Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Co KRAJ to OBYCZAJ ... czyli z pamietnika światowca :):):)


Recommended Posts

bratki - hehe a u nas raczej (chyba?) tendencja jest zeby NIC nie zostawić na talerzu - znaczy ze "smakowało"

:wink: :lol:

 

W kwesti zywieniowej (i przekornie - o nas :)) wiem z paru źródeł - ze cudzoziemcow (zachod eu) potwornie denerwuje na obiadach/imprezach etc. namolne namawianie do jedzenia przez panie domu :) [ sama mam ten nawyk (ktory zwalczam)]

Jeszcze bidny gosc nie przelknal 1 kesa a juz jest nagabywany na dokladke :)

Druga rzecz - pytanie "smakuje???" juz po pierwszym kęsie danej potrawy.

Oczywiscie to nie wkurza tylko i wylacznie obcokrajowców bo jak dobitnie skomentował moje głupie pytanie mój bardzo dobry kolega (wcinajac wlasnorecznie przeze mnie upichcona kolacje) "SMAKUJE !!! I odtenteguj sie z głupimi pytaniami bo JEM !!! " :roll:

Moja mama tez co chwilę pytała czy smakuje do czasu .. jeden gość odpowiedział jej w tedy ,że jest jadalne..mam poczuła się niezręcznie i juz nie pyta czy smakuje ani na siłę nie wciska dokładek..

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 178
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

bratki - hehe a u nas raczej (chyba?) tendencja jest zeby NIC nie zostawić na talerzu - znaczy ze "smakowało"

:wink: :lol:

 

Zaprawdę, afrontem jest grzeczność jednych zastosowana u drugich. :D Tam jak pusto, to znaczy, że gość głodny, u nas jak coś zostanie - to niewychowany niechluj :)

 

 

Z najgłupszych pytań: "Podoba Ci się u nas?"

:-?

 

Robią to literalnie wszystkie nacje.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Z najgłupszych pytań: "Podoba Ci się u nas?"

:-?

 

Robią to literalnie wszystkie nacje.

 

a dyć prawda! :)\

jest jeszcze wersja pozostawiajaca mniejszy margines na swobodna wypowiedz ,a brzmi : " no i JAK * ci sie u nas podoba" lub " no, i CO ci sie u nas podoba"

 

* na pytanie JAK nie mozna wszak odpowiedziec "nie podoba" :) mozna jedynie kombinowac : bardzo/tak sobie/ srednio - ale zawsze sie jakos podoba :):):)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jest jeszcze wersja pozostawiajaca mniejszy margines na swobodna wypowiedz ,a brzmi : " no i JAK * ci sie u nas podoba" lub " no, i CO ci sie u nas podoba"

 

* na pytanie JAK nie mozna wszak odpowiedziec "nie podoba" :) mozna jedynie kombinowac : bardzo/tak sobie/ srednio - ale zawsze sie jakos podoba :):):)

 

No... to drugie, to już pytanie otwarte i daje jakąś szansę! :)

 

Ale pierwsze... zwykle obarczone jeszcze dodatkowymi oczekiwaniami. Lata temu bawiłam w Anglii na dłużej. Anglicy byli wobec mnie ogromnie serdeczni i życzliwi, ale też cokolwiek protekcjonalni, no bo wszak byłam z kraju będącego brakującym ogniwem pomiędzy jaskiniowcami a protoplastami dzieci Albionu.

 

Ich dobre samopoczucie zależało więc głównie od tego, jak bardzo byłam czymś zdumiona, oszołomiona, zaskoczona (to kojarzyło im się z poprawnym zachwytem). Starałam się więc jak mogłam. :)

 

Do czasu zresztą. Anglicy w kwestii alkoholu są bardziej "gościnni" niż Rosjanie, Ukraińcy i Polacy razem wzięci. Nie ma mowy, żeby się wykręcić. Nawet jeśli zełgasz, że masz wszyty Esperal. No i kiedyś nasączyli mnie na tyle, że gdy kolejny raz usłyszałam lekko egzaltowane "So, how do you like it in here?", to mi się tak cokolwiek zbyt szczerze i donośnie wypsnęło: "I am fed up with being suprised!" Pub zamarł na chwilę w ciszy - po czym huragan śmiechu zakończył domaganie się ode mnie zachwytów raz na zawsze.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

brawo Bratki :D

 

