i chociaż na stole była wódka i kieliszki, to dla Niny wyjął skądś butelkę koniaku, szybko ją otworzył i nalewając do szklaneczki złocistego płynu głośno siebie winił, że chociaż wiedział o tym, że w Sopocie i Opolu przed występem artyści lubią „użyć” lampeczkę, to dzisiaj zapomniał o tym. I wreszcie znalazł winnego. Stwierdził, że Nina sama jest winna, bo gdyby nie krzyczała tak głośno, to by o koniaku pamiętał. Wypiliśmy troszeczkę. Nina ponownie wzięła gitarę, znów pobrzdąkała trochę sprawdzając dźwięki i zaczęła śpiewać.Jak ona śpiewała! Pomijając pierwsze kilkanaście sekund, kiedy wyraźnie dało się odczuć lekką niepewność i próby ustabilizowania głosu, dalszej części nie można było nic zarzucić. Płynęły słowa rosyjskich ballad, głos Niny brzmiał czysto i donośnie, słowa były wyraźne, bez połykanych końcówek, a jednocześnie Nina śpiewała lekko, jakby bez wysiłku i niezbyt głośno. Palce przebiegały po strunach pewnie, wydobywając akuratne dźwięki akompaniamentu i tylko zakończenie każdego utworu Nina podkreślała mocniejszym uderzeniem ręki i głośniejszym akordem, chociaż i tu było kilka piosenek, kiedy końcowy akord był trochę cichszy i wolniejszy, jakby autor chciał pozostawić jakieś niedopowiedzenie. W ogóle Nina operowała głosem fantastycznie. Minimalne zmiany intonacji doskonale podkreślały te miejsca, które podkreślić należało i wydobywały u słuchających ten nastrój, o który pewnie autorom utworów chodziło.Po pierwszych piosenkach lekkich, łatwych i przyjemnych, rozlegały się oklaski chłopaków, Nina wtedy błyskawicznie wypijała łyk koniaku i śpiewała dalej. Kiedy jednak przeszła do utworów poważniejszych, nawet w czasie przerw trwała cisza. Zresztą były one króciutkie, dlatego nikt nie chciał przeszkadzać jej w skupieniu. Śpiewała piosenki i pieśni prawie zupełnie dla nas nieznane. Przewinęła się tam wprawdzie jedna ballada Okudżawy i jedna, której fragmenty wydawało mi się, że gdzieś kiedyś słyszałem, ale to było w zasadzie wszystko. Inne słyszeliśmy po raz pierwszy. Jednak byłem pewien, ze chcę je usłyszeć znowu. Takich utworów chciało się słuchać.Kiedy Nina przerwała śpiew i nieoczekiwanie odłożyła gitarę przez chwilę wszyscy znowu milczeli. I wtedy pierwszy odezwał się Mirek, nieoczekiwanie podsumowując ten występ. Powiedział po prostu do Niny, że gdyby na taki koncert były bilety, to on by chętnie je kupił aby takiego koncertu posłuchać i na pewno by nie żałował. I wtedy dopiero rozległy się gromkie brawa.Posiedzieliśmy jeszcze trochę u Mirka, Nina jeszcze raz grała i śpiewała, ale ta druga część była krótka, bo stwierdziła, że dawno nie ćwiczyła i boi się o palce, ponadto to były już tylko wesołe rosyjskie pioseneczki, więc nie słuchaliśmy ich w takim skupieniu jak poprzednio. Wypiliśmy też trochę i robiło się całkiem wesoło. Ale nieoczekiwanie Nina zaczęła się żegnać z chłopakami i mówić, że na nią czas. Dotychczas nie rozmawialiśmy o dzisiejszych wydarzeniach, ja nie widziałem takiej potrzeby. I kiedy po kolacji jechaliśmy do hotelu, byłem przekonany, że Nina zostanie do rana. Ale byłem w błędzie. Kiedy wyszliśmy na korytarz, powiedziała mi, że musi jechać do domu. Wiedziałem, że skoro tak postanowiła, to dyskusja jest daremna. Trzeba było się ubierać i zasuwać do metra. Niedawno minęła północ. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Aniutka i Roofi 19.09.2008 10:30 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 19 Września 2008 mniam... poprosię o dalej...... no chyba że jest jakaś wersja "całościowa" to sobie bym ją jednym kłapnięciem "pożarła" . Wkurza mnie to czekanie na kolejne odcinki pozdrawiam gorąco A. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
