Agduś 08.02.2008 19:26 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Lutego 2008 A ja dopiero co przejechałam w te i we wte granicę z Białorusią i... nic! Spokój i kultura!Za to wiem skąd inąd, że posiadanie dużego biustu nie jest wskazane na granicy francuskiej - powoduje osobistkę.Widocznie mój jest jeszcze we francuskiej normie, bo przejechałam kiedyś bez problemów.Chociaż w pierwszym wypadku było to lotnisko, w drugim granica drogowa. Może na lotniskach są bardziej wyczuleni na biusty? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
retrofood 08.02.2008 21:10 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Lutego 2008 No to moja kolejna przygoda graniczna, tym razem z granicy polsko - ukraińskiej. było to - pamiętam dokładnie, bo to daty charakterystyczne. U nas już po świętach i nowym roku, praca w firmie rusza pełną parą, a na wschodzie pora szykowania się do świąt Bożego Narodzenia. Ale jakoś o tym nie myślałem. Dzień pracy w firmie się już własciwie skończył, większość załogi poszła do domu, ale ja jakoś się zasiedziałem, zresztą szef też jeszcze nie poszedł do domu. Nagle przychodzi do mojego pokoju i najspokojniej w świecie mówi mi, że muszę go jeszcze dzisiaj zawieźć do Łucka na Ukrainie, bo stamtąd jest w nocy pociąg do Kijowa, a on musi być jutro w Kijowie. Sam nie pojedzie samochodem, bo... w Kijowie musi być swobodny (tam mieliśmy filię i samochody były z kierowcami ) Nie było wyjścia. Nawet nie byłem w domu, po prostu wsiadlem w samochód tak jak byłem w pracy i bez niczego, żadnych rzeczy, żadnych zapasów, pojechaliśmy do Łucka (to był początek stycznia!). granicę w tamtą stronę przekroczyliśmy bez problemów, kolejek nie było, bo Ukraińcy zjechali na święta do domów, Polacy też jakoś ograniczyli wyjazdy. W Łucju zatrzymaliśmy się u szefa zaprzyjaźnionej firmy, zresztą mój szef całą trasę przygotował i pewnie wszystko to uzgodnił. Daliśmy czadu w domu u tego gościa tak serdecznie, jak tylko można według wschodniego obrządku. . Gdzieś około północy nasz gospodarz z pomocą swojego trzeźwego pracownika jakoś tam odwiózł mojego szefa do pociągu, po czym wrócił i oczywiście nie spoczął, dopóki mi się film nie urwał. jednak ukraińska gorzalka tak długo znów nie trzyma (dobre trunki tam mieli) i następnego dnia, dokładnie w Boże Narodzenie prawosławne postanowiłem wracać do domu. jechałem sam, pustym samochodem nie mając nawet kurtki, bo u nas było ciepło i w pracy kurtki nie mialem. zresztą do firmy z domu mialem 400m a jeszcze jeździłem samochodem. To po co mi kurtka? Samochód był w zasadzie nowy, żadne rupiecie się nie walały, normalny okaz czystości i porządku. zaczęło się od tego, że na drogach były totalne pustki, nudy na pudy i przegapiłem zjazd. zorientowałem się gdzieś po dwudziestu kilometrach, że źle jadę, ale było juz za późno by wracać, bliżej teraz było na następne przejście graniczne. Po prostu zamiast na Ustiług pojechałem na Dorohusk. Trudno, wolałem nie ryzykować powrotu, bo wieczór w zimie krótki i znów gdzieś mogłem drogę pomylić. W końcu przyjechałem na granicę. Ukraińcy zajęci byli świętami, więc oprocz tego, że musiałem na wszystko czekać, to nie sprawiali problemów. przejechałem spokojnie na polską stronę. i tu się zaczęło. Skąd - z Łucka. Dokąd (widzą nr rejestracyjne samochodu) - mówię gdzie. Im się nie zgadza. Dlaczego tędy? - przecież nie ma kolejek. Tam było bliższe przejście. Tłumaczę, że przegapiłem drogę. A cały czas jestem wkurzony, bo powinienem być już w domu. Gospodarz