Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

"Pamiętnik znaleziony w betoniarce" - Yemiołka + Jano


Recommended Posts

  • Odpowiedzi 106
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • yemiołka

    107

gdy byłam BardzoMałąDziewczynką [z białymi kokardami, którymi katowała mnie aseptyczna Mama], lubiłam chodzić jesienią do ZOO i z pełnymi kieszeniami kasztanów obserwować sfilcowane lwy. patrzyłam im długo w oczy, a gdy przestawały się przeciągać, ćwiczyłam refleks, wkładając palce między kraty....

 

....i tak mi zostało.

lubię drażnić lwy, tak elektryzująco wtedy mruczą 8)

 

a teraz łapcie mnie - komu pierwszemu się uda, może mnie bez wyrzutów sumienia zlinczować :lol:

 

buziaki

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months później...

no i nadszedł ten czas, gdy znów mam kieszenie pełne kasztanów. walają mi się po klawiaturze. po torbie. grzech się po nie nie schylić, gdy pobłyskują chłodnym rankiem na drodze od do.

 

mój dom okadzony dymem z kremowanych liści. napadany przez watahy gryzoni, które bardzo pragną się mnożyć.

otwieram mój dom kluczem dzikich gęsi.

wejdźcie wszyscy dawno nie widziani...

8)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

powoli się kończy historia chaotyczna, zaczyna ta chronicznie sympatyczna.

drzewa tuż obok nabierają sił, wino w 4 balonach nabiera procentów. ogień huczy, pożeram go wylegując się na świeżych, pachnących sosną deskach.

bawię się ziemią, opadłymi liśćmi. urządzam pogrzeb cebulkom.

ręce mam. aktualnie jakieś nie moje, spuchnięte od pośpiesznej żubrówki po sąsiedzku, na dziwny początek weekendu, na przywitanie przyjaciół tuczonych jutrzejszą jajecznicą, na jesień do szpiku kości, na zapach psiej sierści. na wypasione poczucie bycia dokładnie tu i teraz, gdzie trzeba.

amen.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no więc słuchajcie, było tak:

wielka jajóba na leśnych grzybach!! grzybki przytachała Mader, zdobyte nieco nieklimatycznie, bo na targu kupione, ale za to w ataku miłości macierzyńskiej. [oj,oj, gna to życie, znów nie starczyło czasu na grzybiarskie peregrynacje...]

i znowu wąchamy, jakieś wąchactwo nas opanowało. siedzimy nad talerzem całą rodzinką i wąchamy grzybek po grzybku, cieszymy się sosnowymi igłami podróżującymi grzybostopem na maślaku...

a potem szlus, do lodówy, do jutra.

 

znajomki przybywają wieczorem, w błocie, w deszczu, brzęcząc plecakami, chrzęszcząc lwówkiem o lwówka.

biegnę po grzybki, reklamując, że halucynogenne, co wzbudza pewne poruszenie, powąchajcie, jak pięknie pachną, a one.... nie pachną! a jeśli by tak na upartego cuś wywąchać, to tylko zapach lodówki smętny i nic poza tym. ups. szkoda.

trzeba je wyszorować, obieramy je z liści, z tych igieł, ze mchu, pod ciepłą wodą pojawia się ostatnie mgnienie zapachu i to by było na tyle. do gara. pół godziny, przekręcamy gadanie M., że ona gotuje grzybki co do minuty i do miękkości, tak sobie bredzimy i odcedzamy na sitko... głuchobrązowe, ślimaczące się strzępy gąbki, bez polotu i wdzięku. no i się zaczyna.

M. się wwąchuje - ej, one w ogóle grzybami nie pachną! ile one w tej lodówie leżały??!

- no od wczoraj...

- a kiedy zrywane??!

- eee, no cholera wie, z targu...

- kurde, może one miesiąc mają. zatrujemy się i umrzemy, jak nic, ja wam to mówię!

- jakby miesiąc miały, to by nie były takie śliczniutkie!

- poza tym dopiero niedawno znów się grzyby w lesie pojawiły, muszą być nówki.

