Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    163
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    258

Entries in this blog

braza

Szanowny Pan, czy w smak mu to, czy nie, ale obietnicy dotrzymał i na koński grzbiet wskoczył, i nawet zgrabnie mu to poszło. Ja też więc słowa dotrzymuję i taki oto mały fotoreportażyk z tego Wielkiego Wydarzenia przedstawiam.

 


Odprawa z Kierownikiem Zamieszania czyli trenerem

 


http://images24.fotosik.pl/25/95b505723adb9fb1med.jpg


zaowocowała dosyć pewnym (jak na pierwszy raz) dosiadem.

 


http://images30.fotosik.pl/25/3190d641e5af7d9cmed.jpg


Później już było co raz łatwiej (tak przynajmniej twierdził Szanowny Pan) i przyjemniej.Nawet wygibasy robił, taki był

 


http://images26.fotosik.pl/25/52794bf5fd0c23b3med.jpg


Szanowny Pan po pół godzinie powiedział ze stoickim spokojem: „Podoba mi się to”.

 


A więc uczcijmy „narodziny” nowego Koniarza.

 


http://users.uj.edu.pl/~bubula/boze_narodzenie/szampan.gif

 


A budowanie - no cóż, narazie spuśćmy zasłonę milczenia Czekamy na odpowiedzi z banków.

braza

Zrobiłam sobie dzisiaj przerwę na zregenerowanie sił i postanowiłam zrobić to na łonie natury. W naszej Perle Bałtyku mieszkam od urodzenia i tak jak z przysłowiowym szewcem bywa, nad morze wybieram się raz od wielkiego dzwonu . Okazja się nadarzyła, bo mam pożyczone dziecię u siebie, no i zamiast bruk szlifować wybrałyśmy się szlifować plażę. Aparat sam wskoczył do plecaka . Do budowania ma się to ni jak, ale co tam, warto czasami się zapomnieć

 


Tak wyglądają zadowolone dzieci(1 własne+ 1 pożyczone) i zadowolony pies

 


http://images25.fotosik.pl/25/d6133a9a84b7d2b0med.jpg


A morze to jednak cud natury jest

 


http://images27.fotosik.pl/25/ea1300f88e96f951med.jpg


I chociaż zmokłyśmy ww powrotnej drodze niemożebnie, warto było

braza

Poniedziałek sobie spokojnie minął, moją radosną twórczość literacką wysłałam do samych wysokich Derektorów banków i teraz tylko czekać pozostaje, co też z tego będzie.

 


Wiadomość bardzo dobra – mój Szanowny Pan świetnie sobie poradził z pierwszym egzaminem na tych Jego kursach wysokich, jutro drugi – ale ja się nie martwię, z tym też sobie poradzi. :) Ha! Mój Szanowny Pan, chociaż mężczyzna, to inteligentny jest i doskonale wie, że zdane egzaminy są wprost proporcjonalne do posiadania przez nas własnego światka – znaczy się – zdany egzamin = odpowiedni papier = więcej kasy. Proste!!! A jak już z tą tarczą wróci to wtedy wzmocnionymi siłami natrzemy na flanki wroga (znaczy się banki). Nastrój mam tak bojowy, że gotowa jestem z gardła im (tym bankom ) szmal wyrwać. O!

braza

Dzięki wspaniałym i jakże ciepłym dziewczynom z Forum: Anoleiz , Białej, Domkowipodsosnami, Agdusi humor mi się znacznie poprawił i żeby utrwalić się w tym pozytywnym nastawieniu wkleję jeszcze zdjęcia działeczki naszych marzeń, a ponieważ jeszcze teraz nie wiem, która nią zostanie, wkleję trzy – a co!! Któraś w końcu, do diaska, będzie naszym małym światkiem.

