madmegs 04.07.2008 10:45 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 4 Lipca 2008 No, wiadomo! Jak dotąd upał panował nieziemski, prawie Afryka nam się tu zrobiła. Jak tylko umówiłam całe towarzystwo do wytyczania, uzgadniania, kopania, betonowania - to tak walnęło deszczem, że chyba na bosaka z podwiniętymi nogawkami trzeba będzie chodzić, w przeciwnym razie wszelkie ubranie i obuwie szlag trafi. No chyba, że ktoś po mieście ma zwyczaj chodzić w gumiakach z nogawkami - takich dla wędkarzy na przykład .... No i cały czas leje.... Geodeta nie chce robić w deszczu, bo mu to podobno szkodzi na urządzenia pomiarowe... Mam nadzieję, że jest to prawda, a nie wymówka przed ubrudzeniem butów, czy zmoczeniem łba... Koparkowego trzeba będzie odwołać, bo co - pokopie pokopie a deszcz wypełni fundamenty albo zawalą sie wykopy.... To beton też trzeba będzie odmówić? Uch!!!! Wszystko idzie jak po grudzie. A jeszcze dobrze sie nie zaczęło... Mogę mieć tylko nadzieję, że od jutra będzie piękne słoneczko! czego życzę sobie , wszystkim budujacym i wypoczywającym Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
madmegs 04.07.2008 11:03 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 4 Lipca 2008 Teraz dla poprawy humoru i przypomnienia sobie techniki wkleję fotki http://lh5.ggpht.com/strzaleczka/SFt5DRNUrGI/AAAAAAAAB1o/Q0fTvpIneaA/s288/100_0911.jpg To nasza działeczka śliczna i sucha maj to był... Trawa rosła sobie rosła, aż w końcu była po pas. Sopelkiewicz kosą spalinową ją kosił caaaaaluuuuusieńki dzień. http://lh5.ggpht.com/strzaleczka/SFt5ElcLajI/AAAAAAAAB1w/wexA4LvnfWQ/s288/100_0965.jpg A to taki widoczek za naszymi drzewami tuż przed majową burzą.... Może dzisiejsza ulewa też przejdzie jak ręką odjął? I nie będzie padać tak długo, aż skończymy dach? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
madmegs 04.07.2008 11:21 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 4 Lipca 2008 w kwestii garażu: Sopelkiewicz był u gościa ogladać ten "solidny" używany garaż. Wrócił i na moje pytanie "no i jak" - odpowiedział: 'daj spokój - tysiąc plus transprot??? Chłopa chyba pogibało! Nawet za dwieście złotych z transportem bym tego nie wziął! Truchło takie, wygląda jakby miało 2 na 2 metry, pozbijane deskami, blachami, gwoździami... Syf, kiła i mogiła!" No to chyba zostaje nam kupić nowy za półtora koła.... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
madmegs 06.07.2008 16:10 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Lipca 2008 No, to wreszcie coś ruszyło! Wczoraj, tj. w sobotę był geodeta i wytyczył nam domek Wszystko fajnie, tylko wyszło nam coś dziwnego, czego się nie spodziewałam : a) stojąc przodem do frontu dom ma prawy przedni róg na wysokości zero, lewy przedni na jakieś 20 cm, tylny lewy na 75 cm a tylny prawy coś koło 40-50 cm! Dziwne jakieś to, bo byłam święcie przekonana, że spad działki mamy w dół i w prawo ( od wjazdu ) a nie w dół i w lewo... b) na mapce - planie zagospodarowania - dom stoi RÓWNOLEGLE do ulicy... a po wytyczeniu tak jakoś skręca w prawo. Podobno ulica jest skośna, czego nie widać gołym okiem. Za to magicznym, bojącym się deszczu, urządzeniem geodety - tak. Tym sposobem trochę mi się widok z salonu zmieni... Zmienił mi się też stan budżetu, bo geodeta zamiast umówionych czterech stówek wziął pięć. Ta stówka to chyba za pracę w trudnych warunkach... No, muszę jeszcze coś napisać, bo mam dziwne przeczucie, a jak się spełni i powiem "a nie mówiłam", to nikt mi nie uwierzy Tak więc przeczucie brzmi: "k...wa w co my się wpakowaliśmy????!!!!!", a jego podstawą były pewne następujące wydarzenia: 1. padało i geodeta się opierał. 2. w końcu przyszedł ( już mu deszcz nie przeszkadzał...) Nie miał przy sobie ani młotka, ani gwoździ, mimo iż został uprzedzony o konieczności zabrania tychże (wspominałam nawet, że preferowane byłyby wkręty i wkrętarka, ale otwarcie uznał to za fanaberie jakieś ). 3. Maestro (szef ekipy) przyjechał i rzucił deski na trawę. Też nie miał ani młotka, ani piły ani nic. 4. Sopelkiewicz pożyczył wszystkie przyrządy po okolicznych sąsiadach. 5. Kiedy wrócił maestra już nie było 6. KIERBUD NIE POJAWIŁ SIĘ WCALE, mimo iż sam chciał być przy tyczeniu... 7. Deski ciął i wbijał Sopelkiewicz. 8. Geodeta wziął stówkę więcej, nie dał faktury i pojechał na urlop. Ciekawe kto zrobi wpis do DzB. 9. Po powrocie (około 16 tej) Sopelkiewicz zadzwonił do kierbuda. Ktoś odebrał komórkę, potrzeszczał po drugiej stronie, ziewnął i cokolwiek zaspanym głosem mruknął "braaak zaaasięguuu" K...wa! Cappo di tutti cappi się znalazł! 10. Sopelkiewicz stwierdził, że chyba cały czas będzie musiał siedzieć na budowie i wszystko sam robić i załatwiać. Zapytałam, że ok, tylko dlaczego wobec tego musimy innym zapłacić ciężką kasę??? 11. Zdaje się, że dostałam napadu histerycznego śmiechu, a potem się poryczałam. 12. Studni koparkowy nie chce kopać, bo mówi, że jest za mokro. Ekipa nie chce robić bez wody. I bez garażu. Garaż i garaż. A za miesiąc nie będę miała co z nim zrobić! O! Może wsadzę go sobie do nowowybudowanego murowanego garażu? 13. Kierbud jak usłyszał nazwisko maestra stwierdził - o rany boskie! Ostatecznie stwierdził, no dobra, ławice niech robią, a resztę się zobaczy... Dodam, że umowę mamy już podpisaną... 14. Minął tydzień i ekipa na placu budowy nie zrobiła nic. Koparkowego ciągle odwlekamy na inny termin... Tym razem na środę. 15. Mimo, że bardzo nie chcę (w tej akurat kwestii ) mieć racji, to jestem niemal pewna, że w środę będzie albo padać, albo maestro nie będzie gotowy. Ciekawe, czy mają już stal powiązaną. Nieważne, pewnie okaże się, że albo nie będzie odbierał telefonu, albo to my zawaliliśmy, bo garażu nie ma.... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
