Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Przygody na granicy


tomek1950

Recommended Posts

No to mieliście przechlapane... :wink:

 

O czeskich celnikach to ja tez mogę. :D To z czasów kiedy jeszcze w naszych krajach był ten najbardziej sprawiedliwy ustrój. :wink:

Wiozłem małą ciężarówką z Austrii surowiec dla firmy w której pracowałem. Ausriaccy celnicy założyli plomby celne (gratis) i powiedzieli, że dzięki tym plombom z Czechami będę miał spokój.

Przejechałem jakieś 200 m "pasa ziemi niczyjej" i granica Czechosłowacji. Pokazuję papiery, Wszystko jest w największym porządku. I Czechosłowacki celnik zarządza kontrolę ładunku. Trochę protestuję, ale wyjaśniają, że założą swoje plomby i w Polsce to tylko śmignę przez granicę. Ładunek oczywiście zgadza się z papierami, a kontrabandy żadnej nie ma. Zakładają plombę i... do kasy. Dość sporo. Pytam za co? Za założenie plomby. :D :D :D :o :evil: :evil: :evil:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 59
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

No to się przyznam...

Dwa lata temu - lotnisko GDN (Rębiechowo im. Lecha Wałęsy...), wracałem na statek, z moim Didgeridoo (to taki aborygeński instrument muzyczny). Didgeridoo - pusta rura z drewna eukaliptusowego - moje akurat nienajwiększe - ok. 1.5m długości. Uczyłem się grać i woziłem to-to ze sobą wte i wewte.

Na bramce grzecznie wszystko na taśmę, prześwietlenie, te rzeczy...

Po bramce, zbieram swoje graty, na koniec wielką tubę plastikową, w której moje Didgeridoo. Mój komentarz na cały głos: "no to biorę moją bazookę".

Później panowie z security uprzejmie mi wyjaśniali, że gdyby to było na amerykańskim lotnisku, to już bym siedział w pudle...

Wiedziałem o tym, ale nie mogłem się powstrzymać :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wracam na granice z Białorusią. :D

Tam granica jest nie tylko na granicy, ale i w głębi kraju. Co parę kilometrów szlaban i kontrola. GAJ Gossudarstwiennaja Awtomobilnaja Inspekcja, albo DAJ Dorożnaja Abtomobilnaja Inspekcja, ale zawsze daj, daj, daj... :wink: :D :evil: Pierwsze spotkanie 1:0 dla mnie. :D Szlaban opuszczony, z budki wychodzi gruby facet w mundurze, czapa jak lądowisko dla helikopterów i salutując niedbale do czapy przedstawia się: Iwan Iwanowicz Iwanow Gossudar... nie czekając na koniec jego wypowiedzi salutuję do nieprzykrytej czapką głowy i mówię Tomasz K.... Warszawa, Polsza. Iwana Iwanowicza zatkało. Stanął jak wryty. Na twarzy widać było, że myśli. Po chwili uniósł szlaban, zasalutował raz jeszcze i wykrztusił: "jedi".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolejny posterunek na "olimpijskiej autostradzie" prowadzącej z Brzescia do Moskwy był kilkanascie kilometrów dalej. Określenie autostrada jest "trochę" na wyrost. Sa prawdzie dwie jezdnie po dwa pasy ruchu w każdą stronę, ale to wszystko co jest wspólnego z autostradą. Na przestrzeni 200 km na drodze leżały deski. Ładne, oheblowane, grube. Gubiła je przeładowana ciężarówka.

Wracam do posterunku. Szlaban opuszczony, zatrzymuję się. Po kilku minutach w budki wychodzi pokurcz w polowym mundurze. Jakieś 150 cm wzrostu w butach. Pas wisi, widać rezerwista. Na szyji ma przewieszonego "Kałacha". Takiej wersji jeszcze nie widziałem. Krótka lufa zakończona czymś w rodzaju lejka. Cudak powoli podchodzi do samochodu i nagle zdecydowanym ruchem, widać wielką wprawę o którą bym go nie posądzał, przystawia mi przez otwarte okno "lejek" za lewe ucho. Chrapliwym głosem, po polsku, pyta: Trójkąt jest? Jest, odpowiadam usiłując odsunąć głowę tak by jeśli palec mu się na spuście poślizgnie seria poszła gdzieś, a nie w moją głowę. Bez skutku. Pokurcz jest wyćwiczony. "Lejek" dalej tkwi przy moim uchu. A aptieczka jest? pyta zaciągając. Potwierdzam. "Lejek" zostaje odsunięty od mojej głowy i "kurdupel" z uśmiechem mówi: to daj 2 dolary. Odetchnąłem, a że jestem ciekawski, pytam: zo co? Widzę oburzenie na jego twarzy. Z wściekłością odpowiada: Za to, że sprawdziłem! Nie dyskutuję więcej. Sięgam do kieszeni gdzie miałem przygotowane na taką okazję dolarowe banknoty. Daję te 2$. Sołdat chowa je i otwiera szlaban. Jedi mówi na pożegnanie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jakieś cztery lata temu wracaliśmy całą grupą z praktyk studenckich na ukrainie

