Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Pamiętnik znaleziony w Moskwie


retrofood

Recommended Posts

Stasiu, proszę, pisz dalej jak to w Moskwie było. Wiem, że masz kłopoty (zastrzyki i to bolesne) ale taka opowieść o realiach byłego ZSRR musi przetrwać dla naszych potomnych. :wink: :D

Życzę zdrowia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 1k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Szanowni i wierni Czytelnicy!

proszę mi uwierzyć, że też chciałbym codziennie emitować odcinek, ale to się jakoś nie układa. Przerwy nie są robione złośliwie, tylko życie tak reżyseruje. Teraz znów nie miałem łaczności z kompem przez parę dni. I tak coraz to coś nowego "wyskoczy" i przeszkadza.

Jutro i w niedzielę może coś wkleję więcej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

37.

Czas do kolacji trochę mi się jednak dzisiaj dłużył. No bo jakże by inaczej? A przecież przed nami było jeszcze trzy godziny tapetowania po kolacji. Bez dopingu nie do wytrzymania. A zapasy wyczerpywują się szybko. I nie tylko u mnie. Ale jakoś dotrwaliśmy. A po kolacji ponowne odnowienie zapasów w kiosku. Tym razem przyprowadziłem babuli innych klientów. Zadowolona, szybciutko ich obsłużyła.

Praca po kolacji ślimaczyła się jeszcze gorzej niż po obiedzie. Chłopaki wystawili gdzieś czujkę, która obserwowała z góry kontener z Willym i Manfredem, a my dyskutowaliśmy o nadchodzącym wieczorze. Profilaktycznie nie zabierałem głosu, bo sam się zastanawiałem, czy pójść z Niną do baru nocnego, czy zaszyć się w którymś z innych hotelowych barów, gdzie nie ma szans nas znaleźć ktoś znajomy. Ta druga opcja była dość pociągająca, bo z samą Niną to bym się chętnie wszystkim pokazał, ale w towarzystwie Olgi... Z kolei pójście z nimi dwiema do nocnego, to pół problemu z głowy. W końcu chłopaki wiedzą, że u nas pracuje. Ale jak mi Ninę odbiją? Już wcześniej słyszałem głosy, szczególnie młodszych „kogutów”, że szkoda Niny dla mnie i muszą ją „uwolnić” ode mnie. I pewnie jakieś kroki gdzieś ktoś czynił, bo Zbyszek delikatnie dał mi to do zrozumienia podczas kolacji. Ale dodał, żebym się specjalnie nie przejmował.

Była jeszcze z godzina do dziewiątej, spokojniutko coś tam robiliśmy na ścianie, gdy nieoczekiwanie Nina zapytała mnie, czy jestem żonaty. Odparłem, że oczywiście, trudno, abym w moim wieku był jeszcze kawalerem, to raczej chyba byłoby nienormalne. Ze śmiechem odparła, ze się ze mną zgadza. To by było nienormalne. Byłem zdziwiony, dlaczego pyta właśnie teraz. Odpowiedziała, że sprawdza moją szczerość, bo gdybym nie chciał odpowiedzieć, albo z odpowiedzią się wahał, to i ona chyba wahałaby się jechać ze mną do hotelu. I mogłaby jeszcze zmienić zdanie odnośnie dzisiejszego wieczoru.

Przed dziewiątą Nina wyszła trochę wcześniej, aby się wcześniej przebrać i nie wychodzić razem z innymi dziewczynami. No i pewnie zabrać Olgę. Umówiliśmy się też w takim miejscu, aby moi kumple też nas razem po wyjściu z budowy nie zobaczyli. I jak już wychodziliśmy z budowy, to zamarudziłem zaraz za bramą, że coś mi wpadło do buta i pozostałem sam na ulicy. Wszyscy spieszyli do metra. Powoli szedłem za nimi a po chwili dołączyły do mnie cichutko Nina z Olgą. Nie spiesząc się też szliśmy w stronę stacji. Kiedy zjechaliśmy do podziemi nikogo z naszych już dawno nie było. A my pojechaliśmy następnym zestawem.

