Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Pamiętnik znaleziony w Moskwie


retrofood

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 1k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

no i z pisaniem na wsi nic nie wyszło, bo kompy nie czytają swoich tekstów!!! to co wziałem stąd wyswietliło mi w "krzaczki" a to co przywiozłem z kolei tutejszy nie widzi i nie zna takiego formatu. Teraz bedę kopiował po prostu w txt może coś z tego w końcu będzie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...
no i z pisaniem na wsi nic nie wyszło, bo kompy nie czytają swoich tekstów!!! to co wziałem stąd wyswietliło mi w "krzaczki" a to co przywiozłem z kolei tutejszy nie widzi i nie zna takiego formatu. Teraz bedę kopiował po prostu w txt może coś z tego w końcu będzie.

 

Stasiu.. to żaden kłopot... podeslij mi te 'krzaczki', przekonwerce Ci to do wybranego przez Ciebie formatu

m.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

130.

Funkcjonariusz podszedł do drzwi, otwarł „judasza" i rzucił nieprzyjaźnie pytanie dlaczego się awanturuję. Zebrałem w ustach jakieś ostatnie ślady śliny na języku i przez ściśnięte zęby powiedziałem, że chcę do toalety. Zastanowił się chwilę i na moje szczęście zaraz usłyszałem odgłosy klucza w zamku i po paru sekundach drzwi się otwarły. Wtedy "ment" kazał mi wyjść, a kiedy wyszedłem na korytarz, pokazał mi drzwi toalety. Była całkiem blisko, tak ze trzy metry od drzwi mojej celi. Otwarłem te drzwi i wszedłem do środka, a ten, stojąc mi z tyłu, od razu powiedział abym nie zamykał drzwi. Nie zamykałem.

Najpierw spokojnie opróżniłem pęcherz, bo mimo suszy w ustach, faktycznie był pełny, a potem podszedłem do poszczerbionej umywalki i powoli odkręciłem kran, podstawiając głowę pod strumień wody. Najpierw leciała taka ciepława, wstrętna, taka jaka tylko może być woda w moskiewskich kranach. Ale po chwili ta z rur zleciała i popłynęła zimna jak ze źródła. Piłem do woli, po czym opłukałem ręce i twarz. Gliniarz stał w tym czasie spokojnie i mi nie przeszkadzał. Kiedy zakończyłem ablucje i zakręciłem kran, machnął ręką wskazując mi kierunek celi. Poszedłem bez sprzeciwu. Kiedy wszedłem do środka, usłyszałem za sobą odgłos zamykanych drzwi i szczęk zamykanego zamka. Odwróciłem się. Drzwi były zamknięte a z korytarza dobiegał odgłos oddalających się kroków. Znowu zostałem w celi sam.

Nie było co robić. Znowu podszedłem do tego podwyższenia, do tej sceny, wsparłem na niej swoje cztery litery i tak pół stojąc, pół siedząc, zamknąłem oczy i usiłowałem wyłączyć świadomość, aby chociaż trochę odpocząć. Było gorąco i po chwili znów miałem sucho w ustach, ale wiedziałem, że żołądek mam pełen wody, więc odwodnienie mi nie grozi. Ta suchość to była tylko niewygoda, żadne niebezpieczeństwo mi nie groziło.

Przez głowę ciągle przelatywały mi myśli o tym, co się stało i o tym co będzie. Byłem bardzo niespokojny o los Niny, nie miałem pojęcia czy nic się jej nie stało i gdzie się podziała. Miała niewielkie szanse by o tej porze dojechać jakoś do domu, a zresztą, czy w ogóle udało się jej uciec z hotelu? Jeśli jej się udało, no to przecież ona jest miejscowa, nie powinna stracić głowy.

Ale to były tylko moje nadzieje, moje chcenia, moje marzenia, nie mające żadnych faktycznych podstaw w rzeczywistości, którymi sam siebie próbowałem uspokoić.

Właściwie to o siebie nie martwiłem się aż tak bardzo. Nie miałem po prostu wyrzutów sumienia. Nikomu nie chciałem zrobić krzywdy, nikogo nie chciałem atakować. A bronić się każdemu wolno, mało tego, tak należało zrobić. Zdawałem sobie sprawę, że ja jestem sam, a przeciwko sobie będę miał funkcjonariuszy państwowych. No ale co mi mogą zrobić? Najwyżej mnie deportują. Pocieszałem się, że to już nie te czasy, kiedy mógłbym tu przepaść bez śladu i nikt nigdy nie dowiedziałby się o moim losie. Tym razem czasy były inne i świadków zdarzenia zbyt dużo. Świadków z Polski. Wszystkich nie uciszą, a polska Ambasada mieściła się niedaleko bazaru, jakieś 600 metrów od budowy. Wierzyłem, że jak się w dzień nie zjawię, to chłopaki jakoś przekażą informację o zdarzeniu.

Minuty płynęły bardzo wolno, ale płynęły. Wyłączenie myślenia i próby odpoczynku nie bardzo mi się udawały i czułem coraz większe zmęczenie. Przecież miałem za sobą cały dzień pracy, w "Sofii" też się nie leniłem, a tutaj odpoczynku nie było wcale. Nogi, oparte o kant sceny, już mi cierpły, musiałem co jakiś czas wstawać i pochodzić po celi, aby przywrócić krążenie krwi. A chodziło mi się nieszczególnie. Właściwie ledwo powłóczyłem kończynami. Ale jednocześnie ból nóg i przemęczenie ogólne jakoś odrywały moje myśli od szczegółów zdarzenia i pozwalały na chwilę zapomnieć o wszystkim, co podwyższało ciśnienie i przyspieszało puls. Pomyślałem tak i aż mi się śmiać zachciało. Jaka ta natura sprytna.

W końcu zza drzwi zaczęło dobiegać do mnie coraz więcej odgłosów rozmów i oddalonych kroków. Dobiegało też więcej odgłosów otwieranych i zamykanych drzwi. Nie był to pisk zawiasów, tylko normalne szczęknięcie zamka. Czyli na posterunku zaczynał się poranny ruch. Zbliżała się siódma rano.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

131.