retrofood 20.09.2008 02:49 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 20 Września 2008 93.W drodze Nina wyjaśniła, że zadzwoniła do domu i Swietłana powiedziała, że jest chora. Pewnie jutro będzie musiała iść z nią do lekarza, więc prawdopodobnie przyjdzie do pracy dopiero po obiedzie.Zepsuło mi to humor. Odkąd znowu robiliśmy pokoje, nie lubiłem kleić sam. Biegania po drabinie było znacznie więcej i byłem bardziej zmęczony wieczorem. A jeszcze znowu wypadło nam kleić w pokoju dla niepełnosprawnych, tam, gdzie geometria ścian, filarków i okien jest mocno skomplikowana. No ale cóż, pewnych spraw przeskoczyć się nie da. Ale to będzie jutro. Żeby nie martwić się na zapas, wróciliśmy do rozmowy o dzisiejszym występie Niny. Byłem pod takim wrażeniem, że obiecałem jej kupić gitarę, aby zaśpiewała tylko dla mnie. I od razu umówiliśmy się na niedzielę na zakupy. Perspektywa wspólnego spędzenia niedzieli trochę poprawiła nam nastrój, więc w metrze rozstawaliśmy się spokojnie. Nina tradycyjnie nie chciała, abym jechał z nią dalej, a ja właściwie to byłem dziś z tego zadowolony, bo wrażeń jak na jeden dzień mi już wystarczyło i po prostu chciało mi się spać. Za dobry prognostyk uznałem też fakt, że tuż po wyjściu z metra złapałem autobus i do hotelu wróciłem szybciutko. U Mirka w pokoju było jeszcze głośno, ale przemknąłem korytarzem do siebie i błyskawicznie znalazłem się w łóżku. Zasnąłem pełen optymizmu, nie pamiętając o starej maksymie życiowej: jak chcesz rozśmieszyć Pana Boga, to mu powiedz coś na jutro zaplanował. Ranek przeszedł normalnie, jak wiele podobnych. Droga na budowę z oczami właściwie na wpół zamkniętymi, albo raczej otwieranymi od czasu do czasu i próba spania nawet po kilkanaście sekund pomiędzy kolejnymi mrugnięciami powiek. Potem zimne ściany hotelu, gwar załogi w pokojach, a ja znowu sam, ale pocieszający się że to tylko do obiadu. Paręnaście minut po siódmej zabrałem się do pracy, raczej z powodu zimna niż konieczności podporządkowania się dyscyplinie. Kiedy jednak czynności przygotowawcze nie rozgrzały mnie ani trochę, zacząłem myśleć o jakimś płynie rozgrzewającym. I kiedy właściwie byłem zdecydowany pójść już po pokojach i znaleźć kogoś do butelki, niespodziewanie folia w drzwiach zaszeleściła i do pokoju wszedł Janek. Przywitaliśmy się i Janek od razu przystąpił do rzeczy. Powiedział mi, że Nina do niego dzwoniła i że jeśli będzie to dopiero po obiedzie. Ja odparłem na to, że wiem o tym. Janek pokiwał głową i powiedział że to dobrze, bo ma jeszcze dla mnie wiadomość, której na pewno nie wiem. I zamilkł. Patrzyłem pytająco na niego, ale milczał dalej. Po chwili powiedział, żebym gdzieś usiadł, bo mogę mieć kłopoty z równowagą. Tym omal nie wyprowadził mnie z równowagi, więc odparłem tylko, że już jestem prawie wywrócony, więc niech mówi. I Janek powiedział. Wczoraj wieczorem z Wiednia wrócił Willy i dziś od obiadu z powrotem obejmuje nadzór nad nami. I że radzi mi, aby Nina raczej do mnie nie wracała. Zresztą, mówił, na pewno Willy przyjdzie tu przed obiadem jeszcze, to się sam zorientujesz w nastroju i decydujcie sami. Ja tu nic więcej zrobić nie mogę. I radzę, nie daj się złapać na dyscyplinie. Willy to facet z gatunku tych, którzy nie zapominają i dalej będzie na ciebie nastawał i cię pilnował, aby wyrzucić przy pierwszej okazji.Gorzej być nie mogło. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