Do hotelu nie dało się wejść niepostrzeżenie. Ochrona jednak zawsze wyczuwa osoby niezdecydowane. Nam samym już dawno nikt nie sprawdzał karty hotelowej, bo nasz sposób zachowania dobitnie świadczył, że mamy tutaj prawo wchodzić i wszyscy schodzili nam z drogi. Dziewczyny jednak najwyraźniej nie miały doświadczenia we wchodzeniu do takich przybytków, więc czujne oczy od razu ich wyłapały i trzeba było załatwiać formalne przepustki. Po kilkunastu minutach jakoś w końcu uporaliśmy się z tym i pojechaliśmy windą najpierw do mojego pokoju. Na korytarzu nie było nikogo, ale w pokoju był Artur. Ale mu się oczy szeroko otwarły na widok dziewczyn! Jak talerzyki spod filiżanek. Nie traciliśmy jednak czasu na zbędne gadanie. Dziewczyny wpuściliśmy do łazienki, żeby się tam coś niecoś podglansowały a sami obgadaliśmy scenariusz na pierwsze chwile. Artur nie pisał się do naszego towarzystwa, więc postanowiłem, że najpierw pójdę z nimi sam tak na godzinkę do barów w pobliżu, a potem przyjedziemy do nocnego, gdzie chłopaki mieli dzisiaj spokojnie siedzieć. No i słuchać muzyki.

Dziewczyny nie były oczywiście dzisiaj przygotowane na wieczorowo, ale nawet ta drobna korekta w łazience dobrze im zrobiła. Nina wyglądała bardzo ładnie, a i Olga co nieco zyskała. A że Artur już wcześniej był w łazience, więc już wyszedł z pokoju, a ja też szybko się opłukałem, przebrałem i poszliśmy we trójkę na skromne zwiedzanie hotelu. Szybko zaliczyliśmy dwa bary. W każdym po jakimś drinku, coś tam przegryźliśmy i idziemy dalej. Na początku nic nie mówiłem, że przecież Nina twierdziła parę dni temu, że nie pije w ogóle alkoholu. Ale w końcu nie wytrzymałem, a mając w pamięci ten wieczorny „test” mojej szczerości, otwarcie zapytałem jak to jest z jej szczerością. Nawet nie była zmieszana. Po prostu powiedziała, że do dzisiaj nie piła, a w moim towarzystwie postanowiła że coś wypije. Nie bardzo chciałem w to uwierzyć, ale co dziwne, Olga także była zdziwiona tym, że Nina wypiła dwa drinki i potwierdzała, że Nina dotąd nie piła! I ta ich rozmowa wyglądała na autentyczną! Zachowanie Niny było tak szczere i przekonujące, że albo mówiła prawdę, albo genialnie grała. Jednak raczej wszystko wskazywało na to pierwsze. Była po prostu otwarcie szczera.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

38.

Ja już miałem podkład dnia dzisiejszego spożyty na budowie i te drobne drinki na mnie działały raczej mało. Ale dziewczyny wyraźnie się ożywiły, robiło się nam weselej i wreszcie rzuciłem hasło wyjechania na szczyt do baru nocnego. Oporów już nie było. Dziewczyny postanowiły że jedziemy.

Już w drzwiach wejściowych zostaliśmy dostrzeżeni przez resztę towarzystwa. Zresztą, nie było to bardzo trudne, bo dzisiaj tłoku nie było. A poza tym niby Artur miał milczeć o tym, że jesteśmy w hotelu, ale jednak pewnie nie wytrzymał i powiedział, więc reszta pewnie z nudów obserwowała te drzwi. Ale za to powitały nas głośne okrzyki i większość rzuciła się przystawiać fotele do stolika, oczywiście nie dla mnie tylko dla dziewczyn. I już po chwili okazało się, ze na fotel dla mnie nie ma miejsca. I tak przez parę minut kumple pokpili sobie ze mnie, za karę, że nikomu nic wcześniej nie mówiłem jaki numer ja tu szykuję i po chwili sytuacja się unormowała. Znalazło się miejsce, znalazł się fotel i siedzieliśmy już wszyscy razem.

