Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Przygody na granicy


tomek1950

Recommended Posts

Za kilka godzin Polska wchodzi do Układu z Schengen. Znikają dla nas wewnętrzne granice Unii i związane z nimi kontrole. Mieliscie jakieś ciekawe "graniczne" przygody? Miłe lub niemiłe. Ja ich miałem sporo. :D
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 59
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Froschowi kiedys sprawdzano dokumenty

w dowodzie ma zdjecie z glowa ogolona na dresiarza 8) :-?

zaproszono go do "budki" na rozmowe

poproszono o zlozenie podpisu w celu porownania z tym w dowodzie

i zaczelo sie przepytywanko :

-imie?

-nazwisko?

-data urodzenia?

-miejsce urodzenia ?

frosch odpowiadal szybciutko z zadowoleniem na twarzy

-znak horoskopu ?

.............hmmmm????....frosch zbranial ..nigdy nie interesowal sie takimi, jak to mowi pierdolami ....

-nie wiem :oops: :oops:

celnik poprosil go o drugi dokument potwierdzajacy tozsamosc

dal prawko

dalej mu nie wierzyl

dopiero karta kredytowa z identycznym podpisem przekonala kontrolujacego :D

 

oczywiscie przy pierwszej sposobnosci sprawdzil spod jakiego jest znaku :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak wybrałem sie do Szkocji to koleś na granicy spojżał na fotkę w paszporciei nie dowieżał , że to ja :o I kazał zapodać coś jeszcze ze zdjęciem.

Ni problem, zapodałem mu stary dowód. też mu nie pasowało bo miałem identyczne zdjęcie co w paszporcie :lol: :lol: :lol:

I dalej kazał mi poszukać coś innego :-?

Ni problem. 8)

Tym razem zapodałem mu prawko (z tym samy zdjęciem :lol: :lol: :lol: )

rozesmiał się i dał mi spokój :D

Miałem jeszcze świadectwo kwalifikacji kierowcy, też z tym samym zdjęciem :lol:

 

Bo jak robiłem zdjęcie do pierwszego dowodu to zrobiłem ich kilka więcej żeby nie latać co chwilę do fotografa! I wszedzie dawałem to samo :o

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakiś rok temu, przekraczając granicę, zorientowałam się już na przejściu, że mam paszport nie od tego dziecka. Oblałam się zimnym potem, ale postanowiłam zaryzykować, uprzedziwszy tylko synka, że zmienił imię i datę urodzenia. Dobrze, że są podobni - udało się w obie strony bez problemu. :lol: :lol: :lol:
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

z przygod okolo-granicznych to pamietam ,ze bylam kiedys na wodowaniu

statku brytyjskiej bandery w stoczni polskiej i po zwodowaniu mialo odbyc sie na statku male przyjecie . Jak juz wciagnieto bandere to

przed wejsciem na statek wszystkim Polakom zrobiono normalna odprawe graniczna - a ci co nie mieli paszportu to nie weszli na statek :o

 

a tu braku granic dozylismy no :D fajnie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyjeżdżałem z Polski dość dużo, więc tych moich, miłych, niemiłych, a czasami nawet śmiesznych przygód na granicach było sporo.

Pierwszy raz, zupełnie niespodziewanie, pojechałem do Czechosłowacji. Bez paszportu, bez wizy, a było to na początku lat '60 ubiegłego wieku. Niemożliwe?

Byłem na koloniach w Rabce i pewnego dnia załadowano nas do autobusu na wycieczkę do sąsiedniego kraju. :D Dostaliśmy nawet kieszonkowe na zakupy. :D To był hit. Mieć czechosłowackie trampki w tamtych czasach to był szpan z którym nie mógły się nawet równać Super Rifle z Pewexu, bo Pewexów jeszcze nie było. Dla wyjaśnienia nieznających nazwy Super Rifle. To były jeansy sprzedawane w Pewexie w cenie, o ile pamiętam, 7 $ za sztukę. Średnia pensja w Polsce w tamtych czasach to było ok. 20 $.

