Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    75
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    84

Entries in this blog

zulus

ON.

 

 


Dobra starczy tych nudów o kredycie warunki zostaną jakie są.

 

 


Tymczasem, pomalutku po cichutku, zza rogu nasi majsterkowicze wzięli się za strop

 

 


I tak oto strop na glebie (inaczej matce ziemi)...

 


http://images48.fotosik.pl/105/e63f0d1a1270f454.jpg

 


... i zmiana perspektywy, aby nie było nudno ...

 


http://images45.fotosik.pl/105/8b683e98f9273c71.jpg

 


... aż tu znienacka strop na górze...

 


http://images45.fotosik.pl/109/07ae8f8becd4fcee.jpg

 


... i znów zmiana perspektywy dla urozmaicenia...

 


http://images38.fotosik.pl/105/657416b44a683e6f.jpg

 


... dla formalności stempelki...

 


http://images44.fotosik.pl/109/b812c92da29bd637.jpg

 


... i znów stempelki.

 


http://images39.fotosik.pl/105/cf8dd44aeae3d9d5.jpg

 


No to pojechałem z tymi zdjęciami

 

 


Kolejna wiadomość dnia, podpisaliśmy umowę z dekarzami. Termin 15 czerwiec, trochę późnawo, cóż tak bywa, oby byli warci czekania.

zulus

ON.

 

 


Back in the game

 

 


Dla jasności - mamy decyzję kredytową, oczywiście pozytywną. W życiu nie słyszałem tak zadowolonego człowieka, jak opiekun naszego kredytu gdy mi to komunikował

 

 


Jak powiedziałem, że chciałbym podpisać umowę jutro, powiedział, że stanie na głowie i w razie czego sam ją napisze

 

 


Właściwie to koniec końców umówiliśmy się na czwartek, jutro mam urwanie głowy w pracy i podpisujemy umowę z dekarzami.

 

 


Mam nadzieję, że teraz będzie z górki. Kredyt jest w Nordea. Na dzień dzisiejszy mamy wynegocjowane warunki 1% prowizji i 1,2% marży. Mam nadzieję, że uda się zejść jeszcze z marży i będzie super.

zulus

ON.

 

 


Starym/nowym zwyczajem. Niczym strudzony wędrowiec powracam na znaną ścieżkę - retrospekcji

 

 


Ostatnim razem skończyłem na tym jaki to mieliśmy plan budowy domku. Ale jak to bywa plan, planem a życie, życiem

 

 


Wybraliśmy się na weekend do teściów. Sobota była wyjątkowo pracowita. Razem z teściem i szwagrem rozpoczęliśmy wdrażanie planu i trzasnęliśmy konstrukcje "jak się masz" i piwko

 

 


Wypruty ale zadowolony planowałem dalej. Swoją drogą gdy zacząłem to opisywać zdałem sobie sprawę z tego, że nie mam ani jednego zdjęcia tworzenia konstrukcji domku , ale jak skończę to będziecie wiedzieli dlaczego.

 

 


Umówiliśmy się, że zanim przyjadą z konstrukcją, ja przygotuje fundament. Prąd jest, studnia jest. Zamówiłem 10 ton żwiru- przywieźli.

 

 


Termin umówiony - inwestor wziął urlop. Całe 3 dni. plan wydawał się idealny:

 


- dzień 1 - kopanko

 


- dzień 2 - murowanko

 


- dzień 3 - schnięcie + odpoczynek + wiadomo co

 


- dzień sobota, od świtu jedziemy z konstrukcją

 


- dzień niedziela zasłużony odpoczynek + wiadomo co .

 

 


Zanim o realizacji planu kilka ważnych szczegółów. Byłem sam jeden. Domek ma 4,5m na 3m + 1,5 na 4,5m tarasu i pod to potrzeba fundamentu. No i najważniejsze, nie miałem betoniarki . Natomiast to co miałem to szpadel, łopat i mnóstwo determinacji, w końcu w sobotę miał przyjechać domek, termin dogadany, nie mogłem nawalić.

 

 


Dzień 1.

 


Wpadłem na działkę, pełen sił i werwy i zabrałem się do kopania. Od południa z każdym szpadlem myślałem o tych małych kopareczkach, które załatwiły by mi to w 30 min. Ja dałem rady w cały dzień. Ale to uwierzcie mi był pkiuś.

 

 


Dzień 2.

 


Z czegoś trzeba ten fundament zbudować, więc z samego rana wpadłem do hurtowni po drodze, aby zakupić bloczki betonowe i cement. I tu kolejne zderzenie z rzeczywistością budowlaną. Kupić łatwo, ale przywieźć mogą dopiero następnego dnia, takie mają urwanie głowy. Więc jak ten łoś pół dnia woziłem paletę bloczków i worki cementu . Zmachałem się jak durny (72 bloczki), ale kto nie ma w głowie, ten ma w nogach.

 


Już przy pierwszej wanience betonu poczułem dotkliwie brak betoniarki. Nie wiedziałem, że na taki mały gówniany domek idzie aż tyle betonu (dowoziłem tylko worki).

 

 


Dzień 3.

 


A ja nadal muruje

 

 


Ale skończyłem. Masakra i kilka innych epitetów opisujących to zajście, które teraz nie przychodzą mi do głowy, ale wtedy mogłem rzucać nimi jak z rękawa. Fundament, natomiast, był i do tego równy

 

 


Podczas tego zdarzenia oczywiście padło kilka kolejnych błędów. Błąd numer 3 - nie zamówiłem materiału dzień wcześniej (teraz ta hurtownia dostarcza mi rzeczy w godzinę i to na telefon, bo jestem wielki Pan inwestor )

 


Błąd numer 4 - nie wypożyczyłem betoniarki (wtedy nawet nie wiedziałem, że takie rzeczy można robić )

 

 


Ale za to mam pełną satysfakcję, z tego, że zrobiłem to sam. Odciski zeszły, ból w krzyżu przestał doskwierać, a to uczucie towarzyszy mi do dziś, za każdym razem, jak patrzę na te fundamenty

zulus

ON.

 

 


Dobra, kredyt kredytem, ale robota idzie. Dziś po prostu mistrzostwo świata. Musiałem zerwać się o barbarzyńskiej porze - 6:15, a jestem na urlopie. Właściwie to nawet jak nie jestem na urlopie to nie wstaję o tej porze . Nie wiedziałem, że wtedy już słońce świeci

 

 


Wstać musiałem, bo z rana miała przyjechać więźba na calusieńki dach, a:

 


- długie murłaty wystawały kierowcy ponad szoferkę i chciał zdążyć przed policją (jechał z mazur)

 


- 3 bale jechały dalej na inną budowę bo się pomylili i musieli wymienić (Jarek, daj znać, bo mam przeczucie, że to do ciebie )

 

 


Drzewko na działeczce prezentuje się bardzo efektownie i uzupełnia braki w zieleni.

 


http://images48.fotosik.pl/105/cce78103f9933cb2.jpg

 


Zielono (impregnacja z atestem)

 

 


http://images45.fotosik.pl/105/9bf20e54a9eff20b.jpg


i pod innym kątem

 

 

 


Wstałem, przyjechałem, rozliczyłem się, pogadali my. Najlepszy i tak był kierowca. Wygląda z budy i pyta: "Panie czy nie potrzebujesz Pan tynkarzy dobrych?". Heh skubaniec trafił bo właśnie staramy się o ekipę. Ekipa to jego sąsiedzi, ponoć na Litwie robili nawet . Referencje jakie im wystawił też niezłe. "Wie Pan oni to głównie na wsi a tam się ludzie nie za bardzo znają na tym Knaufie ". Ma też podesłać mi namiar na elektryka. No i oczywiście tzw. clue sprawy (inaczej sedno):

 

 


"Ale wie Pan, jak coś, to jak przyjadę następnym razem ..." (Kierowca do mnie - aby nie było wątpliwości)

 


Ja już trochę obyty w "sztuce" budowlanej, nie dałem mu skończyć i "Oczywiście, pewnie że tak"

 

 


Generalnie pozostaje tylko jakoś sprawdzić te ekipy

 

 


Na koniec powiem wam jedno, opłacało się wstać, nie dla więźby, czy przefajnej rozmowy z kierowcą (nie zdążyłem wypić kawy). To co się dzieje rano na działce, świeże powietrze, lekko mroźne, przesycone zapachem ziemi i kwitnących roślin. No i te ptaki, przecudny świergot. Stałem tak i się delektowałem i nic się nie liczyło, nic poza tym nie istniało...

zulus

ON.