madd 20.09.2008 14:21 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 20 Września 2008 Retro - Sienkiewicz to przy Tobie gowniarz.Szacun - jak mowia mlodsi Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 20.09.2008 23:02 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 20 Września 2008 Stachu, jesteś the best, jak mawiają młodzi. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
retrofood 21.09.2008 02:47 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Września 2008 94.Kiedy Janek wyszedł, już nie potrzebowałem rozgrzewki. Adrenalina buzowała w organizmie niczym czysty spirytus i rozgrzany byłem totalnie. Przez chwilę nie byłem w stanie skupić się na czymkolwiek, ale rozsądek podpowiadał i nakazywał uspokojenie się i logiczne przemyślenie całej sytuacji. Powoli zdolność myślenia mi wracała. Jednak cała sytuacja była paskudna. Dopóki nie dowiem się jaka będzie reakcja Willego - nic tu chyba nie będę w stanie zrobić sam, przynajmniej na razie. I teraz okazywało się, że nieobecność Niny dzisiaj była właściwie dla mnie korzystna. Skoro Willy ma tu przyjść, lepiej doznania mu dawkować, bo nie wiadomo jaka byłaby jego reakcja, gdyby nas nieoczekiwanie zobaczył razem. I jeszcze nie przy pracy, bo nie ma się co oszukiwać, kiedy byliśmy tylko we dwoje, to często robiliśmy sobie krótkie przerwy na małe pieszczoty i pocałunki. To Nina była przeważnie prowokatorem, ale i mnie się to coraz bardziej podobało, więc ostatnio nie byłem gorszy od niej.Nie było wyjścia. Należało wziąć się za pracę i nie dać się Willemu na niczym złapać. Dzisiaj pewnie będzie trzeźwy, więc i ja nawet myśleć nie mogłem, aby trochę rozluźnić się kieliszkiem. Przechlapane.Wszystkie te myśli przelatywały mi przez głowę błyskawicznie i w zasadzie nie przeszkadzały w normalnej pracy. Jednak musiałem uważać, żeby przypadkiem nie sknocić coś przez zamyślenie i aby nie zostało to niezauważone. Miałby Willy używanie. A do tego dopuścić nie mogłem. Wróciłem więc do początku naszych robót i powoli dokładnie sprawdziłem wszystko co dotąd wykonaliśmy. Było raczej w porządku, chociaż drobne niedokładności istniały. Ale były one w miejscach niewidocznych raczej, gdzieś na zbiegu ścian, tak, że nie powinny stanowić problemu.Nagle do pokoju weszła Olga. Przyniosła radiomagnetofon i kasety. Powiedziała, że to Nina do niej zadzwoniła i kazała przynieść sprzęt na budowę, bo to był sprzęt Niny, ale kiedyś zabrały go do Olgi i tam chwilowo przebywał. Zapytała tylko jeszcze, czy wiem, że Willy wrócił, a kiedy potwierdziłem, to nie czekając już na nic pomachała ręką i pobiegła z powrotem. Co za popłoch zapanował, jakby to miało dać jakąś nadzwyczajną wydajność pracy. A przecież było wiadomo, że nie da nic. Nic więcej ani mniej. Będzie tak samo i tyle samo.Kiedy Olga wyszła, podłączyłem sprzęt do przedłużacza. Wreszcie nie będzie u mnie ciszy jak na cmentarzu. W kieszeń odtwarzacza włożyłem pierwszą z brzegu kasetę i załączyłem klawisz. Rozległ się smutny głos śpiewający jakąś balladę. Tatiana Bułanowa – przeczytałem na opakowaniu kasety. Muzyka była spokojna a słowa piosenki refleksyjne. Pomyślałem, że warto zapamiętać to nazwisko. Ustawiłem poziom głośności na dość ciche odtwarzanie i wróciłem do pracy.Powoli uspokoiłem się na tyle, że nawet zapominałem gdzie jestem i co robię. Zmieniałem tylko kasety i zasłuchany w teksty piosenek, które próbowałem zrozumieć, automatycznie kleiłem tapetę na ścianie. Szybko przestało mi przeszkadzać, że nie ma Niny, w końcu byłem przyzwyczajony pracować samotnie. Kleiłem powoli, ale dokładnie i byłem prawie pewien, że nawet Willy nie będzie w stanie do niczego się przyczepić. „Prawie” – no bo zawsze ten margines trzeba zostawić, a nuż znajdzie coś, czego ja nie widzę?Było już po dziesiątej, kiedy przyszedł. Momentu wejścia nie zauważyłem, nie było szans, muzyka skutecznie głuszyła wszelkie odgłosy. Byłem wtedy na drabinie i coś poprawiałem na ścianie, kiedy usłyszałem głośne „morgen”. Odwróciłem się i zobaczyłem Willego, jak stał przy ścianie i palcami sprawdzał jej powierzchnię. Niby nie zwracając uwagi na mnie ruszył powoli wzdłuż pokoju i przyglądał się przyklejonej tapecie. Zszedłem z drabiny, wyłączyłem magnetofon i czekałem milcząco przy drabinie z rolką i nożem w rękach. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że mój organizm w ogóle nie zareagował na jego wejście. Przyglądałem mu się spokojnie, serce biło mi w wolnym rytmie, tak jak wcześniej, byłem absolutnie spokojny i wyluzowany. Po prostu przestałem się go bać! Willy obszedł cały pokój kontrolując poklejoną część i przyglądając się także części niepoklejonej. Na pewno oceniał przyjęte przeze mnie rozwiązania w łączeniu tapety na powierzchniach poziomych z pionowymi. Wszystko widocznie było w miarę poprawne, bo kiwał tylko głową, wreszcie odwrócił się i zaczął do mnie mówić.Willy najwyraźniej chciał, abym go rozumiał, bo mówił powoli i nie rozbudowywał zdań, a kiedy orientował się, że nie rozumiem, to powtarzał zdanie, a nawet zamieniał je na pojedyncze słowa i gesty tak, abym chociaż rozumiał sens jego słów. Na początku zapytał, a właściwie stwierdził, ze pracuję tu razem z Niną. Potwierdziłem, bo co miałem powiedzieć. Zaprzeczać? Nie było sensu. Moje potwierdzenie przyjął spokojnie, kiwnął potakująco głową, a potem dalej zapytał czy to Janek zezwolił. Również potwierdziłem a on znów kiwnął głową. Znaczy wiedział wszystko wcześniej. I teraz zaczął dłuższą mowę, której sens był mniej więcej taki, że skoro Janek podjął takie decyzje, to on ich zmieniał nie będzie. Niech i tak pozostanie. Jednak to nie znaczy, że mam jakąś taryfę ulgową. Dalej będzie mi się przyglądał z uwagą i dalej kontrolował moją dyscyplinę. I dalej pozostaje w mocy jego stwierdzenie, że jedno jej naruszenie przez mnie oznacza zwolnienie z budowy i wyjazd na koszt własny do domu. A teraz – powiedział – wracaj do pracy. I skierował się do wyjścia. A ja nagle postanowiłem mu pokazać, że go się nie boję i zawołałem za nim. Kiedy się odwrócił, zapytałem, pokazując na ściany, czy tapeta jest dobrze poklejona. Kiwnął tylko głową w odpowiedzi i powiedział OK. I wyszedł. A ja włączyłem muzykę, wyciągnąłem ze schowka buteleczkę, nalałem pół szklanki, wypiłem, zapaliłem i... wziąłem się do pracy. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Aniutka i Roofi 22.09.2008 06:35 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Września 2008 ..ufff, jakoś mnie też ulżyło Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
lbryndal 22.09.2008 20:24 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Września 2008 my tu gadu gadu a ruski stoi pewni za rogiem i czeka Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
retrofood 23.09.2008 02:30 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Września 2008 95.Teraz, kiedy sytuacja chociażby na najbliższe godziny została wyjaśniona, nic nie przeszkadzało w spokojnym klejeniu zakamarków ścian. Techniczne trudności łączeń tak mnie pochłonęły, że omal nie spóźniłem na obiad. Dopiero gwar dochodzący z korytarza przywrócił mnie do rzeczywistości. Wszyscy już szli, a ja dopiero musiałem składać sprzęty. Było to nieodzowne, bo ostatnio zaczęły nam ginąć. Coraz to nowe ekipy fachowców dołączały do budowy i trudno było nawet orientacyjnie szukać sprawców. Więc nie było wyjścia, wszystkie drobniejsze rzeczy należało pilnować i skrywać w razie nieobecności.Zanim wszystko doprowadziłem do ładu, na budowie