przez tydzień lało jak z cebra i nasze przemoczone i przepocone obuwie było...

dodam jeszcze że ciepłej wody nie było( zimnej przewaznie też)więc my też byliśmy nie pierwszej świeżości :-?

na odprawę pierwszy poszedł kumpel z dużym workiem tzw bosmańkim szczelnie wypełnionym butelkami :D na wierzchu worka trochę ubrań i buty:-?

ukraiński celnik pyta co przewozi a kumpel wywala te cuchnące buty i bełkocze "brudne buty studenta"

celnik z dużym obrzydzeniem przepuścił całą grupę (z torbami pełnymi butelek) :lol:

po innym wyjeździe studenckim znajomy wiózł cały plecak drinków (drinki w małych 0.25 buteleczkach , tańsze niż u nas mineralna, były na drogę jako że wódki już nikt nie mógł pić :o , na granicy nie były traktowane jako alkohol)

cała grupa przeszła odprawę a koleś z drinkami przechodząc obok celników zagrzechotał plecakiem i celnik kazał mu opróżnić plecak (tam było około 80 buteleczek :D )buteleczki z nie alkoholem zastawiły całą ladę na celnicy a oni

strasznie się wkurzyli bo mieli nadzieję na łapówkę :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W lecie 1999 roku wybraliśmy się do Francji odwiedzić rodzinę.

Granicę polsko-niemiecką w Świecku przekroczyliśmy bez żadnych problemów w ciagu pół godziny. Jakieś dwa kilometry za mostem granicznym zatrzymał nas patrol niemieckich pograniczników (chyba). Sprawdzili dokumenty i zaczęli sprawdzać samochód. Z racji dalekiego wyjazdu auto było załadowane po brzegi ciuchami, rzeczami osobistymi i prezentami dla licznej rodziny.

Polski alkohol nie wzbudzał podejrzeń, ale 9 makowców zapakowanych w pokaźne pudełko juz tak. Nie było rady musiałem wszystko wyjąć z bagażnika aby pokazać zawartość podejrzanego pudła. Z trudem udało nam wytłumaczyć po co tyle ciasta wieziemy ze sobą.

w schowku w lewych, przednich drzwiach leżała mała piersiówka po spirytusie wypełniona wodą. Wody tej używałem do usuwania ptasich odchodów z karoserii. Niemiecki pogranicznik spojrzał na tę butelkę, zaśmiał się i znacząco postukał kantem dłoni w szyję :wink:

Rozstaliśmy się w miłej atmosferze z życzeniami szerokiej drogi :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Historia jest długa ale w telegraficznym skrócie opisze najważniejsze momenty.