 

 


Żonce podziękowałem za te słowa otuchy w off-linie

 

 


Powiem tak. Bez wielkich uniesień i niespodzianek. Wniosek znów nie zdążył na komitet. Powiecie pewnie stary daj sobie spokój, nie warto. Weź w innym banku, tam gdzie Cię chcą.

 

 


No cóż ja mam niestety inaczej, chyba bardziej nie po kolei pod kopułą i takie sytuacje mnie nakręcają. A komentarz Jarka wskazuje na to, że w Lucasie wcale różowo nie jest

 

 


Oczywiście dostałem telefon z oddziału. Chyba się długo zbierał i bił z myślami mój opiekun czy do mnie zadzwonić (pewnie po naszej wczorajszej rozmowie). Pełna profeska, odwagi jednak starczyło . Pierwsze słowa: "Panie Damianie, nie bardzo wiem jak zacząć". No domyślcie się jaka była moja reakcja

 

 


Dalej konstruktywnie. Oczywiście powiedziałem, że po wszystkim tak czy inaczej "zadymę" zrobię, że mam wystarczającą ilość pożywki na elaborat do prezesa (Tak dla jasności to nie był blef, już to robiłem w ekstremalnych sytuacjach. W połączeniu z UOKiK'iem efekt murowany). Słowo klucz. Zaczęliśmy rozmawiać o rekompensacie . Co by za bardzo nie przynudzać, staram się tę porażkę obrócić na moją korzyść, jak wyjdzie pokaże bezlitosny czas. Później rozmowa z pośrednikiem i doprecyzowanie moich oczekiwań.

 

 


Pierwszy wynik negocjacji w poniedziałek. Następny komitet we wtorek , ale przynajmniej mam więcej czasu i argumenty do rozmowy

zulus

ONA.

 

 


Mój Mąż to anioł!

 


Podziwiam go ze wszech miar i po stopach powinnam całować że wziął na siebie caluteńki ciężar tych kredytów-srytów.

 

 


Nie cierpię już tych z Nordea.......a może to jakiś znak? Może powinniśmy brać ten z Lucasa?

 

 


Aj.......zostawiam to Miśkowi mojemu. Jemu ufam jak nikomu.

 

 

 


A na działce nasadziliśmy cudeniek:

 


- 2 x róża pnąca, czerwona - na froncie domku ogrodowego

 


- 2 x czereśnia

 


- 1 x grusza

 


- 3 x bluszcz żeby pieknie porósł starodrzew

 


- krzewy irgi i ostrokrzewu od strony starodrzewia bo tam chce zrobić naturalne zasieki (oprócz ogrodzenia z siatki of kors) coby mi żadna zwierzyna nie właziła na działkę

 


- i 6 iglaków róznych takich pięknych

 


Ale najlepsze są z tego truskawki które dzisiaj okazały sie poziomkami !!!!

 


Tacy z nas ogrodnicy!!!

zulus

ON.

 

 


Witam po świętach. Trochę czasu minęło od ostatniego postu. Dziś zupełnie z innej beczki. Musze rozładować dodatkowo napięcie związane z kredytem.

 

 


Właściwie należę do ludzi mocno cierpliwych ale ta sytuacja zaczyna mnie w dużym stopniu rozbrajać. Mój poziom cierpliwości wgląda mniej więcej tak, że gdy mnie zaczyna coś zaledwie rozbrajać, to przeciętny człowiek jest już okrutnie wk...ny (delikatnie mówiąc)

 

 


No ale do rzeczy. 26 lutego złożyliśmy (po uprzednim skompletowaniu dokumentów) wnioski do banków, pisałem już o tym wcześniej. Wszystko pięknie, cacy.

 

 


Tere fere

 

 


Jak pisałem wcześniej banki wydały pozytywne decyzje. W finale zostały jednak dwa, z czego jeden, ma bardzo fajne warunki jak na dzisiejsze czasy. Dodatkowo odpowiadają mi jako bank. Przyzwoicie dokapitalizowany, dobry system bankowości internetowej, no i warunki kredytu dają radę.

 

 


Banki to Lucas i Nordea. Lucas staną na wysokości zadania. Chcą mnie jako klienta co udowodnili już kilka razy. Niestety warunki średnie. Rożnica w racie miesięcznej przy moim kredycie to ok 300PLN na korzyść maruderów z Nordea.

 

 


Pomyślałem (chyba za dużo myślę), że skoro mam decyzję z Lucasa, to poczekam na Nordea. Nie układało mi się z nimi jakoś tak od początku, no ale nie były to jakieś gigantyczne problemy. Bank chce się zabezpieczyć, co rozumiem.

 

 


Najpierw poprosili mnie o jeszcze jedno zaświadczenie o zarobkach, z obostrzeniami, na poprzednim wyszło im za dużo. Spłynęło to po mnie, załatwiłem dzięki super dziewczynom z kadr w jeden dzień. Poszło. Okazało się że byłem szybki (dla nich zbyt szybki). W Nordea podobno jest taka procedura, że najpierw papierki, później wycena nieruchomości, później analitycy i decyzja. Przy kredycie jaki biorę decyzja jest na poziomie tzw. komitetu kredytowego (od analityka różni ich to, że odpowiedzialność się rozmywa na większą ilość osób i są wolniejsi )

 

 


W Lucasie dla odmiany procedura wygląda tak, że najpierw wniosek, ale analiza już sobie leci. Analityk przyjmuje wartość deklarowaną a w między czasie już leci wycena. Decyzja jest szybko.

 

 


No ale co Bank to obyczaj. Parę dni nie robiło mi różnicy. Kasa jednak płynie i to już rzeka. moje środki się kurczą.

 

 


W każdym bądź razie decyzja w Lucasie jest. W obu bankach potrzeba dodatkowego papierka z banku, gdzie aktualnie mam kredyt na działkę. Poprosiłem o ten papierek, no ale zgodnie z procedurą, mój aktualny bank ma 20 dni na jego dostarczenie . I teraz najlepsze. Lucas powiedział, że kredyt u ich mam, papier im potrzebny, żeby wiedzieć gdzie i ile spłacić. A Nordea? No tu tak łatwo nie jest papier potrzebny do decyzji. Dorzucili do tego jeszcze potrzebę wyciągu z mojego rachunku głównego, aby potwierdzić, że mam 40tys. własnych środków na budowę (środki dostali od ręki). No ale OK, jak potrzeba to potrzeba. Papier i tak trzeba będzie załatwić. W sumie wynikało z tego jasno, że jak załatwię papier to umowa i jedziemy.

 

 


Ha, nic bardziej mylnego. Postawiłem na głowie połowę banku (mojego aktualnego). Nie wiem ilu ludziom zrobiłem awanturę (tak czy siak im się należało, choćby z tego względu, że mnie oszukali - papierek miał być dwa dni wcześniej, co więcej zadzwonili do mnie, aby to potwierdzić ), udało mi się w ostatecznym rozrachunku załatwić papier, w ciągu 7 dni zamiast proceduralnych 20. W między czasie Lucas sam sobie to załatwił swoimi drogami i nie ma z tym problemu.

 

 


Powoli aczkolwiek skutecznie dochodzę do sedna. Sprawa rozegrała się we wtorek przed świętami. Papierek z banku jeszcze tego samego dnia przesłałem do Nordea i co? I pstro .

 

 


Wiecie co mi powiedzieli?

 


W międzyczasie zmieniła się wartość szacowana mojej nieruchomości. No ale to pikuś. Najlepsze było to, że odkryli podczas wizyty, że mój wkład jest większy niż deklarowałem, bo rozpocząłem budowę (a mój majster zdecydowanie do wolnych nie należy). Normalny bank by się ucieszył w końcu klient działa, pokazuje, że mu zależy, ma środki własne a Ci? "No wie Pan, dużo zmian, musimy to puścić jeszcze raz przez komitet do akceptacji." Normalnie jakieś jaja. Czyżby święta

 

 


No zaczęło mnie to drażnić, ale skoro czekałem tyle czasu, to parę dni mnie nie zbawi. Komitet miał być we wtorek po świętach. Komitet oczywiście był, z tym, że: "...mieliśmy bardzo dużo wniosków i Pana się nie zmieścił, musi poczekać na następny". I nerwy mi puściły. Dowiedziałem się o tym wczoraj. Więc poprosiłem naszego pośrednika o namiary na osobę w Nordea, która prowadzi naszą sprawę i dziś rano się tam wybrałem. Dowiedziałem się, że komitet jest dziś i jutro. Oczywiście zasugerowałem grzecznie, że interesuje mnie dzisiejszy. Pan niestety nie miał takich informacji, a ponieważ komitet był w trakcie nie mógł tego sprawdzić. Miał dać znać po zakończeniu.