Ze mną angole mieli ciężkie życie. Byłam w szpitalu, gdzie wiedza ogromna ale sprzęt, łagodnie mówiąc, nienowy, oni są oszczędni. Wszystko, co mi z dumą pokazywali , kwitowałam -oh, pracuję na tym, ale my mamy jeszcze dodatkowo.... acha, bo to wersja z 1990 roku, my już dawno wymieniliśmy :D Byli biedni ze mną :wink:

Niestety zaimponowali mi organizacją pracy, wykorzystaniem tego sprzętu i... stosunkiem do pacjenta. Ale tego nie mówiłam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jechałam do Francji z moją rodzinką w 1990 roku. Oni jeszcze pamiętali Polskę, w której na sklepowych półkach stał ocet, a my tu własnie zaczynaliśmy pić napoje z butelek PET (to pamiętam, bo taki napój wzięłam na drogę :) ).

Zatrzymaliśmy się na nocleg w Niemczech. Rano weszliśmy do sklepu w małej miejscowości, a ja zauważyłam utkwione we mnie spojrzenia całej trójki: padnę na kolana, czy nie? No owszem, było w tym sklepie bardziej kolorowo i bogato na półkach niż w Polsce, ale przecież i u nas już czasy nagich haków minęły. Zresztą, nawet, gdyby nie, to na pewno nie dałabym im tej satysfakcji. Z twarzą pokerzysty rozglądnęłam się wokół i, udając, że nie widzę ich zawiedzionych min, spokojnie wyszłam. Faktem jednak jest, że ogromne wrażenie wywarły na mnie hipermarkety (to już we Francji). Pierwszy raz widziałam tak wielki sklep! No, oczywiście, tę informację przekazałam im spokojnie i bez popadania w zachwyty.

Zorientowałam się, że uważali nas za jakieś prymitywne plemię, które wobec braków rynkowych umie zdobyć pożywienie w nieznany im sposób. Kuzynka (chyba z 18 lat wtedy miała) spędziła kilka dni z nami w górach (były wakacje) na campingu. Już sam widok polskich domków campingowych (takich z dykty, w dodatku zdezelowanych nieco) był dla nich szokiem, ale podeszli do tego jak ja do ich sklepów, czyli nie uzewnętrzniali uczuć. Kuzynka została, rodzice pojechali. Wybrałyśmy się na spacer. Idziemy, rozmawiamy (trochę po francusku, trochę na migi), a wzdłuż drogi czerwienią się poziomki. No to ja zbieram, częstuję, zjadam, a kuzynka - wykazując się odwagą - próbuje. Owszem, smakowało jej i nawet sama zaczęła zbierać, ale widziałam już, że jest w szoku, że można zjeść coś, co nie leżało na półce w sklepie ani nie wyrosło w ogródku koło domu (brzoskwinie prosto z drzewa w swoim ogródku jadła - widziałam sama). Któregoś kolejnego dnia wybrałyśmy się na jagody (tutaj borówki). Przyjęła do wiadomości, że te czarne kuleczki też się je. Największe oczy zrobila, kiedy siedząc nad wodą, zauważyłam dorodny szczaw, więc skubnęłam parę listków i poczęstowałam ją. Zjadła. A potem, już we Francji opowiadała swojej kuzynce, jak to w Polsce jadła... TRAWĘ! Obśmiałam się jak norka w duchu, bo, jak to zwykle bywa, więcej rozumiałam niż umiałam powiedzieć. Nie zdając sobie z tego sprawy często rozmawiano przy mnie sądząc, że nie zrozumiem.

W samej Francji owoce podawano tylko po obiedzie (zaraz po śmierdzących serach), kiedy człowiek najedzony, więc skubało się symbolicznie kilka winogronek, a potem znikały gdzieś. U nas w domu zawsze owoce stały w widocznym miejscu i przez cały dzień można było sobie podjadać, więc tam czułam, że zaraz popadnę w poważną awitaminozę. Pewnego dnia z kuzynkami i ich kuzynką poszłam oglądać miejsce jakiegoś pogańskiego kultu. Popodziwiałam kamienny ołtarz, rozglądnełam się wokoło i zauważyłam bujny krzak jeżyn rozpięty na płocie a na nim piękne, dojrzałe jeżynki. Oczywiście, nie namyślając się zaczęłam skubać je i zajadać. Kuzynka kuzynek jeszcze nie wiedziała, że jestem członkinią tego prymitywnego plemienia, które potrafi znaleźć jedzenie w lesie i na łące, więc zrobiła oczy jak spodki. W końcu jednak, widząc, że nie padam na ziemię wijąc się w męczarniach, wszystkie zabrały się za jedzenie jeżynek.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(...)