Nina od razu usłyszała jakąś nową muzykę. Kiedy zapytała, czy to nasza, no to oczywiście Mirek wyskoczył, że to głównie jego kasety są teraz w barze używane i tak powoli, powoli, załoga, a było oprócz mnie jeszcze sześciu kolegów, zaczęła przejmować inicjatywę w rozmowie i prowadzeniu imprezy. Rzadko udawało mi się coś z dziewczynami zagadać, bo zresztą po chwili zaczęły się tańce, a kolejka chętnych była długa. Niespecjalnie się tym przejmowałem, bo po pierwsze trochę chciałem, aby dziewczyny dobrze się bawiły, przy czym niekoniecznie ze mną, a jak dotąd krzywda żadna im się nie działa, a po drugie dyskretne słowa Zbyszka przy kolacji trochę mnie uspokajały, że Janek nie ustąpi tu podchodom chłopaków i wszystko zostanie tak jak jest.

Czas nam mijał dość szybko. Kiedy było już dobrze po północy, Nina nagle zostawiła towarzystwo na parkiecie i podeszła do mnie, mówiąc, że chce do pokoju po płaszcze i że jadą z Olgą do domu. Byłem zaskoczony i zdziwiony. Zaproponowałem, aby zostały, ze im odstąpię swoje łóżko i prześpią się w moim pokoju. Wtedy szybko odparła, że to nie wchodziło i nie wchodzi w grę. Bawiły się dobrze, wszystko jest w porządku, ale jeszcze muszą zdążyć do metra, bo tak sobie wcześniej zaplanowały.

Nie widziałem większego sensu dalszej dyskusji. Szybko pożegnaliśmy się z załogą i zjechaliśmy na dół, do mojego pokoju. Dziewczyny pozabierały swoje rzeczy i poszliśmy do wyjścia. Przed hotelem zawsze czekało stado taksówek, więc bez problemów odwiozłem dziewczyny do metra, spokojnie zdążyliśmy przed godziną pierwszą (o pierwszej zamykali wejścia), pożegnaliśmy się, one zeszły pod ziemię, a ja spokojnie wróciłem do hotelu.

Rano na budowie odwiedziny te stały się sensacją dnia. O niczym innym nie mówiono tylko o tym. Przede wszystkim zdziwione były pozostałe Rosjanki. Przychodziły dopytywać się Niny przede wszystkim czy to prawda, a potem czy jakaś krzywda się jej nie działa, czy ona sama dobrowolnie poszła ... no a później to już o wrażenia.

Na początku byłem zdziwiony, bo okazywało się, że w zasadzie to dotychczas chyba jednak w takich zwykłych rozmowach, to najwięcej paplałem ja z Niną, reszta chyba była bardziej milcząca, bo te dziewczyny nic prawie o tych swoich partnerach z pracy nie wiedziały, albo wiedziały same podstawowe sprawy. Natomiast ktoś im wbił do głów wyobrażenia o nas – Polakach – jakieś mityczne, że możemy być niebezpieczni, że trzeba nas trzymać na dystans, ze lepiej się z nami nie zadawać. A zorientowałem się z tego, że większość przychodzących do Niny nie zdawała sobie chyba sprawy z tego, że ja dość dobrze już rozumiem po rosyjsku. Zresztą Nina odpowiadała głośno i otwarcie, opowiadała o wczorajszym wieczorze wcale się mnie nie krępując, co zachęcało je też do głośnego zadawania pytań. Ja tam robiłem swoje na ścianie, niby nie zwracałem na te przychodzące uwagi i tak wysłuchiwałem tych wszystkich pytań. Na razie panował stan totalnego poruszenia i zdziwienia wśród Rosjanek i ogromnego ożywienia wśród Polaków. No bo sprawa ta wszystkim naocznie uzmysłowiła jakie potencjalne „możliwości” mają pod ręką. A ponieważ to ja byłem sprawcą tego poruszenia, to już podczas obiadu niemal pokazywali mnie na stołówce palcami. Bo temat wyszedł poza firmę i chociaż nikt z innych firm w naszym hotelu nie mieszkał, to jednak jakoś się tam wszyscy kontaktowali i żadnej wiadomości nie udawało się dłużej utrzymać w tajemnicy. Już wtedy po obiedzie podszedł do mnie pierwszy oferent, który zaproponował 100 dolarów, jeśli mu załatwię wieczór z Niną sam na sam, no a potem noc. A co to było 100 dolarów, to już pisałem. Te pieniądze wystarczyły mi na dwa tygodnie balowania bez ograniczeń i wystarczyło jeszcze na wszelkie niezbędne zakupy. Pośmiałem trochę z gościa i powiedziałem, że przekażę Ninie propozycję i mu jutro odpowiem.