Nawet byłem zadowolony, bo w końcu coś się działo. Próbowałem wsłuchać się w gwar rozmów, aby wyłowić jakiś konkret, oczywiście z myślą, że będą rozmawiać o mnie, w końcu pewnie nie na co dzień trafia im się cudzoziemiec w celi, ale nie dało to efektu. Gwar, gwarem, ale rozróżnić słów nie bardzo się dało. To było jednak zbyt daleko, aby rozróżniać zdania. Identyfikowałem pojedyncze słowa, ale w żaden sens one się nie układały.

Zastanawiałem się jak oni tu w tym "uczastku" pracują. No bo normalne instytucje pracują w Moskwie od dziewiątej do siedemnastej, to tylko takie ambitne projekty jak nasza budowa zaczynają się krzątać od siódmej rano. Reszta firm jest inna i dlatego tu życie wieczorne nie zaczyna się przed ósmą wieczór. A i o dwudziestej drugiej na nic nie jest za późno.

Było to o tyle ważne dla mnie, że przecież coś ze mną musieli zrobić. I wiedziałem, że nic nie zrobią, zanim nie zacznie się nowy dzień pracy. A w ustach zasychało mi znów niemożliwie.

No i zaskoczyli mnie. Wcześniej pochodziłem trochę po celi (nasłuch nie przyniósł efektów), więc wróciłem do "sceny", oparłem rzyć jak wcześniej i usiłowałem trwać. Zmęczenie jednak tak dało mi sie już we znaki, że zacząłem drzemać i wyłączyłem świadomość. Wróciła mi ona, kiedy do moich uszu dobiegł dźwięk otwieranych drzwi. Zdałem sobie od razu sprawę, że nie słyszałem ani kroków, ani odgłosu klucza w zamku.

Gliniarz otwarł drzwi na całą szerokość i polecił mi wyjść na korytarz. Bez słowa wyszedłem z celi, oczywiście trzymając spodnie w garści. Wtedy zamknął za mną drzwi i kazał iść korytarzem. Zorientowałem sie, że idę w stronę wyjścia, ale nie doszedłem do dyżurki, bo nagle kazał mi się zatrzymać. Stanąłem, a wtedy on podszedł do najbliższych drzwi i je otworzył, robiąc gest, abym tam wszedł. Wszedłem bez sprzeciwu i usłyszałem, jak drzwi za mną się zamykają.

Miałem przed sobą pomieszczenie, jak typowe biuro z czasów Gomułki, a może i późniejszych, czyli pokój przedzielony drewnianą barierką, oddzielającą proszącego petenta od jaśnie wielmożnego pana biuralisty, czy też pani biurwy, ale tu akuratnie za barierką był pan.

Pan był gliniarzem, no bo był w mundurze i pewnie jakimś szefem, bo ten który mnie przyprowadził coś tam mu zameldował i zniknął na jeden gest. W chwili wejścia, moja świadomość to rejestrowała, ale znaczenie wszystkiego dochodziło do mnie dopiero po pewnym czasie. Taki byłem zmęczony.

Kiedy zostaliśmy w pomieszczeniu sami, popatrzył na mnie zza barierki tak jakoś kpiąco, potem spojrzał na papiery rozłożone przed sobą na biurku, znów popatrzył na mnie i zapytał, czy ja to jestem Sławek X. Odparłem, że tak. I dopiero wtedy zobaczyłem, że przed sobą, na biurku, ma mój paszport. Kiedy mi go wyłuskali - nie mam pojęcia. Nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy.

Pochrząkał trochę patrząc na wszystkie rozłożone przed sobą papiery, porobił trochę min, wreszcie popatrzył na mnie i powiedział tak: "troszeczkę się zabawiłeś, Sławeczku".

Mimo zmęczenia, w jednej chwili, zdałem sobie sprawę, że on nie jest wkurzony, tylko rozbawiony; po prostu ma z rana świetny humor. I mimo tego, że wcześniej planowałem udawać, że po rosyjsku nie umiem mówić, zacząłem się skarżyć, że nie wiem co jest grane. Że przyszedłem spokojnie do hotelu, gdzie jestem legalnie zameldowany, że spokojnie poszedłem do swojego pokoju nikomu nie wadząc, a potem wpadł do mnie do numeru jakiś facet i chciał mnie bić. No to mu wpieprzyłem, bo normalny facet tak robi i nie wiem dlaczego przyjechała Milicja. Ja do Milicji nic nie mam, tym bardziej, że jak przyjechali to zachowywali się w porządku, elegancko, tylko ktoś z hotelu ich podpuścił, ale to fałszywe oskarżenia. Zresztą sami widzą, że jestem spokojny facet i jestem tu chyba tylko przez pomyłkę.

W trakcie mojej przemowy, ten dysponent mojego losu był coraz bardziej rozbawiony, a na końcu, to śmiał się niemal głośno. I już miałem nadzieję.

Kiedy jednak skończyłem te peany pod adresem Milicji, to po chwili śmiechu, jego mina się zmieniła. Powiedział mi ostro, że jestem winien naruszenia ładu i porządku publicznego i że zostanę ukarany.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

132.

Tu spojrzał na mnie, zrobił efektowną pauzę i widząc moje skupienie, bo senność i zmęczenie jakoś na chwilę udało mi się pokonać, powiedział łagodnie, żebym się tak nie przejmował, deportować mnie nie będą. No, ale było naruszenie prawa, więc musi być i kara. W związku z tym on nakłada na mnie karę pieniężną. I wpisał coś w papiery, po czym dał mi to do podpisania.

Wtedy zaprotestowałem, że nie znam języka rosyjskiego, nie wiem co jest w papierach i nic nie podpiszę.

Popatrzył na mnie jak na wariata.

Po chwili zaczął mi tłumaczyć, że oni też do mnie nic specjalnego nie mają, ale było zgłoszenie, była interwencja patrolu, są zeznania personelu hotelowego, są zniszczenia w hotelu, wyłamane drzwi, zbite szyby, więc to musi iść urzędowym torem. I on nie robi mi krzywdy, a to co robi, to zrobić musi i koniec. Więc jeśli chcę, żeby to się na tym skończyło, to lepiej żebym podpisał i zapłacił karę i to będzie zakończenie sprawy. I żebym go nie zmuszał do jej kontynuowania.

Zapytałem ile wynosi ta kara, którą ewentualnie mam zapłacić.

Popatrzył w papiery i powiedział, że czterysta siedemnaście rubli. Zapytałem jeszcze raz, czy to kończy sprawę. Odparł, że jeśli podpiszę i zapłacę, to jestem wolny i nic do mnie więcej nie ma.