 


Osobiście jestem przekonana, że warto o nie zabiegać, no ale ja nie jestem obiektywna, za bardzo uczuciowo podchodzę

 


To jest ta ulubiona, zachodnia granica z sąsiadem

 


http://images26.fotosik.pl/52/768b4d1889e5c9e2med.jpg


To ta druga - prawda że też ładna?\

 


http://images29.fotosik.pl/53/32608ae0637f3fd8med.jpg


I trzecia

 


http://images27.fotosik.pl/53/f95d80dfc78f427amed.jpg


Mam nadzieję, że nie daję za dużo zdjęć i Szanowna Redakcja nie wręczy mi żółtej kartki

 


Okolicę już opisywałam, sielsko i marzycielsko jest wkoło, aczkolwiek z lekka nieswojo mi się robi gdy pomyślę, że będę musiała zrobić prawo jazdy bo bez jeździdełka na dłuższą metę się tam nie da. Nie takie rzeczy jednak ludzie robią, gdy bardzo chcą

 


A jutro (poniedziałek) więc „Lance w dłoń, mościa panno i do boju!!!”

braza

Literacko się zrealizowałam, nie powiem, a co z tej twórczości wyjdzie się zobaczy w najbliższej przyszłości.

 


Spotkanie z Panią od Działeczki odbyło i owszem, upłynęło w bardzo przyjemnej atmosferze, ale co najważniejsze ... chyba wbrew rozsądkowi swemu własnemu Pani od Działeczki powiedziała, że doskonale rozumie moją desperację, też by się wkurzyła na cały świat i banki wszystkie razem wzięte, i że Ona osobiście jest w stanie tę działeczkę dla nas ... odłożyć na bok!! Cieplutko mi się zrobiło, ale z euforią jeszcze zaczekam, aż podpiszemy umowę przedwstępną. W chwili obecnej bowiem nie wiadomo którą działeczkę kupi ta zagramaniczna Pani, co to przedpłatę zrobiła, ale cichutko szepnęłam Pani od Działeczki, co by spróbowała tę zagramaniczną Panią do tej naszej z lekka zniechęcić. Do 15.lipca, czyli do finału zakupów zagramanicznej Pani będę pazury żarła ze zdenerwowania .

 


Nastrój z lekka mi się poprawił, a w poniedziałek spróbuję znaleźć ten bank, co to z niecierpliwością ogromną oczekuje, aż się pojawię i poproszę o kredy i tenże bank owego kredytu z radością dziką mi udzieli

braza

Rekord w pluciu jadem znowu należy do mnie, ulżyło mi więc i ... no ... kontynuuję. W jakieś uzależnienie od tego Dziennika chyba wpadłam, ale trudno się dziwić, bo komputer, tak jak papier, przyjmie wszystko. Fajnie jest tak sobie popisać, można walić w klawiaturę ile sił, a ona i tak nie odda. Z obiektami żywymi raczej by ten numer nie przeszedł bezboleśnie. No to sobie w tę klawiaturę walę.

 


Ogólnie dobrze nie jest ale tutaj serdeczne dziękuję Anoleiz i Agdusi za ciepłe słowa i podtrzymanie mojego stanu umysłowego na normalnym poziomie!!!

 


Zrobiłam rundkę po bankach, które w tak fajowski sposób umiliły mi życie i powiem tak ... Jestem w szoku! Naszych danych w tych konkretnych bankach już nie ma – rozwiały się jak dym z zepsutego pieca – nikt nic nie wie!! Zanosi się na ciężką pracę wykopaliskowo-odkrywkową w przepastnych archiwach central tych banków, żeby w ogóle można było stwierdzić kto, kiedy i po ki gwizdek takie dane zamieszczał w BIK-u!! Skoro nie ma dokumentacji o tych zapisach w bankach, to logika mówi, że żaden bank sam z siebie tych zapisów nie usunie, no bo nic o nich nie wie!! Dżises Krajst – błędne koło!!!

 


Umówiłam się z Panią od Działeczki (który to już raz?? )konkretnie na jutro i aktualnie nic nie wskazuje na to, że termin mógłby ulec zmianie. No, ale do jutra do 20.00 zostało ze 12 godzin, tak więc wszystko się może zderzyć . A umówiłam się na przekór wszystkiemu, bo my strasznie z Szanownym chcemy mieć tę właśnie a nie inną działeczkę w posiadaniu i coś w tym kierunku trzeba robić.