- a może ktoś je zamroził i dwa lata trzymał i dopiero teraz odmroził i na targ..??

- to by odmroził wtedy, jak w lesie nie było!

- A MOŻE ON GŁUPI BYŁ????!!!

 

taaa, ten argument nas powalił pod stół 8) 8)

troszkę jeszcze sobie pomarzyliśmy nt. jak to polegniemy w agonii i boleściach i nie będzie nikogo, kto by mógł wezwac pogotowie, po czym usmażyliśmy, zeżarliśmy i ...

 

macie pozdrowienia od Św. Piotra ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month później...
  • 6 months później...

coś bym tu se napisała, bo czas leci i na żadnym sicie z liter się nie zatrzymuje.... :wink:

 

to zanotuję sobie Q pamięci wczorajsze nastroje.

 

co dzień od egzaltacji stronię i się chronię, gdyż-ponieważ taki bombiasty styl bycia - obserwowany czy to /nie daj Boże!/ u mnie, czy to u inszych jednostek rasy ludzkiej - wywołuje u mnie mdłości o znacznym natężeniu. tak mam, no i dobrze.

z egzaltacją precz ! 8)

 

a jednak - cóż...

gdy siedzę sobie na zakurzonym strychu - nie pachnącym już myszami, ale kotem - lub na krzywych schodach przed domem, z widokiem na świniośliwę/śliwowicę/śliwowiśnię, lub na zapiaszczonym tarasie [niezły peeling :D ], lub na pniu, gdzie wóry lecą, wśród rumianków....

... wtedy - cóż

szczęśliwość mnie dopada tak okrutna, że już na nic innego nie mam siły. :roll:

i egzaltacja ociera mi się o pięty.

 

i mimo pewności, że z tymi człowiesiami, co ich mam wokół siebie, byłabym szczęśliwa gdziekolwiek bądź, w domu jest z tym o wiele łatwiej.

tu się szczęśliwość rodzi na pniu. w tych rumiankach.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8) Blog online, czyli słodka bułka

 

nie powinno się klepać w klawiaturę w towarzystwie bułek z lukrem, ale co tam [poklei się, poklei i przestanie, no njjjje? ;)]

całkiem zgrabnie okrąglutka, z lotu ptaka niczym sadzone jajo - z jabłkowym miszmaszem w epicentrum. jabłka w drobną kosteczkę, jakieś pół cm2, chszęszczące pod zębem, z aromatyczną rudością cynamonu. i kratery z kruszonki...

to lubię.

zapijam zbyt gorzką i za ciemną kawą. coś mi kiepsko wyszła.

 

no nic, to póki co - miłego dnia, drodzy Państwo, znikam za monitorem, hej 8)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no dobra, wiem, wiem, nic Was nie obchodzą moje słodkie buły [no chyba że akurat jesteście bardzo głodni i z trudem powtrzymujecie swoje żądze :lol: ] - a więc tym razem będzie troszkę niekonkretnych konkretów.

 

o czym by tu...

 

może o tym, że niedługo wyprowadzam się na Księżyc.

tzn. urzędasy mamią mnie obiecankami, że rozpoczną w tym roku robienie kanalizy. trzymam ich za słowo, marząc o troszkę innym zapachu sielskiej wsi niż ten, jaki wydobywa się z każdego rowu.... :x

z drugiej strony krajobraz księżycowy, jaki obserwuję od pół roku na wrocławskim Muchoborze, gdy się przezeń przedzieramy po wądołach z kierowcą autobusu D.L.A., klnąc społem jak furmani, napawa mnie atawistyczną trwogą.

ale co tam, coś za coś, no nie? więc ich trzymam za to słowo i nie puszczam. 8)

 

[i idę do domu, hej]

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 months później...
no i nadszedł ten czas, gdy znów mam kieszenie pełne kasztanów. walają mi się po klawiaturze. po torbie. grzech się po nie nie schylić, gdy pobłyskują chłodnym rankiem na drodze od do.

o rrrrany - i znów??!! znów dziś nazbierałam. czyli zasadniczo nic się nie zmienia, o czym tu pisać? 8) 8) 8)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Łups, łups – biegnie stare! [czyli zawsze spóźniona ja w drodze do pociągu]. Ale biegnie pięć razy krócej! Bo ma ścieżkę na skróty!!!