dał mi wprawdzie jakieś kanapki, ale dawno zjadłem, wodę też wypiłem, ale mnie dalej suszy, a po ukraińskiej stronie przecież nic nie było czynne. I nic w aucie nie mam a język przykleja się do podniebienia. Naszym celnikom się to wyraźnie nie spodobało ta zamiana przejścia. A może byli znudzeni? Bo ruchu to nie było niemal wcale. zapytali jeszce o przewożony alkohol - odpowiedź: zero (no bo nie było czasu nawet aby coś kupić, zresztą miałem multum innych okazji na to, więc nie zawracałem sobie wtedy glowy. To samo na pytanie o papierosy i inne używki. Po prostu nie mialem nic - ani do oclenia, ani nic nie przewoziłem. Pusty samochód i kierowca w swetrze. miałem tylko kilka kaset magnetofonowych, używanych oczywiście. Więc dostałem polecenie zjechania z pasa, opuszczenia samochodu, no i zaczął się klasyczny kipisz!!!! Patrzyłem na to z boku z coraz większym przerażaniem. Celnicy byli jak szaleni. Wspominałem, że auto było nowe, więc się bardzo nie brudzili, ale jak skończyli zaglądanie we wszelkie możliwe schowki i skrytki i zabierali się za szukanie kluczy do rozkręcania to nie wytrzymałem i zacząłem z nich głośno kpić. Nawrzucalem im, sam nie wiem co, ale na pewno, że jeżdżę tutaj dziesiątki razy, mam służbową delegację, ale takich cudaków to jeszcze nie spotkałem i że zaplacą mi za auto i za czas, bo nic nie znajdą, dlatego że nic nie jest schowane. Sam dobrze nie wiem jak ta dyskusja przebiegała, ale po parunastu minutach obie strony ochłonęły i chyba oni też zdali sobie sprawę, że niczego nie przemycam. No i dali mi spokój. Odjechalem z tego przejścia do przygranicznego baru i pół godziny siedziałem przy kawie aby ochłonąć na tyle, abym mógł prowadzić samochód. Nigdy wcześniej, ani nigdy później w życiu nie miałem takiej drobiazgowej kontroli na granicy. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
adam_mk 13.02.2008 08:34 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 13 Lutego 2008 Dawno, dawno temu, głęboką nocą, przekraczałem granicę pomiędzy Niemcami a Niemcami.Drogową...Tej granicy już bardzo długo nie ma. Wspomnienia pozostaną na zawsze!Adam M. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Cpt_Q 13.02.2008 08:57 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 13 Lutego 2008 Dawno, dawno temu, głęboką nocą, przekraczałem granicę pomiędzy Niemcami a Niemcami. Drogową... Nigdy wcześniej, ani nigdy później w życiu nie miałem takiej drobiazgowej kontroli na granicy. to było jak wyjście z kina na szarą, brudną i ciemną ulicę... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 13.02.2008 09:07 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 13 Lutego 2008 W latach '70 pracowałem w Warszawie w szwedzkiej firmie i dość często latałem do Sztokholmu na szkolenia. Każdy powrót do szarej socjalistycznej Warszawy nazywaliśmy w firmie przejściem z telewizji kolorowej na czarnobiałą. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
ula-2304 25.02.2008 07:49 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 25 Lutego 2008 Oo, wy to macie przezycia, będzie co do końca życia opowiadać wnuczkom Przekraczając ostatnio granicę, stwierdziłam że układ z Schengen działa, bo granicę sie przekracza zupełnie nie wiadomo kiedy.A ja sie obawiałam, ze paszporty dzieci są z lekka nieaktualne, bo dzieci z wieku niemowlęcego powyrastały dawno i do zdjęć niepodobne Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