 


Teraz czeka mnie jeszcze twórczość literacka w postaci pism do Wielkich Central banków i muszę wysilić swój intelekt niepomiernie, co by w sposób jasny, logiczny i przystępny wyłożyć o co mnie chodzi. Nie wiem jak mi ten logiczny, jasny i przystępny sposób wyjdzie, bo mam totalne kongo w łepetynie . Dla rozjaśnienia tej pomroczności robię kawulca i zaczynam się realizować literacko. O!

braza

Jestem WŚCIEKŁA!!! Jestem tak WŚCIEKŁA, że kobra indyjska jest przy mnie bez szans – jakichkolwiek. Ilość zebranego we mnie jadu wystarczyłaby na zaopatrzenie niezłej kolonii tych przemiłych zwierzątek.

 


Skończyło się budowanie brazy! Przynajmniej na razie, na czas bliżej nieokreślony. Chyba że banki zmądrzeją i przestaną kierować się li tylko i wyłącznie tym, co było, a zaczną doceniać to co jest. Koniec, kropka, skończyła się bajka. Jesteśmy niestety niniejszym zmuszeni do sprzedaży mieszkania, czego baaardzo chcieliśmy na razie uniknąć, bo przecież gdzieś do cholery trzeba mieszkać, zanim ten dom powstanie, a jak znam życie i swoje psie szczęście, trochę nam z tą transakcją zejdzie.

 


I po ki gwizdek było zaczynać ten Dziennik !?!?

braza

Chyba dobrze się stało, że nie dotarłam do tłumacza, bo wychodzi na to, że byłyby to wyrzucone pieniądze. Małe, bo małe ale wyrzucone. Niestety, pewne znaki na niebie zaczynają wskazywać na to, że z kredytu będzie Jedna Wielka Chała!!! Z przyczyn jak najbardziej od nas niezależnych już w tej chwili, a mianowicie rzeczonej powyżej „ukochanej rodzinki” (tfu!!!) , której kredyt jeszcze spłacamy. W BiK-u ta swołocz jest i Santander chyba zrejteruje. Co prawda na rynku banków jak mrówek w mrowisku, ale jakoś się drzwiami i oknami pchać nie chcą, no i ten BiK!!!

 


Spróbujemy w innych bankach ale z moim pozytywnym myśleniem to w tej chwili strasznie krucho .

 


Z Panią od Działeczki umówiłyśmy się na piątek – tylko niech mi ktoś powie po kie licho ja się umawiam?

braza
Do luftu dzień. Nic nie zrobiłam, nic nie załatwiłam. Tylko płakać . Z Panią od Działeczki – chała, nie wyszło, wzięła i wyjechała, będzie jutro. Miałam dać ostatni kontrakt Szanownego do tłumaczenia – też chała, nie było tłumacza – co za tym idzie skompletowanie dokumentów do banku – trzecia chała. Tak to ja się nie bawię.
braza

Po takiej burzy myśli nadszedł kolejny etap - rozglądanie się za elementem podstawowym , czyli działką. No i tutaj pierwsze schody, bo i owszem, działki w okolicach naszej Perły Bałtyku bywają, ale ceny!!!

 


Gminne grunty (w miarę jeszcze tanie) rozpłynęły się jak mgła poranna, prywatne i owszem występują tylko że po pierwsze wcale nie w nadmiarze, a po drugie to ceny z nóg zwalają. Trochę mi więc mina zrzedła, ale tylko chwilowo. Rozpoczęła się akcja rozpytywania i przepytywania wszystkich krewnych i znajomych królika też, sprzedaż lokalnych gazet za naszą sprawą lekko wzrosła, szczególną popularnością cieszyły się oczywiście działy sprzedaży nieruchomości, ale psińco! Pusto! Powariowali ludziska i wszyscy na hura rzucili się kupować sobie prywatne raje! I jak to w życiu bywa przez przypadek zupełny pewnego dnia, rozmawiając z właścicielem stajni, w której z córcią jeździmy konno (przynajmniej próbujemy ) dowiedziałam się, że tuż obok jakiś Pan ma takową działkę do sprzedania. Noooo! Bliskość do stajni o mało nie przysłoniła mi racjonalnego myślenia. Jak tylko mój Szanowny Pan przyjechał na parę dni z tych swoich kursów wysokich, polecieliśmy ją oglądać. Przez tę stajnię, jak mówiłam, zgłupiałam doszczętnie i o mały włos dałabym się w to wmanewrować, a jak widać na załączonym poniżej obrazku, mielibyśmy niezłą zachwostkę .