 

odświeżam dla nieuważnego Brzozy :-P

 

nota bene zwie się ona obecnie ŚcieżkąApaczów, gdyż wydeptana jest na szerokość stopy w mokasynie i trza się prześlizgiwac pomiędzy chwaściorami wielkimi jak dęby...

spomiędzy których dobiega ryk i kwik dzikich zwierząt.

 

ok, troszkę skłamałam, to tylko wściekły pies sąsiadów.

8)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks później...

a wiecie, Ludzie, ze to sie niedługo zmieni! syćko sie zmieni, jak stąd do tamtąd i jeszcze tak ze dwa razy na opak. i lepij, Ludziska, będzie, lepij. jakem łoptymista poprawny. bede se herbatkie z prundem do rogala popijać i zerkać pszes lufcik. bede se tak ciurkiem na te wrony zachrypnięte zerkać i na poranne zorze i pochowam zegarki. o 11:46 wytne se hołubca. jak mi się zachce. a jak nie, to klikać bede, bangbang, jakby mnie dunder świsnoł. bede se chodzić w dwóch różnych skarpetach. w jednej takiej burej, a w drugiej tej w łowickie paski. i pod krawatem, pod szlafrokiem w kancik. bede se......................................................................................................

 

...............................

 

 

.............................................

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

01.11.2005

YEMNIOŁ WIECZOROWĄ PORĄ...

 

Klepię na kuchennym stole. Lapaciak dobra rzecz – można szwendać się to tu, to tam, tu przykucnąć, tam na kolanku się zainstalować, a i dzieci łomot klawiszy nie budzi. A więc co my tu mamy? Tak na żywca, żeby tu trochę konkreta wrzucić, póki jeszcze się admin nie zorientował i nie wywalił mnie z tego działu za publikowanie bzdur. :wink: Na stole okruszki. Z przodu, nieco z lewej, lodówka do zabudowy. Bez obudowy. Jeszcze dwa kroki przed się i dziura na przyszłościowy piekarnik wyziera, takoż do zabudowy i w retro stajlu. A ponad nią, na fantazyjnie pokręconym kablu pod prądem, na którym zawiśnie kiedyś tam wirtualny pochłaniacz aromatów smażonej cebulki, bujają się póki co: obrazek 10x10 z dobrami natury za szkiełkiem /papryczka, kukurydzka, pieprzy ziarna etc./ od znajomków z Kotliny; jeden z serii pojemniczków-a`la czajniczków, czyli samoróbka ze skóry made by funfel Jarek, nabyta drogą wręczenia w roli prezentu ślubnego; ceramiczne, ręcznie malowane mikrokierpce, w roli schedy przytachanej z rodzinnej chaty. Tak to mniej więcej wszystko póki co wygląda. Dziwacznie i na krzywy ryj.

Sajgon wieczorny po prawej. Sterta prania wysiudana z suszarki rozpycha się na turpistycznie zużytej wersalce i nikt nie chce się z nią zaprzyjaźnić. Stary się wypiął, polazł na strych. Ja klepię, więc mam wymówkę. A niech se tam leży. Kocur się do niej systematycznie, w milimetrach przysuwa, korci go miękka wyściółka. Siorb herbatki i powolny szelest papierka. Mniam, batonik kokosowy. Czysta rozpusta i dżinsy o numer większe, ale co tam. No więc tak – na kominku kurczy się i marszczy śliczna kolekcja zaduszkowych dyń. Nie krzyczcie przeciwko zmianom obyczajów, jeśliście sami nie zaznali fajności w dyni dłubania i radości dziecięcej z tychże cnych poczynań /upssss, czytam se Sapka, rzuciło mnię się na język, będąc starą czytelniczką 8) /. A w kominie na pomarańczowo tańczy się gorące tango. Widzę tylko kawałek, bo przy szybie suszy się bluzeczka na jutro i zasłania. Bez kołnierzyka. A zresztą, nie mogę się za bardzo rozglądać, bo szlag mnie trafia, że takiego syfu demiurgami jezdeśma. Pół dnia sprzątania, a wieczorem w pokoju jesień Średniowiecza. Jakaś chroniczna porażka.