No a z Niną to rano zaczęło się po prostu normalnie, jak gdyby nigdy nic, albo jakby to było któryś tam raz z kolei. Kiedy się pojawiła w pokoju, po prostu zapytałem jak dojechały i jak się spało. Okazało się, ze Nina spędziła noc u Olgi, a do domu nie jechała, bo ma za daleko. Wyjaśniła, że taki scenariusz stosują w różnych okazjach, bo Olga jest rozwódką, mieszka tylko z dorosłą córką i to tylko teoretycznie, bo córka tańczy w jakimś tam zespole i wyjechała gdzieś na Syberię. Więc chata jest swobodna i wygodna. A potem mieliśmy mało okazji do rozmowy, bo coraz to ktoś zaglądał, więc i nawet groźba wpadki przed Manfredem była większa i należało bardziej przyłożyć się do pracy. Rozmowy musiałem odłożyć na później.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

39.

Podczas obiadu na stołówce dało się zauważyć także większe poruszenie wśród naszej grupy. Chłopaki zachęceni moim powodzeniem bez skrępowania zapraszali teraz pozostałe dziewczyny na wieczór do siebie. Śmiechu było co niemiara, bo dziewczyny, wyraźnie zaskoczone nie bardzo wiedziały jak zareagować, a oni bez przerwy powoływali się na Ninę, aby świadczyła, ze w hotelu nie biją, nie gryzą, nie robią niczego na złość, no i nie gwałcą (no chyba, że na życzenie). Szybko też dogadali się z Niną jak jest po rosyjsku „gwałcić” i w ogóle to ubaw był przedni. Właściwie to zaczęli Ninę traktować jak maskotkę i koleżankę, co jej się wyraźnie spodobało. Było widać, że lubi być obiektem zainteresowania, a i dyrygowanie innymi nie jest jej obce. Jednak mimo tych wszystkich rozmówek i zdarzeń cały czas trzymała się blisko mnie i nie dawała odczuć, że mnie już nie potrzebuje. Obiad zjedliśmy razem i razem wracaliśmy na obiekt. Po drodze Nina powiedziała, że musi zadzwonić do domu. Na ulicy co trochę były rzędy automatów, więc technicznie pewnie nie sprawiało to problemów. Ja z nich dotąd nie korzystałem, bo nie było do kogo dzwonić. Nina zatrzymała się przy jednym z nich i chyba bez problemów dodzwoniła się gdzie chciała, bo po chwili dołączyła do mnie, mówiąc że wszystko jest w porządku.

Oczywiście, po drodze odwiedziłem babulkę aby odnowić zapasy. Kiedy podawała mi butelkę, rzuciła pytająco oczami na stojącą obok kiosku Ninę i popatrzyła na mnie. Zrobiłem tylko nieznaczny gest niewiedzy wzruszając ramionami. Ładna – szepnęła tylko cichutko babulka z aprobatą i podała mi butelkę. Pożegnałem ją uśmiechem.