Jest rok 1988,lato a tu w polskim fiacie 125p na wycieczkę do Grecji jedzie czterech młodych facetów za chlebem (znajdę fotkę to wkleję).Całe eskapada obfitowała w wiele przygód ale idąc za przykładem Ewy ,najciekawiej było właśnie u rodaków zza Buga.W miejscowości chyba Dolina sprzedaliśmy dżiny i inne pierdoły ze szminkami włącznie.Z dolcami w pompce do pompowania kół w woreczku i z uśmiechem na ustach udaliśmy się na granicę.A tam już nas dopadli rodacy.Kolejka na granicy była duża a tu nagle podchodzi do nas celnik i każe zjechać na boczny pas.Na początku ucieszyliśmy się bo kolejka była duża.No i sie zaczęło.Kazali nam wysiąść i po kolei wchodziliśmy do pokoju na osobistą.(jakiś śmieszny gościu w rękawiczkach chciał nam grzebać chyba .......itp) Nie wiedzieliśmy o co im chodzi.Na pierwszy ogień poszedł kierowca(szwagier) i dalej następny ,następny.Nasz wspomniany kierowca(jak siedzieliśmy już po osobistej wspomniał ,że jak nie powiemy gdzie są dolary to nam potną samochód.Zaczęliśmy kojarzyć fakty i doszliśmy do wspólnego wniosku ,że podpierdzieliła nas rodaczka zza Buga ,ta ,której sprzedaliśmy ciuchy itp.W końcu ,żeby mieć saaamochód a nie mieć dolców,kierowca-szwagier przyznał sie i pokazał gdzie one są.Celnik je zabrał i zniknął .Myślałem ,że szwagra rozszarpiemy.Docelowo jechaliśmy na "hellass"to i kilka aparatów łomo i zenitów dla Greka każdy miał.To była taka pociech po stracie dolarów.Załamani totalnie odjeżdżamy z odprawy ale ku naszemu zdziwieniu podchodzi do nas ten sam celnik i iiiii właśnie co?Oddaje nam wcześniej zabrane dolce,mówiąc żebyśmy odjechali.Gały na wierzch, dolce do kieszeni i w nogi.Mało mi w tył....nie grzebali ,żebym się przyznał a tu nagle oddają nam kase.Nic nie rozumiejąc i prawie nie gadając dotarliśmy do ambasady Tureckiej by za zarobione pieniądze kupić prezenty typu: palety do makijażu,ciuchy itp rzeczy tureckie.Żeby dojechać do Grecji na wjazd trzeba było mieć 500$.Ta myśl nas karmiła i dawała poczucie bezpieczeństwa ,że w końcu nie jesteśmy tacy biedni.Oddaną kase równo podzieliliśmy i każdy z osobna by dostać wizę turecką wkładał 10$ w paszport i czekał cierpliwie na wbitkę.Powiedzieli ,że wizy będą za kilka h.Przychodzimy po odbiór a tu znowu gały.Wszyscy dostali a my cztery chłopy stoimy i nic.W końcu wychodzi gościu i mówi ,że dolce które daliśmy są złe ,że jakieś falsyfikaty itp.Z odłożonych "polskich zielonych"zapłaciliśmy i z wizami udaliśmy sie do turka na zakupy.Już prawie mieliśmy drzeć zielona a tu dobra duszyczka z Polski rodem oznajmia nam ,że faktycznie dolce są złe ale nie na tyle by nie można za nie nic kupić.Były to dolary ,które powinny wyjść z obiegu.Kończąc powiem ,że za wszystkie kupiliśmy w/w kosmetyki i ciuchy i wysłaliśmy do Polski.

 

trochę długaśno ...sorki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Koniec kontraktu, po 5 miesiącach - powrót do domu. Lot z Tajwanu (Taipei) do Frankfurtu i Gdańska z międzylądowaniem (ok. 1 godz.) w Bangkoku. Po paru godzinach chce się palić. Po wylądowaniu w Bangkoku wysiadłem sobie z naszego 747 i poszedłem na fajkę do terminala. (Tam są takie "akwaria" dla palących - nawet nie trzeba swojego zapalić, wystarczy mocno odetchnąć i już ma się pełne płucka dymu). Jeden, potem drugi - długi lot jeszcze nas czeka do Europy... Czas wracać na pokład, idę, patrzę, bramka przez którą wyszliśmy - ZAMKNIĘTA. Gdzie się wsiada z powrotem do tego cholernego samolotu? Zacząłem latać jak kot z pęcherzem wte i wewte - tam nie było takiego przejrzystego systemu tablic informacyjnych. Rzut oka na zegarek, rany Boskie, do odlotu zostało jakieś 10 minut, a ja sie miotam, bez klamotów (wysiadłem tak, jak stałem - bagaż podręczny został wewnątrz). W końcu wypatrzyłem te Lufthansę i sprint. Wpadłem do samolotu z rozwianym włosem i dzikim spojrzeniem, aż się stewardessy cafły - "terrorysta jakiś" ;) , a tam cisza, spokój, ludziska drzemią, na moim miejscu spokojnie czeka mój kocyk, poduszeczka, laptop...spojrzałem na zegarek jeszcze raz - o raany, zapomniałem, że między Tajwanem a Tajlandią czas cofnięto o 1 godzinę...

Taki to panie globtroter - a się omskło :oops:

Kolejny przykład, że palenie może zaszkodzić... http://manu.dogomania.pl/emot/kos.gif

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks później...

kilka lat temu - Ben Gurion, Telaviw. - po 6 tyglach nocnej pracy wracam do domu.