Hmmm, z tym wystrojem wnętrz to też póki co u nas nie za bardzo. Lepiej się gada o tym, co będzie, niż o tym, co jest. Bo jest, jak to mężuś ostatnio odkrywczo stwierdził, niemalże akademik jakiś. Oczywiście przesadził z deczko, bo nie mamy wszak na suficie lamp białych w kształcie naleśnika i zasłon z płótna workowego, drukowanych w nagonasienne kwiatki. Choć liczba pustych butelek po piwie zaiste bliska akademikowej. Ale mimo wszystko ukryta w korytarzu, nie wyściela podzwaniającym szkłem linoleum tuż za progiem. No i kominka w akademiku nie uświadczysz i innych tam takich, co u nas, jakby na to nie patrzeć, som. Ale jednak – kalendarz na rok 2002 na ścianie /z rewelacyjnymi grafikami Macieja Bochużyńskiego – żal schować do szafy, a w ramki obrazków oprawić ni ma kiedy, więc se wisi, a co/ i karnisz obok niego krzywy, bo Marcel się maniakalnie wiesza na firance, stwarzają stosowny nastrój. Drzaźni coraz bardziej barwa ścian jasnozielonoburawa, po trzech latach palenia w kominku, zamiast wymarzonego koloru półsłodkiego czerwonego wina. Nie przymierzając, na ten przykład Kadarki. Sufit jak w chacie kurnej, z objawionymi jakiś czas temu spękaniami od żeber. A chciałoby się drewniany...

 

O rany, ciąg dalszy być może nastąpi, zapomniało mi się, że arbajt pili. Więc se teraz poklepię troszkie służbowo, a potem się zobaczy. Adijos!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

03.11.2005

CYRK NA KÓŁKACH / Słowo się rzekło, odcinek łesternowy trzeba wklepać. 8) /

 

Lubię siermiężność i kocham ulotne klimaty, i platonicznie szkoda mi przeszłości odchodzącej na wieki wieków amen. Moje najbardziej klimatyczne i ulubione wspomnienia z dzieciństwa wiążą się właśnie z różnymi dziwactwami – z mgiełką wrażeń z wizyty z Babcią Zosią w Hali Targowej, w czasach gdy królował tam półmrok i pewnie brud i syf, a z całą pewnością stada gołębi pod sklepieniem. Z mistycyzmem targu na Krakowskiej, odwiedzanego z Dziadkiem Sławkiem, z wydestylowanymi emocjami, ciężkimi od tajemnicy, które latały nade mną podczas prześlizgiwania się pomiędzy kaprawymi budkami pełnymi zardzewiałych śrubek i stert wygrzebanych nie wiedzieć skąd dziwadeł, potrzebnych tylko tej bandzie dziwaków i nikomu więcej na świecie. Ze stadami saren w Parku Zachodnim. Z łażeniem tamże po różnych wądołach i zaglądaniem w zakamary, z wydłubywaniem pozostałości po poszukiwaczach skarbów – buteleczek po przedwojennych lekach i perfumach, porcelanek od piwnych butelek, kawałków kolorowych kafelków. Z „widoczkami” zakopywanymi pod ławką przed blokiem. I z objazdowym cyrkiem. Pamiętam cyrk z dzieciństwa, wypasiony, z kłusującymi końmi ustrojonymi strusimi piórami, z lwami i ze słoniami, które treserzy przeprowadzali przez Powstańców Śląskich, by popaść je na naszym podwórku /słonie, nie lwy, rzecz jasna/, a my karmiliśmy słoninę jabłkami i dosiadaliśmy jej, skacząc nań z półokrągłego bunkra /Dżizu, czuję się jak megastara baba, wyszło to jak wspomnienia z Międzywojnia prawie :lol: /. Było, minęło. No i dobrze, biedne te lwy i słonie, ciągane w tę i z powrotem i traktowane z buta. Choć i tak biedniejszy schabowy na talerzu, jakby na to nie patrzeć...

