Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Pamiętnik znaleziony w Moskwie


retrofood

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 1k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Mam nadzieję, że my nie będziemy czekać na ciąg dalszy. :D
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

27.

Poszedłem na drugi koniec „podkowy” do tapetujących chłopaków. Popytałem o Manfreda i Willego. Chłopaki twierdzili, że na budowie ich nie ma. Nawet kontener biurowy na zewnątrz był pusty. Pewnie gdzieś była jakaś nasiadówka. Pokręciłem się więc kilkanaście minut i nikomu nic nie mówiąc w jakim celu zbieram informacje, wróciłem do Niny. Oczywiście, w międzyczasie załapałem się na parę kieliszków spożywanych właśnie środków wzmacniających, więc byłem dość ożywiony. Przy okazji zabrałem ze sobą parę odcinków tapety, aby nie wyglądało, że darmo chodzę.

Nina spokojnie gruntowała zaułki, a kiedy wszedłem do pokoju to z mojej spokojnej miny natychmiast zrozumiała, że teren jest „czysty” i podeszła ze mną do okna. Rozwinąłem jeden pasek tapety i jej podałem, po czym cofnąłem się, obserwując jej czynności. A właściwie miałem zamiar obserwować, bo mój wzrok ześlizgiwał się z jej rąk na wiercący się, wypięty zadek. No po prostu było na co patrzeć. Nina wetknęła głowę pod parapet i jej sylwetka była w tej pozycji straaaasznie dwuznaczna i na samą myśl o tym chciało mi się śmiać. Śmiech jednak szybko mi przeszedł, kiedy nagle cofnęła się i wstała, pytając czy dobrze zrobiła. Zbliżyłem się do tapety, przykucnąłem i popatrzyłem. Tapeta był przyklejona na zakładkę.

Szybko odkleiłem ten pas od ściany. I mówiąc jej aby patrzyła dokładnie na to co i jak robię, zacząłem ponownie kleić pas do ściany. Patrzyła na mnie i uważnie słuchała. Szczególnie jak tłumaczyłem, że pomiędzy pasami nie może być żadnej szczeliny ani żadnej zakładki. Ma być styk, który w dodatku nie będzie widziany przez patrzącego na ścianę już z odległości około metra. A właściwie, to nawet wtedy nie powinien być widoczny. I jak rolować pas, aby wycisnąć wszelkie pęcherze powietrza spod tapety. Widziałem, że była trochę zaskoczona. Powiedziała, że w Rosji zawsze kleiło się tapety za zakładkę i na jednym brzegu to nawet wzoru już nie drukowali, bo wiadomo było, że ten bok należy zakleić sąsiednim. Odpowiedziałem jej, że czasy się zmieniają. I lekko kpiąco dodałem, że od dzisiaj i w Rosji mają obowiązywać światowe standardy i żadnych zakładek już nie będzie. I kazałem jej to powtórzyć. Szybko załapała, że żartuję, ale trzymając konwencję i udając powagę, stanęła na baczność i powtórzyła. moje słowa, że od dziś żadnych zakładek w Rosji nie będzie.

Roześmieliśmy się obydwoje. Wyglądało na to, ze szybko się dogadujemy.

Śmiech śmiechem, ale nie zapominałem o bezpieczeństwie. Wyjrzałem na korytarz. Było spokojnie.

Należało odmierzyć pion na tapetę pod drugim oknem. Spokojnie tłumaczyłem Ninie co i dlaczego robię. Oczywiście, nie było tak prosto jak tu opisuję. Często brakowało mi odpowiednich słów. Ale jakoś objaśniałem sytuację opisowo, a Nina gdy rozumiała, podpowiadała mi odpowiednie słowa po rosyjsku. Szło nam coraz lepiej. Gdy położyłem pierwszy pas, znowu pozwoliłem jej kłaść sąsiedni. Tym razem siłą woli zostawiłem jej zadek w spokoju i patrzyłem na to co robi, na bieżąco podpowiadając i korygując jej układanie. Poszło całkiem dobrze. Więc pochwaliłem ją, że gdyby tak jeszcze parę dni, to mogłaby całkiem śmiało układać długie pasy na ścianie. Widać było, że jest strasznie zadowolona z pochwały, chociaż musiała sobie zdawać sprawę z tego, że to było trochę kokieteryjne.