madmegs 09.07.2008 13:37 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Lipca 2008 Dzisiaj środa. teoretycznie pada. Nic się nie dzieje. Wkleję parę fotek na dowód, że geodeta był i wytyczył nam domek: http://lh3.ggpht.com/strzaleczka/SHSFQLjS2CI/AAAAAAAAB40/Lj991z0TU4o/s288/Obraz%20021.jpg http://lh3.ggpht.com/strzaleczka/SHSFOhEkIvI/AAAAAAAAB4c/DI2y1uHEap8/s288/Obraz%20015.jpg po poziomych deskach widać spadek terenu http://lh6.ggpht.com/strzaleczka/SHSFPoNHpwI/AAAAAAAAB4s/A5zPrvMopTk/s288/Obraz%20017.jpg o, tu jest pokazane do jakiej wysokości będzie fundament. Tak pomiędzy brzuchem a piersią. Faceta ok. 180 cm wzrostu... Mierzy się na świecie na stopy, łokcie...można i na facetów? http://lh6.ggpht.com/strzaleczka/SHSFNZsoB0I/AAAAAAAAB4A/ppHBqiwfJQ0/s288/Obraz%20012.jpg gdybym wiedziała, że taki byczy fundament wyjdzie, zastanowiłabym się nad piwnicą... Miałabym gdzie zakopywać zwłoki nierzetelnych wykonawców... W kwestii odwodnienia działki: http://lh3.ggpht.com/strzaleczka/SHSFPBEGgSI/AAAAAAAAB4k/l-PfxpcXWBk/s288/Obraz%20016.jpg tu widać, jak po ostatnim oberwaniu chmury rów po prawej stronie wjazdu nam zalało. Po brzegi. Odpływ jest w prawo, a skoro się okazało, że spadek terenu jest w lewo, to nigdzie woda nie popłynęła... Trzeba będzie rozkopać wjazd i rurę tam jakąś ulokować, bo popada dłużej i cała ta woda popłynie mi na dom. Prosto na prawy narożnik, który znajduje się na poziomie zero i 40 cm niżej od ulicy... W kwestii nawodnienia działki, czyli wykopania studni: Wczoraj mężuś zamówił kręgi w J. Po 95 zł za sztukę. Mają być po 20-tym lipca. Zobaczymy... Ciekawe, ile nas za transport skasują? Zamówiliśmy 17 kręgów po pół metra. Teraz modlić się tylko, żeby woda była płycej... Swoją ścieżką, sąsiad zamówił w D. kręgi po 90 zł i 250 zł za sztukę, ale gdy je przywieźli na działkę, to się okazało, że zamiast 50 cm wysokości - każdy krąg ma... 43cm. Rany, wszędzie złodziejstwo! Po 7 cm na kręgu! Na 15 kręgach to jest ponad metr różnicy!!!! Ciekawe kto im zapłaci za brakujące 2 kręgi? I kto je przywiezie? Na fotce poniżej w prawym dolnym rogu widać patyk. Tam - magik orzekł - jest woda. Ciekawe, czy po wykopaniu studni też będzie? http://lh6.ggpht.com/strzaleczka/SHSFOR00isI/AAAAAAAAB4U/3T9Ope-wuNo/s288/Obraz%20014.jpg A teraz taaaa dam! Zamówiliśmy ten cholerny garaż! Do tygodnia mają go przywieźć i zamontować. 1265 zł brutto ze wszystkim. 3x5 metra. Dach i drzwi z blachy pierwszej klasy, reszta z drugiej. Cokolwiek to znaczy... No, to chyba Maestro będzie zadowolony? Można już zaczynać tę budowę, czy nie? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
madmegs 10.07.2008 12:22 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 10 Lipca 2008 No, wreszcie znalazłam dla siebie avatar. Powinien tkwić pod nim podpis: http://lh4.ggpht.com/strzaleczka/SHX51FRaG2I/AAAAAAAAB5c/wG5oGP2CHPY/s288/chojrak.jpg "Kurde! I co teraz?!!" ( Niebieski domek w tle to symboliczna puszka Pandory...którą otworzyliśmy składając wniosek o pozwolenie na budowę...) Podziękowanie ogromniaste za nieocenioną pomoc dla Sis. Gdyby nie Ty, g...no bym tu miała a nie fotki i "aviatorek" Dzięki!!!!!! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
madmegs 14.07.2008 07:55 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 14 Lipca 2008 Z cenami można zgłupieć doszczętnie! Patrzę na ogłoszenia i widzę, że pustak ceramiczny kosztuje na przykład od 3 do 100 zł. Przy czym ceny są tak podane, żeby nie dało się przypadkiem niczego porównać. A to netto a to brutto, to za metr, to za sztukę. Z transportem, bez. Uff! Nie wiadomo też jak to przeliczać z metra na sztukę, bo co firma to inny wymiar. Transport też – raz w całości, oprócz ceny materiału, innym razem doliczony do każdej cegły. A co jak będę potrzebować dokupić jeszcze kilka cegieł? Ich transport będzie kosztował - ilość cegieł razy te parę groszy? O materiałach na dach nie wspomnę, bo nie będę na publicznym forum się wyrażać.... każda hurtownia ma inny program w komputerze, inny styl przygotowywania ofert itp. Żeby faktycznie porównać ten sam materiał z różnych sklepów trzeba bez mała doktorat w tym temacie zrobić! Szaleństwo. Jak tak człowiek wchodzi w ten budowlany las, to coraz więcej drzew... ma się wrażenie, że sprzedawcy i wykonawcy robią wszystko, by człowieka do imentu skołować! A wiadomo – ogłupiała i skołowana jednostka przestaje myśleć i daje się prowadzić w maliny. Płaci bez namysłu, a potem płacze, bo budżet się nie zamyka. Ja tak ciągle o tym budżecie i cenach, bo śmiertelnie się boję, że spotka nas takie coś – dojdziemy do momentu, gdy nie będziemy wstanie wydoić z siebie ani grosza, a nieskończona, narażona na zniszczenie budowa będzie wołała o pomstę do nieba... Uspokoję się trochę, jak zobaczę dach i okucia kominiarskie... Prawidłowo wykonane... Dobra, dosyć mirmiłowania! ( kto czytał komiksy o Kajku i Kokoszu, ten wie co mam na myśli ). Teraz o faktach: W sobotę ściągnęliśmy ( panem koparkowym oczywiście ) humus spod garażu, który ma zostać przywieziony we wtorek. Koparkowy zamówiony na środę. Mamy zaczynać robić te fundamenty. Alleluja!!! Oby tylko nie padalo!!!!!!!!!! Od niedzieli ulewy... Będzie w środę pogoda, czy nie? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
