Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Pamiętnik znaleziony w Moskwie


retrofood

Recommended Posts

140.

Byłem jednym z pierwszych i powinienem porozwijać kable i podłączyć lampy, aby oświetlić obecne miejsce pracy, no ale miałem przerwę, więc nie bardzo wiedziałem, gdzie wszystko jest pochowane. Ale po chwili przyszli Zbyszek z Arturem, porozwijali swoje kable i zapalili światło, a potem pomogli mi w poszukiwaniach, no i udało mi się zlokalizować wszystko to, co Nina pochowała. Znalazłem swoje osobiste instrumenty, a te przypisane do pokoju - porozkładałem. Bo tu na budowie było tak, że takie drobne rzeczy jak nóż, rolki do wygładzania tapet, przymiary, czy inne drobiazgi - to każdy dostał swoje i miał tego pilnować. A takie większe, jak stół, klejarka, drabiny, lampy, przedłużacze - to były przypisane do ekipy, albo nawet raczej do miejsca pracy, bo czasem zmieniało się miejsce pracy, a całość tego sprzętu pozostawała na miejscu, służąc następnej ekipie.

Przygotowałem więc pokój do pracy dla Niny, a sam z pozbieranymi swoimi sprzętami i spakowanym kombinezonem, czekałem na rozwój sytuacji. Na piętro po kolei dochodzili następni z naszej ekipy. Nie ze wszystkimi widziałem się już po wydarzeniach, więc powitaniom nie było końca. Kiedy dowiadywali się, ze wszystko jest w porządku, to nawet pokpiwali sobie ze mnie, że już mieli na mszę dawać, ale wszystko odbywało się sympatycznie i na wesoło. Poopowiadałem trochę o wydarzeniach na posterunku, ale o spotkaniu z Willym na razie nie mówiłem.

O tym wiedział oczywiście Zbyszek, ale on też nie miał dla mnie nowych informacji. Oczywiście, po moim telefonie, rozmawiali wczoraj z Jankiem na ten temat, ale Janek ponoć faktycznie o niczym nie ma pojęcia. Mało tego, podobno miał się wyrazić tak, że szefowie coś ukrywają przed nim, bo wiedzą, że jest bliżej z załogą. Że na budowie coś się może wydarzyć, że coś dyrekcja ukrywa, a Manfred wie o wszystkim, ale milczy. Zresztą Manfred ostatnio coraz częściej urywał się z budowy i nie ma go tu całymi dniami. Poza tym nawet jak rano przyjeżdża to często jest już nietrzeźwy i tylko wydaje Jankowi dyspozycje odnośnie zadań ekipy i znika. Nie było wyjścia. należało czekać.

Niny jeszcze nie było. Chodziłem korytarzem do pokojów, skąd widać było okna naszego kontenera, ale tam wciąż panowała ciemność. Janka też jeszcze nie było. A było już po wpół do ósmej. Tak to bywa. Nam, ze dwie minuty spóźnienia urywali godzinę z wypłaty. A oni mogli i godziny się spóźniać. I kasę brali.

W końcu przyszła Nina i reszta dziewczyn. Zrobiło się głośniej i weselej. Nina tapetowała z Olgą więc dla mnie tu i tak nie było miejsca. Przekazałem Ninie zapasy śniadaniowe ze stołówki, a także pokazałem gdzie chowam niewielkie już ilości "Moskowskiej", które tradycyjnie chomikowałem na wszelki wypadek. No bo diabli wiedzą co ze mną będzie.

Wreszcie przed ósmą przyszedł Janek. Byłem już trochę zdenerwowany, bo nie byłem nawet przebrany, a przecież po budowie chodzili dyrektorzy. Jeszcze się do mnie któryś przyczepi i znowu będę miał problemy. Ale kiedy zapytałem Janka co mam robić odparł krótko: - kazali czekać? To czekaj. Nic więcej nie wiem.