zapanowała cisza. Trudno, jeśli Nina przyszła to poczeka. Nic się nie stanie.Ale Niny na stołówce nie było, a kiedy wróciłem na budowę, zapytałem o nią dziewczyn, które wróciły z szatni. Tam też nikt jej nie widział. Nie wróżyło to nic dobrego. W końcu minęła godzina pierwsza i trzeba było znowu rozkładać narzędzia i brać się do pracy. Do samotnej pracy. Ale jeszcze nie skończyłem dobrze z przygotowaniami, kiedy do pokoju wsunęła się Olga. Bez zbędnych ceregieli powiedziała, że dzwoniła do Niny i Nina dopiero wróciła ze Swietką od lekarza i nie ma już sensu, aby przyjeżdżała. Natomiast Nina zaproponowała mi, abym dzisiaj przyjechał po pracy do niej do domu. Z Olgą w roli przewodnika.Byłem zaskoczony totalnie. Zapytałem Olgi, co z Saszą. Czy jeszcze jest w domu. Olga przytaknęła, ale nie widziała żadnego problemu. Skoro Nina rzuciła taką propozycję, to na pewno wzięła to pod uwagę i wszystko będzie OK. Kiedy nic nie odpowiadałem, bo burza myśli przelatywała mi przez głowę - Olga dała mi czas do namysłu do kolacji i zniknęła.Moja spokojna praca znów została zburzona doszczętnie. Co miałem robić, jechać czy nie jechać? Jeśli pojadę... a Nina nie przewidziała wszystkiego? Przecież w końcu mieszka z legalnym mężem... Przecież jak pojadę, to muszę tam zostać na noc, bo jak wrócę nie znając drogi i nie wiedząc czym i gdzie jechać? A jak zachowa się mąż, jeśli w jego domu żona będzie spać z jakimś facetem, o którego istnieniu jeszcze miesiąc temu zupełnie nie wiedział? Ja wiem, jak ja bym się zachował, a on? A nie jechać? Przecież w końcu kiedyś pewnie i tak pojadę... to dlaczego to odkładać i znów całymi dniami bić się z myślami? Nie lepiej mieć to już za sobą?Zapomniałem o Willym, zapomniałem o budowie, kleiłem tapety automatycznie i tylko kiedy kaseta kończyła się na jednej stronie i w pokoju zapadała cisza, to podchodziłem do magnetofonu, wymieniałem ją na inną i załączałem znowu. Cisza była zbyt dojmująca, potrzebowałem jakichś dźwięków, ale tym razem nie słuchałem słów piosenek. Wystarczyło, że coś grało.Znów nie zauważyłem, kiedy wszedł Willy. Dopiero jego głośne przywitanie wyrwało mnie z tego kłębowiska myśli. Wyciszyłem magnetofon, ale profilaktycznie do niego się nie zbliżałem, bo intensywne myślenie wymagało wzmocnienia, więc miałem już za sobą wypite ze dwie szklaneczki... Willy swoim zwyczajem sprawdzał powierzchnię ścian, no i nagle mnie zawołał. Kiedy podszedłem, pokazał mi na ścianie szparę prawie na 20 cm długości. Kiwnąłem głową, że widzę. Zaczął mówić jak to naprawić, dobitnymi gestami potwierdzając słowa. Nie było to jednak mówione ze złością, raczej normalnie, po prostu jakby starał się mi pomóc. Ja kiwałem głową i potwierdzałem, że rozumiem, że zaraz to poprawię. I była to prawda. Dokładnie wiedziałem jak to poprawić, aby nawet śladu nie było. Głupio tylko, że tak się zamyśliłem, że przepuściłem taki prosty błąd. Na całe szczęście innych usterek nie było, Willy obszedł cały pokój, pooglądał wszystkie zakamarki i już nic nie mówiąc – wyszedł. Uff, trzeba jednak chociaż trochę skoncentrować się na pracy, bo jak mnie jeszcze parę razy złapie na takich głupstwach...Poprawiłem tą niedoróbkę i sam pooglądałem ściany. Znalazłem jeszcze parę miejsc z wątpliwymi miejscami, trochę udało się to zaraz zniwelować, więc zadowolony wróciłem do klejenia.Czas jednak biegł nieubłaganie, a ja nadal nie podjąłem decyzji. Myśl o spotkaniu z Niną nęciła, a z drugiej strony rolę grała zwykła obawa; nie tylko o siebie, raczej właśnie o nią, czy taka demonstracja naszych relacji nie obróci się przeciwko niej. Jeśli nawet nie dzisiaj, nie w tej chwili, to kiedyś w przyszłości. Czy pomyślała o tym? Czy zdaje sobie z tego sprawę?Nie chciałem, aby ten wyjazd do niej okazał się ostatnim. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Aniutka i Roofi 23.09.2008 08:07 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Września 2008 czyżby z romansu - kryminał się zrobił?? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