madmegs 17.07.2008 14:36 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 17 Lipca 2008 16 lipca 2008 r. No! Wreszcie mamy garaż!!!!!! http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/9/6/7/34983630_d.jpg Co prawda czekaliśmy na niego ponad tydzień, a później, w dzień montażu, prawie cztery godziny... ale jest! To się maestro ucieszy, jak mniemam. Jak się później okazało, garaż pochodzi z miejscowości odległej o około 300 km. Podobno wożą tak te garaże po całej Polsce Oczywiście, czekając na zamówiony towar: a) zmarzliśmy – padało itp., b) zgłodnieliśmy niczym dzikie zwierzęta, c) pokłóciliśmy się rzetelnie ze dwa razy (czekaliśmy „w ciemno” bo mąż nie miał telefonu do kierowcy, dla usprawiedliwienia dodam, że pani pośredniczka też nie miała...) – w końcu, gdy porzuciliśmy wszelką nadzieję i umówiliśmy się z kierownikiem budowy na rozmowę, aby dzień nie był taki do końca stracony – zadzwonił telefon: „kurde, szefie, już jedziemy, za 15 minut będziemy, tylko agregat nam się zepsuł i jak nie załatwicie gdzie prądu to wam tego blaszaka nie zmontujemy...” Hmmm...dziwne, ale jakoś wcale mnie ta informacja nie zdziwiła... Szczęśliwa byłam, że w ogóle przyjechali... Sopelkiewicz poleciał w te pędy ( czy stąd pochodzi słowo: „popędził”...? ) do sąsiada, co by ten z budowy nie odjeżdżał i trochę prądu nam „pożyczył”. Nie wiem czemu w tamtym momencie naszła mnie taka głupkowata wizja, że on ten prądem pod pachą przyniesie, w papier i sznurek owinięty (???!!!) - proszę – oto dowód naukowy, że z głodu, nerwów i zmęczenia się tumanieje. I to w tempie ekspresowym... Pod wieczór chłopaki przyjechały, podłączyły prąd (oczywiście na przedłużaczu – nawet dwóch –) i rach-ciach zmontowały garaż. Wszystko – od wjechania na działkę – po odjazd trwało ...35 minut. Zdaje się, że jeszcze pogadaliśmy w tym czasie przez chwilę... Teren i bloczki betonowe na podkładkę przygotowaliśmy wcześniej. W końcu mieliśmy trochę czasu... Tak oto, chcąc nie chcąc, jesteśmy właścicielami cud piękności blaszanego paskudztwa... całe szczęście, że tył i ściany są z drugiego gatunku blachy. Dlaczego? Bowiem „drugogatunkowość” tych elementów naszego garażu przejawia się m.in.tym, że pomalowane są one z zewnątrz brązową farbą! Ufff! Wtapia się przynajmniej trochę w tło ). http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/7/5/8/34983635_d.jpg Szczegół, że od wewnątrz blacha ma różne kolory – końcówki partii pewnie – mało estetycznie to wygląda, ale cóż zrobić. Za to blacha jest dwa razy grubsza niż ta pierwszogatunkowa. http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/7/5/3/34983632_d.jpg Poza tym w transporcie obdarli tę brązową farbę w paru miejscach i wgięli trochę ocynkowane drzwi... ale tak bardzo chciałam mieć już to za sobą, że nawet specjalnie nie pyskowałam. (Może to jest metoda na inwestora? Tak go zmęczyć, żeby nie miał potem już sił się czepiać?) Zapłaciliśmy umówione 1250 zł, zamknęliśmy na cztery spusty pusty garaż i pojechaliśmy do Cappo po dziennik budowy i tablicę informacyjną. Oraz ustalić różne rzeczy. Tym samym ogłaszam, że dzień uznaję za owocny. Może przy okazji schudłam jakie pół kilo? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
madmegs 17.07.2008 15:22 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 17 Lipca 2008 17 lipca 2008 r. Huuurrrraaaa! Roboty wreszcie ruszyły! Najpierw, ku pamięci powklejam fotki naszej, dziewiczej jeszcze dzialeczki. Bo to se już ne vrati! http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/4/6/8/34983628_d.jpg http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/8/7/7/34983727_d.jpg http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/1/9/7/34983629_d.jpg Jak sobie człowiek sam wszystkiego nie zorganizuje... Umówiłam koparkowego, wzięłam urlop, męża, gumowce i pojechaliśmy na działkę. Co prawda od kilku dni cały czas padało i jest mokro, ale dosyć tego! Nie będzie mi tu jakieś głupie i kapryśne lato kłód pod nogi rzucało! Ha! Raniutko wdziałam na siebie dwie pary skarpet, portki robocze, koszulkę, sweter, polar i wiatrówkę, a na nogi kalosze, które kiedyś dawno dawno temu dostałam w jako suvenir od fabryki zwiedzanej podczas pobytu na kolonii w Niemieckiej Republice Demokratycznej.... Od piętnastego roku życia nie chodziłam w nich wcale, bo kalosze mają jadowity różowy kolor , ale teraz, na budowę, będą jak znalazł! Ostały się dzięki mojej mamie, która, od kiedy ma dom, niczego nie wyrzuca... Zresztą sama używała tych kaloszy do prac w ogrodzie, bo boi się żmij zygzakowatych, czających się w okolicznych chaszczach. Może ten jadowity kolor miał te gady skutecznie odstraszać? Fakt faktem, że socjalistyczna produkcja była bardzo porządna, bo od 1986 roku (kiedy to rzeczone kalosze zostały wyprodukowane) minęło ładnych parę latek, a guma nadal jest jędrna i gładka, kolor zaś nie stracił ani deko na intensywności ( hmm... nie wiem czym mierzy się intensywność koloru? Bitami, pikselami, omami? Eeee... Omamy to chyba mam ja! Pamięciowe tak jakby! Piksele to zdaje się coś z rozdzielczością związane. Kurcze zaś szkolne braki mi wyłażą... O ! to by mogła być przestroga dla nieletnich: uczyć się, nie chodzić na wagary drogie dzieci! Całe życie, a w czasie szkoły zwłaszcza, byłam święcie przekonana, że mi matematyka ani fizyka w życiu potrzebne nie będą! Jak widać, w życiu ... się tak nie pomyliłam... No dobra, bo zboczyłam trochę z tematu – wracajmy do kaloszy. Po tylu latach jak nowe! No szok po prostu! moje "różowiaki" w pełnej krasie: http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/r/1/8/7/38154631_d.jpg Mężusiowi po drodze kupiliśmy w Castoramie piękne zielone gumiaki, w stylu „pogromca lasów” czy coś takiego, jednak jestem święcie przekonana, że padną one wcześniej niż moje enerdowskie „różowiaki”. To chyba jest takie moje ślepe szczęście związane z żarówiastymi kolorami. Miałam kiedyś baaaardzo dłuuugo takie jaskrawożółte cienkie rajstopy... Dobra., dobra... Dość dygresji! Wracam do tematu budowy. Koparkowy, który, jak się potem okazało, był mistrzem kopania ( dlatego odtąd będę nazywać go Mistrzuniem ) zaczął ściągać humus spod fundamentów. http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/4/9/8/34983724_d.jpg Popracował godzinę, odebrał telefon i... powiedział, że mu sprawa rodzinna wyskoczyła, przeprasza nas, ale musi jechać. Mąż odwiózł go, bo koparka została na placu boju. Z uwagi na fakt, że nie wiadomo było, czy da radę jeszcze wrócić, czy nie – zmuszeni byliśmy czekać... Pojechaliśmy, dla zabicia czasu, szukać fajnych hurtowni i składów kruszywa. Zresztą, te wcześniej upatrzone firmy dały małą plamę. Znaleźliśmy niedużą hurtownię, dziewięć kilometrów od nas, miła obsługa, dobre ceny, jedynie transport płatny osobno. 