 

 


Dal jasności zaznaczyłem w naszej rozmowie, że z ich punktu widzenia, proceduralne czekam kilka dni, ale z mojego jako Klienta, sprawa się ślimaczy prawie dwa miesiące. Poprosiłem też o przygotowanie umowy na piątek, aby nie tracić czasu.

 

 


Tak, zgadza się dziś też się nie zmieściliśmy. Generalnie zrobiłem kulturalną zadymę. Efekt? Sprawa u Dyrektora regionalnego (sprawdzę to oczywiście z samego rana ). Sprawa, także, podniesiona do zarządu Open Finance (to pośrednik) nasz wniosek ma stanąć jutro na komitecie. Trzymajcie kciuki.

 

 


Heh, faktycznie forum działa terapeutycznie, a może to telefon od mojego ojca, który odebrałem w międzyczasie z potwierdzeniem, że mam zabezpieczenie finansowe w razie czego i nie muszę zatrzymywać budowy

 

 


A propos budowy. Macherzy wrócili. STOP. Robota wre. STOP. Przygotowują strop. STOP. Jest pięknie zielono STOP

zulus

ONA

 

Bo tu nie chodzi o sam fakt sadzienia tuj! Ja tez posadziłam - wolnoć Tomku w swoim domku! Ale mamy wrażenie że on robi nam na złość. Sadzi tuje a jeszcze nie uregulował rachunku z naszym Eugeniuszem! A sadzi bo zobaczył że korzystamy z jego działki. Tylko dlaczego to robi skoro początkowo nam pozwolił?

 

Ze już nie wspomne o tym jak codziennie rano doprowadza mnie do szału jego syn który zostawia swoje auto własnie w połowie drogi i muszę go prosic zeby przestawił auto bo chce wjechac na działkę!

 

Och......zagotowałam się!!!!!

zulus

ONA:

 

 


Na budowie cisza. Eugeniusz z chłopakami już w niedzielę wyjechali na święta, wracają we wtorek. Przed wyjazdem wysprzątali swoje "stanowisko pracy" aż miło popatrzeć. W domu czyściusieńko, wymiecione, żadnych gratów. Wszystkie materiały posortowane obok budynku, nawet odpady posortowane i elegancko ułożone w kupki. No mówię Wam jacy porządnisie!!!

 


Dodatkowo działeczka wyrównana, ziemia z humusu rozciągnięta elegancko więc wszystko to razem sprawia że morda się sama cieszy.

 

 


Do wyrównania tej działki to tez przyczynił się trochę nasz sąsiad, wcześniej wspomniany, a że mój Mimiś nie kwapi się aby opisać co takiego zaszło w zeszłym tygodniu pomiędzy nami a sąsiadem że nam ciśnienie skoczyło to ja postaram się sprawę przedłożyć:

 

 


Pewnego pięknego dnia Eugeniusz oznajmił:

 


" Sąsiad powiedział że na początku tygodnia przywozi tuje i będzie nimi obsadzał swoją działkę i kazał nam zabrać całe nasze zbrojenie które u niego leży bo jeżeli coś zostanie uzna to za złom i sprzeda."

 


Gwoli wyjaśnienia:

 


Sąsiad jest Polakiem od lat mieszkającym na stałe w Niemczech i prowadzącym tam firmę budowlaną. Eugeniusz budował dom dla Sąsiada i część jego sprzętu ze względów oczywistych (jak np. konstrukcja do kręcenia zbrojenia) nie została przeniesiona na naszą działkę, tym bardziej że Sąsiad w rewanżu za nasze udostępnianie mu działki na ewentualne jego potrzeby podczas budowy, udostępnił nam swoją działkę. Jego dom (bliżniak) jest w stanie surowym zamkniętym, bez ocieplenia, elewacji, a jedna część nawet bez stolarki.

 


Ze względu na położenie naszej ziemi w 3-ciej linii zabudowy i nieszczęśliwe usytuowanie słupa elektrycznego długie, duże pojazdy z towarami często nie są w stanie wjechać na naszą działkę by dokonać rozładunku i tu korzystamy z działki sąsiada "ścinając" zakręt jaki musiałaby wykonać ciężarówka i wjeżdżając na działkę po skosie. Oczywiście nie dzieje się to codziennie a biorąc pod uwagę ogólny stan obejścia działki Sąsiada, ten proceder nie wyrządza mu żadnej krzywdy.

 


Jak wspomniałam dom Sąsiada wymaga jeszcze dosyć sporego wkładu finansowego, ale wspomniany postanowił zainwestować w ogród co zamierza uczynić przywożąc z zagranicy tuje, którymi będzie obsadzał posiadłość, tym samym odcinając drogę dla naszych dostawców. I na prawdę, obeszłoby mnie to tyle co zeszłoroczny śnieg gdyby nie fakt, że po świętach ma przyjechać strop i więżba........a najdłuższy jej element ma ponad 11m długości........

 

 


Ach....aż się zasmuciłam bo.....bo słyszałam takie powiedzenie: Przyjaciół wybierasz sobie sam, a dobrzy sąsiedzi są darem od Boga". My ten dar juz otrzymaliśmy, tu w bloku, więc chyba nie mamy prawa niczego wymagać.... No i w sumie nie tylko tego jednego sąsiada mamy, a pozostali zdają się być OK. Najgorsze jest tylko to że my z nim mamy wspólną drogę dojazdową a On mi zaczyna najzwyczajniej jakimś krętactwem wonieć i boję się jak sobie pomyślę jakie przypadki "sąsiedzkiej miłości" pokazuje czasem w swoim programie Elżbieta Jaworowicz

 

 


Sąsiad wymyslił sobie np.:

 


-" nie grodżmy się! zrobimy tylko bramę wjazdową na początku drogi, przy ulicy !" - oczywiście sie nie zgodziliśmy, choćby z tego względu że zamierzamy posiadać zwierzaki i nie wyobrażam sobie upilnowania ich na tyle by nie wchodziły mu w paradę

 


- "ja się nie będę grodził od strony drogi!Zrobiłbym tylko bramę na drodze, na linii rozpoczęcia mojej działki!!!" - tutaj już czerwone światło zapaliło mi się i świeci teraz bardzo jaskrawo! oczywiście nie ma mowy o takim rozwiązaniu! My musielibyśmy przejeżdżać do siebie przez dwie bramy (jego i swoją), a jak któregoś dnia stwierdzi, że zmienia do niej klucze, pilota czy cokolwiek??? A jak ustawi sobie auto tuż za bramą i zabarykaduje nam wjazd? NIE MA MOWY!!!

 


Jego problem polega na tym, że postawił ten dom za blisko granicy działki i teraz kombinuje jakby ją sobie optycznie powiększyć. A już widać że kombinator z niego zawodowy. Nam na szczęście wzmożyła się czujność i niczym Zawisza walczyć będziemy o niepodległość drogi!

 

 


Sąsiad przyjeżdża jutro. Przywozi rzeczone tuje. Mąż jedzie z nim obgadać kwestie ogrodzenia i rozliczyć koszty utwardzania drogi więc zobaczymy co tez nowego wymyślił.....

zulus

ON.

 

 


A opowiem wam dalej, trochę się dziś rozpisze. Działka właściwie uporządkowana i gotowa do zasiedlania. Wtedy też postanowiliśmy, że jednak będziemy się budować, co więcej zaczniemy jeszcze w tym roku [2008 przyp. aut].

 

 


W sumie czemu nie. Ja należę do osób mocno planujących i kalkulujących. Zaraz powstała lista rzeczy do zrobienia (wtedy jeszcze mocno ogólna, na zasadzie: prąd, woda, projekt...).

 

 


No i mówię mojej żabce. "Walniemy taki domek narzędziowy, mały, do czasu budowy, w tym sezonie będzie można po grillować a później przyda się na budowę."

 

 


No cóż moja lepsza połowa należy do osób, które lubią wyzwania. "Musi być trochę większy, żeby można było wejść, schować się przed deszczem, coś ugotować ....(tysiąc innych argumentów na poparcie zdania)... zróbmy większy (stwierdzenie zamykające)"

 

 


Właściwie to mi się ten pomysł spodobał, więc wcale nie oponowałem. Wręcz podchwyciłem. Szybki rekonesans rynku co jest dostępne i jak szybko możemy to mieć. Normalnie wybór duży, realizacje szybkie, dwa warunki:

 


- potrzebne zaplecze w stylu media (jak przyjeżdżają montować to trzeba przygotować wcześniej teren, jakaś podmuróweczka itp.)