Pomilczałem jeszcze chwilę i odparłem, że zgoda. Zgadzam się podpisać protokół i zapłacić karę, a poza tym daję mu tysiąc rubli, aby mi załatwił taksówkę do hotelu. Taksówkę zapłacę osobno.

 

Wiedziałem już z doświadczenia, że tu pieniądze mogą wiele zdziałać. Ale ten facet był widocznie przyzwyczajony. Kiwnął tylko głową i wziął papiery, po czym podał mi je pokazując gdzie mam się podpisać.

Podpisałem.

Po chwili do pomieszczenia wszedł jakiś gliniarz. Pewnie mój rozmówca miał przy biurku jakiś dzwonek, bo tamten wszedł akuratnie, kiedy był potrzebny. No i usłyszał polecenie, aby oddać mi wszystko, co zostało wzięte w depozyt podczas mojej rewizji po przybyciu. Nie wiem jaką miał minę, ale po chwili zjawili się we dwóch i przynieśli wszystko, co mi w nocy zabrali, czyli m.in. pasek od spodni, sznurowadła, pieniądze, a nawet reklamówkę z nietkniętą woda mineralną.

Woda, to było pierwsze co dopadłem. Miała fabryczną, nietkniętą nakrętkę, więc bez zwłoki przyssałem się do butelki i uzupełniłem płyny w organizmie. Potem przeliczyłem kasę. Dziwne, ale mniej więcej się zgadzała. Dokładnie nie byłem w stanie stwierdzić ile miałem, ile dolarów a ile rubli, ale szacunki się zgadzały. Reszta, w tym elementy garderoby, też była w komplecie.

Dałem mojemu rozmówcy pięćset rubli, mówiąc, że to za mandat i zaraz dołożyłem tysiąc na zamówienie taksówki. No i zacząłem doprowadzać do porządku garderobę. Wtedy ten zapytał ile daję za kurs. Odparłem, że już nie mam dużo rubli, ale pięćset mogę dać.

Wtedy się roześmiał i powiedział, że na co mi taksówka, skoro tu są milicyjne samochody. Więc żebym dał jeszcze te pięćset.

Wezwał jakiegoś gliniarza, coś z nim pogadał, potem mnie zapytał, czy mam już wszystko to co miałem wieczór. Odparłem, że jestem gotowy do wyjścia. Więc kazał mi iść z tym gliniarzem i życzył szerokiej drogi. No i poszliśmy.

Na zewnątrz był mróz niemały. Ale co tam. Wsiedliśmy do milicyjnego gazika i po parunastu minutach byłem przed hotelem. Zostałem dowieziony na miejsce. Dochodziło wpół do dziewiątej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

133.

Wszedłem do hotelu i poszedłem do recepcji po klucz. Za kontuarem siedziało kilka kobiet, m.in. ta małpa, która wezwała wczoraj milicję. A z boku siedział ten ochroniarz, z którym wczoraj powalczyłem. Miał podbite oko i wyraźnie pokiereszowaną i opuchniętą twarz. Zobaczył mnie i pokazał mi zaciśniętą pięść, ale tak, by one nie widziały. Wzruszyłem ramionami. Nie miałem czasu o nim teraz myśleć.

Recepcjonistka powiedziała mi, że nie mają klucza do pokoju, bo akuratnie ślusarze naprawiają drzwi, więc mogę wejść bez klucza. Pojechałem na górę. Przy drzwiach wejściowych do mojego pokoju dłubali coś jacyś faceci. Poprosiłem ich, żeby mnie przepuścili, bo ja tu mieszkam. Nie protestowali i widać było, że nie zrobiłem na nich żadnego wrażenia, no, może tylko obrzucili mnie dłuższym spojrzeniem.

Nie miałem telefonu, więc do Niny nie mogłem zadzwonić. Postanowiłem więc tylko się umyć, przebrać i pojechać na budowę. Bo co innego mogłem zrobić? Mogłem wprawdzie poszukać gdzieś przy metrze automatu, ale ani nie wiedziałem gdzie są, ani nie miałem monet, a poza tym uznałem to za zbędną stratę czasu. Bo w każdym układzie Niny i tak nie powinno być w domu o tej porze. Jak jej się udało, to jest w pracy, a jak się nie udało to i tak jej w domu nie ma. Więc szybko się umyłem, zmieniłem bieliznę i poszedłem do metra. Ślusarze nadal zostali przy drzwiach.

 

Było już po dziesiątej, kiedy dotarłem na budowę. W oknach kontenerów przy wejściu na plac nie było widać ani Manfreda, ani Willy’ego, więc przeszedłem obojętnie obok i wszedłem do budynku. Na schodach drugiego piętra zobaczyłem Janka, który schodził na dół. Ucieszyłem się, ale Janek nie miał wesołej miny. Od razu też powiedział, że właśnie mnie szuka i żebym się wrócił i szedł z nim. Gdy zapytałem gdzie idziemy, powiedział, że Manfred kazał mi przyjść. Zapytałem o Ninę. Odparł, że jest na budowie i normalnie pracuje. Gdy zapytałem czy wie o wczorajszym zdarzeniu, odparł, że tak, wie, ale nie jest dobrze.

Wyszliśmy z budynku i skierowaliśmy się do kontenerów. W oknie naszego było widać głowę Willy'ego, który patrzył w naszą stronę. Po chwili otworzył drzwi i powiedział coś po niemiecku do Janka, pokazując jednocześnie na kontenery dyrekcji budowy. Janek skierował się w tamtą stronę, rzucając krótko do mnie, abym szedł z nim. Kątem oka zauważyłem, że i Willy idzie za nami w tym kierunku.

Janek wszedł do środka, no a ja za nim. Zaraz przy wejściu kazał mi poczekać w korytarzu, po czym otwierając drzwi zajrzał do kilku pomieszczeń, ale zaraz je zamykał. W końcu, kiedy otworzył następne, usłyszałem rozmowę kilku osób po niemiecku i wśród nich rozpoznałem głos Manfreda. Janek stał w drzwiach nie zamykając drzwi, a kiedy rozmawiający przerwali na chwilę, powiedział, jak zrozumiałem, że przyszliśmy, po czym odwrócił się do mnie i kazał mi wejść. A za mną do pomieszczenia wszedł Willy.