 

Oczywiście każdy dostaje "opiekuna" który trzepie bagaż. Xrejem z 6 razy walizka prześwietlana, a tu jeszcze trza rozpakować i powiedzieć co jest co. ja mam same brudne rzeczy osobiste, etc.

 

ale najlepsza była kurtka. kupiona parę miesięcy wcześniej u niemca, nie powiem, dla mnie tania nie była. wszyty Recco. to tak jak by na wszelki wypadek, gdyby mnie jakaś lawina w Izraelu dopadła :D

 

no i miła pani "trzepaczka", że to trza wypruć, bo ona nie wie co to jest!!!

ja jej na to ,że jak wypruje, to zapłaci ( chyba- nie pomnę, jaką kwotę jej rzuciłem) 200 baksuf i. no i dała spokuj.

później wymacała w czeluściach i jakiejś zapomnianej kieszeni szklaną fifkę ( co prawda dawno opaloną ze staffu) - sam jej szukałem a nie mogłem znaleźć...

no i zonk - "a co to?" pada pytanie

a ja " nooooo fajka...."

" acha" i skończyła rewizje...UFF.

no i zrobiło się 10 min do odlotu ( co prawda byłem po checkinie)

ja do niej - " nie zdążę!!!"

a ona mnie zaprowadziła przejściem dla VIPuf ( bez kontroli paszp) wprost do wejścia na pokład :)))

ale byście widzieli jak ci wszyscy "normalni" pasażerowie patrzyli na mnie, że wchodzi kolo z obstawą bez sprawdzania paszportu...

 

pozdro

 

PS potem było jeszcze śmieszniej - awaryjne lądowanie we Wiedniu...ale to inna historyja

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja pierwsza podróż do Barcelony na konferencję AOCES (Jak ktoś jest ciekaw co to jest niech rzuci w Google :) )

Miałem wygłosić coś, wygłosić :o

Warszawa - Frankfurt - LOT bez problemów.

Frankfurt. Byłem na tym lotnisku wcześniej parę razy. Zaszyłem się w małym barku, by jeszcze raz przetyczać to, co przygotowałem do powiedzenia. Wszysto było OK. Bagaż szedł automatycznie, Karte pokładową na lot do Barcelony miałem w ręku, oczekiwanie na lot 4 godziny. Po 3 i pół godzinie udałem sie do "swojej" bramki. Panienka przesunęła moja kartę przez czytnik i z miłym, oficjalnym, uśmiechem poprosiła bym poczekał na autobus do samolotu. Zacząłem kolejny raz zaznajamiać sie z tym, co sam napisałem by wygłosić.

Nagle usłyszałem w megafonanach potwornie zniekształconę moje nazwisko po angielsku i niemiecku. "Herr K...*. bitte kommen Sie.....

Pobiegłem, przyznaję się bez bicia, do informacji...

"Samolot czeka na Pana od pół godziny na pasie startowym - usłyszałem. Zgodnie z posiadaną wiedzą odpowiedziałem, że nie słyszałem zmiany nr. bramki...

Autobus już na pana czeka odszczekała Frau z którą rozmawiałem w informacji.

:)

 

Kierowca był bardziej wyrozumiały, mimo, że nie przypominał z wyglądu Niemca.

Czarniawy był. :D Z dużym trudem tłumaczył mi, że hiszpańskie linie to często mają takie wpadki.. Do samolotu stojącego od wielu minut na końcu pasa startowego wchodziłem po sznurowej drabince...

Samolot czekał. :D

cdn. O ile będzie zainteresowanie. :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Załoga samolotu nie wygladała na zadowolona, mimo, że po drabince wspiąłem sie sprawnie. Siadłem na wolnym miejscu obok jakiegoś Hiszpana. Samolot wystartował, podano jakieś żarełko. zdumiałem się na pytanie stewardesZjadłem, popiłem i odprężony widząc, że w tej części wolno palic wyjąłem swoją fajkę, nabiłem ją czerwoną Amphorą i zapaliłem. Poczułem sie odprężony.

Nienadługo. Nie zdążyłem pyknąć z fajki drugi raz gdy pojawiła się stewardessa i poinformowała mnie, że wolno palić tylko papierosy. Fajki i cygara są na pokładzie zabronione.

:o :evil:

Zgasiłem. Nie to nie.