 


- no i niezastąpiona kasa, bo najtańsze te domki nie są, ale cóż może zostanie na dłużej jako domek ogrodowy więc fajnie by było, żeby był ładny i trwały

 

 


Mimo wielu opcji długo nie mogliśmy podjąć decyzji, a to wygląd, a to cena, a to rozmiar, a to cena. Generalnie założenie było takie, aby wykorzystać jeszcze ten sezon, zatem czasu nam ubywa.

 

 


Z całym domkiem popełniliśmy kilka błędów, ale o tym w trakcie.

 

 


Działka duża, wybraliśmy miejscówkę na domek. Przeciwległy róg od wjazdu. Ważna informacja ponieważ w międzyczasie załatwiałem prąd. Elektryk miał mi postawić prowizorkę, która musiała przejść przez całą działkę.

 

 


Ka ching! - 4000PLN

 

 


Trudno taki "lajf" inwestora. W każdym bądź razie pytali mnie jak wysoko i czy 4,5 m słupa wystające ponad ziemię będzie wystarczające. Po konsultacjach odnośnie miejsca, powiedziałem im, ze spoko, bez problemu. Błąd numer 1.

 

 


http://images40.fotosik.pl/96/855929cce86f031c.jpg


To jest właśnie ten przeciwległy róg od wjazdu domek miał być przy tym krzaku jasnym na wprost.

 

 


W ostatniej chwili miejsce się zmieniło. Efekt jest taki, ze kabel prowizorki leży na dachu

 

 


http://images42.fotosik.pl/96/acfd4261fcd3e099.jpg

 


Zanim jednak do tego doszło, po konsultacjach z rodzinką postanowiliśmy, że domek postawimy sami. Będzie taki jak chcemy, będzie taniej i równie szybko. Błąd numer 2

 

 


Zrobiliśmy projekcik sami, na tej podstawie teść zakupił drzewo. Drzewo wylądowało u teściów. Mieliśmy genialny pomysł. Aby:

 


1. nie wieźć tego całego drewna do nas a jest tego parę m3 i dobre 260 km

 


2. aby zbudowanie tego na miejscu trwało krótko (ambitne założenie mówiło o jednej sobocie na konstrukcje i obicie)

 


Postanowiliśmy zbudować szkielet u teściów, oznaczyć elementy, rozłożyć, spakować, przewieźć, złożyć trzasnąć piwko

 


Plan pyszniusi.

 

 


Jak było w rzeczywistości opowiem następnym razem

zulus

ON

 

 


Znalazłem w komputerze fajne zdjęcia, ale wczoraj niestety nie miałem już kiedy ich wgrać. Pokazują prawie z tego samego ujęcia fragment działki przed i po :)

 

 


Uroczyście obiecuje wrzucić dziś wieczorem.

 

 


Samosiejki to nie lada wyzwanie fizyczne. Te, które miały do 2cm grubości pnia potraktowałem kosą z tarczą, sprzęt daje radę, padały jak trawa. gorzej było z tymi, gdzie pień był grubszy. Ręczna piłka i siekiera to fajne narzędzia ale zbawienie przyszło wraz z piłą łańcuchową mojego brata

 

 


Aby nie zabrakło najważniejszych kobiet w moim życiu w tej opowieści. To oczywiście się przewijały. Wpadały we dwie (jedna trzyma drugą na rękach) i karząca ręka wskazywała "to wyciąć, tamto wyciąć..." a ja uzbrojony w ołówek i anielską cierpliwość próbowałem nadążyć z oznaczaniem drzewek.

 


Osoba, która stoi w miejscu i wyznacza dłonią kilku centymetrowe odległości powoduje, że osoba oddalona o dobre kilkanaście metrów musi w tym samym czasie pokonać już parę metrów .

 


Nieśmiało poprosiłem, "Skarbie, nie pojedynczo, pokaż mi obszarami". Strzał w dziesiątkę usłyszałem "Te wszystkie, poza tym jednym"

 

 


To co naszym oczom ukazało się po tych pracach, przeszło nasze najśmielsze oczekiwania.

 

 


http://images47.fotosik.pl/100/021ce5c0e6bc16f8.jpg

 


http://images47.fotosik.pl/100/b3e4f23ebe6ec0a4.jpg


To zdjęcie robione trochę później w roku - od wjazdu (kępa po prawej stronie to wycięte drzewka)

 

 


Stanąć na swoim kawałku ziemi i go ogarnąć wzrokiem. Przy kompletnej ciszy zakłóconej jedynie szumem drzew i śpiewem ptaków. Cudowne uczucie. Mogłem tam przesiadywać godzinami siedząc i słuchając tych odgłosów.

 

 


Mogłem, ale było jedno ale (zawsze jest jakieś ale). Dzidek mróz, jeżeli nie pamiętacie z poprzedniego postu, był tamtej zimy dosyć łagodny. Już przy pracach w koszeniu okazało się, że był haczyk. I to właściwie nie jeden, a setki, a nawet tysiące. Wredne i żarłoczne komary

 

 


Dla zewnętrznego obserwatora musiał to być zabawny obrazek, jak uzbrojony w kosę biegałem machając rękami i wykonywałem gwałtowne zwroty w celu zmylenia przeciwnika , który okazywał się nadzwyczaj czujny.

 

 


Zawzięty, że byle pomiot niezrozumiałego toku ewolucji nie zburzy mojej ostoi relaksu, zaopatrzyłem się we wszelkie możliwe specyfiki i z taką tarczą na skórze mogłem podjąć nierówną walkę. Mam nadzieję, że ta zima przynajmniej w części wymroziła to paskudztwo.

 

 


Potłuczony ale z tej bitwy wyszedłem z honorem. Mój poziom samozaparcia pozwolił cieszyć się radością z bycia "posiadaczem ziemskim" .

zulus

ON.

 

 


Pewnie co niektórzy myśleli, że się poddaliśmy z pisaniem? Jeżeli tak to nic bardziej mylnego .

 


Słowem wytłumaczenia. W zeszłym tygodniu, a właściwie w weekend poprzedzający zeszły tydzień dopadło mnie jakieś choróbsko. Co za tym idzie nie miałem kompletnie siły na to aby coś wyskrobać. Oczywiście jak przystało na prawdziwego mężczyznę potrzebowałem całodobowej opieki pielęgniarskiej mojej żony

 

 


Wracając zatem do moich wywodów. Jak już pisałem, jakimś cudem udało mi się prze wegetować okres zimy. na szczęście dziadek mróz był łaskaw (przynajmniej wtedy mi się wydawało, że na szczęście).

 

 


Pierwszy i podstawowy dylemat. Od czego zacząć, z której strony ugryźć te połacie zielonego kobierca?

 

 


No i zacząłem, w sumie, nie jakby to zrobiła większość rozsądnych ludzi od drogi , w końcu dojechać się dało, a poza tym droga dla mojej kosy była zbyt prosta Postanowiłem wykosić parking na działce ale, żeby nie było, że moje działania były nieracjonalne i pozbawione elementarnej kolejności spieszę z wyjaśnieniem, że musiałem tak zrobić. Przy samiusieńkim wjeździe na działkę przy granicy rośnie gigantyczna czeremcha.

 

 


http://images43.fotosik.pl/95/d030bf4beb8dcf8c.jpg

 


To wielkie i rozrośnięte coś po prawej stronie. Zielony, piękny, ale kompletnie rozzuchwalony chwast. Blokuje wjazd. Jako dobry gospodarz postanowiłem to zmienić i go ździebko przytemperować.

 

 


Jak już "wygoliłem" kawał ziemi z trawy i dało się go podejść. Przystąpiłem do kontrolowanego dzieła zniszczenia. W ruch poszła ręczna piłka.

 

 


http://images44.fotosik.pl/96/331b6af7e12eadf0.jpg

 


Efekt, jak w głębi zdjęcia. Wjazd jest przed tym domem widać samochód :). To co jest na zdjęciu to efekt tak naprawdę 3 dniowej pracy. I nie jest to jeszcze cała działka. Zaledwie połowa a co więcej tylko trawa.

 

 


http://images43.fotosik.pl/96/0ff3b2e110f4ffa3.jpg


Mozolnie, z godziny na godzinę przedzierałem się przez działkę. W życiu bym nie pomyślał ile roboty oznacza 21 arów.

 

 


Na szczęście pogoda przepiękna a mi trochę ruchu zawsze się przyda.

 


http://images36.fotosik.pl/92/fb29fe1321852a92.jpg

 


Tak dzień po dniu czyściłem działeczkę z trawy, odsłaniając kolejne wyzwanie. Samosiejki!!!

zulus

Ledwo żyję.

 


Żadna tuja nie posadzona, dokupionych 5 sztuk + 3 jałowce "jakieśtam" + 2 róże pnące, piękne czerwone. Wszystko to znalazło przyjemny kącik w rogu domku letniego i poczeka tam chyba do soboty.