Kupiłem sobie takie czechosłowackie trampki. :D Modre, czyli niebieskie. :D Radość i duma mnie rozpierała. Podczas powrotu nasi opiekunowie uprzedzili nas, że z Czechosłowacji nie wolno wywozić butów. Zimny pot mnie oblał. Dostałem dygotki. Moje trampki!!!

Uff, udało się je przemycić. Byłem szczęśliwy. Na podwórku oczywiście byłem obiektem zazdrości. No może nie ja, tylko moje trampki. Modre. :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no to stara przygoda, przeniesiona z innego tematu:

 

Jak o granicach, to proszę.

Wracamy (lata dziewięćdziesiąte) z delegacji z Republiki Naddniestrzańskiej (samozwańczej, to tam przy Mołdawii) przez Ukrainę do Polski. Przejście graniczne II kategorii, tylko dla miejscowych. Wjechaliśmy przez to przejście w tamtą stronę, bo mieliśmy zaproszenie z jednego Kombinatu, ale wyjechać przez nie nie mogliśmy. Ale postanowiliśmy spróbować, bo był piątek po południu, no i się nam spieszyło. "Nasze" normalne najbliższe przejście graniczne - ponad 160 km dalej.

Byliśmy we czterech: młody kierowca, młody inżynier i nas dwóch starszych: ja i właściciel firmy produkcyjnej. Tylko my dwaj znaliśmy rosyjski, bo młodzież się nie uczyła, więc nie umie.

Pogranicznik zabrał nam paszporty i zaniósł szefowi posterunku. Poszedłem się targować. Odpowiedział, że na przekroczenie granicy potrzeba zgody ministerstwa spraw wewnętrznych, którą możemy uzyskać w poniedzialek. Oczywiście, jak kogoś wydelegujemy i upowaznimy, bo on nas stąd nie wypuści, bo naruszyliśmy prawo.

Po godzinie dyskusji, kiedy zapłaciliśmy co trzeba, oddał paszporty i kazał jechać w cholerę.

Ruszamy, ale po paru metrach zatrzymuje nas ... celnik. pyta, czy jesteśmy po odprawie. Oczywiście. No to on zaprasza do kontroli celnej. Nie było wyjścia. Dwóch młodych zostaje w samochodzie, a my z tym starszym idziemy za nim do baraku. Młodych nie wołał, bo go nie rozumieli i machnął ręką. Oczywiście paszporty nam wszystkim zabrał. Wchodzimy do pomieszczenia. Celnik otwiera szafę pancerną, wrzuca do środka nasze paszporty i ... zamyka szafę na klucz. Klucz wkłada do kieszeni.

Następnie otwiera inną szafę, wyjmuje jakąś butelkę 0,33 l i blaszny kubek. otwiera butelkę, nalewa trochę do kubka i ... każe mi to wypić. Pytam co to jest. Spirytus - odpowiada. Tlumaczę się, że nie umiem pić spirytusu (klamałem). No to on mówi, że mi pokaże jak to się robi i ... wypija zawartość. Nalewa jeszcze raz i ponawia polecenie. Ja nie mogę. Mój znajomy mówi, że on wypije i rzeczywiście wypija. Ale to nie pomaga. Celnik nalewa drugi raz. Muszę wypić. w drodze wyjątku pozwala mi dolać trochę wody. Wypijam. Ale na tym się nie kończy. Musimy wypić na drugą nogę, potem na trzecią. Potem wyjął drugą butelkę. nie chcieliśmy. on na to, że paszportów i tak nie odda, więc żebyśmy nie byli głupi.

 

Potem nasz kierowca nam opowiadał, że siedzieli z młodym w samochodzie i zaczęli się o nas bać. Bo minęła godzina, półtorej, dwie, trzy - a my z baraku nie wychodzimy!!! Wchodzili tam inni kierowcy ciężarówek, ale mało kto wychodził!!! Wreszcie gdzieś po trzech godzinach z baraku gruchnęła pieśń "góralu, czy ci nie żal ...", więc ... skoro jeszcze żyliśmy, to kamień im spadł z serca i przestali się o nas martwić.