No to czekałem, szwendając się tu i tam, coraz bardziej zmartwiony o swoją przyszłość.

Wreszcie w okolicach dziewiątej do pokoju, gdzie przeszkadzałem Ninie w pracy, wpadł Janek i powiedział, że Willy o mnie pyta, wściekły, że na niego nie czekam. Pozabierałem szybciutko swoje pakunki i zbiegłem po schodach. Przed kontenerem nie było nikogo, więc poszedłem na górę. Janek przyszedł za mną.

Wewnątrz siedzieli Manfred i Willy. Szwargotali coś po niemiecku. Rzuciłem "morgen" na powitanie, odpowiedzieli zgodnie, ale poza tym nie zwracali na mnie uwagi. Janek wszedł za mną i bez słowa usiadł przy swoim biurku, przysłuchując się ich rozmowie, ale nie zabierał głosu. Milczałem i ja. Wreszcie Janek popatrzył na mnie i kazał mi usiąść na stołku, który stal przy ścianie. Usiadłem w milczeniu. przez kilka minut sytuacja się nie zmieniała. Nikt na mnie nie zwracał uwagi. Manfred i Willy wymieniali jakieś poglądy i nic innego się nie działo.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 1k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

141.

Kiedy już pośladki zaczynały mnie boleć od sztywnego siedzenia, nagle Manfred się ożywił, wyraźnie zobaczył coś przez okno. Ja siedziałem tyłem do okna więc nie widziałem, ale Jane wstał, rzucił mi krótko, abym z nim wyszedł, więc wyszliśmy na zewnątrz. A przy kontenerze stał sobie jakiś niewielki samochód dostawczy, do którego chłopaki z ekipy z Oktiabrskiej ładowali farby, szpachle i jakieś inne materiały z naszego magazynu. Zapytałem gdzie to wywożą, ale odparli, że sami nie wiedzą. Manfred kazał im ładować to ładują. Po chwili z kontenera wyszedł Willy, powiedział coś do Janka, a Janek skinął na mnie i z powrotem weszliśmy do kontenera. Tam Manfred przygotowywał pudła, które Janek kazał mi zanieść do samochodu. Widziałem w pudłach nasze sprzęty tapeciarskie, ale nadal nie miałem pojęcia po co to wszystko. Czyżby jakaś likwidacja magazynu? Przenosimy się na inne miejsce?

Janek też coś tam zniósł z góry, a i Willy przytargał spory pakunek. Wszystko to wylądowało we wnętrzu samochodu. Kazali mi też włożyć swoje pakunki, no i wsiadać do samochodu. Willy wsiadł ze mną. Po chwili wyjechaliśmy z budowy i pojechaliśmy w miasto.

Nie wiedziałem gdzie jedziemy. Willy w ogóle się do mnie nie odzywał, siedział z kwaśną miną i wyraźnie nie był już trzeźwy. Bałem się go, dlatego ja również milczałem. Mijane ulice nic mi nie mówiły, ja po prostu nie znałem Moskwy od strony ulic. Te kilka razy, które udało mi się spędzić w dzień na jej ulicach, to było albo centrum i okolice Placu Czerwonego, albo okolice stacji metra w miejscach gdzie dotąd mieszkaliśmy. Poza tym wszystko było nieznane.

Wtem prze okno zobaczyłem dworzec Kijowski. To miejsce znałem, bo przy dworcu był duży bazar z hurtową sprzedażą papierosów i przyjeżdżaliśmy tu w wolnych chwilach, aby robić zaopatrzenie. Zresztą inne towary też były tu tańsze niż w innych miejscach i robienie tu zakupów było opłacalne. Za bezcen kupiłem tu m.in. świetny aparat fotograficzny Kodaka, lornetkę myśliwską i szereg różnych innych rzeczy. Ale teraz nie to było najważniejsze. Ważne było to, że znałem topografię okolicy i zauważyłem, że samochód z głównej drogi wjeżdża w boczną prostopadle do dworca, a więc się od niego oddalamy. I nie trwało to długo. Po kilkuset metrach samochód się zatrzymał i wysiedliśmy.