 

A potem mi się zapomniało. O widoczkach, porcelankach i cyrku. Aż do lata tego i nadmorskich atrakcji, gdy cyrk przyjechał i poczuliśmy radość pierwotnych rozrywek. Chleba i igrzysk! Czemu nie...? Bawił nas klown, podkochiwałam się w akrobacie Saszy, a mężuś w akrobatce Alinie, byliśmy kwita. OK, pewnie jesteśmy prostymi ludźmi, ale mam to gdzieś.

I zawarliśmy niepisany pakt o wspieraniu żywej historii – kupujemy bilety do cyrku, bo szkoda nam tego świata.

Tak więc, kiedy załopotały w centrum wiochy kolorowe plakaty – na słupach, płotach, sklepach i chacie sołtysa – już wiedzieliśmy. I zaczęliśmy niecierpliwie przebierać kopytkami.

 

Niewielki namiocik w paski zaparkował na boisku „Sokoła” Smolec. Tego tu jeszcze nie było...

Cyrk „Arizona”! – szykowało się siermiężnie i w to nam graj. Publiczka szczelnie wypełniała drewniane półkole ławeczek, a Facet O Brudnych Rękach kręcił w kącie watę cukrową. W urządzeniu, które z pewnością zafascynowałoby Sanepid – w czerwonym, ogrodowym, plastikowym stoliczku wyrżnięta była dziura wyłożona blachą i tyle tego.

Cóż, o Saszy mogłam sobie tylko pomarzyć – akrobatą był tym razem staruszek wagi koguciej, gibający się na piramidzie z rur – no ale nie można w życiu mieć wszystkiego :D. Na pocieszenie jednak w numerze indiańskim i akrobatycznym wystąpił również absolwent Julinka - goneropodobny typ o wygolonym karku, więc nie było tak źle. Obsada 6-osobowa, w przybrudzonych ciuszkach. Na wstępie Pani Z Błękitnymi Cekinami, nota bene Bożenka, poinformowała stanowczo o surowym zakazie palenia, spożywania alkoholu i fotografowania. Tenże ostatni kontrolowany był najbardziej rygorystycznie, z awanturą w trakcie spektaklu włącznie, z czego wysnuliśmy niezbity wniosek, że cała urocza obsada jest poszukiwana listami gończymi. Rzucanie nożami było i siekierami takoż – czy też tomahawkami raczej, zważywszy na pseudostylistykę. Rzucanie do pań stojących przed drewnianą deską, kłaniają się Wieki Średnie jak nic. Chłopaki dawali radę /Duo „Arizona”/, a my padaliśmy ze wzruszenia. Było chlastanie biczem i kolebanie lassem. No a potem Wołodia gibko miotał się piłeczkami. A jeszcze później mój mężuś dał czadu - zawsze wiedziałam, że arena to miejsce dla niego. Rzuciło się me słoneczko w wir walki o szampana, w niebylejakim zadaniu – trzeba było dwukrotnie objechać arenę... stojąc na końskim grzbiecie. Mężuś zrypał się oczywiście na pierwszym wirażu /ale z wdziękiem, Batman sie chowa :wink: /, ubaw miałam po pachy, ale co Wam powiem, to Wam powiem - w tej czarnej koszuli na tym rumaku to wyglądał naprawdę jak Bohun. Zresztą zrypali się wszyscy, bo nie dało rady inaczej, w związku z czym nasunął nam się wniosek nr 2, że tego szampana cyrkowcy już czwarty rok wożą, jak nic. Konkurs bez szans na wygraną.

A najpiękniejsze w ogóle było to, że do cyrku przylazła cała żulia, najgorsze zakapiory porzuciły nalewki na przystankach, bo takiej atrakcji nawet oni nie mogli przegapić!