Mnie film się urwał jeszcze wieczorem, Spałem na górze łóżka piętrowego ktore stało w tym baraku, gdy po paru godzinach obudził mnie ten celnik. Skończyła się gorzała, a mój towarzysz też właśnie stracił przytomność. Więc mówi, że na mnie kolej zadbać o zaopatrzenie.

W baraku było już około 10 osób, w tym ten szef posteunku, ktory nas skasował, jeszcze paru celników i reszta to kierowcy ciężarówek. Nikt tego wieczoru granicy nie przekroczył.

Poszedlem do naszego samochodu. Chłopaki się ucieszyli, że żyję, ale zmartwili, bo im było zimno, a ich nikt nie zapraszał.

Gorzałki mieliśmy sporo, bo tam 5-cio letni koniak kosztował poniżej dolara, więc zapsy zrobiliśmy solidne. przynioslem do baraku parę flaszek i impreza potoczyła się dalej.

około drugiej w nocy groziła mi ponowna utrata świadomości (a temu celnikowi - nic!!!!), więc dobudziłem kolegę, aby on z kolei czuwał. Kumpel poprosił o zezwolenie na wyjazd. Wtedy celnik, widząc, że niewiele już ma pożytku z naszego towarzystwa, wyjaśnił nam, że nawet gdyby oni nas puścili, to ukraińcy na pewno nas zawrócą, bo taki jest status tego przejścia granicznego. Ale jednak postanowiliśmy spróbować. Puścili nas. Pojechaliśmy na ukraińską stronę.

Było tak jak mówili. Ukraińcy bez wdawania się w dyskusję zawrocili nas z powrotem. o żadnych łapowkach mowy nie było, nie chcieli wziąć i już.

musieliśmy wracać.

Po przejechaniu z powrotem zatrzymał nas ... kierownik pograniczników. zapytał o wizę. Czkając, pytam go czy nas nie poznaje?. On na to, że poznaje, ale myśmy już opuścili terytorium jego kraju, a na ponowny wjazd potrzeba nowej wizy. Kur...na, ręce mi opadły i ciut otrzeźwialem.

Nie mieliśmy przecież żadnej wizy, bo i skąd?

On na to, że w takim razie ... do baraku. I abyśmy nie ważyli się z pustymi rękami. Nie było wyjścia.

Po paru godzinach chyba szkoda im się nas zrobiło, bo celnik zaproponował ... ominięcie ukraińskich posterunków przez zieloną granicę. obiecał pokazać drogę i poszedł sprawdzić, czy jest czysta. Gdzieś po kwadransie wrócil. Droga była obsadzona. Mówil, ze to przez nas, bo gdybyśmy się wcześniej ukraińcom nie pokazywali, to oni by tam nie pilnowali.

Zrezygnowani, dotrzymywaliśmy im towarzystwa, ale niestety szybko film mi się urwał znowu. I znów obudziłem się na tym pietrowym łóżku w ich baraku.

Posterunek opuściliśmy po prawie dobie na nim spędzonej.

oczywiście musielismy jechać te 160 km na następne przejście graniczne.

Koniaku przywieźliśmy do Polski niewiele.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

moja przygoda odbyła sie w ZSRR ( wczesne lata 80-te) ...wracamy z Węgier przez ZSRR -jesteśmy we Lwowie ...zbaczamy z transitu ( wytyczone ulice po których moga jedzić obcokrajowcy ) robimy zakupy w jakimś GOM-ie ( nasz ówczesny Dom Towarowy) -jakieś zabawki - minn...plastykowe strzlające karabiny :lol: hicior w Polsce :wink: i ryczący mały Dawidek - nagle podchodzą do nas dwaj milicjanci -każą natychmniast odjeżdżać -wiec pospiesznie pakujemy sie do Malucha i odjeżdżamy cieszac sie ,że nie mamy większych nieprzyjemności .