Wróciliśmy do swoich zajęć, kiedy po chwili przyszedł Zenek z paroma kumplami. Oczywiście, nie z pustymi rękami. Zresztą dzień się kończył, ciężki dzień, a w dodatku było to zakończenie tygodnia. Coś nam się należało. Wypiliśmy po parę łyków. Zapytałem Ninę, czy pija wódkę. Odpowiedziała, że w ogóle nic alkoholowego nie pija. Robiła swoje udając, że nie zwraca na nas uwagi. Postanowiłem, że też nie będę się chłopakom chwalił, że jakaś nić porozumienia się między nami nawiązuje. Niech na razie nikt się tym nie zajmuje.

Jeszcze nie skończyliśmy butelki, kiedy obserwator od korytarza powiedział, że nadchodzi Janek. Część grupy natychmiast wywiało z pokoju, a ja tradycyjnie wziąłem metrówkę i zacząłem coś mierzyć pod trzecim oknem. Zenek złapał jedną rolkę od Niny i też zaczął symulować pracę.

Przyszedł Janek. Od razu wygonił Zenka twierdząc, że ma zajęcie w innym pokoju i zaczął rozmawiać z Niną. Było wyraźnie widać, że nie jest to ich pierwsza rozmowa i Nina traktuje go jak szefa, ale takiego dobrego szefa – przewodnika. Janek zapytał czy ja jej nie dokuczam. Zaprzeczyła. Pochwaliła mnie nawet, ze dałem jej spróbować tapetować i poprosiła Janka, żeby się o to na mnie nie gniewał, bo ona bardzo chciała tapetować i że jakby co, to jest to jej wina i żeby mnie nie karać. Janek udawał, że się namyśla. Po chwili zapytał, czy w takim razie chce ze mną od poniedziałku tapetować. Aż skoczyła do góry z radości. Oczywiście, że by chciała. No to Janek w związku z tym powiedział mi, że od poniedziałku wracam do swojego pokoju tapetować ściany. Za pomocnika będę miał Ninę, a Grzesiek przejmuje moją działkę, czyli klejenie pod parapetami. I głośno mnie pouczył, że dziewczynom nie wolno dokuczać, bo są pod jego specjalną ochroną. Chwilę jeszcze z nami porozmawiał i zaczęliśmy sprzątać wszystko i zbierać się na kolację. Tydzień pracy odchodził w przeszłość.

Ale to była praca, a w innych dziedzinach tydzień jeszcze się nie skończył.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak mi sie fajnie czytało, a tu nagle takie rozczarowanie :wink: :D

........ Wprawdzie powinienem trochę poczekać, bo grunt był zbyt świeży, ale co tam. Przyjdą kaloryfery i zasłonią ewentualne niedoróbki.......

 

widocznie wszyscy mają chwile słabości :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a mnie najbardziej spodobał sie ten kawałek roboty :D :wink:

 

...cofnąłem się, obserwując jej czynności. A właściwie miałem zamiar obserwować, bo mój wzrok ześlizgiwał się z jej rąk na wiercący się, wypięty zadek. No po prostu było na co patrzeć. Nina wetknęła głowę pod parapet i jej sylwetka była w tej pozycji straaaasznie dwuznaczna.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a mnie najbardziej spodobał sie ten kawałek roboty :D :wink:

 

...cofnąłem się, obserwując jej czynności. A właściwie miałem zamiar obserwować, bo mój wzrok ześlizgiwał się z jej rąk na wiercący się, wypięty zadek. No po prostu było na co patrzeć. Nina wetknęła głowę pod parapet i jej sylwetka była w tej pozycji straaaasznie dwuznaczna.

 

jakby nie patrzył, to dla mnie tez by był podejrzany :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

28.