Wewnątrz było dwóch facetów z dyrekcji. Znałem ich z widzenia, bo chodzili często po budowie, ale nie znałem ich funkcji. Trzecią osobą był Manfred, no i jako czwarty dołączył do nich Willy. Ja z Jankiem pozostałem przy drzwiach.

Jeden z tych dyrektorów powiedział coś patrząc na mnie, co Janek przetłumaczył jako pytanie czy brałem udział w bójce w hotelu. Odparłem, że to nie była bójka tylko samoobrona, bo zostałem napadnięty w pokoju, więc musiałem się bronić. Jednak dalsze moje próby tłumaczeń bezceremonialnie przerwał i stanowczym głosem zaczął mówić, a Janek tłumaczył, że dyrekcja budowy ma cały czas problemy z kwaterunkiem, gdyż nagminnie łamana jest dyscyplina i regulaminy w miejscach kwaterowania, że przez nasze zachowanie może być zagrożony harmonogram realizacji budowy, bo hotele odmawiają kwaterowania pracowników ze względu na zniszczenia jakie ciągle powodujemy, że w tej chwili nie mają gdzie zakwaterować pracowników następnych firm - wykonawców. I biorąc pod uwagę fakt, że złamałem regulamin hotelowy i pobiłem pracownika hotelu, i że dyrekcja otrzymała skargę na moje zachowanie, z dniem dzisiejszym jestem usunięty karnie z budowy i do jutra, do godziny jedenastej mam hotel opuścić. Poza tym ze względu na karne wydalenie zostaję pozbawiony prawa do zwrotu kosztów podróży, tak, że bilet do Polski mam sobie kupić za własne pieniądze.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

134.

Gościu na chwilę przerwał, Janek dokończył tłumaczenie no i nastała cisza. Wszyscy patrzyli na mnie. A ze mnie już opadły emocje. Wzruszyłem tylko ramionami i powiedziałem, że ja tam bójki nie szukałem, ani się nie awanturowałem. Poszedłem grzecznie do numeru z zamiarem spokojnego przespania reszty nocy i gdybym nie został zaatakowany u siebie, nikomu nic ode mnie nie groziło.

Janek tłumaczył moje słowa. Po chwili gość odezwał się już spokojniej, że on nie jest organem policji i dochodzenia nie ma zamiaru prowadzić kto jest winien. Brałem udział w bojce, otrzymał pismo z hotelu ze skargą na moje zachowanie, a jego zadaniem jest zapewnić spokojną i rytmiczną pracę budowy. A ja mu w tym przeszkadzam, więc zdania nie zmienia i postanowienia pozostają w mocy.

Wtedy do rozmowy włączył się Willy i coś powiedział do Manfreda. Manfred pokiwał głową, odpowiedział i po chwili rozmawiali już we trzech. Janek milczał. Nie mogłem się zorientować o czym rozmawiali, bo mówili szybko i czasami wszyscy naraz, więc nie wyłapywałem nawet pojedynczych słów. Ale nikt mi nie kazał wychodzić więc stałem dalej i patrzyłem na nich obojętnie.

Trwało to kilka minut. Zupełnie nie miałem pojęcia o czym mowa, aż w końcu ten facet z dyrekcji patrząc na mnie zaczął coś mówić i wtedy Janek przetłumaczył. Że na wniosek Manfreda, który nie ma zastrzeżeń co do jakości wykonywanej przeze mnie pracy i biorąc pod uwagę fakt, że dyrekcja nie stawia mi zarzutów złego zachowania na budowie, utrzymane zostaje pozbawienie mnie prawa do mieszkania w hotelu, natomiast jeśli znajdę sobie zakwaterowanie na własną rękę, to oni nic nie mają przeciwko dalszej mojej pracy, pozostawiając to całkowicie w gestii Manfreda. Dodał jeszcze, ze to wszystko i mogę wyjść.

Wyszedłem oszołomiony. Janek wyszedł za mną. Chciałem dowiedzieć się jak przebiegała rozmowa o tym wszystkim, ale z pomieszczenia wyszli również Manfred i Willy, więc Janek dołączył do nich, mnie zostawiając na chwilę samego. Usunąłem się ze ścieżki na bok, więc wszyscy przeszli obok mnie i skierowali się w stronę naszego kontenera. Janek kazał mi zaczekać na zewnątrz a oni weszli do środka. Po parunastu minutach wyszedł do mnie i zapytał co zamierzam robić. Odpowiedziałem, że nie wiem, że sam nie bardzo sobie poradzę i chciałbym zobaczyć się z Niną. Może ona coś wymyśli. No bo rano trzeba zabrać bagaże z hotelu i co niby mam z nimi zrobić. No i na jutro potrzebowałbym wolny dzień, bo nie wiem, czy coś dzisiaj uda się załatwić, bo jestem potwornie zmęczony i niewyspany i za chwilę padnę.

Janek pomyślał chwilę i poszliśmy do kontenera do Manfreda. Ja w zasadzie tam to nic już nie mówiłem, mówił Janek, ale widziałem, że Manfred nie robi przeszkód. Kiwał tylko potakująco głową i na koniec powiedział OK. Janek popatrzył na mnie, skinął na mnie głową i wyszliśmy na zewnątrz. Wtedy mi powiedział, żebym już nie szedł na budowę, tylko poszedł na stołówkę i zajął kolejkę, bo dochodziła przecież dwunasta. A on pogada z Niną i przyjdą obydwoje do mnie dołączą.

Tak też zrobiłem. Wziąłem dla wszystkich obiad i kiedy Janek z Niną przyszli, to mogliśmy od razu przejść do planowania akcji.

Ale najpierw musiałem zaspokoić ciekawość odnośnie zdarzeń w nocy. Okazało się, że ta cholerna recepcjonistka, która wezwała milicję, wyprowadziła Ninę z hotelu otwierając jej drzwi i przeprowadzając za radiowozy. Dziwna baba. Nina szybko złapała taksówkę i pojechała do domu, co było najrozsądniejszym wyjściem w tej sytuacji. No i to wszystko. Nic więcej się nie działo. Z kolei ja opowiedziałem wydarzenia w skrócie zaspokajając ich ciekawość, no i wróciliśmy do planowania. Nina tylko na marginesie skomentowała, że nic z tego nie rozumie, bo tak jak ona dotąd słyszała, to gliniarze nigdy nie oddają pieniędzy, rzucając najwyżej delikwentowi na pożegnanie 15 kopiejek do automatu telefonicznego. No ale może świat się zmienia?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

135.