bratki 10.03.2008 00:14 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 10 Marca 2008 Leciałam do Szwajcarii. Miałam zamówienie na prawdziwe domowe kiszone ogórki. Jedynym sposobem było wzięcie słoika do bagażu podręcznego. Ale i tak jakiś czas po starcie poczułam charakterystyczny zapaszek. "Jak rany, zmiana ciśnienia!" zdążyłam pomyśleć, zrywając się z miejsca, by uratować resztę bagażu. Równocześnie z miejsca zerwała się połowa pasażerów i pociągając nosami zaczęli nerwowo grzebać w swoich torbach i aktówkach. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 10.03.2008 00:25 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 10 Marca 2008 Bratki, oplułem ekran. A faktycznie dla Szwajcarów kiszone ogórki to rarytas. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 11.03.2008 11:35 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 11 Marca 2008 Najśmieszniejszą przygodę miałem kiedyś na granicy RFN - NRD. Podszedł do mnie, chyba celnik, ze wschodnich Niemiec i jak zawsze wydeklamował formułkę: nadajniki, broń, materiały wybuchowe itd. Spojrzałem mu prosto w oczy i wyraźnie powiedziałem. "Tak, 70 kg dynamitu." Gościa zatkało. Przez chwilę milczał zaskoczony, aż nagle wrzasnął: "Was, was!!!!!" Spokojnie powtórzyłem. "Tak, 70 kg dynamitu, to ja, byłem w RFN 3 miesiące bez kobiety" Celnik zaczął rechotać i krzyknął do swoich kolegów, patrzcie 70 kg dynamitu, trzy miesiące nie miał kobiety. Wszyscy obecni na granicy pokładali się ze śmiecu. Ja też. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
bratki 11.03.2008 14:16 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 11 Marca 2008 Tomku, przebiłeś ! Ja pamiętam rumuńskiego celnika, który przez cały czas trwania kontroli w przedziale trzymał sobie na kolanach nieobutą stopę mojego kolegi i głaskał go po podeszwie. Na Bułgarskiej granicy zmęczona oparłam głowę na ramieniu kolegi (2 doba w drodze), a on mnie przygarnął ramieniem (nawet nie mój chłopak ) . Na ten widok celnik rzucił się na nas wrzeszcząc "Kain sex! Kain sex" i jeszcze coś o pornografii. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
retrofood 11.03.2008 15:45 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 11 Marca 2008 Lata 80-te, standardowa wycieczka handlowa na trasie Polska - Zwiazek Sowiecki - Rumunia. W autokarze prawie sami profesjonaliści, nowicjusze to ja z kumplem i koleżanka. Do naszej trójki doszlusowała jedna dziewczyna, nowa na tej trasie, chociaż weteran handlu ówczesnego.jedziemy z Czerniowców na granicę z Rumunią. Ja siedzę z kolezanką, a kumpel z nową znajomą, ona od strony okna, on od strony przejścia. Oczywiście wczesniej zrobilismy zrzutkę na celników, aby w deklaracjach przewozowych zostawili nam jedno puste pole (zeby sobie wpisać jakis zakup).Do autokaru wchodzi celnik. Przeszedł się powoli do samego końca, uwaznie pooglądał bagaże, ale nic nikomu nie kazał otwierać. Do niektórych rzucił tylko pytanie co wiozą i wysłuchiwał odpowiedzi. Nic sam nie sprawdzał. Po czym wyszedł i po parudziesięciu minutach postoju przekroczyliśmy granicę.Po trzech dniach wracamy z Rumunii tym samym przejściem. Juz po zajechaniu na pas odpraw nasz pilot wyszedł i po chwili mówi, że coś się dzieje, celnicy sa wściekli i nic nie chcą gadać. Zrzutkę też robilismy oczywiście wcześniej, ale pilot pokazuje pieniądze, że nic nie chcą i kazali się przygotować do kontroli. W autokarze popłoch. Nie wiadomo co robić. my z kumplem mało zajęci handlem, siedzimy i pijemy kolejną flaszkę. A ta dziewczyna wyszła i poszła na przód autokaru do pilota coś pogadać. nagle otwierają się