retrofood 25.09.2008 19:50 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 25 Września 2008 mam takie pytanie do czytelników - czy jeszcze nie mylą się mi wątki??? bo nie pamietam co było na poczatku, a nie chce mi się czytać.... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
1971KJ 25.09.2008 20:19 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 25 Września 2008 nie zartuj Na poczatku mieszkal w Polsce Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
futrzak 61 25.09.2008 21:01 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 25 Września 2008 Hmmm... Na początku było słowo... A później Retro zaczął pisać i niech pisze dalej! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
retrofood 26.09.2008 22:04 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Września 2008 96.Biłem się tak z myślami samotnie i samotnie też „posilałem” się łykiem czegoś mocniejszego: a nuż alkohol uspokoi moje nerwy i wybiorę prawidłowy wariant postępowania? No i uspokoił. Obawy powolutku zaczęły się rozwiewać, a wraz ze wzrostem stężenia trunku we krwi znikała też obawa a pojawiała się odwaga. I już byłem zdecydowany: pojadę! I kiedy tuż przed końcem pracy przyszła Olga aby zapytać jaką podjąłem decyzję, bez wahania odpowiedziałem, że pozytywną. I umówiliśmy się że po kolacji na stołówce pojedziemy razem.Kiedy klamka zapadła, przestałem zamartwiać się okolicznościami, a przestawiłem się na przygotowania. Pierwszy raz nie wypadało zjawiać się z pustymi rękami, a ja nie bardzo wiedziałem gdzie można coś konkretnego kupić, tym bardziej, że nie wiedziałem co. Właściwie o tym „gdzie” to nie było sensu się zamartwiać, bo jedyne dostępne dla mnie sklepy i sklepiki znajdowały się w okolicach każdej stacji metra, lub jakiegoś innego większego skupiska ludzi. Większość z nich była zresztą otwarta całą dobę, co mi się zresztą podobało, bo nigdy nie było problemów z zaopatrzeniem. A „normalne” sklepy po kolacji będą w trakcie zamykania, więc uwzględniając jeszcze dojazd i dojście, zakupy w nich stają się dzisiaj nierealne. I nie należało w ogóle się nimi zajmować.Olga, mimo, że przyszła później niż ja, widocznie niewiele jadła, bo gdy ja skończyłem posiłek, ona była gotowa już do wyjścia. Bez zwłoki zatem poszliśmy w stronę stacji metra.Tu, przy stacji Majakowskaja nie było wielu handlujących, bo po prostu nie było miejsca na postawienie czegokolwiek. Wyjście ze stacji prowadziło bezpośrednio na wąski chodnik a dalej biegła dość ruchliwa ulica. Wokół wszystko zabudowane, nie ma wolnego miejsca, w końcu to teren zaliczany do ścisłego centrum Moskwy, tworzący tzw. Sadowyje Kolco. Nie było sensu tutaj szukać czegokolwiek. Nieliczni sprzedawcy „z ręki” stali na chodniku, ciągle przeganiani przez milicję, bo utrudniali ruch pieszych, a oferowali gazety, papierosy i inne drobiazgi.Nawet nie zatrzymywaliśmy się tutaj, tylko weszliśmy pod ziemię. Dobrze się składało, bo tą linią akuratnie dojeżdżała Nina, więc pojedziemy do stacji „elektryczki” bez przesiadki. A co to jest „elektryczka”? Tak w miejscowej gwarze nazywane są pociągi podmiejskie. Tam, gdzie jeszcze nie ma metra, one przewożą te masy pasażerów, które każdego dnia przyjeżdżają i wyjeżdżają z Moskwy. Są to mieszkańcy miast satelitarnych, położonych