 


A plan był taki piękny! Dziś pogoda jak marzenie więc od południa miałam z córą siedzieć na działce i grzebać się w ziemi, a tu co.....

 


No właśnie....

 


Jak to babie, na zakupach zeszło mi więcej czasu niż planowałam. W drodze powrotnej pierworodna ma ucięła sobie drzemkę tak głęboką iż przenoszenie jej na rekach obwieszonych torbami z zakupami nie było w stanie jej z tego snu wyrwać i jak nigdy ostatnimi czasy przespała mi 2.5 godziny, więc już miałam dwugodzinną obsuwę czasową względem planu. Ale cóż - sen to zdrowie, spała spokojnie i głęboko więc się cieszyłam. Aż tu dzwoni facio od stali z pytaniem kiedy zamierzam się u nich pojawić z pieniędzmi?! Mówię mu że za około godzinę, a on mi na to że "za godzinę proszę Pani to tutaj nikogo już nie będzie ale w takim razie możemy się umówić na działce, przyjadę po te pieniądze." Okej, mi tam pasuje - a nawet wygodniej tak.

 


Punkt 16.30 zjawiam się na działce, tak jak się umówiliśmy. On już jest. (Jest też mój kierownik budowy, który kontroluje mi chłopaków "z zaskoczki" i nawet ja nie wiem kiedy się pojawi). Grzecznościowo mówię iż "Mam nadzieję , że nie czeka na mnie długo." , a on na to że "i owszem"...... Szybko biorę więc portfel, przeglądam fakturę, się rozliczamy, on chowa pieniądze, więc mówię, że przepraszam go zatem ale "Wie Pan, dziecko małe i ....(ble ble ble)" (aż sama jestem teraz na siebie zła że w ogóle zaczęłam się tłumaczyć bo wyczułam drania na kilometr, że typ antypatyczny), a on.......wpół mojego zdania powiedział "Do widzenia" i zatrzasnął mi drzwi auta przed nosem i odjechał!!! Na szczęście więcej stali nie potrzebujemy, a nawet gdybyśmy potrzebowali wolałabym już dopłacić niż z typem mieć wątpliwą przyjemność!!!

 

 


Chwilę później pojawił się Facet Od Więźby - nie pamiętam ani imienia, ani nazwiska ale na szczęście nie muszę bo to znajomek naszego Eugeniusza. Robi najtańszą i najlepszą więźbę w okolicy (wedle zapewnień Eugeniusza), a w dodatku mamy u niego pierwszeństwo poprzez koneksje z Majstrem. Czuję się nawet nieco jak VIP wśród inwestorów okolicznych bo Facet Od Więźby sam osobiście do mnie przyjeżdża na działkę i sam dopytuje co i jak! Fajnie, nie?

 


Mam nadzieje że to poczucie pozostanie już do końca i po złożeniu więźby nadal będę czuła się jak VIP

 

 


Tymczasem Kierownik Budowy (zwany przez nas Kiero), jakoś się dzisiaj na budowie u nas zasiedział (w sumie go rozumiem - pogoda bajeczna a on miał w perspektywie powrót do biura, więc wiadomo co wybrał) i zagadaliśmy się z jakąś godzinę. Chwilę po jego wyjeździe wpadła moja koleżanka, która de facto kupiła dom na tej samej ulicy i tak oto o godzinie 18.30 po raz pierwszy weszłam do murowanego budynku. A tam:

 


- wszystkie nadproża zamontowane (oprócz oczywiście nad drzwiami garażowymi i nad tarasowymi (te będą wylewane)

 


- chłopaki radośnie murują kominy i kończą ostatnią ścianę nośną

 

 


A to dokumentacja:

 

 


1. Dom od strony ogrodu, widok na jadalnię

 


http://images37.fotosik.pl/92/e0fd47de6855c119.jpg

 


2. Dom od strony tarasu

 


http://images47.fotosik.pl/97/3fe7d7a4487aae28.jpg

 


Jutro może posadzę tuje......

zulus

ONA:

 

 


Zaszalałam. Kupiłam 7 tui! Piękne bajecznie, gęste, aż nikt mi nie mógł uwierzyc że po tak niskiej cenie i w hipermarkecie! Oczywiście, chłopaki od Eugeniusza z nim włącznie, pukają się w głowę, ale ja uważam że nie ma co czekac z aranzacją ogrodu i trzeba działać w każdych warunkach! Wg wspomnianych wyżej podśmiewaczy, powinnam poczekać aż działka będzie wyrównana, ziemia nawieziona, wyrychtowane ogrodzenie. Ja natomiast uważam że te 2100m2 to taki kawał ziemi, że na prawdę mozna juz spokojnie zacząć działać i są miejsca, gdzie kopary nigdy nie było i będzie więc.......sadzimy,sadzimy, sadzimy!!! Te dzisiejsze 7 tui to tylko na dobry początek (7-mka na szczęście), jutro zamierzam dokupić krzeczorków i sadzić, sadzić......

 

 


A tymczasem..... Zajeżdżam na działkę bo mnie mój ślubny umówił z hydraulikiem na uregulowanie rachunku za stan zero, a tam........kończą murować nadproża! O niebiosa! Jakie my mamy wieeeeelgachne te okna!!!!! Wspominałam wcześniej, że je pozmienialismy względem oryginalnego projektu, i tak standardowej wielkosci okna zostaja tylko w kuchni, w pozostałych pomieszczeniach okna będą miały wysokość ok 180 cm. Powiem Wam, że dzisiaj gdy zobaczyłam te ogromne "otwory okienne" rzeczywistość przerosła moje wyobrażenie! Na prawdę robi to niesamowite wrażenie i myślę, że doda smaku naszym wnętrzom. Jednoczesnie skłoniłam się ku opcji okien całkowicie bez szprosów, ponieważ:

 


- te wielkie przestrzenie pokratkowane bedą stwarzać wrażenie jakiegos więzienia

 


- nie uzywam firanek a jedynie ozdobnych zasłon, w oknach kuchennych będą tradycyjne żaluzje (w mieszkaniu w bloku przerobiłam opcje żaluzji drewnianych i różnych rolet więc już wiem że stare, tradycyjne żaluzje są opcją najlepszą) więc i tak tych szprosów widać nie będzie, a w pozostałych - jak wyżej

 


Na dzień dzisiejszy pozostaje opcja bez szprosów, zobaczymy jeszcze co powie architekt.

 


No właśnie, na przyszłą środę jestesmy umówieni z architektem wnętrz. Zobaczymy co z tego wyniknie.....Troche martwimy się że to taki "zbędny" wydatek, bo w dużej mierze wiemy co chcemy, ale też w obliczu tak ogromnego wyboru "wszystkiego" potrzebna jest jakaś mądra głowa, która to przesieje, uporządkuje i doradzi tak, by z domu nie wyszły "kolorowe jarmarki". Przejęta już jestem tym spotkaniem jak dziecko, bo ogromnie mnie ciekawi co taki architekt mi powymyśla. Ale na to jeszcze troche przyjdzie mi poczekać.

 

 


Co poza tym? Wszyscy chcą pieniędzy

 


Dzisiaj ścigali mnie ze składu złomu, bo się okazało że nie uregulowalismy rachunku za pręty - a to jakies szalone pieniąze są, słowo honoru!

 


Eugeniusz z chłopakami wyjeżdżaja na święta do domu i co? KASA!

 


Trzeba działke wyrównać, bo po tych roztopach to jak poligon wygląda, nawieżć troche "tego czerwonego" (kruszywo ceglane, nawiezliżmy to cudo na drogę do utwardzenia, się spisało, ale działka tez rozorana i trzeba z wywrotke chociaż na wjazd sypnąć)........a wszystko to kosztuje......ach.....

 


W dodatku coś wygląda na to że sąsiad wkracza z nami na wojenną ścieżkę i wcale nas to nie cieszy bo poprzez posiadanie wspólnej drogi dojazdowej do działki jesteśmy zobligowani do życia w symbiozie a on nam tutaj cos zaczyna kombinować......Ale o tym pewnie napisze Zulus bo dzisiaj bardzo sprawę przezył wiec pewnie ten jad, który już się z niego dzisiaj wysączył pozwoli mu trzeżwo przedłozyć sytuacje - ja jeszcze jadem pluje i brak we mnie dystansu więc na razie sie nie wypowiadam.

