zielonooka 05.03.2008 08:14 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Marca 2008 W temacie skąpstwo absolutnymi mistrzami świata są Holendrzy. Nikt i nigdy ich w tej dyscyplinie nie pobije. Jak znajdę czas opiszę kilka historii. ( choć nie wiem, czy to na temat, bo już zgubiłem wątek ) no pewnie ze tak! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość elutek 05.03.2008 08:39 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Marca 2008 U nich kolacja zaczyna się o 22.00 a kończy ok.23,. Wtedy zaczyna się bombardowanie. I zawsze spotykali któregoś z sąsiadów -on także czegoś szukał co wypadło za okno. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
EZS 05.03.2008 10:39 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Marca 2008 W knajpach każdy za siebie płaci nawet jak jest się zaproszonym np. na pożegnalne party i to nie za to co się samemu zjadło, tylko uśrednia się rachunek i każdy po tyle samo. c. d. n. No to miałam szczęście. W szpitalu zorganizowali mi pożegnalne party i NIE płaciłam. Inna sprawa, że to było DRUGIE pożegnalne party Po prostu, jak zorganizowali pierwsze miała to być niespodzianka, mieli mi powiedzieć w czasie lunchu. A ja się zwinęłam od razu o 12 i poleciałam do sklepu z ciuchami bo miała być wyprzedaż. wracam, a tu na stole kartka o tym lunchu Ale za chiny nie wiem, gdzie ta knajpa. Wzięłam komórkę i idę szukać. Mówią mi przez telefon gdzie a i tak nie trafiłam! Okazało się potem, że to było na mojej trasie do domu, co dzień ją mijałam! Podsumowali po powrocie, że było to najdziwniejsze pożegnalne party i... zrobili drugie Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
EZS 05.03.2008 10:44 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Marca 2008 Szwedzkie wesele to rzeczywiście rozpusta w porównaniu z angierskimi. To na którym byłam odbywało się w pubie, gdzie częśc była wydzielona dla weselników, a w drugiej części normalni bywalcy pubu No i państwo młodzi stawiali pierwszą kolejkę. Tylko. Anisia, to raczej zależy od .. zamożności, pozycji czy czegoś tam jeszcze... Byłam na weselu tak na oko na 200 osób, wszystko odbyło się w prywatnym parku, jedzenie nosili kelnerzy ale były też stoły i mogę cię zapewnić, nikt nie płacił za siebie. I nie wyszłam głodna.. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
EZS 05.03.2008 10:56 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Marca 2008 Z dziwnych obyczajów angielskich to "półkolonie" dla dzieci w kościele. Poszła na to moja córka (chodziła do anglikańskiej szkoły). Już po pierwszym dniu wróciła zachwycona. kościół zamieniony w plac zabaw, cały dzień gry, na koniec obrzucanie organizatorów (też pastora) kisielem... Super! Musiałam jej długo tłumaczyć, że oni nie przyjmują fizycznej obecności Jezusa w kościele a my tak (stąd ta komunia bez spowiedzi, a chodziłyśmy na msze do katedry ). Ale i tak żałowała, że u nas tego nie ma. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
mmmad 05.03.2008 11:41 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Marca 2008 Na paru weselach byłam. Polskich. Były mnie i bardziej wystawne, bardziej i mniej huczne , na 50 osob jak i na 100 osób, robione przez bogatych ludzi jak i takich co mocno zaciskali pasa - ale pewne cechy charakterystyczne były niezmienne. Nie bylem na zadnym weselu poza Polska, ale czesto opowiadam o naszym jako prawie o zderzeniu cywilizacji . Pozornie polskim tradycyjnym, ze wspomnianymi cechami charakterystycznymi... ktore w rezultacie prowadzily do duzej dezorientacji. Takie zderzenie poludniowego Mazowsza z ziemia podkarpacka. - pora slubu (15.00) dla tubylcow - wyjatkowo pozno, dla przyjezdnych z Mazowsza - bardzo wczesnie. Po slubie wszyscy skladaja zyczenia, przyjezdni daja prezenty. Na sali szampan, toast i te sprawy, a potem obiad - przyjezdni chetnie wypiliby co nieco pod kotlecika lub do rosołku, a tu nic nie ma na stołach - po obiedzie - odgrywki (orkiestra chodzi, gra i przedstawia kazdego goscia pozostalym, za co przy okazji pobiera uznaniowa "pensje", reszte wynagrodzenia doplaca gospodarz) - przyjezdni szukaja