 

A potem wracaliśmy do domu Aleją Dębów, po ciemku, w wielkiej wsiowej gromadzie, i tyz było klimatycznie.

Zwłaszcza, że dokładnie nad naszym domkiem, już w samotności, zaszumiała spadająca gwiazda...

I jak tu nie wierzyć w bajki...?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks później...

w ten dzień, gdy nie mam rękawiczek, mogę tylko zacytować Wagla... 8) 8)

 

Myślę sobie, że

Ta zima kiedyś musi minąć

Zazieleni się

Urośnie kilka drzew

Niedojedzony chleb

W ustach zdąży się rozpłynąć

A niedopity rum

Rozgrzeje jeszcze krew

 

Zimny poniedziałek /vel piątek :wink: /

Gorącą stanie się niedzielą

To co nie pozmywane

Samo zmyje się /otóż to! :lol: /

Nieśmiały dotąd głos

Odezwie się jak dzwon w kościele

A tego czego mało

Nie będzie wcale mniej...

 

Choć mało rozumiem

A dzwony fałszywe

Coś mówi mi, że

Jeszcze wszystko będzie możliwe /!!! 8) /

 

Nim stanie się tak

Jak gdyby nigdy nic nie było

Nim stanie się tak

JAK GDYBY NIGDY NIC

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Oho, nadeszła pora Świętych Mikołajów....

Już słyszę, jak chroboczą w kominie. Jak się przepychają namolnie, rolując sadzę i niezdarnie zadzierając kiece. A dzieci niespokojnie próbują zwalczyć sen i wysuwają pięty spod kołderki......

A ja herbatkę siorbię i ręką lewą wyciągam z kabury grubą szklanicę na domowe wino.

Bo gdy już się przecisną przez kominek, na pewno nie odmówią, jak co roku 8) 8)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

RATUNKU, POMOCY!

 

Wypełzają z ciemnych nor, zakurzonych zakamarów, dziur i szpar, zza nocnych mar, diabłu z kieszeni, z nocy, spod ziemi..............

I sieją dreszcz i rodzą krzyk, i z ich przyczyny nerwowy tik..........

Gdy pełzną, powłóczą odnóżami; obrzydliwość ciągną za sobą włochatymi mackami.......

 

Testery reakcji niekontrolowanych. Próbniki fobii. Prywatne zombie!

 

:roll:

.....................

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks później...

ROSÓŁ I MARTINI, 22:43

 

Popijam martini z kubeczka, bo szkło się kąpie w hałaśliwej zmywarze, i gotuję rosół. Rosół składa się głównie z marchewki i cebuli, odgrzebanych w lodówce, oraz kostki rosołowej. Dziś w sklepie poświątecznie był tylko chleb i sól. I martini. Być może nie jest to najlepszy pomysł, ale już gotuję... Jak nie będą mieli wyjścia, to zjedzą. :roll:

Popijam nie za dużo, żeby nie wykipiał, no i muszę jeszcze dziś ułożyć plan dnia. Troszkę tego na jutro. Jakaś tajemnicza paczka we Wro do odebrania. Likwidacja firmy – a co mi tam... Odbiór efektu licytacji na Allegro. I przepychanki w Liroju z okazji ostatnich dni remontowej. Do tego wsjego nerwy pulsują jak żyły na amstafie, przy refleksji, czy nasz czteroślad to wytrzyma. Bryczka jest zdecydowanie w stanie agonalnym, działa w niej niewiele, a to co działa, działa głównie dzięki dużej ilości sznurka i taśmy klejącej. Nie zmyślam! 8) Przyszła kryska... W tym miesiącu rozpada się co chwilę coś nowego /tzn. bardzo starego/ - jeszcze niedawno wydawało nam się, że może autko za grosze opchniemy w całości, potem liczyliśmy na opchnięcie na części, teraz stwierdzam, że z tych części to właściwie niedługo tylko ten sznurek zostanie w miarę do użytku.

W styczniu trza cuś lepszego kupić, ni ma bata. /Nota bene – trudno nie będzie, każdy inszy będzie lepszy... Choć troszkie babci sierrki żal/

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...