 


http://images30.fotosik.pl/53/50e7b9d424b9be80med.jpg


Spadek terenu wyraźnie widoczny, do tego media Bóg wie gdzie, a cena – ho,ho,ho! Ale na szczęście resztki rozsądku jeszcze we mnie tkwiły i zawołałam do pomocy koleżankę moją dobrą, której atutem w tym momencie było akurat to, że trzeźwo, bez emocji myślała. Pierwsza przymiarka do raju – niewypał.

 


Powietrze ze mnie zeszło, otrząsnęłam się i od nowa ruszyłam szukać. W którejś z gazet znalazłam dwa ogłoszenia o działkach i to w niedalekiej odległości, a w necie, na stronie biura nieruchomości też dwa ogłoszenia, ale działeczki już trochę dalej.

 


Telefon to fajny wynalazek i przez ten fajny wynalazek dogadałam się z Panią od Działeczki położonej jakieś 6 km stąd. Umówiliśmy się w Boże Ciało, na przystanku obok naszego bloku, prawie jak na randkę z nieznajomym z tym, że znakiem rozpoznawczym zamiast róży w zębach był rodzaj i kolor samochodu. Mieliśmy z Szanownym Panem nadzieję, że nie zaczepimy innych, Bogu ducha winnych ludków, którzy przez przypadek na ten przystanek akurat podjadą . I co się okazuje? Pan od Działeczki to nasz znajomy! No, ale znajomości znajomościami, a bussines is bussines. Przejechaliśmy w miłej atmosferze te kilka kilometrów i znaleźliśmy się w ... zupełnie innym świecie! Cisza, spokój, po jednej stronie drogi nieduża wieś, po drugiej nieduże skupisko domków. Sielanka! Działeczki, jak się okazało, są trzy do sprzedania, ale nam wystarczy jedna :) Nasi znajomi obszarnicy też tam zresztą dom budują, są właśnie na etapie wykańczania (sami nie wiedzą kto? kogo?). Obejrzeliśmy dom (porterówka, naprawdę ładna) i poszliśmy zwiedzać. I zobaczyliśmy coś takiego

 


http://images27.fotosik.pl/53/14ac517259f2ec51med.jpg


Poniżej Szanowny Pan robi za zachodnio-południowy narożnik działki.

 


http://images28.fotosik.pl/52/b9b2f1ea39b14666med.jpg


Wszystko, jak we wzorcu: wjazd od północy, teren właściwie równy, okolica przepiękna z ogromnymi szansami, że tak zostanie, bo to teren chroniony, media przy działce (oprócz gazu, ale blisko). Ufff! Trudno mi było twarz pokerzysty zachować bo wszystkie trzy działki piękne, ale najbardziej spodobała nam się ta najmniejsza – niecałe 1500m2. Cena niemała, nie powiem, ale wiadomo, coś utargować zawsze można.

 


No i tu popełniłam błąd. Zupełnie niepotrzebnie powstrzymałam się od głośnego wyrażenia mojego zachwytu działką i zainteresowania jej ewentualnym kupnem. Nigdy nie byłam dobrym handlowcem, targować się też niestety nie umiem, a ci którzy według mnie znają się na tym lepiej zawsze mi powtarzali, że w handlu najważniejsze to nie pokazać, że nam na towarze bardzo zależy. Zemściło się to na mnie, ale po kolei.