Nina zaproponowała, żeby kupić parę wydawnictw z ogłoszeniami i usiąść na telefonie, no i w ten sposób, twierdziła, można najszybciej coś znaleźć. Był tylko jeden problem. Nie mieliśmy w centrum telefonu, aby potem błyskawicznie dojechać do jakiegoś wytypowanego lokalu. A być może trzeba będzie obejrzeć parę miejsc. A to zajmie trochę czasu. Poza tym tylko dziś mogłem poruszać się swobodnie po mieście. Jutro trzeba zabrać bagaże. Ale to rozwiązaliśmy szybko. Po prostu miałem wieczór się spakować i zanieść walizki do chłopaków, a odebrać kiedy będę mógł i tyle. Gorsza sprawa była z brakiem telefonu w hotelu a na przychylność personelu liczyć nie mogłem. W końcu stanęło na tym, że po obiedzie Nina jedzie do domu, po drodze kupi paręnaście gazet z ogłoszeniami, a w domu siada na telefonie i działa. A ja co godzinę mam do niej dzwonić z automatów przy metrze. Dalsze postępowanie w zależności od sytuacji. Janek natomiast miał załatwić zwolnienie dla Niny, aby nie zdenerwować z kolei Manfreda i Willy’ego.

Tak też zrobiliśmy. Niestety, moje telefony do Niny były bezowocne. Robiła co mogła, ale nie miała dla mnie dobrych wiadomości. W końcu wieczorem daliśmy spokój i zostawiliśmy kontynuację na jutro; trzeba było się wyspać.

Rano zaniosłem bagaże do pokoju Mirka i jeszcze trochę podrzemałem. Ale po ósmej, po telefonie do Niny, postanowiłem jechać do centrum. Tutaj i tak mogłem być tylko do jedenastej, a tam przynajmniej przy budowie była kafejka, gdzie można w cieple posiedzieć, no i wkoło były czynne automaty telefoniczne, co nie było tak powszechne. A dla mnie było bardzo istotne.

Mróz dokuczał od rana ostry. W metrze co prawda było ciepło, ale zanim dotarłem od stacji do kafejki, to już zmarzłem. A jeszcze poszukiwania czynnego automatu też trochę czasu trwały. W końcu znalazłem sprawny, tyle, że z Niną nie mogłem się połączyć, bo ciągle miała zajęty numer. Kiedy nareszcie się dodzwoniłem, to nogi niemal mi zamarzły. Byłem tylko w półbutach, bo innych nie lubię, ale na stanie na mrozie to one się nie nadają.

U Niny nie było nowości, więc umówiliśmy się za godzinę, abym znów nie czekał na wolną linię i poszedłem do kafejki. Po drodze kupiłem w kiosku dwa drinki w puszkach, aby się trochę rozgrzać alkoholem. No, ale kiedy wszedłem do środka i stanąłem w krótkiej kolejce, wzrokiem odruchowo obejrzałem salę i... zamarłem. Przy jednym ze stolików siedział sobie Willy i zabierał się do picia herbaty. Była gorąca, bo parowała solidnie. Widocznie wszedł tuż przede mną. No cóż. Dobrze, że puszki z drinkami miałem w matowej reklamówce, to przynajmniej nie widział, ale z wypicia nici. Będę też musiał zadowolić się herbatą.

Ukłoniłem mu się z daleka skinieniem głowy. Odkłonił się i pokazał ręką na krzesło obok siebie, wyraźnie zapraszając mnie do stolika, a kiedy barman podał mi zamówioną herbatę i odwróciłem się ponownie w stronę sali, znów wyraźnie skinął na mnie. Nie wypadało odmówić, chociaż wolałbym sobie posiedzieć sam. Ale co było robić. Podszedłem do stolika z herbatą w ręce. Willy odsunął mi krzesło, zapraszając abym usiadł. Podziękowałem uprzejmie i siadłem. Zastanawiałem się co to wszystko miało znaczyć. Kiedy Janek załatwiał z Manfredem wolne na dzisiaj dla mnie, Willy wszystkiego wysłuchał, ale się nie odzywał. Nie mogłem go rozgryźć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

136.

Chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Wreszcie Willy się odezwał. Trochę kpiąco zapytał czy raczej stwierdził, że pobiłem Ruskiego. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że jak do mnie powoli mówi, to ja rozumiem o co mu chodzi. Więc odpowiedziałem, że Ruskiemu się należało, bo uderzył, czy raczej próbował uderzyć Ninę.

Oczy Willego zrobiły się wielkie jak dawne dwudziestozłotówki. Teraz on zastanawiał się, czy mnie dobrze zrozumiał. W końcu zapytał o to. Więc potwierdziłem, że zrozumiał dobrze. Wtedy Willy pokazał na mnie palcem, a potem uniósł kciuk do góry. I wyciągnął do mnie rękę. Podałem swoją i tak uścisnęliśmy sobie ręce.

W międzyczasie siorbałem gorącą herbatę, aby się rozgrzać, no i szybko szklanka zrobiła się pusta. Chciałem wstać i wziąć jeszcze jedną, ale Willy powstrzymał mnie ręką i powiedział, że on mi zafunduje herbatę. Swoją zresztą też juz kończył i kiedy podszedł do baru, to zauważyłem, że barman szykuje dwie szklanki. Po chwili dwie nowe herbatki stały na stoliku, a Willy komentował to, że w tej kafejce robią świetną herbatę.

Próbowałem pociągnąć łyk takiej gorącej i omal się nie udusiłem. Opary gorącego alkoholu wypełniły mi płuca. Zaniosłem się kaszlem takim, że stary gruźlik to przedszkolak przy mnie. A Willy tylko się uśmiechnął i zapytał czy nigdy takiej herbaty nie pijam. Kiedy moje płuca lekko się uspokoiły odparłem, że owszem, pijam, ale nie aż tak mocną, a poza tym po prostu się nie spodziewałem, więc za dużo wziąłem na wdech. Stąd taka moja reakcja. Ale za to już mi nie było zimno, rozgrzałem się momentalnie.

Siedzieliśmy chwilę w milczeniu. Wreszcie Willy zapytał jak moje sprawy mieszkaniowe. Powiedziałem, że właśnie Nina siedzi na telefonie i usiłuje coś znaleźć. A ja mam dzwonić do niej co jakiś czas, sprawdzając postępy. Wtedy zapytał mnie o moje układy z Niną. Odparłem, że na razie tu jesteśmy razem. Willy pokiwał głową i rzucił: a potem?