drzwi wchodzi pogranicznik z celnikiem i kazą wszystkim siadać na miejsca. Więc ta ko0leżanka siadła obok kumpla, ale tym razem on od okna (sie tylko posunął) a ona od przejścia. I szok! Okazuje się, że wszedł ten sam celnik, co sprawdzął nas przy wyjeździe. Ale juz się nie uśmiechał. przeszedł milcząc przez cały autokar, zawrócił i stanał kolo kumpla i pyta, dlaczego on i ta pani zamienili się miejscami, bo widzi, że wszyscy inni siedzą tak jak wjeżdżali (ale miał pamięć skurczybyk). zapadło milczenie, a mnie podpitego coś skusiło i na cały głos powiedziałem: bo przedtem pilnował by mu nie uciekła, a teraz jedziemy do domu i chce się jej pozbyć!!!Po sekundzie ciszy cały autokar gruchnął śmiechem, a celni i pogranicznik wyszli z autokaru, bo też nie mogli wytrzymać. I już nie weszli. W ten sposób w ogóle nie byliśmy kontrolowani.Po tej wycieczce organizator mnie i kumplowi przysyłał już imienne zaproszenia na następne wycieczki. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
bratki 13.03.2008 16:32 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 13 Marca 2008 Kiedy jeszcze istniał NRD-ówek wracałam z niego koleją. Pierwsza samotna podróż za granicę. W czasie kilkudniowego pobytu nabyłam szklany dzbanek do herbaty - rzecz podówczas absolutnie nieosiągalną w Polsce. Im bliżej było do granicy tym bardziej byłam przerażona, bo bodaj w deklaracjach czy w innych dokumentach stało jak wół, że nie wolno przewozić żadnych "sprzętów gospodarstwa domowego". Możliwe że wymagały po prostu oclenia, nie pamiętam. Pamiętam, że ze strachu robiłam się na zmianę blada i purpurowa na tyle, że zainteresowali się mną inni podróżni. Zwierzyłam się ze swej rozpaczy - na co gość w średnim wieku rechocząc mówi: "Pani da ten dzbanek!" Dałam, i zaskomlałam, że przemycam jeszcze 5 tabliczek czekolady. Też wziął. Minęliśmy granicę (na której zresztą celnik mnie zrugał, że jak jechałam w drugą stronę to mi mówił, że mam podpisać paszport!), gość oddaje mi moje dobra, patrzę na niego, jak na bohatera i dukam coś "jak to tak, się Pan nie bał!" A on pokazuje na swoje czemadany - i rżąc mówi "Mnie nie różnica, tu mam 300 czekolad, i dwa miksery, a tam piec akumulacyjny!" Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
janusz_21 27.04.2008 08:36 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 27 Kwietnia 2008 Witam! Było to w 81 roku przekraczałem granicę do West Berlina. Wcześniej obkupiłem się po wschodniej stronie w dobra doczesne, o których u nas można było pomarzyć. Oczywiście przysługiwał limit bodajże 100 marek wsch, a sandały "salamandra"na moich pedałach kosztowały 180! miałem również nowe obiektywy do aparatu i jakieś bzdury. Byłem trochę objuczony swoim bagażem i zakupami i podpadłem celnikom. Wschodnia celniczka "wzięła" mnie do osobistej w jakimś pokoiku. Wyobrażacie sobie jaki to był stres bo oprócz w/w zakupów miałem jeszcze dużo wsch. marek przy sobie. Nie przypuszczałem ale dałem radę. Kazała opróżnić kieszenie(tam miałem owe marki), wykorzystując chwilę jej nieuwagi wyciągnąłem banknoty z kieszeni i wepchnąłem je z tyłu za pasek spodni, drobiazgi pokazałem. Oczywiście rewizja była jak to u nich dokładna, wszystko z walizy na stół. Zdziwiona odpuściła. Przeszedłem na drugą, lepszą stronę Berlina(Fridrichstrasse). Cały jeszcze w nerwach czekałem na znajomych, przechodniów obok było dużo. Nagle ktoś mnie trąca i pokazuje leżący na chodniku zwitek banknotów - to były moje schowane wcześniej marki, które po dość niezłym kursie wymieniłem po zachodniej stronie na te lepsze marki. Kto teraz i gdzie będzie miał tego typu przejścia, chociaż jest jeszcze specyficzny folklor na ukraińskim przejściu, ale to już nie takie "jaja" jak były na granicy z dawnym sojuzem!. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 27.04.2008 09:12 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 27 Kwietnia 2008 Przypomniałeś mi Januszu "graniczną" przykrą przygode. Był ro 1984. Wracałem z RFN po ponad półrocznej praktyce. Wiózł mnie znajomy samochodem. Pierwsza granica RFN - NRD. Do samochodu podeszło kilku celników i... rozładować wszystko. Dóbr doczesnych wiozłem dużo, kolega też. Wiozłem też parę ciekawych płyt z piosenkami Kelusa i Kaczmarskiego wydanymi oczywiscie nie w Polsce. Ponadto dostałem od przyjaciół prezent - polonik, kilka płyt na 78 obrotów z pieśniami Moniuszki i muzyką Chopina. Dochód ze sprzedaży tych płyt, tłoczonych w czasie II Wojny Światowej, przeznaczony był na pomoc jeńcom wojennym. Oczywiscie niemieccy celnicy zakwestionowali płyty i chcieli je zabrać twierdząc, że te płyty są w NRD zabronione. Zaczęła się dyskusja. Starałem się celników przekonać, że jadę tylko tranzytem więc niech się od moich płyt ........... Przekonałem. Ale tylko częściowo. Ponieważ chcieli zabrać wszystkie płyty, łącznie z tymi zabytkowymi spytałem od jak dawna muzyka Chopina jest w NRD zabroniona. Od czasów Hitlera? Płyty Kelusa i Kaczmarskiego zapakowano mi w wielką torbę, zamknięto na kłódkę i opatrzono urzędową pieczęcią. Odzyskać je miałem na granicy z Polską. Cała "zabawa" trwała 4 godziny. Pojechaliśmy w stronę Słubic. cdn Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
bratki 27.04.2008 12:03 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 27 Kwietnia 2008 tomku czekamy! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 28.04.2008 07:50 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Kwietnia 2008 Na granicę NRD - Polska dojechaliśmy około południa. Pogoda piękna, słoneczna w ciemiu 30 stpni lub więcej. Zaczęło się od wypytywania czemu tak długo. Tłumaczymy, że spaliśmy na jakimś parkingu. Na którym? W rzeczywistości zwiedziliśmy jeszcze Wschodni Berlin, co było dla jadących tranzytem "verbotten". I znów na rozkaz wywalamy z samochodu całą zawartość. Celnik pomału sprawdza wszystko dokładnie. Dwie płyty z teczki zostały zaniesione do polskich celników i... wiecej ich nie zobaczyłeem. Na szczęście przed wyjazdem przyjaciele zrobili mi kopię na kasetach. Ale każda z kaset była przez Enerdowca przesłuchiwana. Na szczęście nie cała. Na początku kasety była nagrane kilka minut z muzyka irlandzką. Uff to się udało. Dostałem od znajomych zakazany gaz łzawiący. Pojemniczek miałem w kosmetyczce razem z przyborami toaletowymi. Celnik zajrzał do torebki i przeszło. Dobrze, że nie chciał sprawdzić jaki ten dezodorant ma zapach. Co jakiś czas robił sobie przerwę, szedł do kanciapy. Z nieba lał się lipcowy żar. Cienia zero. Rewizja osobista, by sprawdzić czy czegoś nie ukrywam w gaciach. W pewnym momencie celnik spytał ile i jakie pieniadze posiadam. Będąc 7 miesięcy w Niemczech zrobiłem kilka wycieczek - Holandia, Francja, Szwajcaria i Włochy. Trochę tej kasy było. Zapomniałem, że na dnie walizki leży torebka ze złotówkami. Kiedy się do niej dogrzebał stwierdził, że go oszukałem i złotówki zabiera. A idź w cholerę, pomyślałem, tylko już nas puść. Celnik znów zniknął, a my dalej staliśmy w słonecznym żarze. Już się nawet nie pociliśmy. Tylko w ustach było