 


Działka nam się spodobała i w sumie tylko jako formalność potraktowaliśmy obejrzenie jeszcze jednej, w tym samym rejonie, ale od kogoś innego. No, nieeee! Porażka absolutna: teren lekko podmokły, rów z zatęchłą wodą z jednej i z drugiej strony, wjazd od południa, no i gwóźdź programu ... zero kanalizy w perspektywie, a więc szambo! Daliśmy sobie spokój całkowity.

 


No i błąd mój polegał na tym, że nie zadzwoniłam w tzw. międzyczasie do naszych znajomych obszarników. Niestety, jakaś pomroczność jasna mnie ogarnęła i w swojej naiwności stwierdziłam, że obejrzymy jeszcze te dwie oddalone od nas działeczki tak dla uspokojenia sumienia. Ot, głupia ... .

 


W piątek (3 dni temu) zadzwoniłam do naszej Pani Obszarniczki i czego się dowiaduję? Na dwie z tych trzech działeczek, w tym tą mniejszą, jakaś zagramaniczna pani zrobiła przedpłatę! Przylatuje 18 lipca i będzie wiadomo, którą weźmie! Myślałam, że się pochlastam. Słów, jakimi wyrażałam swój stan umysłowy nie będę przytaczać, bo nie nadają się do powielania w porządnym towarzystwie.

 


Jesteśmy umówione na jutro na rozmowę, może jakoś się dogadamy. Te dwie pozostałe działeczki też są piękne i większej straty nie poniesiemy, ale jednak ... . Wniosek nasuwa się jeden: nie czekać z decyzjami, jak się coś spodoba. Brać od razu.

 


Trzymajcie kciuki i przesyłajcie dobre fluidy.

braza

Nastąpi! To chyba to taka kokieteria była

 


Jako się rzekło, kłopoty finansowe można powiedzieć, przestały występować w formie budzącej nasz wstręt aczkolwiek mogłoby być lepiej (zawsze może być lepiej) i tak od jakiegoś czasu nasza chęć posiadania tego swojego światka jak ten bumerang, powróciła. Katalog z owym cudem kanadyjskim, schowany wprzódy głęboko w stercie gazet, wylazł teraz na wierzch i tenże rzeczony kanadyjczyk w oczy mnie kłuł swoją urodą przecudną. I tak usiedliśmy sobie z Szanownym Panem pewnego wieczoru wygodnie i doszliśmy do wspólnych wniosków, że możemy oto oficjalnie powrócić do akcji pk.: „Raj nasz własny”.

 


Przez ten czas naszego obrażania się na dom pojawiła się na rynku taka masa katalogów projektów gotowych, że czy chciałam, czy nie musiały mi się w ślepia rzucić, chociaż ów wspomniany kanadyjczyk nadal świat mi przesłaniał. I tak jakoś w marcu, w przypływie natchnienia nieziemskiego, zdjęłam z półki sklepowej pokaźne tomisko Murator. Projekty gotowe. Wiosna 2007. W prezencie płyta sidi była. I na własny pohybel chyba wzięłam i zaczęłam to coś oglądać, chociaż tak na dobrą sprawę wcale nie byłam mocno zainteresowana, no bo przecież to białe cudo z gankiem we mnie tkwiło.

 


78 strona tego katalogu wzbudziła mój lekki niepokój, albowiem ponieważ :) oczom moim ukazał się Wdzięczny (wersja energooszczędna). Ręka mi drgnęła, ale dzielnie dalej przerzucałam stronice. Kolejne strony wcale mojego niepokoju nie uciszyły, wręcz przeciwnie, ale miałam wyraźne preferencje co do tego, jak ma nasz dom wyglądać i nie dawałam się ponieść emocjom. A preferencje były i są nadal takie: oczywiście nie za duży (tak do 130m2), z poddaszem użytkowym, ale na dole ma być pełne, niezależne mieszkanie ze wszystkimi ułatwiającymi życie pomieszczeniami (sypialnia, łazienka, pom.gosp.) no bo latka lecą i kto wie co będzie dalej. Góra dla córci.

 


Projekty były piękne, ale aż do strony 255 żaden mi ciśnienia nie podniósł z powodu tychże preferencji właśnie. A na str. 255 ciśnienie skoczyło mi do 250. Oczom moim ukazał się ten oto widok.