Wzruszyłem ramionami. Nie było co mówić. Willy dalej kiwał głową. Doskonale mnie zrozumiał. Potem wypytał mnie o rodzinę w Polsce, powiedział, że był w Polsce na budowie w Gdańsku, trochę poopowiadał jak tam hotel budowali. W końcu druga herbata też się nam skończyła. Teraz ja chciałem zamówić, ale tak jak poprzednio i tym razem mi nie pozwolił i po chwili przyniósł następne dwie szklanki parującego płynu. Był równie mocny jak poprzedni.

Willy kontynuował swoje opowieści. Co jakiś czas tylko pytał czy rozumiem. Odpowiadałem, że owszem, kiedy mówi powoli to wszystko jest zrozumiałe. Nawet cała opowieść o budowie na Kubie, gdzie przebywał prawie dwa lata była zrozumiała. Namawiał mnie usilnie, żebym jak tylko będę miał okazję, to wybrał się na Kubę. Że jest tam jeszcze taniej, dziewczyny jeszcze ładniejsze i przede wszystkim nie ma mrozu i śniegu.

Trzecia herbata miała się ku końcowi. Powiedziałem Willemu, że muszę iść skontaktować się z Niną. Może ma jakieś wieści? I wtedy na twarzy Willego zaszła nagła przemiana. Spoważniał i powiedział, że jak jutro rano przyjdę na budowę, to nie mam się przebierać, tylko mam pozabierać wszystkie swoje rzeczy i czekać na niego. Popatrzyłem na niego zdziwiony. Nie wiedziałem co to ma znaczyć. Wtedy wstał i powtórzył: masz pozbierać wszystkie swoje rzeczy i czekać na mnie. I na odchodne rzucił: Ty już budowę hotelu Pallace zakończyłeś!

I wyszedł.

Byłem zdezorientowany. O co znów chodzi? Co to znaczy? Przecież wczoraj ustalono, że mogę być na budowie, a teraz on mi mówi, że ja już budowę zakończyłem? Czyżbym - podpuszczony - powiedział coś, co postanowił wykorzystać przeciwko mnie? Dlaczego? Mnóstwo pytań cisnęło się do głowy, ale przede wszystkim musiałem zadzwonić do Niny. Wyszedłem do automatu.

Nina od razu odebrała telefon. Nie miała nowych informacji. Chciałem jej opowiedzieć o wszystkim, ale mi przerwała, że nie ma czasu słuchać, bo zabiera się jechać do centrum i kazała mi czekać na stacji Paweleckaja. Tam sie spotkamy to porozmawiamy.

Wróciłem do kafejki. Ja do stacji Paweleckaja miałem rzut beretem, wszystkiego cztery stacje, Nina znacznie dalej, więc do spotkania było sporo czasu. Nie musiałem się spieszyć i nie musiałem marznąć. Wprawdzie herbatka Willego grzała mnie nadal, ale jego pożegnalne słowa sporo mnie otrzeźwiły i musiałem je przemyśleć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

137.

W kafejce robiło się coraz ciaśniej. Był to całkiem schludny lokalik i sporo młodzieży pracującej w okolicy przychodziło tu zjeść lunch. Zbliżała się godzina pierwsza. Postanowiłem też coś zjeść, bo na stołówkę było już za późno, a nie wiadomo co będzie dalej. Wybrałem zestaw obiadowy i usiadłem przy stoliku. Cały czas usiłowałem zrozumieć słowa Willego, ale żadne nowe pomysły nie przychodziły mi do głowy. Nie potrafiłem tego rozgryźć. No cóż, jutro wszystko miało się wyjaśnić. Oczywiście, jak do jutra przetrwam, bo na razie byłem bezdomny i nie miałem gdzie spać.

Zjadłem posiłek i poszedłem do metra. Trzeba zobaczyć się z Niną i poznać jej dokonania. Na pewno będzie mieć jakieś wnioski co do dalszego postępowania. Bo czasu pozostawało coraz mniej.

Spotkaliśmy się na peronie, pod ziemią. Nina od razu powiedziała, że na kolejowym dworcu Paweleckim mieści się agencja wynajmu mieszkań i jest tam umówiona, więc bez zwłoki poszliśmy podziemnym przejściem w stronę dworca. W drodze opowiadała gdzie i ile telefonów wykonała, aż ją palec boli od wybierania klawiszy na tarczy aparatu. I jak dotąd wszystko bez efektu. Ja z kolei powiedziałem o dzisiejszym spotkaniu z Willym i jego zachowaniu. Nina też była zdumiona i zaskoczona i też nie potrafiła rozgryźć słów Willego.

Ale daliśmy spokój rozważaniom o jego zachowaniu, bo zbliżaliśmy się do dworca. Nina zlokalizowała szukane przez nas biuro i weszła do środka. Wszedłem początkowo razem z nią, ale było tam strasznie ciasno, więc za aprobatą Niny, wyszedłem na hall dworca. Posiedziałem tam na ławce z pół godziny, kiedy w końcu Nina wyszła z tego kantorka. Niecierpliwie zapytałem o efekty. Nic nie mówiła, pokręciła tylko głową i kazała mi iść ze sobą.

Wyszliśmy na plac przed dworcem. Nina porozglądała się wkoło i dłonią pokazała kierunek w którym pójdziemy. W dłoni trzymała kartkę. Zapytałem co to. Okazało się, że na kartce był adres, który uzyskała w biurze. Powiedziała mi, że ta kartka kosztowała ją trzydzieści dolarów. Zażartowałem, że zastanowię się, czy jej to oddać.

Przeszliśmy plac przydworcowy, minęliśmy wejście do stacji metra i weszliśmy w plątaninę uliczek osiedlowych. Traciłem tu orientację, ale Nina, nawet nie wiem po jakich oznakach, jakoś odnajdywała drogę. W końcu weszliśmy do klatki jakiegoś niskiego bloku, weszliśmy po schodach na pierwsze piętro i Nina zadzwoniła do jakiegoś mieszkania.

Drzwi otworzyła jakaś dojrzała kobieta. Nina wyjaśniła, że my przyszliśmy w sprawie mieszkania. Kazała nam chwilę poczekać, cofnęła się do środka, a po chwili wyszła na klatkę z kluczami w ręku. Kobieta otworzyła kluczami drzwi wejściowe sąsiedniego mieszkania i weszliśmy za nią do środka.