Po obiedzie wpadł do nas do pokoju Zenek. Jak zwykle głośny i otwarty od razu rzucił się do Niny z udawanymi pretensjami, że tyle razy ja zapraszał, a ona nic, a tu dowiaduje się, że jednak z innymi to może, a z nim nie. Ale Nina już sobie nie pozwalała na milczenie. Było przyjemnością popatrzeć i posłuchać jak się udawanie kłócą, jak mu tłumaczy, że nie chce być u niego szóstą czy ósmą z kolei (bo Zenek zawsze podobno zapowiadał, że jak Nina nie pójdzie to znajdzie sobie inną), a moje zaproszenie przyjęła, bo tu jest pierwszą i już. Zenek oczywiście z pustymi rękami nie przyszedł, więc na zgodę zaproponował po jednym no i wypiliśmy! Nina też! Pierwszy raz na budowie! Zaraz to zresztą skomentowała, że zepsuliśmy ją doszczętnie, no ale z takimi chłopakami to i zgrzeszyć nie żal. I tak pogadaliśmy chwilę, pożartowali, ale nie należało przesadzać. Zenek poszedł, a my zabraliśmy się do nadrabiania zaległości. Nina pewnie lekko pobudzona wypitym alkoholem tak energicznie zaczęła pracować, że przecięła sobie nożem palec. Dobrze, że ja też miałem na początku parę takich przypadków, więc podstawowy zestaw sanitarny był zawsze w pakiecie razem z narzędziami, tak, że opatrzyłem jej ten palec i kleiliśmy dalej. W końcu przyszło mi do głowy, żeby... może tak powtórzyć wczorajszy wieczór. Zapytałem Niny co o tym sądzi. Odmówiła od razu. Dzisiaj musi jechać do siebie i nie ma innego wyjścia. Nie nalegałem, bo i po co.

Później jeszcze mieliśmy małą niespodziankę. Przyszedł do nas Janek. Od razu zwrócił się do Niny ze stwierdzeniem, że słyszy po budowie to i owo i czy czasami jakaś krzywda się jej nie dzieje ode mnie lub od kogo innego. Nina oczywiście zaprzeczyła, ze śmiechem pokazała mu nawet palec, udowadniając że wszelka pomoc jest jej udzielana na bieżąco i stwierdziła, że żadnych zmian sobie nie życzy. Janek udając, że mu kamień z serca spada, był strasznie zadowolony i zadeklarował się na jeszcze jednego obrońcę jej szczęścia. I zapowiedział, że gdybym jej robił krzywdę, to natychmiast niech się do niego zgłosi, to on sobie ze mną poradzi. Powiedziałem Jankowi, że dobrze gada i zaproponowałem mu lufkę. Odmówił jednak. Janek, będąc mizernej konstrukcji fizycznej, konsekwentnie nie pił na budowie ani jednego. Po prostu nigdy nie był pewny, czy mu się film nie urwie już po drugim. I dobrze postępował. Jak chciał to nadrabiał w hotelu. Tam go widzieli tylko sami swoi.

I takie to historyjki działy się tego dnia. Na kolacji Nina zapytała mnie, czy mogę ją wcześniej dzisiaj zwolnić z pracy, bo chciałaby pojechać do domu. Nie miałem nic przeciwko, ale to należało poprzeć innymi uzgodnieniami, a nie ze mną. Po cichu ściągnęliśmy na bok Janka, który też był na kolacji i uprzedziliśmy o wszystkim. Janek się zgodził, chociaż nie był pewien, czy Manfred nas nie sprawdzi. W razie czego obiecał pomoc.

No i po kolacji Nina nie wróciła już na budowę. Dotrwałem sam do dziewiątej i tak zakończył się kolejny dzień pracy. A w naszym pobytowym hotelu? Też to samo. Nocny bar, tyle, że w męskim gronie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

40.