 


http://images23.fotosik.pl/25/13fae8b918acb98cmed.jpg


Wszystko ma! Tylko czemu on psia krew taki duży?! Wzięłam parę głębokim oddechów, zapaliłam papieroska (bo ja nałóg jestem) i jeszcze raz popatrzyłam na to cudo. Nijak nie mogłam się przyczepić. To, co ewentualnie mogłoby przekreślić jego szanse u mnie dało się w sposób bezbolesny zmienić. Duży? Toż tylko 9 m2 większy niż chcemy, drogie bawole oczko? można z niego zrezygnować a dom i tak nic nie straci na urodzie, łazienka na dole nie za wielka? można ściankę przesunąć! Była jeszcze szansa, że Szanownemu Panu się to cudo nie spodoba. Ale gucio! Spodobało się i Szanownemu Panu!

 


Efekt - tak na 95% kupujemy właśnie ten projekt.

 


Produktem ubocznym tej decyzji jest to, że absolutnie niezgodnie z zasadami rozpoczęliśmy poszukiwania działki do tego właśnie projektu!

 

 


Rany! Przekleństwo jakieś? Znowu nie od tej strony zaczęliśmy!

braza

Ciąg dalszy mojego pseudobudowania (jeszcze pseudo). Odrobina historii, takie ciut, ciut.

 


Wszystko byłoby normalnie, jak wielu ludzi mieszkalibyśmy dalej w wielkim mrowisku zwanym blokiem, gdyby nie nasi przyjaciele. Jakieś 8 lat temu wzięli i się wyprowadzili z naszego miasta do Borów Tucholskich (Rytel) i przez tak około 2 lata tyle ich widzieliśmy. Ale minęły 2 lata i dostaliśmy zaproszenie od tychże wspomnianych przyjaciół na wakacje.

 


Żadne cuda. Domek letniskowy, zaadaptowany do mieszkania całorocznego, działeczka wielkości chusteczki do nosa – ale mnie osobiście poraziło!! Własne COŚ. Dwa przepiękne psiaki, co do których nikt nie ma pretensji że żyją, kwiatki, trawka, zbity z bali stół biesiadny i murowany grill. Spokój, cisza, las, dokoła, grzyby (najwięcej kurek) – żyć nie umierać. No i wtedy właśnie zrozumiałam, że żyję w klatce i dalej tak nie chcę.

 


Zupełnie bezwiednie, podczas którejś z wizyt w MPiK-u złapałam w ręce katalog projektów gotowych. Bez sensu. Po wyjściu zastanawiałam się, na ki gwizdek mi ten katalog?! Ale był, zapłaciłam i już mi się nie chciało wracać i go oddawać. A w tym katalogu było to właśnie cudo

 


http://images27.fotosik.pl/25/22e76e7dac77c2e1med.jpg


Ależ mi się spodobał!! Zaparłam się, że ten i koniec. Nadmieniam, że to tzw. kanadajczyk (nie bardzo jak na warunki lokalne, no ja bym się bała, że go zmiecie w czasie sztormu), do tego parterowy z piwnicą, więc już zupełnie nie pasa. Ale miał to coś, a co to jest to za diabła nie wiem Może ganek... . Jakby nie było, mojemu Szanownemu też się bardzo spodobał i postanowiliśmy, że w najgorszym wypadku damy architektowi do zaprojektowania, ale bryła zewnętrzna ma być właśnie ta.

 


Dom zupełnie mi się na mózg rzucił. Załatwiłam sobie nawet program architektoniczny do projektowania i namiętnie, całymi dniami „budowałam” wirtualnie nasz domek. Wpadliśmy z Szanownym w jakiś amok, zaczęły się poszukiwania działki, dostaliśmy namiar na fajnego i rzetelnego fachowca. I nagle – koniec Błędne koło - zostaliśmy z potwornymi długami (swoimi), których nie mogliśmy spłacać, i spłacaliśmy potworne długi (nie swoje), które musieliśmy spłacać .