Staliśmy przed klatką schodową starego, kilkupiętrowego bloku. Z boku drzwi wejściowych widniała klawiatura elektronicznego zamka, tak modnego urządzenia ostatnich lat w Moskwie. Chyba już więcej niż połowa wejść na klatki była tak zabezpieczona, a ta druga, mniejsza połowa Moskwy, czekała w kolejce na montaż. Firmy oferujące ten sprzęt zarabiały tu straszne pieniądze.

Kierowca podszedł do klawiatury, coś tam przycisnął i po chwili drzwi się otwarły, a w drzwiach ukazał się... Zenek! Był w swoim białym roboczym kombinezonie, umazany szpachlą, obsypany białym pyłem i widać było, że oderwał się od pracy. Zobaczywszy mnie, Zenek stanął jak wryty, ale po chwili przywitał się z Willym, coś do niego zagadał i przepuścił go do środka. Willy wszedł, a za chwilę z budynku wyszli jeszcze Tomek i Andrzej, dwóch chłopaków z tamtej grupy, podparli drzwi kawałkiem cegły i zaczęli rozładowywać samochód, wnosząc od razu część zawartości do środka. Od razu zrozumiałem, że swój ładunek muszę sam rozładować, zabrałem więc stół do tapetowania, który złożony tworzył wcale zgrabną walizkę, pudło z klejarką oraz swoje reklamówki i poszedłem za nimi po schodach na górę.

Remontowane mieszkanie było niewysoko, na pierwszym piętrze, więc droga była krótka. a przykładem chłopaków położyłem ładunek i wróciłem do samochodu po dalszą jego część. Nie było tego aż tak dużo i szybko przynieśliśmy wszystko do mieszkania. Zenek pomógł mi jeszcze na koniec zabrać z auta wiadra z klejem i kierowca odjechał. Ale tych ostatnich wiader nie nieśliśmy tak szybko na górę, tylko zrobiliśmy sobie odpoczynek na dole. Zenek błyskawicznie zdał mi relację z tego co się dzieje tutaj, ja musiałem mu opowiedzieć w skrócie wydarzenia ze mną, bo okazało się, że słyszał coś o nich, ale przecież nie był parę dni na budowie hotelu, to prawie nic nie wiedział. Przy okazji podał mi kod do zamka, aby nie prosić nikogo o otwarcie, oraz pokazał drogę na dworzec. Bo mi się wydawało, że samochód jechał prosto, ale i tak była krótsza trasa dla chodzących na piechotę. I jeszcze jedną ważną informację mi przekazał. Że niedaleko jest bezpieczna jadłodajnia, czyli Pizza Hut, bo na dojazd na stołówkę na obiad, to stąd szkoda czasu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

142.

Pogadaliśmy tak chwilę, popalili papierosów, no ale w końcu trzeba było wyjść na górę. A na górze Willy już się niecierpliwił. Rozmawiał właśnie po niemiecku z właścicielem lokalu (Zenek mnie uprzedził, że on cały czas jest na miejscu), ale gdy zobaczył Zenka, to natychmiast przerwał dysputy z gospodarzem i zaczął rozmowę z Zenkiem.

Zenek nie za bardzo znał niemiecki, ale Willy zaczął z nim rozmawiać powoli, tak trochę jak ze mną w kafejce. Nie starałem się podsłuchać, ale zrozumiałem, że pyta Zenka o sprawy techniczne. Zenek mówił o tym co już jest zakończone ze szpachlowania i szlifowania, że przed łazienką w korytarzu został do zrobienia kawałek ścianki z rigipsu, poszli tam, obejrzeli to miejsce, Willy kiwał potakująco, znaczy że wszystko jest zrozumiałe i zaakceptowane. Potem przeszli na sprawy bytowe i Zenek powtórzył mu to co mi mówił na dole, że niedaleko jest Pizza Hut, że oni tam chodzili na obiady i że jest całkiem porządku. Powiedział jeszcze, że wyjdzie ze mną i mi drogę pokaże, więc nie będzie problemu.