 

 


Jutro jadę sadzić tuje. Chłopaki pewnie już zrobią wszystkie nadproża zatem sfotografuję i fotki wieczorem załączę.

zulus

ON:

 

 


Zastanawiałem się czy pisać o rzeczach, które miały miejsce dawno temu, czy pogrążać się w retrospekcji i być może zanudzać czytelników, którzy głodni są wiedzy na temat rozwiązań budowlanych. Jednak doświadczenia z tamtego okresu były bardzo ciekawe i być może wnioski z nich, okraszone odrobiną opisu tzw. dodatkowego komuś się przydadzą. No a poza tym to jest cała historia budowy naszego M.

 

 


Poza tym, moja ślubna drąży mocno sprawy bieżące i nie będę jej odbierał "chleba" :)

 

 


Dziś opiszę moje zmagania z działką. Generalnie trzeba było ją uporządkować. Wtedy jakoś nie zamierzaliśmy od razu się budować, ale chcieliśmy posprzątać i postawić taką małą szopę co by sobie w sezonie wyskoczyć na grilla ze znajomymi.

 

 


Przed rozpoczęciem jakichkolwiek działań działka wyglądała tak:

 


http://images39.fotosik.pl/92/d3f58ffeb5f9b100.jpg


Jest to widok z wjazdu

 

 


Ogólnie rzecz ujmując piękny obraz nędzy i rozpaczy

 


Wszystko kompletnie zarośnięte. Trawa i różnej maści chwasty do kolan. Samosiejki drzew tworzące istny busz. Po prostu cudowny kawałek ziemi, z ogromnym potencjałem i mnóstwem pracy, której nie mogłem się doczekać (działkę nabyliśmy ostatecznie na początku grudnia).

 

 


Oczywiście w "nie w sezonie" na takie prace zaopatrzyłem się w kosę spalinową (różne narzędzia to moja słabość). Uwielbiam robić, to co potrafię, sam, tego co nie potrafię też , jeżeli mam możliwość się czegoś nauczyć i wyżyć, głównie fizycznie.

 

 


Nie będzie chyba wielkim zaskoczeniem, że w grudniu pojechałem na działkę wypróbować mój nowy nabytek (śniegu nie było).

 

 


W jakiś magiczny sposób udało mi się przetrwać okres zimy. Mocno powstrzymywany przez żonę :)

 

 


http://images48.fotosik.pl/95/99dfb52c37041cc5.jpg

 


To zdjęcie też z wjazdu, no i jak tu nie rzucić się na tą pracę

 

 


Z tego opisu nie płynie żadna nauka, ale jak retrospekcja to retrospekcja

zulus

ONA:

 

A ja sobie wykrakałam tym wczorajszym postem!!!

 

Pół nocy oka nie mogłam zmrużyć z powodu tych szprosów! Ten sobie żwawo pochrapuje a ja z boku na bok. tak żle i tak niedobrze.....szprosy czy bez szprosów, gdzie bez szprosów, a gdzie ze szprosami......no bo to że duże okno i drzwi na taras to juz pewne ale co z resztą???!!!! Dżizessssss......

 

Teraz dochodzę do wniosku że moze tylko w kuchni zostawić (bo tam okna takie zwyczajne 150/150 i 120/150)????? Ale czy to jakos głupio nie będzie?

 

Juz nawet Zulusowi nie mówię o tych bolączkach. Jak dojdę sama ze sobą do jakiegos konsensusu wtedy go poinformuję bo mi się chłop załamie.

 

ARCHITEKTA PLS!!!!!!

zulus

ON:

 

 


Akurat mam chwilkę w pracy (chyba przez to przesunięcie czasowe sic!).

 

 


Posta powyżej komentował nie będę. Jakkolwiek mam inne pytanko, czy szanowni czytelnicy (jeżeli takowi występują) widzą zdjęcia umieszczone w postach? Umieściłem album na "Picasa" ale coś chyba jest nie za bardzo (oczywiście zachęcam do wypowiedzi w sekcji komentarze).

 

 


Tymczasem wracając do wątku poruszonego wcześniej. Warunki!

 


Nasza Gmina oczywiście miejscowego planu nie posiada, zdezaktualizował się tenże kilka lat temu i jakoś nie po drodze było urzędnikom ustanowić nowy. Nie znam się na tym, ale widocznie musi to być ogromnie skomplikowane przedsięwzięcie .

 

 


W rozmowach z właścicielem założyliśmy, że warunki powinniśmy mieć w ciągu 3 miesięcy. Generalnie myślę sobie wtedy - dramat, wydanie jednego kwitu tyle czasu? .

 

 


No ale cóż, działka fajna, nam w sumie się nie spieszy - spoko - właściciel tylko nerwowy (my obawialiśmy się jednego, ponieważ ceny szły do góry , to baliśmy się, że właściciel machnie ręką na zadatek i opchnie komuś innemu )

 

 


Pogadaliśmy sobie z ludźmi z agencji. Agencja lokalna, mają znajomości w gminie, powinniśmy dać radę. Wnioseczek podpisany i złożony. Uruchamiamy znajomości. U siebie również włączyłem tryb "upierdliwy petent" i wydzwaniałem do urzędu. Opłaciło się wniosek gmina wypchnęła w 2 tygodnie (w tym tygodniowy urlop)

 

 


Zadowoleni i poinformowani formalnie o tym fakcie czytamy przesłaną decyzję, ale coś nam tu dużo uzgodnień wychodzi. Jak się okazało nasza działka leży na terenie obszaru "Natura 2000" (jakieś rzadkie gatunki ptaków) .

 

 


Chyba łatwo nie będzie . No dobra, ale czekamy. Decyzja w sumie przecież pozytywna.

 

 


Znajomości w urzędach jakichkolwiek brak, więc czekamy ... i czekamy

 

 


w międzyczasie zaczęliśmy załatwiać kredyt.

 

 


... czekamy

 

 


Mijają tygodnie...

 

 


... czekamy

 

 


No dobra, coś to za długo trwa. Jakaś masakra. Dzwonimy do gminy. "No proszę się nie denerwować to normalna procedura. Może to potrwać jeszcze 2 miesiące. My nic jeszcze nie dostaliśmy"

 

 


Dramat. Minęły w sumie 4 miesiące . Włączyłem tryb "mega-upierdliwy petent", w końcu to mi zależy. Pojechałem do gminy. Ładnie poprosiłem o wykaz wszystkich urzędów, które nie wysłały uzgodnień. W sumie były 3.

 

 


Wziąłem urlop - 1 dzień z zamiarem objechania wszystkich. Nie pamiętam teraz jakie to były 3 poza jednym - Konserwator przyrody.

 

 


Generalnie we wszystkich było tak samo - "Od Annasza do Kajfasza", ale ja w trybie, patrz wyżej, staje się człowiekiem mocno upartym. Nie opuszczałem urzędu dopóty, dopóki w łapce nie miałem uzgodnienia odpowiednio ostemplowanego (w jednym sam zaniosłem do kancelarii do wysyłki).

 

 


Na koniec zostawiłem sobie Konserwatora. Sytuacja podobna jak w dwóch poprzednich. Jak namierzyłem osobę odpowiedzialną stałem nad nią do czasu zamknięcia. Oczywiście Pani z rozbrajającą szczerością (jak w poprzednich) poinformowała mnie, że nie ma problemu, zrobi mi to od ręki "proszę chwilę poczekać na korytarzu" .

 

 


W międzyczasie pojawiła się na korytarzu przy xero, oczywiście dopadłem do niej jak wygłodniały łowca wytropionej zwierzyny i patrzę, cóż ona takiego robi.

 

 


Na mapkach, które kserowała były na mojej działce jakieś dziwne czerwone kreseczki (dziwne czerwone kreseczki z reguły nie wróżą nic dobrego). Poniżej krótki dialog

 

 


- RPWD (Rozeźlony, Przyszły Właściciel Działki) - przepraszam, a co to (spytałem dosyć elokwentnie)

 


- U (przemiła Pani z urzędu ) - Granice nieprzekraczalnej zabudowy terenu

 


- RPWD - no ale to na mojej działce?!

 


- U - no tak, zgadza się, za działką ma Pan zbiornik wodny, od którego należy zachować 20m

 


- RPWD - ale tam nic nie ma. Znaczy dół jest ale wody to on nie widział od dobrych kilku lat

 


- U (z rozbrajającą szczerością) - na mapie jest, zaktualizujemy za jakiś czas

 

 


Skończyło się pozytywnie. Oczywiście granice zostały, ale jak się okazało w niczym nam nie przeszkadzają. Dalej sprawa wróciła do urzędu, ale tam znajomości więc jakoś szybciej poszło.