Na stołówce wszyscy skupiali się wokół Mirka. To on dzisiaj miał najświeższe informacje. Mirek twierdził, że Tatiana od poniedziałku będzie tapetować ze Zbyszkiem, a Luba z Janem. Nie wiedział natomiast o dyspozycjach co do Niny. I dobrze. Ja się ze swoją wiedzą nie wychylałem, boby mi dokuczali przez cały weekend. A informacje co do Tatiany i Luby mogły być prawdziwe. To wyjaśniałoby, dlaczego Jan zrezygnował z Niny i bez żalu dał mi ją do pary. Luba też prezentowała się niczego sobie. Widocznie bardziej mu się spodobała. Ja z kolei byłem zadowolony, że została mi Nina. Wszystkie trzy zresztą przyszły na stołówkę i stanęły w kolejce z Rosjanami. I znowu udawały, że nas nie widzą. Zresztą nie tylko nas. Na stołówce było wielu Polaków, bo tu coraz więcej osób z Polski pracowało. Zdążyłem się już zorientować, że całą instalację elektryczną robił Elektromontaż, klimatyzacje i wentylację również firma polska – jakiś Bud-instal, a poza tym wielu Polaków pracowało na podobnych zasadach jak my, czyli niby firma austriacka, szefostwo austriackie, a pracownicy z Polski. Byli to m.in. monterzy gipsokartonu, płytkarze, czyli fliziarze, jak to mówią w Krakowie, a także fachowcy od wykładzin. W zasadzie to wszystkie roboty wykończeniowe robili Polacy, z wyjątkiem stolarki, gdzie było kilku Austriaków i Turków do normalnej pracy. A i tam było też kilku Polaków. Większość budowy już wiedziała, że pracują u nas kobiety, no i cholernie nam zazdrościła. Nie zdawaliśmy sobie wtedy sprawy, że będzie znacznie gorzej, że staniemy się najbardziej znienawidzoną firmą na budowie.

Na razie chłopy próbowali na stołówce zaczepiać dziewczyny, ale one kompletnie na nic nie reagowały. Na żadne słowa, żadne zawołania i żadne gwizdy. Wreszcie zniechęcone towarzystwo dało im spokój. A my zjedliśmy kolację i pojechaliśmy do hotelu.

Już w drodze rozgorzała dyskusja, co będziemy wieczór robić. Mirek z ekipą optowali za „Hanoi”. My z kolei zachwalaliśmy nocny bar, mając „na plus” bardzo poważny argument, że to jest znacznie bliżej łóżka. Jednak chłopaki wyśmiali ten argument twierdząc, że tylko metrem jest jechać daleko. Bo na skróty to taksówką jedzie się kilka minut a kosztuje to parędziesiąt rubli. W końcu zostawiliśmy sprawę do rozstrzygnięcia na miejscu, w hotelu, po kąpieli.

W pokoju zastałem super porządek. Było czyściutko. Zajrzałem do szafy. Wszystkie ciuchy uprasowane pachniały świeżością. Etażowa sprawiła się super. Należało przedłużyć umowę, albo zawrzeć ją na stałe. Kiedy rozglądałem się wokół, mój wzrok padł na telefon i przypomniałem sobie o Lenie. Szybko zadzwoniłem. Tym razem to ona odebrała telefon. Zapytałem, czy może rozmawiać. Mogła. Próbowałem zaprosić ją gdzieś na dzisiejszy wieczór, ale odmówiła, twierdząc, że nie może, że już za późno, aby mogła zorganizować swoje wyjście. Nie pytałem o szczegóły. Umówiliśmy się wobec tego na jutrzejsze popołudnie na mieście. I dobrze.

Wyszedłem na korytarz. Naprzeciw naszego pokoju był pokój Grześka. Stamtąd dobiegały odgłosy rozmowy. Wszedłem do pokoju. To tu kontynuowano dyskusję z metra. Po parunastu minutach dysput, stanowisko większości przechylało się na tą stronę, że dzisiaj jedziemy do Hanoi, a jutro wszyscy idziemy do baru. Ja się specjalnie nie odzywałem, bo nie miałem ochoty na Hanoi. A prawdę powiedziawszy to i na bar niespecjalnie. Zresztą, zawsze po jedzeniu ogarniało mnie jakieś rozleniwienie i nic mi się nie chciało. Powiedziałem więc, że niezależnie od ustaleń zostaję, bo nie mam siły na włóczęgi. Poparło mnie jeszcze parę głosów. W końcu Mirek policzył chętnych do Hanoi, zaraz też zadzwonił do znajomego kelnera, aby zarezerwować miejsca i rozstaliśmy się. Poszedłem do pokoju. Za mną powlókł się Artur. On również siedział tylko u Grześka, ale głosu nie zabierał. Też był dzisiaj chory i zmęczony. W pokoju od razu położył się na łóżku. Zapytałem o rewelacje Mirka ze stołówki. Arek potwierdził, że od poniedziałku Tatiana ma z nimi tapetować. Zapytałem dla czego „z nimi”, dlaczego nie tworzy nowej pary. Odparł, że załatwił z Jankiem, aby mógł zostać i będą tapetować we trójkę. Okazało się, że wie również o mnie i o Ninie. Bo to wszystko, to Janek ustalał ze Zbyszkiem, a on się przysłuchiwał. Nic nie mówił na stołówce, bo był zbyt zmęczony i skacowany. Zaproponowałem lekarstwo. Na stoliku stała przecież moja dwulitrówka „pasaszok” i jakieś napoje. Artur trochę się zastanawiał, ale w końcu usiedliśmy przy stoliku i wypiliśmy po maluchu. A potem jeszcze po kilka. Zrobiło się raźniej. W końcu już nie pamiętam który z nas wpadł na pomysł, aby zadzwonić na Oktiabrską i zaprosić chłopaków do baru. Zadzwoniliśmy i trafiliśmy na Zbyszka. Posłuchał moich opowieści o barze i powiedział, że może przyjadą, bo nic w planach na dziś nie mieli. No to wytłumaczyliśmy dokładnie, jak do nas jechać i kontynuując tradycyjne „po maluchu” czekaliśmy na ich przyjazd. O dziewiątej zjechaliśmy na dół, bo ochrona bez naszej „karty gościa” nikogo by nie wpuściła, wreszcie chłopaki weszli. Było ich trzech: Zbyszek, Janek i Cezary – jeden z poprzedniej grupy. Poszliśmy najpierw do nas, chłopaki się rozebrali z kurtek, a potem pojechaliśmy do baru.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