Po chwili Zenek przebrał się na wyjściowo i zeszliśmy na dół. Faktycznie, droga była nieskomplikowana. przejść z powrotem ulicą dwa budynki, skręcić o 90 stopni, i po stu metrach było się na miejscu. Tyle, że lokal otwierali o pierwszej, więc na razie było tu pusto. Wróciliśmy z Zenkiem do drogi wyjściowej i zapytałem go co sądzi o tym wszystkim, co może mi radzić, bo jak dotąd nie wiem co myśleć. Willy w ogóle się do mnie nie odzywa, teraz niby uratował mnie przed wylaniem z budowy, niby pogadaliśmy w kafejce, a przecież nie mogę zapomnieć jak Willy "polował" na mnie na hotelu żeby tylko znaleźć jakiś pretekst do usunięcia mnie z ekipy. I co, przemiana? Ale nic na nią nie wskazuje.

Zenek miał dla mnie jedną radę, aby nie przejmować się na zapas. Przypomniał mi, że jak był chory, to byłem jedynym, który wiedział o jego chorobie i pił z nim gorzałę z jednej szklanki. I powiedział, że do końca życia tego mi nie zapomni, bo wtedy był w dołku, a ja swoim normalnym zachowaniem przywróciłem mu wiarę, że choroba to jeszcze nie koniec świata. Leki szybciej pomogły jak zaczął z optymizmem patrzeć na świat i to samo mi radził. Dodał jeszcze, że jakby Willy chciał mi jakoś dokuczać, to raczej nie tu. Tu nie ma widowni. A to co dyrekcja chciała ze mną zrobić, to faktycznie miała być przestroga. I opowiedział mi o przypadkach w ich hotelu, po których już sześć osób zostało wydalone z budowy. Ale oni po zdarzeniach nie szli już na budowę i się nie dało zrobić z tego pokazówki. To pewnie ja miałem być pierwszym, tyle że postawa Manfreda i Willego zapobiegła temu. Byłem zadziwiony i lekko zszokowany.

Ale na pogaduszki nie było znowu tak dużo czasu. Musieliśmy zakończyć tą interesującą wymianę poglądów, by nie wkurzyć Willego moją nieobecnością i się rozejść. Zenek poszedł do metra, a ja wracałem na obiekt. Przy wejściu sprawdziłem kod zamka, był prawidłowy. Otwarłem drzwi i wszedłem na górę.

Willy rozmawiał z gospodarzem. Zobaczywszy mnie wchodzącego, przerwał rozmowę i zwrócił się do mnie. Był spokojny, mówił powoli i trochę ze słów, trochę z gestów zrozumiałem, że mam w pokoju rozłożyć sprzęt i przygotować się do tapetowania. Kiwnąłem głową i powiedziałem ok. na znak, że zrozumiałem i poszedłem się przebierać. A Willy wrócił do dyskusji z właścicielem. Potem rozłożyłem stół, rozpakowałem i umocowałem klejarkę, rozrobiłem dwa pudełka kleju i połączyłem to z tym płynnym klejem, jaki mieliśmy we wiaderkach. Bo takiej mieszanki używaliśmy na budowie hotelu. Rozumiałem, że ja tu jestem tylko pomocnikiem, więc do układania się nie zabierałem, ale odmierzyłem i oznaczyłem pion w rogu pokoju, założyłem rulon tapety na klejarkę, odmierzyłem i odciąłem pięć pokrytych klejem pasów no i poszedłem powiedzieć Willemu, że wszystko gotowe jest do tapetowania.