70 zł za auto ( 10 palet ) i 40 dopłaty za HDS. Ale za to można brać na wuzetkę, dobierać po trochu i oddać jak co zostanie. Musimy to przemyśleć. Bo owszem, wygodnie, ale czy w sumie nie wyjdzie to za drogo? Ale z drugiej strony coś za coś... Do tego skład kruszyw – jakieś sześć kilometrów od nas. Miła pani, która słysząc, że skaczemy sobie z mężem do gardeł próbując zdecydować czym utwardzić podjazd dla ciężarówek (że to fajne ale drogo, to tanio, ale dziadostwo, nie tyle, bo za dużo, czy wręcz przeciwnie - za mało, bo wszystko „wsiąknie” w ziemię) – zawołała nas i poprosiła o rolę „rozjemcy”. Wypytała co i jak, zaproponowała kamienie z wykopów z kopalni, które daje się pod budowę dróg, doradziła na ile podkopać, wytłumaczyła jak zmierzyć potrzebną kubaturę, dała cennik, numer telefonu i pogodzonych odesłała na działkę. Głupio mi było jak fiks , zaczęłam ja strasznie przepraszać, co ona skwitowała z pobłażliwym uśmiechem: „nie ma sprawy, początki zawsze są trudne”. No anioł po prostu! Wróciliśmy i zajęliśmy się tłuczeniem pustaków na podłogę do garażu. Dostaliśmy je od sąsiada. Uchetałam się jak dzika! Dla faceta walenie młotkiem w kamienie to może normalna rzecz, zdyszy się zaledwie. Dla mnie, targanie ich w rękawiczkach na miejsce tłuczenia i szuflowanie łopata drobnicy to heroiczny wysiłek! Do tego kapryśna aura zmieniła nam się o 180 stopni i żar lał się z nieba, a nam pot po plecach. Rozebrałam się do koszulki, zdjęłam jedną parę skarpet, ale na bosaka latać przecież nie będę po gruzie i błocie. Choćby i suchym... W moich „różowiakach” stopniowo zaczęło mi ...chlupać. Efekt? Gotowa podłoga w garażu , „budowlana” opalenizna ( czoło, nos, ramiona i kark) , pęcherze na stopach i dłoniach oraz cudowne poczucie dobrze wykonanej pracy! ( Swoją drogą wiem już dlaczego siłę roboczą tak czuć z daleka... ) Acha i tablicę informacyjną zamontowaliśmy sobie. Jeśli dotąd we wsi nie wszyscy wiedzieli „kto my są”, to teraz już wiedzą. Sopelkiewicz wyprodukował z kantówek taki specjalny stojak. Może nie za piękny, ale w końcu to plac budowy jest, a nie muzeum rękodzieła ludowego. Tak minęło pięć godzin nieobecności operatora koparki. Potem Mistrzunio zadzwonił, że kryzys zażegnany i jeśli chcemy to on może dalej kopać. No pewnie, że chcieliśmy. Sopelkiewicz go przywiózł i Mistrzunio zaraz wziął się do pracy. Kopał, aż furczało! http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/6/7/9/34983731_d.jpg http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/3/4/3/34983733_d.jpg My pomierzyliśmy, zadzwoniliśmy, że potrzebujemy jakieś 12 m3, ale nie na następny dzień, jak to przewiduje ustalona jest na składzie kolejka, tylko od razu. Powiedziała, że to będzie 20 ton – dwa samochody po 60 zł za kurs i 34 zł za tonę i że oddzwoni jak znajdzie transport. Nie minęła godzina jak na horyzoncie pojawiła się ciężarówka z 14 tonami kamienia dla nas! Bez telefonów i zawracania gitary! Pan zgrabnie wykręcił na naszej dróżce i pod okiem Mistrzunia zrzucił wszystko w odpowiednim miejscu. http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/2/5/8/34983734_d.jpg http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/8/1/1/34983939_d.jpg Mąż zadzwonił do Pani ze składu z pytaniem ile się należy. Należało się 550 zł. Daliśmy panu od kamienia, zrezygnowaliśmy chwilowo z drugiej ciężarówki i do widzenia. Fakturę odbierzemy sobie przy okazji. Ha! To rozumiem! Aż miło robić interesy! Mistrzunio usunął humus z podjazdu, rozwlókł tam ładnie kamień i ubił to łyżką. Na gotowo. Dziwne, ale cały kupiony kamień tam wlazł. Całe 14 ton na jeden mały podjazd??! Cokolwiek zdziwiłam się. Zdaje się, że muszę zacząć się oswajać z tymi budowlanymi osobliwościami... http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/3/8/0/34983940_d.jpg Potem wzięliśmy się za ukształtowanie terenu. Mistrzunio wyrównał nam garb w rogu działki. Jakieś 1,5 m różnicy poziomu. Teraz od strony drogi mamy płaski równy poziom. Można stawiać płot. Super! http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/6/0/2/34983949_d.jpg Nie wiem, jak on to zrobił, bo w pewnym momencie zakopany był z każdej strony z tej wywalonej ziemi, a na koniec wszystko było równo i ładnie. Zjadł tę ziemię czy co? No, trochę daliśmy sąsiadowi, bo ten chciał sobie skarpę wyrównać. Mistrzunio mu to zrzucił, mąż pomógł rozplantować. Wiadomo. „Stosunki z sąsiadami są bezcenne. Za wszystko inne zapłacisz kartą...” Przy okazji Mistrzunio załadował sąsiada na szuflę i fru do góry, żeby ten obciął takie wielkie gałęzie na dębie, które by nam zasłaniały popołudniowe słoneczko na tarasie. http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/9/4/0/34983943_d.jpg Swoją drogą ma sąsiad jaja, nie powiem, chyba bym się zes...skichała ze strachu, gdybym miała wleźć na takie ustrojstwo. A gościu po sześćdziesiątce luzik. Dawaj - jedzie piłą spalinową na wysokości. Teraz muszę tu publicznie pochwalić naszego koparkowego. Naprawdę Mistrzunio! Chłop porządny, znający się na swojej robocie jak mało kto. Liczy za godzinę pracy, ale odkąd wrócił do nas – przez kolejnych pięć godzin, aż do zmierzchu, dwa razy tylko wysiadł z koparki. Po co? Żeby coś przy łyżce i spychaczu poprawić. Zero przerw. Nie jadł. Pił kopiąc. Pocił się zapewne z uprzejmości, żeby nie tracić czasu i nie wychodzić na oddanie moczu. No szok po prostu! Zrył nam działkę wzdłuż i wszerz, kumaty jak rzadko, sam ma doświadczenie i fajne pomysły, podpowiedział nam kilka fajnych rozwiązań. Jak rył górkę, to rozprowadził wszystko równo. Ale korzenie różnych pierwotnych drzew i chaszczy powyrywał i odłożył na bok. Jak