Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Pamiętnik znaleziony w Moskwie


retrofood

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 1k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

kurna, wóciłem ze wsi... a tam jak siadłem do komputra, to siem okazało, co nie pamietali mi Office zainstalować... no i pisać nie było jak... ale za to mogłem se układać Free Cell... dopóki karty widziałem... :(
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

123.

Niecodzienne otoczenie i niecodzienna pora dobrze na nas wpływały. Tapczan był ogromny, wygodny i nawet fakt, że pokój nie był zbyt ciepły, jakoś nam nie przeszkadzał. Nina w ogóle w łóżku była bardzo spontaniczna i naturalna jak bawiące się dziecko. Nie było w niej nic z zahamowań i pewnego spięcia, jakie pewnie są efektem wychowania religijnego dziewczyn polskich. Miałem przecież w tej dziedzinie pewne doświadczenia zdobyte w paru żeńskich akademikach w Polsce, gdzie wydawałoby się otwarte, wyzwolone dziewczyny, będą równie bezpośrednie w łóżku, a jednak tak nie było. Zawsze gdzieś na dnie czuło się, że próbują się przełamywać, że instynktownie są spięte i zawsze coś próbujące ukryć, albo niedopowiedzieć. Tutaj nie było takich niedomówień. Nina była otwarta jak danie na talerzu mówiące: oto taka jestem, bierz mnie, bo daję wszystko co mam. I bez niedomówień zawsze otwarcie mówiła co i jak chce a czego wolałaby nie robić. A robiła to na tyle delikatnie, że nigdy nie miałem wrażenia, że próbuje mną dyrygować, zawsze to była cicha propozycja, taka, abym to ja się zgadzał i miał satysfakcję, że to moja decyzja. No i nie da się ukryć, że mi to odpowiadało.

Tak jak wspomniałem, nowe warunki pewnie sprawiły, że długo to wszystko nie trwało. Gwar korytarza i odgłosy pracy narzędzi stolarzy zagłuszały pewnie dźwięki z pokojów, więc Nina wykrzyczała się tym razem swobodnie. Odpoczęliśmy jeszcze chwilę i potem, już ubrani, poszliśmy oddać klucz Staszkowi. Ech, jak to towarzystwo na korytarzu mnie wtedy nie cierpiało… mieli normalnie mord w oczach, gdy tak we dwoje spokojnie szliśmy sobie korytarzem. Domyślali się oczywiście wszystkiego, ale przecież pewni nie byli … A to jest strasznie męczące…

Kiedy wróciliśmy do Niny pokoju, okazało się, że szuka nas Olga. Wykorzystała nieobecność Niny na małą pogawędkę z Johanem, no i namówiła go na imprezę w knajpie, którą w dodatku miał sfinansować. Oczywiście na imprezę z naszym udziałem. I to dzisiaj po pracy.

A tak w ogóle, to Johan cały czas nadskakiwał Oldze, podobno był u niej w domu już parę razy no i cały czas nazywał ją teściowa. Nie znałem zbyt wielu szczegółów tego całego związku Johana z córką Olgi, bo po prostu nie było na to czasu. Ale widocznie coś tam cały czas się kręciło, bo przecież Johan nie byłby taki chętny do imprez, a i Olga przecież jakoś znikła z orbity Niny i nie towarzyszyła jej tak często, więc musiała mieć jakieś inne zajęcie.

Ja byłem za imprezą, ale Nina musiała dzisiaj jechać do domu. Więc po dłuższej dyskusji Olga poszła do Johana i przełożyła tą kolację na jutrzejszy dzień.

 

Wtedy, tego wieczora, nie miałem pojęcia, że „zjawił się pewien tajemniczy cudzoziemiec, który wróży śmierć Berliozowi i że zaczynają się poważne wydarzenia”. „Mistrza i Małgorzatę” oczywiście czytałem dość dawno, ale frazy o zakupionym a potem wylanym już oleju i późniejszej śmierci Berlioza, a szczególnie to przesłanie o nieuchronności pewnych zdarzeń, pamiętałem bardzo dobrze. Jednakże wtedy nie miałem nawet zielonego pojęcia, że nieuchronny ciąg zdarzeń, które dotyczą głównie mojej osoby, właśnie się zaczął. Został wprawdzie odroczony do jutra i tak na razie będzie się tlił spokojniutko, ale już nic mu nie przeszkodzi w późniejszym rozpaleniu się z ogromną siłą. I jak ogień pochłonie wszystko co napotka na swej drodze.

 

Na razie na budowie trwała cisza i spokój. Pozbawieni nadzoru naszych bonzów, popijaliśmy sobie wszyscy w najlepsze, nie przejmując się niczym. My z Niną powróciliśmy do pomysłu otwarcia zakładu świadczącego intymne usługi fryzjerskie i oferowaliśmy reszcie towarzystwa swoje doświadczenia. I tak pijąc, śmiejąc się i dyskutując, dotrwaliśmy do końca roboczego dnia, do kolacji. A później po prostu przebraliśmy się i poszli na stołówkę.

Tak zakończył się PRZEDOSTATNI mój dzień na budowie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

PAMIĘTNIK ZNALEZIONY W MOSKWIE

Część druga.