 


Ale minęło i „to se ne vrati, Pane Havranek”, chociaż wielu z naszych znajomych w czoło się puka na wiadomość o naszych planach, bo jak twierdzą ”wam się jeszcze w tym wieku chce użerać z budową?” Na mnie patrzą jak na chorą umysłowo, bo wszyscy wiedzą że to ja będę musiała wszystkiego dopilnować. Mój Szanowny większą część roku spędza poza krajem. A ja wiem swoje! Tak, zachciewa się!! Każdy wiek jest dobry do realizowania własnych celów! Skoro nauczyłam się jeździć konno po czterdziestce to i dom wybuduję!

 


Cd chyba nastąpi.

braza

Pierwotnie tytuł brzmiał: "Wdzięczne (M07) budowanie Brazy" Po drodze zgubiło się i "wdzięczne" i "budowanie" zostało tylko Brazy .... siedliskowanie


.

 

 


No, z tym budowaniem to chyba jednak lekka przesada. Na dzień dzisiejszy stan tego budowania wygląda następująco:

 


1.Działka (niezbędna, żeby postawić dom) - brak.

 


2.Szmal na działkę - brak (banki jakoś nie pchają się drzwiami i oknami. Wniosek: reklamy kłamią).

 


Kolejnych braków nie ma co wymieniać, bo skoro nie ma najważniejszego elementu, to efekt wiadomo jaki.

 


To po kie licho w ogóle ten 'Dziennik Budowy'?

 


Też nie wiem. Może literacko chciałam się sprawdzić?

 


A może coś w tym jednak jest... bo na brak jednego nie mogę narzekać - marzenia o własnym kawałku świata (banalnie to brzmi, ale co tam).

 


Marzenia były już od kilku lat. Były wielkie. O własnym kawałku świata właśnie, o porannej kawie na tarasie, o psie wylegującym się w słońcu na trawce, o dziecku bawiącym się bezpiecznie w ogródku ... Ech! Cudne te marzenia były. BYŁY, bo w krótkim czasie i ja mój Szanowny Pan Małż zostaliśmy po chamsku ściągnięciu z niebiesiech na starą Matkę Ziemię. Upadek był, nie powiem, ździebko bolesny. A bolało tym bardziej, że o glebę rzucili nas ci, których cała reszta świata - bo my już nie - nazywa rodziną. Na kilka lat obraziliśmy się w związku z tym na marzenia, na dom, na trawkę, na taras i w ogóle na wszystko, na szczęście nie obraziliśmy się na siebie. Przetrwaliśmy! Córcia zdążyła nam przez ten czas wyrosnąć z zabaw w piaskownicy, ale nic straconego, niedługo zacznie przyjmować gości.

 


No i od jakiegoś roku, może półtora nastąpił wielki come back naszych marzeń. Niestety, życie to jeden wielki kompromis pomiędzy priorytetami, coś za coś. Stąd aktualnie brak gotówki na pewne rzeczy i ukłony w stronę banków, ale za to przyszłość zapowiada się już nieźle. I pewnie za parę miesięcy nie byłoby dylematu pt. skąd wziąć szmal na działkę gdyby nie fakt, że jestem stworem niecierpliwym i wszystko chcę od razu. Ooops! Przyznałam się głośno! Mój Pan będzie wniebowzięty!

 


No qrczę. Chyba się rozkręciłam za bardzo. Trzeba mi tak delikatnie przyhamować z tymi popisami literackimi.

 


Podsumowując ten mój pierwszy dzień pisania dla, mam nadzieję szerokiej, publiczności powiem tak: od czegoś trzeba zacząć - dawno temu, nie mając jeszcze wieży stereo z odtwarzaczem płyt CD kupiliśmy z Szanownym Panem Małżem 2 płyty CD (nawet pamiętam, jakie: Joe Cocker i E.L.O.), wieża pojawiła się na wyposażeniu naszego mieszkanka dopiero po kilku miesiącach. A więc, dlaczego teraz nie zacząć od Dziennika budowy?



×
×
  • Dodaj nową pozycję...