Mieszkanie składało się z jednego, ale dużego pokoju, oraz dość obszernej kuchni i raczej małej łazienki. Było umeblowane i zagospodarowane, to znaczy było tu wszystko co do życia niezbędne, łącznie z łyżkami i garnkami w kuchni. Był kolorowy telewizor, pojemna lodówka i wszelkie niezbędne rzeczy. Było czysto i dość przytulnie. W pokoju stała duża, dwuosobowa wersalka, było też zabytkowe żelazne łóżko, oraz rozkładany fotel. Na środku stał stół z sześcioma krzesłami. Pokój miał na pewno znacznie ponad dwadzieścia metrów kwadratowych.

Kobieta zapytała jak nam się podoba i na jaki okres chcieliśmy lokal wynająć. Nina spojrzała na mnie. Odparłem, że podobać, to mi się podoba i że na razie do końca roku, a co potem, to jeszcze nie wiem.

Nie była zbyt zadowolona z odpowiedzi, bo to tylko półtora miesiąca, ale nie protestowała.

Nina wyjaśniła jej, że ona występuje tu tylko w charakterze doradcy, bo mieszka w Moskwie i mieszkania nie potrzebuje. To ja - obcokrajowiec - jestem najemcą, a ona mi tylko pomaga i jednocześnie gwarantuje, że tu nic złego się nie stanie. Zaoferowała zaraz kobiecie, że poda swój adres i nr telefonu w Moskwie, aby miała jakąś gwarancję na wszelki wypadek.

Taka deklaracja wyraźnie pomogła w negocjacjach. My zaakceptowaliśmy warunki bytowe, kobieta określiła cenę. Była do strawienia. Tu na razie jeszcze obowiązywały ceny radzieckie. Za półtora miesiąca wynajmu zażądała sto pięćdziesiąt dolarów. Zgodziłem się i zaproponowałem zapłatę z góry. Przystała na to ochoczo. Zapytałem jeszcze o telefon. Odparła, że istnieje wprawdzie możliwość podłączenia telefonu, ale ma złe doświadczenia z rachunkami, które przychodziły po wyprowadzeniu się wynajmujących i teraz nie udostępnia telefonu. Wtedy zaprotestowałem. Zaproponowałem jej kaucję, albo gwarancję Niny, że pokryje rachunki, które ewentualnie przyjdą po moim odjeździe.

Byłem widocznie dość przekonujący, bo po chwili zgodziła się. Ponieważ dałem jej już pieniądze, to wyszła na chwilę zanieść je do mieszkania, a po chwili wróciła z aparatem telefonicznym i wetknęła wtyczkę do sprytnie ukrytego gniazdka na ścianie pokoju. Chwilę jeszcze dyskutowały z Niną o jakichś szczegółach, Nina zapisywała dla niej swój adres i telefon, w końcu kobieta dała jej klucze i wyszła. Zostaliśmy sami w mieszkaniu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

138.

Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu, nadal stojąc przy drzwiach. Potem objęliśmy się i tak trwaliśmy chwilę w spokoju i dalej w ciszy. Musieliśmy odreagować napięcie dni poprzednich. Po chwili pociągnąłem Ninę do pokoju. Rozłożyłem wersalkę i położyliśmy się obok siebie, przytuleni, chociaż nadal całkowicie ubrani. Kiedy chciałem ją rozebrać, Nina zaprotestowała. Powiedziała, że nie chce korzystać z tutejszych ręczników, a swoich nie mamy. Więc pora zająć się ściąganiem bagaży póki jest czas, bo potem nie będzie kiedy. A wszelkie inne sprawy muszą poczekać. Poza tym ona musi jeszcze pojechać do domu, bo też swoje sprawy odłożyła i zajęła się szukaniem mieszkania, ale przyjedzie tutaj wieczór i noc spędzimy razem, więc żebym nie myślał o głupotach tylko zajął się konkretami.

Było około piątej, na budowie trwała jeszcze praca. Postanowiłem jechać pod stołówkę i spotkać się z chłopakami. Przecież musiałem odebrać swoje bagaże. Poza tym, chłopaki pewnie byli ciekawi relacji o ostatnich wydarzeniach. O wiele bardziej błahe sprawy były dogłębnie roztrząsane w naszej grupie, więc i ta na pewno nie przeszła bez echa. A informacje chłopakom się należały. Byli w porządku. A ja nie wiedziałem na czym stoję. Pomoc grupy mogła być dla mnie niezbędna.

Kiedy wyszliśmy, było już całkiem ciemno. Nina po drodze pokazywała mi widoczne w świetle latarni charakterystyczne szczegóły otoczenia, po których mogłem rozpoznać drogę powrotną. Nie dało się ukryć, orientację w terenie to miała o niebo lepszą niż ja. Kiedy już uwierzyła, ze poradzę sobie samodzielnie z dojściem do mieszkania, zeszliśmy do metra. No i tam rozstaliśmy się. Ona pojechała do domu, a ja w stronę budowy. To była ta sama linia, tylko odwrotne kierunki.

Na stołówce moje pojawienie się wzbudziło niemałą sensację. Chłopaki coś tam wiedzieli o całej sprawie, ale nie tak wiele. Janek mówił im, że byłem na budowie, że mam wrócić, ale co się działo, jak mnie zabrali z hotelu, to nie mieli pojęcia. Pytań było mnóstwo. Także o to jak się siedzi w ruskim pierdlu. Starałem się zaspokoić ich ciekawość, ale o słowach Willego nie mówiłem. Po prostu nie było jak. Zjedliśmy kolację i rozstaliśmy się z przekonaniem, że jutro spotykamy się na budowie.

Szkoda, że Janka nie było na kolacji. Może udało by się porozmawiać o Willym, może coś mówił w kontenerze podczas mojej nieobecności. No, ale trudno. Stąd informacji nie było i do jutra pewnie nie będzie.

Do hotelu wracali nie wszyscy. Pojechałem z Mirkiem, bo przecież on miał moje rzeczy. Po drodze opowiedziałem mu o spotkaniu z Willym i o słowach, które padły. Nie wiedział co powiedzieć. Nie rozumiał tego wszystkiego podobnie jak i ja. Obaj doszliśmy do wniosku, że tylko Janek może coś więcej wiedzieć, bo tylko on był blisko dyrekcji. Po budowie nie krążyły żadne pogłoski, żadne informacje, które sugerowałyby jakieś zmiany. Wszystko kręciło się zwyczajnie, jak co dzień.