po kieszeniach dychy lub dwoch bo sa nieprzygotowani... - po obiedzie - odgrywki trwaja, a przyjezdni zaczynaja sie zastanawiac sie, czy to wesele jest bezalkoholowe... Dalej jakos tradycje sie zbiegaja, woda rozmowna przyniesiona po odgrywkach ulatwia kontakty. Nagle zgrzyt. Tubylcy nie wiedza o co chodzi. Młodym zginęły buty. Złodzieje chcą coś śpiewać i domagają sie flaszki za oddanie. Jak to tak? Przeciez jest wodka na stolach, po co im dodatkowa flaszka? A potem znowu wzgledny spokoj, az do oczepin... Przyjezdni chca cos sprosnego zaspiewac na oczepinach, a tu orkiestra nie pozwala. A granie do spiewu przy stolach to orkiestra chyba skonczyla na odgrywkach... Po oczepinach goscie zaczynaja znikac. Przed wyjsciem zegnaja sie, mowia, jak bylo fajnie (nawet jak im sie nie podobalo ). Tubylcy daja prezenty. Wszyscy od Gospodarzy dostaja paczuszke z ciastami ("ciastkami"). Przyjezdni woleliby flaszke, ale moze tu daja dopiero po poprawinach? Ostani goscie wychodza o 4-ej (tubylcy byli wyjatkowo dlugo, przyjezdni zazwyczaj koncza kolo 7-8-ej, ale tu zmogla ich pogoda i wczesny start) Nikt z gosci nie zdaje sobie sprawy, ze oczekiwania od poprawin sa zupelnie odmiennie. Tubylcy nie przyjda, bo na poprawiny przychodzi tylko najblizsza rodzian. Przyjezdni przyjda wszyscy na czesc druga wesela. To tyle, co mi sie przypomnialo na szybko... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
EZS 05.03.2008 13:10 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Marca 2008 . Takie zderzenie poludniowego Mazowsza z ziemia podkarpacka. - . O rany, mmmad, masz rację A potem po ślubie też są schody.... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
arcobaleno 05.03.2008 13:13 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Marca 2008 niewazne jak wygladasz nie wazne ile masz lat - o ile jestes kobieta i jeszcze jestes w stanie poruszac sie o wlasnych silach jestes podrywana, nagabywana , na twoj widok gwiżdza , rycza "o bambinna mamma mia" i probuja sie z toba umowic Zielona odarłaś mnie ze złudzeń Byłam kiedyś na wycieczce nauczycielkiej z moja zasadniczą i staromodną babcią i jej koleżankami po fachu. Ja miałam jakieś 16-17 lat a cała treszta wycieczki co najmniej 3 razy tyle. Co tam się działo Panie nauczycielki było nawet z lekka zdegustowane a ja wtedy myslałam, że jestem taka piękna Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
nastka79 05.03.2008 13:42 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Marca 2008 Hehe, fajne te wasze historie. Może ja też coś dorzucę: Na Węgrzech na święta Bożego Narodzenia nie ubiera się świerków jak u nas tylko sosny . Gupio wyglądają takie łyse i z tymi igłami długimi, ale u nich to normalne. W Hiszpanii w szkole i na studiach jest zasada, że najwyższą ocenę może dostać tylko 10% ogółu zdających. Nawet jak powiedzmy 25% napisze bezbłędnie, to egzamin jest powtarzany dla tych 25% z trudniejszymi pytaniami, aby wyłonić tylko te 10% dla najlepszej oceny. Nad procesjami w Hiszpanii boleję, bo moja siostra nie przyjeżdża na Wielkanoc do Polski, ponieważ chce koniecznie zobaczyć te procesje. Jeżeli chodzi o zimny wychów w Anglii, to przeżyłam szok jak w październiku wysiadłam z samolotu (ubrana normalnie w kurtkę, spodnie, a nawet rajstopy pod spodniami ), wyszłam z lotniska i pierwsze co zobaczyłam to dziadka w wieku ok. 70 lat w całkiem króciutkich spodenkach i koszulce na ramiączkach. Po pierwsze to było ok. 10 stopni, po drugie wyglądał strasznie nieapetycznie Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
EZS 05.03.2008 14:02 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Marca 2008 W Hiszpanii w szkole i na studiach jest zasada, że najwyższą ocenę może dostać tylko 10% ogółu zdających. Nawet jak powiedzmy 25% napisze bezbłędnie, to egzamin jest powtarzany dla tych 25% z trudniejszymi pytaniami, aby wyłonić tylko te 10% dla najlepszej oceny. He he, popatrz, u mnie na studiach też panował rozkład Gausa na niektórych przedmiotach... I podobne zasady... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Anisia3 05.03.2008 16:17 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Marca 2008 A jeszcze mi się przypomniało. Niby wszyscy wszędzie na świecie kochaja dzieci. Ale najbardziej rzuciło mi się to w oczy we Włoszech. Nie płacą za bilety autobusowe nawet dzieci sześcioletnie. Nie wiem jak starsze. A "mia bella piccolina" dostała miejsce wyznaczone koło kierowcy w autobusie, w którym drzwi sie nie domykały, bo taki był tłok. Dobrze, że więcej dzieci na przystanku nie było bo nie wiem kto by prowadził. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