Rano znów miałem strasznego kaca. Znowu wczoraj ktoś wpadł na idiotyczny pomysł, aby pić jakiegoś Napoleona. Nigdy więcej takich „fachowców”. Na samo wspomnienie tego aromatu jakoś ciągnęło mnie do łazienki, której tu przecież nie było. Sterczały tylko końcówki rur. A była przecież w barze świetna wódka McCormick, po której głowa nie bolała, ale jakaś cholera przyniosła na stolik tego Napoleona. Wszyscy mieli podobne objawy i już po drodze, jeszcze będąc w metrze, z Mirkiem i ze Staszkiem ustalaliśmy, że więcej do takiego sobiepaństwa nie dopuścimy. Pewnie to był Grzesiek, bo on był amatorem wszelkich głupot trunkowych, twierdził czasami nawet, że kulturalni ludzie, to piją drinki, a nie gorzałę. Co on wie, wymoczek, na temat kultury budowlanej. Niech tak dłużej popije tych Napoleonów, to mu przejdzie. Chociaż chyba nie. On nie jest taki głupi, aby tego nie wiedzieć. On to wie, ale nie może mi darować tej „styczki” z krzywą tapetą, kiedy nie umiał sobie z nią poradzić i ja musiałem to prostować. Od tego czasu w zasadzie nigdy się ze mną nie zgadzał, no chyba że musiał. Ale stara się mieć zawsze odmienne zdanie. Chociaż kiedy tematy naszych zainteresowań nie są zbieżne, to idzie z nim żyć.

Nina pojawiła się rano cała w skowronkach. Szczebiotała od samego wejścia, aż ją musiałem uciszać, tak mi głowa pękała. Dobrze, że w pakiecie miałem jeszcze Alka – Prim, którego solidny zapas przywiozłem z Polski i używałem dotąd nader oszczędnie. Rozpuściłem dwie tabletki, wypiłem i za chwilę przyszła ulga. Nina z uwagą obserwowała moje zabiegi i moje zachowanie. Wszystko jej musiałem wytłumaczyć: co robię, po co i dlaczego. Była zdziwiona, że istnieją jakieś tabletki na kaca. W zamian za to przejęła jednak cały ciężar roboty na siebie i nie marudziła, tylko kleiła sama. Dobrą miałem pomocniczkę. Po chwili mój stan poprawił się jednak na tyle, że mogłem już ruszać głową bez groźby jej oderwania, więc wziąłem się do pomocy. Zaczęliśmy rozmawiać. Bez ogródek zarzuciłem Ninie, że tak to się właśnie dzieje, jak mnie zostawia samego i nie ma mnie kto pilnować. Pośmiała się trochę, pożartowała, ale w końcu już przed obiadem, powiedziała, że jak bardzo będę się starał, to może mi się udać powtórka zaproszenia przedwczorajszego. Mimo, że w tzw. międzyczasie czymś tam „zaleczaliśmy” z chłopakami wczorajsze „rany”, to otrzeźwiałem błyskawicznie, bo szczerze powiedziawszy jakoś niezbyt brałem to pod uwagę. Między innymi zwróciłem uwagę na to, że Nina nic dzisiaj nie mówiła po przyjściu o sytuacji w domu. Przecież tylko raz wtedy powiedziała mi, że niedawno wyszła za mąż i więcej na ten temat między nami mowy nie było. Czegoś tu nie rozumiałem. To w końcu ma męża na co dzień czy nie? Przecież poprzednią noc spędziła poza domem, bo u Olgi. A on gdzie był? I teraz powtórka? Coś mi się tu nie zgadzało, ale nie mogłem się zdecydować, czy zapytać otwarcie, czy czekać aż sama powie. No i ja nie pytałem, a ona nie mówiła. Dotrwaliśmy tak do obiadu.

W drodze na obiad trwał spektakl dnia wczorajszego. Trochę mi wstyd było za moich rodaków z innych firm, bo zaczepiali dziewczyny dość głośno i wulgarnie, jakby nie widząc, że nie idą same, tylko w naszym towarzystwie. Czasem na niektóre teksty tylko wypadało się odwrócić i walnąć gościa w zęby, no ale co by to dało? Musieliśmy wytrzymywać. Piszę „musieliśmy” bo to dotyczyło nie tylko Niny, ale i innych dziewczyn, które szły z kumplami i na stołówce z chłopakami wymieniliśmy na ten temat poglądy. Chociaż... dopiero na stołówce zauważyłem, że i one mimowolnie pewnie, troszkę się do tego przyczyniły. Po prostu dzisiaj do pracy przyszły niemal w pełnym makijażu! Wyglądały fajnie, ale... pewnie nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni.