 

 


Z tej przydługiej opowieści jest jednak jakiś morał. W urzędach niewiele się zmieniło (przynajmniej w moim odczuciu). Wciąż pozostaje stosować starą wypróbowaną zasadę:

 

 


"Im głośniej krzyczysz, tym bardziej Cię słuchają"

 

 


Na koniec tylko dodam, że w gminie byli pod wrażeniem, że tak szybko udało nam się to załatwić

zulus

ONA:

 

 


Rozpisał się ten mój Zulus, rozpisał.

 


Oczywiscie moja wersja opisanych przez nigo wydarzeń jest nieco odmienna ale ponoć "kobiety są z Wenus".

 

 


Jutro nowy dzień na budowie. Ściany pną się do góry i na prawdę cieszy to oko niesamowicie. W weekend podjęlismy też kluczową decyzje dotyczącą okien. Bo tak:

 


- na początku chcieliśmy drewniane, brązowe

 


- potem nagle nam się odmieniło i stwierdzilismy że najlepsze będą białe z dwóch stron i ze szprosami

 


cały czas cos mi jednak nie do końca pasowało i mieliłam ten pomysł w głowie co wieczór. I wymysliłam:

 


- białe z dwóch stron, ze szprosami tylko te okna "małe" a okno duże w jadalini (które w cąłości będzie witryną) i drzwi na taras bez szprosów.

 


Fajnie będzie, nie?

 


Tak sobie pomyślałam że jak pokratkujemy taką wielką przestrzeń to może się z tego zrobić klatka, a tak będzie to poczucie przestrzeni i niczym nie ograniczony widok na drzewa.

 

 


Dodatkowo też powiekszyliśmy okna wzgledem tych oryginalnych i tak oto drzwi na taras bedą miały 3 m, boczne w jadalni 120 szerokosci i wysokość 180 i takie samo okno będzie w pokoju dziennym.

 

 


Teraz mój plan na ten tydzień:

 


- codzienne wizyty na budowie of kors

 


- finalne negocjacje z dwoma firmami w których wyceniłam już dach (i tu mam dylemat bo obie dały bardzo podobne oferty i nie wiem sama która wybrać....)

 


- i chyba najważniejsze: architekt wnętrz! -> trzeba go odnależć w końcu

zulus

ON: (dla nie zorientowanych - patrz post pierwszy pod jednym nickiem piszemy we dwoje z żonką)

 

 


Jak już pisałem wyżej, postanowiłem trochę ustawić chronologie wydarzeń. Po uprzedniej dygresji wracam do historii z cyklu "Kochanie chodź obejrzymy działkę ..."

 

 


Wracamy do roku 2007. Patrząc z perspektywy, były to piękne czasy prosperity, a co za tym idzie wszelkich bumów, w tym budowlanego. W związku z tym ceny mieszkań - do góry, ceny działek - do góry, indeksy - do góry. Wszystko - do góry

 

 


Za nami od dłuższego czasu chodziła działka, własny kawałek ziemi, taki trójkącik aż do samego środka, środka (jak to mawia moja żona).

 

 


Oglądaliśmy różne ziemie, zjechaliśmy spory kawałek miejscowości w okolicach miasta stołecznego robiąc zdjęcia i spisując z płotów numery telefonów.

 

 


i...

 

 


.. i właściwie nic. A to w sumie za drogo, a może jednak odpuśćmy sobie, poszukajmy czegoś na mazurach (swoją drogą oglądaliśmy kilka fajnych działek z niefajnymi cenami )

 

 


Czas leci, a my więcej o działkach rozmawiamy niż robimy.

 

 


Aż tu nagle, pewnej pięknej majowej soboty, moje kochanie oznajmia, że umówiła się z agencją nieruchomości "zobaczmy, to nic nie kosztuje" (jasne ). Właściwie pomyślałem, czemu nie, zamiast jeździć po sklepach, lepiej pojeździć w plenerze.

 

 


Wizyta umówiona z samego rana. Formalności spełnione, warunki opisane, 6 działek wybranych do przedstawienia przez agencję. Objechaliśmy wszystkie działki w pół dnia, porozmawialiśmy z panem z agencji. Generalnie na samym początku wizyty pan agent ostrzegł, żebyśmy nie spodziewali się jakiegoś szału bo posucha w branży. I faktycznie, działki dziwaczne, np. 18m szerokości 100m długości, jakieś takie pokręcone.

 

 


Poza jedną...

 

 


Od początku wiedzieliśmy czego szukamy, wyobrażenie mieliśmy w naszych głowach i o dziwo w obu bardzo podobne :)

 

 


Ta jedna, to była pierwsza działka jaką pokazał nam agent. Zwróciła naszą uwagę ponieważ:

 


- była całkiem spora - takiej szukaliśmy

 


- miała dużo starodrzewia - takiej szukaliśmy

 


- była z dala od głównej ulicy - takiej szukaliśmy

 


- była foremna - takiej szukaliśmy

 


- było lato i niemiłosiernie zielono - takiej szukaliśmy

 

 


Zachowując kompletnie zimną krew (ja zachowałem, moja druga połowa uśmiechała się pod nosem przez resztę drogi) obejrzeliśmy resztę działek, odstawiliśmy pana z agencji i wróciliśmy oglądać tą działkę.

 

 


Porobiliśmy zdjęcia, wróciliśmy do domu i oglądaliśmy je z posępnymi minami. Działka duża = działka droga

 

 


Myśleliśmy, myśleliśmy, myśleliśmy... (o cenie, o warunkach budowy, o terenie w około o wszelkich możliwych haczykach, w końcu o sensie zakupu działki) generalnie jeden z cięższych tygodni, tak, w tydzień podjęliśmy decyzję. Jeżeli właściciel opuści nam 50tys. to bierzemy.

 

 


Zgadnijcie co się stało?

 

 


Opuścił!

 

 


Po niecałym miesiącu mieliśmy w ręku warunkową umowę przedwstępną w formie aktu notarialnego :) i pełno wątpliwości np. dlaczego tak łatwo właściciel opuścił cenę i czy nie mogłem na ofercie wpisać mniej?

 

 


W każdym bądź razie, mieliśmy umowę, warunkową, ponieważ zastrzegliśmy, że kupimy działkę dopiero wtedy gdy zostaną jej wydane warunki zabudowy, ale to już zupełnie inna historia...

zulus

ON:

 

 


Teoretycznie jak obiecałem w ostatnim poście, powinienem opisać przejścia ze starostwem. Ale po dłuższym namyśle postanowiłem zmienić chronologię tegoż dziennika.

 

 


Dziś historia z cyklu "Kochanie chodź obejrzymy działkę nie musimy od razu kupować (przyp aut. maślane oczy kobiety jego życia)"

 

 


Zanim jednak rozpłynę się w opisie historii sprzed prawie 20 miesięcy opisze dzisiejsze postępy.

 

 


"Niech się mury pną do góry" jak to mawiał poeta. Ekipa dziarsko pomyka ze ścianami nośnymi. Można by powiedzieć nic nadzwyczajnego, kolejny etap budowy, jak to bywa po fundamentach (oczywiście nie dla nas, każda cegła uruchamia kolejną porcję endorfin rozlewającą się po organizmie).

 

 


Natomiast ja chciałem o czymś innym przy tej okazji. Tydzień temu jak już wiedziałem, że przy dobrym wietrze (a raczej braku złego wiatru), wyjdziemy z ziemi postanowiłem, że uczczę ten fakt wraz z "macherami". Jak przystało na prawdziwego gospodarza, postawie flaszkę (albo dwie), skromny poczęstunek i oblejemy wspólnie fundamenty i chudziaka, aby się nie rozsechł.

 


Ekipa naprawdę w porządku, a co najistotniejsze w tym temacie - górale. Myślę sobie - "Trzeba by poćwiczyć, aby nie wyjść na kompletnego "lamusa". Jakkolwiek decyzja wspólnie z małżonką została podjęta - "Stawiamy"

 

 


Tydzień był ciężki, pogoda kiepska, ekipa twarda i wytrwała, i we środę udało się zamknąć stan zero, co było oczywistym potwierdzeniem sobotniej imprezy.

 


W piątek po pracy wpadam na działkę (zaczęli murować) aby zawiadomić "główno-dowodzącego", że w sobotę, jak to się mówi "zrobimy flaszeczkę" (pełen lekkiego stresu, czy dam radę - w końcu to górale ).

 

 


Nie jesteście w stanie sobie wyobrazić mojego zdziwienia gdy z ust majstra padaj słowa "Panie Damianie a kto to będzie pił?! Gdzieeeee taaaam, ja nie piję, Władek nie pije..."

 

 


Niemniej jednak postanowiliśmy, że skoro nie pija to chociaż uraczymy ich porządnym obiadem i tak też się stało. Żeby nie było tak kompletnie AA, wypiliśmy po parę piwek :) i umówiliśmy się, że strop będzie "zmoczony" jak trzeba.