Willy kiwnął głową, że rozumie, chwilę jeszcze kończył rozmowę, a potem gospodarz został na kuchni, a on przyszedł do pokoju. To właściwie był salon a nie pokój, drzwi kiedyś łączące go z drugim zostały zlikwidowane i teraz oba pomieszczenia łączyło duże przejście. Coś tam kiedyś będzie montowane, ale nas to nie obchodziło. Mieliśmy tapetować tak, jakby nic tam nie planowano. No i dobrze, żaden problem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

143.

Willy rozejrzał się po salonie sprawdzając przygotowania, skinął aprobująco głową i wszedł na drabinę przy oznaczonym pionie.. Podałem mu pierwszy pas tapety. Szybko poradził sobie z prawidłowym ułożeniem góry, więc ja z dołu przejąłem pozostałą część i przykleiliśmy ją na dobrze. Błyskawicznie odciął górny zbędny pasek, ja odciąłem na dole i byliśmy gotowi do układania drugiego. Podałem mu go bez zwłoki. Willy chodził na drabinie chyba lepiej jak na nogach, więc drugi pas po chwili był na górze zgrany ze spoiną i wygładzony, ja zaś znów przejąłem jego dolną część i zanim on dokończył górę, to i dół drugiego był gotowy na klejenie trzeciego. No to podałem trzeci pas. Willy popatrzył na mnie z góry tak jakoś niezbyt przyjaźnie, ale to tylko zdopingowało mnie do lepszej pracy. Byłem skupiony absolutnie. Chyba nie wykonywałem żadnych zbędnych ruchów. Działałem jak dobrze zaprogramowany automat i to zaprogramowany na jakość lepszą niż mogą osiągnąć ludzie. Nawet pomyślałem wtedy, że ten zespół mógłby pracować z niesłychaną wydajnością przy zachowaniu najlepszej jakości. Myśmy we dwóch to robili po prostu dobrze, rozumiejąc się bez słów. Przyklejenie trzech pierwszych pasów trwało niewiele ponad piętnaście minut. A przecież ja jeszcze zdążyłem odmierzyć i pokleić dwa następne pasy.

Podałem Willemu czwarty pas, nie pozwalając sobie na żadną przerwę. Spokojnie i pewnie zespoinował i przykleił górę. Ja nie byłem gorszy i kiedy tylko mogłem przejąć dół, od razu przejąłem spoinowanie, a ponieważ Willy był wytrawnym fachmanem, to pasy nie były porozciągane i bez problemów krawędzie mi się zestykowały do samego dołu. Szybko wycisnąłem rolką pozostałe pęcherze, odciąłem dół i byłem gotowy na klejenie piątego pasa. Zabrałem go ze stołu, ułożyłem na ręce do podania i czekałem pod drabiną. Willy coś tam jeszcze dopieszczał tapetę na górze i nie patrzył na mnie, a kiedy skończył, jego wzrok powędrował w dół, i ujrzał mnie stojącego z gotowym następnym pasem tapety na ręce.

Wtedy się wściekł. Zasyczał jeszcze na drabinie, co ja sobie wyobrażam, czy zaplanowałem go wykończyć? Więcej nie zrozumiałem, bo wyrazy zaczęły latać jak szalone ptaki, ale kiedy zszedł z drabiny na podłogę i popatrzył na mnie, pewnie pojął, że nie rozumiem co mówi i stoję ogłupiały, bo przecież starałem się pracować jak najlepiej.

Wtedy ton głosu znacznie obniżył. Może też dlatego, że przypomniał sobie, że jest tu gospodarz, który siedzi w kuchni i słucha cicho włączonego radia Byli też przecież Tomek i Andrzej, którzy kończyli ściankę przy łazience, mieli ją jeszcze zaszpachlować i wyszlifować. Najwyraźniej słowa przeznaczone były tylko dla mnie. A że dalej nic nie rozumiałem, Willy skierował się za szafę, która stała w drugim pomieszczeniu złączonym z naszym salonem i kiwnął na mnie abym podszedł do niego.