Zorientowałam się, że uważali nas za jakieś prymitywne plemię (...)

 

Ale tak jest nadal ;) Ostatnio dał mi tego przykład pewien przedstawiciel najinteligentniejszego narodu świata. Przyleciał zza wielkiej wody żeby w tym zacofanym kraju znależc tanie mięso armatnie i przyblizyc sie do upragnionego Nobla, bądz jeszcze bardziej upragnionego miliarda ;) Pominę szczegóły, ale wspomnę o dwóch wiekopomnych wydarzeniach. Zaprosił nas (wielokrotnie zresztą przed pierwszym spotkaniem o tym mówił) na biznesowy obiad. Było nas w sumie czworo, dość dobra restauracja. Miłe gadki itp. Wychodzimy, kelner przynosi rachunek na w sumie ok 450 zł. No i zapraszający jął wyliczac i kreslić ołówkiem kto za co ile płaci :) Kelner zdziwiony, goście sąsiedni zaskoczeni (był hałaśliwym księgowym) a my zażenowani. Zapłaciliśmy sami cała sumę w kilkanascie sekund ;)

 

Inne zdarzenie z tym panem miało miejsce kilka dni pozniej. Rzecz dotyczyła rozmowy i wciagniecia w pewien projekt bardzo znanego profesora, specjalistę na skalę swiatową. No i mistrzu z innego wymiaru zawyrokował, żeby wysłać do tegoż profesora jakiegoś posłańca i wręczyć mu... sto dolców :o Stwierdził, ze to pana profesora powali na podłogę i ów bedzie skamlał żeby tylko móc zblizyc sie do jego swiatlego umysłu ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W kwesti zywieniowej (i przekornie - o nas :)) wiem z paru źródeł - ze cudzoziemcow (zachod eu) potwornie denerwuje na obiadach/imprezach etc. namolne namawianie do jedzenia przez panie domu :) [ sama mam ten nawyk (ktory zwalczam)]

Nie żebym przesiąkła tak zwanym zachodem, ale mnie to irytuje niezmiernie, a szczególnie kiedy dla zachęty informuje się, że to nie było drogie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Mieszkańcy miasta Tyrnavos w centralnej Grecji obchodzili 10 marca zwyczaj "bourani", podczas którego dokuczają sobie... modelem fallusa. Zgromadzeni w pobliżu małego kościółka proroka Eliasza robią zupę "bourani", zjadaną w czasie uczty, której towarzyszą tańce i śpiewy"...

http://img.interia.pl/wiadomosci/nimg/Sprosny_zwyczaj_2388280.jpg

 

http://img.interia.pl/wiadomosci/nimg/Sprosny_zwyczaj_2388285.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

moja przyjaciółka wyjechała do stanów w czasach mocno chudych a przyjechała nas odwiedzić dopiro kilka lat temu. Na jakiś czas przed podróżą przysyłała do Polski różne rzeczy konieczne do przetrwania jej zdaniem, jak materace, papmpersy, jakieś mleka i kaszki, no, całe pudło. Pisaliśmy jej, że nie ma sensu, mówiliśmy i też nic. Dopiero po przyjeździe trafił ją szlak w markecie -ten materac taszczony z USA kosztował u nas połowę, nie mówiąc o kosztach wysłania. Na pytanie "i po co ci to było" stwierdziła, że nie dochodziło do niej, nie mogła uwierzyć póki nie zobaczyła :lol:
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ukraina. Droga na Krym. Podróż autem. Stepy akermańskie :) piękne w słońcu. Drogi dla czołgów budowane proste jak w Ameryce. Ruch niewielki, ale bardzo interesujący. Same skrajności. Pędzą Infinity, Maybachy i inne Lexusy, a między nimi przerdzewiałe pełnoletnie Zaporożce - też pędzą. No chyba, że stoją w rowie z umorusanym kierowcą pod maską. Wyprzedzanie na trzeciego - norma, do której przywykliśmy dość szybko. Ale... gdy słońce zaszło zrobiło się trochę nieswojo, bowiem... nikt nie zapalał świateł, zmierzch gęstniał, a samochody nie zwalniały i nie zapalały świateł.

 

Dopiero gdy zapadł całkowity bezksiężycowy mrok, zaczęły pojawiać się reflektory. I wtedy zrozumieliśmy - prawie nikt nie miał ich ustawionych. Raziły tak niemiłosiernie, że tęskniliśmy za jazdą w ciemności.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na Białorusi podobnie: drogi lepsze niż w Polsce - szerokie, dwu- trzypasmowe, ruch niewielki, samochody przeróżne (wołgą jechałam!). Świateł się używa bardzo oszczędnie.