 

124.

Mój OSTATNI dzień na budowie zaczął się równie spokojnie i wesoło, jak zakończył się dzień wczorajszy. Nawet kaca zbytnio nie odczuwałem.

Wczoraj po kolacji rozstaliśmy się z Niną w metrze, ona pojechała do domu, a ja z chłopakami do hotelu. Tym razem Staszek był już na miejscu. Posiedzieliśmy sobie więc w pokoju, opowiadając swoje ciekawe historie, ja z początków budowy, on o swojej pracy w Austrii. Wypiliśmy wprawdzie przy tym jakąś butelkę, ale to było nic na tak doświadczonych budowlańców. Nie przeciągaliśmy zbytnio tez pogawędki i zaraz po północny poszliśmy spać. Rano nie było więc problemów ze wstawaniem. Śniadanie zjadłem u Mirka, no i potem pojechaliśmy do pracy.

Nina też zjawiła się wesoła. I chociaż musieliśmy pracować oddzielnie, to nawet nam to już specjalnie nie przeszkadzało. A po porannym obchodzie budowy przez szefostwo, natychmiast zjawił się koło nas Johan i ponowił zaproszenie na dzisiejszą imprezę. Mieliśmy iść do „Sofii”. Tak się nazywała restauracja niedaleko budowy, obok której dość często przechodziliśmy w drodze do stacji metra „Majakowskaja”. I dziwna sprawa. Restauracja blisko, a jakoś dotąd nikt z nas - chłopaków tam nie był. Nina kiedyś mówiła, że przed paru laty kiedyś była tam na czyichś urodzinach i że jest całkiem fajna, no ale wszystko się zmienia i pewności, że dalej tak jest to nie było. Chłopaki mnie zobowiązali, abym wszystko dokładnie obejrzał i zrobił solidny rekonesans, czy warto tam zachodzić. Obiecałem, że się postaram.

Do obiadu pracowaliśmy spokojnie, nie spiesząc się nigdzie, chociaż w dziedzinie leserowania znalazły się nowe fantastyczne możliwości. Otóż szefostwo budowy, mając na uwadze fakt, że w pokojach układane są wykładziny i montowane meble, obawiając się nie tyle pożaru, co uszkodzeń wyposażenia, zabroniło palenia papierosów na całym piętrze. Mieliśmy wydzielone miejsce przy klatce schodowej i tylko tu wolno było palić.

Lepszego prezentu nie mogli nam zrobić. Były wprawdzie dwie klatki schodowe, ale jedna była zawsze zablokowana rusztowaniami, bo ciągle coś tam na niej robiono. A więc możliwość wejścia do nas była tylko jedna, a teraz mieliśmy to miejsce pod stałą obserwacją. W dodatku czyjakolwiek obecność przy klatce była zawsze usprawiedliwiona, bo przecież delikwent przyszedł po prostu zapalić papierosa! Od tej chwili nie mieli żadnych szans na przyłapanie kogoś nie na swoim miejscu pracy. W dodatku wejście na klatkę stało się jednym wielkim sejmikiem dyskusyjnym, a co niektórzy przypalali jednego papierosa od drugiego, aby tylko zostać i nie tracić wątków w dyskusji. I nawet jak szedł ktoś z szefostwa, to na korytarz szła informacja, że kontrola się zbliża, ale od schodów nikt palący nie odchodził, bo przecież było wolno tu stać i nic nie mogli zrobić. Opowiadali potem chłopaki, że w końcu zabronili grupowego palenia i patrzyli przez palce na palenie w niezagospodarowanych jeszcze pokojach, no ale to było później, ja już tego nie widziałem.

Nic wielkiego nie działo się do końca dnia. Jak zwykle poszliśmy na obiad, jak zwykle obijaliśmy się po obiedzie, nawet piliśmy niewiele, mając na uwadze czekające nas wrażenia w „Sofii”. Johan przybiegał tylko co jakiś czas, szwargocąc coś po niemiecku do Olgi, albo do Niny, mnie raczej nie zauważając. Przynosił tylko kasety do Niny magnetofonu i prosił by je odtwarzała. Były to współczesne nagrania dyskotekowe, więc dawało się tego słuchać. W ogóle to tylko Johan był podniecony jak panienka. Chłopaki wytłumaczyli mi, że oni nie znając rosyjskiego języka potężnie się nudzą wieczorami, bo boją się sami chodzić, więc taki wypad pod naszą opieką faktycznie może być dla Johana dawno nie widzianą rozrywką. No i dobrze, niech ma, tym bardziej, że zaoferował się za to zapłacić.

Na kolację na stołówkę nawet się nie wybieraliśmy, bo i po co. Przed szóstą Johan przyszedł już do nas przebrany na wyjściowo, więc Nina z Olga poszły do szatni, a ja przebrałem się na budowie i wyszliśmy we dwóch. Za bramą poczekaliśmy na dziewczyny, a kiedy do nas dołączyły skierowaliśmy się w stronę „Sofii”.

Tak minął mój OSTATNI dzień na budowie. A ja nawet nie odwróciłem się za bramą, aby zapamiętać dokładnie jej wygląd.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...