ściągał humus, to sam z siebie odwoził na dwie górki – jedną – z czystą dobrą ziemią do wykończenia ogrodu po budowie: http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/2/4/4/34983948_d.jpg i na drugą – z gorszą ziemią z kamieniami z podjazdu, a i nawet to „przesiewał” łyżką jak w durszlaku i wybierał co większe kamienie, żeby zostały do utwardzenia podjazdu: http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/4/6/1/34983726_d.jpg Najgorszą ziemię, z okolic rowu, zmieszaną z podziabanymi korzeniami dal na skarpę. No niesamowity po prostu! Jak ściągał humus na wytyczonym placu pod budynek, to na centymetry spychaczem mijał paliki geodety, a żadnego nie naruszył! Sopelkiewicz powiedział, że on osobowym autem nie umiałby tak na milimetry manewrować – pchać, cofać, skręcać, na skarpę, do dziury. Kurcze! Nie wiem czy mnie na rowerze by to chociaż wyszło! No, może autem do przodu jeszcze, ale do tyłu! Nigdy w życiu! ( tu mała dygresja: odkąd zmieniłam samochód, jakoś dziwnie mi się cofa. Jak jadę po prostej drodze tyłem, to mi ta jazda jakoś slalomem wychodzi... No, ale podobno niektóre kobiety tak mają...) Jak już wszystko było zrównane, wykopane, wygładzone, usypane i w ogóle – ogłosił fajrant. Policzył godzinę ranę i pięć po południu razy 80 zł za godzinę, jak umówione. Razem 480. Nawet nie chciał dwóch dych napiwku, do okrągłej sumy. Uparłam się. Stwierdził, że zaliczy to na poczet przyszłych robót. No szok! Znowu! Same miłe "rozczarowania"! Umówiliśmy się na wtorek na kopanie ławic. I na środę na kopanie studni. 150 zł za metr i 150 zł za całość roboty dla pomagiera. Do tego umówił nas na sobotę z jakimś słynnym magikiem od szukania wody. Sama chciałam, bo jeden magik to dla mnie za mało. Niech dla spokojności mojej duszy przyjdzie drugi i zobaczymy, czy mu ta woda wyjdzie w tym samym miejscu, co poprzedniemu... Sąsiadowi tydzień temu kopali i już na 6 metrach znaleźli wodę! Też bym tak chciała! Och! Tak więc oficjalnie dzień ogłaszam jako baaardzo owocny i udany! PS. Jak się położyłam spać, to po zamknięciu oczu cały czas widziałam tylko zrytą ziemię, korzenie, kamienie i rowy. I w uszach jakby mi warczało... Oczywiście musiałam podzielić się tym spostrzeżeniem z moim mężusiem ( akurat leżał obok ). Na to on stwierdził: „Nie ma się co martwić. To chyba musi być normalne. Bo ja mam to samo...” Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
madmegs 21.07.2008 13:30 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Lipca 2008 Poniedziałek 21 lipca 2008 r. Jaka jest dzisiaj pogoda? Wiadomo: leje jakby ktoś tam na górze odkręcił kran. Z milion kranów. Potop po prostu! Dlaczego akurat dzisiaj? BO NA JUTRO MAMY UMÓWIONĄ KOPARKĘ, EKIPĘ I BETON Z GRUCHY. 25 metrów betonu. Fundamenty chcieliśmy ( znowu...) lać. Właśnie wyczytałam w necie, że u nas dzisiaj spadnie 25 mm wody na cm kwadratowy!!!! No szokulec!!!!!!! 7 mm to jest dużo – taki obfity deszcz przez cały dzień, - ale 25??!!!! Trzeba będzie Arkę budować! Co ciekawe, w zeszłym tygodniu, PRZED umówieniem terminu na wtorek sprawdziłam pogodę w necie i WTEDY było napisane, że od soboty do czwartku będzie pogoda piękna i susza. Była. Raptem przez dwa dni. Sobotę i niedzielę. Czy tylko ja mam takiego pecha??!!! Kto chce mieć właściwą pogodę na wyjazd urlopowy, lanie fundamentów, czy jazdę na nartach – niech spyta mnie o plany i ... zrobi odwrotnie. Na pewno się uda! Idę zaklinać słońce (mam na myśli odwrotność zaklinania deszczu) Swoją drogą mam gdzieś w domu książkę pt. "Wierzenia i rytuały Indian Ameryki Północnej". Gdyby tak odprawić rytuał odwrotnie? Zaszkodzić nie zaszkodzi, a nóż i widelec pomoże? Ale coś muszę zrobić! Mam ambitny plan wylać jutro fundamenty! Trudno, uparłam się! Zdaje się, że bełkoczę. Od stresu widocznie mi się pogarsza... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
madmegs 22.07.2008 05:40 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Lipca 2008 Nie wiem, co miały oznaczać wczorajsze przepowiednie pogodowe , ale na pewno się nie spełniły. Padało, owszem, ale bez przesady. Taki sobie deszcz. Za to dzisiaj od rana świeci słońce! Co prawda, jest zimno i niebo jest nieco zachmurzone, ale co tam! Słońce, proszę państwa, świeci!!!! Robimy fundamenty! Uściślając, robić je będą: Mistrzunio, Maestro z ekipą i Sopelkiewicz. Ja niestety musiałam iść do pracy... Cóż, będę denerwować się zdalaczynnie. Wiem, że mężuś wszystkiego dopilnuje, ale taką mam już naturę, że stresuję się tak, czy siak. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
madmegs 25.07.2008 11:46 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 25 Lipca 2008 Hurrra!!!!!Mamy zalany fundament!!!! Allelujah! Nareszcie wyszliśmy ponad ziemię!!!!! Chociaż życie kłody nam pod nogi rzucało, jakby to jakaś modna dyscyplina sportu była, chociaż los złośliwości nam nie szczędził, a pogoda kaprysów, to w końcu UDAŁO SIĘ!!!! Myślałam, że już z tej ziemi nie wyjdziemy! Oczywiście nie wszystko poszło idealnie, były obsuwy i wtopy, ale już mamy to za sobą!!! A było to tak: 22 lipca 2008 r. w końcu, nie zważając na pogodę, zmusiliśmy do przyjazdu na działkę wszystkie zainteresowane i potrzebne jednostki ludzkie i mechaniczne. Bo kopać proszę państwa czas! Na tym moja rola się skończyła, nie mogłam, niestety, brać czynnego udziału w tej polce. Za to solidarnie denerwowałam się nad wyraz z daleka, wisząc nieustannie na telefonie, czym doprowadziłam zapewne do szału mojego, i tak znerwicowanego już, męża... O rany, wiem, że to okropne, ale nie mogłabym inaczej funkcjonować oddalona o 400 km od miejsca „akcji”, bez wieści na bieżąco... Historię znam z relacji Sopelkiewicza i fotek, które na moje usilne błagania cykał w przerwach w robocie. Raniutko koło 9-tej wszyscy łaskawie się pozjeżdżali. Maestro z dwójką pracowników zabrali się do rozciągania sznurków i sypania