 

Jedziemy na kolejne uroczystości ku czci praprapradziadka taką trzypasmówką. Wokół przepiękne lasy - takie prawdziwe, nie sadzone pod sznurek, mieszane. Przy drodze coś jakby obelisk (u nas też takie bywają) informujący, że wjeżdżamy do "Wołożyńskiego Rajona". Na poboczu grupka zmarzniętych kobiet i dzieci w strojach ludowych. Zatrzymujemy się (cała kawalkada samochodów) zajmując na dłuższym odcinku pobocze, bo to na nas czekają. Odśpiewały, całkiem ładnie, pieśń ludową, powitały nas krótką przemową, chlebem i solą na ziemi naszego przodka. I pojechaliśmy dalej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

podobnie jest w Czechach (a przynajmniej w bylej Czechosłowacji)

nie wiem czy w szpitalu , nie wiem czy 100% Czeszek ma kolczyki ale pamietam ze - z racji tego ze chodzilam do przedszkola gdzie akurat jakos tak sporo dzieci narodowosci czechosłowackiej tech chodzilo - wszytkie mialy kolczyki (oczywiscie dziewczynki :))

U nas w wieku 4-6 lat raczej maluchy uszu nie maja przekuwanych - pamietam ze te kolczyki sialy lekkie zgorszenie i ogromna zazdrosc :):):)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W Czechach automatycznie mówiono o naszej dwumiesięcznej wtedy Madzi w rodzaju męskim, bo nie miała kolczyków (do dzisiaj nie ma).

 

I jeszcze jedno: wszystkie mamy bezstresowo zostawiały dzieci w wózkach przed sklepami. Nawet, jeżeli to były duże sklepy, po których można było spokojnie jeździć wózkiem. Zorientowaliśmy się, kiedy któryś raz z rzędu powitano nas, wchodzących z wózkiem do dużego sklepu (przed małymi zostawaliśmy na zmianę z wózkiem, tak samo jak w Polsce), baardzo zdziwionymi spojrzeniami.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość elutek

gdy mieszkałam w Niemczech wprawiałam w zdumienie wiele osób :lol:

czym? - robiłam przetwory i piekłam ciasta...

 

podczas mojej ostatniej wizyty u znajomych w Niemczech powiedziałam, że upiekę

im ciasto, ot, tak sobie, z nudów, to wyobraźcie sobie, że wszyscy na palcach

chodzili i szeptali:

"ooo... Elisabeth ciasto piecze... ooo..." :lol: :lol: :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tuż przed, lub tuż po stanie wojennym, moja Mama odwiedziła zaprzyjaźnioną Niemkę u niej w Bawarii. Na którejś z nie kończących się herbatek, czy wieczorków w kurhausie, znajome owej Niemki zachwyciły się moherową kamizelką mojej Mamy.

"A, nic wielkiego, koleżanka przerobiła mi ze swetra" - odruchowo skwitowała moja Mama, faktycznie znakomitą robotę znajomej plastyczki.

 

Nie bardzo zrozumiały. No więc wyjaśniła, że był sobie sweter, został popruty, wełna jakoś tam poprostowana, i na nowo udziergano kamizelkę, i że to powszechna praktyka.

 

Niemki olśnione pokiwały głowami, i ucieszyły się: "Ach, taaak! To tak jak u nas w czasie wojny!"

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

brawo Bratki :D

 

Ze mną angole mieli ciężkie życie. Byłam w szpitalu, gdzie wiedza ogromna ale sprzęt, łagodnie mówiąc, nienowy, oni są oszczędni. Wszystko, co mi z dumą pokazywali , kwitowałam -oh, pracuję na tym, ale my mamy jeszcze dodatkowo.... acha, bo to wersja z 1990 roku, my już dawno wymieniliśmy :D Byli biedni ze mną :wink:

Niestety zaimponowali mi organizacją pracy, wykorzystaniem tego sprzętu i... stosunkiem do pacjenta. Ale tego nie mówiłam.

He, he, chyba tylko tobie, bo stałaś z drugiej strony. Moja koleżanka, która mieszka tam na stałe od 1994 r. ma o brytyjskich lekarzach i pielęgniarkach zdanie dużo gorsze niz o polskich. W tej chwili przyjeżdża do Polski co 3 miesiące poprawiać zęby leczone przez Anglików. Uwaga! prywatnie leczone.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...