Na obiedzie Mirek nie puścił Niny do mojego stolika, tylko zaciągnął ją do swojego, mówiąc, że musi przekonać jego Galę do przyjęcia zaproszenia. Bo Gala się boi przyjść do hotelu. Nie protestowałem, wiedząc, że Mirek jest w stanie zrobić z tej sytuacji świetny kabaret, który będziemy parę dni wspominać. Mirek nie był złośliwy, ani bezczelny, lubił się bawić nikogo nie obrażając, ani nie urażając. Tak więc tylko z pewnej odległości obserwowałem najweselszy stolik na stołówce, sam spokojnie jedząc obiad. Miałem za to czas spokojnie porozmawiać chwilę z Arturem, bo chociaż mieszkaliśmy w jednym pokoju, to jakoś niespecjalnie był czas na to aby tylko we dwóch pogadać. Zapytałem go otwarcie, czy ma coś przeciwko temu, aby ewentualne zaproszone dziewczyny zostały w nocy u nas w pokoju. Powiedział ze śmiechem, ze jak mu do łóżka wchodzić nie będą, to nie ma nic przeciwko. Ale sam chce spokojnie spać, bo już nie wyrabia. Zapytałem, czy się znowu gdzieś nie zatrzyma, bo w tym tygodniu chyba dwie noce nie spał w pokoju, ale odparł, że sprawa jest nieaktualna i dalszej swojej nieobecności nie przewiduje. Kurcze, Artur zwąchał się z chłopakami z Oktiabrskiej i tam pewnie spędził trochę czasu, ale żadnymi konkretami sypać nie chciał. Jego sprawa. Mnie tam do niczego szczegóły nie były potrzebne. No, gdyby mnie wołał do pomocy, to bym się zainteresował, a tak – po co?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

41.

Z obiadu wracaliśmy całą naszą grupą. Z toczonej rozmowy zorientowałem się, że Nina jest zaproszona dzisiaj do baru, a Gala się opiera i nie zgadza. Oczywiście, zaproszenie pochodziło od Mirka. Nina jakoś nic nie mówiła o naszej rozmowie i w końcu sam zacząłem wątpić, czy pojedzie ze mną czy w innym charakterze. Ale robiłem dobrą minę do złej gry, bo samopoczucie jeszcze do normy całkiem nie powróciło, a zjedzony obiad również nie nastrajał do jakichś gwałtowniejszych dyskusji. Wróciliśmy więc na budowę – ja do codziennego porządku, czyli drzemki, a Nina gdzieś tam jeszcze dyskutowała na korytarzu. Tyle pamiętam, bo zaraz zasnąłem.

Obudziła mnie dopiero, gdy po korytarzu przeszły jakieś sygnały o zbliżających się nadzorcach, a że chyba była w pokoju już wcześniej, to praca była w toku i po minucie nic nie wskazywało, że przed chwilą spałem. Kleiliśmy zgodnym rytmem, coś tam rozmawiając, ale w rozmowie nie zauważyłem jakiejś zmiany w jej zachowaniu. Więc kiedy już uspokoiło się po kontroli i spokojnie kleiliśmy ścianę, to niby żartem zapytałem czyje zaproszenie w końcu przyjmuje. Oburzyła się, że śmiem wątpić. Powiedziała, że tylko moje i innych opcji nie przewiduje. Trudno się więc dziwić, że dobry nastrój mi wrócił. W końcu nikt nie lubi przegrywać w żadnej grze, a tu już zaczynałem mieć wątpliwości. Było to chyba tak widoczne, że Nina zrozumiała wtedy, że jej zachowanie mogło być różnie odbierane nie tylko przez mnie ale i przez otoczenie, bo sama zaczęła temat kontynuować. Zaczęła mi wyjaśniać, że jest „starą” wychowawczynią pionierów radzieckich (to małolaty, takie do 12 lat) i praca z grupą to jej żywioł. Że ona nie lubi w grupie milczków, albo jakichś opuszczonych i stara się zawsze ich rozruszać. Stąd u niej takie zachowania. I nie należy ich z niczym mieszać.