29.

Tutaj chłopakom się spodobało. Dzisiaj nie było tłoku, zresztą w ogóle w hotelu dzisiaj jakoś goście mało rzucali się w oczy. Pewnie na weekend większość wywiało. Zamówiliśmy drinki. Oni również zwrócili uwagę na to, że bez pytania dają drinki z lodem. Siedzieliśmy więc wygodnie w fotelach przy stoliku i sącząc drinki leniwie rozmawialiśmy. Po chwili do baru przyszli Gienek i Tomek z naszej grupy i do nas dołączyli. Janek zaczął opowiadać wieści z budowy. Potwierdził wszystkie dotychczasowe ustalenia, dodając, że od poniedziałku na budowie będzie dziesięć kobiet i systematycznie będzie dodawał je do chłopaków tworząc nowe pary. Wszystkich na raz nie może, bo nie ma jeszcze dla wszystkich sprzętu i czekają na dostawę z Austrii. Poza tym uprzedzał nas, ze Manfred coś zaczyna kręcić nosem na nasze „spożywanie”. Wprawdzie nie dotyczy to naszej grupy, ale ostatnio podejrzewał Andrzeja i Adama z drugiej grupy, tylko nie miał ich jak sprawdzić, bo się gdzieś zamelinowali, a on nie miał wtedy czasu ich szukać. Chłopaki się na drugi dzień oczywiście wyłgali, że zeszli po farbę, no ale Manfred zrobił się podejrzliwy i mogło paść na każdego z nas. Wprawdzie Austriacy nie wymagali bezwzględnej trzeźwości, u nich samych w biurze na szafach stały skrzynki z piwem, no ale przesady nie tolerowali. A od decyzji Manfreda dla nas odwołania nie było...

I tak sobie pogadując dotrwaliśmy do północy. Małolaty kręcące się po barze nie były zbyt zadowolone, bo nie zwracaliśmy na nie najmniejszej uwagi. A było ich chyba z dziesięć. A z nimi paru facetów. Wszyscy rozmawiali po rosyjsku. Trudno, dzisiaj nie zarobią, bo dzisiaj nie było takiego pijaństwa jak wczoraj.

Po północy zakończyliśmy pobyt w barze. Goście poszli, aby zdążyć do metra, a my rozeszliśmy się po prostu spać.

Rano wstałem w wiele zdrowszy niż wczoraj. Było trochę czasu do spotkania z Leną, więc poszedłem jeszcze pozwiedzać hotel. Pochodziłem, popatrzyłem, pooglądałem sklepy. Towary były ciekawe, ale ceny - niezbyt.