Siedzący obok mnie Hiszpan wyciągną w moją stronę paczkę Marlboro. :D

Samolot wyladował oczywiscie z dużym opóźnieniem i nikt już na mnie nie czekał. Pojechałem taksówką, Było to w czasach PRLu więc koszt dla mnie był ogromny. Prosto z taksówki na mównicę. Zdążyłem. Poszło gładko. Oklaski. Uffffff. :D

Jak wyglądał powrót :evil: następnym razem. :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Konferencja się skończyła i załapałem się jeszcze na zwiedzanie Barcelony. Stadion olimpijski, Budowana od dziesięcioleci katedra zaprojektowana przez Gaudiego... Odwieziono nas na lotnisko. Planowy odlot miałem za godzinę. Przezornie upewniłem się, że na 100% bramka nr 30. Lotnisko w Barcelonie ma kształt długiego baraku, bramek na długiej ścianie jest chyba 50. Czekałem. Na 15 min przed odlotem spytałem jeszcze raz czy to ta bramka. Usłyszałem uspokajające potwierdzenie. Odczuwałem jednak pewien niepokój. Po 5 minutach nie wytrzymałem. Nie było wpradzie żadnych komunikatów, ale na świetlnej tablicy zgasł FRANKFURT. :o

Na moje pytanie co z lotem do Frankfurtu ta sama panienka odpowiedziała z rozbrajającym uśmiechem, że bramka nr 1.

Wykonałem szaleńczy bieg po ruchomym chodniku. Zdążyłem. Jako ostatni zająłem miejsce w samolocie. Dalsza trasa nie była już tak stresująca. :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks później...

Wracaliśmy kiedyś z Chorwacji, kiedy to na granicy słowacko-czeskiej było straszne zamieszanie w ruchu, nie wiedzieliśmy w którą stronę mamy skręcić jako samochód osobowy i w końcu mój tatuś w tej konsternacji pojechał sródkiem i .. przewrócił owy znak który wskazywał właściwą drogę :D

Od razu przyjechali czescy celnicy z oburzeniem mówią "i cio zieśta zrobiły?"

Zrobiło się trochę mało śmiesznie kiedy oznajmili że mamy czekać na tej granicy na pomoc drogową, ekipę naprawczą i kogoś tam jeszcze co może potrwać nawet do jutra, jako że była nadziela.

Mieliśmy jednak o tyle szczęście, że wieźliśmy z Chorwacji kilka butelek rakiji ;)

 

Tym sposobem my pojechaliśmy do domu, rakija została w Czechach, a znak cudem naprawił się sam :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pociąg "polonez" z Moskwy do Warszawy. Jedziemy we dwóch. Mamy miejsca w jednym przedziale. niespodziewanie na dworcu spotykamy znajomego Polaka, którego kiedyś poznaliśmy w Moskwie. Ma bilet i to w tym samym wagonie, ale na drugim jego końcu. Wsiadamy. Do naszego przedziału wchodzi niestary Rosjanin. Ma miejsce na górze. proponujemy mu zamianę z tym kolegą, chcieliśmy jechać we trzech razem. Rosjanin kategorycznie odmawia. Nie wiemy co robić. na korytarzu proponuję chłopakom solidne pijaństwo w przedziale, z tym, ze ruskiemu nie damy ani kropli. Podejmują temat. Kumpel przychodzi do nas i do 4 rano pijemy dżin z tonikiem :D . Ruski chrapie na górze. O czwartej urywa mi się film. O piątej jest granica w Brześciu.

Kiedy chłopakom udało się mnie dobudzić, wokół przedziału zebrało się grono pasażerów. podobno pobiłem pogranicznika. Patrzę na wszystkich oniemiałym wzrokiem, koledzy potwierdzają. Mówią, że nie dawałem się obudzić a kiedy pogranicznik wszedł i ruszył mnie ręką żądając paszportu, to odmachnąłem ręką i uderzyłem go w twarz. Wtedy wyszedł i poszedł na koniec przedziału do jakiegoś naczelnika. Stoję oglupiały i czekam. Po ok. 10 minutach pogranicznicy powoli ida od końca w naszą stronę. Cofam się do przedziału pod okno. wchodzą za mną do przedziału. Wołają paszport. Daję. Pogranicznik przegląda, stawia stempel i oddaje mi ze slowami: ech mafiozo, ty na drugi raz uważaj i ... roześmiał się. Po czym wszyscy wyszli. A ja jeszce z pięc minut stałem zbaranialy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...