Za szafą, zaczął już spokojnie i powoli pytać mnie, retorycznie oczywiście, czy ja sobie zaplanowałem wytapetować ten pokój do obiadu. Bo oni zaplanowali na to tydzień i za tydzień roboty wzięli kasę. A ja tu się wpieprzam i zawyżam wydajność, no i właściciel może się wkurzyć i za następne roboty nie zapłacić tyle ile zażądają. A potem popatrzył na mnie tak jakoś spokojnie i dobitnie powiedział, żebym zapamiętał sobie, że budowa hotelu dla mnie się zakończyła i żebym wyrzucił tamte przyzwyczajenia z pamięci. Tam była inna dyscyplina, a tu będzie inna. I żebym nie ważył się wyskakiwać przed niego. To on rejestruje moje godziny pracy, a nie ja jego. I mam go słuchać we wszystkim.

Milczałem. Byłem lekko zszokowany i w ogóle nie bardzo byłem pewien, czy właściwie zrozumiałem jego intencje. Willy chyba zdawał sobie z tego sprawę, bo po chwili powtórzył, że ten pokój mamy zaplanowany na tydzień. A po chwili dodał, że abym zrozumiał, że to on jest szefem... tu sięgnął do kieszeni i wyjął z niej garść zmiętych banknotów rublowych, wcisnął mi w rękę i powiedział, że mam iść do dworca i przynieść mu sześć piw.

Co było robić, poszedłem, chociaż cały czas lekko oszołomiony, ale absolutnie trzeźwy.

Daleko nie było. Za parę minut wróciłem z piwem. Willy znów na kuchni rozmawiał z gospodarzem, ale kiedy usłyszał odgłos otwieranych i zamykanych drzwi wejściowych, to nawet nie musiałem mu się meldować. Za paręnaście sekund zameldował się za szafą, gdzie zaniosłem reklamówkę, szybko otworzył jedną butelkę i przyssał się do niej. Po chwili wyjął drugą butelkę z reklamówki i podał ją mnie. Nie mogłem odmówić. Otwarłem kapsel dźwignią o drugą butelkę, tak jak robią to u nas na festynach, co spotkało się z widocznym uznaniem w oczach Willego i po chwili staliśmy sobie we dwóch za szafą, spokojnie popijając piwo.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

144.

Kiedy butelki były puste, Willy sięgnął po następne. Jedną dla siebie, a drugą znów podał mnie. W międzyczasie oddałem mu resztę pieniędzy, próbując się rozliczyć z zakupów, ale machnął tylko ręką i schował wszystko co mu dałem do kieszeni, nawet nie patrząc co to jest.

I tak wypiliśmy drugie piwo, a potem trzecie. Willy wyraźnie łapał lepszy humor. Już nie był taki ospały jak rano. Coraz to próbował ze mną rozmawiać, ale nie bardzo rozumiałem co do mnie mówi i to go trochę zniechęcało. W końcu, kiedy już trzecie piwo nam się skończyło, trochę zaskoczony, że już nic nie ma, powiedział, że idziemy na obiad. Powiedział to nawet gospodarzowi. Idziemy, to idziemy. Było wprawdzie dopiero wpół do pierwszej, na hotelu za takie zapędy można było nieźle dostać po łapach, no, ale przecież tu nie był hotel.

Kiedy wyszliśmy z budynku, Willy zapowiedział mi, że w ogóle nie zna tej okolicy i jestem odpowiedzialny zarówno za obiad jak i za jego powrót wieczorem do hotelu na Oktiabrską. Pytał ze dwa razy, czy zrozumiałem, a kiedy potwierdzałem, był wyraźnie uspokojony i zadowolony. A co tam, myślałem. Żaden problem go stąd poholować.