Nie starałem się przedłużać niepotrzebnie jej wyjaśnień, abym nie wychodził na jakiegoś zazdrośnika, zresztą nie miałem takich praw. Szybko więc skręciłem na bezpieczniejsze tematy właśnie z tamtych lat. No i Nina opowiedziała, jak to będąc młodą 15-to letnią dziewczyną niemal z gór Kaukazu, Kozaczką mieszkającą w kozackiej stanicy, odpowiedziała na apel sowieckiego Komsomołu o udział młodzieży w przygotowaniach do Olimpiady w Moskwie. Wszystkim młodym, którzy dotrwaliby do końca przygotowań oferowano mieszkanie w Moskwie i zameldowanie. Rzeczy niesłychane, bo przybyszowi z terenu dostać moskiewski meldunek było wtedy niesłychanie trudno, niemal niemożliwe. No ale wtedy władze miały takie potrzeby i taki program stworzono.

Nina była zbyt młoda na prace na budowie, więc oprócz obowiązku kontynuowania nauki dostała właśnie komsomolskie zadanie pracy z dziećmi budowniczych po godzinach nauki. A że jakoś jej szło, to tym sposobem po czterech latach dorobiła się zameldowania w Moskwie i samodzielnego mieszkania. Przy okazji okazało się, że z wykształcenia jest ... elektronikiem. Ale kiedy nadeszły czasy kryzysu, płaca w państwowych zakładach nie dość, że mizerna, to jeszcze dawana nieregularnie nie starczała na życie i należało szybko szukać jakichś pieniędzy. Najłatwiej było w budownictwie, tu zawsze brakowało rąk do pracy, a powstające prywatne firmy płaciły w rzeczywistości kilkakrotnie więcej niż oficjalnie. Więc wyboru praktycznie nie miała. Tym bardziej, że w tej branży w Rosji zdecydowana większość pracowników to ... kobiety i jest to sytuacja całkowicie normalna! Byłem tym bardzo zdziwiony. A Nina powiedziała, że jest strasznie zdziwiona i zaskoczona, że polskie kobiety nie pracują na budowach! Ciekawe, prawda?

Z początków budowlanej kariery datowała się też jej znajomość z Olgą, na którą trafiła w swoich początkach i która bezinteresownie ochraniała ją i pomagała początkowo, aby nie zapłaciła „frycowego” i nie dawała się oszukiwać więcej niż to standardowo było przyjęte. Nina nie miała trudności w zachowaniu rosyjskiej jakości pracy, więc pracowała w coraz lepszych firmach i właśnie dzięki temu znalazła się na tej budowie, bo podobno Austriacy kilka innych podobno wcześniej odrzucili. No i Olgę na siłę ściągnęła też na budowę, bo szefostwo jej nie chciało, ale z kolei ona się uparła, że sama nie pójdzie i ustąpili. Teraz rozumiałem, że i Olga pewnie wiele jej zawdzięcza, co też układ ten robiło jasnym i zrozumiałe było ich wzajemne zaufanie.

Przed kolacją jakoś tak już normalnie zaczęliśmy rozmawiać o wieczorze i wspominać poprzedni pobyt w barze. Nina zaczęła głośno planować jakieś zabawy i tańce, ale okazało się że do nich jest potrzebna jakaś specjalna muzyka. Doszła więc do wniosku, że to dopiero na następny raz, bo wtedy przyniesie kasety z domu. I tak w całkowitej zgodzie doczekaliśmy kolacji.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...