wapna na linii fundamentów. http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/4/0/3/35186763_d.jpg Maestro poinformował mojego męża, że ma strzemiona na zbrojenie fundamentów, jednak nie ma prętów. Q...rwa! No szczyt wszystkiego!! Gadali tydzień wcześniej, kilka dni wcześniej i dzień przed i gościu ani słowa nie pisnął, że nie kupił prętów. Zaliczkę na materiały, w tym stal, dostał trzy tygodnie wcześniej. Beton zamówiony na czternastą ( później się nie dało ), a te... skórkowańce nie mają zbrojenia!!!! Pieniędzy na druty też nie!!! Całe szczęście, że Sopelkiewicz miał kasę na bloczki betonowe przy sobie. Pojechał i kupił. (Nie udalo mi się ustalić, d l a c z e g o Meaestro nie kupił tych prętów. Mój mąż stwierdził, że nie życzy sobie na ten temat rozmawiać. Ani ze mną, ani z nikim innym. Że czeka na rozliczenie z Maestro. Może wtedy czegoś się dowiem... ) Tymczasem Mistrzunio odpalił koparę i zaczął kopać. Szło mu bardzo sprawnie i równiutko. Jedynie na dnie wykopu leżało trochę „farfocli” z gliny, które zaraz łopatą się usunęło. http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/6/4/1/35191345_d.jpg http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/1/7/9/35191346_d.jpg Potem trzeba było podkopać trochę dół , żeby ławy poszerzyć. W sumie wyszło jakieś 60 mb wykopów, głębokich na 80-110 cm ( na dole działki mniej, na górze więcej ), a szerokich na 40 cm ( przy czym na dnie wykopów szerszych po 5 cm na boki ). Wyliczyłam ( w pocie czoła i „na piechotkę” – czyli bez użycia przyrządów elektronicznych – że wejdzie tam 20,4 m3 betonu. ) zamówiłam 21 m3. Wszystko weszło. Praktycznie na styk. Mistrzunio skończył kopać, jak jeszcze ekipa maestra wiązała druty. http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/7/0/2/35187174_d.jpg http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/5/5/0/35187175_d.jpg Przyjechała piękna grucha z betonem. Z góry już lal, a na dole działki dalej zbrojenie układali. http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/4/5/7/35186759_d.jpg http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/3/3/5/35186768_d.jpg Przyjechał też Cappo di tutti cappi i wytykał palcem słabe wiązania. Chłopaki Maestra z obłędem w oczach latali po tych wykopach i poprawiali wiązania. Chyba kupię flaszkę kierbudowi... http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/9/1/9/35186765_d.jpg http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/5/0/5/35186766_d.jpg http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/8/8/4/35186767_d.jpg W sumie wylali trzy gruszki betonu piętnastki. http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/0/0/1/35186760_d.jpg http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/2/6/5/35187179_d.jpg te pręty na słup koło schodów http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/5/3/1/35187181_d.jpg garaż http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/6/2/7/35188199_d.jpg garaż http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/5/4/4/35188200_d.jpg garaż i mały pokój http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/0/8/1/35188201_d.jpg mały pokój i schody na pierwszym planie, dalej salon, z fundamentem pod kominek. Kurcze, jakoś blisko ściany z werandą ten komin... Muszę to sprawdzić w naturze, bo na zdjęciu dziwnie to jakoś wygląda. http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/2/6/5/35187179_d.jpg widok fundamentu salonu. Środek zgrabnie zasypany gliną. Mam nadzieję, że nie zostanie tak na zawsze? Fundament, który wyjdzie nad ziemię będzie z bloczków betonowych 24 cm i rapówka dwustronnie. Dowiedziałam się że rapówka to taki byle jaki tynk, narzucany byle jak na ścianę fundamentową. Sopelkiewicz zamówił na razie 510 bloczków fundamentowych i prawie półtora tony cementu. Weszło na jeden transport z HDS-em. Nie jest to jeszcze stan zero, ale już bliżej, niż dalej! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
madmegs 25.07.2008 12:20 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 25 Lipca 2008 24 lipca 2008 czwartek Poprzedniego dnia przywieźli nam kręgi 14 szt po 95 zł netto plus dekiel (takie coś do przykrywania, co by żaby nie skakały do studni w celach samobójczych ) plus transport. Dwa razy, bo naraz się nie zabrali. Mistrzunio koparki przyjechał z pomocnikiem. Kopanko szło równiutko, po 150 zł za każdy metr. http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/5/3/4/35188208_d.jpg Sopelkiewicz stał nad tą dziurą i martwił się, na jakiej głębokości pojawi się woda. Czy starczy czternaście kręgów. I czy w ogóle będzie jakaś woda. I czy nie trafią w jakiś dren, bo podobno na tej naszej działce, powstałej z pola ornego, kiedyś były dreny.... Gościu powiedział, że na razie jest tylko glina. Jak się zmieni rodzaj gleby, to będzie woda. Nabrał następny kęs, ziemia była w nim czarna z takimi „łupkami kamieniastymi” i.... Rany! Pojawiła się pierwsza woda!!!! Hurra!!! Teraz wiem, co czuli poszukiwacze złota... http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/1/5/3/35188206_d.jpg Wody coraz więcej! Trafiliśmy na skrzyżowanie dwóch żył. Jedna idzie z boku działki, a druga z dołu. Oby tylko ta woda została tam gdzie jest!!!! Jest dokładnie tak, jak mówił dziadek – magik! No szok!!!!!!!!!!!!!!!! http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/8/4/7/35188204_d.jpg Oto nasza 4,5 metrowa studnia!!!!! 