kilka – kilkadziesiąt kilometrów od granic Moskwy, którzy codziennie dojeżdżają tu do pracy. Straszna masa ludzi. Setki tysięcy. To dla nich wokół każdej stacji, każdego przystanku, na każdym skrawku wolnego terenu, prywatni przedsiębiorcy postawili setki kiosków, gdzie odbywał się handel wszystkim, co tylko cieszyło się popytem. I większość tych kiosków otwarta była całą dobę.Nie minęło dwadzieścia minut jazdy i już trzeba było wychodzić na powierzchnię. Olga znała tą drogę doskonale, więc od razu poszliśmy w stronę wyjścia prowadzącego bezpośrednio na peron elektryczki. Sprawdziliśmy rozkład jazdy. Do najbliższego pociągu mieliśmy ponad piętnaście minut. Szybko w kioskach zrobiłem zaopatrzenie na dzisiejszy wieczór. Kupiłem tez prezenciki - kosmetyki dla Niny i Swietki, bo na szukanie czegoś innego nie miałem czasu. Saszę postanowiłem demonstracyjnie pominąć.Kiedy nadjechał pociąg, z trudem weszliśmy do środka. Był, jak to się mówi, załadowany pod sam dach. Dobrze, że mieliśmy do przejechania tylko 3 przystanki. Jakoś wytrzymałem tą jazdę na jednej nodze i w końcu wysiedliśmy z Olgą bez żadnych połamanych kończyn i bez innych uszkodzeń ciała. A przystanek powitał nas znajomym widokiem kiosków i sklepików, oraz wielkim placem targowym, gdzie mimo późnego wieczoru nadal trwał handel warzywami i owocami.Olga jeszcze na przystanku pokazała mi blok Niny. Nie był wcale blisko. Był po prostu wysoki i widoczny dlatego, że w tą stronę przed nim nie było wyższych obiektów. Poszliśmy w jego stronę. Olga dalej objaśniała, że szybkim spacerem to dziesięć minut drogi, aby do niego dojść.Ale ja już trzeźwiałem i moje wątpliwości wracały. Zapytałem Olgi co ona o tym wszystkim sądzi. Odpowiedziała z ogromnym przekonaniem, że Nina wie co robi i skoro tak zdecydowała, to nic mi nie grozi. I żebym przestał się już tak przejmować. Powinienem się cieszyć, bo Nina jeszcze nigdy nie była tak zakochana i już ona najlepiej o mnie zadba. Bo jej bardzo zależy żeby mieć mnie całego i blisko siebie. Trochę mnie to uspokoiło, ale kiedy weszliśmy do klatki i nie czekając na windę, poszliśmy schodami na pierwsze piętro, bo na pierwszym Nina mieszkała, ciągle byłem niepewny i co tu mówić czułem się strasznie niepewnie.Na pierwszym piętrze – niespodzianka. Coś, czego jeszcze nie widziałem. Wejście na korytarze po obydwu stronach zagrodzone stalowymi drzwiami – kratami. Po lewej stronie przez kratę było widać troje drzwi, znaczy jest trzy mieszkania. Po prawej stronie to samo. Ale dojścia nie ma. Kiedy jednak uważniej oglądnąłem tą przeszkodę, zauważyłem na ścianie obok kraty trzy przyciski dzwonkowe. Jasne. Tak to w trosce o bezpieczeństwo zabezpieczają się lokatorzy. Najpierw gości przez judasze obejrzą sobie za kratą, a potem ewentualnie otworzą drzwi.Olga podpowiedziała mi numer mieszkania. Popatrzyłem na przyciski i nacisnąłem dzwonek. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
an-bud 27.09.2008 12:29 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 27 Września 2008 czekamy na dalszy ciąg Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Aniutka i Roofi 29.09.2008 07:47 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 29 Września 2008 czekamy, czekamy. .. a swoją drogą...dlaczego bohater nie myśli o swojej rodzinie???? (Ach te chlopy!!) A. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
retrofood 29.09.2008 10:40 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 29 Września 2008 czekamy, czekamy. .. a swoją drogą...dlaczego bohater nie myśli o swojej rodzinie???? (Ach te chlopy!!) A. nie ma czasu... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.