zielonooka 05.03.2008 19:12 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Marca 2008 Na 100% Irlandia i na 90% Anglia - w temacie autobusow- Autobusy nie wiem jak miejskie - ale te takie ichniejsze PKS-y nie zatrzymuja sie tylko tam gdzie sa przystanki ale tez tam gdzie ktos chce wysiasc lub wsiasc (w miescie tez ta zasada obowiazuje.) Z czuloscia patrzylam jak przemily pan autobusowy stawal w szczerym polu bo ktos pomachal raczka ze chce pojechac albo zatrzymywal sie 10 metrow PRZED legalnym przystankiem bo jakiejs kobitce akurat te 10 metrow blizej bj. pasowalo A u nas? U nas to najwyzej mozna wyblagac kierowce zeby wypuscil wczesniej jak juz od godziny stoi sie w korku. A jak juz autobusik ruszyl z przystanku i np. 4 metry dalej stoi na swiatlach - mozna zapomniec zeby przy okazji otworzy drzwi bo ktos biegnie. Podobno maja zakaz - nawet jak stoja kolo chodnika i pasazer nie jest narazony na potracenie gdyby wysiadal na srodku jezdni. (bo to ponoc dla dobra pasazera takie zasady wprowadzili) Po za tym - kierowcy autobusow maja wszyscy jak leci firmowe kubraczki (czytaj : wyprasowana koszula, krawat (czasem i marynarka) :) spodnie w kancik ) Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
mbz 05.03.2008 20:07 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Marca 2008 Super watek Bardzo fajnie sie czyta Wasze opowiesci Ja moge tylko dorzucic, ze podobnie, jak ktos tu pisal o Hiszpanii, tak i we Wloszech straszliwie krusza i smieca przy stole (stad zreszta nakrycie wliczone w cene w knajpach, bo po jedzeniu zwijaja caly obrus z zawartoscia ). Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
galka 05.03.2008 20:13 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Marca 2008 W Niemczech funkcjonją ..leśne przedszkola,'' gdzie dzieci NIEZALEŻNIE OD POGODY cały dzień spędzają na swieżym powietrzu ,oczywiście muszą mieć ze sobą ubrania i buty na zmianę ale generalnie pełne hartowanie i kontakt z naturą Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
karlsruhe 05.03.2008 20:52 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Marca 2008 tak jest, przedszkola sa swietne. Moja cora tam chodzila, niezaleznie od pogody. W czwartki chodzili do bio-rolnika i uprawiali wlasny ogrodek.wspaniala rzecz. pozdro agnes Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Anisia3 05.03.2008 21:38 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Marca 2008 Zielona, z tymi autobusami to się nie zgodzę. Mieliśmy w Anglii taką przygodę, że akurat pojechalismy sobie na wycieczkę do Brighton w czasie kiedy był jakiś bieg po zdrowie. Zablokowana cała trasa. Stoimy w korku pod Brighton wracając do Lodynu już z półtorej godziny. I autobus stoi albo przejeżdża 10 metrów i dalej stoi. I nagle mój mąż musiał wysiąść, bo w tym autobusie nie było toalety, a w takim tempie do Londynu jeszcze z 5 godzin drogi. Za nic w świecie kierowca nie chciał otworzyć drzwi. Bo mu nie wolno między przystankami. Już nie pamietam co Tomek zrobił. Może zagroził, że się wyrzyga. i wypuscił go. Ja zostałam. Na swoje nieszczęście. Zanim dotarlismy do Londynu zamknęli metro. Tomek od kilku godzin w domu, a ja jeszcze musialam poszukiwac nocnego autobusu. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 05.03.2008 23:14 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Marca 2008 Tzw. "polska gościnność" nie istnieje w porównaniu z gruzińską!Pewnego późniego listopadowego popołudnia weszłyśmy we trzy do sklepu z pamiątkami. Mniej w celu nabycia pamiątek, bardziej, żeby dowiedzieć się, gdzie można kupić chleb (były to czasy, gdy w Gruzji sklepowe półki świeciły idealnymi pustkami). Przemiła pani sklepowa, gdy usłyszała polską mowę (od razu poznała!), natychmiast zaprosiła nas na kolację następnego wieczoru do siebie do domu. Ot tak, dlatego, że jesteśmy z Polski. Trochę już przyzwyczajone do tej gościnności, nawet nie bardzo sie zdziwiłyśmy, zaproszenie przyjęłyśmy i poszłyśmy do wskazanej piekarenki po chleb. Zapuściłyśmy się w jakieś zaułki, wbrew wyraźnym przykazaniom naszych przewodniczek, żeby pod żadnym pozorem tego nie robić nawet w biały dzień (no ale jeść trzeba, nawet, jeżeli na początku pobytu osiagnęło się stan misia koala i do końca konsekwentnie się go utrzymywało). Stanęłyśmy grzecznie na końcu kolejki, zorientowawszy się, że wszyscy czekają na wyjęcie chleba z pieca. Wdychając oszałamiąjące zapachy, zaczęłyśmy rozmawiać. Natychmiast zareagowali ludzie stojący przed nami i padło nieśmiertelne pytanie "wy atkuda?". Ponieważ stan misia koala doskonale wpływa na zdolność porozumiewania się po rosyjsku (jakoś zgadzali się na rozmawianie z nami w tym nielubianym, ale jedynym wspólnym języku), rozmowa natychmiast potoczyła się wartko. Głównie na tematy polityczne (doskonale orientowali się w polityce polskiej!), bo u nich akurat trwały rozruchy i demonstracje. Gdy wyjęto chleb z pieca, ktoś z początku kolejki zapytał, ile chlebów chcemy. Odparłyśmy, że trzy i po chwili miałyśmy w rękach trzy cieplutkie, pachnące chleby. Na pytanie, ile płacimy, usłyszałyśmy, że nic, bo jesteśmy ich gośćmi. Jeszcze ze dwa razy dostałyśmy tam chleb, nigdy nie płacąc. Na kolację do pani ze sklepu, oczywiście, poszłyśmy. W ogóle wieczorów nam zabrakło!A co do podrywania, to nie zdarzył nam się dzień, żeby każda z nas nie otrzymała co najmniej trzech poważnych propozycji małżeństwa! Żadnego gwizdania. Poważne rozmowy. Dziwne, bo to, że nie jesteśmy blondynkami jakoś im nie przeszkadzało. Pewien pan w trolejbusie długo (kilka przystanków) mi opowiadał, jak to dobrze mi będzie, gdy wyjdę za niego za mąż, bo on jest bogaty i niczego nie będę musiała robić, bo będę miała służbę. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Sonika 06.03.2008 07:16 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Marca 2008 Fajnie się czyta Wasze opowieści . Teraz coś bardziej przyziemnego , chińskie dzieci nie noszą majtek, spodenki mają nie zaszyte w kroku i tak siusiają (na dwa też ) i nie ma znaczenia czy to ulica czy środek sklepu - przychodzi pani posypuje piaskiem, zbiera na szufelkę i już. http://images25.fotosik.pl/170/96f1bc5a4daa9dadmed.jpg http://images34.fotosik.pl/167/fd2b277313a52cb9med.jpg http://images23.fotosik.pl/170/84a6b0eb37e8c053med.jpg http://images33.fotosik.pl/168/5dfbfbf57b823f0emed.jpg Nie ma problemu ze ściąganiem i wciąganiem majtów, wystarczy kucnąć i gotowe . To się nazywa niezależność . Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość elutek 06.03.2008 07:34 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Marca 2008 Pewien pan w trolejbusie długo (kilka przystanków) mi opowiadał, jak to dobrze mi będzie, gdy wyjdę za niego za mąż, bo on jest bogaty i niczego nie będę musiała robić, bo będę miała służbę. no i co? no i co? jak Ci się, Agduś, teraz żyje? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
zielonooka 06.03.2008 08:00 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Marca 2008 rewelacja!!!! ciekawe czy sa takie dyskusje jak u nas o sprzataniu po psach ps. co do autobusow angileskich napisalam ze w 90% -(bo tylko 9 x jechalam ) irlandzkie - pelna kulturka zyczliwosc i zrozumienie. jak sie jedzie w dluzsza trase z bagazem (umieszczonym jak w polskich pks-ach z boku podwozia) i na przystanku gdzies tam ktos wyjmuje swoje klamoty to pan autobusowy wystawial glowe i patrzyl czy czasem nie nieswojego bagazu (pamieta co kto ma? ) (niestety polacy dotarli na wyspy i duzo czesciej sie zdarza ze bagaz ginie :/ - ponoc wczesniej zdarzalo sie sporadycznie) co do gruzinskiej zyczliwosci - normalnie chyba pojade i sprawdze Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.