9 kręgów plus jeden nad ziemię. Te cztery, które zostały, wykorzystamy na studnię chłonną albo dokupimy kręgów i zrobimy szambo. Koszt zużytego materiału, transportu i robocizny: 1945 zł Jeśli woda będzie pitna, to dokupimy hydrofor. Widziałam fajny za 360 zł. Jeśli nie, to trzeba kupić pompkę do wody brudnej. Koszt - 63 zł. Po południu, po wykopaniu studni, przywieźli nam bloczki betonowe i cement. http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/3/7/6/35187172_d.jpg Oczywiście w międzyczasie zaczął padać deszcz, jakżeby inaczej, na zdjęciach widać piękne koleiny wypełnione deszczówką... http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/4/2/4/35187173_d.jpg Co ciekawe, gościu w hurtowni dał to wszystko Sopelkiewiczowi na krechę, na wz-etkę. Kasa przecież poszła na stal, której nie kupił Maestro... Teraz muszę jechać zapłacić te bloczki betonowe i 1,4 tony cementu i zamówić z 14 ton piasku ostrego. Czy ile tam wejdzie na auto. UFFFF! No to mamy coś na kształt fundamentu i wodę na działce!!!! Yuuuuhuuuu!!!!!!!! Gdyby jeszcze okazało się, że nasza woda nadaje się do picia - byłoby cudownie! Jeśli nie - trudno Przynajmniej będzie na budowę i do podlewania ogródka PS. Sopelkiewicz mówi, że przez te trzy dni, kiedy został sam z budową, ciągle lało i takie tam - postarzał się o 30 lat... A przynajmniej tak się czuje. Muszę go zatem wesprzeć i pomóc się odstresować przez weekend Do końca budowy przecież jeszcze daleko... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
madmegs 05.08.2008 08:08 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Sierpnia 2008 Środa 30 lipca 2008 r. Dzisiaj, po małej obsuwie ( mieli zacząć w poniedziałek, naprawdę szkoda słońca ), ekipa ma w końcu zacząć budowę. To ich ... drugi dzień roboty. Pierwszy był przy laniu fundamentów... Ciekawa jestem jak sobie poradzą ze spadkiem betonu na poziomie gruntu. Mnie wydawała się, że tam, gdzie niżej, trzeba zaszałować i wylać z gruszki do poziomu takiego jak w najwyższym miejscu fundamentu. Twierdzili, że nie trzeba i poradzą sobie. No to ok. Będą nadlewać albo co, chyba, bo przecież nie będą bloczków betonowych kładli po ukosie w stosunku do poziomu, nie? Ciekawe, czy wyrobią się w terminie? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
madmegs 05.08.2008 08:41 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Sierpnia 2008 Sobota 1 sierpnia 2008 r. Wrrrr! Ekipa nadal nie dotarła na budowę! Wykończę się nerwowo! To absurd jakiś, czuję się jakbym trwała w klinicznie toksycznym związku damsko-męskim, zamiast realizować (podpisaną miesiąc temu!!!) umowę z wykonawcą!!!! Wyglada to tak: Facet mówi, że przyjdzie w poniedziałek. Nie przychodzi. Ja dzwonię, on nie odbiera telefonów. Piszę sms-y . Nie odpisuje. Kiedy w końcu po dwóch dniach odbiera telefon, rzuca wymówką i mówi, że przyjdzie w środę. J adę zobaczyć, co zrobił i widzę, że nic. Nie ma go, ani śladu najmniejszego po nim. Dzwonię więc spytać co się stało. Facet nie odbiera. Dzwonię tak dla zasady przez trzy dni bez przerwy, żeby przypadkiem nie było, że nie zauważył tych sześćdziesięciu nieodebranych połączeń... Kiedy mam już dość tej ciuciubabki, dzwonię w piątek wieczór, żeby powiedzieć mu, że to koniec, mam dosyć tego i niech spada – on, odbierając telefon, zaskakuje mnie, i zanim coś człowiek zdąży powiedzieć, dowiaduję się że jutro raniutko rozpoczynają. W pełnym wykrzykników i znaków zapytania milczeniu udało mi się zrobić malutką wyrwę – ok., to podjadę tam jutro i zobaczymy się osobiście... Jedziemy w sobotę na działkę, a tam... wyschnięta od słońca, spękana niczym na pustyni ziemia, zero śladów ludzkiej bytności. Mówię nawet do męża, żeby w garażu sprawdził, czy nic nie jest przestawione albo co, jakiś śladzik choćby najmniejszy budowlanej bytności... NIC! Noż skurkowańcy jedni w mordę niemytą kopani! Wysiadam, szlag mnie przecież trafi, porządny i nieodwracalny! Nie po to wyszłam za mąż za porządnego faceta, żeby się teraz użerać z jakimś toksycznym typem! Dzwonię zatem z opieprzem ( bo tylko to mi zostało) , a gościu ....dla odmiany chyba ...zgadnijcie...nie odbiera! Po kolejnych dwóch dniach dzwonienia bez sensu w końcu wysłaliśmy sms- a – w stylu "wóz albo przewóz". Potem otworzyliśmy flachę różowego kalifornijskiego wina ( na osłodę duszy ) i typowaliśmy, jaka będzie reakcja Maestra. Bazując na moim kobiecym doświadczeniu ( odnośnie toksycznych typów ) i męskiej naturze mojego męża ( wiadomo – przypadłość w genach ) wypracowaliśmy cztery możliwości: a) nie odpisze, tylko (jeśli mu zależy na tej robocie) przyjdzie w poniedziałek na budowę jak gdyby nigdy nic, jakby nigdy nic się nie stało, jakby nie było nieodebranych stu telefonów, czy złamanych obietnic; b) odpisze, że coś mu wypadło, albo nałże w żywe oczy, powie że przyjdzie w poniedziałek i nie przyjdzie. Kołomyja zacznie się od początku; c) nie odpisze, obrazi się i zniknie na wieki z naszą zaliczką; d) oddzwoni, przeprosi, spotka się z nami, rozliczy z zaliczki i jeśli mu na robocie zależy, poprosi o cierpliwość, bo musi np. skończyć poprzednią fuchę, lub, jeśli mu na robocie u nas nie zależy, powie że sorry nie da rady w tym terminie i do widzenia. Moim zdaniem ( i jednocześnie pobożnym życzeniem ) bardzo prawdopodobna jest wersja a). Tak mi mówi kobiecy instynkt. Oczywiście zdecydowanie wolałabym wersję d), ale nawet ja wiem, że takie zachowanie u samca, jest niespotykane i gdyby wystąpiło, ze zdumienia wytrzeszczyłabym gały. Może nawet nie uwierzyłabym, mimo, iż sama ten wariant wymyśliłam. ( No ok., wymyśliłam go dla porządku, żeby nie było, że tak z góry dyskryminuję facetów ). Wersja b) i c) jest równie prawdopodobna, co wersja a), jednak b) jest tak przerażająca, że nawet nie chcę o niej myśleć , a wersja c) nie posuwa nas ani o krok dalej. Trudno powiedzieć, którą z nich wybrałabym, gdybym musiała. To jak wybór między nagłą szybką śmiercią, a powolną męczarnią w katuszach. W pierwszym przypadku może mniej boleśnie, za to nieodwracalnie i definitywnie, w drugiej natomiast użerać się trzeba okropnie, jednak zawsze jest nadzieja, że może coś zmieni się na lepsze... Jak będzie czas pokaże. Tymczasem pewne są tylko podatki i jutrzejszy kac... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