Wyszliśmy z Mirkiem z metra i poszliśmy w stronę hotelu. Mirek wszedł do środka, a ja zostałem na zewnątrz. Nie chciałem tam recepcjonistkom i ochroniarzom pokazywać swojej fizjonomii, aby nie dawać im satysfakcji z tego, że przysporzyli mi kłopotów. Po chwili Mirek wrócił i przytargał moje walizki. Pomógł mi jeszcze zanieść wszystko do metra, pożegnaliśmy się i pojechałem już sam. A na Paweleckiej nie miałem już pomocników. Wyjście z metra i droga do mieszkania to był koszmar. Miałem dwie walizki i dużą torbę, jednej ręki więc brakowało, a poza tym nie znałem szczegółów trasy. To co Nina mi wbijała do głowy okazało się bardzo pomocne, ale jednak kojarzenie trochę trwało i do mieszkania dotarłem zmęczony jak zgoniony pies. Ale w końcu dotarłem.

Kiedy po wejściu odsapnąłem chwilkę, wziąłem prysznic, żeby dojść jakoś do siebie, a potem usiadłem, aby zanalizować sytuację. No i doszedłem do wniosku, że nic nie wiem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

139.

Postanowiłem zadzwonić do Janka, bo tylko on mógł mieć jakieś nowe informacje.

Janek po wysłuchaniu mojej opowieści o ostatnich wydarzeniach właściwie nic nowego mi nie powiedział. Nie wiedział jak ocenić słowa Willego, nie wiedział, czy oznaczają dobrze czy źle, poradził mi tylko, że skoro takie polecenie dostałem, to tego powinienem się trzymać, bo on w moich sprawach nie ma żadnego wpływu na Manfreda, czy inną wierchuszkę.. W całej tej sytuacji ze mną wykorzystywali go tylko jako tłumacza i nikt nie pytał go o zdanie, a on bał się coś sam od siebie powiedzieć, żeby w razie nie pogorszyć sprawy. Pogadałem później jeszcze trochę ze Zbyszkiem, ale też bez żadnych nowości. Oprócz moich problemów, dni toczyły się standardowo i leniwie. Zbyszek tylko zasugerował jakąś parapetówkę na moim nowym lokum, ale konkretne ustalenia zostawiliśmy na później.

Po dziesiątej przyjechała Nina. Szybko wylądowaliśmy na wersalce, rozładowując napięcie ostatnich wydarzeń. Potem jeszcze długo leżeliśmy w miarę spokojnie pieszcząc się leniwie, ciesząc się sobą, zadowoleni, że problemy ostatnich dni udało się jakoś pokonać. Było nam dobrze i nie chcieliśmy tego przerywać. Jednak kiedy sen zaczął nas morzyć, Nina wpadła na pomysł zmiany miejsca wypoczynku i przenieśliśmy się na łóżko. Jednak ten zabytek był bardziej ładny, niż solidny. Łóżko skrzypiało niemiłosiernie przy energiczniejszych ruchach, ale obojgu nam się to podobało i już tu zostaliśmy. Tak też przespaliśmy do rana.

Nina obudziła się pierwsza. Przecież w domu wstawała wcześniej, bo miała dłuższą drogę na budowę. To zegar biologiczny zadziałał, bo budzika nie było. Ale teraz do pracy to było jeszcze sporo czasu. Nina go nie traciła darmo. Ponoć połaskotała mnie trochę, pomasowała wrażliwe miejsca, a kiedy się obudziłem, to dosiadała mnie niczym klasyczna amazonka swojego rumaka... Było bosko. Nina pewnie obudziła połowę bloku, bo jęczała jak potępiona, łóżko też wydawało swoje odgłosy, ale co tam, na nic nie zwracaliśmy uwagi. Po prostu odrabialiśmy zaległości. Nina żartowała, że jak się przyzwyczai do tych odgłosów, to potem bez takiego skrzypienia nie będzie w stanie w przyszłości osiągnąć orgazmu. Ale szybko znalazłem odpowiedź, ze po pierwsze, cieszę się, że nie ma milszych skojarzeń, a po drugie drzwi wejściowe są dla niej zawsze otwarte i tu już ochraniarzy nie będzie, żeby nam bruździć. Więc nie ma się czego obawiać. Łóżko zawsze czeka.

Na stołówce byliśmy wcześnie jak nigdy. Po prostu nigdy nie jechaliśmy tak niedaleko i wyszliśmy z mieszkania ze zbyt długim zapasem czasu. Do budowy było tylko kilka stacje metra, wszystkiego niewiele ponad dziesięć minut jazdy. No i pięć minut dojścia do stacji. Zapamiętywaliśmy to wszystko, aby w przyszłości więcej takich błędów nie popełniać.

Naszych znajomych na stołówkę przyszło niewielu Większość jednak preferowała szybkie śniadanie u siebie, aby nie tracić rano czasu na drogę na stołówkę. Ale za to rano nie było kolejek, no i nie było żadnych ograniczeń w ilości zabieranych dań. Dlatego jakaś taka niepisana umowa zobowiązywała tych, którzy przyjdą, na zabranie ze sobą na budowę czegoś jadalnego, a szczególnie takich produktów, które nie tak szybko mogły się zepsuć. Po prostu dość często trzeba było wspomóc bliźnich, którzy zjawiali się na budowie głodni i skacowani, bo na śniadanie tego dnia właśnie nie mieli czasu. Sam korzystałem kilka razy z takiej pomocy, więc nie zapominałem o tym kiedy sam byłem na stołówce. Dlatego pozabieraliśmy z Niną parę zestawów śniadaniowych i poszliśmy na budowę.

Przed bramą Nina odłączyła się ode mnie i poszła do szatni, a ja przeszedłem przez bramę i stanąłem przed kontenerami. Ale tym razem okna były ciemne, znaczy nikogo jeszcze nie było Nie wiedziałem co robić, ale po pierwsze stać tu było za zimno, po drugie nie miałem ochoty rzucać się w oczy dyrektorom, no a poza tym miałem się spakować i wszystkie swoje rzeczy pozabierać budowy. Poszedłem więc na górę hotelu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...