Po takiej burzy myśli nadszedł kolejny etap - rozglądanie się za elementem podstawowym , czyli działką. No i tutaj pierwsze schody, bo i owszem, działki w okolicach naszej Perły Bałtyku bywają, ale ceny!!!
Gminne grunty (w miarę jeszcze tanie) rozpłynęły się jak mgła poranna, prywatne i owszem występują tylko że po pierwsze wcale nie w nadmiarze, a po drugie to ceny z nóg zwalają. Trochę mi więc mina zrzedła, ale tylko chwilowo. Rozpoczęła się akcja rozpytywania i przepytywania wszystkich krewnych i znajomych królika też, sprzedaż lokalnych gazet za naszą sprawą lekko wzrosła, szczególną popularnością cieszyły się oczywiście działy sprzedaży nieruchomości, ale psińco! Pusto! Powariowali ludziska i wszyscy na hura rzucili się kupować sobie prywatne raje! I jak to w życiu bywa przez przypadek zupełny pewnego dnia, rozmawiając z właścicielem stajni, w której z córcią jeździmy konno (przynajmniej próbujemy ) dowiedziałam się, że tuż obok jakiś Pan ma takową działkę do sprzedania. Noooo! Bliskość do stajni o mało nie przysłoniła mi racjonalnego myślenia. Jak tylko mój Szanowny Pan przyjechał na parę dni z tych swoich kursów wysokich, polecieliśmy ją oglądać. Przez tę stajnię, jak mówiłam, zgłupiałam doszczętnie i o mały włos dałabym się w to wmanewrować, a jak widać na załączonym poniżej obrazku, mielibyśmy niezłą zachwostkę .
http://images30.fotosik.pl/53/50e7b9d424b9be80med.jpg
Spadek terenu wyraźnie widoczny, do tego media Bóg wie gdzie, a cena – ho,ho,ho! Ale na szczęście resztki rozsądku jeszcze we mnie tkwiły i zawołałam do pomocy koleżankę moją dobrą, której atutem w tym momencie było akurat to, że trzeźwo, bez emocji myślała. Pierwsza przymiarka do raju – niewypał.
Powietrze ze mnie zeszło, otrząsnęłam się i od nowa ruszyłam szukać. W którejś z gazet znalazłam dwa ogłoszenia o działkach i to w niedalekiej odległości, a w necie, na stronie biura nieruchomości też dwa ogłoszenia, ale działeczki już trochę dalej.
Telefon to fajny wynalazek i przez ten fajny wynalazek dogadałam się z Panią od Działeczki położonej jakieś 6 km stąd. Umówiliśmy się w Boże Ciało, na przystanku obok naszego bloku, prawie jak na randkę z nieznajomym z tym, że znakiem rozpoznawczym zamiast róży w zębach był rodzaj i kolor samochodu. Mieliśmy z Szanownym Panem nadzieję, że nie zaczepimy innych, Bogu ducha winnych ludków, którzy przez przypadek na ten przystanek akurat podjadą . I co się okazuje? Pan od Działeczki to nasz znajomy! No, ale znajomości znajomościami, a bussines is bussines. Przejechaliśmy w miłej atmosferze te kilka kilometrów i znaleźliśmy się w ... zupełnie innym świecie! Cisza, spokój, po jednej stronie drogi nieduża wieś, po drugiej nieduże skupisko domków. Sielanka! Działeczki, jak się okazało, są trzy do sprzedania, ale nam wystarczy jedna :) Nasi znajomi obszarnicy też tam zresztą dom budują, są właśnie na etapie wykańczania (sami nie wiedzą kto? kogo?). Obejrzeliśmy dom (porterówka, naprawdę ładna) i poszliśmy zwiedzać. I zobaczyliśmy coś takiego
http://images27.fotosik.pl/53/14ac517259f2ec51med.jpg
Poniżej Szanowny Pan robi za zachodnio-południowy narożnik działki.
http://images28.fotosik.pl/52/b9b2f1ea39b14666med.jpg
Wszystko, jak we wzorcu: wjazd od północy, teren właściwie równy, okolica przepiękna z ogromnymi szansami, że tak zostanie, bo to teren chroniony, media przy działce (oprócz gazu, ale blisko). Ufff! Trudno mi było twarz pokerzysty zachować bo wszystkie trzy działki piękne, ale najbardziej spodobała nam się ta najmniejsza – niecałe 1500m2. Cena niemała, nie powiem, ale wiadomo, coś utargować zawsze można.
No i tu popełniłam błąd. Zupełnie niepotrzebnie powstrzymałam się od głośnego wyrażenia mojego zachwytu działką i zainteresowania jej ewentualnym kupnem. Nigdy nie byłam dobrym handlowcem, targować się też niestety nie umiem, a ci którzy według mnie znają się na tym lepiej zawsze mi powtarzali, że w handlu najważniejsze to nie pokazać, że nam na towarze bardzo zależy. Zemściło się to na mnie, ale po kolei.
Działka nam się spodobała i w sumie tylko jako formalność potraktowaliśmy obejrzenie jeszcze jednej, w tym samym rejonie, ale od kogoś innego. No, nieeee! Porażka absolutna: teren lekko podmokły, rów z zatęchłą wodą z jednej i z drugiej strony, wjazd od południa, no i gwóźdź programu ... zero kanalizy w perspektywie, a więc szambo! Daliśmy sobie spokój całkowity.
No i błąd mój polegał na tym, że nie zadzwoniłam w tzw. międzyczasie do naszych znajomych obszarników. Niestety, jakaś pomroczność jasna mnie ogarnęła i w swojej naiwności stwierdziłam, że obejrzymy jeszcze te dwie oddalone od nas działeczki tak dla uspokojenia sumienia. Ot, głupia ... .
W piątek (3 dni temu) zadzwoniłam do naszej Pani Obszarniczki i czego się dowiaduję? Na dwie z tych trzech działeczek, w tym tą mniejszą, jakaś zagramaniczna pani zrobiła przedpłatę! Przylatuje 18 lipca i będzie wiadomo, którą weźmie! Myślałam, że się pochlastam. Słów, jakimi wyrażałam swój stan umysłowy nie będę przytaczać, bo nie nadają się do powielania w porządnym towarzystwie.
Jesteśmy umówione na jutro na rozmowę, może jakoś się dogadamy. Te dwie pozostałe działeczki też są piękne i większej straty nie poniesiemy, ale jednak ... . Wniosek nasuwa się jeden: nie czekać z decyzjami, jak się coś spodoba. Brać od razu.
Trzymajcie kciuki i przesyłajcie dobre fluidy.