sucho. Celnik wrócił i oddaje mi złotówki. Wyjaśnił, że rozmawiał z polskimi celnikami i mogę zatrzymać pieniądze. Kazał przeliczyć czy się suma zgadza. Przez parę godzin rozmowa z nim toczyła się po niemiecku. A że moja znajomość tego języka nie jest nadzwyczajna nie potrafiłem mu wytłumaczyć, że jak zabierał to nie przeliczył, a ja już nie pamiętam ile tam było. Spytałem go, czy mówi po angielsku. Spojrzał na mnie i odezwał się czystą polszczyzną. Po 8 godzinach wreszcie na puścił. Polscy celnicy już nic nie sprawdzali. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 29.04.2008 09:00 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 29 Kwietnia 2008 Też granica NRD - Polska. Wracam po kilku dniach do kraju. W samochodzie kupione dla dzieci soki, troche piwa, proszek do prania i dwie zgrzewki wina w litrowych kartonach ukryte pod sokami. Niemiecki celnik pyta co wiozę. Bąkam pod nosem, że soki, proszek... Zaczyna przegląd bagaznika. Łapie w ręce dużą torbę proszku i ją maca. Nagle twarz mu się zmienia. Rzuca krótko: kontrola Roentgena i z torbą pod pachą wchodzi do małej budki stojącej obok, a wyglądającej jak słup ogłoszeniowy. Po chwili wychodzi z torbą i z uśmiechem mówi: "Ofozi" . Przez głowę przebiega myśl, że w budce miał jakąś torbę proszku do prania z kontrabandą. Co robić. Otwieram. Niemiec wsadza łapę do torby, szuka czegoś. Sekundy wydają się byc godzinami. Wreszcie wyciąga. Plastikowy kubeczek - miarkę. Odetchnąłem. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
bratki 29.04.2008 16:03 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 29 Kwietnia 2008 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
adam_mk 30.04.2008 07:08 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 30 Kwietnia 2008 Jeżeli brama wjazdowa silnie strzeżonej firmy to też granica - to coś Wam opowiem. Dawno, dawno temu polecono mi "naprawić" wentylator, z którego został się tylko koszyk osłaniający wiatrak. Wentylator był "na stanie' i nie dał się skasować, więc trzeba go było naprawiać.Kwitu za nowy nie dało się zaksięgować, ale za części - tak.Pojechałem do wytwórcy. Zakład jak Ford Knox. Kupiłem wszystko z wyjątkiem rurki do podstawy, bo ta nie była w wykazie części zamiennych i była "bezcenna". Ludziska tam się uchachały, jak im powiedziałem , że nie chcę wentylatora tylko komplet części - i dlaczego.Magazynier powiedział " ja mogę ją Panu dać, ale pan tego nie wyniesie, zwłaszcza dzisiaj! Na bramie kontrolują a dziś jest taki facet, co kartki instrukcji liczy!" Zabrałem i postanowiłem zaryzykować. Dolazłem do bramy z plikiem kwitów wydania z magazynu i całą górą zapakowanych (celowo) oddzielnie części w paczuszkach. Ledwo się dało je jednocześnie nieść, choć ciężkie nie były.Wylazł cerber, więc na starcie dałem mu do potrzymania tę "bezcenną" rurę.Potem starannie rozpakowywałem każdą paczkę a on skrupulatnie odfajkowywał każdą pozycję na kwitach po uważnym obejrzeniu każdej części, sprawdzeniu jej numeru itp.Cały czas działał z tą rurą w garści. Rura miała tak z 1,5m i świeciła się jak głupia, bo była chromowana.Pół zakładu stało w oknach i patrzało co będzie!Na koniec powiedział, że się zgadza. Zapakowałem paczki w sporą siatę, odebrałem mu tę rurę z garści i spokojnie polazłem na dworzec kolejowy.... Adam M. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 30.04.2008 07:20 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 30 Kwietnia 2008 Adam, świetne Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.