Wreszcie pojechałem na spotkanie. Znaleźliśmy się z Leną bez większych trudności. Była piękna i elegancka. I powitaliśmy się jak starzy znajomi. A nawet więcej. Objąłem ją i cmoknąłem w policzek. Nie protestowała. I aby od razu wyjaśnić wszystko, powiedziałem, że powinna traktować mnie tak, jakbym przyniósł na spotkanie kwiaty. Na razie ich nie mam, bo nie chciałem, aby przeszkadzały nam w spacerze. Ale na pewno dostanie je na pożegnanie. Tłumaczenie było dość pokrętne i zawiłe, ale Lena potraktowała je wesoło, tak jak się spodziewałem. I poszliśmy na zwiedzanie rosyjskiej stolicy. Tym razem zwiedzanie Moskwy zaczęliśmy od sklepów – GUM-u i CUM-u. Właściwie to nic nie chciałem kupować, ale chciałem zobaczyć te „cuda”, o których uczyła mnie szkolna czytanka z języka rosyjskiego, jeszcze w piątej klasie podstawówki. Kto to dzisiaj pamięta? Potem obejrzeliśmy spokojnie Plac Czerwony. Kolejki do mauzoleum nie było, ale pewnie dlatego, że było zamknięte. Trwał jakiś remont.

Dobrze czułem się z Leną. Chodziliśmy po ulicach swobodni, trzymając się za ręce, jakby jutro nie było żadnych problemów, jakby świat poza nami właściwie nie istniał naprawdę. Rozmawialiśmy o wiele swobodniej niż ostatnio, zresztą Lena od razu zauważyła, że mówię po rosyjsku o wiele lepiej i mam znacznie bogatsze słownictwo. Wytłumaczyłem, że to po prostu kontakt z żywym językiem powoduje, że przypominam sobie nauki sprzed lat, znajomość słówek wraca, a sposób wymowy i akcent, to można szlifować nawet jadąc metrem, bo przecież każda stacja jest słownie zapowiadana. Wtedy też opowiedziałem Lenie moje przygody z językiem rosyjskim na lektoracie. I opowiedziałem o mojej lektorce, pani Oldze R. z mojej uczelni, która omal nie wyautowała mnie z pierwszego roku studiów za brak postępów w nauce języka rosyjskiego. Lena nie całkiem rozumiała istotę sprawy, dopiero jak wytłumaczyłem jej, że budowlańcem to ja jestem tak trochę przypadkowo, bo w zasadzie ukończyłem studia w innej specjalności, to wreszcie zrozumiała moje opowiadanie. Śmiała się tak, że postanowiliśmy to opić. Tu zdałem się na Lenę. W końcu to ona była przewodnikiem. Gdzie i jak szliśmy – nie mam pojęcia, bo już robiło się dość ciemno. Ale znaleźliśmy się w jakieś gruzińskiej restauracji z dość egzotycznym menu i z nietypowymi trunkami. Lena wprawdzie sama jadła niewiele, a piła jeszcze mniej, ale polecała mi spróbowanie niektórych potraw i napojów. Niezłe to było. I w ogóle nie było tam źle. Nawet trochę potańczyliśmy przy kapeli, która grała w drugiej sali.

Minęło ledwie parę godzin. Dla mnie zabawa dopiero się rozpoczynała. Tyle, że dla Leny zrobiło się późno. Dotąd nie pytałem o jej sprawy osobiste, a ona nic nie nawiązywała do naszej wcześniejszej rozmowy. Więc dalej nie wiedziałem co jest grane. Dzisiaj również nie chciała o tym rozmawiać. Trzeba było zakończyć imprezę.

Kiedy wyszliśmy z tej knajpy, musiałem wyraźnie mieć minę nieszczególną, gdyż od razu nawiązała do tego tematu. Poprosiła o zrozumienie, powiedziała że po prostu inaczej nie może i musi już wracać. I dodała, że ma nadzieję, że niedługo będzie inaczej i żebym wykazał chociaż trochę cierpliwości... No cóż było odpowiedzieć na takie słowa. Powiedziałem, że rozumiem i postaram się poczekać. Przed stacją metra kupiłem duży bukiet róż, a kiedy jej wręczałem, objęła mnie i wycałowała. Ech, zakręciło mi się w głowie, bo pachniała dobrymi perfumami i nawet dym knajpiany nie zdołał zabić tego delikatnego, gdzieś tam umiejscowionego aromatu. Przytuleni poszliśmy do metra. I znowu poprosiła, bym pojechał pierwszy, tak jakby nie chciała abym zobaczył w którą stronę odjeżdża. Dostosowałem się do jej wymagań. Wsiadłem do najbliższego zestawu i kiedy pociąg ruszył, ujrzałem tylko jak macha mi ręką na pożegnanie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...