Opuszczamy Lwów i jedzemy w stronę granicy z Polską .....dzielimy sie spostrzeżeniami ,że każdy patrol milicji w mieście -dziwnie nam sie przyglądał -chcemy jak najszybciej przekroczyć granicę .Nagle ....z ogromna szybkościa zbliża sie do nas Wołga ....zaczyna nas wyprzedzać ...zrównuje sie z nami......facet otwiera okno -wyciąga lizaka ,ktorym pokazuje nam ,że mamy zjechać na pobocze .Zimny pot mnie oblał .....Wołga nas wyprzedza i zwalnia zmuszając do zatrzymania sie . Zatrzymujemy sie w dość dużej odległośći od Wołgi ... z samochodu wysiada mężczyzna ....w ręce trzyma saszetkę ...taką samą jak ...nasza :o Ależ to nasza saszetka z wszystkimi dokumentami ...paszporty ,ksiażeczki walutowe ....dowody osobiste ....wszystko !!!!! Heniek złapał sie za głowe .... radziecki mężczyzna z uśmiechem podał nam saszetkę -powiedział coś ,że patrol na ulicy znalazł -pożegnał sie grzecznie ....i odjechał 8) Długo nie mogliśmy powiedzieć słowa ...zamurowało nas !!!! Wywnioskowaliśmy ,że dokumenty Heniek położył na dachu !!!!! malucha ,kiedy patrol milicjantów nas przegonił -pakowaliśmy sie w pośpiechu z ryczącym dzieckiem przecież :-? A potem te patrole we Lwowie informowały w którą stronę jedziemy -dlatego na nasz widok milicjanci wyciągali jakieś krótkofalówki :D

To była najgorsza ale i najsympatyczniejsza przygoda ...prawie na granicy :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ew-ka, aż się wierzyć nie chce. Niesamowite. W ZSRR? :o :o :o :lol:
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ukraińskiej jeszcze nie przekraczałem, ale Białoruska granica :o pozostawia niezapomniane wrażenia. :wink: :D
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

:) zarówno na jedną jak i drugą jest świetny patent, wystarczy biegle mówić po białorusku, ukraińsku 8)

A komu ta sztuka nie jest dana... :D to trzymać sie za kieszenie mocno ;)

 

Albo znać zwyczaje. :D

Pojechałem kilka lat temu pociągiem do Mińska na konferencje. Wwiozłem i zaklarowałem 100$. Trzy dni później wracałem do Warszawy. 100$ miałem dalej, więc znów je wpisałem do deklaracji. Organizatorzy konferencji zapewnili full serwis, nie było potrzeby wymieniać pieniędzy. Siedząc sam w przedziale czytałem jakiś polski tygodnik. Weszła tamożnica obejrzała deklaracje i rozdarła mordę. Wwióżł 100$ i wywozi 100$. A Wy kto? i patrząc na tygodnik wrzasnęła żurnalist? Spojrzałem na nią zdziwiony i bez zająknienia odpowiedziałem: Niet wracz. Trzeba było widzieć jej reakcję. Bezcenne. Cichutko, kłaniając się w pas wycofywała się z przedziału szepcząc: Izwinitie pażausta, ja nie znała, izwinitie...

 

Nie jestem lekarzem, ale wiedziałem, że zawód lekarza cieszy się na Białorusi ogromnym szacunkiem. :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prawdę mówiąc bardzo ciekawy i piękny, tylko ludzie otumanieni. Na szczęście nie wszyscy.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wielu Białorusinów jest przekonanych, że to nie reżim tylko demokracja. Bo tak powiedział Łukaszenka.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wybrałam sie kiedyś na obóz harcerski do Bułgarii. Jechalismy autosanem, jeden kierowca, Tomek jako pilot, ja jako niby opieka pielęgniarska, jeszcze dwóch dorosłych. Reszta mlodzież od lat 10 do 14stu. Aby szybciej przekraczac granicę harcerze mieli świetną metodę. Przed nią wskakiwali w mundury galowe i normalnie przepuszczali bez trzepania.

Ale tym razem, jak wszyscy ubrali się i załozyli czerwone berety, to na granicy Czechosłowackiej zapanowało poruszenie. Przetrzepali nas od góry do dołu. Byli wyjatkowo napastliwi................... :roll:

 

o co chodziło?

W tym dniu była rocznica interwencji zaprzyjaźnionych wojsk 8)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...