madmegs 05.08.2008 08:43 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Sierpnia 2008 Poniedziałek 4 sierpnia 2008 r. Po kilku nieudanych próbach nasza ekipa budowlana pod przywództwem Maestra dotarła w końcu na budowę. Dziś zaczęli murować ściany fundamentowe nad ziemią. Jeszcze się tak strasznie nie cieszę, żeby nie zapeszyć, zobaczymy bowiem, czy przyjdą jutro... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
madmegs 05.08.2008 09:08 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Sierpnia 2008 acha! Zapomniałam napisać o wodzie w studni. W sobotę wyłowiliśmy sobie wiaderkiem trochę, żeby zobaczyć jaka jest zamulona i jaką pompę będziemy potrzebować, żeby wypompować brudną wodę i zrobić miejsce na świeżą. No więc, po wyciągnięciu ze studni przyrządu czerpalniczego (czytaj: wiaderko plastikowe po farbie emulsyjnej przywiązane do sznurka. Na drugim końcu sznurka przywiązana deska, żeby przyrząd nie zniknął w studni na wieki wieków. Do rączki przyczepiona kawałkiem druta nadłamana cegłówka, aby wiaderko mogło nabrać wody - czyż nie wpaniałe urządzenie? ) stwierdziliśmy ze zdumieniem, że jego zawartość ( na oko H2O ) jest krystalicznie czysta, lodowata i raczej bezwonna! Yuhuuu! Bez pompowania i tylko na 4,5 metra głębokości!!!!! I wody tej mamy trzy kręgi, czyli jakieś półtora metra sześciennego ( tak, wiem, mniej, bo studnia to walec, a nie sześcian, czy prostopadłościan, ale nie czepiajmy się szczegółów, nie będę psuła sobie prywatnej euforii obliczaniem promienia okręgu i takimi tam duperelami! ). Co do "pitności", to jeszcze nie badaliśmy naszej wody. Za to u sąsiadów woda została dokładnie przebadana. Na nich i na nas. Kawa była naprawdę pyszna. I nadal żyjemy. Dzieci, rozsądne maleństwa, nie byly akurat spragnione... Stwierdziliśmy, że woda jest cokolwiek wapienna i herbatę lepiej pić z ciemnych kubków... Zresztą magik, który znalazł nam wodę, też mówił, że woda będzie wapienna. Dodał też, że w tej okolicy tylko taka jest i ludzie od wieków taką piją i nic im nie jest. Odpowiednio on też i jemu też nie. Cóż, jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
madmegs 06.08.2008 07:14 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Sierpnia 2008 Wtorek 5 sierpnia 2008 r. Dzisiaj ekipa posłusznie stawiła się na budowie. Do dyspozycji mieli, zgromadzone wcześniej, materiały budowlane: Bloczki betonowe, po 4 zł, na razie 500 sztuk: http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/5/4/4/35522678_d.jpg piach ostry, po 43 zł, 14 ton: http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/8/0/3/35522688_d.jpg cement, po 440 zł, 1,4 tony: http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/3/6/7/35522686_d.jpg Wymurowali mur z 500 bloczków. Ułożyli je równo z gruntem, a do poziomu wyrównywać będą wieńcem. Ciekawe, jak to wyjdzie... Oto efekty ich dwudniowej pracy: http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/4/3/2/35522683_d.jpg ściana północna http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/6/6/3/35522681_d.jpg ściana wschodnia. Dopiero teraz widać spadek terenu! http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/8/7/0/35522680_d.jpg narożnik północno zachodni. Taki będzie poziom zero przy drzwiach garażowych. http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/2/9/0/35522684_d.jpg narożnik południowo wschodni w połowie budynku Odnośnie studni: W wyniku prac budowlanych krystaliczna woda w naszej studni przestała taką być... http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/0/3/9/35522865_d.jpg http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/6/1/4/35522864_d.jpg wogóle, to nieźle widać, jakie pobojowisko jest na działce. Romantyczna łąka odeszła w siną dal... http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/9/9/6/35522866_d.jpg http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/2/6/3/35522867_d.jpg http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/4/8/0/35522868_d.jpg Za to, na osłodę, można zrobić kilka kroków i zobaczyć takie cudo: http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/7/6/5/35522911_d.jpg Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
madmegs 14.08.2008 14:31 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 14 Sierpnia 2008 Piątek 8 sierpnia 2008 r. Ojojoj, lało tak, że wszystko na działce pływa!!!! Fundament zalany, rów przepełniony po brzegi, a na działce bagno. Nic tylko wpuścić stado hipopotamów. Miałyby raj. Ewentualnie moje dzieci. Też byłyby szczęśliwe... http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/7/1/4/35806714_d.jpg http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/9/2/9/35808672_d.jpg Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
madmegs 14.08.2008 14:34 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 14 Sierpnia 2008 Niedziela 10 sierpnia 2008 r. Słoneczko poświeciło, więc spędziliśmy dzień na działce. Rekreacyjnie. Ja opalałam się leżąc na palecie bloczków betonowych, dzieci doskonale bawiły się na czternastotonowej hałdzie piasku ostrego, a Sopelkiewicz uprawiał tzw. „ścieżkę zdrowia” ( kto za komuny mieszkał w blokach, ten wie co to jest ) Było naprawdę przyjemnie. Może trochę dziwnie patrzyli na nas ludzie spacerujący po niedzielnym obiedzie, ale co mi tam. Wypoczywam na takiej działce jaką mam. I nikomu nic do tego. Woda prawie całkiem zeszła już z fundamentu, a rów suchutki. http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/8/9/2/35808668_d.jpg http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/5/7/3/35808670_d.jpg Ziemia na podjeździe spękana niczym krater po Salt Lake. Ciekawe, czy po tym wszystkim, budowę mam na myśli, jeszcze kiedyś coś mi tu urośnie. Oczywiście mówię o gatunkach roślin ozdobnych i szlachetnych, a nie o łopianie, pokrzywach i mleczu. To urosłoby zapewne i na Marsie... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.