 

 


Po tej krótkiej dygresji przejdę do sedna w kolejnym poście... (dzisiaj czuję, że mam wenę )

zulus

Tu żona Zulusa.

 


Zulus się dowiedział i sam zaczął pisać. No i fajnie. Przynajmniej będę może w końcu wiedziała co w tej głowie siedzi bo chłop jak chłop - mało wylewny, nie gadatliwy.

 


Obiecałam zdjęcia, więc wykorzystam ten fakt do skrótowego przedłożenia sytuacji aż po dzień dzisiejszy.

 


Zaczynamy:

 

 

 


1. Działka tuz po zakupieniu. Wjazd na posesję

 


http://i49.tinypic.com/aaaa7c.jpg

 


2. A tu Zulus poszalał ze swoją kosą spalinową i efekt jest! (ale jeszcze jak widac sporo do zrobienia zostało). Teraz z tych pozostawionych w owym czasie drzewek została ledwie garstka na obrzeżach i to wielkie w środku.

 


http://i47.tinypic.com/6zas60.jpg

 


3. Chatka Zuluska - ojej ile go to weekendów kosztowało........ Teraz służy za wypasiony magazynek budowy.

 


http://i49.tinypic.com/10hku54.jpg

 


4. Pierwsza łycha!!!! 10.03.2009

 


http://i47.tinypic.com/2wo8x7k.jpg

 


5. ławy na sznurkach

 


http://images38.fotosik.pl/92/eba50aa30aa5f513.jpg

 


6. Leją ławy leją......40 m3 betonu!!!!!

 


http://i50.tinypic.com/a11mx4.jpg

 


7. A tu juz gotowiaste fundamenty z pieknym chudziakiem i pionami kanalizacyjnymi.

 


http://images38.fotosik.pl/92/68481817b87dd41b.jpg

 


A dzisiaj Mili Państwo, z radości o mały włos się nie......

 


Na działe wjechał poroterm i chłopaki aż miło ściany zaczęli stawiać!!! Jutro pewnie wejdę do domu przez otwór drzwiowy!!!

 

 


Tyle na dziś. Katar mam i ciężko mi się myśli ale wiosna ponoć wielkimi krokami zmierza w naszą stronę więc będzie dobrze!

zulus

Skoro moja żonka podjęła się prowadzenia dziennika to jej pomogę.

 

 


Dziś właściwie mija miesiąc od momentu złożenia wniosku o kredyt na budowę domu (my, podobnie jak spora część naszego społeczeństwa, również zamierzamy sfinansować nasze przedsięwzięcie z cudzych środków czyt bankowych).

 

 


Starania o kredyt rozpoczęliśmy w pierwszej połowie lutego. Zanim udało się skompletować potrzebne dokumenty (a jest ich niemało, dość rzec, że jedna aplikacja to była sterta papierów wysokości 5cm) minęło praktycznie 2 tygodnie. W końcu się udało i po istnym maratonie (bite 2,5 h) złożyliśmy wnioski do 6 banków . Na koniec oczywiście okaże się, że 5 było kompletnie niepotrzebnych, ale czujemy, że to wzmocniło nasze możliwości przetargowe .

 

 


Właściwie po drodze banki zaczęły się wykruszać, albo na własną prośbę jak DB, który stwierdził, ze jednak nie będą kredytować budowy systemem gospodarczym, albo na naszą prośbę jak ING czy mBank, które nie grzesząc rewelacyjna ofertą wyjściową poprosiły o poniesienie dodatkowych kosztów na operat szacunkowy naszych włości koszt prawie 900PLN a to przecież 2 tony cementu.

 

 


Jak wykazuje proste działanie algebraiczne zostały 3.

 


Pierwszy decyzję wydał tydzień temu, mamy umowę, ale warunki są na takim poziomie, że musielibyśmy mieć naprawdę mocne ciśnienie aby je podpisać

 


Drugi właśnie wczoraj wrócił do nas z radosną nowiną, że decyzja oczywiście jest - warunki względne, więc nr. 1 idzie w odstawkę

 


No i został nam trzeci, niestety są wolni, ale maja dobre (jak na dzisiejsze czasy) warunki.

 

 


No cóż pieniążki w każdym bądź razie płyną szerokim strumieniem zmieniając się coraz bardziej w rzeczkę.

 

 


Przy odrobinie czasu opiszę moje przeżycia ze starostwem jak załatwialiśmy pozwolenie na budowę.

zulus

Zulus jeszcze nie wie, ale dzisiaj sie dowie że w końcu się odwazyłam: zaczynam pisać dziennik budowy!

 


Ponieważ nie chcę zakładać nowego loginu podpinam się pod ślubnego mego Zulusa i bedziemy sobie pisać razem. A co!

 


Budujemy dom. Nasz dom! Po prawdzie to my tylko płacimy a buduje nasz Eugeniusz ze swoimi chłopakami (w sumie z Eugeniuszem 4 chłopa), ale widomo - to nasz dom wiec my budujemy go sercem i duszą którą coraz bardziej zaprzedajemy bankowi......

 


Kilka słów o działce:

 


- działka jest piękna, najpiekniejsza

 


- ma kształt trapezui jest w trzeciej linii zabudowy

 


- jedną granicę działki wytycza linia starodrzewia

 


- pozostałe trzy to sąsiedzi

 


- na działce gdy ją kupowaliśmy panował totalny chaos (zarośnięta po pas i mnóstwo samosiejek)

 


- teraz mamy tam znowu chaos ale juz taki kontrolowany

 


- pozostawiliśmy sporo drzew, w tym dwa dęby (teraz już jest tylko jeden bo drugiego nie zauważył operator koparki podczas zasypywania fundamentów), kilkanaście grabów i brzózek, i olszyna pokażnych już rozmiarów

 


- działka jest nieogrodzona z trzech stron, z czwartej jest stare ogrodzenie z siatki drucianej ale w bardzo dobrym stanie

 


- mamy tam już prąd i wodę (studnie głębinową)

 


- mamy też piękny domek letni który buduje mój mąż od zeszłego roku i skończyc nie może, tymczasem pełni on funkcję magazynku budowy.

 

 


Kilka słów o projekcie:

 


poszukiwaliśmy projektu gotowego, spełniającego następujące założenia:

 


- 4 sypialnie (jedna przeznaczamy na gabinet)

 


- głowna sypialnia z oddzielną łazienką i garderobą

 


- garaż na 2 auta, połączony z domem

 


- oddzielnie kuchnia i jadalnia ale jednocześnie stwarzające uczucie otwrtej przestrzeni i blisko usytuowany pokój dzienny

 


- miał być niepozorny z zewnątrz, ale mieć jakiś pazur architektoniczny

 


I tak oto wybór padł na M18 "Za miastem"

 

 


http://projekty.muratordom.pl/projekt?IdProjektu=386&IdKolekcji=&powierzchnia_od=&powierzchnia_do=&kondygnacja=&nazwa=za+miastem&symbol=&x=0&y=0&nr=0" rel="external nofollow">Tutaj jest projekt

 

 


Acha, jeszcze ważne bylo dla nas usytuowanie wzgledem stron świata (tradycyjnie pokój dzienny od południa etc.), ale szlag trafił te tradycyjne ustawienie i pokój dzienny będziemy mieli od strony wschodniej a kuchnię na zachodniej. Część dzienna domu jest skierowana na północ. Teraz jestem w stanie wymienić kilka powaznych plusów takiego ustawienia ale nie wymądrzam się dopóki nie sprawdzę na własnej skórze.

 

 

 


Pierwsza "łycha" padła dnia 10-go marca 2009 więc budujemy już prawie 2 tygodnie.

 


- działka wygląda jak po wybuchu kilku granatów

 


- mamy piękne ocieplone fundamenty

 


- zrobioną hydraulike stanu zero

 


- wylany chudziak

 


Eugeniusz mówi że teraz to juz będzie w oczach rosło. A ja mu wierzę bo chłop się na rzeczy zna i mam do niego ogromne zaufanie w kwestii budowy.

 


Co jak co, ale Eugeniusza to myśmy na loterii wygrali! Prawdę powiedziawszy to on sam się do nas zgłosił - budował dom sąsiada i wiedział że się przymierzamy do budowy więc nam zaproponował swoje uslugi. A ze po okolicy krążą o nim tylko dobre opinie- długo sie nie zastanawialismy.

 

 


Żeby nie przedłużać - resztę "ciekawostek" jak i fotki z dotychczasowych osiągnięć wrzucę pózniej (bo się musze doedukowac jak to się robi )



×
×
  • Dodaj nową pozycję...