Pizza Hut znaleźliśmy bez problemów. Ale lokal był jeszcze zamknięty, A przed wejściem ciągnęła się spora kolejka. Cóż było robić. Stanęliśmy grzecznie w kolejce i umilaliśmy sobie czas rozmową. Willy trochę pytał o moją rodzinę, trochę opowiadał o swojej, ale jak się zapędził, to przestawałem go rozumieć i stałem jak na tureckim kazaniu. Dobrze, że nasze oczekiwanie trwało nie tak długo, bo równo o pierwszej, podwoje lokalu się otwarły i za innymi kolejkowiczami weszliśmy do środka.

Było tu obszernie i kiedy zajęliśmy stolik, to kelnerka zameldowała się niemal natychmiast. Willy próbował z nią rozmawiać, ale szybko okazało się to niewykonalne. Więc zapytał mnie, czy znam rosyjski, a kiedy potwierdziłem, to tylko zreflektował się, że tak..., że Nina..., że głupio pyta. I potem tylko spokojnie mi przekazał, żebym zamawiał co uważam nie przejmując się kasą, bo za wszystko on płaci. I powtórzył to drugi raz, znów upewniając się, czy prawidłowo zrozumiałem, a kiedy potwierdziłem, już uspokojony czekał tylko na efekty moich działań.

Na pizzę czekało się tu dwadzieścia minut. Ani mniej ani więcej. Pani od razu wytłumaczyła, że jest to normalny proces technologiczny, bo tu się żadnych mrożonek nie używa. A oczekiwanie można sobie osłodzić korzystając za niewielką opłatą z baru sałatkowego w stylu szwedzkim, a także można zamówić wino. Przekazałem to Willemu. Nie wiem jak, ale zrozumiał dobrze. Oczywiście zgodził się na sałatki, a wina kazał zamówić po litrze na głowę. Kiedy przekazałem kelnerce zamówienie, to odparła, że tutaj ani alkoholu, ani innych napojów nie podają w butelkach. Willy widział naszą dyskusję i zrozumiał, że coś jest nie tak. Kiedy udało mi się wytłumaczyć mu o co chodzi, to roześmiał się tylko i powiedział, żeby przyniosła dwadzieścia setek w lampkach. Tak też zamówiłem. Zamówienie zostało przyjęte.

W oczekiwaniu na wino. poszliśmy po sałatki. było tego multum. Każdy brał co chciał, nie konsultowaliśmy tego z sobą, ale przy stoliku talerze prezentowały się całkiem podobnie. Willy trochę pośmiał się z tego, ale komentarza nie zrozumiałem, bo przyniesiono wino. Wino wybierał Willy, ja nawet nie pamiętam jego nazwy, ale było bardzo dobre. Niby wytrawne, ale jednak nie zostawiało na języku i podniebieniu smaku kwasu, tylko bardzo specyficzny, lekko dębowy aromat. Doskonale pasowało do posiłku i wzmagało apetyt.

Tyle, że pewnie nie w takiej ilości. Piliśmy wino i jedliśmy sałatki, a może odwrotnie, po paru lampkach już się było trudno zorientować. W każdym razie, kiedy przyniesiono nam pizzę, to mieliśmy jeszcze tylko po dwie pełne lampki wina. A pizza był z gatunku maksimów. Ogromna. Taką chciał Willy i taką nam podano. Jeszcze na stoliku kelnerka pokroiła ją na kawałki, życzyła smacznego i chciała odejść, ale Willy ją zatrzymał i zamówił kolejne dziesięć setek tego wina, czyli po pięć na głowę. Zamówienie zostało przyjęte.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

o mamo, nawet nie wiedziałem, że tyle ludzi to czyta... :oops:

dzięki za dobre słowa.

dalsze odcinki w przyszłym tygodniu, bo komp mi się całkiem skiepścił i korzystam teraz gościnnie ze sprzętu żony.

A może ktoś ma kartę graficzną z początków XXI stulecia?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...